Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Go down

Pisanie 14.12.19 21:35  •  Stary Dwór Empty Stary Dwór
Kek
Rhett, Sansar | Poziom Trudny
"Starego szpaka nie złapiesz na plewy."

Miejsce to wysunięte na dalekie, odległe południe nie różniło się zbyt wielce od standardowych, typowych ziem, na jakie natknąć można się podczas wędrówek po Desperacji. Również i tu, bowiem, znaleźć można było pustkowia smętne, tereny przez kataklizmy i nieszczęścia wyżarte, zwierzynę nieliczną i lichą, a także żałosne przebłyski wypłowiałej zieleni ledwo trzymających się swych przywłaszczonych skrawków gruntu roślin. Dworek położony w tym zakątku nie poprawiał tutejszego krajobrazu i nie dodawał mu wartości, gdyż zaledwie fundamenty z niego pozostały i resztki ścian przywodzące na myśl ukruszone, zaniedbane zęby olbrzyma. Jedynie przybudówka służby ostała się po dziś dzień, a i ona nie prezentowała się jakoś nadzwyczajnie i zachwycająco - funkcjonalna jednak była, czego nie dało się powiedzieć o wielu innych budowlach rozsianych po Desperacji. Najciekawszym elementem tutejszego otoczenia był niewątpliwie i niezaprzeczalnie wiekowy, starszy od samej posiadłości grobowiec w stylu, jakie występowały na archipelagu Ryūkyū. Struktura ta zbudowana była ze sporych, ciężkich oraz pokrytych wysuszonym mchem bloków kamiennych i od góry przypominała bezgłowego, pozbawionego kończyn żółwia wbitego w łyse, znajdujące się kilkanaście metrów za dworkiem wzgórze. Wejście do niego, o dziwo, przywalone było okrągłym, płaskim głazem dodatkowo zabezpieczonym zdezelowaną, podniszczoną szafą, nie zaś oryginalnym klinem czy skalnymi drzwiami.

Jeżeli podróż zaczyna się z okolic Nowej Desperacji, to dobrnięcie do tegoż miejsca zajmuje doprawdy dużo czasu - dnie i noce ciągnące się niemiłosiernie oraz żmudnie. Niestrudzonych wędrowców, którzy nie zrezygnują w połowie drogi i dotrwają do samego jej końca przywita tutaj chłodna, rześka bryza pachnąca leciutko solą, odległy, ledwo słyszalny szum morza i smukła sylwetka jedynego, samotnego lokatora pokiereszowanej przybudówki. Mężczyzna ten wysoki i szczupły był - niemalże do granic niedożywienia - oczy jego były jasnozielone, włosy przecudnie turkusowe, zaś ubranie - spodnie, obszarpana peleryna z kremową wewnętrzną stroną i znoszony kapelusz - głęboko fioletowe. Buty przez niego noszone wyglądały na skórzane, mocne i wygodne, podczas gdy tors i ręce owinięte szczelnie miał szarymi pasmami materiału łudząco podobnymi do bandaży. Przez jego rozpromienioną, opaloną twarz przechodziła blizna po nieumiejętnie zszytej ranie, a cała jego postawa emanowała optymizmem i radością. Obecnie osobnik ten przybijał umiejętnie obrobioną deskę do ściany służalczej przybudówki i wyglądało na to, że nie raz i nie dwa trafił już młotkiem nie w gwoździe nieco zardzewiałe, a palce swoje. Niezrażonym się jednak wydawał, energicznie machając dzierżonym narzędziem i nie zwracając zbytniej uwagi na wydeptaną ścieżkę prowadzącą do nieistniejącego już głównego wejścia do dworku.

(Dodatkowe) Informacje:
  • Warunki: zimno (około 1 stopnia), lekki wiatr, słońce w pozycji przedpołudniowej.
  • Prosiłabym o podanie ekwipunku w pierwszym poście.
  • W pierwszym poście umieśćcie też: dowiedzenie się o tym zadaniu, podróż, dotarcie do dworku.
  • Mukudori (Bez trumny na plecach).
  • Termin odpisu: na razie brak (widzę nieobecności, więc nie pospieszam)
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.12.19 22:04  •  Stary Dwór Empty Re: Stary Dwór
 Zalety Desperacji polegały na tym, że zawsze coś się działo; jeden krótki spacer z M3 na Desperacje mógł przerodzić się w walkę o życie. I mimo iż tym razem nie musiał biec do mety z dyszącą w kark śmiercią tuż za plecami, to jednak coś było nie tak. Rozglądał się uważnie, zachowując przy tym należytą dyskrecję. Upchnięte w kieszenie kurtki dłonie nosiły ślady napięcia tak samo, jak błądzące po okolicy tęczówki. Mimo tego nie chciał jeszcze wracać do kryjówki. Nawet poza podziemnymi korytarzami żółta chusta obwiązana wokół szyi ciepliła skórę, przypominając, że teraz już miał miejsce, do którego mógł wrócić w każdej chwili. DOGS było jak rodzina — chora i patologiczna, zarysowana w wielu miejscach i popsuta, ale wciąż rodzina.
 Szwendając się całe życie po Desperacji siłą rzeczy znał większość jej tras i strukturę na pamięć. Być może byłby nawet w stanie wskazać co bardziej charakterystyczny kamień, gdyby właśnie tego od niego wymagano. Głównie to stało się powodem, dla którego jaskrawym ślepiom nie umknął wbity w ziemię pal. Paskudne ptaszysko siedzące na szczycie znaku od razu zwabiło młodego bliżej. Mrużąc powieki i przecinając powietrze ogonem, postawił kilka kroków zbaczających z pierwotnej trasy. Zatrzymał się dopiero pół metra przed niecodziennym widowiskiem, linijka po linijce skanując wypisane tam słowa. Skrzeczące ptaszysko nie pozwalało się jednak skupić. Co rusz wykrzykiwało zdania, wytrącając wymordowanego z ciągu myśli. W końcu kły wychynęły zza warg w niezadowolonym grymasie, torując drogę dla rozdrażnionego warkotu, który po sekundzie przerwał kruczą tyradę. Pozytywny scenariusz zakładał, że wystraszone ostrzegawczym odgłosem zwierzę odleci choć na sekundę. Ptak w istocie zamknął dziób, lecz tylko na czas szybkie oddechu, podczas którego zmierzył tego, który mu przeszkodził przenikliwym spojrzeniem czarnych, paciorkowych oczu.
 Marshall się z nim nie cackał, w ogóle nie miał zamiaru tracić czasu. Zerwał pergamin jednym ruchem i upchnął go w kieszeń, ruszając przed siebie.

 Wiedział gdzie szukać, gdy bardzo mu na czymś zależało. Nic więc dziwnego, że przekraczając próg pokoju medycznego, natrafił na Sansara, którego widok ozdobił twarz młodszego chłopaka w zadowolony grymas.
 – Dobrze, że tak szybko poskładali cię do kupy – zaczął, nie szczędząc sobie zaczepnej nuty pobrzmiewającej w samej końcówce wypowiedzi. – Znalazłem coś ciekawego i od razu pomyślałem o tobie. Dobra zabawa, cudowny klimat i jeszcze moje towarzystwo. Czego chcieć więcej? – z uśmiechem, w którym górowała biel odsłoniętych zębów, wręczył mężczyźnie wcześniej podkradziony kawałek kartki. Jeśli kruk miał zapobiec ewentualnej kradzieży, to poległ w tym zadaniu żałośnie.
 Lis przysiadł gdzieś na boku, czekając, aż Sansar zapozna się z treścią zadania. Przez cały ten czas studiował jego lico w skupieniu, nie pozwalając żadnemu drżącemu mięśniowi umknąć przed czujnym wzrokiem. Czarny ogon bez chwili przerwy falował w skrywanej przez resztę ciała ekscytacji.
 – Nagroda brzmi zachęcająco, no nie? Chodźmy, zanim ktoś nam ją zwinie sprzed nosa – mówiąc przybrał dość rozluźnioną pozę — wsparł ciężar ciała na przesuniętych za plecy dłoniach i wyprostował nogi, krzyżując je w kostkach. Doberman na pewno już zauważył, że czekała ich dłuższa wędrówka. Sam był już myślami poza granicami kryjówki. Chciał być tam pierwszy, przed ewentualnymi rywalami.

 Nie był przyzwyczajony do plecaka, toteż ten ciążył mu lekko na plecach. Przywykł do tego, że podczas całodniowej bieganiny po Desperackich terenach nie miał ze sobą niczego, mógł ruszać się swobodnie i bez zmartwienia, że po drodze coś zgubi. A teraz? Gdyby nie to, że zabrane przedmioty mogły okazać się zwyczajnie przydatne, nie brałby nic.
 Z dość markotnym wyrazem szedł przed siebie. Co jakiś czas kątem oka spoglądał w kierunku towarzysza i rzucał śmiałą uwagą, doszukując się śladowej ilości rozrywki podczas długiej wędrówki. Mimo czasochłonności nie mógł jej jednak nazwać nieprzyjemną, wszak nie bez powodu chciał ruszyć już nocą. Pośród mrocznych ciemności czuł się jak ryba w wodzie; nie przeszkadzały mu ruchome cienie, blask księżyca ani nieprzenikniona czerń, która dla jego oczu był czymś więcej, niż jedną wielką plamą. Nie wiedział, jak Sansar podchodzi do sytuacji, ale zależało mu na czasie, a nocą poruszał się znacznie szybciej, niż w promieniach prażącego słońca Desperacji.
 W końcu jednak całe te trudy opłaciły się zarysem zniszczonego dworku. Jego widok postawił parę zwierzęcych uszu a sztorc oraz poruszył ogonem, w sekundę zwracając Marshallowi całą utraconą przez wędrówkę energię. Od razu przyspieszył kroku, uprzednio łapiąc towarzysza za rękaw i ciągnąc go za sobą. Będąc prawie u celu, nie mogli pozwolić zmęczeniu na wygraną.
 – No dalej, ale się guzdrasz – burczał pod nosem, gdy nie mógł przyspieszyć kroków Bernardyna. – Więcej życia, Sasie, bo stracisz całą zabawę – kolejny pomruk przemknął przez gardło młodego. Nie mógł już wytrzymać, więc puścił i wypruł naprzód, chcąc jak najszybciej wejść na teren dworku. Jego tragiczny stan wydawał się w najmniejszym stopniu nie wpływać na zapał lisa, bo jaskrawe ślepia lśniły jaśniej od wschodzącego słońca. Uwadze nie umknęła również wysoka postać, której widok powoli zwolnił, a później i całkowicie zatrzymać kroki młodzieńca. Będąc wystarczająco blisko, dobył zerwany ze znaku pergamin i wyciągnął rękę w kierunku nieznajomego.
 – My w sprawie ogłoszenia.

EKWIPUNEK:
▸ niewielka apteczka;
▸ butelka wody;
▸ dwie owinięte papierem kanapeczki;
▸ nóż motylkowy;
▸ droid szpiegujący AGRAVV;
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.12.19 22:02  •  Stary Dwór Empty Re: Stary Dwór
Nie minęła nawet dłuższa chwila, gdy jego oczom ukazał się nowiutki nabytek DOGS. Mały, energiczny dzieciak, którego zawsze było wszędzie pełno. W mgnieniu oka niechęć do gabinetu medycznego nagle zniknęła, a znudzone, może tym razem z lekka pobudzone spojrzenie przyjrzały się wymordowanemu, który bez jakichkolwiek skrupułów wcisnął mu ogłoszenie do dłoni.
Niewiele było do składania, więc Jek wyjątkowo nie ociągał się — przyznał bez owijania w bawełnę, czując jak obecność Bernardyna znika w czeluściach ciemnego korytarza. Rzeczywiście jego wybuch złości był niesłuszny, niemniej Sansar rzadko kiedy potrafił panować nad czymś takim. Bywał marudny, niezrównoważony, a jego osobowość była na tyle niestabilna, że w jednej chwili mógł zdrowo się śmiać, a w drugiej płakać. Mimo wszystko zrozumiał polecenie, które wydobył im medyk. Dwa tygodnie — właśnie tyle musiał czekać aż ugryzienie po głupim psie całkowicie mu się zregeneruje. Nie czuł przesadnego bólu, przy nadgarstkach zazwyczaj niewiele czuł. Mimo to bandaż zdecydowanie ograniczy mu ruchy lewej dłoni. Całe szczęście, że skłaniał się bardziej ku praworęczności.
Co to jest? — rzucił w końcu, gdy miał całkowitą pewność, że Jekyll zniknął już zza rogiem. Tak, aby nie słyszał tego, że zgadza się na wypad na kolejną zabawę. Czasem potrzebował adrenaliny, która przypominała mu o tym, że jeszcze w ogóle żył na tym świecie. Mając na karku tak wiele lat czuł się już na swój sposób zmęczony tym wszystkim. Dlatego taki zastrzyk niezapomnianych wrażeń zdecydowanie dobrze mu zrobić. Tym bardziej, że po tym co zaszło w gabinecie ostatnie co chciał, to drzemka.
Szybko skupił spojrzenie na wygiętej kartce, a dostrzegłszy ogłoszenie, stwierdzenia Rhetta było w tym momencie bardzo trafne. Nie musiał mu powtarzać te słowa dwa razy, aby dać się namówić. Jednoznacznie polecenie Bernardyna zignorował odnośnie otrzymanych ran, co było zbyt oczywistym zabiegiem. Nie martwił się tym, że przez to mógł być gorszy w walce lub będzie bardziej boleć — na ironię losu to właśnie ból napędzał go do działania. Uwielbiał go czuć, a także z równą pasją uwielbiał go zadawać. W końcu wszystko musiało mieć swoją równowagę w przyrodzie. Nic więc dziwnego, że na jego wargach dało się dostrzec szeroki, z lekka paskudny uśmiech. Był on na tyle oczywisty, że niecierpliwy lisek nie musiał pytać się Sansara dwa razy, czy aby na pewno idzie.  
Daj mi tylko coś zjeść i możemy ruszać — rzucił zbyt podekscytowany jak na niego, zgniatając kartkę w dłoni i odruchowo schował ją do kieszeni spodni.

Kij baseballowy był dobrym wyborem. A także plecak, w którym miał potrzebne rzeczy na ich wspólną wyprawę. Lubił wychodzić na Desperację i szaleć, dlatego poniekąd cieszył się z tego, że będzie miał ręce pełne roboty. Przynajmniej miał taką nadzieję. Z drugiej strony był już w takiej fazie dojrzałości, że nie potrafił cieszyć się z tego jak Rhett. Kiedy on skakał i wyprzedzał leniwe kroki Dobermana, mężczyzna tylko przytakiwał na jego słowa, ziewając szeroko. W ten sposób starał się dotlenić swój zaspany umysł, aby być bardziej produktywny później. Teraz nie musiał zużywać swojej energii na to, aby na miejsce dotrzeć jak najszybciej tylko mogli. I choć lisek bardzo tego chciał, to Sansar równie mocno mu tego odmawiał.
Nic nie miał także do tego, aby podróżować nocą. Szczerze było mu wszystko jedno — tak samo miał wyczulone zmysły w dzień jak i w nocy. Zmęczenie odczuwał praktycznie zawsze, więc nie miał reguły, która pora dnia czy nocy była dla niego odpowiednia. Chociaż gdyby miał wybierać, to zdecydowanie wolał polować nocą. Koniec końców udało im się dotrzeć na miejsce. Nie było to otoczenie, które zamierało w dech w piersi — nie wiedział nawet, czy byłaby szansa na to, aby zachwycił się jakimś krajobrazem. Przez wieloletni staż wiele rzeczy po nim po prosty spływało. Nie umiał także ekscytować się rzeczami mniejszymi, dlatego też niechętnie wywrócił oczami, gdy tylko Kundel podbiegł do wysokiej i tajemniczej postaci.
No już idę — rzucił, jeszcze ten ostatni raz szeroko sobie ziewając, a poprawiając kij na ramieniu, podszedł do maluszka, mierzwiąc mu przy tym uczesanie. Prócz spojrzenia, które utkwił w nieznanej postaci nie zrobił ani nie powiedział nic więcej. Nie było takiej potrzeby, a on nie zamierzał bezsensownie marnować cenną energię.

EKWIPUNEK:
— kij baseballowy, który za sobą ciąga
— Beretta 92 przy lewym biodrze oraz Desert Eagle przy drugim (po jednym magazynku w każdym)
— plecak, a w nim jakaś lina, latarka, butelka z wodą, dodatkowy magazynek do beretty, granat
— nóż motylkowy, szybko składany, który trzyma w kieszeni spodni, tak samo jak kastet
— nóż myśliwski umiejscowiony przy łydce
                                         
Sansar
Doberman     Poziom E
Sansar
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Sansar, najbrzydsza morda ever.


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.12.19 21:34  •  Stary Dwór Empty Re: Stary Dwór
Kek
Rhett, Sansar | Poziom Trudny
"Starego szpaka nie złapiesz na plewy."

Z początku ptaszysko o piórach czarnych niby smoła i bystrych, węgielkowatych ślepkach zignorowało kompletnie osobnika, który to przydreptał przed tablicę i począł przypatrywać się zawieszonej na niej, pokreślonej słowami kartce. Wykrzykiwał dalej to, co wykrzykiwać miał, napawając irytacją nie tylko młodzieniaszka - chucherko doprawdy to było, szczuplutkie i tak drobniutkie, iż zdawałoby się, że najmniejszy powiew wiatru mógłby go przewrócić - próbującego zapoznać się z tekstem znajdującym się na strzępku pergaminu, ale i wszystkich ludzi dookoła. Dosyć już go mieli i marzyli tylko, aby dziobata ta istota zniknęła stąd na dobre i oddała im ten ich święty, słodki spokój. Nikomu jak dotąd nie udało się przepędzić natrętnego, wiernie wykonującego swe zadanie gwarka, jako że ten odlatywał tylko na chwili ułamek i zaraz wracał ponownie pieśnią uraczyć tutejszych tubylców niezadowolonych. Kiedy jednak warkot wyrwał się z gardła szczerzącego nagle kiełki Wymordowanego, zaś stopy jego poczyniły kilka kroków naprzód, pierzasty posłaniec zerwał się czym prędzej do lotu w górę, przerywając przy tym sumienne wywrzaskiwanie podyktowanych mu, wbitych w główkę wyrazów. Ostry szelest zrywanej i następnie wpychanej do kieszeni kartki gwałtownie wypełnił niespodziewanie - dla person będących w okolicy - ciche, milczące powietrze, wstrzymując na niewielki moment wszelki ruch na tymże imponującym jak na standardy Desperacji skrzyżowaniu. Życie i zgiełk przytłumiony, i chrapliwe oddechy mieszkańców powróciły dopiero po tym, jak młodzieniec oddalił się w swoją stronę - także i szpakowate ptaszysko raz jeszcze się tu pokazało, lądując na pustej tabliczce i spoglądając z przechyloną główką w kierunku, w którym zniknął Opętany. Ku zdumieniu niejednej osoby zarówno drewnianego znaku jak i gwarka nie sposób było dnia następnego na rozstaju ścieżek już znaleźć - ba, nawet dziury po słupie nie było!

Kundel nie wyruszył w podróż do tajemniczego dworku sam, a zabrał ze sobą niedawno posklejanego, chętnego do wzięcia udziału w świeżej zabawie kolegę. Jedno i drugie pozbierało wpierw kilka możliwie przydatnych rzeczy, dopiero po tym wyruszając w parudniową, dość wycieńczającą - chociażby niezbyt zachwycającymi krajobrazami i ciągłą potrzebą przemieszczania się - wędrówkę do obranego celu. Ostatnia noc najbardziej im się ciągnęła, lecz niedługo po tym, jak wstało leniwie zimowe słońce nagrodzeni zostali odległym zarysem starej przybudówki i nadgryzionych, ledwo wystających ponad fundamenty ścian. Mimo zmęczenia wgryzającego się w kości nie zrobili sobie przerwy, woląc dobrnąć już do mety i spotkać się ze zleceniodawcą. Podekscytowany Lisek wykrzesał z siebie dodatkowe siły i wyrwał się do przodu z Sansarem depczącym mu z ziewnięciem po piętach. Skupiony na swojej robocie mężczyzna o długich, turkusowych włosach nie zauważył nadciągającej parki, dlatego też nie dziwnym było, że zaskoczony krzyk wymknął mu się z krtani po tym, jak Opętany się do niego odezwał. Co więcej, był on w trakcie wykonywania zamachnięcia dzierżonym młotkiem, którym ostatecznie trafił nie w gwóźdź z deski przybijanej wystający, a palec wskazujący dłoni go trzymającej.
- Ajaj~aj! - Osobnik potrząsnął energicznie skaleczoną kończyną, wypuszczając przy tym narzędzie z uścisku i odwracając się ku nowo przybyłym. Na ich widok i wypowiedziane, dopiero co zarejestrowane słowa cały się rozpromienił, zapominając całkowicie o tępym, kłującym bólu pulsującym w palcu. Jego naznaczona blizną twarz rozjaśniła się szerokim, radosnym uśmiechem, a w oczach pojawiła się nuta uradowanego zdumienia. W końcu ktoś przybył! - Ach, tak, tak! Ogłoszenie! Moje... - Zatrzymał swój wywód, obrzucając ich uważnym, nieco zmieszanym spojrzeniem. - Um... może łaknęlibyście wpierw odpocząć i się odświeżyć? - zapytał, wskazując nieokaleczoną ręką na przybudówkę, wewnątrz której można było znaleźć cień, chłodną wodę w sporym wiadrze i dwie średnio wygodne, acz wyposażone w poduszkę i koc kozetki. Prócz tego na obdrapanych ścianach wisiało kilka szafek wypełnionych metalowymi kubeczkami, suchymi racjami i dwoma garnuszkami, a w kącie stał piecyk na drewno i parę przygotowanych do spalenia belek.

(Dodatkowe) Informacje:
  • Warunki: zimno (około 1 stopnia), lekki wiatr, słońce w pozycji przedpołudniowej.
  • Termin odpisu: --- (Yop, zmieniłam termin. Widzę nieobecności, więc bez stresu, Mons o/)
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.12.19 17:53  •  Stary Dwór Empty Re: Stary Dwór
 Młotek lądujący na placu wykrzywił nieco twarz młodego lisa. Scena wydawała się tak wyjęta z rzeczywistości, że przez chwilę miał wrażenie, jakby czystym przypadkiem trafił do marnego filmu komediowego. Nie powiedział ani słowa, skupiając się na obserwacji mężczyzny. Nie wyglądał na statystycznego mieszkańca Desparacji, był zbyt... jaskrawy; zwyczajnie odstawał, a już szczególnie na tle obróconego w ruinę dworku.
 – Ogłoszenie – potwierdził, skinąwszy pojedynczo głową. – Pilnował go strasznie upierdliwy ptak – słowa zwieńczy niezadowolonym pomrukiem. Samo wspomnienie denerwującego kruka doprowadzało wnętrze do wrzenia.
 Dalej by się irytował, gdyby nie nagłe słowa nieznajomego. Propozycja wydawała się dziwna, ale po tylu nocach spędzonych na wędrówce jedyne, o czym myślał, to drobny posiłek i jakiś niewielki kącik, w którym mógłby rozgrzać zmrożone zimnem mięśnie. Sama myśl wzdrygnęła jego ciałem; również brak snu odcisnął piętno na organizmie, nie pozwalając mu zgromadzić wystarczających zapasów energii ani ciepła. Wsunął ręce głębiej w kieszenie kurtki i schował twarz za żółtą chustą.
 – W zasadzie bardzo chętnie – mruknął zza bariery tkaniny, rejestrując jasny kłąb pary umykający wraz ze słowami. – Tylko żadnych sztuczek, mam lekki sen – ostrzegł lojalnie, posyłając mężczyźnie szybkie spojrzenie. W następnej chwili już go wymijał, ruszając ku wskazanej przybudówce. Sansara zostawił na razie w tyle na wypadek, gdyby Doberman chciał jeszcze pogadać z ich gospodarzem. Sam był znacznie bardziej zainteresowany oferowanymi dobrami niż wywiadem.
 Na sam początek zsunął plecak z ramion, odkładając go gdzieś w kąt. Kolorowe tęczówki przemknęły po otoczeniu, skanując każdy centymetr pomieszczenia, aż w końcu zatrzymały się na wysuszonym jedzeniu. Z początku się wahał; stał w miejscu kilkanaście długich jak godziny sekund, aż w końcu postąpił krok ku półce, zabierając kilka zawiniętych w papier pasków mięsa oraz kubek, do którego nabrał sobie wody. Więcej nie potrzebował. Rzucił kurtkę na plecak i rozwiązał sznurówki butów, by następnie usiąść na prowizorycznym łóżku i owinąć się kocem, spod którego wystawał tylko puchaty ogon. Dopiero czując powoli napływające do wnętrza ciepło, sięgnął po plastry czegoś, co mogło, ale nie musiało być wołowiną i zajął się jedzeniem.
 – Co o nim myślisz? – zapytał, łapiąc w zasięg wzroku Sansara. – O naszym zleceniodawcy. Wydaje się miły, ale dziwny... – zmrużył nieco ślepia. Lisie uszy podniosły się kilka centymetrów wzwyż, zsuwając koc z głowy chłopaka. Dopiero po kilku dłuższych minutach w końcu opadł na plecy i postanowił odpocząć. Był na tyle drobny, że mógł się w całości schować pod nieco zniszczonym materiałem.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.01.20 1:54  •  Stary Dwór Empty Re: Stary Dwór
Doszedł niewiele później, goszcząc ich nieco leniwym, a także zmęczonym przez życie spojrzeniem. Prócz krążącej adrenaliny w żyłach niewiele było rzeczy, które cieszyły wymordowanego, który na świecie trochę już żył. Zmęczony doświadczeniem i przeżyciami nijak cieszył się na widok nowych osób, choć przygoda, jakakolwiek by nie była, trochę pozwoli rozruszać jego stare kości. Co prawda wygląd, nieważne jak bardzo paskudny śmiało mówił o tym, że był osobą młodą, to wbrew pozorom jego wiek był liczony w setkach, a nawet dobijał do tysiąca.
Tak samo nie zwrócił większej uwagi na młotek, który zamiast wylądować na gwoździu, wylądował na palcu zleceniodawcy. Więc to ten osobnik oczekiwał ich pomocy? Również jego niecodzienny wygląd nie wykrzesał jakiejś większej emocji na twarzy Sansara, ponieważ on sam był dość niecodzienny. Pomimo zwyczajnych włosów czy koloru oczu na ciele wciąż posiadał odkryte mięso, które było niewrażliwe na wszelakie inne bodźce. Większość była ukryta pod materiałem ubrania, grubej bluzy, która mimo wszystko miała chronić go przed zimnem, ale i tak na twarzy i pod oczami dało się ujrzeć delikatny wybryk natury.
Może musiałeś pokazać swoją niespotykaną determinację, aby odpuścił — dodał z kolejnym, krótkim ziewnięciem, koniec końców na dłużej zatrzymując spojrzenie na osobie, która chciała zlecić im to zadanie. Prócz tego nie miał nic więcej do dodania. Nie był zbyt rozmowną osobą, co dało się zauważyć już na pierwszy rzut oka.
Mimo to na propozycję odpoczynku prędko przeniósł swoje niebieskie spojrzenie na młodego kundla, który tak samo jak on, był jak najbardziej za. Sansar był przyzwyczajony do długi wypraw, niemniej i jego organizm w jakimś stopniu potrafił się męczyć. Pomimo tego, że marne szanse były na to, aby mógł zasnąć, to wizja jakiegokolwiek dachu nad głową oraz w miarę ciepłego kątka sprawiała, że bez wahania mógł przystąpić na taką ugodę.
Ja też — dodał tuż po bezczelnym szczeniaku, lecz nieco groźniej i poważniej, również wymijając mężczyznę, który wciąż nie przyzwyczaił się do cudownego bólu na palcu. Sansar z przyjemnością mógłby odczuć go na własnej skórze.  
Przystanął jednak na krótką chwilę, odwracając się w kierunku mężczyzny. Początkowo zbadał go od góry do dołu i z powrotem, a przenikliwe spojrzenie zatrzymał na jego oczach. Lubił innym patrzeć w lustro osobowości. Było w tym coś ekscytującego.
To Ciebie zwą Mukudorim? — rzucił bardziej z poczucia obowiązku niż z faktycznej chęci dowiedzenia się tego, poprawiając kij na ramieniu. Dobrze byłoby wiedzieć, kim był ich zleceniodawca i jak ewentualnie na niego mówić — Po tym jak odpoczniemy i nabierzemy sił dopytamy o wszelkie szczegóły — dodał, wykrzesując z siebie resztki energii na zamienienie tych kilku, zapewne mało istotnych słów. Na słowa podzięki nie było już go stać. Dlatego nic dziwnego, że odwrócił swój łeb, idąc za śladami wymordowanego, który bardziej niż śmiało rozgościł się we wskazanym miejscu. Mało zauważalnie kącik ust podszedł mu do góry, również zdejmując z ramion plecak, a kij położył pod ścianą. Nie zdjął jednak bluzy, ani tym bardziej butów. Za to rozwalił się na wyścielonej kozetce, dopiero teraz skupiając swoje spojrzenie na otoczeniu. Nie było tu wcale najgorzej.
Nie wiem, Rhett. Wielu dziwnych spotykałem na swojej drodze. Ten nie różni się specjalnie niczym innym. Ale warto będzie spać czujnie — odparł z lekka obojętnie. Pomimo tego, że często miał lekceważące podejście do życia, to od czasu do czasu potrafił zachować ostrożność. Byli na obcym terytorium. U kogoś, kogo nie znali. Lata doświadczenia przekonały go, że w takiej sytuacji warto spać z jednym okiem otwartym — Mogę się teraz przespać, a później jak zjesz i generalnie się ogarniesz, zamienimy się — zasugerował, drapiąc się leniwie po twarzy. Taka opcja wydawała mu się być dość rozsądna. Jednak czekał na potwierdzenie ze strony młodzieńca.
                                         
Sansar
Doberman     Poziom E
Sansar
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Sansar, najbrzydsza morda ever.


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.01.20 11:38  •  Stary Dwór Empty Re: Stary Dwór
Kek
Rhett, Sansar | Poziom Trudny
"Starego szpaka nie złapiesz na plewy."

- Ach, tak, tak! Mój wspaniały Sakebi stał na jego straży! - wykrzyknął entuzjastycznie długowłosy mężczyzna, w dalszym ciągu delikatnie potrząsając zranioną dłonią, po czym wreszcie przestając i zerkając na nią w celu dokonania pobieżnych oględzin skaleczenia. Zgiął i rozprostował kilka razy długie, opalone równo palce, testując ich mobilność oraz poziom sprawionego samemu sobie, oczywiście przez czysty przypadek, bólu. Wydając się ukontentowanym z tego, jak przebiegło to niezbyt dokładne, acz dla niego najwidoczniej wystarczające badanie, przeniósł spojrzenie roziskrzonych radością, lecz przy tym kryjących w sobie nutę bystrości oczu na dwójkę Wymordowanych chętnych do zajęcia się zadaniem z wystawionego przez niego ogłoszenia. Wspaniale! Nie wyglądało na to, ażeby uwagę jego przykuły jakoś szczególnie zwierzęce bądź groteskowe elementy aparycji niedawno przybyłych gości zdewastowanego dworu, za to wzrok jego zatrzymał się na umykający ułamek sekundy dłużej na żółtych, charakterystycznych chustach noszonych przez naszą zacną parkę. Prócz tego króciutkiego momentu, jednakże, jegomość nie wykazał żadnej dodatkowej reakcji - czy to słownej, czy związanej z mimiką lub postawą - wobec kawałków materiału jasno określających przynależność "młodzieniaszków" do grupy DOGS. - Spokojnie, spokojnie! Nie macie się czego z mojej strony obawiać! - rzucił raźnie, podnosząc energicznie ręce do góry w geście wzdłuż i wszerz kojarzonym przez ludzi - i rozumnych nieludzi - z poddaniem się albo próbą uspokojenia kogoś poddenerwowanego.

Zdecydowana większość mieszkańców Desperacji ze sceptycyzmem lub nawet i otwartym niedowierzaniem oraz podejrzliwością przyjęłaby słowa uśmiechniętego wesoło mężczyzny, co wcale nie ugasiło ani jego widocznego, niemalże dziecięcego optymizmu, ani też żywiołowości dorównującej aktywnemu wulkanowi.
- A i owszem, Mukudori jestem - przytaknął bez zawahania Sansarowi, zamaszyście ściągając przy tym kapelusz z głowy i z nieznacznym ukłonem przykładając go do klatki piersiowej. Zaraz po przedstawieniu się wyprostował się na całą swoją imponującą wysokość i nałożył okrycie z powrotem na jego prawowite miejsce. - Nie spieszcie się niepotrzebnie, a wypocznijcie porządnie. Ja tu na Was cierpliwie poczekam - powiedział z poważnym skinieniem psutym przez szeroki wyszczerz, śledząc ich spojrzeniem, kiedy to ci udali się do drzwi w miarę trzymającej się, stabilnej przybudówki i niedługo później zniknęli wewnątrz niej. Cudna parka skorzystała z gościnności gospodarza i znajdujących się w środku małego budyneczku dóbr - zwłaszcza z kozetek, które może i nie były szczytem luksusu oraz miękkości, lecz po kilkudniowej podróży i wobec standardów Desperacji były czymś iście wspaniałym dla zmęczonych, łaknących odrobiny odpoczynku jednostek. Jeśli chodzi o pożywienie i picie, to zimnawa ciecz z wiadra miała dość zwykły smak przefiltrowanej wody, zaś paski wysuszonego mięsa nie zachwycały smakiem, ale za to były świetnie sycące.

Kilka dobrych godzin dane im było odetchnąć i zregenerować uszczuplone przez wędrówkę do tego zakątka siły - ktoś rzec by nawet mógł, iż zbyt wiele czasu dostali na ten relaks słodki oraz wytchnienie miodne. Wtem w pewnej chwili - gdzieś w okolicach godziny osiemnastej, chociaż bez zegarka trudno było dokładnie to stwierdzić - powietrze przeszył chrapliwy, metaliczny zgrzyt wpijający się w uszy mimo tego, że był poważnie przez coś przygłuszony i przytłumiony, i przyduszony. Jeśli dwójka Wymordowanych wyjdzie teraz z przybudóweczki, to nie ujrzą przeciwników żadnych czy lokalnego monstrum straszliwego, czy zabłąkanej bestii groźnej - tylko turkusowowłosego jegomościa siedzącego grzecznie na obdrapanym, chwiejnym taborecie, splatającego z suchej, mocnej trawy grubą linę i nucącego pod nosem oraz ze słyszalnym fałszem jakąś skoczną melodię.

(Dodatkowe) Informacje:
  • Warunki: chłodno (około 3 stopni), lekki i pachnący nieco solą wiatr, słońce w pozycji godziny osiemnastej.
  • Sakebi - jap. krzyk, wrzask.
  • Termin odpisu: ---
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.01.20 23:07  •  Stary Dwór Empty Re: Stary Dwór
 Wzruszył tylko ramionami. Plan brzmiał dobrze, a i wydawał się wystarczająco rozsądny, by uspokoić migającą na czerwono lampkę ostrzegawczą. Oparł więc plecy o zimną ścianę i nabrał głęboki wdech. Przetrzymując powietrze w płucach, mógł wyczuć jego słoność; spodziewał się suchego desperackiego powiewu, a tymczasem w twarz uderzyła go z lekka morska bryza. Skąd ta naleciałość? Ze zmarszczonymi brwiami rozchylił usta, zaraz wypuszczając spomiędzy nich drobny obłoczek pary. Było zimno, bo nocami od tej cholernej pustyni biło lodem.
 Ziewnął ukradkiem.
 Czekając na swoją kolej, nie myślał o niczym konkretnym. przemykał wzrokiem dookoła, ale żaden z zauważonych przedmiotów nie przykuł uwagi na tyle, by poświęcić mu więcej niż pół sekundy. Nudził się jak usadzony na lekcji historii licealista. W końcu mruknął pod nosem coś, co brzmiało jak dźwięk pełen rezygnacji, położył policzek na dłoni, później oparł łokieć na zgiętym udzie. Wolną ręką przeczesał ogon, skupiając się na tym właśnie zajęciu. Co innego mu pozostało?
 Gdy przyszedł czas, zwinął się w ciasny kokon, nie wystawiając nawet pojedynczego włókna sierści poza podniszczony koc. Oddał się odpoczynkowi, nie zwracając większej uwagi na otoczenie.
 Po kilku godzinach – sam nie wiedział jak wielu – obudziło go coś niespodziewanego i wcale nie była to szkaradna twarz Sansara. Para lisich uszu poderwała się w górę, w sekundę stawiając wszystkie zmysły na najwyższy poziom. Podniósł się do siadu, ale zrobił to powoli, wręcz leniwie, jakby metaliczny jęk wcale nie wprawił go w stan gotowości. W następnej chwili posyłał towarzyszowi znaczące spojrzenie i zsuwał stopy na ziemię. Złapanie paska plecaka zajęło mu ledwie pół sekundy.
 – Panie Mukudori? – zaczął, szukając mężczyzny wzrokiem tuż po wyjściu z dotychczasowego schronienia. Wyłapał go dość szybko na tle szarego otoczenia; facet wyróżniał się z mocą koszulki odblaskowej pomnożonej przez neonowe lampy. – Chcielibyśmy poznać więcej szczegółów zadania. A sam jestem ciekaw tego, co mnie właśnie obudziło – uśmiechnął się uprzejmie i machnął ogonem, choć w kolorowych ślepiach tańczyły psotne ogniki.
 Lisiej natury nie mógł ot tak zatuszować.
 – Co to za tajemnicza bestia, o której mówiło ogłoszenie?
__
Z góry przepraszam za ten marny post, mam trochę zawirowanie. Następny powinien być lepszy.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.02.20 13:13  •  Stary Dwór Empty Re: Stary Dwór
Za obopólną zgodą wydarzenie zostaje przerwane.
Oboje otrzymujecie 30 PF (skontaktowanie się z Mukudorim)
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Stary Dwór Empty Re: Stary Dwór
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach