Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

× Czas: kilka godzin po akcji w kasynie.
× Miejsce: kuchnia i jadalnia, kryjówka DOGS.


{ ... }

Szorował butami po ziemi, nawet niespecjalnie siląc się, by podnosić je ponad podłożem na jakąś godną wysokość. Adrenalina buzująca w żyłach zdążyła opaść równie szybko, co pył po zgliszczach kasyna, pozostawiając po sobie okrutne zmęczenie. Wiedział, że wciąż kurczowo trzymało go osłabienie i – patrząc trzeźwym okiem – jego wycieczka pod bramy wroga była z goła idiotycznym pomysłem w takim stanie, jednak nie żałował absolutnie niczego. Jak wielkim szczęściarzem trzeba być, aby przetrwać bez żadnego szwanku wśród płomieni, latających pocisków oraz strzał, w środku walącego się na łeb budynku? Powinien wytatuować sobie pieprzoną czterolistną koniczynę na czole.
Niemniej nie okazywał specjalnej radości.
Widział, że przed nim maszeruje reszta Psów z rannymi na ramionach. Widział też tę rozwichrzoną jasną czuprynę, która zaraz miała zniknąć mu z pola widzenia. Był zajęty walką wśród totalnego chaosu, toteż nie miał wyrzutów sumienia, że nie rzucił mu się do pomocy. Za to nie potrafił odgonić od siebie zwykłego, ludzkiego przejęcia. Jego blond księżniczka miała wyjątkowego pecha w tej akcji i Kurt modlił się, byleby miał okazję nazwać go w podobny sposób raz jeszcze i to jak najszybciej. Jednak nie snuł w nieskończoność rozważań na temat Pudla, który, jak cała reszta, zniknął mu z oczu po niedługim czasie. Został w tyle i niczemu nie trzeba było się dziwić. Chart po prostu był cholernie wolny, a poranione stopy krzyczały do niego o odpoczynek coraz głośniej i głośniej z każdym kolejnym krokiem.
Dotarcie do kryjówki było niemal zbawienne.
Słuch wyłapał ponad jego ciężkim oddechem poruszenie; najpewniej urosło wokół Psów, które dotarły na miejsce wcześniej. Nie miał ochoty mieszać się w tłumie rozemocjonowanych braci, opowiadając wszystkim naokoło, jak to nie zrównali kasyna z ziemią. Jasne, było to całkiem miłe przeżycie, ale nikomu nie chciałoby się o tym gadać, samemu aż prosząc się o odpoczynek.
Tap, tap, tap…
Chodził kulawo wzdłuż ściany siedziby, sunąc palcami po jej chropowatej, zawilgłej teksturze. Przytrzymywanie się nie pomogło mu w uśmierzeniu bólu nóg, ale sprawiło, że poruszanie się było niemal o połowę prostsze. Tak kuśtykając, dotarł do kuchni. Opustoszałej i zostawionej w niemal absurdalnym porządku. No tak, Matylda pewnie wykorzystała okazję, że większość z tej zgrai była nieobecna i z nudów zgarnęła wszelkie śmiecie ze stołów. Samej kucharki niestety nie było. Najprawdopodobniej jak wszyscy zbiegła do wracających z misji, przekonać się na własne oczy, czy została ona zakończona sukcesem. Odgłosy dobiegające z innych pokoi sugerowały, że wesoła nowina już się rozniosła.
Sam Sullivan ze spokojem przykucnął przy jednej z półek, egoistycznie zagarniając dla siebie ostatnie dobrze wyglądające pieczywo. Nie miał go nawet kto powstrzymać lub przepędzić, więc co będzie się ograniczał? W następnej kolejności dopadł do pierwszego lepszego stołu i odsuwając sobie najwyższe krzesło, posadził na nim tyłek.
O chwała. W takich momentach człowiek sam się cieszy, że jest niski.
Wypuścił z ulgą powietrze, gdy odkrył, że siadając jak najbliżej oparcia krzesła, mógł pozwolić sobie na niedotykanie stopami powierzchni. Najchętniej po prostu zrzuciłby te buty i wcisnął nogi do jakiejś miski z wodą, ale marnie widział przygotowanie sobie podobnej kąpieli przy użyciu jednej – i to tej mniej sprawnej – ręki.
W absolutnej ciszy zanurzył zęby w trzymanym pieczywie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wątek przenoszę do archiwum z braku aktywności prowadzenia lub zakończenia.
W razie czego pisać do mnie na PW, jeśli będziecie chcieli go wznowić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach