Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Go down

Kiedy rozpostarł się przed nim gmach dawnej biblioteki, górując nad częścią martwego terenu — ledwie reliktem przeszłości, który nie wzbudzał żadnych emocji w samym Alcide; przyjął ten widok z najzwyklejszą na świecie obojętnością. Odebranych dawnej cywilizacji przez bezwzględną naturę budynków, które popadły bez ludzkiej ręki było na pęczki i nie cieszyły tak wybrednego obserwatora jak tegoż wymordowanego. Jego wielkość również malała przy sumie zniszczeń, które strawił łakomy na takie kąski upływający czas. Gdyby nie fakt, że w tym godnym pożałowania i niewartym uwagi budynku pomieszkiwał właściciel pawich genów i opalizujących pięknie piór, nigdy — bez potrzeb związanych z przejęciem informacji na rzecz organizacji — by tu nie zawitał z własnej woli. Santino dysponował jednak czymś co Alcide pożądał i widział ku temu lepsze zastosowanie, niż marnowanie się u tego równie cwanego w dobijaniu targu członka CATS. Mnemonistyczne techniki okazałyby się w pełni zadowalające dla młodego Lockleara, lecz nie w momencie, gdy ten chciał mieć coś na własność. Układ Santino i Alcide skupiał się na drobiazgowym wręcz handlu wymiennym, jakby starannie przemyślanym przez jednego i drugiego, co przypominało przeciąganie liny, gdy każdy z nich chciał wyjść z tego jak najlepiej. Ktoś niewprawiony w zręcznym targowaniu się mógł zginąć w objęciach zdolności manipulacyjnych tej dwójki, dlatego przy popełnianiu takowych względem siebie musieli wykazywać się nie lada sprytem, a to dodawało dodatkowej rozrywki.
Alcide niechętnie wszedł do budynku, którego podłoga spowita była wieloletnim kurzem i tylko w paru miejscach widać było gołym okiem, gdzie przebiega ruch mniej lub bardziej ludzki. Niezmiennie trzymał ręce we wnętrzu kieszeni swojego granatowego płaszcza, z którym rzadko kiedy się rozstawał, tak na dobrą sprawę. Kiedy wchodził po schodach dało się usłyszeć dźwięk łączący się z jego krokami zbliżony do tego, gdy szkło uderzy lekko o swoją bliźniaczkę, czemu wtórowywało metalowe pobrzękiwanie. Tym razem odcień tęczówek Alcide przybrał kolor nieboskłonu na zewnątrz — najczystszy błękit, włosy zaś stały się popielate. Na twarzy członka CATS wymalował się ledwie z pozoru niewinny uśmiech, który w rzeczywistości okazywał się tak zwodniczy, jak fatamorgana w upalny dzień na spękanej pustyni dla nieświadomego zagrożenia wędrowca.
Tęskniłeś? — rzucił na powitanie miłym tonem, skupiając wzrok na Santino, którego zlustrował uważnym wzrokiem od góry do dołu. Uśmiech wymordowanego nie uległ większej zmianie, pozostał stały niczym scalone w genotypie nowe geny za pomocą wirusa X. — Mam to czego chciałeś, niełatwo było to zdobyć, lecz z dumą mogę oświadczyć, że mi się udało. — dodał z samozadowoleniem i niezachwianą pewnością siebie, omiatając pomieszczenie wyniosłym spojrzeniem, które zdradzało, że nie planuje zabawić tu dłużej niż finalizacja ich umowy handlowej tego wymagała.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Biblioteczny gmach był dla niego wszystkim, mimo że był już sędziwy i dość porządnie zniszczony. Santino to nie przeszkadzało. Spędził on wyjątkowo dużo czasu tułając się po Desperacji, bez żadnego dachy nad głową ani nawet kawałka materiału, by schronić się przed burzami piaskowymi. Chwila w której dostrzegł majaczący w oddali cień gmachu bibliotecznego, była niczym spełnienie marzeń i modlitw, które były jedyną rzeczą, która mu wtedy pozostała. Nie miał nic, jednak wiedział, że gdy przekroczy próg budynku, to wszystko się zmieni i zacznie ogarniać i wychodzić na prostą.
Nie pamiętał ile już tu żył i w sumie mało go to interesowało. Najważniejszym faktem było to, że z każdym dniem coś się wokół niego zmieniało. Santino wybrał sobie jeden z pokoi, który był najmniej zniszczony i postanowił, że właśnie tam urządzi sobie swój pokój. Najpierw jako tako odremontował ściany, zbierając glinkę i zaklejając nią wszelkie otwory. Trochę mu to zajęło, bo nie mógł znaleźć gliny, ale poradził sobie i nie musiał przejmować się ani burzami piaskowymi ani też opadami deszczu. Później pojawiło się łóżko, najpierw w postaci kawałka dykty i starego materaca, a później nieco zmienione w postaci regału bez półek. Spało się na nim zdecydowanie lepiej. Z każdym kolejnym dniem pojawiała się tam jakaś nowa rzecz, przez co po kilkudziesięciu latach biblioteka wyglądała tak, jak obecnie. Można powiedzieć, że mimo iż nie doprowadził jej do dawnej świeżości, to jednak sprawił, że warto wstąpić do niej na chwilę, chociażby po to, by zaczerpnąć jakichś informacji.
Biblioteka nigdy już nie służyła jako biblioteka. Z resztą Santino wątpił, że ktokolwiek na tych ziemiach potrafi czytać. Sam miał trudności z panującym tu językiem, więc na początek zebrał wszystkie książki, które były po angielsku. Udało mu się co prawda nauczyć japońskiego, chociaż pismo wciąż było dla niego zagadką, której ten nie starał się rozwiązywać i zgłębiać. Miał jeszcze odrobinę zdrowego rozsądku i swoje chęci wolał przeznaczać na coś innego. Uwielbiał się jednak wymieniać. Zdążył zgromadzić całkiem pokaźną kolekcję różności, z których sam nie wiedział co można zrobić. Nic nie stało mu więc na przeszkodzie, by w zamian za coś potrzebnego oddać coś, co potrzebnym nie było. Nie zawsze jednak dało mu się jednak wynegocjować cenę, jaka mu pasowała. Tak też było w przypadku Alcide.
Uśmiechnął się lekko, gdy tylko usłyszał jego głos. Odwrócił się w jego stronę, patrząc na niego przez ramię. Kolor jego oczu również przybrał ciemno niebieski kolor.
Zawsze tęsknię – odpowiedział, biorąc do dłoni szczotkę, którą zaczął czesać sobie włosy. Nie było nic przyjemniejszego niż możliwość czesania się. Mogło to być dziwne, ale on odnajdywał w tym coś niezwykłego. – Trochę ci to zajęło – mruknął niewzruszony, po krótkiej chwili jednak odwrócił się całkowicie w stronę wymordowanego i wyciągnął w jego stronę dłoń. – Daj to – uśmiechnął się odsłaniając zęby.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Alcide Locklear zwykle wiedział, czego oczekiwać w zamian, by wprawić swego przeciwnika w delikatne osłupienie, ponieważ tak jak zatwardziały hazardzista jak on mierzył o wiele dalej i targował się z niemałą wprawą wyrobioną wieloletnią praktyką, a cena, którą proponował bywała wyższa niż w początkowym założeniu. Był zbyt sprytny, by nie owijać sobie innych wokół palca, mamiąc wszystkich czułymi gestami i miłymi słówkami. Właścicielowi genów pandy czerwonej zdawać, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka, ciągle wszystkiego było mu za mało, niewystarczająco, by odczuć pełną, zaspokajającą go satysfakcję, a co za tym szło nieodłącznie to moment, w którym mógłby osiąść na laurach. Na to zdecydowanie nie mógł sobie pozwolić, a Santino stanowił dla niego nieskończone wyzwanie. Targowanie się z członkiem CATS stanowiło poniekąd idealną rozrywkę dla Alcide, gdyż ten dorównywał mu przebiegłością, przez co obydwaj musieli liczyć się z każdym wypowiadanym słowem, każdym wykonywanym gestem i swą specyficzną fanaberią.
Locklear doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wyznaczona przez niego cena za rzadkie znaleziska w postaci szklanych, zachowanych w całości, choć nie do końca nienaruszonych obiektów oraz rurek, przyprawiła Santino o nieprzyjemne ukłucie. W końcu spełnił jego prośbę, a opalizujące pióra zdawały się być tuż tuż na wyciągnięcie ręki. Okazywały się tym czego łakomy na ich oczarowujące piękno Al nie pozostawał obojętny i pożądał kilka z nich na własność. Słysząc odpowiedź na zadane pytanie wymordowany uśmiechnął się szerzej, choć wciąż niby niepozornie. Zawsze tęsknię, Alcide zwykł każde miłe słowo konsumować, by sumiennie dokarmiać swoje wygórowane ego i dobudowywać poczucie wyższości. Locklear przyglądał mu się ostrożnie, wchodząc głębiej do pomieszczenia i zamykając za sobą drzwi, jakby chciał zachować czyste pozory tej prywatnej, intymnej chwili.
Pożądane rezultaty wymagają poświęcenia w postaci czasu — odrzekł Alcide, wzruszając ledwo dostrzegalnie chudymi ramionami, na których wciąż znajdował się jego grantowy płaszcz, by po chwili rozłożyć je w teatralnym geście, jakby nic nie mógł na ten fakt nic zaradzić. — Nie chciałbyś dostać byle czego, nieprawdaż? — mruknął, zatrzymując się w niewielkiej odległości od niego. Przyjrzał się swojemu ładnemu kompanowi z niemym sympatią. Przekrzywił głowę w bok, przenosząc spojrzenie na jego oczy, by tam zatrzymać je na dłużej. — Dam, ale najpierw chcę dostać swoją zapłatę. — oznajmił spokojnie, przygryzając dolną wargą, mimo że odczuwał rosnącą ekscytację na myśl o finalizacji ich umowy i otrzymania upragnionej zapłaty, starał się zachować pozory braku wzruszenia.



(Fabuła zawieszona do czasu powrotu drugiego gracza)
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach