Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Też nie przykładała zbyt wielkiej wagi do tego, czy sposób podania posiłku czy napoju jest odpowiednio elegancki. Zastawę stołową Spadzińskiego i córki stanowiły najprostsze białe talerze z pofalowanym brzeżkiem, przezroczyste szklanki, kolorowe kubki z różnych okazji. Filiżanki też były jednolite, bez ozdób, za to w różnych kolorach. Sztućce były dziwaczną zbieraniną najróżniejszych wzorów i kształtów, ale nikomu to nie przeszkadzało. Póki wszystkie przedmioty prawidłowo spełniały swoje zadania, nie było potrzeby, by któregokolwiek z nich się pozbywać. Głupotą zaś byłoby wydawać ciężko zarobione pieniądze na nowy komplet tylko po to, by zaspokoić jakieś tam poczucie estetyki. Żadnemu z domowników obecny układ spraw nie wadził, więc po co kłopotać się zmianami?
Przykładowo napastowanie seksualne.
Spojrzała na mężczyznę z ukosa.
- Na pewno myślimy o tej samej osobie?
No bo przecież nie było szans, żeby Adrian był zdolny do czegoś takiego. Verity z przyczyn oczywistych była bardzo wyczulona na temu podobne działania i nigdy nie przeszło jej przez myśl, że jej przybrany ojciec mógłby kogokolwiek zmolestować. Na litość Boską, zielonowłosej zdarzało się nawet wślizgiwać w środku nocy do tatowego łóżka, kiedy przez koszmary nie mogła zasnąć z powrotem. Ten poziom zaufania ze strony pokrzywdzonego niegdyś dziecka był pewnym dowodem na to, jaką osobą był Spadziński. Najzwyczajniej w świecie nie była w stanie wyobrazić go sobie w podobnej sytuacji.
- Gdyby miał udowodnione przypadki nadużyć seksualnych, nie przyjęto by jego wniosku o adopcję. Proszę mnie nie wkręcać - stwierdziła w końcu. Może ta opowieść to była jakaś miejscowa plotka lub głupi żart. Tak czy owak nie było szans, żeby Greenwood uwierzyła w te brednie. Nikt nie może mieć w życiu takiego pecha, żeby uciec od jednego zwyrodnialca, przejechać na drugą stronę świata i trafić do drugiego.
- Właściwie to nie pytałam, jaki miał powód. Powiedział mi tylko, że według niego każde dziecko zasługuje na dobrą przyszłość. Gdyby mnie nie przygarnął, dorastałabym bez nikogo bliskiego. Chyba trochę potrzebowaliśmy siebie nawzajem.
Bo czy nie tak własnie było? Verity przyjechała z drugiego krańca globu by uciec od przeszłości. Odcięła się od rodziny i znajomych, jej jedynym środowiskiem stały się dom dziecka i szkoła. Przy takim charakterze, jakim cechowała się Greenwood, w żadnym z tych miejsc nie była w stanie zbudować trwałych i bliskich więzi, nie wystarczająco szybko. Adrian też był sam, rzucony z dala od rodzinnego kraju, wśród ludzi o innych obyczajach i podejściu do życia. Pod tym względem spadli sobie z nieba - nikt nie zrozumie odmieńca tak, jak inny odmieniec. Jeżeli istnieją pozytywne w skutkach zbiegi okoliczności, to jednym z nich było właśnie połączenie dwójki samotników w oryginalną, ale całkiem szczęśliwą rodzinę.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Warnerowi trudno było mówić o jakimkolwiek specjalnym podawaniu posiłku czy napoju, bo nie miewał do tego okazji z braku gości. Jeśli sam przygotowywał sobie coś do spożycia, najczęściej chwytał za talerz i siadał z nim do komputera bądź biurka, a jedzenie z reguły było czymś lekkim, co można zrobić na szybko. Umiejętności kulinarne eliminatora opierały się na samych podstawach, póki nie przypalał dań ani nie doprowadzał do zepsucia urządzeń przez niewłaściwą obsługę, nie czuł potrzeby rozwoju w tym kierunku. Nie był koneserem smaku. Zawsze mógł też zamówić coś na wynos.
Jeśli dobrze się orientuję, w tym mieście miejsce zagrzewa tylko jedna persona o danych Kaukaz Spadziński. Więc tak, myślimy o tej samej osobie. – Potwierdził flegmatycznie, unosząc znów filiżankę do ust.
Nie spodziewał się innej reakcji, znał Polaka jakiś czas i na pewno potwierdzona informacja o jego niemoralnych skłonnościach wzbudziłaby w Warnerze pewien rodzaj dezaprobaty. Gdy o uszy obiła mu się plotka dotycząca Monday, nie dał jej wiary, a wręcz od razu uznał to za skutek uboczny poczty pantoflowej. Z tego powodu, podczas najbliższej okazji, bezpardonowo wypytał delikwentkę o faktyczny stan rzeczy.
W moich intencjach leży bezpieczeństwo cywili. Proszę potraktować to jedynie jako ostrożność. – Odstawił naczynie na stół z cichym stuknięciem, tym samym zamierzając skończyć temat ewentualnego napastowania seksualnego.
Nie skomentował wyjaśnienia odnoszącego się do adopcji dokonanej przez znajomego. Nie czuł takiej potrzeby, poza tym tego rodzaju tematy zdecydowanie nie należały do jego zainteresowań.
Spóźnia się. – Zauważył, kiedy rzucił okiem na wiszący niedaleko zegar. Nie otrzymał żadnej wiadomości (poczułby wibracje), więc nie był pewien, czy dalsze oczekiwanie miało sens. Prawdopodobnie da mu kolejne dziesięć minut, a później zrezygnuje i wróci do mieszkania. Jutro też był dzień, by go złapać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Adrian. Ma na imię Adrian - wtrąciła, niepomna tego, że niegrzecznie jest przerywać wypowiedź drugiej osobie - szczególnie starszej od siebie. W jakiś jednak sposób poczuła przymus skorygowania mężczyzny, który posłużył się pseudonimem zamiast imieniem. Tak przynajmniej zakładała, bo w gruncie rzeczy skąd mogła wiedzieć, jak wołają jej tatę w środowisku służbowym. Jeżeli jednak chcieli być dokładni, dane należało uściślić do tych urzędowych, wpisanych w akt urodzenia i wszelakie inne dokumenty.
- Ciekawe, jak tu u was się o to dba.
Przeniosła wzrok na blat stolika, umieszczając puste spojrzenie gdzieś między na wpół opróżnioną filiżanką a kolorową podkładką z korka. Ciekawe, czy gdyby spotkała podobną osobę kilka lat temu, jej losy potoczyłyby się inaczej. Cały ten ambaras ze zniszczonym życiem młodej Greenwood zaczął się na dobrą sprawę od tego, że nikt nie zauważył problemu. Wszyscy od razu uznawali, że jej kiepski nastrój i wycofanie spośród ludzi to tylko przejściowa faza spowodowana żałobą po matce. Nikomu z jej otoczenia nie przyszło do głowy, że dziwne odruchy i niewystępujące dotąd lęki mają jakąś inną przyczynę. Przyczynę, która mieszkała pod tym samym dachem i w oczach obywateli była bohaterem.
Trudno było się domyślać, jak wyglądałoby jej życie, gdyby wtedy ktoś zareagował. Prawie na pewno nie byłaby w tym miejscu, co teraz, otaczaliby ją inni ludzie, inne środowisko, zajmowałaby się może innymi sprawami. Może nigdy nie obudziłaby się w niej potrzeba wyrwania z rodzinnego miasta, gdzie wszystko przypominało jej o złych dniach.
- Spóźnia się.
Oderwała się od rozmyślań, kierując wzrok z powrotem na swojego gościa. Teraz, kiedy już zwrócił na to uwagę, też zauważyła przedłużającą się nieobecność ojca. Zazwyczaj wracał do domu o dość różnych porach, w zależności od ilości spraw do załatwienia w pracy i ruchu na drogach, ale powoli zaczynało się robić dość późno, nawet jak na niego. Może coś mu się przytrafiło? Nic nie mogła poradzić na to, że jako pierwszy w jej głowie pojawił się czarny scenariusz. Zganiła się w myślach za to; sam Adrian wyśmiałby ją za podobne podejrzenia i wytknął, że nie powinna się takimi rzeczami martwić.
- Pewnie już jest w drodze - powiedziała na wpół do mężczyzny, na wpół do samej siebie. Przecież nie mogło być innej opcji. Tata zawsze wraca, nawet jeśli czasem ledwo go widać spod bandaży, bo kolejne dzikie zwierzę próbowało go zjeść na wyprawie za bezpiecznymi murami M-3. Skoro stamtąd zawsze w końcu przybywał, to co niby mogło mu się stać w mieście?
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Faktycznie. Adrian. Warner nie przykuwał uwagi do rzeczy tak małostkowych jak czyjeś imię, które przecież na dłuższą metę nie cechowało się żadną wartością. Inne nastawienie w tej kwestii miał „za młodu”, kiedy zwracanie się doń imieniem drażniło uszy, teraz zaś owładnęła nim obojętność. Przywykł do dysponowania pseudonimami znajomych po fachu (tego samego wszak oczekiwał), dlatego najwyraźniej przypadkowo połączył to z nazwiskiem Polaka, zapominając na chwilę, że w rzeczywistości to Adrian Spadziński.
Jeśli mam mówić za siebie, trzymam się prostej doktryny. Problem należy unicestwić, najlepiej u źródła. – Stwierdził zgodnie z prawdą. Nie przepadał za tak zwanym „patyczkowaniem się”, starał się zazwyczaj konkretnie podchodzić do każdej sprawy i nie pozwalać na omijanie jego sedna. Przykładowo, jeśli kiedykolwiek miałby pobawić się w czyjegoś kata, na pewno nie zezwoliłby ofierze na żadne ostatnie życzenia, a błagania czy próby negocjacji skwitowałby natychmiastowym opuszczeniem gilotyny. Nie interesowało go, co ktoś miał do powiedzenia, jeśli wiedział, że to i tak nie zmieni postaci rzeczy.
Zdążył opróżnić filiżankę, żegnając się z dobrym smakiem kawy. Wolne ręce założył luźno na piersi, ostrożnie opierając się plecami o oparcie kanapy. Wzrokiem zawędrował wpierw zza okno, później zahaczył nim o kilka ozdób znajdujących się w salonie, ostatecznie zatrzymując go z powrotem na rozmówczyni.
Uczęszczasz nadal do szkoły, prawda? – Cisza, jaka się powoli między nimi tworzyła, bynajmniej mu nie zawadzała, ale skoro był już w gościach u kolegi, postanowił zrobić małe rozeznanie. – Jakie plany na przyszłość?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Greenwood przywykła wręcz do poprawiania innych w kwestiach nazewnictwa. Odkąd miała sześć lat nieustannie przypominała swojemu otoczeniu, że życzy sobie być określana drugim imieniem zamiast pierwszego. Wymagało to sporo cierpliwości, jednak koniec końców każdy się przyzwyczajał. Stąd może naprostowywanie cudzych pomyłek stało się dla niej pewnego rodzaju odruchem, szczególnie w kwestiach, które z jakiegoś powodu były bliższe jej sercu. W dodatku imię przybranego ojca nie wiedzieć czemu bardzo jej się podobało. Brzmiało zupełnie inaczej niż te, z którymi miała do czynienia w obu miastach, w których przyszło jej mieszkać.
- Czasem trzeba, ale czasem też się nie da - stwierdziła nieco filozoficznie. Gdyby tak każdy kłopot dało się zdusić w zarodku, świat byłby od nich wolny. Taka wizja malowała się zbyt sielankowo, by zagrzać miejsca w umyśle rozsądnego człowieka. Sama nie lubiła rozwodzić się nad rzeczami bez potrzeby. Jeżeli problem miał przyczynę, a dla przyczyny istniało rozwiązanie, należało się za nie zabrać i doprowadzić do zlikwidowania przeszkody. Schemat działania prosty jak drut, niestety w realizacji już trudniejszy. Ciężko się dziwić, skoro świat jest jaki jest i wiecznie rzuca kłody pod nogi - szczególnie ludziom dobrej woli. Czas pokazał już nie raz, że biednemu zawsze wiatr w oczy i inne rzeczy w inne miejsca.
- Tak - potwierdziła, dodając do tego lekkie skinięcie głowy. - Jeszcze nie do końca wiem, co chcę robić... kiedyś chciałam się rozwijać muzycznie, ale teraz bardziej myślę o studiowaniu jakiegoś kierunku ścisłego, może chemii. Bardzo mi się podoba praca w laboratorium.
No i bądźmy szczerzy, w ten sposób mogłaby być do czegoś przydatna ludzkości. Wciąż istniało tyle nierozwiązanych zagadnień, substancji czekających na odkrycie, właściwości bez wyjaśnienia... z czasem Verity coraz bardziej czuła, że to tym chciałaby się w życiu zajmować. Bardzo utwierdziły ją w tym korepetycje udzielane starszym kolegom. Starała się przekazywać im wiedzę w sposób możliwie najbardziej przystępny, więc nie szczędziła ciekawostek i intrygujących szczegółów. W ten sposób także sama siebie bardziej i bardziej przekonywała do tej dziedziny. No i z takim podejściem plus zdobytą w późniejszym czasie wiedzą i doświadczeniem może znalazłaby sobie jakiś dobry zawód - taki, w którym poczuje się spełniona i dzięki któremu praca będzie mogła być pasją, a nie przykrym obowiązkiem. Choć miasto dbało o swoich obywateli i nie pozwalała nikomu zginąć z głodu, bezczynność powodowana lenistwem lub niemożnością podjęcia decyzji byłaby zwyczajnie żałosna.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Warner był właścicielem wielu różnorodnych określeń na swoją osobę, z apogeum umiejscowionym w okresie szkolnym. Najczęstszy epitet nawiązywał do znaczenia jego imienia – Ryu – i choć temperamentem nie przypominał ognistego smoka, najbliższe otoczenie szybko chwyciło żarty o jego ukrytej naturze. Niektórzy zwykli również nazywać okularnika „encyklopedią”, potrafił bowiem podać dokładną definicję każdego trudniejszego wyrazu z książki i nie zawdzięczał tego wcale dobrze rozwiniętej pamięci, tylko własnym chęciom i wysiłkom w nauce.
Na wszystko istnieje jakiś sposób. Niektóre z form rozwiązania są niezgodne z czyjąś moralnością, inne zaś pozostają niewidoczne dla konkretnego toku rozumowania. – To rzadki przypadek kiedy wyrażał aprobatę wobec pracy zespołowej w postaci burzy mózgów. Choć funkcjonował głównie jako jednostka bojowa o wysokich umiejętnościach ofensywnych w zakresie fizyczności, nie mogło mu braknąć rozumu. Liczne dyplomy i wyróżnienia za osiągnięcia edukacyjne potwierdzały tę cechę.
Muzyka wymaga zapewne zalążka naturalnego talentu. – Zauważył, przypominając sobie dawne lekcje gry na gitarze. Nigdy nie potrafił dobrze opanować umiejętności muzykowania na jakimkolwiek instrumencie, zwyczajnie tego nie słyszał. – Wzór metakrzemianu sodu. – Chemii nie uczył się już od paru ładnych lat, ale nabyta wiedza wciąż chowała się gdzieś na dnie pamięci. Mógł spróbować ją wydobyć a propos małej odpytywanki. Był ciekaw wiedzy ówczesnych uczniów, a także prawdziwości słów rozmówczyni. Wiele osób decydowało się na dany kierunek z braku lepszego pomysłu bądź przez wybrany wcześniej profil klasy, jeśli nie dysponowało się pasją i szczerym pragnieniem zagłębiania tej tematyki, praca w przyszłości mogłaby okazać się monotonna.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Jakiś sposób niby zawsze istnieje. Szkoda tylko, że tak często nie ma żadnego dobrego.
Od kiedy w ogóle zeszli na takie filozoficzne tematy? Atmosfera zrobiła się dziwnie podobna do rutynowych wizyt Verity u psychoterapeuty, na których to zazwyczaj roztrząsali różne kwestie i rozmawiali tak długo, aż czasami już mieli dość siebie nawzajem. Co ciekawe, to rzeczywiście dziewczynie pomagało. Gdy tak spojrzała na kilka miesięcy wstecz, jej stan psychiczny rzeczywiście ulegał stopniowej poprawie. Kiedy zaczynała terapię, raczej wątpiła, by to mogło kiedykolwiek przynieść efekty. Wtedy nie wierzyła, by cokolwiek, kiedykolwiek mogło się w jej życiu poprawić. Patrząc w przeszłość mogła z całą pewnością stwierdzić, że to było głupie myślenie zdołowanego dzieciaka. Udowodniła samej sobie, że może być lepiej i zamierzała dowieść, że na tym wcale się nie zatrzyma.
- Wymaga - potwierdziła. - Zdarzało mi się już słyszeć, że go mam. Tylko że praca w przemyśle muzycznym jest nieco zbyt ryzykowna. Wokalista musi cały czas pilnować zdrowia, nie nadwyrężać gardła, a i tak czasem jak pieprznie, to pieprznie i żadne leki ani cuda-wianki nie pomagają. Za każdym razem, jak razem z chórem mieliśmy występy, trzeba było odstawić lody, zimne napoje, nie krzyczeć i w ogóle się oszczędzać. Już wtedy to było upierdliwe, nie chciałabym tak całe życie. Poza tym z wiekiem możliwości głosu się zawężają, niestety. - Gdyby nie to, może by się jednak zdecydowała na karierę w tym kierunku. Wydawało się to jednak zbyt uciążliwe, a za mało przydatne. No i była nieco zbyt nieśmiała na występy sceniczne, a bez tego ciężko być rzeczywiście artystą. Za dużo z tym problemów, a za mało przydatne dla ogółu zajęcie. O wiele lepiej od zapewniania rozrywki brzmiało przysłużenie się nauce, na którym już od dłuższego czasu się skupiała.
- Na2SiO3. Zamierza mnie pan teraz przepytywać? - Uniosła jedną z zielonych brwi, przyglądając się mężczyźnie z ukosa. Nie wierzył jej, że traktuje sprawę poważnie? Nieładne podejście, oj nieładne! Mogła być blondynką ufarbowaną na kolor trawy, ale to wcale nie znaczy, że miała pusto w głowie. Zresztą, nie uważała, by znajomość wzorów miała największe znaczenie w tej sytuacji.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Masz na myśli jakieś konkretne sytuacje? – Zapytał mimowolnie, odnosząc wrażenie, że dziewczyna może nawiązywać do własnego doświadczenia. Albo i nie. Tak czy siak nie do końca zgadzał się z jej opinią, istniały po prostu sposoby lepsze i gorsze.
Faktycznie, obecna atmosfera przywodziła na myśl tą panującą w gabinecie psychiatry. Brakowało tylko wygodniejszych poduszek i ewentualnie jakiegoś relaksującego podkładu muzycznego do rozmowy. Warner jednak – gdyby to on miał się bawić w terapeutę – nie nadawałby się do tej roli z kilku prostych przyczyn. Jego głos bynajmniej nie był spokojny, a wypruty z emocji i flegmatyczny. To samo można było powiedzieć o wyrazie twarzy eliminatora, to zaś zdecydowanie nie zachęcało do rozluźnienia. Umiejętność prowadzenia błahych konwersacji również utracił kilka lat temu, a teraz musiał trochę się wysilić, by stworzyć pozory socjalnej osoby.
Rozsądne rozumowanie. – Zgodził się z nią. – Ale nie musisz całkowicie odrzucać tej możliwości. Droga samodzielnego rozwijania umiejętności też jest czymś skutecznym i satysfakcjonującym, zresztą… istnieje wielu niezależnych artystów, którzy postanawiają sprawdzić swoje siły na ulicach. To zawsze jakiś zarobek. – I pewnie duma, gdy publice podoba się Twoja gra.
Nie jestem nauczycielem. To mała powtórka. – Wzruszył nieznacznie ramionami. – Budowa aldehydu. – Nie pytał nawet o trudne rzeczy, uważał, że to dobre zajęcie na wysilenie mózgu i pamięci. Niektórym ten mięsień zanikał bez ćwiczeń.
Przeczuwam, że Spadziński dzisiaj się już nie zjawi. – Powiedział, gdy ponownie skontrolował godzinę. – Nie będę więc dłużej zajmować Ci czasu. – Dodał, by po chwili faktycznie wstać z kanapy z zamiarem wyjścia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- I tak, i nie. Wiem, że takie są, ale nie zamierzam żadnego z nich przytaczać. - Jakoś nie widziało jej się rozwodzić o swoim życiu osobistym przy kompletnie nieznajomym mężczyźnie. Fakt, był na tyle godny zaufania, że wpuściła go do domu, ale to zupełnie inna sprawa. Zwierzanie się byle komu zdecydowanie nie leżało w jej naturze.
- Nie zamierzam rzucać śpiewu, na pewno nie. Zawsze mogę się nim zajmować hobbystycznie. Już teraz musiałam trochę odpuścić ze względu na naukę. Po przeprowadzce z M-1 miałam do nadrobienia trochę różnic programowych i wymagało to skupienia się na szkole. Może w przyszłym roku uda mi się w coś zaangażować, kto wie.
Zmiana szkoły była jednym z największych wyzwań w życiu Verity. O ile z przedmiotów takich jak matematyka czy fizyka musiała tylko przestawić się na nauczanie w innym języku, o tyle japoński, historia, literatura wymagały nadrobienia calutkiego materiału od początku edukacji. Dla kogoś, kto nigdy wcześniej nie interesował się kulturą Wschodu były to całkowite nowości. Jakby tego mało, niespełna miesiąc-dwa po przyjeździe do Miasta-3 panna Greenwood dała się namówić na udzielanie korepetycji chłopakom ze starszej klasy, co też wymagało dodatkowego nakładu pracy i przygotowania. Na inne zajęcia siłą rzeczy zostawało jej bardzo mało czasu.
- Aha - mruknęła. - Aldehydy są związkami organicznymi zawierającymi grupę aldehydową, czyli Ce-Ha-O. - Wymieniając poszczególne literki odpowiadające pierwiastkom, palcem nakreśliła na stole schemat połączeń między nimi, nie zapominając rzecz jasna o podwójnym wiązaniu przy tlenie. O związkach organicznych o wiele łatwiej opowiadało się mając rysunek.
- Zjawić się zjawi - skorygowała, na powrót składając dłonie razem. - Najwyraźniej coś go zatrzymało i będzie później. Pewnie nie ma za bardzo sensu, żeby pan czekał, lepiej się umówić na inny dzień. - Odprowadziła gościa do drzwi, cierpliwie czekając aż się pozbiera. Trochę martwiła się nieobecnością Adriana, ale nie był to wcale pierwszy raz, kiedy wracał z pracy z opóźnieniem. Czasami po prostu zdarzały się sytuacje, których nie dało się przewidzieć i pewnie lada moment na komórkę Greenwood przyjdzie wiadomość od taty, zgodnie z treścią której utknął w robocie z powodu jakiejś nagłej sprawy. Nie musiała się zbytnio przejmować - w końcu Spadziński zawsze sobie jakoś radził.

[Przypuszczam, że... koniec wątku? .-.]
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Rozumiem. – On zaś wcale nie miał ochoty zapoznawać się z czyjąś biografią. Może tkwiła w tym pewna hipokryzja, skoro uważał życie innych mieszkańców za monotonne i nie warte uwagi, zaś sam nie chwalił się bogatym wachlarzem codziennych możliwości. Choć to zależało od punktu siedzenia, dobijanie martwych czy konfrontacja z przestępcami na pewno u laików wzbudzała pewną fascynację. Ale gdyby odsunąć pracę od osobistych spraw? Tutaj sprawa się komplikowała, bo najczęściej sięgał po literaturę różnej maści, wpasowując się przez to niemal w wyobrażenie introwertyka. Nie robił wiele poza tym.
Poprawna odpowiedź. – Rzucił jeszcze, by rozwiać ewentualne wątpliwości co do sprawdzanej wiedzy chemicznej, acz podejrzewał, że to zbędne. Dostrzegał pewność dziewczyny w tej dziedzinie.
Nie ma co umawiać się na inny dzień, Warner chciał coś załatwić dzisiaj, ale skoro Kaukaz został zatrzymany, z pewnością spotkają się jutro w pracy, nawet jeśli mieliby się tylko wymienić spojrzeniami z daleka. Nie przepuści mu tej rozmowy.
Dziękuję za kawę. – Powiedział przed wyjściem, skinąwszy jej dodatkowo głową w podzięce, po czym opuścił posiadłość Spadzińskiego.

| wątek zakończony |
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przenoszę do archiwum.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach