Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

[Argen&Ritsu] Fools rush in where angels fear to tread OqjtO26
Miejsce:
Desperacja - Wielka Czerwona Skała
Czas:
Trzy lata temu
Uczestnicy:
Argen oraz Ritsu



Toczące się leniwie, powoli po bezchmurnym, wspaniale szafirowym niebie słońce grzało z praktycznie pełną mocą, muskając swymi palącymi, upalnymi promieniami wszystko to, co nie zdołało schować się na czas w bezpiecznych, zbawiennych cieniach. Lokacja ta nie była najlepszym, najpiękniejszym miejscem na świecie - ani nawet w okolicy, która także ślicznością, cudownością nie powalała, jako że zakątek omawiany znajduje się, w końcu, na terenach ponurej, pełnej zabójczych Wymordowanych i innych morderczych, pozbawionych litości istot Desperacji - lecz trzeba było przyznać, iż opaleniznę dało się tu złapać jak nigdzie indziej - poniektórzy zapłaciliby doprawdy gruby hajs za tę przysmażoną, iście egipską karnację, jaką potrafiono, w chwilach sprzyjających i szczęśliwych, tu podłapać. Nikt, jednakże, nie chciałby wykładać niepotrzebnie pieniędzy na leczenie się z raka skóry czy nagłego, niezwykle groźnego dla zdrowia udaru - jeśli dane im było, oczywiście, przeżyć tego typu przykre i okropne, nierzadko śmiertelne w skutkach sytuacje - toteż większość person kierujących się zdrowym rozsądkiem unikało tych stron w godzinach (po)południowych. Ritsu - przyodziana w swój biały, naznaczony czerwonymi wzorami kombinezon, bordową, poszarpaną pelerynę oraz tego samego koloru maskę chroniącą calutką jej, ładną twarzyczkę - nie była może osobnikiem odznaczającym się typową normalnością czy racjonalnym, poukładanym umysłem - niedomówienie stulecia, ha! - lecz nawet ona marszczyła swój zgrabny nosek w odpowiedzi na panującą na tym obszarze, nieznośną pogodę - nienawidziła światła i tym samym nie darzyła najbliższej im gwiazdy szczególną, jeżeli jakąkolwiek, sympatią, ale na calutkie szczęście ślepka jej krwistego koloru chronione były przyciemnionymi, prawie że czarnymi i przystosowanymi do obecnej misji szybkami, więc nie było jeszcze tak tragicznie. Jeszcze.

Białowłosa nie miała większego wyboru odnośnie przebywania w tym przeklętym, wyjętym prosto z wrzącego piekła miejscu, ponieważ przywiązywały ją do niego diabelsko mocne, obleczone w zakrzywione kolce rozkazy dotyczące pozbycia się pewnego upierdliwego, natrętnego Wymordowanego, który od dobrego miesiąca przeszkadzał w pracy, podgryzał i rozszarpywał personel stacjonujący w pobliskim - cóż, jedynym egzystującym na Desperacji, tak naprawdę - Posterunku. I ta możliwość zapolowania sobie na tę złośliwą, krwiożerczą - patrząc na resztki pozostawione po biednych, niczego niespodziewających się żołnierzach - bestię wynagradzała - prawie - Ritsu warunki panujące ponad Wielką Czerwoną Skałą - iście poetycka nazwa, czyż nie? Ale chwila... ponad? Ano tak! Przynależąca do elitarnych jednostek wojskowych zwanych - niezbyt oryginalnie czy wymyślnie, należy dodać - Skrzydlatymi, czerwonooka zgrabnie i z łatwością szybowała; przebijała się przez skwarny nieboskłon na swoich metalicznych, lśniących bajecznie w promieniach słońca skrzydłach. Przyczepiona ciasno do pleców, smoliście czarna kosa ustawiona była tak, ażeby nie przeszkadzać w locie, podczas gdy dyndający przy boku karabin obijał się delikatnie, czule o udo uśmiechającej się szeroko kobiety. Niewiasty, która niby wygłodniały orzeł - bądź też kruk, co byłoby bardziej odnośnie niej trafne - wypatrywała swej nieszczęsnej, biednej ofiary, skanując bacznie szkarłatnym, uważnym wzrokiem calutką okolicę, każdą nierówność oraz potencjalną kryjówkę. Powiedziano jej, że potwór wychylał się najczęściej na żer w samo południe, kiedy słońce zajmowało najwyższą swą możliwą pozycję na błękitnym sklepieniu, toteż i ona wyruszyła na swą misję o takowym czasie. Nie najlepsze okoliczności i pogoda, ale co poradzić... un.

I opłaciło jej się to wszystko - całe to poświęcenie i nieznośne gorąco, i gryzące przyodzienie światło, i upał wślizgujący się lepkimi mackami pod kombinezon - ponieważ gdy urocza panna Ryūkarite przelatywała nad jednym z licznych, niemal identycznych głazów, spadł na nią nagle, w jednej sekundzie spory cień. Bez większego zastanowienie odbiła gwałtownie, mocno w bok, unikając dzięki temu ostrych, wielgachnych jak jej głowa szponów obrzydliwego, przerośniętego ptaszyska - wyglądało jak skrzyżowanie człowieka z sokołem, kondorem i nieco papugą. Ritsu uśmiechnęła się szeroko i radośnie, porównując sprawnie rozmiar pokaźnego, niewątpliwie śmiercionośnego dzioba ze śladami pozostawionymi na zwłokach żołnierzy; kształt zakrzywionych, zabójczych pazurów do szram i wyżłobień naznaczających miejsca masakr oraz zbrodni; barwne, powykrzywiane i niezadbane pióra porzucone przy truchłach do opierzenia skrzeczącego teraz gniewnie Wymordowanego. Wszystkie trzy zgadzały się i pięknie, bezbłędnie pasowały, a nawet gdyby nie... jeden potwór mniej czy więcej nikomu nie zrobi różnicy, ne? Z chichotem odbiła się w tył, ustawiając tym samym przodem do przeciwnika i z nieskalaną wesołością sięgnęła po ukochaną spluwę, zaraz oddając z niej pięciostrzałową salwę w kierunku Wymordowanego. Ten zareagował dość szybko i zwinnie, unikając trzech pocisków, lecz dostając - w skrzydło i bok - pozostałymi dwoma. Zaświergotał wściekle i niesamowicie wysoko - na granicy nuty, która rozbija szkło - nurkując w jej stronę w celu złapania jej drobnej sylwetki w swój masywny, morderczy dziób. Białowłosa z głośnym, maniakalnym śmiechem wybiła się sprawnie, z wprawą w górę, obróciła w stronę oponenta pełnym gracji pół-piruetem i zalała go kolejną salwą ze swojego wiernego, cudownego karabinu. Wreszcie jakaś porządna, dobra zabawa, mwah!


Ubiór i wygląd - Jak w profilu
Dodatkowe informacje - Brak
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

"Fools rush in where angels fear to tread. w/ Ritsu "
Żył po to... właśnie, po co żył Argen? Może dla pogłębianiu deficytu różnych napojów wysoko procentowych, aby ludzie nie musieli stawiać mu czoła? Raczej nie, robił to bardziej dla ugaszenia głodu. Pół życia poświęcił alkoholowi. Dzień, w którym przechylił pierwszy kieliszek jest dniem pamiętnym, ale szkoda o nim wspominać tak o suchym pysku.
Dni zlewały się w jeden. Nie rozróżniał dnia, ni nocy. Ile razy przyłapał się na zdziwieniu, jakie ogarniało go gdy spojrzał na karty kalendarza. Dla wypełnienia sobie tej pustej przestrzeni zaczął wędrować po świecie. Przyjął rolę obieżyświata, który kroczy po nieprzemierzonych ścieżkach wytyczając tym samym nowe trasy dla ludzi. Widział wiele, smakował wiele. Głównie alkohol i tanie kobiety uprawiające najstarszy zawód świata. Bowiem, miano jakie otrzymał od swoich skrzydlatych braci i sióstr – alkoholik i dziwkarz – nie wzięło się znikąd.
Krocząc nowymi ścieżkami, widząc nowe czuł pewne spełnienie. Wiedział, że robi to co lubi. Owszem, rolą szanującego się anioła było podążanie wytyczonymi szlakami i sięgać wysoko w hierarchii anielskiej, strzec ludzi i tego typu sprawy. Nie rajcowało go to zbytnio, gdyż sam siebie nie szanował.

Zleciał z niebios na ziemię niczyją, zstąpił do miejsca zapomnianego przez boga i ludzi. Desperacja. Z impetem wylądował na suchej, lekko popękanej ziemi skrzydłami wzbijając chmury pyłu. Gdy ta lekko ciemnawa łuna opadła, Argen, rozpostarł skrzydła ukazując ich pełną krasę. Zrobił to w geście przeciągania się, ale co zaprezentował kruczoczarne, rozłożyste i pełne pewnego połysku , skrzydła to jego. Nie chcąc się chwalić momentalnie je zdematerializował i narzucił na siebie swój płaszcz. Zakrył przy tym swoją podartą koszulę od strony pleców. Taka była cena latania. Znaczy cena za nową koszulę, ale mniejsza. Spojrzał w niebo. Jasne słońce co chwilę zakrywały ciemne chmury. Nie zbierało się na deszcz. Nic takiego. Taki krajobraz. Wzruszył ramionami, założył okulary przeciwsłoneczne i ruszył przed siebie.

Był czwartek. Dla nie wtajemniczonych, tego dnia Argen zwykł urządzać sobie piknik w losowych miejscach na globie. Dzisiaj padło na właśnie Desperacje. Kroczył wolnym, spacerowym krokiem przez pustkowia rozglądając się za dogodnym miejscem, gdzie mógł się rozłożyć z kocykiem.

Wnet, coś przykuło jego uwagę. Prężnie wyginająca dziewczyna przy akompaniamencie wystrzałów. Rose nie mógł na słuch rozpoznać kalibru. Echo psuło wydźwięk. Zachwycała wdziękami. Od razu wpadła w jego anielskie oko. Chwile ją obserwował. Białogłowa, smukła niewiasta posługująca cię bronią tak, że nie jeden doświadczony strzelec mógł jej pozazdrościć tego, jak posługiwała się bronią palną. Znajdował się od niej niecałe dwieście metrów. Nie chciał wychodzić z ukrycia, chciał się jeszcze napawać jej widokiem. Była, jednym słowem, zjawiskowa.

Nie czekając chwili dłużej, Argen, zrzucił swój elegancki płaszcz na kocyk i zmaterializował na nowo skrzydełka. Kucnął i wyskoczył w górę łapiąc w skrzydła hałdy wiatru. Płynął w powietrzu szybko, z pewną dozą gracji. Tu zamach, tam dociśnięcie skrzydeł do ciała dla poprawy aerodynamiki. Mistrz istny. Zatrzymał się  Będąc kilka metrów od niej zaczął bić brawo. - Bądź pozdrowiona zjawiskowa śmiertelniczko! - krzyknął w stronę niewiasty na tyle donośnie, że głos wydobywający się z jego (głębokiego Hadrian <3) gardła mógł osiągnąć bębenki w uszach dziewczyny. –Widać, że to nie pierwsza szumowina, którą ubijasz. – wesoło dodał chcąc tym samym rozpocząć rozmowę. – Masz moje uznanie, piękna. Jakiego kalibru używasz? Jedenaście milimetrów? Echo trochę mi przeszkadzało w określeniu tej sprawy.



[Argen&Ritsu] Fools rush in where angels fear to tread 7OsxdXw
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down



Czym byłoby życie bez odrobiny, ociupinki chociaż doskonałej, wypełniającej bijące serduszka uradowaniem zabawy? Czym stałaby się ludzka - i nie tylko, patrząc na Androidy i Anioły, i Wymordowanych - egzystencja, gdyby wszyscy bez wyjątku zapomnieli o czerpaniu z niej słodkiej niby miód, naznaczającej twarze - blade i opalone, gładkie i pomarszczone,
bez skazy i te przyozdobione poszarpanymi bliznami - uśmiechami przyjemności. Świat stałby się wtedy jeszcze bardziej szary i przygnębiający, niż jest aktualnie - w momencie takim, jeśli kiedykolwiek miałby nadejść, nastałby ostateczny, finalny koniec (społeczności) oraz Apokalipsa. Byłaby to niezaprzeczalnie zagłada osobowości, radości i wszelkiego tego, co pozytywne w istnieniu ras uważających się za myślące, co przeistoczyłoby je w konsekwencji w puste, wyprute z charakteru i przyszłości - bo jakże miałyby ją mieć nie posiadając celów i marzeń, i pragnień? - maszyny. I to nawet nie takie podobne Androidom, a bezmyślne, pozbawione własnego zdania i satysfakcji ze swego istnienia laleczki; kukły mierne oraz brnące naprzód równym, niezachwianym, machinalny krokiem i z bezuczuciowymi maskami przylepionymi do równie wyzbytych z emocji twarzy. To byłaby klęska i kres ludzkości, nie zaś jakieś śmieszne wirusy i głośne bomby, i zabawne - dla niej - wojny okraszane tysiącami trupów. Bo umrzeć jako człowiek - najlepiej z szerokim, zabarwianym czystą radością wyszczerzem i ukontentowaniem obejmującym duszyczkę - jest lepiej, niż zostać zagrzebanym jako zepsuta, niedająca się już do użytku zabawka.

Białowłosa, latająca w przestworzach na swych mechanicznych cudeńkach - które to uwielbiała nazywać jetoskrzydłami - niewiasta zachichotała pod nosem, skręcając ostro, sprawnie w lewo i umykając tym samym przed zakrzywionymi, niewątpliwie ostrymi szponami swego przeciwnika. Oponenta, który był już tak naprawdę na wycieńczeniu, krwawiąc z wielu otwartych ran i ledwo utrzymując się w powietrzu na poharatanych, mocno pokiereszowanych skrzydłach. Wtem Ritsu mrugnęła swymi szkarłatnymi głęboko oczkami, czując na sobie czyiś wzrok - a przynajmniej tak podpowiadał jej szósty, wyostrzony aktualną potyczką zmysł bitewny. Ufając mu dogłębnie i bezgranicznie - mało kiedy ją zawodził, toteż nie miała powodów, aby tego nie robić - puściła ostateczną, morderczą serię łaknących zniszczenia pocisków prosto w łepek potworności - jak ona - i tym samym zakończyła w niezbyt spektakularny sposób walkę z osobnikiem, z którym to chciała się jeszcze troszeczkę pobawić. Parsknęła pod nosem, odwracając się zgrabnym piruetem i przy tym celując ze swej pięknej, wspaniałej broni w kierunku, skąd dobiegło ją klaskanie oraz... szum piór? Zmarszczyła jasne brewki w zastanowieniu i lekkim zdziwieniu - cóż robił samotny wysłannik Niebios w tym pożal się Boże zakątku obleganego przez potępione plugastwo? - po czym zaśmiała się głośno, niekontrolowanie i podleciała płynnie, z wprawą do jego jakże zacnej persony. Trzymając w bladych, obleczonych w brązowe rękawice ze skóry dłoniach swój ARC-741 i mając zawieszoną na plecach, czarną kosę ulepszoną o pewną śmiercionośną technologię nie obawiała się o jakiś niespodziewany, nagły atak. Nawet miała cichutką, drobniutką nadzieję, że Anioł nie wzbił się ku błękitnemu, palonemu promieniami słońca sklepieniu w pokojowych zamiarach, tylko łaknął stoczyć z nią jakiś dziki, niesamowity pojedynek. Płonne, wątłe marzenia, ale może jednak...
- 7.62, Drogi Nieznajomy - odpowiedziała na jedno z jego pytań, chichocząc przy tym na to, w jaki sposób ją przywitał. Zero żądzy krwi, oręża nigdzie na widoku, postawa rozluźniona i twarz umalowana wesołością. Nie będzie jej więc dane z nim zawalczyć, lecz nie oznaczało to, że skończyły jej się możliwości związane z tym nagłym, jakże interesującym spotkaniem. Planowała wycisnąć z tego wszystkie możliwe korzyści i potencjalne, cenniejsze od diamentów - ma w końcu do czynienia z czymś, z czym jeszcze nie miała. Z Aniołem! - informacje mogące zaspokoić chociażby ułamek jej nieposkromionej, nieskończonej ciekawości. Uśmiechnęła się pokaźnie, z nutką szaleństwa, co niewidoczne było dla jej towarzysza rozmowy ze względu na noszoną przez nią obecnie, bordową maskę. - Dziękuję za Twe miłe słowa, Słodziaku - rzuciła, po czym okrążyła go niezmąconym wiatrem, idealnie kolistym manewrem. - Moja potyczka, jednak, wydaje niczym w porównaniu do Ciebie - dodała z przekornym, figlarnym puszczeniem oczka, po czym zdała sobie sprawę, że przecież nie będzie miał on sposobności tego dojrzeć. Ze śmiechem więc uniosła rękę i zdjęła jednym, wyćwiczonym ruchem broniącą ją przed ostrymi, smagającymi bezlitośnie w policzki podmuchami oraz otrzymywaniem obrażeń w facjatkę - większości z nich, przynajmniej - ochronę. No, może nie ściągnęła jej całkowicie, a przesunęła w górę na podobieństwo jakieś imitacji czapki z daszkiem, coby mieć jakiś przyjazny, padający na oczęta i osłaniający je przed makabrycznym, wściekłym słońcem cień.


Ubiór i wygląd - Jak w profilu
Dodatkowe informacje - Brak
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

"Fools rush in where angels fear to tread. w/ Ritsu "

Dzień nie chylił się ku końcowi, ale też daleko było mu do początku. Przyjąć można, że było gdzieś w połowie. Na terenie zapomnianym przez Boga i resztę świata, gdzie spotkać można było jedynie ludzi odważnych, bądź głupich czy monstra miało miejsce spotkanie na najwyższym poziomie. Dosłownie i w przenośni. Mieszkaniec niebios, anielskie stworzenie oraz zimnokrwista morderczyni, która nie ma obiekcji, aby pociągnąć za spust swojej broni, której nie towarzyszą żadne z tym faktem związane refleksje, ani wyrzuty sumienia. Robi to, do czego została wyszkolona, niejako stworzona.
Argen był w ciężkim szoku, że spotkał na swojej drodze tak interesujące i piękne towarzystwo. Z reguły jest otwarty na nowe znajomości, aczkolwiek ta pseudo-skrzydlata persona wzbudzała w nim dziwne przeczucia. Wydawała mu się jakaś dziwna, mimo urody, jaką ją oraz sam Bóg obdarzyli.
Dziewczyna prezentując swoje zaawansowane umiejętności poprzez kołowanie, manewrowanie z gracją i innymi wdziękami wokół anioła, z sekundy na minutę zyskiwała w jego oczach. Może nie była taka pseudo, jak na początku śmiał uważać? – Cholera, myślałem, że to jedenastka. Nie widziałem jeszcze nikogo, kto by innej amunicji używał. Mało widziałem.– skwitował krótko pod nosem na słowa nowo poznanej panny. Po napawał się jeszcze jej widokiem przez chwilę. Nagle westchnął ciężko oraz delikatnie poczerwieniał na policzkach. – Wybacz mi mój brak manier, miła. Oszołomiony jestem twoją osobą i zapominam się, może to dlatego. – rozpoczął. Zdjął z głowy kapelusz z wetkniętym nań piórem i pochylił głowę najniżej jak tylko potrafił, dalej balansując skrzydłami, coby nie stracić równowagi. – Jestem Argen Precival Rose. Wysłannik niebios, koneser różnej maści trunków. Stróż śmiertelników. – dodał z lekko obniżonym tonem głosu– według niego – wydawał się bardzo klimatyczny. Zyskiwał nim wiele razy w konwersacjach z innymi kobietami. Można twierdzić, że to był jego klucz w relacjach anielsko-damskich. Obyty był w tego typu spotkaniach. Dosłownie chwilę po przedstawieniu się, jednym, dość energicznym ruchem wyprostował się i założył na nowo kapelusz. Uśmiechnął się do dziewczyny, po czym poprawił wąsa. – Co taka Panna jak ty, robi w takim miejscu jak to? Rozumiem, żeś jakaś łowczyni czy inna taka. – rzucił gapiąc się na zmianę; to raz na bronie, a raz na nią samą.
Pogoda zdawała się nie zmieniać jakoś gwałtownie w najbliższym czasie, dlatego też dalej lawirował swoimi kruczoczarnymi skrzydłami. Płynnie, sprawnie, jakby to robił od dziecka. Również nie chciał spłoszyć sarny, którą właśnie spotkał na swojej drodze, więc umiejętnie zakrywał kabury swoich broni pod płaszczem. Nie miał na celu jej nic złego zrobić. Toż to byłaby zbrodnia, ale nie taka, że nie zgodna z moralnymi kodeksami czy tymi anielskimi, że nie można zabijać ot tak. Nie, nie! Prędzej wbiłby sobie nóż w podbrzusze niż miałby wycelować i opróżnić załadowane lufy w przedstawicielkę tej lepszej, ładniejszej płci. Z naciskiem na ładniejszej. – Nosisz i używasz tych niby skrzydeł, bo twoje Ci nie wyrosły? – nie wiedział co powiedzieć, więc rzucił coś od czapy. Żal milczeć w takim towarzystwie.  Po chwili doszło do niego, jak wielką gafę strzelił. Miał ochotę walnąć facepalma, ale głupio by  to wyglądało.  Niezauważalnie się zaczerwienił z zakłopotania. – Cholera, Nie miałem tego na myśli.– poprawił się.




[Argen&Ritsu] Fools rush in where angels fear to tread 7OsxdXw
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down



Jakaś poetycka osóbka z duszą romantyka oraz bujną wyobraźnią porównałaby to niezwykłe spotkanie do natknięcia się demonicznego, straszliwego Romeo na anielską, śliczną Julię; do konfrontacji istoty, która wychyliła się z głębokich czeluści piekieł z taką, którą siłą ściągnięto z odległych, pięknych niebios na ten szary, biedny padół; do wpadnięcia na siebie dwóch jakże odmiennych, pochodzących z całkowicie różnych oraz kolidujących ze sobą pod wieloma względami - kulturowymi, etycznymi oraz poglądowymi - światów person, które to krążą niepewnie, niespiesznie wokół siebie niczym parzące słońce i nieśmiały, srebrzysty księżyc. Gdyby białowłosa, szczuplutka niewiasta usłyszałaby jakiekolwiek, najmniejsze nawet posądzania jej o posiadanie wyrzutów sumienia, przyjaznego i mięciutkiego serduszka czy zahamowań odnośnie pociągania za kuszący, niosący ze sobą zniszczenie oraz chaos spust, to parsknęłaby raźnie, wesoło i na calutki, donośny głos - pewnie nie powstrzymałaby się tylko na tej pojedynczej i wybuchowej reakcji, a rozkręciłaby się na dobre i poległa pod naporem swoje własnego, maniakalnego i niemożliwego do zatrzymania śmiechu. Ona, która z potyczek i walk, i pojedynków pełnych masakry oraz rozlewu krwi czerpie niesłychaną, przeogromną radość miałaby szczycić się tymi wymienionymi, błahymi i nacechowanymi dobrocią oraz moralnością atrybutami? Kheh, nawet w powykręcanych, wywróconych na wszystkie strony snach bądź najpodlejszych, najbardziej pokrzywionych i porąbanych majakach nie byłoby to możliwe!

Dziwna - mało powiedziane, un!

- Jedna przygoda ze mną i widziałbyś wszystko, hehe - odpowiedziała z przekornym, rozbawionym chichotem, zatrzymując się przed nim i nachylając delikatnie w jego stronę, ażeby to dokładnie i bardziej badawczo móc mu się przyjrzeć swoimi oczkami o barwie świeżej krwi. Interesującą, bowiem, był istotką, o smoliście czarnych i pierzastych skrzydłach oraz przystojnej, ozdobionej bródką twarzyczce. - Niedoświadczony może jesteś jeszcze w boju, ale czaruś z Ciebie znakomity, Słodziaku - rzuciła z szerokim, tkniętym szaleństwem wyszczerzem, wychylając się ku niemu jeszcze bardziej i praktycznie bezczelnie naruszając jego przestrzeń osobistą w momencie, kiedy to ten wyprostował się energicznie po swoim zacnym i iście szarmanckim przedstawieniu się. -
Jestem Ritsu z oddziału Skrzydlatych S.SPEC - odwzajemniła się wesolutko, dźgając go bez jakichkolwiek oporów smukłym, bladym palcem przyodzianej w rękawiczkę dłoni w środek klatki piersiowej i zerkając ciekawsko na jego elegancki, cudny kapelusz z piórkiem. Świetny był i czarujący, i nie miałaby nic przeciwko przymierzeniu tego wspaniałego, estetycznego dodatku i sprawdzeniu tego, jak prezentowałby się on z jej długimi, śnieżnobiałymi kudłami. - Byłeś blisko, jako że mój oddział trudzi się głównie polowaniami na Wymordowanych, hehe - odpowiedziała z chichotem, podnosząc z zerowym poziomem nieśmiałości, negatywnym wręcz, rączkę i trącając lekko, ażeby nie zrzucić go przypadkiem i nie puścić z figlarnym wiatrem, rąbek przyciągającego jej uwagę nakrycia głowy noszonego przez Anioła.

Mrugnęła, po czym wybuchnęła niezbyt kontrolowanym i wypełnionym czystko humorystyczną nutą śmiechem - nie złośliwym, wyśmiewającym lub kpiącym - opierając przy tym o unoszącego się sprawnie, z wieloletnim doświadczeniem w powietrzu Argena.
- Czaruś - powiedziała z przekomarzającą iskierką w tonie, klepiąc go luźno i dziarsko po obojczyku. Nie wyglądała i nie zachowywała się jak niepewna siebie, zlękniona i płochliwa dziecina, a brnąca uparcie przed siebie i charakteryzująca się mocnym, niezłomnym usposobieniem wojowniczka - taka już była, tak ją stworzono i wychowano, ukształtowano i wymodelowano, wyszlifowano. - Może zejdziemy na ziemię i porozmawiamy na stabilnym gruncie, hm? - zaproponowała, uspokoiwszy się w miarę w pełni, prawie, i odsuwając ze szkarłatnego ślepia zabłąkany, luźny kosmyk białych, pięknych włosów.


Ubiór i wygląd - Jak w profilu
Dodatkowe informacje - Brak
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wątek przenoszę do archiwum z braku aktywności prowadzenia lub zakończenia.
W razie czego pisać do mnie na PW, jeśli będziecie chcieli go wznowić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach