Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

The Red Strin...Toilet Paper of Fate [Hadrian x Argen] U11aSYj

"Same shit, different day"
To miał być normalny dzień.
Nadchodził wieczór. Po powrocie do mieszkania Hadrian kliknął głośno językiem. Nie był w najlepszym humorze, choć taki stan emocjonalny nie był u niego rzadkością. W domu przynajmniej mógł bez przeszkód okazywać swoje niezadowolenie - taki plus życia samemu. Zamknął drzwi za sobą, zrobił kilka kroków wgłąb pomieszczenia, pochylił się i rozpiął zamek błyskawiczny swojego lewego buta. Dźwięk towarzyszący temuż procederowi rozległ się echem po jego niemałym mieszkaniu, w którym chwilę temu panowała idealna cisza. Po postąpieniu podobnie z drugim butem, czarnowłosy odział bardziej komfortowe, typowe do noszenia w domu obuwie i wkroczył do salonu. Jednym ruchem prawicy ściągnął z pleców narzucony na barki prochowiec, który niedbale rzucił na znajdującą się nieopodal kanapę. Ubranie wylądowało na oparciu mebla, jednym rękawem zwisając po jego zewnętrznej stronie i o włos nie sięgając podłogi. Hadrian wydobył z siebie długie, głośne westchnięcie, kierując się do kuchni. Uznał, że przekąska dobrze mu zrobi na jego (praktycznie wiecznie) skołatane nerwy. Przed tym jeszcze tylko odpiął guzik koszuli przy kołnierzu. Przecież był w domu.
Ktoś uparty mógłby dociekać, cóż to takiego się stało przed powrotem Hadriana, że wydawał się być nie w sosie. Otóż właśnie o to chodzi, że nic anormalnego, niecodziennego, tudzież nadzwyczajnego (spoiler alert: jeszcze) się nie wydarzyło, ażeby choć odrobinę osłodzić bohaterowi jego dzień. Albo do końca uczynić go nieudanym, co mogłoby skutkować mniejszym lub większym Armageddonem.
Hadrian wrócił po dłuższej chwili do salonu po uprzednim wrzuceniu czegoś na ząb, choć nie dokonało to jakiegoś przełomu w jego samopoczuciu. Od niechcenia usiadł na kanapie i aktywował telewizor w nadziei, że oglądanie obrazków na ekranie wyłączy mu mózg i pozwoli w względnym spokoju dożyć końca dnia. Niestety stacja, która nadawała po włączeniu odbiornika, postanowiła dokopać biednemu S.SPEC’owi, serwując mu scenę z jakiegoś ckliwego melodramatu, gdzie para kochanków już przymierzała się do wymiany śliny metodą usta-usta. Nic dziwnego, że ekran poczerniał sekundę po tym, jak w ogóle zaczął coś wyświetlać. Hadrian aż sobie pogratulował w duchu, że zamiast wyciągnąć swojego gnata, rozwalić odbiornik i wyładować przy tym choć odrobinę stresu, ograniczył się wyłącznie do cywilizowanego wyłączenia urządzenia. Aczkolwiek zielone ślepia bohatera patrzyły teraz na nieaktywny telewizor z widoczną nutką nienawiści i chęci mordu, co można było odczytać jako “co się odwlecze to nie uciecze”. Być może czarnowłosy w końcu zaryzykowałby utratą sprzętu i dodatkowym wydatkiem, gdyby nagle nie odezwała się Matka Natura i domagała się, by bohater oddał wynik tego, co zjadł jeszcze długo przed powrotem do domu. To zapewne mała przekąska chwilę temu rozruszały jelita Hadriana. Choć czarnowłosy był tylko (aż) Gwardzistą, to teraz będzie mu dane - przynajmniej na chwilę - zasiąść na tronie. Hadrian pierw tylko pokręcił oczami, podniósł niechętnie zadek z kanapy, poprawił kaburę ze swoją wierną pukawką i leniwie ruszył w kierunku toalety.
Procedura wygodnego i odpowiedniego usadowienia swojego tyłka na kiblu w wykonaniu Moebiusa nie była jakoś specjalnie skomplikowana, choć na pewno zawierała kroki, którymi normalny zjadacz chleba nie musi się przejmować. Poza typowym ściągnięciem spodni i bokserek, bohater musiał jeszcze rozluzować stylowe nosidełko swojej broni palnej, by w końcu usadowić swoje zacne, cztery litery tam, gdzie trzeba. To nie tak, że Hadrian popadł w paranoję i bał się o swoje życie na każdym kroku, że Noblesse Oblige nosił zawsze ze sobą. Po prostu tak przyzwyczaił się do dodatkowego obciążenia przynajmniej przy jednym boku, że “dwójka” w akompaniamencie nabitego rewolweru było dla niego tak naturalna jak czytanie składu różnorakich produktów znajdujących się w kiblu.
Szczegóły dotyczące samego procesu wydalania w wykonaniu Gwardzisty możecie sobie dopowiedzieć sami, drodzy mężczyźni, bo ciężko będzie doszukać się w tym jakichś odchyleń. A choć panny nie srają i mogą być ciekawe, to lepiej oszczędzić im tego typu opisów.
Theme | Ubiór Profilowy
Brak dodatkowego komentarza.
                                         
Hadrian
Dyktator
Hadrian
Dyktator
 
 
 

GODNOŚĆ :
Hadrian Moebius


Powrót do góry Go down

Macie tydzień czasu na wznowienie wątku. Po tym czasie, jeśli nie pojawi się żaden post, przeniosę go z powrotem do archiwum.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

"Just another day in paradise..."
Wyżej nadmieniona maksyma nie mówi pełnej prawdy o życiu, jakie Argen prowadził. Długi żywot anioła obfitował, w głównej mierze, ku jego uciesze. Tu alkohol, tu kobiety, tu używki. Odstawał od ogólnie przyjętego kanonu poczciwego, skrzydlatego, boskiego stróża. Ten dzień zaczął się jak każdy inny. Argen zwlekł się z kanapy obijając się o leżące dookoła szklane butelki, których jedynym zadaniem było przechowywanie ambrozji. Usilnie łapał za każdą z nich i kręcił nią. Chciał znaleźć choć odrobinę tego cudownego – w jego mniemaniu – napitku. Nic. Zrezygnowany ubrał na goły tors koszulę i kamizelkę. Chcąc zabić czas załapał za swoją broń. Konserwacja i dokładna inspekcja broni. Robił to w regularnych odstępach czasu. Nie chciał, aby podczas jakiejś poważnej potyczki jego cacuszka go zawiodły.

Cudowne popołudnie w towarzystwie procentów i prochu ktoś musiał przerwać. Lekko zdenerwowany, nie owijając w bawełnę, podkurwiony Argen zmuszony był podnieść swoją część, która powinna wystawać zza krzaka. Bowiem, ten nieznajomy tak niemiłosiernie napierdalał w drzwi, jakby jutra miało nie być. Anioł złapał za klamkę, ale za drzwiami nikogo nie zastał, jedynie kopertę. Lekko skonsternowany złapał za nią i momentalnie otworzył. Było to pismo od Zwierzchnictwa, więc  ręce mu delikatnie drżały. Został przypisany do jednego śmiertelnika imieniem Hadrian. Miał mu stróżować, opiekować się i tak dalej, i dalej. Westchnął bezsilnie. Nie mógł sobie tego w żaden sposób zobrazować. On, zachlej morda, dziwkarz i nałogowy palacz. Ktoś, kto jest zdegenerowany, ma zając się człowiekiem i być mu stróżem. Śmiech na sali, ale to wola góry. Złapał za broń, fajki, zapalniczkę. W drzwiach sięgnął po kapelusz i momentalnie go założył. Zmaterializował skrzydła i poleciał pod adres zamieszkania swojego nowego podopiecznego.

Po dłuższej chwili znajdował się kilkaset metrów od domostwa niejakiego Moebiusa. Szczęście mu dopisywało, że tak szybko doleciał. Wiatr mu wiał pod skrzydła. Złapał odruchowo za kapelusz, aby ten mu nie spadł z głowy i począł rozglądać się. Nie chciał strzelić gafy i wpaść do nie tego domu co miał. Co prawda nie orientował się w okolicy, ale przeczycie, jakby boska ingerencja, podpowiedziało mu, aby pikował w dół właśnie teraz. Poddał się tej myśli i tak zrobił. Na kilka metrów przed dachem rozpoczął sekwencję zwalniania i dematerializacji skrzydeł. Leciał w dół. Nagle, użył swojej niezwykłej umiejętności niematerialności i przeniknął przez kondygnacje. Wylądował na panelach, jeden omyłkowo uszkadzając. Pod ogarnięciu swojej osoby zaczął nasłuchiwać gdzie może się ten jegomość znajdować. Po kilku minutach błądzenia po domu stanął przed drzwiami, najpewniej prowadzącymi do toalety. Odchrząknął.
Może potrzebujesz papieru, hm? – rzekł do zmagającego się z naturą Hadriana.


The Red Strin...Toilet Paper of Fate [Hadrian x Argen] 7OsxdXw
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wątek przenoszę do archiwum z braku aktywności prowadzenia lub zakończenia.
W razie czego pisać do mnie na PW, jeśli będziecie chcieli go wznowić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach