Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Go down

Kek
MadMax | Poziom Średni (może się zmienić) | Możliwość zgonu: Jako Taka
"Nie każdy ge­niusz jest świ­rem, a świr geniuszem.
Cza­sem jes­tem wa­riatem, a cza­sem być nim muszę..."

Ból rwący i palący, i umysł rozszarpujący niby szpony srebrzyste oraz przez piekło naostrzone zagnieździł się w ciele młodego Wymordowanego. Cierpienie głębokie i gorzkie, i zalewającego jego umysł bezlitosnymi, kwasowymi falami rozdzierało wszelkie jego sensy oraz zmysły - wzrok zamglony i kotarą ciemności przysłonięty, węch zapchany metalicznym i kłującym zapachem, smak zamalowany i zdominowany przez krew, dotyk przytłumiony i stępiony niczym bezużyteczne już, przestarzałe narzędzie, słuch zatkany szumem niby morskim, lecz z własnego, szybko bijącego serca i tętna dudniącego pochodzący. Nie wiedział, ile czas tak trwał w tych męczarniach i torturach, lecz w pewnym momencie - zbawiennym i złotym, i ulgą zakrapianym - wszystko przeminęło, jak gdyby nigdy Max niepogrążony był w katorgach zdolnych zrujnować mentalność i psychikę typowego, normalnego człowieka - a nawet tego bardziej wytrzymałego, odpornego i wytrenowanego. Ślepia jego - zmęczone i piekące, i pozbawione męczeńskich łez - ujrzeć mogły pochylającą się nad nim postać przyodzianą w czerń niezmąconą i jednolitą, o twarzy naznaczonej poszarpaną, biegnącą przez nos i prawy policzek, ukośną bliznami i skrytej w połowie pod białą, rozwichrzoną grzywką. Najbardziej rzucającym się w oczy, wbijającym w pamięć elementem był uśmiech szeroki, równe i zdrowe ząbki ukazujący oraz nacechowany wyraźnie, wielce dziką i nieposkromioną iskrą - ogniskiem raczej, gorzejącym i rozpalonym - szaleństwa.

Mrugnął, wtem, wymazując jak gumką niezwykłą obraz ten majaczący nad jego personą niczym straszliwy, niemożliwy do zrozumienia miraż. Ułuda i fatamorgana prysnęła jak przekłuta brutalnie, bez ostrzeżenia bańka, zostawiając Maxa zdezorientowanego i wolno, mozolnie dochodzącego do siebie. Kiedy oszołomienie to i dekoncentracja ustąpią - co zajmie mu parę dobrych, wlekących się żmudnie minut - bohater tejże opowieści odkryje, że leży na kamiennym - marmurowym właściwie, wypolerowanym i lśniącym - blacie sporego stołu, a nadgarstki i kostki jego skrępowane są zardzewiałymi, kruszącymi się pod znaczniejszym naporem kajdankami przykręconymi do tejże wspomnianej powierzchni. Rozglądając się dookoła siebie dane mu będzie zobaczyć skąpane w rozświetlonych pojedynczą, żółtą lampką zawieszoną pod sufitem ciemnościach pomieszczenie, którego wnętrze zawalone było poprzewracanymi szafkami, stołkami oraz poniszczonymi, połamanymi i niezdatnymi do użytku narzędziami chirurgicznymi. Pleśń i kurz zalegały w kątach, na potrzaskanych meblach oraz umorusanej, przyprawiającej o bakteriofobię podłodze, a powietrze tu uwięzione było stęchłe, chłodne i ciążące nieprzyjemnie w płucach.

Szelest rozgrzmiał w pokoju tym zrujnowanym i zapaskudzonym, kiedy to tynk wiekowy oderwał się w drobinach od sufitu i posypał w dół, nie pomagając podupadłemu wizerunkowi tegoż przygnębiającego miejsca ani odrobinę. Na wprost marmurowego stołu, a którym to obudził się nasz szanowny Max z głębokiej i niezbyt orzeźwiającej drzemki znajdowały się pojedyncze, stalowe drzwi, których dół zjadany był niespiesznie i od lat licznych przez miedzianą oraz lekko zielonkawą rdzę. Nie wydawały się one być jakoś przesadnie wytrzymałe, tym bardziej, że ledwo trzymały się na wpół wyłamanych, wyglądających na takie, które skrzypią przy najmniejszym nawet ruchu zawiasach. Za Maxem, natomiast, umieszczone było okienko - podobne do tych, jakie spotkać można było niegdyś w szpitalach czy stróżówkach ochroniarskich - które najprawdopodobniej prowadziło do jakiegoś innego pomieszczenia, nie zaś na zewnątrz - mimo tego, że było zaciemnione i mało co dało się przez nie zobaczyć, to jednak dało się wyłuskać z widoczku tego niewyraźnego i sczerniałego przez szybę zarys ściany oraz... krzesła? Chyba było to krzesło, chociaż ciężko było określić dokładnie i na sto procent tożsamość tegoż samotnie sterczącego półtorej metra przed okienkiem, potłuczonego przedmiotu.

(Dodatkowe) Informacje:
  • Warunki: ciepło (około 20 stopni Celsjusza), duszno, powietrze jest stęchłe i nieprzyjemne, kurz drapie w nos i krtań.
  • Masz do wyboru dwie drogi: drzwi albo okienko.


Ostatnio zmieniony przez Karyuudo dnia 08.09.18 22:12, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Max nigdy nie przypuszczał, że randki w ciemno mogą się tak zakończyć. No cóż, tak to jest jak pies jest niewyżyty.
Pytanie powinno w sumie brzmieć, jak on się tutaj znalazł. Niby dał się porwać tak łatwo, bez żadnego ale? Jego pamięć w sumie była teraz ograniczona do bialutkiego uśmiechu, który rozpłynął się po jakimś czasie. Chłopak był na tyle zdezorientowany, że nawet nie miał ochoty zastanawiać się nad tą całą sytuacją. Po prostu domagał się jednej odpowiedzi, gdzie do cholery jest?
Rozglądając się powoli i niedokładnie, ponieważ i tak patrzył tylko w sufit. Starając się podnieść, po chwili uświadomił sobie, iż jest przypięty do stołu. Nie, no spoko. Każdy porwany amator bycia porwanym o tym marzy, dlatego też nic więcej mu nie potrzeba. Nie myśląc zbyt długo, chłopak napiął mięśnie i wyrwał się z okowy niewolnictwa stołowego. Ulga która nastała zaraz po uwolnieniu, była wręcz wspaniała. Co prawa została przykryta smrodem i pleśnią, która drapała aż w gardło. Miejsce dobitnie waliło starością, nie było to miłe.
Dochodząc do siebie, chłopak przez chwilę masował się po tyle głowy. Niby trochę pospał, nic większego się nie stało. Dla pewności obejrzał siebie całego, nawet do gaci zajrzał.

- Wszystko na miejscu..

Rzekł do siebie, tym samym będąc zadowolonym. Nikt nie ukradł mu nerki i tym bardziej jego członka załogi, który należał do brygady majtek. Tak więc dzień można wprawie zaliczyć do udanego, po za małym szczegółem. Rozglądając się po pomieszczeniu, Max dostrzegł okienko oraz drzwi. No to teraz rzut monetą... Oczywiście chłopak nie posiada monety, dlatego też postanowił tradycyjnie sprawdzić drzwi. Przy okazji sprawdzając, czy ma przy sobie swój ekwipunek.
Podchodząc do drzwi, chłopak delikatnie postanowił je wyważyć. Czyli użyć całej siły i przypierdzielić prawą nogę w sam środek.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kek
MadMax | Poziom Średni (może się zmienić) | Możliwość zgonu: Jako Taka
"Nie każdy ge­niusz jest świ­rem, a świr geniuszem.
Cza­sem jes­tem wa­riatem, a cza­sem być nim muszę..."

Zdarza się czasami i w chwilach nasyconych dezorientacją oraz silnymi, przytłaczającymi emocjami, że wspomnienia mieszają się i splatają ze snami oraz fantazjami. Wymysły cwanego, figlarnego umysłu - płynne i lepkie, i kłamiące człowiekowi w żywe oczy - wciskają się uparcie, niezłomnie i złośliwie pomiędzy niewyraźnie, chwiejne prawdy i na wpół zapomniane, umykające pomiędzy zaciśniętymi w pięść palcami fakty. Obrazy i dźwięki, i uczucia przelewają się przez czaszkę niezatrzymaną, poplątaną rzeką, doprowadzając do jeszcze znaczniejszego, dotkliwszego oszołomienia niż te, które pochwyciło kogoś w swoje ostre, kaleczące szpony tuż po przebudzeniu. I w końcu dochodzi do sytuacji, w której nie sposób jest odróżnić oraz oddzielić rzeczywistości od łajdackiej, perfidnej fikcji i ułudy. Podobnie było tutaj, w przypadku naszego drogiego Maxa, który nie miał stuprocentowej pewności odnośnie tego, czy uśmiechnięty szeroko, radośnie osobnik z jego drzemkowych kadrów naprawdę istniał i kiedyś, może nawet i jeszcze nie tak dawno temu, pochylał się nad nim niby bawiący się swoim posiłkiem drapieżnik; czy ból rozrywający psychikę i krew zalewająca usta swym metalicznym smakiem autentycznie miały miejsce; czy to wszystko w ogóle się wydarzyło, czy też może najzwyklejszą zmorą i złudzeniem było. Jeżeli okazałoby się, że momenty te zrodzone były przez jego psotny, nacechowany ogromną wyobraźnią mózg, to wtedy największym i najważniejszym pytaniem byłoby: jak tutaj trafił, dlaczego i kto był za to odpowiedzialny.

Wspomnienia czy fikcja?

Ocknąwszy się z tego mało przyjemnego snu i powróciwszy świadomością do realnego świata, Wymordowany stosunkowo prędko zorientował się o swoim skrępowanym, unieruchomionym stanie. Na szczęście dla niego wystarczyło napiąć po prostu mięśnie i zardzewiałe, słabe już od wielu, wielu lat kajdanki ustąpiły, podając mu wolność do wykonywania ruchów i przemieszczania się na srebrnej, błyszczącej tacy. Podniósłszy się i odrobinkę zorientowawszy się w swoim położeniu, Max sprawdził jeszcze swój ogólny stan i dla ulgi swojej oraz pocieszenia nie ujrzał jakichkolwiek, najmniejszych nawet zmian na swym ciele. Wszystkie kończyny jego i członki były na swoim prawowitym miejscu, nie znalazł ani jednej nowej blizny, a ubrania były stuprocentowo i bez żadnych wątpliwości jego własne - brakowało mu wyłącznie jego wspaniałych, cudownych broni, co już mogło być leciutko, delikatnie niepokojące. Wybranie drogi potencjalnej ucieczki nie zajęło mu wiele czasu i po mentalnym rzucie monetą - jako że materialnej aktualnie nie posiadał - wybrał najprostszą, zdawać by się mogło, opcję: czyli drzwi. Wyważenie ich z kopa niczym filmowy bohater - tutaj mógł odnotować, że zdrowie jego i kondycja także nie uległy zmianie czy drastycznemu osłabieniu - nie było trudne, jako że stare były, podniszczone i zmarnowane, co zaowocowało nie tylko przewaleniem ich na zasyfioną, zakurzoną posadzkę, ale i zalanie całego tego smutnego wnętrza jakiegoś tajemniczego budynku głośnym, zgrzytliwym hukiem, który poszybował ciągnącym się naprzód, zdewastowanym korytarzem długim, wyjącym echem. Młodzieniec stojący przed teraz otwartym na oścież wejściem ujrzeć mógł ten wspomniany korytarz w całej jego niezbyt imponującej, tragicznej okazałości - białe niegdyś ściany były obdrapane, brudne i naznaczone pęknięciami; wiszące na nich wieki temu plakaty i wsadzone w ramki obrazki leżały na posadzce potargane oraz od lat nieczytelne; trzy pary widocznych drzwi wyglądały równie smętnie, co te otworzone przez Maxa; na samym końcu korytarza zakręcał on pod kątem dziewięćdziesięciu stopni w prawo i lewo, lecz przed rozdrożem tym znajdowały się stare, acz będące w miarę dobrym stanie kraty z wysoką, obramowaną furtką - brakowało tutaj już tylko Terminatora T-1000 i można by odegrać tę piękną, ekscytującą scenę z filmu. Powietrze i temperatura nie zmieniły się, natomiast w powietrzu zawisła po tym nieszczęsnym, zaserwowanym przez Wymordowanego rabanie niezmącona, głucha cisza.

(Dodatkowe) Informacje:
  • Warunki: ciepło (około 20 stopni Celsjusza), duszno, powietrze jest stęchłe i nieprzyjemne, kurz drapie w nos i krtań.
  • Brak sztyletów.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach