Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Nie da się osiągnąć sukcesu posiadając tylko jedno oblicze i pokazując je tak szybko swojemu wrogowi. Jednooka miała ich wiele, dla każdego osobna twarz, osobne zachowanie. Jej delikatność względem rannego nie była udawana, przychodziła naturalnie i bez wysiłku. Pies zwyczajnie był warty tej nagłej zmiany nastawienia, złość nie kipiała w kobiecie, w jednej sekundzie pozbyła się gniewu na rzecz zapewnienia towarzyszowi komfortowego snu. Ale gdy tylko oczy zamknęły się, pozostała jedynie poruszająca się miarowo klatka piersiowa i rana, która mimo wszystko pokrywała się świeżą krwią.
Wystarczyło jednak tylko, ze czarnowłosa odwróciła się w stronę rekruta i nienawiść powróciła, nawet mocniejsza niż wcześniej. Skierowana nie na całą grupę, ale na jednego. Opuściła ją jednak na tyle szybko, że zanim kazała mu ruszać, przeciągnęła resztę ciał do groby i zasypała je pobieżnie. Nawet jeżeli nagrobek był żałosny, może wiatr dokończy dzieła i ukryje trupy przed paszczami zdziczałych wymordowanych, które tykały się wszelkiej padliny. Wolała jednak o tym nie myśleć. Wskazała kierunek i ruszyła.
Na tyle powoli, że rana w barku nie dokuczała za mocno, ale wystarczająco szybko, by gniewnie poganiać uszkodzonego chłopaka z ciężkim psem na rękach. Nie zamierzała go oszczędzać, skoro uszkodził jej towarzysza broni, nie było mowy o taryfie ulgowej. Może w pierwszym momencie chciała być nieco milsza, ale rekrut sam sobie narobił biedy denerwując nie jednego, a dwóch napastników na raz. Poczuł się chyba za bardzo bohaterem, skoro postanowił przeciwstawić się parze uzbrojonej po zęby.
Może to im pokaże jak malutcy i słabi się względem innych prawd.
Skierowała go w stronę miejsca, które znała. Nawet ona musiałaby w duchu przyznać, że chwyta się brzytwy. Nikt jednak nie był w stanie wydusić tych słów wypowiedzianych bez opanowania. Chowała wszystkie niepokoje i obawy za głosem pełnym kolców i zgorzknienia. Nawet jeżeli trzymała pewną odległość za plecami chłopaka z Haskielem na rękach, sprawiała wrażenie wilka podążającego tropem swojej krwawiącej ofiary, który pokazuje swoją łaskę mogąc zabić, ale nie robiąc tego tak od razu.

- Połóż go. - rozkazała, kierując się od razu w stronę rowu z wodą. Przede wszystkim chciała zająć się obrażeniami psa, a dopiero później zająć się chłopakiem. Nawet gdyby chciał teraz uciec, miał niewielkie szanse. Nadal trzymała przy sobie obie jego bronie, poza tym pokazała już jak szybko i niespodziewanie potrafi pojawić się przed kimś, by pozbawić go głowy. Rekrut mógł ryzykować, ale czy na pewno chciał?
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Opór nie miał tu nic z pozorów bohaterstwa, była to po prostu rzecz, którą w jego mniemaniu należało zrobić, gdy stawało się oko w oko z rebeliantem, gotowym siłą i torturami wyciągać z danej osoby wszelkie możliwe informacje. Nawet jeśli nie dawało to żadnych nadziei na rozwiązanie problemu, manifestacja, że żołnierz S.SPEC nie poddaje się przed każdym przeciwnikiem, który okazuje się silniejszy, w oczach Ivo stanowiła odpowiednią drogę postępowania. Nie mógłby nigdy postąpić niczym wystraszona owca, przynajmniej nigdy do końca, pozwalając robić z sobą co tylko się drugiej osobie podoba. Gdyby się na to zgodził, nigdy by sobie nie wybaczył.
Tak właśnie myślał młody Bergsson, bo nie doświadczył jeszcze wielu cierpień i nie wiedział, że czasami przetrwanie jest ważniejsze od dumy. Teraz priorytetem pozostawała dla żołnierza absolutna wierność władzy, więc powziął sobie mocne postanowienie, że nie puści pary z ust, milcząc, choćby zamierzała go poćwiartować.
Myśli może i miał śmiałe, jednak jego organizm zdradził go szybciej, niż on swoich ziomków. Blada skóra, drżące ręce, wzrok w którym dało się dostrzec strach... to wszystko świadczyło o tym, że mimo twardych myśli, młody wojskowy nie potrafił opanować paniki, która wzbierała w jego sercu, w miarę upływu czasu. Nie pomagała mu w tym sama jednooka, popychając go co i rusz, mimo że starał się iść naprawdę szybko, jednocześnie wiedząc, że musi iść ostrożnie, by Haskiel nie doznał większych uszkodzeń...
Po jednym takim popchnięciu zatoczył się i niemalże upadł. Wykonał wtedy kilka panicznych kroków naprzód i odzyskał równowagę. Nie odezwał się, zacisnął tylko usta w wąską kreskę i zwarł ze sobą szczęki, by żaden jęk nie wydobył się z jego gardła. Starał się być odważny pomimo strachu i nawet wiedząc o swojej przegranej pozycji, próbował nie ustępować pola jednookiej wszędzie tam, gdzie nie skończyłoby się to jego natychmiastową śmiercią. Ciężko było jednak zachować godność, gdy nogi powoli odmawiały posłuszeństwa, ramiona drżały z wysiłku, a czoło pokrywało się potem. Zmęczenie coraz mocniej dawało mu się we znaki, trzymanie w ramionach wymordowanego tak, by ten nie cierpiał bardziej, niż w tym momencie, było cholernie niewygodne.
Dlatego też, gdy zobaczył cel ich wędrówki, przyspieszył, chcąc jak najszybciej pozbyć się ciężaru ze swych rąk. Potykał się przy tym co kilka kroków, wytrwale jednak parł naprzód. Dotarłszy na miejsce, uklęknął w pobliżu rowu z wodą i odłożył rannego cyborga na miejsce wskazane przez kobietę. Wstał i odszedł kilka kroków. Przykucnął, opierając łokcie na kolanach. Oddychał ciężko, łapał hausty palącego powietrza, jak umierający na pustyni łapie każdą kroplę wody. Spojrzał na zabiegi łowczyni wokół Haskiela, po czym usiadł na rozpalonej ziemi. Nie był w stanie teraz uciec, szermierka dopadłaby go z łatwością, a Bergsson zbytnio przejmował się towarzyszami, by narażać ich na straszny odwet tej szalonej, jednookiej psychopatki. Nawet jeśli on miał przy tym zginąć...
Czekał więc, aż jednooka skończy to, co zaczęła.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zamoczyła kawałek czystego materiału w wodzie. Chłód rozszedł się po jej dłoniach, bo rów zawsze skryty był od słońca, mokre ręce natychmiast pokryły się gęsią skórką, ale dreszcz jak raz był przyjemny. Krew wymordowanego spłynęła ze skóry kobiety, ale podeszła do niego, by jeszcze raz splamić palce na czerwono, póki rana nie przestanie pokrywać się brudnymi krzepami, póki poważniejsze ryzyko nie zostanie zażegnane.
Zachowywała się niemalże tak, jakby nie było tu poza nimi nikogo innego. Żołnierz pozostawiony sam sobie nadal czuł obrożę zaciskającą się wokół gardła, a krótka smycz wolności prowadziła prosto do jednookiej. Mógł się nacieszyć spokojem, póki nie szarpała go w swoją stronę i nie wydawała komend. Paradoksalnie to on był teraz bardziej psem, niż leżący bokiem, oddychający ciężko Haskiel.
- Haś, możesz się trochę przespać, jeżeli chcesz. - Powiedziała uspokajająco, ale nie jak do zwierzęcia, raczej jak do młodszego od siebie żołnierza, który także był jednym z dwunogów. Nie było to wykluczone, gdyby dobrze się zastanowić, wymordowani mogą zmieniać swój kształt i nawet jeżeli ten konkretny zniewolony został mechanicznymi częściami, kiedyś dawno mógł wyglądać zupełnie inaczej.
Opuszki palców zanurkowały w miękką sierść psa, dotyk złagodził jego rysy, a spokój przyniósł sen, zanim Haskiel zdołał się zastanowić, czy faktycznie powinien pozostawiać kobietę bez swojej pomocy. Broń nadal była jednak w jej posiadaniu, a żołnierz pogryziony i zmęczony nie wyglądał na skorego do pomocy. Nawet teraz, gdy czarnowłosa wreszcie odszukała go wzrokiem, siedział jedynie łapiąc oddech.
Ciężki wzrok przesunął się po jego obliczu, słowa przez dłuższą chwilę ciszy czaiły się na ustach kobiety, ale za to myśli pędziły. Dla nich nigdy nie było ucieczki, ciągłe przewidywanie, sprawdzanie, czujność, analizowanie wszystkiego i wszystkich. Rozkład sił wydawał się jednak jasny, nie musiała silić się na słowa większe od niej samej.
- Nie jest trująca. - rzuciła, niby od niechcenia kiwając głową w stronę stojącej na dnie rowu wody.
Mógł nie ufać jej słowom, ale trudno było ukryć, że chwilę wcześniej oczyściła tą samą cieszą rany swojego towarzysza. Sama jednak nie napiła się ani kropli, nie wyglądała na tak zmęczoną i zmaltretowaną jak pozostała dwójka, więc w pewnym sensie było to uzasadnione. Przystanęła jednak i obserwowała jak zareaguje na to pochwycony żołnierz. Pełne skupienia czerwone oko przyglądało się jego zachowaniu, szukało czegoś w spojrzeniu, w małych gestach. Na moment nastąpił więc nerwowy fragment sielanki, a przynajmniej nie wyglądało na to, by w tej sekundzie mieli się wzajemnie powyrzynać.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Czekając, aż Łowczyni zaszczyci go swoją uwagą, powoli odzyskiwał oddech. Jednak im dłużej pozostawał w niepewności, tym bardziej do jego wnętrza przesączały się wszystkie emocje, które starał się powstrzymać. Związane ręce drżały nieznacznie, acz zauważalnie, oczy pełne niepokoju obserwowały działania kobiety, która z taką troską obmywała ranę zwierzęcia, jakby troszczyła się o własne kudłate dziecię. Zimne palce strachu pełzły po jego plecach, jakby chciały go ucapić za gardło, paradoksalnie jednak ich chłód nie przynosił żadnej ulgi w palących promieniach wieczornego słońca. Wywoływały tylko paskudne dreszcze wzdłuż kręgosłupa, dreszcze obejmujące całe jego ciało. Ivo nienawidził tego uczucia, nie potrafił go jednak stłumić, nie potrafił zdławić niepokoju biorącego go we władanie na samą myśl o planach jednookiej psychopatki.
Wciąż nie wiedział, co ta kobieta chce z nim zrobić i tak niewiedza była najgorszym powodem jego strachu. Gdyby miał pewność co do swojej przyszłości, mógłby zrobić szybki bilans zysków oraz strat i podjąć decyzję. Teraz mógł jedynie podjąć ryzyko w nadziei, że pozostanie żywy, kiedy rebeliantka już z nim skończy. Wciąż liczył na to, że wytrwa i nie puści pary z ust, ale z każdą mijającą minutą, jego pewność siebie malała.
Właściwie, to przecież jedna kobieta, mająca na głowie rannego współtowarzysza, nie wytnie w pień całego oddziału, prawda? Zostali wysłani na Desperację, powinni więc spodziewać się ataku przeróżnych mutantów. Szermierka w starciu z opancerzonym transporterem, uzbrojonym w CKM, z pełną załogą wewnątrz, nie powinna przetrwać więcej niż pięciu minut. Nic więc tak naprawdę nie ryzykował, no poza swoim życiem. Ale nie ryzykował życia kamratów, gdyby nie powiodła mu się próba ucieczki. A skoro tak, to może jednak powinien szybko odebrać jej broń i choć strzelanie ze związanymi rękami z karabinu nie będzie celne, to w zwarciu powinna zarobić przynajmniej trzy kule. Wtedy zacząłby uciekać, ranna Łowczyni nie zdołałaby go dogonić, więc udałoby mu się, gdyby odbiegł poza zasięg jej ogromnej katany.
Co w takim razie go powstrzymywało? Strach. Ogromny, skręcający jego wnętrzności, odbierający mu zdolność logicznego myślenia strach, który jedynie się wzmógł, gdy się do niego odezwała. Drgnął zauważalnie i spojrzał na nią pytająco. Dopiero gest głową zwrócił mu uwagę na podmiot zdania. Traktując to jako formę rozkazu, podniósł się powoli i zbliżył do rowu. Przestąpił go, tak by mieć kobietę naprzeciwko siebie, a nie za plecami. Składając dłonie razem, zanurzył je w chłodnej cieczy, nabrał ją i zbliżył do ust. Wątpił, by była zatruta, ta morderczyni chciała go żywego. Nie fatygowałaby się tak tylko po to, by pozwolić mu odejść w tak prosty sposób. Zwilżył najpierw wargi, następnie upił łyk i przytrzymał wodę w ustach. Dopiero wtedy przełknął, przynosząc ulgę wysuszonemu gardłu. Powtórzył ten proceder trzy razy i westchnął lekko z zadowoleniem. Nadal kucając nad rowem, podniósł głowę do góry i spojrzał na Łowczynię, z pewnym wyczekiwaniem w oczach. Nie odzywał się, tylko patrzył.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Pies zapadł w sen szybciej, niż pojawiła się potrzeba namawiania go do oddania się w objęcia tej czynności. Być może to ludzki pierwiastek podpowiedział mu, że łatwiej będzie przeczekać ból w taki sposób, niż gdyby próbował po psiemu radzić sobie z problemem. Jego klatka piersiowa poruszała się rytmicznie, nie było zagrożenia życia, póki coś z zewnątrz nie postanowi im przeszkodzić.
 Usiadła na skraju drewnianego podestu i sprawdziła resztę magazynku przejętego karabinu. Broń palna nie należała do jej mocnych stron, ale potrafiła wystrzelić w razie czego bez problemu. Poza tym, sam widok jednookiej, która na kolanach trzymała sporej wielkości i wagi śmiercionośną broń musiała być dosyć deprymująca dla pojmanego, który chociaż względnie wolny, nie miał większych możliwości postawienia się. Rzucała mu krótkie spojrzenia, upewniając, że nie pozwoli mu żadną nawet próbę ucieczki. Co gorsza, dobrze się bawiła wyciągając w następnej kolejności swoją atutową broń, długie ostrze, które splamione nadal krwią na stali przetarła krawędzią swojego płaszcza. Wiele dziesiątek podobnych plam wokół szwów na dole świadczyć mogło o tym, że nie po raz pierwszy poświęcała kawałek narzuty dla utrzymania katany w pełnej sprawności.
 Zatrzymała dłonie tylko na moment, kiedy jeniec postanowił się wreszcie napić, zgodnie z jej sugestią. Uniosła nieco głowę i obserwowała go w ciszy. Pojedyncze oko nie mrugało przez dłuższy fragment czasu, zastygła w swojej pozycji pogrążona w myślach, które dla Ivo jawiły się ciszą. Dopiero gdy ten skończył i zwrócił się w jej kierunku, kontynuowała przerwaną rozmowę.
 - Gdzie twoi kumple zabrali resztę? - zapytała w taki sposób, żeby wiedział, iż milczenie nie będzie przez nią tolerowane. Kiedy już pozwoliła mu się napić i odrobinę odsapnąć chciała wyciągnąć powoli jak najwięcej użytecznych informacji. W komplecie z bronią ułożoną wygodnie w jej ręce ton mógł brzmieć podwójnie wyraziście.
 Po samym jej spojrzeniu dało się wywnioskować, że nie będzie zbyt miła, jeżeli już doszło do przesłuchania. Pokazała mu co nieco wcześniej, kiedy pozostawiła martwego kumpla Ivo bez głowy na pustyni. Szczęście w nieszczęściu, że to jemu przypadła rola tego, który sprzeda swoich przełożonych i resztę brygady. Przy okazji, cała tamta hałastra była bandą idiotów, skoro nie przewidzieli, że sami mogą stać się nagle ofiarami. Zostawili swoich żołnierzy na pastwę Desperacji, pokazując im w sposób dosadny jak bardzo obchodzi ich los miastowych, którzy oddali swoje serce, duszę i ciało wojsku.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wiedział, że ta cisza to było ledwie preludium, spokojny moment przed sztormem. Zaspokajał pragnienie łapczywie, ale starał się robić to powoli, żeby się przypadkiem nie zachłysnąć. Śmierć prze utopienie się łykiem wody brzmiała tak absurdalnie. Kucając nad rowem wypełnionym wodą, patrzył spode łba na czerwonooką, choć nie celowo, po prostu pozycja wymuszała ten typ spojrzenia. Inaczej jednak mogła to odebrać kobieta.
Przerwała w końcu milczenie, zadając pytanie, o które tak naprawdę chodziło od samego początku. Po to przecież zamordowała Kazuyę, by go zastraszyć i oszczędzić sobie dłużącego się, na jej niekorzyść, przesłuchania. To jej się udało - drżące ramiona, kołaczące panicznie serce, trupia bladość twarzy nieopierzonego rekruta - wszystko świadczyło o skuteczności zastosowanej metody. Mimo tego we wnętrzu jeńca trwała zażarta walka chęci przetrwania i głupiej, młodzieńczej chęci zostania bohaterem. I otrzymania złotych liter na nagrobku.
Wiedział, że nie wolno za żadne skarby powiedzieć jej tego, co chciała usłyszeć. Naraziłby tym samym wszystkich członków oddziału. A nawet jeśli jej powie to, czego od niego oczekuje, nie ma żadnej gwarancji, że zostanie przy życiu. Było tylko jedna droga. Pokazać, że mieszkańcy miasta nie są mięczakami i żadne groźby ich nie złamią. Nawet jeśli drżą ze strachu na całym ciele. Wstał więc, choć nogi miał jak z waty i ułożył usta w kpiący grymas, choć wymagało to od niego wiele wysiłku.
- Mam tak po prostu podać ci koordynaty? - w jego głowie słowa te zabrzmiały mocniej, wyraziściej. W rzeczywistości głoski drżały i lekko się załamywały. Odchrząknął więc i splunął na bok w wiele mówiącym geście - Mowy nie ma.
Mówiąc to, czuł jak serce podchodzi mu do gardła, a żołądek zaciska się w supeł. No ale nie było innej drogi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wyciągnęła z bocznej kieszeni opakowane w jasny papier kawałki suszonego mięsa, które zaczęła żuć sobie w międzyczasie ich ukrywanej dyskusji. Nos Haskiela poruszył się kilkakrotnie, ale pies pozostał w objęciach Morfeusza, regenerując stracone siły. Oparła łokcie na kolanach i wbijając wzrok w młodego żołnierza oczekiwała, że spanikuje i odpowie na jej pytanie w możliwie jak najkrótszy i najdokładniejszy sposób. Nie miała siły, czasu ani tym bardziej cierpliwości na zabawę. W wielu innych sytuacjach nie byłaby aż taka gwałtowna i nieludzka jak dzisiaj. Było jednak kilka czynników, które odbierały jej możliwość ukazania nieco milszej strony, chociażby ośli upór gówniarza.
- Hooo, stawiamy się? - złapała w zęby końcówkę przekąski i wciągnęła ją do ust z minimum kobiecej gracji. Nie zależało jej w żaden sposób na budowaniu swojego pozytywnego wizerunku w oczach żołnierza. Na dzień dobry ścięła jego kolegę, a takiego pierwszego wrażenia nie dało się łatwo zmyć. Ale właśnie w taki sposób powinien ją dostrzegać, jak przeciwnika, zagrożenie, osobę z bronią, która na splunięcie w bok wstała i zacisnęła palce na rękojeści.
- Masz jaja większe od rozumu, młody. - stwierdziła sucho, kiedy podeszła bliżej rowu z wodą. - Szkoda, że wasza plaga szybciej się rozmnaża, niż myśli.
Broń ciągnęła ze sobą tak niby przypadkiem. Mógł wierzyć lub nie, ale nie musiała polegać tylko na niej, by stwarzać zagrożenie. Kiedy po szczeniacku postanowił odmówić wykonania jej polecenia, w pierwszym momencie po prostu kopnęła go w piszczel, z łowczą siłą oczywiście. Czyli troszkę mocniej, jak przyłożyłby mu dorosły facet.
- Powiem inaczej. Jak uda Ci się mnie do siebie przekonać, przeżyjesz. Jeżeli mnie zdenerwujesz, nie uciekniesz dalej niż za róg młyna. Zapytam jeszcze raz. Gdzie. Ich. Zabrali. - usta zaciśnięte w wąską linię w połączeniu ze świdrującym spojrzeniem pojedynczego, czerwonego oka wyrażały oczekiwanie, tym razem już mniej cierpliwe, niż chwilę wcześniej, kiedy pozwoliła mu chlapnąć wszystko od razu.
Gra na czas nie miała większego znaczenia, mógł próbować, ale nie skończy się to dla jego strony żadnym sukcesem, jedynie przyciągnie do siebie większego pecha. I odrobinę dłuższe umieranie.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Na widok paska suszonego mięsa, Ivo oblizał się mimowolnie. Przez natłok myśli, związanych z dylematem między zachowaniem życia a lojalnością wobec wojska, przebił się prosty komunikat: był głodny. Wysiłek włożony w kopanie grobów i niesienie rannego cyborga zużył zapasy energii rekruta. Teraz, kiedy miał kilka chwil na nabranie oddechu i łyk zimnej wody, poczuł znajomy ścisk w żołądku. Przygryzł dolną wargę, po czym wypuścił ją i zacisnął zęby. Niepokoił go fakt, że został na środku pustkowia bez żadnych zapasów. Miał na to tylko jedną odpowiedź - spróbuje to wytrzymać. I tak nie spodziewał się, że przeżyje zbyt długo.
Mimo tego, kiedy to zmartwienie przysłoniło na chwilę wszystkie inne, nastąpiła subtelna zmiana, nakierowująca chłopaka w stronę walki o byt. Odezwał się w nim instynkt samozachowawczy, nakazujący odrzucić S.SPEC i ich zasady na chwilę wystarczającą, by stali się jego najbliższym problemem. Carpe diem, pokonaj zagrożenia w zasięgu ręki, a dopiero potem myśl nad kolejnymi.
Ten pogląd nasilił się tylko, kiedy odziana w krwawe szmaty kobieta wstała i zaczęła poruszać się w jego kierunku. Złowrogi szmer prostej, czarnej pochwy o spękaną słońcem ziemię wywołał dreszcz na jego plecach. Włoski na karku stanęły mu dęba, a żołądek podszedł do gardła. Dopóki stała w bezpiecznej odległości mógł ujadać, ale zmniejszający się dystans szybko usuwał z jego umysłu buńczuczne myśli o oporze. Zdołał tylko wykrztusić przez zaciśniętą ze strachu krtań:
- Myślałem, że akurat wy cenicie lojalność ponad wszystko... - chciał powiedzieć coś więcej, lecz nim skończył, w jego piszczeli zapłonął ból. Odruchowo podniósł przykurczoną nogę do ciała, a siła ciosu sprawiła, że przewrócił się na plecy, uderzając potylicą o twardą glebę. Wizja stała się na chwilę nieostra, po czym jego wzrok znów się zogniskował. Podparł się rękami z tyłu i odsunął się kawałek szybkimi ruchami rąk.
- Czekaj! - zawołał, a w jego głosie wreszcie zabrzmiał strach. - Daj mi chwilę, muszę sobie przypomnieć! - dodał, próbując kupić sobie trochę czasu. Wędrówka z miejsca mordu do młyna była dla młodego rekruta jak zły sen, więc po drodze zgubił orientację w terenie. Nie wiedział w którą stronę poszli, a słońce świecące mu w oczy nie pomagało. Zmrużył je, spoglądając z dołu na mroczną postać górującą nad nim. Może i jego wyraz twarzy nadal był bezczelny, lecz tym razem nie celowo. Najchętniej zamknąłby jej całkiem, ale bał się choćby mrugnąć. Oddychał powoli, chcąc się uspokoić, opanować szaloną gonitwę myśli na chwilę wystarczająco długą, by wyszarpnąć z mózgu koordynaty lub choćby charakterystyczne punkty.
- Na... zachód? Tak! na zachód od tego miejsca, gdzie zabiłaś Kazuyę... - każde słowo z trudem wydobywało się z jego ust. Walczył cały czas ze sobą, choć tym razem instynkt przetrwania dominował wyraźnie. Mogło się jednak okazać, że na nic ta próba spóźnionej współpracy, skoro ogarnięty paniką umysł odmawiał posłuszeństwa. - ... są tory kolejowe. Trzeba podążać wzdłuż nich... - gdyby miał więcej czasu, przypomniałby sobie, że sierżant wspominał coś o rozjazdach i dużej ilości tras biegnących z tamtego miejsca. Ale nie pamiętał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Widok wijącego się z bólu chłopaka nie robił na niej wrażenia. Przykucnęła obok i zmierzyła go spokojnym spojrzeniem.
 — Twoim zdaniem brak nam lojalności, a i tak mamy jej więcej niż wy. — odpowiedziała, podparła się ręką i znowu stanęła wyprostowana. Obecność broni nie była tylko na pokaz, musiał wiedzieć, że na litość w tym wypadku nie może liczyć. — Tak mi się wcześniej wydawało, ale teraz wiem już na pewno. Zostawili was tutaj jako przynętę.
 Uderzyła pięścią w otwartą dłoń i zakręciła się na jednej nodze zafascynowana nagle otaczającą ich pustynią. Piach trochę bardziej zbity niż normalnie świadczył tylko o tym, że stary młyn był przystankiem dla wielu. Dookoła ciągnęły się najróżniejsze wydeptane szlaki, ale każdy jeden pozostawał bezlitośnie pusty.
 — Jeden z waszych widział Hasia, ale udawał, że to zwykły pies. Pewnie domyślili się, że mają za sobą lisa, więc podrzucili mu trochę wnętrzności, żeby miał się czym zająć. - zakpiła usatysfakcjonowana. Wbiła jeden koniec ostrza w sypką ziemię i oparła się na nim, jak na kiju. — Mów mi więcej o lojalności, młody.
 Wykrzywiła usta i zaśmiała się krótko, paskudnie.
 Połowa z tego była blefem, ale pozostała część opierała się na solidnych podstawach. Dwuosobowy ogon był być może cichy, ale nie dostatecznie silny, by zmieść cały oddział specu z pustyni. Musieli zdać sobie sprawę z obecności szpiega i z obawy o zasadzkę wrzucili w pułapkę na niedźwiedzia dwie marne wiewiórki.
 — Będziesz kryć to gówno z góry, czy bogowie rzeczywiście oszczędzili Ci tej wiedzy? — mruknęła niezadowolona z tak niekonkretnej odpowiedzi. Zachód niewiele jej mówił, bo na zachodzie było wszystko, to samo co wszędzie indziej. Zaraz za pierwszym punktem orientacyjnym mogli skręcić gdziekolwiek. Nazwy, miejsca... Dzieciak ja irytował.
 — Strata czasu. Pewnie nawet nie mówią nic takim podlotkom. — stwierdziła i kopnęła piasek, który wiatr zwiał gdzieś na bok. — Po cholerę oni biorą dzieciaki na Desperację? Można by rzec, że są bardzo... zdesperowani. — Zaśmiała się jak hiena i znowu zbliżyła do wijącego się jak padalec chłopaka. — Masz jakąś rodzinę, gówniarzu? — Odezwała się znowu tonem pełnym opanowania. Nie dało się oprzeć wrażeniu, że nawet teraz sapała mu na kark jak powstrzymujący się od ugryzienia wilk.
 — Pewnie nie, skoro tak łatwo się Ciebie pozbyli.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach