Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

M2 | Nieznacznie mniej niż dwa lata temu

......Błagalny wzrok przyjaciółki sprawił, że Ravensky skrzywiła się delikatnie i odwróciła głowę w drugą stronę, starając się całą swoją postawą powiedzieć "nie". Miała lepsze rzeczy do robienia w piątkowy wieczór, niż oglądanie zajęć grupy teatralnej, do której należał chłopak jej bliskiej znajomej - Nicole. Nie chodziły razem do klasy, jednak znały się już od dłuższego czasu, zresztą razem z paroma innymi osobami (w tym także Charlie) tworzyli zgraną paczkę często trzymającą się razem na przerwach i wspólnie spędzającą wolny czas po lekcjach. Niejednokrotnie w piątki organizowali wspólne seanse filmowe, ale tym razem towarzystwo nieco wykruszyło się (szykowanie się do testu, wyjazd w dalszą część miasta, spotkanie rodzinne, zajęcia pozalekcyjne), więc Samantha spędzała wolne popołudnie wraz z rudowłosą Nicole w jednej z ulubionych kawiarenek. Podawali tutaj świetną gorącą czekoladę i bardzo dobre ciasto orzechowe, do którego dziewczyna miała olbrzymią słabość. Co bezczelnie wykorzystała jej znajoma, chcąc wykorzystać jej świetny humor z racji słodkiej porcji dodatkowych kilokalorii. Jak dobrze, że nie miała obsesji na punkcie diety.
- Sky, proszę, proszę, proszę, nie chcę iść tam sama - zaczęła wysokim tonem rudowłosa. - Michael jest wspaniały, ale nasz związek jest świeży, więc nie znam nawet jednej czwartej jego znajomych. A większość jego towarzystwa stanowią ludzie z grupy teatralnej. Zaprosił mnie na próbę swojej grupy, ale wstydzę się iść sama.
Przepełniony żałością wzrok Nicole potrafiłby rozbroić bombę, a co dopiero dość miękkie serce Samanthy. Chociaż słynęła z asertywności, to jednak teraz nie znajdowała żadnych racjonalnych powodów do odmówienia, oprócz leniwego "nie chce mi się", a tego rodzaju słowa nie były w jej stylu.Na nią akurat nie czekały żadne testy w przyszłym tygodniu, a dopiero co rozpoczęta książka mogła poczekać. Cóż, w końcu czego nie robi się się dla bliskich znajomych. A głębokie, pełne rezygnacji westchnięcie szybko uświadomiło rudowłosą, że wygrała to starcie.
-Yeah! - Ravensky zamrugała gwałtownie oczami na tak żywiołową relację i uniosła dłonie do góry na znak poddaństwa, mimowolnie wykrzywiając wargi w lekkim uśmiechu. - Dziękuję, Sam! Jesteś najlepsza.
No ba.

Dwie godziny później

Z pewną dozą rozbawienia ciemnowłosa obserwowała niespokojnie kręcącą się na swoim miejscu Nicole. Siedziały już na miejscu widowni, po uprzednim przywitaniu się z Michaelem (trzeba było przyznać, że był ładny, a do tego sprawiał wrażenie miłego) i teraz czekały, aż zacznie się próba. Dopiero pod jej koniec miał nastąpić najbardziej stresujący dla rudowłosej moment - czyli zapoznanie się z bliskimi znajomymi chłopaka. W Skyler wzbudzało to trochę rozbawienia, nawet jeśli rozumiała, czym tak bardzo denerwuje się jej znajoma. Nie oznaczało to jednak, że nie mogła jej z racji tego trochę podokuczać, a więc tym samym rozluźnić atmosferę.
-Przypominasz mi teraz szczeniaka czekającego na powrót właściciela- parsknęła w końcu, okręcając długi kosmyk włosów wokół palca. - Spokojnie, to też są ludzie. Żadne krwiożercze zombie, czy wilkołaki. Ujadać i gryźć nie będą.
Obiegła wzrokiem scenę, widząc szykujących się młodych aktorów i powoli narastające głosy, nie przejmując się oburzonym parsknięciem znajomej, która gwałtownie zaczęła zaprzeczać, kręcić głową i generalnie plątać się w zeznaniach. Szach mat, darling.
- No już, już. Powiedz mi lepiej, do jakiej sztuki oni się przygotowują? Kojarzę dialogi, ale nie chcę zgadywać - rzuciła, wracając spojrzeniem do twarzy znajomej.
- Hmh - speszyła się nagle Nicole. - Byłam tak przejęta faktem tego całego spotkania, że... zapomniałam.
Ravensky mimowolnie zaśmiała się cicho. Miała miękki głos, a sam śmiech był całkiem dźwięczny, jednak dość szybko zatkała usta dłonią, by przypadkiem nie speszyć tym zaangażowanego w pracę towarzystwa. Nie, żeby były jedynymi osobami na widowni, ale nie chciała dekoncentrować chłopaka swojej znajomej bardziej, niż było to konieczne. A biedaczyna wyraźnie co jakiś czas powracał do nich wzrokiem, za nic nie mogąc się skupić na swojej kwestii. Samantha z kolei miała podzielną uwagę, dlatego mogła zarówno skupiać się na ich występie, jak i co jakiś czas zagadywać znajomą.
A także obserwować pewną osobę.
Nieznajomy blondyn wyraźnie ją zaintrygował, bo często wracała do niego wzrokiem. Śledziła uważnym spojrzeniem jego ruchy, wsłuchiwała się w wypowiadane kwestie, a także w swobodne rozmowy, które prowadził z innymi. Naturalnie utalentowany. Wygląd, charyzma, świetna gestykulacja i wczucie się w rolę. Nie potrafiła jednak wyłapać tego, co naprawdę ją zainteresowało. Co takiego było w tym uśmiechu, że wewnętrznie odczuwała swojego rodzaju poirytowanie?   Co takiego było w jego gestach, że mimowolnie co chwilę czuła potrzebę dokładnego ich przestudiowania?
- Sammy - cichy głos znajomej wyrwał ją z zamyślenia . - Patrzysz się na niego jak pies gończy, który właśnie zwęszył trop. To dość niepokojące, dodatkowo twoje oczy nabierają wtedy takiego charakterystycznego wyrazu, wiesz?
- Nonsens. Po prostu ma ładną buźkę - wzruszyła lekceważąco ramionami i wyszczerzyła zęby w stronę znajomej. - A ja też jestem tylko kobietą i lubię sobie od czasu do czasu popatrzeć na przedstawiciela przeciwnej płci. A skoro już mnie tu ściągnęłaś...
Rudowłosa uniosła obydwie brwi i pokręciła z niedowierzaniem głową. Obydwie wiedziały, że to była próba zboczenia z tematu, ale Nicole nie zamierzała ciągnąć znajomej za język. Gdyby Sky chciała powiedzieć coś więcej na głos, to zrobiłaby to od razu. Teraz dziewczyna mogła jedynie zgadywać, co tak przykuło uwagę ciemnowłosej, ale jej myśli szybko wypełniło następne zagadnienie.
- O rany, próba się kończy - zestresowała się ponownie Ruda. - Ej, ej, ej, Sammy, gdzie ty idziesz?
- Głowa do góry, kochanie - rzuciła Ravensky, podnosząc swoje szanowne cztery litery z miejsca po sprawdzeniu wyciszonej wcześniej komórki. - Masz podbić ten teatralny świat swoim urokiem osobistym, a mnie Charlie wzywa do bardzo ważnej rozmowy, co zapewne oznacza, że jej młodszy brat ponownie dobrał się do jej ostatnich zapasów podpasek i chyba tym razem wykorzystał je do zabawy z psem. Wiesz, jak bardzo zaczyna szaleć. Młody nie ma za grosz instynktu samozachowawczego.
Zaśmiała się subtelnie, cmoknęła Nicole w policzek i uniosła obydwa kciuki do góry. Wierzyła, że znajoma da sobie radę, a ona tymczasem musiała w tempie ekspresowym skoczyć do najbliższego sklepu.


Poniedziałek

- Ruda, jak tam poszło zdobywanie nowych przyjaciół w piątkowy wieczór? - rzuciła Skyler, opuszczając niespiesznie budynek szkoły.
Cały dzień spędziły osobno i obydwie nie miały czasu nawet na krótką pogawędkę, ale teraz, po skończeniu ostatnich lekcji można było się nieco odprężyć. Na szczęście dla Rudej Charlie akurat wracała z rodzicami i nie mogła wypytać o szczegół weekendowego spotkanie z Michaelem, a Sky zamierzała ograniczyć się do samego piątku, choć psotne iskierki w oczach znajomej utwierdzały ją w podejrzeniach, że szykował się dłuższy (albo przynajmniej dość intensywny) związek.
- O rany, Sammy. Było cudownie, ci ludzie są tacy wspaniali - rozanielony wyraz twarzy rudowłosej mówił sam za siebie. - A tak notabene, ten blondyn z ładną buźką to Shawn Dawers. Bardzo pozytywny człowiek, rzadko widuję tak często uśmiechającą się osobę. Ty też nierzadko się szczerzysz, ale czasem przypominasz posąg. Oczywiście bardzo ładny posąg.
- Posąg? - z wrażenia aż się zatrzymała. - Ja ci dam posąg, ty strzygo jedna!
Atak łaskotek zawsze w modzie, chociaż przed całkowitą porażką Rudą uratował Michael. Nie wypadało pogrążać przyjaciółki w jego oczach, więc Skyler po prostu na odchodne pokazała jej język i ruszyła w stronę domu. Dość szybko jednak jej myśli wróciły do Shawna i jego zachowania. Dalej coś jej tutaj nie grało, ale w całym tym zamyśleniu mało co nie potrąciła jakiejś starszej pani. Od razu wróciła do rzeczywistości, przepraszając kobietę i oferując jej pomoc w zaniesieniu zakupów do domu, jak na dobrze wychowaną młodzież przystało. A nieznajoma, choć była jeszcze pełna energii, chętnie przystała na propozycję, bo siatek naprawdę miała sporo.
Właśnie przez ten przypadek Ravensky zobaczyła charakterystyczną blond czuprynę Dawersa. Szalik, skulona głowa wciśnięta między ramiona, krok, który można było scharakteryzować jako "zacięty". Hmh.


Nieco ponad tydzień później; środa

Skyler usiadła razem z Nicole w jednym rzędzie, poprawiając wplecioną we włosy czerwoną wstążkę. W ostatni piątek Michael zaprosił rudowłosą na premierę sztuki, do której się tak zawzięcie przygotowywał, a ta bez chwili zastanowienia zgodziła się, no i oczywiście uparła, że Samantha również musi koniecznie to wszystko zobaczyć. Tym razem dziewczyna nawet nie próbowała oponować, tym bardziej, że miała pewien plan. Przez ostatni tydzień co jakiś czas dostrzegała blondyna na szkolnym korytarzu, zarówno w towarzystwie znajomych, jak i kiedy siedział sam na sam z książką. Bystre spojrzenie niebieskich oczu śledziło czasem ukradkiem jego ruchy, jednak nie dała się przyłapać. A nawet jeśli co jakiś czas ich spojrzenia spotykały się, to Samantha po prostu uśmiechała się lekko, a następnie wracała do rozmowy z którymś ze swoich znajomych, zachowując się w pełni naturalnie. Miała już swoje spostrzeżenia i wnioski, teraz wystarczyło już tylko porównać je z rzeczywistymi faktami. Martwiącymi, jeśli miała rację.
Chwilowo jednak skoncentrowała się na samym występie, w końcu lubiła teatr i nie chciała pozwolić, by myśli o Shawn'ie (który był dla niej nieznajomym) zajmowały jej zbyt dużo czasu. Dlatego też w pełni wczuła się w sztukę, skupiając się na dialogach i odgrywanych scenach. Śledziła fabułę z wyraźnym zainteresowaniem, starając się jak najwięcej zapamiętać - kto wie, może kiedyś przyda jej się to w szkole. Zadowolona wstała pod koniec występu, bijąc brawo wraz zresztą publiczności. A Ruda chyba ostatecznie wpadła, bo bardziej rozkochanego spojrzenia nie mogła mieć.
- Chodź - szepnęła do przyjaciółki, ciągnąć ją jednocześnie za rękaw. - Mam wstęp za kulisy, a nie przegapię okazji, żeby pogratulować mojemu chłopakowi. Zresztą tobie też się podobało, prawda?
Nie czekając na odpowiedź Nicole ruszyła pewnym krokiem przed siebie, lawirując pomiędzy ludźmi, a potem plątaniną korytarzy. Chociaż Skyler miała całkiem dobrą orientację w terenie, tak pewnie sama zgubiłaby się w mnogości przejść. W końcu jednak dotarły do planowanego pokoju i Ruda bez żadnych zahamować wskoczyła na szyję brunetowi, mówiąc coś rozentuzjazmowanym głosem. Ciemnowłosa parsknęła cicho śmiechem, po czym pogratulowała Michaelowi udanego występu, bez trudu odnajdując się w rozgardiaszu. Szybko jednak wycofała się gdzieś na bok, by nie przeszkadzać oraz czatować na odpowiednią chwilę. Nie, żeby bawiła się w stalkera, ale pewna kwestia nie dawała jej spokoju.
No i doczekała się zaplanowanej chwili, gdy Shawn nie przebywał w żadnym towarzystwie. Ravensky uśmiechnęła się subtelnie stając mu na drodze i częściowo blokując przejście, co nie było zamierzanym działaniem, ale w tym miejscu korytarz był stosunkowo wąski.
- Gratuluję udanego występu.  Jesteś Shawn, prawda? - Sky poprawiła szybkim ruchem rękaw swojego płaszcza. - Wyglądasz, jakbyś naprawdę chciał się stąd wyrwać, więc może odprowadzisz mnie do domu? Mogę ci zaoferować kakao, ewentualnie herbatę, a potem, jeśli będziesz chciał, możesz mi opowiedzieć, dlaczego zachowujesz się jak kopnięty szczeniak. Co ty na to, książę?
Oj. To było dość bezpośrednie, ale pozycja dziewczyny nie zmieniła się nawet o jotę. Stała wyprostowana, ale rozluźniona, nie miała żadnych tików nerwowych, a przyjazny uśmiech wciąż rozświetlał jej twarz. Mimo to, jej zachowanie pewnie mogłoby zostać uznane za niecodziennie nawet przez jej bliskich przyjaciół.

Spoiler:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

— Do licha, stary! Gdzieś ty się podziewał?!
Shawn słysząc te słowa wciągnął więcej powietrza do wymęczonych biegiem płuc. W trymiga odszukał spojrzeniem pełną podejrzliwości, ale zaskoczoną twarz wysokiego szatyna, który od stóp po samą głowę uwieńczoną złotą koroną przypominał księcia. Nawet pozę przyjął królewską, dłoń kładąc na rękojeści sztucznej szabli uczepionej skórzanego pasa.
— Co byśmy zrobili bez ciebie? — mruknął chłopak, kciukiem wolnej ręki wskazując tyły. — Ta nowa od kostiumów ma zawał. Chyba się poryczała na samą myśl, że główny antagonista postanowił zwiać z przedstawienia.
Dawers przesunął ręką po policzku, czując pod palcami okropne gorąco. Miał niecałe siedem minut, żeby przerobić się na zło tego świata – o dziesięć więcej niż podejrzewał.
Zawsze jestem przed czasem – rzucił, ruszając półbiegiem w stronę pokoju.
Szatyn uśmiechnął się i krzyknął przez ramię:
— Jej to powiedz!

— Och, Chryste! — jęknęła Stephanie, ściskając mocniej sznurki od spodni, aż Shawnowi zabrakło tchu.
Chwi... – mruknął coś pod nosem, kładąc rękę na jej nadgarstku. — Nie mogę oddychać, proszę pani.
— Mów mi Steph i wciągnij brzuch, młodzieńcze. Ten pasek to twój najlepszy przyjaciel, rozumiemy się? Tylko dzięki niemu nie pokażesz tych gaci w krówki.
Shawn zacisnął usta.

Facet z dużymi słuchawkami na uszach – z czego jedna była właściwie za uchem – podniósł nagle dłoń, wystawiając tylko palec wskazujący w górę. Potem zgiął gwałtownie nadgarstek, kierując palec na wąskie przejście.
— Za pół minuty wchodzisz. Gotowy?
Shawn zaśmiał się, przesuwając ręką po nieskazitelnie białej koszuli.
Jak nigdy, Todd.
— Dobra. Trzy... dwa... jeden. Jazda!
Dawers ruszył, jak po zwolnieniu blokady. Wystarczyły cztery kroki, by światła reflektorów na moment go oślepiły, a wokół zrobiło się jakby duszniej.

— Raymondzie! — grzmiał głos księcia, gdy jego ostrze wznosiło się ostrzem do tekturowych chmur. Na deskach leżało pięciu aktorów; wszyscy zastygli w ostatecznych pozach. — Mój przyjacielu! Jak długo miałem czekać na ciebie w gospodzie? Znasz mnie i nawyki, którymi przesiąkłem. Nie lękam się zbójów, lecz któż nad królestwem rozłoży swe skrzydła, gdy mnie zabraknie w chwilę przed ślubem?
Shawn oparł rękę na piersi, kłaniając się władcy z uniżoną pokorą; to już ta scena, w której śnieżną koszulę wybrudzili kurzem i ziemią, a włosy, w pierwszych aktach schludnie zaczesane, były zmierzwione i poplątane po bitwie na miecze. Oręż spoczywała mu ciężko na biodrze. Jeszcze ledwie kwadrans i wbije ostrze prosto w serce księcia Charlesa, ale teraz wyprostował się, obdarowując szatyna promiennym uśmiechem.

— Nieźle, nieźle! — krzyknęła Diane, odpowiedzialna za rekrutację. — Shawn, podejdź do mnie, jak tylko się przebierzesz.
— Oho – mruknął szatyn, uderzając Dawersa łokciem w żebra. — Będzie kazanie.

— … i to wszystko, co masz mi do powiedzenia? — Diane opierała się biodrem o ścianę, odpalając ogień w zapalniczce z czarno-białym kotem w wielkanocnym koszyku. Płomień podsunęła pod końcówkę papierosa i zaciągnęła się mocniej. Shawn patrzył w milczeniu, jak szarawy owal tytoniu jarzy się pomarańczą, a kiedy minęło o kilka sekund za dużo, Diane wypuściła dym przez nos i pokręciła głową. — Nie było cię nawet na próbie generalnej. Do diaska, Shawn, w co ty z nami pogrywasz? Już chcieliśmy stawiać na nogi dublera!
Przecież klaskali – westchnął Dawers, przesuwając ręką po spoconym karku. Adrenalina aktywowana na scenie dopiero puszczała. — Chociaż to żadne usprawiedliwienie.
— Właśnie. Mam nadzieję, że to ostatni raz. Wiesz jak się czuła Stephanie? Ona prawie...
… padła na zawał. Wiedział.

To trwało wieczność, takie miał wrażenie. W końcu jednak Diane pomarudziła i kazała mu spadać do domu, byle „się to więcej nie powtórzyło”. Zapewnił, że to wyjątkowa sytuacja i że na pewno ich nie zawiedzie kolejny raz, a potem wyszedł, odcinając się od Diane cichym trzaskiem potężnych drzwi. Oparł się o nie, wypuszczając głośniej powietrze przez zaciśnięte zęby.
… a potem omal sam nie dostał zawału.
— Gratuluje udanego występu.
Drgnął, otwierając oczy, by jak najszybciej odszukać właścicielkę nieznajomego głosu. Kiedy wreszcie ją odnalazł, nie mógł znieść wrażenia, że to nie ich pierwsze spotkanie. Znał ją? Z trudem przełknął ślinę.
Matko Boska...
— Jesteś Shawn, prawda?
Otworzył usta, ale nawet nie udało mu się wciąć w nagły wylew słownictwa u nieznajomej, który ze zdania na zdanie wywoływał większy mętlik w głowie. Kim ona, u diaska, była? Czego chciała? Gdzie posiała piątą klepkę i czy na jej planecie też jest tlen? Ale mimo tylu pytań tak natrętnie świszczących nad uchem, udało mu się przywołać uśmiech. Kącik ust uniósł się, wyciągając wargi chłopaka w krzywym grymasie. Jedną z dłoni oparł na ramieniu dziewczyny, jak to u starych kumpli bywa.
Posłuchaj...
Ale w tym samym momencie coś huknęło, a sam Shawn wyprostował się niechętnie, zerkając przez ramię za siebie. Dokładnie w tej samej chwili, na drugim końcu korytarza, zjawił się szatyn z rozwichrzonymi włosami i oczami błyszczącymi jak reflektory w samym środku nocy.
— Heeej, Shawn! - krzyknął, podnosząc rękę, jakby te dziesięć metrów miało sprawić, że bez pomachania nią zamaszystymi ruchami, nie będzie widoczny. A to przecież Neill McMelvin. Kto jak kto – on musiał być gwiazdą. Nawet po tym, jak wszyscy dawno zeszli ze sceny, pościągali kostiumy i odłożyli na bok maski, Neill roztaczał wokół siebie „tę” aurę. Postąpił krok w ich kierunku. — Fanka?
Nie, nie. To jest... – zawiesił głos, przez moment analizując całą sytuację. Palce mimowolnie wbiły się mocniej w ramię dziewczyny.
— Och! — Neill zaśmiał się, a potem mrugnął do Skylar, robiąc przy tym jedną z tych głupich min z serii: „czaję, czaję, przed wujaszkiem Neillem nic się nie ukryje!”. Był już w połowie korytarza, gdy Shawn przybrał bardziej rozbawiony wyraz twarzy. Zaśmiał się w ślad za McMelvinem, ale czuć było zażenowanie w tym drżącym akcie wesołości.
Jeśli szukałaś księcia, to tym razem wypatrywałaś Neilla – zapewnił nagle blondyn, rozluźniając chwyt na wątłym ramieniu dziewczyny i kiwnięciem głowy wskazując szatyna.
Ten stanął tuż przed nimi, kładąc dłonie na biodrach i prężąc pierś, jakby co najmniej ogłoszono go królem. Nie tylko teatru. Całego M2.
— A jakże! Jak mogłaś pomylić mnie z tą ropuchą? - prychnął machinalnie, tworząc na swojej twarzy coś, co pewnie miało być bólem egzystencjalnym. — Shawn to bardziej... hm.
Chłopak złapał się nagle za brodę. Na jego czole wytworzyła się podłużna zmarszczka zamyślenia, aż w końcu wciągnął gwałtowniej powietrze i uderzył tyłem jednej dłoni o wnętrze drugiej.
— Wiem! Jest jak Brutus dla Cezara. On tylko udaje takiego miłego. Niech nie zwiedzie cię ten aktorski talent, moja księżniczko. W domu zamienia się w istną bestię! I kto cię wtedy obroni, hm?
Jego brew drgnęła w pytaniu, na które Dawers nawet nie chciał znać odpowiedzi. Zresztą, choćby spróbował coś powiedzieć, w drogę wszedł Neill, który nie czekał na żadne słowa ze strony ich dwójki. Obrócił się nieco i ramieniem wskazał miejsce, skąd przybył.
— Chodźcie z nami! Idziemy na ogromniastą pizzę. Podobno mają tam scenę z karaoke! Będzie na cały stół! Znaczy, pizza, a nie scena. Nieźle, co?
Coś w żołądku Shawna nagle się zagotowało, sprawiając przy tym, że mimowolnie wciągnął brzuch, napinając mięśnie do granic możliwości.
Nie, jesteśmy już umówieni – zaczął stanowczo, ale zamiast spotkać się z koleżeńskim: „dobra, rozumiem”, jak na prawdziwego Wujka Neilla przystało, ten tylko roześmiał się głośniej i klepnął Dawersa w ramię.
— Dajże spokój! Gdzie wam będzie lepiej, jak nie z nami? Pewnie nasza księżniczka też woli tę opcję. Prawda?

Ubiór Shawna
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

......Kąciki warg Skyler zadrgały subtelnie, zupełnie jakby zamierzała się uśmiechnąć z pewną dozą politowania na widok reakcji blondyna. Atak z zaskoczenia z reguły był jedną z bardziej skutecznym metod polowania na emocje innych ludzi. Przed ponownym przywołaniem maski występowała ta sekunda, czasem nawet dwie, kiedy można było dostrzec prawdziwe oblicze. Teoretycznie. Dla osób bardziej zaawansowanych powinno być to proste. Niestety Samantha musiała się zadowolić samym faktem zaskoczenia kogoś, ale wszystko jeszcze przed nią, o ile po drodze nie doprowadzi kogoś do zawału.
"Posłuchaj..."
Uniosła nieco wyżej głowę, spokojnie kierując wzrok na oczy Shawna, ignorując dłoń zaciskającą się na ramieniu. Przewidywała, że Dawers nie będzie łatwym orzechem do zgryzienia, jednak "jak się kobieta uprze to diabła przegada", a przynajmniej tak twierdził Szekspir. Od czasu do czasu można było przyklasnąć jego słowom. Miewała pewną słabość do jego utworów, przez co zdolna była to powtarzania najbardziej znanych cytatów. Gorzej z rozpoznawaniem ich.
Huk skutecznie odwrócił uwagę dziewczyny, która niechętnie przeniosła spojrzenie na innego chłopaka. Zmarszczyła na moment brwi, czując nagły przyrost poirytowania, jednak po chwili odetchnęła głęboko i wraz z wydechem wypuściła negatywne emocje. Nie wypadało zachowywać się niepoprawnie w praktycznie obcym towarzystwie, a przecież została wychowana na kulturalną osobę. Poza tym ta minimalna złość była spowodowana przerwaniem dość istotnej dla niej rozmowy jeszcze zanim ta się rozpoczęła, a nie niechęcią do samego Neill'a.
"Fanka?"
Hmh. Przesadzone słowo.
A także błędna interpretacja reakcji Shawna.
Mimowolnie Skyler rozciągnęła wargi w szerszym, niewątpliwie szczerym uśmiechu, a jej zimnej barwy oczy od razu nabrały odrobiny ciepła. Ciekawa sytuacja, jednak miała nadzieję, że blondyn oszczędzi jej siniaków na ramieniu. Poza tym chcąc nie chcąc w ten sposób odkrywał przed nią pewne karty, ale na razie nie bardzo miała czas na analizowanie jego gestów i zachowania. Zamiast tego przestudiowała wyraz twarzy jego kolegi i przysłuchiwała się rozmowie, ponieważ niekoniecznie pozwalali jej na jakiekolwiek dojście do słowa.
... ropuchą?
Spojrzała na blondyna, unosząc brwi w wyrazie zaskoczenia, po czym otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć.
Nie zdążyła. No trudno.
Pokręciła głowę z pewnym niedowierzaniem, zastanawiając się, w którym momencie cała sytuacja nabrała takiego przyspieszenia. W normalnych okolicznościach pewnie z miejsca obdarzyłaby Neill'a sporą dozą sympatii, ale tym razem była skoncentrowana na innej osobie. W końcu jednak nadarzyła się okazja, by wtrącić się w tą wymianę zdań i nadać temu całemu bałaganowi określony kierunek.
- Księżniczka? - rzuciła, trącając subtelnie Shawna biodrem, a następnie poufałym gestem wsuwając dłoń pod jego ramię. - Twój kolega określa mnie ładniej od ciebie, chociaż chyba niekoniecznie to do mnie pasuje. Skoro jednak ty jesteś Brutusem... "reputacja to w ogóle strojna powierzchnia z pustką pod spodem. Zdobywa się ją nieraz bez zasługi, a traci bez przyczyny."
Szach mat, aktorzy. Pan William potrafi uratować życie, ale miała nadzieję, że nie zachęci ich do żadnej bitwy na cytaty z dzieł literackich. Przegrałaby z całkowitym kretesem, bo jej pamięć ograniczała się do paru szekspirowskich utworów.
- Bardzo chętnie wybralibyśmy się razem z wami, ja osobiście słyszałam dużo pozytywnych rzeczy o waszej ekipie - od Nicole, nie Shawna, ale nie kłamała. - Jednak faktycznie już od jakiegoś czasu byliśmy umówieni na dzisiaj. Zdążyłam nawet zarezerwować...
- Skyler - o wilku mowa, a wilk tuż tuż. - Już myślałam, że...
Ciemnowłosa odwróciła się gwałtownie w stronę zbliżającej się pary, przy okazji niemal wyrywając sobie ramię ze stawu.
- Nicole! - rzuciła pospiesznie, robiąc dziką minę. - Zapomniałam ci wspomnieć, że szybciej ciebie dziś opuszczam?
Nie spodziewała się takiego przebiegu sytuacji, ale teraz już niewiele mogła zrobić. Przy odrobinie szczęścia uda jej się to rozegrać na tyle dobrze, by opuścić ten budynek tylko z Shawnem. W innym wypadku obydwoje właśnie wkopali się w niezłe bagno. Niewątpliwie bawiło to w pewien sposób Skyler, ale z drugiej strony... kompletnie tego nie planowała, poza tym odnosiła dziwne wrażenie, że Shawn czuje się coraz mniej komfortowo. To z kolei już mniej ją zachwycało, a wręcz sprawiało, że coraz intensywniej zastanawiała się, jak się z tego wszystkiego wyplątać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dawers musiał być ostatnim zadowolonym pionkiem w towarzystwie, choć firmowy uśmiech i ciepłe spojrzenie z pewnością zamydliłyby oczy niejednej osobie – byłby zresztą pewien swojej wygranej i teraz, gdyby stale nie atakowała go dziwna aura otaczająca nieznajomą. Stała od niego dobre dwa kroki dalej, a mimo tego miał wrażenie, że na niego napiera i próbuje siłą wbić w drzwi do gabinetu Diany. Podstawia pod mur. To sprawiało, że z nadwrażliwością i rosnącą irytacją zerkał na nią co chwila. Myśl, że dziewczyna wie niemal nie odstępowała, co samo w sobie było irracjonalnie. I głupie, Dawers. Idiotyczne. O co ci chodzi, chłopie? Laleczka jest psychiczna i tyle. Wystarczy ją zbyć durnym tekstem, a sama ucieknie. One nie lubią kretynów. Mało razy takiego grałeś? Wyciągnij cytat chociażby z...
— Twój kolega określa mnie ładniej od ciebie.
Shawn nagle spojrzał na Neilla, który cofnął się o krok, gwałtownie unosząc dłonie do góry.
— Łoł, Shawn! — Neill zaśmiał się rozbawiony, cały czas trzymając ręce na wysokości ramion, dla lepszego efektu pomachując nimi lekko, by pokazać, że nadal są na swoim miejscu. — Spokojnie!
Dawers zdał sobie sprawę, że tracił rezon i w chwili obecnej było to bardziej niż potrzebne. W każdym innym dniu zbyłby Neilla bez problemu, będąc już zapewne w drodze do wyjścia, czując na twarzy powiew świeżego powietrza... a teraz te wszystkie wizje wydawały się odległe. Bo przecież był zazdrosnym kretynem, który tylko czeka, by warknąć na każdego, kto spróbuje ich zatrzymać. Jego i dziewczynę, którą widział pierwszy raz na oczy.
Pudło. Nie pierwszy raz.
Umysł podpowiadał, że gdzieś mu mignęła. Była wygadana i pewna siebie, więc może uczestniczyła w wywiadach? Sama była aktorką? Minęli się na jakimś holu, na scenie, w salonie czekając na swoje pięć minut?
Jeszcze raz zlustrował ją wzrokiem; już mniej subtelnie i zdecydowanie nie kryjąc się z zachłannością. Patrzył na nią tak długo, aż coś w tle nie trzasnęło i nie przyspieszyło czasu na nowo. Wzrok z powrotem ześlizgnął się na Neilla.
— Już myślałam, że...
Usta dawno przestały się uśmiechać, a szczęki zacisnęły się mocniej, napinając mięśnie twarzy i szyi, jakby tylko mocno zwarte ze sobą zęby uniemożliwiały mu rzucenie się na szatyna i zagryzienie go. Neill najwidoczniej wyczuwał gęstniejące, naelektryzowane powietrze, a dobity przez Skyler tracił resztki zapału.
Do czasu.
Shawn nie do końca nadążał za natłokiem myśli przemykających mu ze świstem przez głowę. Atakowany przez lawinę nie zdążył się odsunąć od Skyler, twarz zachowując na obecnym, bezczelnym wyrazie kogoś, kto czuje się w obowiązku, by połamać żebra każdemu frajerowi, który postanowi szczerzyć się jak przygłup do jego dziewczyny. Tylko czarnowłosa mogła poczuć, jak mięśnie pod jego ubraniem tężeją, a potem twardnieją jeszcze mocniej na dźwięk nowego głosu, którego właścicielka została mu przedstawiona dosłownie tuż nad uchem, bo gdy Skyler szarpnęła się nagle na bok, on sam nieco się do niej pochylił.
Tak, Nicole.
Shawn uniósł wzrok na nową nieznajomą-znajomą, a zaraz potem na towarzyszącego jej chłopaka, którego przyjął z jakąś nieskrywaną ulgą, wydychając powietrze prosto na ramię Skyler. Zaraz potem wyprostował się i, jak na Shawna Dawersa przystało, uśmiechnął się rozbrajająco.
— Shawn.
Hej, Mike.
— Widzę, że grono się powiększa — wtrącił rozbawiony Neill, przekierowując błyszczące spojrzenie na nową parę, najwidoczniej wierząc w ich niewątpliwie wysokie umiejętności przekabacania innych na złą stronę. Shawn nawet nie zdawał sobie sprawy, jak wielki wpływ miała Nicole na swoją przyjaciółkę i w obecnym położeniu nie chciał się z tym faktem zapoznawać.
Opuścił nieco ramię, by odszukać ręką dłoń ciemnowłosej. Nie był fanem obnoszenia się z podobnymi bzdetami, ale teraz postawił na jedną kartę. Splatając swoje palce z nieco szczuplejszymi palcami Skyler, postąpił krok na bok, teatralnie wzdychając.
Bardzo mi przykro, Neill. Szalenie. Ale obietnica to obietnica. Sam wiesz, że nie można jej łamać, nie? Nie jesteś takim chamem, by stale naciskać, gdy widzisz, że nam spieszno, racja? Jeszcze do niedawna potrafiłeś wyczuć barierę.
Skąd to nagłe zacofanie?

Dawers wbił paznokcie w skórę dłoni Skyler do tego stopnia, by na kilkanaście następnych sekund zostawić na niej ślady. Gdzieś w międzyczasie trafiła go myśl, że dziewczyna była ciepła i o wiele delikatniejsza, niż byłby w stanie to sobie wyobrazić.
Będziemy lecieć. Już i tak jesteśmy spóźnieni.
Neill wygiął brwi w wyrazie smutnego szczeniaka.
— Na bank? Mike i Nicole też wpadną. — Szatyn przeniósł wzrok na Michaela. — No nie?
Ale Shawn nie czekał na odpowiedź ani Mike'a, ani Nicole, choć na dziewczynie zawiesił spojrzenie i kiwnął głową, dorzucając mniej ambitny tekst w stylu Shawn, miło cię poznać i Mam nadzieję, że za drugim razem dłużej porozmawiamy, jednocześnie napierając ramieniem na Skyler i zmuszając ją tym samym do stawiania kroków wzdłuż holu.
Neill rozkleił wargi, by ostatni raz zapytać, czy definitywnie nie idą, ale Shawn, jakby wyczuwając, że głos McMelvina przeciska się już przez gardło, nagle uniósł nadgarstek i mruknął godzinę wyczytaną z nieistniejącego na przegubie zegarka, jednocześnie przyspieszając.
To było bardzo wiarygodne.
I tak już tego nie zobaczył.
Byli o te dwa zbawienne metry poza zasięgiem wzroku absolutnego; takie nagłe, narwane ruchy jak szarpnięcie ramieniem, by zerknąć na urządzenie, na pewno rozmyły się Neillowi w jakąś smugę. Nie było powodów do obaw. Wystarczyło dalej grać swoje role.
Dawers pierwszy raz tak realnie grał kogoś, kto się spieszy. Pierwszy raz czuł też taką satysfakcję na widok słowa EXIT tuż nad dwuskrzydłowymi drzwiami o potężnej konstrukcji.
Puścił jej dłoń.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

.......Cóż, sytuacja nieco się pokomplikowała, jednak Sky nie wyglądała już na specjalnie przejętą tym faktem. Niebieskie oczy skupiły się na twarzy przyjaciółki, która minimalnie uniosła jedną brew. Wiedziała, że coś jest nie tak, ale w tym wypadku solidarność jajników wygrała. Samantha prawie niezauważalnie pokręciła głową, co dla Nicole było dostatecznie konkretnym komunikatem. Dzięki temu nastolatka ponownie mogła się skupić na swoim towarzyszu, którego najwyraźniej nieplanowanie wkopała w całe to... zdarzenie. Z drugiej strony, teraz przynajmniej zyskała pewność, że coś jest zdecydowanie nie tak, jak powinno. Chociaż jego zewnętrzna fasada uśmiechniętego chłopca trzymała się świetnie, to jednak pewne gesty wyraźnie pokazywały, że jest zdenerwowany. Nie podobała mu się konieczność zostania, czy też brak możliwości szybkiego wycofania się. Raczej nie jest to normalne jak na tak popularną i uzdolnioną osobę. Niemniej jego kolejne gest trochę ją zaskoczył, dlatego w początkowym momencie wyprostowało się sztywno. Teoretycznie wyglądało to, jakby było to dla niej miłe zaskoczenie, ale i tak odrobina zmieszania wkradła się w jej oczy. Na parę sekund. Potem rozluźniła się i ponownie pozwoliła wślizgnąć się lekkiemu uśmiechowi na twarz. Co prawda wbite paznokcie niezbyt jej się podobały (dlatego ścisnęła karcąco rękę młodego aktora), ale nie zamierzała się tym przejmować na dłuższą metę. W gruncie rzeczy... było nawet miło, jeśli można tak nazwać głupie (udawane) trzymanie się za ręce.
- Och, następnym razem pewnie chętnie skorzystamy z okazji, ale tym razem wybitnie nam się spieszy - pozwoliła sobie na poufały gest w postaci poczochrania blondyna po włosach. - Widzimy się kiedy indz... Shawn. Zderzymy się ze ścianą, jeśli nie zaczniesz ostrożniej manewrować.
Zdążyła tylko machnąć ręką w ramach pożegnania, a Nicole od razu zaczęła robić za zasłonę dymną. Można była usłyszeć, jak zaczyna trajkotać na paręnaście tematów naraz, ale najwyraźniej Neill był twardym zawodnikiem. Z kolei Dawers doskonale wiedział, jak sobie z nim radzić, dlatego już po chwili znajdowali się poza zasięgiem upartego kolegi. Cóż, jedna komplikacja za nimi, ale teraz czas wrócić do właściwego tematu. Sky podejrzewała, że wcale nie będzie to  takie proste. Tym bardziej, że Shawn ruszył do przodu jak koń wyścigowy po wyjściu z bramki startowej.
- Dobrze, że jednak nie założyłam obcasów - wbiła niebieskie ślepia w plecy chłopaka, po czym potrząsnęła krótko głową, od razu przyspieszając kroku. - Powiesz mi, przed czym uciekasz? Nie mam zamiaru ciebie porwać, chociaż wątpię, byś przejmował się akurat tym.
Doskoczyła do drzwi zanim chłopak samemu zdążył się do nich dorwać.
- Nie będę ciebie zatrzymywać, ale bądź dżentelmenem i przepuść mnie pierwszą - czyżby upomnienie? Raczej próba lekkiego spowolnienia blondyna. - Będziesz całe życie udawał, że jesteś zadowolony?
Wysunęła w śmiesznym geście język w jego stronę i sama otworzyła sobie drzwi, wychodząc w końcu na zewnątrz. Chłodne powietrze uderzyło ją w twarz, dodatkowo zaczynało się ściemniać. Nie miała narzuconej godziny powrotu, rodzice wiedzieli, że jest racjonalną osobą, która ceni możliwość wyspania się na lekcje. Nie zmieniało to jednak faktu, że zdarzało jej się spędzić trochę więcej czasu na zewnątrz, ze swoimi wynikami mogła sobie na to pozwolić.
- Podejrzewam, że moja oferta nie była dla ciebie zbyt kusząca - uśmiechnęła się, a w jej oczach widoczne było rozbawienie. - Jeśli się mylę, to zawsze możesz odprowadzić mnie do domu. W sumie zaczyna robić się ciemno, kto wie, co czai się w ciemnych zaułkach. W innym wypadku... widzimy się w szkole, panie Dawers. Rozluźnij się.
Płynnym gestem poprawiła czerwoną wstążkę i obróciła się na pięcie. Mogła wezwać taksówkę, oczywiście, że mogła. Z drugiej strony, tym razem inicjatywę zostawiła chłopakowi. Była ciekawa, na co się zdecyduje, jednak nie przekręciła głowy, by móc na niego spojrzeć. Jeszcze pomyśli, że próbuje wywrzeć na nim presję.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Był zaskoczony, gdy Sky wyrosła mu spod ziemi tuż przed nosem. Nie zdążył zatrzymać, ani tym bardziej cofnąć ręki. Palce, zamiast oprzeć się o klamkę, oparły się o ramię dziewczyny, a sam chłopak wyhamował w ostatniej sekundzie; z twarzą o kilka centymetrów od twarzy opartej o drzwi Samanthy. Przeciągle spojrzał jej w oczy; dostrzegł w nich zadziorny błysk z jednej strony znajomy, z drugiej niebezpiecznie obcy i nienaturalny. Jak ktoś, kto doskonale wie, że wyjdzie na jego. Że jakichkolwiek błędów nie popełnisz albo na jakikolwiek plan ucieczki nie wpadniesz, nic nie jest w stanie jej zaskoczyć.
— … ale bądź dżentelmenem i przepuść mnie pierwszą.
Tak. Jasne — wykrztusił mimowolnie, prostując się i ściągając rękę z jej ramienia. W którym dokładnie momencie przestał nadążać za natłokiem wydarzeń? Zresztą, nie było to na tyle istotne, by zakrzątać sobie tym głowę – gorsze miał teraz rzeczy do roboty. Jak chociażby wymyślenie wyjątkowo dobrego argumentu, dla którego zachował się jak ostatni kretyn.
Zawiasy nie wydały z siebie żadnego dźwięku, ale świat zewnętrzny już owszem. Wystarczyło, by Sky pchnęła drzwi, a w holu zaświszczało od wślizgującego się do wewnątrz wiatru; ubrania Shawna załopotały lekko, włosy odleciały z twarzy, a powieki musiały się nieco przymrużyć.
Świst był jednak pojedynczy. Przerażająco filmowy. Gdy oboje wyszli z budynku, wieczór okazał się spokojny, cichy i całkiem ciepły jak na porę roku. Ściemniało się jednak i patrząc na niebo Dawers wiedział, że najdalej za pół godziny sklepienie stanie się całe czarne. Może będą tam gwiazdy, ale nie mógł mieć pewności. Nigdy ich nie widział przy blasku lamp.
— Podejrzewam...
Shawn oderwał wzrok od góry i spojrzał na Sky. Choć było jeszcze widno, jedna z pobliskich żarówek zamigotała jako pierwsza, rzucając zaraz na dziewczynę mdły odcień żółci.
— … że moja oferta nie była dla ciebie zbyt kusząca.
A on, widząc nad jej głową nienaturalną aureolę, która kompletnie nie powinna mieć miejsca, wybuchnął krótkim śmiechem. Ręka od razu uniosła się, by ukryć uśmiech; nadgarstek spoczął na ustach jednak zbyt późno, by dało się zatuszować ten nagły zryw rozbawienia.
Nie, to nie tak. Przepraszam. – Nawet w głosie dało się wyczuć nutę rozweselenia; i można to było zrobić bez problemu, bo Shawn nie miał zamiaru tego tuszować. Odsunął wtedy dłoń od twarzy i wyprostował palce; zaraz potem dołączyła do niej druga. Obie wyprostowane i na wysokości barków. Dokładnie ten sam gest sprezentował im Neill jeszcze pięć minut temu.
Miałem dziś okropny dzień i tak się złożyło, że byłaś w pobliżu, gdy czara się przelała. Widocznie wyładowałem na tobie całą złość za osobiste porażki. A Neill niczego mi nie ułatwił. Już myślałem, że go nie przegadam i siłą zaciągnie mnie na imprezę. Teraz mi ulżyło. — Choć śmiech już „dawno” umilkł, na ustach chłopaka pozostał uśmiech. Wydawał się niemal niezmywalny, tak samo jak skrzące się kurwiki w kącikach ciemnych oczu, które akurat przekierowały się na dłonie wybawicielki. — Jasne, odprowadzę. O ile nie przeszkadza ci to, by całą drogę przebyć pieszo. To prezent? — Mówiąc to, ostatni raz przyjrzał się czerwonej wstążce, finalnie zdejmując z niej oceniający wzrok i przekierowując go naprzód.
Mogli wsiąść w pociąg i podjechać. To pewnie kwestia kwadransa. Przy dobrych wiatrach mieszkała naprawdę niedaleko i przyszła na występ, bo miała po drodze.
Shawn miał jednak cichą nadzieję, że jej dom znajdował się na drugim końcu miasta. Zacisnął lekko usta na samą myśl, że mogło być inaczej. Nie dalej jak dziesięć minut wstecz chciał się jej pozbyć za wszelką cenę. Miała iść, cholera, do diabła i u niego pozostać do zakichanego końca wszechświata. A teraz?
Możemy wstąpić na coś ciepłego. – Przestąpił z nogi na nogę, ale kiedy ruszyła, ruszył w tym samym momencie. — Ja stawiam. Tak w ramach rekompensaty za bycie chamem.
„Będziesz całe życie udawał, że jesteś zadowolony?"
Uśmiech nieco zelżał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

........Drgnęła, słysząc śmiech chłopaka i automatycznie zerknęła na jego twarz z pewną dozą zaciekawienia. Możliwe, że faktycznie czuła się lekko zmieszana (hmh, można by rzecz, że przyszło to z pewnym opóźnieniem, bo już wcześniej powinna wykazać się nieco mniejszą pewnością siebie) jego nagłym wybuchem, ale uparcie wolała sprawiać wrażenie osoby nie zbitej z pantałyku. Skoro już powiedziała a, to musiała skończyć całą sprawę, najlepiej z satysfakcjonującym dla niej wynikiem. W porządku, to chyba zabrzmiało dość egoistycznie, ale Sky czasem przypominała psa tropiącego - jak złapała trop, to nie potrafiła odpuścić. Prawie jak Sherlock Holmes w żeńskim wydaniu, ale prawdopodobnie nie był to powód do olbrzymiej radości.
Nie, to nie tak.
Huh? Zabrzmiało to prawie jak na filmach, kiedy mąż próbował wytłumaczyć żonie, że dwuznaczna sytuacja z sekretarką wcale nie jest tym, na co wygląda. A przynajmniej tak to skojarzyło się Sky, która zaraz to potrząsnęła głową (chcąc oczyścić ją z głupich skojarzeń) i machnęła lekceważąco ręką. Przecież nie zamierzała tego brać do siebie.
A Shawn'owi przynajmniej rozwiązał się nieco język, chociaż w dalszym ciągu nie było to "tym czymś", o co jej chodziło. Chociaż, na litość boską, nie oczekiwała niczego więcej po paru minutach znajomości. Im więcej nad tym myślała, tym bardziej była przekonana, że powinna to wszystko rozegrać w nieco inny sposób. Może poobserwować go dłużej albo w ogóle odpuścić, w końcu to nie była jej sprawa, ale... no właśnie. Czasem po prostu jest jakieś "ale".
- Okropny dzień? - mruknęła jedynie cicho, obserwując go spod lekko zmrużonych oczu. - Cóż, niespecjalnie zdążyłam zauważyć, byś cokolwiek wyładowywał. W takim razie prędzej dalej trzymasz ten nieprzyjemny dzień w środku, niemniej najwyraźniej nie mi w to wnikać.
Westchnęła cicho i odgarnęła za ucho kosmyk niesfornych włosów.
-  Prawdopodobnie źle zaczęłam - och, doprawdy? -  Jestem Skyler. A właściwie Samantha Valery Ravensky.
Dygnęła krótko, bardziej dla rozrywki, niż na poważnie, po czym posłała blondynowi weselsze spojrzenie.
-  Mam nogi i potrafię ich używać, poza tym to tylko cztery kilometry - wzruszyła krótko barkami. -  Po drodze znajduje się przyjemna kawiarenka, ale sama za siebie zapłacę, skoro wersja z kakao była za mało interesująca.
Nie wyglądała na specjalnie przejętą tym faktem, chociaż aż tak duża spontaniczność raczej nie była w jej stylu.
- Co do wstążki... nie, to nie prezent - rzuciła, wsuwając ręce do kieszeni płaszcza i obracając się plecami w stronę chłopaka.
Ruszyła żwawym krokiem pozostawiając mu swobodę w kwestii ostatecznej decyzji co do wspólnego spaceru.

| Hmh. Nie ma to jak pisanie po długiej przerwie - pardon, poprawię się.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 — Okropny dzień?
 Machinalnie przytaknął, bo przecież nie było w tym nawet procenta kłamstwa do oclenia — ten dzień na pewno nie należał do Shawna Dawersa, skoro już rano wylał kawę na spodnie i scenariusz.
 — W takim razie...
 Musiał przyznać, że była wybitna w tym, co robiła — w natychmiastowym nokautowaniu; i gdyby Shawn nie dostrzegł tego wcześniej, przez kolejne słowa dziewczyny mina by mu zbladła. Tymczasem nie tylko zdołał utrzymać nienaganny uśmiech, ale również się wyluzował, przekonany, że panuje nad sytuacją. I chociażby pewność co do tego, że jego śliczna nieznajoma straciła nad nim władzę, nie pozwoliła mu na drążenie tematu, nawet jeśli na usta cisnęło się proste pytanie — skąd wzięła takie wnioski?

 Droga Pani Holmes,
 ręczę, że nie wszędzie czają się spiski i na krótki moment może Pani zdjąć czapkę, a nawet śmiem twierdzić, że odłożyć fajkę. Naprawdę.
Z poważaniem,
Twój wierny Watson.

 Rozbawienie nie zelżało nawet wtedy, gdy spomiędzy warg dziewczyny wydobyło się westchnięcie.
 — Jestem Skyler. A właściwie...
 Brwi blondyna lekko się uniosły.
 — Łał. Brzmi ładnie. — I jest tak długie głównie po to, aby go nie zapamiętać, tak?
 Kiedy dygnęła, kącik jego ust zadrżał w hamowanym śmiechu. Coś sprawiło, że Skyler nie pasowała do ich czasów. Bardziej nadawałaby się do czasów... wiktoriańskich może? W końcu większość współczesnych ludzi podaje sobie ręce. Sam prawie wyciągnął swoją. A ona?
 — Shawn. Shawn Dawers.
 Teatralnie przyłożył dłoń do przeciwległego boku i tak objęty w pasie lekko się ukłonił.
 Przynajmniej już go nie przypierała do ściany i nie patrzyła tym swoim wzrokiem mówiącym: „nie działają, Shawn. Żadne twoje bariery na mnie nie działają. I nigdy nie będzie inaczej. Rozumiesz?”; i chociaż był wtedy zaskoczony jej nachalnością, to większe zdziwienie pokazał na wieść, że ma nogi. Więcej nawet (żałował, że nie ma gdzie usiąść; szok był ciężki) — potrafiła ich używać do czegoś więcej niż deptanie swoich ofiar w myśl przysłowia: „po trupach do celu”.
 — To świetnie — powiedział, lekkim machnięciem dłoni rozwiewając głupie myśli. — I może być kawiarnia.
Chociaż wątpię, że mają tam cheeseburgery i frytki.
 — Prawdę mówiąc, może być nawet kakao, jeżeli to oznacza możliwość... no, zachowania się jak należy.
 Czyli, między innymi, tak, jak dotychczas się nie zachowywał, co dopiero teraz rzeczywiście zaczęło go uwierać. Gdyby nie stracił zimnej krwi tam, na holu, Skyler Holmes nie miałaby powodów, by tak na niego naskakiwać. Może nawet by ją polubił. Ba. Może nawet ona polubiłaby jego.
 — No dobra — mruknął po tym, jak przeszli w milczeniu jedną ulicę. Niebo było jeszcze jasne, Shawn zwolnił. — A występ? Trzymał poziom? Szczególnie ta scena, jak Raymond wbija miecz aż po rękojeść w swojego najlepszego towarzysza, żeby udowodnić ojcu Ysobelle, że nie brata się z wrogiem.
 Kiedy opowiadał pokrótce fragment spektaklu, na ustach znów zaczął mu się błąkać lekki uśmieszek.
 Musiał znać jej zdanie na temat tej jednej rzeczy, bo tylko Samantha Valery Ravensky nie będzie owijać w bawełnę. Jeżeli w trakcie przedstawienia coś poszłoby nie tak, Sky musiała być pierwszą (i kto wie, czy nie jedyną) osobą, która powiedziałaby to na głos.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

....... W sumie trochę szkoda, że nie znała jego myśli. Zapewne mogłaby się nieźle uśmiać, gdyby podążała tokiem rozumowania kolegi, ale chcąc, czy też nie chcąc (skłaniając się jednak w pierwszą stronę) była tylko człowiekiem. I nic przeciwko temu nie miała. Superbohaterowie zawsze kończyli marnie. Albo coś ich zabijało, albo sami popełniali samobójstwo, a przynajmniej tak twierdziły komiksy. Nie, żeby czytała ich dużo, ale wystarczająco, by wyciągnąć odpowiednie wnioski. Pelerynka supermana nie była dla niej, poza tym co najwyżej owijałaby się wokół jej kostek. Jak niby miałaby założyć obcasy z czymś tak niewygodnym, co? Same buty ze szpilką były wystarczającym piekłem, co dopiero w parze z utrudniającą ruchy, szeleszczącą płachtą. Brrr.
- Więc oficjalnie mogę powiedzieć, że miło mi cię w końcu poznać, Shawn - przekrzywiła głowę i uśmiechnęła się półgębkiem.
Był uroczy i szybko reagował. Plus dla niego. W sumie niespecjalnie dziwiła się, że posiada żeński fanklub, który niewątpliwie próbuje się do niego zbliżyć na każdej przerwie. Chociaż z drugiej strony sprawiał wrażenie osoby, która potrafi gładko przekierować nadmiar uwagi na kogoś innego. Niemniej trochę tajemniczości, talent, wygląd i voilà. Mamy przykład osoby, która świeci w otoczeniu niczym gwiazda na niebie. Kącik ust Sky ponownie drgnął lekko. No, Shawn. Co się tam w środku dzieje, hmh?
Pomyliła się? Nie, nie. Coś tu musi być. Te lekkie drgnięcie.
Prawdę mówiąc, może być nawet kakao, jeżeli to oznacza możliwość... no, zachowania się jak należy.
Westchnęła cicho i posłała mu rozbawione spojrzenie.
- Może być cokolwiek chcesz. To ty masz się rozluźnić - rzuciła, mierząc go uważnym spojrzeniem, jednak szybko przerzuciła wzrok gdzie indziej; nie chciała przecież wywierać na nim zbędnej presji. - Nie jestem tyranem. A przynajmniej powiedzmy, że nie jestem nim przez większość czasu.
Wypadało być szczerą z samą sobą.
- Chociaż wizja bycia panią wszechświata bywa kusząca - dodała śmiertelnie poważnym tonem, chociaż pewnie mógł zdradzić ją jakiś drobny błysk w oku.
Włożyła dłonie do kieszeni płaszcza, by ochronić je przed chłodnym powietrzem. Nie było jeszcze zimno, ale ku swojemu niezadowoleniu na przestrzeni ostatnich paru lat zauważyła, że często marzły jej końcówki palców. Pewnie większość zwaliłaby to na karb krążenia, ale dla niej była to po prostu zwykła przypadłość. Ot, genetyka.
No dobra.
Przerzuciła spojrzenie z drogi na chłopaka i uniosła pytająco brew. Słysząc następne zdanie ponownie skierowała wzrok na ulicę, marszcząc przy tym subtelnie czoło. Zamyśliła się chwilę nad poruszoną kwestią, przywołując sobie pewne sceny do głowy. Cóż, ocenianie sztuki nigdy nie było specjalnie prostym zadaniem, poza tym nie chciała rzucać odpowiedzi pokroju "fajna", "dobrze się oglądało", czy coś w tym stylu.
-  Trzymał - umilkła na chwilę (ponieważ nie ma to jak rozbudowane wypowiedzi). -  Może zacznę od  scenografii, ponieważ jako pierwsza narzuca mi się na myśl. Widać było, że ktoś bardzo wziął sobie tę sprawę do serca, z reguły można zauważyć pewne mankamenty, czy też nadmierną doskonałość niektórych elementów, ale tutaj naprawdę wprowadzała w temat. Przechodząc do samej treści sztuki, hah. Wasza grupa jest dobra. Łatwo jest wczuć się w sytuację bohaterów. Czuć emocję. Biorąc pod uwagę wiek... cóż, część z was na pewno czeka wielka przyszłość w tym kierunku.
Obróciła głowę w stronę Shawna.
-  A ty... masz naturalny talent, wiesz? To rzadkość. Co ja bredzę, na pewno zdajesz sobie z tego sprawę - parsknęła cicho.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 On miał się rozluźnić? Przecież był rozluźniony! Czuł się już wyśmienicie, prawie idealnie. Prawdę mówiąc... Twarz Shawna pozostała rozbawiona, ale w duchu pomyślał: gówno prawda. Nie było w porządku i zdał sobie z tego sprawę właśnie teraz. W momencie, w którym dziewczyna o zniewalającej pewności siebie powiedziała mu, że wreszcie ma przestać się spinać. Że czas najwyższy oprzytomnieć, bo zaciskanie zębów przez całe życie sprawi, że usłyszy trzask przy pierwszym gruchnięciu kości w szczęce – a wtedy będzie już za późno. Mając złamaną żuchwę nie będzie mógł się szczerzyć jak ostatni kretyn. Co wtedy zrobisz, panie Dawers? Maska nie jest z tytanu, pojąłeś?
 Zwilżył dolną wargę językiem, przenosząc wzrok z twarzy dziewczyny na chodnik przed sobą. Ulica o tej porze była dziwnie spokojna, prawie nienaturalnie wyludniona. W M2 zazwyczaj roiło się od spieszących do pracy dorosłych, od studentów biegnących na imprezę, od starszych panów z psami sięgającymi kostek. A aktualnie? Ledwo minęli parę nastolatków niewiele starszych od nich. Poza tym pojedyncze osoby, praktycznie nierejestrowane przez umysł Dawersa.
 Na kilkanaście następnych minut byli sami w czasoprzestrzeni.
 Nic złego, nie?
 Przynajmniej do momentu, jak nie uznała, że mogłaby zostań panią wszechświata.
 ─ Właściwie pasowałaby ci ta rola. – Zaśmiał się mimowolnie, ale wzrok miał szczery i najwidoczniej naprawdę tak myślał. Skyler musiała mieć w sobie to coś. Coś, co sprawiło, że szedł z nią ramię przy ramieniu niemal pustym chodnikiem. Coś, co go wpierw zirytowało, a potem nagle ostudziło złość. Coś, przez co podwajał drogę, byle wykraść więcej czasu. I to „coś”, czymkolwiek było, ściskało mu żołądek w oczekiwaniu na werdykt. Kiedy więc usłyszał zbawienne „trzymał” aż nazbyt teatralnie wypuścił powietrze przez usta.
 ─ Ludzie z którymi pracuję bardzo... – Zabrakło mu słowa, więc poruszył ręką, zataczając nią koło w powietrzu. ─ Bardzo się wczuwają. Dla nich każde przedstawienie oznacza nowe święto, do którego trzeba się przygotować jak najlepiej. Nie mają wystarczających środków, dlatego niektóre scenografie wykonywane są dość amatorsko. Pani Callahan robi co w jej mocy, żeby nie wydawało się to tandetne i całe noce spędza przy poprawianiu wszystkich tych rzeczy – czasami znajdowałem ją w studio, z jakimiś zasłonami na kolanach, opartą o tekturową konstrukcję... – Uśmiech mimowolnie zmienił jego twarz; rozbawienie ustąpiło miejsca innej emocji. Ciepło wspomnień najwidoczniej sprawiło, że Shawn nie mógł ukryć przywiązania do tak niewielkich szczegółów, jak pracowitość pani Callahan albo... ─ Większość z aktorów chodzi do specjalnych szkół teatralnych albo przynajmniej zapisali się na poważne zajęcia dodatkowe. Dla mnie to raczej hobby, chociaż... bywa ciekawie.
 „... asz naturalny talent, wiesz?”
 Uśmiech zniknął. Dosłownie spłynął z jego ust, jakby był mokrą farbą na płótnie. Głowa Shawna obróciła się gwałtownie, a on sam spojrzał na Skyler z zaskoczeniem.
 ─ Nie, to... – słowa ugrzęzły mu w gardle. Jak to wyjaśnić? Jak to ubrać w słowa, aby go zrozumiała? ─ To przypadek. Zresztą, gdybyś spróbowała, sama zauważyłabyś, jakie to proste. – W roztargnieniu zacisnął wargi, ale zaraz je rozchylił, by pospiesznie dodać: ─ Już jesteśmy. Za tym rogiem znajduje się mała, kameralna kawiarnia. Mam nadzieję, że mi się zrewanżujesz i opowiesz coś o sobie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

........ Właściwie pasowałaby ci ta rola.”
Ponownie zadrgały jej kąciki ust. Cholera. Zbyt kusząca sytuacja. Wyprzedziła go delikatnym podskokiem, sukienka załopotała i wzburzyła się, jakby zaskoczona ruchem właścicielki, a Sky już po chwili obróciła się na pięcie, by stanąć z towarzyszem niemal twarzą w twarz. Niebieskie oczy Samanthy rozbłysły, a wargi wygięły się w psotnym uśmiechu. Następnie uniosła dumnie podbródek do góry i teatralnym gestem odrzuciła gęste włosy do tyłu. Brakowało tylko podmuchu wiatru, ale przecież czasem trzeba było obejść się bez dramatycznych efektów.
- Biedny chłopcze, nawet nie wiesz w co się teraz wpakowałeś – poruszyła sugestywnie brwiami i stuknęła go palcem w klatkę piersiową. - Oficjalnie zostałeś moim wspólnikiem w zbrodni, panie Dawers. Chodź, czas podbić miasto, milordzie. Nikt nam nie podskoczy, przecież przed przyszłą panią wszechświata mogą tylko klękać.
Puściła mu oczko, a następnie ponownie obróciła się do niego plecami. Poczekała, aż znów się zrównają, a następnie przekrzywiła subtelnie głowę na drugi bok, by móc zerknąć na niego tylko kątem niebieskiego ślepia, które zaraz zostało przysłonięte przez ciemne włosy. Zaraz jednak wyprostowała się i skupiła spojrzenie na jego twarzy, słuchając kolejnej wypowiedzi. Nie zwracała uwagi wyłącznie na same słowa (chociaż niewątpliwie były tutaj dość istotne), ale też na ton, mimikę oraz co zabawniejsze – samą sylwetkę. Chociaż daleko jej było do mistrzyni w temacie komunikacji niewerbalnej, to i tak już teraz była jej bardziej świadoma niż większość rówieśników. Niemniej w myślach dalej nie potrafiła czytać.
- Hmh – mruknęła cicha, nieomal potykając się o jakąś nierówność w chodniku, jednak uratowało ją podparcie się o chłopaka. Cóż, czasem jednak wypadało spojrzeć pod nogi. - Lubisz grupę, z którą pracujesz, prawda? Inaczej pewnie ciężko byłoby ci czerpać radość z własnego hobby.
Mimo wcześniejszej dekoncentracji bez problemu zaobserwowała nagłą zmianę w jego zachowaniu. Cóż, pewnie i ślepiec zauważyłby to. To wyglądało prawie jak możliwość zdobycia kolejnego tropu, chociaż z drugiej strony - nie mogła go wciąż tylko i wyłącznie skandować i poddawać testom. Koniec końców mogło to zostać odebrane za zbyt nieuprzejme, a źle byłoby zostać teraz w nieznanym miejscu z dala od domu i w dodatku po zmroku. Zresztą Charlie niewątpliwie miałaby z niej potem ubaw, bo niewątpliwie wieść, że wyszła (uwaga) sama z (o rany) Shawnem Dawersem (w dodatku) bez wcześniejszego informowania o tym własnych znajomych pewnie już się rozniosła. Ha. W sumie i tak jutro zostanie pożarta przez rekiny, więc co jej szkodzi.
„Nie, to...„
Westchnęła cicho i niemal niezauważalnie potrząsnęła głową. Nie wtrąciła się jednak w wypowiedź, pozwalając mu na dorzucenie własnego wyjaśnienia. Niech się łudzi, że Nancy Drew nie wkroczy automatycznie do akcji. Chociaż musiał sobie pewnie zdawać sprawę z tego, że kobieca wersja Sherlocka Holmesa nigdy nie śpi. Chociaż pewnie od czasu do czasu Sky powinna wstrzymać wodzę swojej nieustępliwości i dać mu odetchnąć, tym bardziej że dotychczasowo raczej nie wykazywała się specjalną natarczywością w stosunku do innych osób. Ciągle jednak coś w Shawnie nie dawało jej spokoju.
- Proste – powtórzyła mimowolnie i parsknęła cicho śmiechem. Szach, panie Dawers. - Z pewnością. W szczególności, gdy ma się codzienną praktykę, prawda?
Posłała mu niewinny uśmiech, chociaż zagranie można było nazwać dość „bezpośrednią aluzją” w kontekście ich poprzedniej rozmowy , a następnie posłusznie skierowała swoje kroki w stronę kawiarni. Ciepłe światło oświetliło jej twarz, ujawniając teraz w pełni nieco potarganą fryzurę i lekko zarumienione policzki – skutek zimnego powietrza oraz ruchu.
- Rewanż, mówisz? - rzuciła, łypiąc na niego z udawanym wahaniem. - Sama nie wiem, aż tak dużo się o tobie nie dowiedziałam. Hmh.
Wychodząca para otworzyła drzwi niemalże tuż przed twarzą Sky, która z zaskoczeniem cofnęła się do tyłu i wpadła na chłopaka. Najwyraźniej miała mu dzisiaj przypaść rola rycerza na białym koniu... no, a przynajmniej podpórki. Eleganckiego murku. Kaszlnęła przez to skojarzenie, nie chcąc się zaśmiać, bo pewnie źle wyglądałoby to z boku.
- No i masz. Zagapiłam się przez ciebie – mruknęła i uśmiechnęła się przepraszająco w stronę wychodzących, a następnie wślizgnęła się do środka, automatycznie ściągając płaszcz i przewieszając go sobie przez ramię.
Rozejrzała się z ciekawością, dotychczasowo nie udało jej się jeszcze trafić na tą kawiarnię, a sprawiała wrażenie całkiem przyjemnej.
- Niech stracę. Trzy pytania, Shawn, a potem znowu moja kolej – zerknęła na niego, w jego rękach zostawiając miejsce co do pytań i miejsca, gdzie usiądą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach