Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Pisanie 20.01.18 0:01  •  Główna ulica - Page 3 Empty Re: Główna ulica
Havoc nigdy nie wnikał, jacy pacjenci przewijali się przez gabinet Shazama. Był niemalże pewny, że z jego medycznych usług nie korzystali tylko pełnoprawni obywatele miasta i najprawdopodobniej w krótkim czasie znalazłby na to niepowtarzalne wręcz dowody, ale nie miał aspiracji, aby przyłapać go na gorącym uczynku. S.SPEC nie zleciło mu takiego zadanie, a on nie posiadał wygórowanych ambicji.
Przecież wiesz, że nie u każdego pacjenta proces choroby przebiega tak samo. Jedni mają tendencje do szybkiego powrotu do zdrowia, inni mają trudność, aby wyleczyć zwykle przeziębienie, bo na miejscu takiej infekcji pojawia się groźniejsza w skutkach grypa, czy nawet zapalenie płuc.
Organizm Havoca wykazywał tendencyjność domino. Wystarczyła infekcja określona obszaru, aby zaburzać odporność innych segmentów. Był niemalże pewny, że porzucenie swojego trybu życia wiązało się z naruszeniem jego funkcjonalności. Nie było go stać na takie poświęcenie. Już dawno przywykł do takiego stanu rzeczy, jednakże zanim go zaakceptował, próbował wielu metod, aby go zmienić, ale każda zawiodła. Był człowiekiem słabego zdrowia i takiej samej woli, a Ran nie był w stanie wpłynąć na jego sposób postępowania. Przesiąkł swoim nawykami, jak gąbka wodą.
Kurayami Saiyuri? — zapytał, aby się upewnić, że Ran miał na myśl akurat tę kobietę, mniej jednak nie czekał na potwierdzenie swojego przepuszczenia. — Ta kobieta przebywa większość czasu poza murami miasta. Ma inne obowiązki — sprostował, ale nie próbował go naprostować w żaden sposób na swój punkt widzenia. Kiyoshi nie znał struktury SPEC od środka, a Havoc był jej świadom, od dawna, odkąd podjął się pracy informatora. Był świadkiem wielu nieczystych zagrań, które umiejętnie tuszowano w sposób niewzbudzający żadnych podejrzeń w obywatelach. Do dziś, każdy z nich naiwnie wierzył, że wojsko utrzymywało przy życiu ich sparaliżowanych bliskich w przeznaczonych do tego ośrodkach, chociaż ich cel był inny - przyśpieszał proces śmierci za pomocą eutanazji, aby tym samym odciążyć skarbiec państwa i zmniejszyć populacje, gdyż wykarmienia tylu gardeł przy ograniczonych surowcach, kosztowało ich wiele nieprzespanych nocy w wysokim biurowcu, gdzie wyznaczeni do tego ludzi układali strategię rozwoju miasta. Kiyoshi miał fach w ręku i, gdyby władza zapragnęła posiadać jego umiejętności w swoich szeregach, w celu poprawienia kondycji zdrowotnej swoich pracowników, wystosowałaby odpowiednie argumenty, aby osiągnąć swój cel, bez żadnych subtelności.
Uśmiechnął się cierpko, w ramach komentarza na ten złośliwy docinek ze strony lekarza, po czym wysłał mu spojrzenie pełne dezaprobaty.
Chcesz mi koniecznie zrobić płukanie żołądka? — zapytał, z wyraźnym wysiłkiem wyrzucając z gardła tę sugestię. Jego organizm nie przyswajał pokarmów pochodzenia zwierzęcego, odrzucał je w postaci wymiotów, a zatem konsumpcja takowych w sporych ilościach, i to z dodatkiem tłuszczu mogła się dla niego skończyć tylko w jeden sposób - przymusową wizytą w szpitalu. — W ramach prezentu bożonarodzeniowego mogę zaopatrzyć twoją lodówkę w słoninę, ale nie oczekuj, że ja będę jeść to przetłuszczone świństwo — zaoferował, gdyż sam miał zamiar w nią zainwestować tylko w celu usunięcia opuchlizny z nadgarstka. W innym wypadku odrzuciłby takową ofertę. Zresztą sam myśl o tym, ile dłoni zetknęło się z produktami mięsnymi, zanim trafiły na sprzedaż, przyprawiała informatora o mdłości. Nie był gotowy, aby wpuszczać do swojego organizmu takie wielkie, destrukcyjne w skutkach natężenie zarazków.
Właściciele restauracji mają zbyt wysokie mniemanie o sobie i usługach, które świadczą, a konfrontacja z rzeczywistością w takim wypadku boli bardziej niż upadek z pierwszego piętra — odparł z pełną powagę, bo niejednokrotnie proponowano mu łapówkę, gdy dogłębnie przyjrzał się lokalowi - wzdłuż i wrzesz - odnajdując w jego gmachu wiele rzeczy, które powinny pójść do korekty, zanim ten został z pasją i zamiłowaniem do kuchni otwarty, nawet jeśli takowy cieszył się renomą i przebierał w klientach, głównie tych z wyższej warstwy społecznej. — Mniej jednak mogą w tej kwestii zrobić wyjątek, ale ostrzegam, że nie będę przebierać w środek, jeśli zobaczę brudny talerz przy naszym stole — odparł wreszcie, w ramach kompromisu, chociaż rzadko na nie przystawał i brał jej pod uwagę. Kiyoshi był jedną z nielicznych osób, z którymi lubił od czasu do czasu przebywać, dlatego też nie mógł pozwolić, aby ten omdlał z powodu braku potrzebnych do prawidłowego funkcjonowania wartości odżywczych, a zapewne nie zaopatrzył się w takowe podczas dyżuru. Nawet nie pijał kawy, zatem jego energia dawno została stłumiona przez zmęczenie.
Spojrzał na niego z wymownym, poniekąd tryumfalnym uśmiechem na ustach, jakby właśnie wygrał w wyjątkowo skomplikowanej grze, w której stawką było własne życie, a potem ówże uśmiech wygasł, w oka mgnieniu i jego twarz znów wykazywała skrajną bezemocjonalnością.
Nie zwracał uwagi na swoje najbliższe otoczenie, kiedy jego wzrok wędrował po etykietach rozmieszczonych na półkach alkoholach. Badał każdą whisky postawioną na sklepowej półce, oceniając w myślach jej kolor.
Z biologicznego punktu widzenia każdy nałóg doprowadza do degeneracji organizmu — stwierdził w ramach odpowiedzi, takim tonem, jakby tłumaczył dziecku, dlaczego pochłaniania cukierków psuło szkliwo zębów i doprowadzało do próchnicy, gdyż Havoc, przeciwieństwie do Rana, nie posiadał nałogów takiej kategorii, które w destrukcyjny sposób wpływałby na jego organy. Był uzależniony od odgłosów wystrzałów, głownie na strzelnicy oraz czystości i preparatów do utrzymania takowej w nienagannym stanie. Ot, płyn do rąk wgryzał się w skórę, naruszając jej strukturę. Była szorstka i pokryta czerwonymi plamami, ale przynajmniej czysta. Żadna bakteria nie miały szans przecisnąć się przez taką strukturę zabezpieczeń.
Odłożył ostrożnie butelkę na miejsce, z której ja zabrał, po czym sięgnął po inną.
Proszę. Ta będzie odpowiednia — stwierdził, wciskając Kiyoshiemu do ręki staranie wyprofilowany, szklany pojemnik, gdyż znajdujący się w niej trunek spełnił wymogi lekarza. Miał paskudny smak, a przynajmniej według kryteriów Kurtza, który skrzywił się, kosztując go w celu reanimacji złego samopoczucia, dwa lata temu, po powrocie z misji na ze złamanym żebrem i paroma głębszymi zadrapaniami.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.01.18 22:20  •  Główna ulica - Page 3 Empty Re: Główna ulica
Dowody, dowodami, ale chyba musieliby założyć u niego w gabinecie kamery, żeby się w tym wszystkim połapać. Problem był jednak taki, że Shazam rzadko go opuszczał, więc to byłoby trudne. Z drugiej strony wojsko ma swoje sposoby i na takie przeszkody, więc koniec końców lekarz pewnie musiałby salwować się ucieczką poza mury. Dla większości ludzi taki rozwój sytuacji byłby tragedią, ale nie dla niego. Wbrew pozorom naprawdę cieszyłby się z takiego rozwiązania.
- Dlatego mówię czysto hipotetycznie, że istniałaby metoda, która omijałaby te wszystkie zmienne wypadkowe. Wtedy i tak pewnie byś jej nie ruszył. Zresztą, o czym ja mówię. Nam na opakowaniach drukują zdjęcia raka płuc, a i tak niczego to nie zmienia. - mówiąc "nam" miał oczywiście na myśli grupę palaczy. Nigdy nie rozumiał dlaczego ludzie myśleli, że drukując jakieś śmieszne zdjęcia na paczce fajek sprawia, że ktoś rzuci palenie. Każdy zdawał sobie sprawę z tego, co robią papierosy, doskonale wiedział, że można od ich umrzeć, rak płuc nie był dla nikogo nowością, a pomimo tego każdy je palił. "Mnie to ominie", "umrę przed rakiem", "przecież to nie może być takie złe" - niby zwykłe wymówki, a działały większe cuda niż próby straszenia konsekwencjami. Najwidoczniej zarówno Kiyoshi, jak i Mike byli w tej kwestii podobni. Jeśli z czegoś nie chcieli zrezygnować lub wpisywali ryzyko w sam charakter czynności, to nie obchodziło ich to, co ostatecznie się stanie.
- Tak, dokładnie ona. Ta zdolna wiedźma. - jego relacje z Saiyuri były dość... skomplikowane. Zresztą on z większością ludzi nie miał prostych relacji, więc nie było się czemu dziwić - To za wiele nie zmienia, Mike. Jeśli siedzi za murami, to może być nawet pierwszym punktem, do którego trafią ranni żołnierze. Sęk w tym, że nie jestem niezastąpiony. Nikt nie jest. - z takich rzeczy należy zdawać sobie sprawę, a akurat Kiyoshi doszedł do tego wniosku dość wcześnie. Jeśli nie chciałby pracować dla wojska, to pewnie zaczęto by go w jakiś sposób "przekonywać", ale blondyn nadal nie zamierzałby brać udziału w praktykach niebieskich władz. Rozumiał potrzebę leczenia wojskowych, rozumiał doskonale, że to też byli ludzie, ale ta organizacja często przelewała krew. W tym nie mógł pomóc nikomu. Mundurowych traktował jak zwykłych ludzi, kompletnie nie zwracając przy tym uwagi na ich rangę, położenie czy osiągnięcia. Czym różnią się od pięcioletniego dziecka, które było pierwsze w kolejce? Tylko rozkazem z góry, żeby przyjąć ich pierwszych. Tego Ran zaakceptować nie mógł i nie zmusiliby go nawet wołami.
Shazam uniósł ręce do góry w geście kapitulacji. Z płukaniem żołądka dyskutować nie mógł, bo tego akurat robić nie lubił. Zresztą sam też nie zamierzał jeść skwarków przez kolejne cztery wieczory, więc postanowił, że nie będzie zbytnio naciskał na ten pomysł. Tutaj Havoc wygrał.
- Nie, nie, nie. Ja dbam o linię. Jeśli urośnie mi brzuszek, to nie będę już miał forów w szpitalnej aptece. Aptekarka mnie znielubi i będę musiał kombinować z receptami. - odrzekł z wyraźnym uśmiechem, nie przejmując się w ogóle całą sytuacją. Próbował dokarmić Havoca, ale skoro nie wyszło, to jutro tez jest następny dzień. Informator może być pewien, ze lekarz nie poprzestanie na tej jednej próbie i być może za pięć lat Mike będzie lubił już wszystko! Zaczynając oczywiście na rosole, a na golonce kończąc.
- Myślę, że już bezpieczniej byłoby samemu coś przyrządzić, niż ryzykować wejściem do którejkolwiek restauracji. Jeszcze mnie zapamiętają i co wtedy zrobię? Ty sobie jakoś poradzić bez miejskich knajpek, bo w nich nie przebywasz, a w moim przypadku jest to główne źródło pożywienia. Wiesz, że w mieszkaniu kuchenki użyłem może z pięć razy? I to zawsze tylko po to, żeby zagotować wodę. - Kiyoshi naprawdę doceniał szczodrą ofertę Havoca, ale był realistą. Zdawał sobie sprawę z tego, że ten plan miał bardzo małe szanse na powodzenie. Gdyby tutaj w grę wchodziły jedynie wygórowane oczekiwania mężczyzny co do jedzenia, obsługi lub wystroju, to pewnie nie byłoby z tym najmniejszego problemu. Wszystko komplikowało się jednak w momencie, w którym do głosu dochodziła jego fobia. Trudno było oczekiwać od jakiegokolwiek lokalu gastronomicznego, żeby był idealnie sterylny i zadbany przez całą dobę. Czasem klientów przybywa więcej, czasem jest ich mniej, ale w lokalu również pracują ludzie. Pomyłki i niedociągnięcia zdarzą się wszędzie, ale w przypadku Havoca jakakolwiek skaza oznaczała również całkowitą przegraną.
- [i]Całkowicie się zgadzam. Dobrze, że nie mam żadnego nałogu i w pełni kontroluję swoje akcje.
- Ran doskonale zdawał sobie sprawę do czego teraz Mike pije, ale zamierzał udawać głupiego. Pierwszym krokiem do walki z nałogiem jest częste przyznawanie się do nałogu. Jeśli więc blondyn nie powie, że ma z czymś problem, to automatycznie go mieć nie będzie. Tak to w jego głowie działało i takiego schematu postanowił się trzymać nawet za cenę wyjścia na idiotę. Papierosy to ostatnia przyjemność, jaka pozostała mu w tym życiu, więc niech wszystko się wali, pali i ginie, ale z nich nie zrezygnuje.
- To? Dla mnie wygląda jak wszystko inne, ale jeśli to polecasz, to Ci zaufam. Dziękuję. - odrzekł ciepło i przejął od niego alkohol, udając się prosto do kasy. Ozdobna torebkę kupi sobie jakoś później, ale na razie najważniejsze jest to, że cokolwiek udało mu się dorwać. I kiedy Shazam miał już płacić za alkohol, kiedy wręczał już banknot kasjerowi, wtedy rozległ się tak dobrze znany mu dźwięk. Kilka piknięć, prosta melodyjka, sekunda przerwy i ponownie. W mgnieniu oka przestały go obchodzić zakupy, a prawą ręką sięgnął do swojego paska, od którego odczepił niewielki, czarny pager. Jego mina spoważniała i spojrzał na Havoca.
- Musimy to niestety na dzisiaj zakończyć. Trudny pacjent, wzywają. Dziękuję za pomoc, Mike. Pamiętaj! Słonina i sól. - widać było, że Kiyoshi wyraźnie się śpieszy, ale jednocześnie jest mu głupio to wszystko tak szybko kończyć. W końcu był dzisiaj umówiony na wspólne zakupy z informatorem, a musiał je tak przerwać. To cud, że Mike w ogóle do niego wyszedł, a tymczasem blondyn tak mu się za to odpłaca. Jego praca była jednak nietypowa i zawsze stawiał ją ponad wszystko inne. To, że podobną wiadomość na pager otrzymali również inni lekarze wcale nie był dla niego usprawiedliwieniem. MUSIAŁ się zjawić w szpitalu i tyle. A co za alkoholem? Przepłacił za niego całkiem porządnie, ale wydawał się tym nie przejmować. Powiedział, że reszty nie potrzebuje, chwycił butelkę i pobiegł w stronę szpitala. Wreszcie był w swoim żywiole!

z/t
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.01.18 18:36  •  Główna ulica - Page 3 Empty Re: Główna ulica
*tu będzie potem post*

_zt
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.03.18 22:41  •  Główna ulica - Page 3 Empty Re: Główna ulica
Dzień zapowiadał się prawie że idealnie, już tyle zdążyła zrobić! Wykaraskać się z kontroli przepustek istnym fartem, zrobić zakupy i ogarnąć rodzinny dom. Po przyszykowaniu wszystkiego, ubrała nowo kupioną zieloną sukienkę, jasny szary sweterek, balerinki i ruszyła na miasto. Trzeba było coś zjeść, może kupić torcik urodzinowy na następny dzień. Tyle planów miała w głowie, tak dawno nie zrobiła nic dla siebie, trzeba było to nadrobić! W sklepie z bronią zamówiła nową katanę z grawerem na zamówienie. Przechadzając się po okolicy miała nawet okazję zwiedzić kilka ulubionych miejsc. Była w parku na ławeczce i karmiła kupionym pieczywem kaczuszki pływające po małym jeziorku. Siedząc tak na świeżym powietrzu delektowała się każdą chwilą. Starała się nie myśleć o ostatnich wydarzeniach, zwłaszcza o Borisie przez którego wyszła ze ścieków robiąc sobie kilku dniowy urlop. - Może odwiedzę Togamiego.. tak dawno się nie widzieliśmy.. - mruknęła wyjmując telefon i przeglądając bardzo krótką listę kontaktów. Od razu wybrała numer Generała i naskrobała mu krótką wiadomość. Z uśmiechem na ustach wysłała ją i zebrała tyłek z drewnianej ławeczki. Podśpiewując sobie pod nosem ruszyła przed siebie.
Główną ulicą mijała obcych ludzi uśmiechając się do niech serdecznie. Ba! Nawet witała się z niektórymi a innym życzyła miłego dnia. Machała mijającym ją dzieciakom. W ręce niosąc przezroczystą siatkę a w niej zapakowany w papierowy, różowego koloru kartonik, torcik. Zatrzymała się na światłach czekając aż sygnalizacja pozwoli jej iść dalej. Zgarnęła z oczu szarpane mocniejszymi podmuchami białe kosmki, rozpuszczonych włosów. Zawsze nosiła je związane ale teraz nie miała w planach treningu ani walki. Przechodząc obok jednej z witryn sklepowych aż się zatrzymała. Przytknęła paluszki wolnej dłoni do ust wpatrując się w śliczne białe róże. Widać było że były wykonane z metalu ale były tak piękne że aż jej dech zaparło w piersiach na ich widok. "Może by zrobili na zamówienie jedną czarną.. jedna biała i jedna czarna na grobie mamy.. nigdy by nie zwiędły.." przeszło jej przez myśl.
                                         
Angel
Wtajemniczona
Angel
Wtajemniczona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Angel Lacour de Fanel


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.03.18 23:12  •  Główna ulica - Page 3 Empty Re: Główna ulica
Każda minuta przepustki spędzana była niezwykle owocnie. Jeden Shin, a jak gdyby dwóch szalało po mieście, gdzie tylko dało się wepchnąć swoją rudą czuprynę, tam znalazł się skrzydlaty, wciskając nie tylko sam czubek głowy, ale także wszystko inne. Zawędrował na główną ulice, bo jak sama nazwa wskazuje, była główna, najważniejsze, centralna nitka ciągnąca się przez miasto z najróżniejszymi, ciekawymi odnogami. Idealny punkt wyjścia, miejsce łowów dla spragnionego zaczerpnięcia trochę miejskiego życia niebieskiego wyrzutka. Za murami nie było tak barwnie, tak głośno, ani tym bardziej tak żywo, o to wprawnie dbali wymordowani.
Westchnął i wpakował lizaka do buzi. Słodki, pomarańczowy smak na nowo rozpłynął się po wnętrzu ust, musująca papka zapiekła na języku kiedy przegryzał na siłę twardą skorupkę. W kieszeni miał jeszcze trzy podobne, dlatego nie rozkoszował się słodyczą za długo. Plastikowy patyczek i kończąca go z jednej strony cukrowa kulka była tylko uspokajaczem dla gęby, która bez innego zajęcia potrafiła nawijać w nieskończoność. Czasami zagadywał ludzi na ulicy, ale Ci patrzyli na niego nieco z ukosa.
Może przez rudą czuprynę?
Albo to, że zawsze na rękach miał niewidzialną krew. Pewnie pachniał dla nich niezachęcająco. Nawet jeżeli zmieniał ubrania raz, dwa razy dziennie nie mógł pozbyć się wrażenia, że przytargał ze sobą trochę brudów Desperacji. Nawet jeśli kontrola przy wejściach była cholernie skrupulatna. Weszło mu to w nawyk, zawsze obawiał się jakiegoś błędu.
- Piękny kapelusz! - machnął do młodej dziewczyny, która speszona uśmiechnęła się do chodnika i poprawiła ręką szerokie rondo, które falowało na wietrze.
Drobna uwaga poprawiła mu humor, a kobieta na pewno doceni te słowa z czasem. Nawet jeżeli teraz uciekła dalej, swoją drogą do jakiegoś celu, tak uśmiechnie się do siebie, kiedy zniknie w bezpiecznym miejscu. Lubił w taki sposób dowartościowywać ludzi. Wielu z nich nie doceniało życia.
Odwrócił się na pięcie i przywarł do szyby z kolorowymi pierdółkami. Były w jego stylu, jak te miniaturowe, zdobione ręcznie koraliki, na które przewalał sporą część wypłaty. Jego mała obsesja, o tyle przydatna, że czasami czepiał nimi włosy na boku, by nie zsuwały mu się przed oczy.
Przesuną czubkiem nosa po zimniej szycie i wyszczerzył zęby widząc odbicie kobiety, która z równym zapałem oglądała przedmioty na wystawie.
- Cudne róże. Szkoda, że nie mają zapachu prawdziwych. Byłyby wiele razy bardziej wartościowe. Prawda? - zagaił.
Odsunął się lekko od ścianki wystawy i zawadiacko przesunął palcami po włosach. Rude kosmyki uciekały między jego palcami i układały się przypadkowo na głowie. Zielone oczy błysnęły w słońcu, skierowane na twarz Angel.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.03.18 21:48  •  Główna ulica - Page 3 Empty Re: Główna ulica
Z zamyślenia wyrwał ją odgłos przytykanej twarzy do szyby za którą były ozdóbki. Spojrzała kątem oka na osobnika stojącego obok niej. Wyglądał dość zabawnie próbując jakby przejść przez szklaną barierę. Sięgnęła dłonią do ust zakrywając je przy cichym chichocie nie kryjącym rozbawienia. Troszkę jak małe i zbyt ciekawskie dziecko uwięzione w ciele dorosłego faceta. Trzeba było przyznać że to dość nietypowy i zarazem bardzo ciekawi widok. Zmrużyła ślepia gdy się do niej odezwał. Powróciła wzrokiem do witryny sklepowej i zawiesiła spojrzenie na różach. - To prawda.. ale coś kosztem czegoś. Żywe róże mają piękny zapach.. ale też nie żyją długo.. - zaczęła ze spokojem w głosie, nie odrywając przy tym wzroku od pięknego, metalowego przedmiotu. - Za to wieczne piękno w zamian za brak zapachu to chyba nie najgorsza wymiana, nie sądzisz? - dodała po chwili i zwróciła się przodem do niego uśmiechając się miło. Nie przeszkadzało jej gdy ktoś obcy zagadywał ją znienacka. Ona sama tak potrafiła. Nigdy przecież nie wiadomo na kogo ciekawego się trafi, chociażby w tym przypadku. Jakiś miły rudy cywil. "Czemu mam wrażenie że go skądś znam.." głupia myśl przemknęła jej przez głowę ale nie umiała dopasować informacji. Głos nie brzmiał znajomo, ale ta ruda czupryna i ten uśmieszek. - Umm.. czy.. czy my się.. czasem nie znamy skądś? - spytała dość niepewnie, robiąc krok w jego stronę. Przechyliła lekko główkę w bok, stanęła na kilka sekund na palcach. - Mam wrażenie że już mieliśmy okazję się poznać.. ale nie potrafię sobie przypomnieć gdzie.. - zaczęła nieco ciszej, wertując wspomnienia jak głupia.
                                         
Angel
Wtajemniczona
Angel
Wtajemniczona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Angel Lacour de Fanel


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.03.18 10:58  •  Główna ulica - Page 3 Empty Re: Główna ulica
Spojrzenie Shinry pociemniało nieznacznie, kiedy nieznajoma kobieta wspomniała o cenie, jaką muszą zapłacić róże za swoją trwałość. Prawie jakby mówiła o nim, tym żelastwie, które składało się na jego ciało perfekcyjnego żołnierza. Zbudowali go na bazie martwego człowieka i teraz mógł stać przed nią, wykrzywiając wąskie usta w sztucznym uśmiechu.
- Zastanawiam się... lepiej żyć krótko i pachnieć wspaniale, czy być wiecznym, ale jałowym? - mówił na głos, ale zdawało się, jakby wcale nie kierował słów do stojącej obok kobiety. Przynajmniej nie wymagał od niej natychmiastowej odpowiedzi, bo zanim nastąpił krótki czas zastanowienia, na jego języku pojawiły się kolejne słowa, które musiał natychmiast wypowiedzieć.
Czas na nikogo nie czeka, jak doskonale pamiętał. Sypał zdaniami z wielkiego wora, układając niekiedy wyraz w bardzo losowe konfiguracje, które jednak pasowały doskonale do jego oryginalnej, nieco chaotycznej osobowości. Zanim więc dał kobiecie moment do rozważenia jego cichej, mrocznej myśli wyszczerzył zęby w ciepłym uśmiechu i odsunął się od szyby, na której zostały odciśnięte ślady opuszek jego palców.
- Mimo to, ludzie kupują prawdziwe kwiaty. Ciągle i ciągle, nowe i kolejne... jest w nich coś takiego, świeżość, piękno, radość. - mówił, zaaferowany nagle tematem. Nigdy nie interesował się aż tak rolą roślin w życiu człowieka, a zdawało się, że miały znacznie większą, niż wydawało się na pierwszy rzut oka.
Do własnego życia starał się wprowadzać tak wiele kolorów, jak to tylko możliwe, dlatego musiał rozważyć wtłoczenie doń kolejnego motywu, który pozwoliłby mu się nieco bardziej wyrazić. Może barwne liście stojące na oknie mieszkania? Jego parapety świeciły zazwyczaj pustkami. Słowa kobiety powoli przyciągały go znowu ku ziemi, szczególnie że brzmiały dosyć interesująco.
- Jestem fotografem. Może widziała pani moje prace na jakiejś wystawie? Albo w gazecie? Książkach? Nazywam się Kotetsu. Shinra. - jego twarz przepełniło nieopisane zadowolenie. Przedstawił się jednak ze swojego hobby, niż prawdziwej pracy. Nikt raczej nie miał ochoty zadawać się ze skrzydlatymi, którzy tak często buszowali poza murami z bronią w ręku. Teraz był na przepustce, więc całym sobą prezentował cywilną stronę życia. A w nim zajmował się celowaniem do ludzi, zwierząt i budynków, ale jedynie obiektywem aparatu. - Akurat przechadzałem się szukając pięknych kwiatów do swoich kolejnych prac.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.03.18 12:51  •  Główna ulica - Page 3 Empty Re: Główna ulica
Trochę ją zaskoczył swoim komentarzem. Zamrugała w odpowiedzi na to dziwnie wypowiedziane zdanie, aż siłą rzeczy zmusił łowczynię do zastanowienia się nad tym i to dość mocno. "Żyć długo i jałowo.. jak łowcy..hmmm.." nie wiedzieć skąd taka myśl się zagnieździła w jej głowie. Shinra ładnie otworzył przed nią furtkę do innego znaczenia wcześniej wypowiedzianych słów. Czy zrobiła to podświadomie czy był to zwykły przypadek. Mogła przyrównać żywe, piękne kwiaty do ludzi. A te metalowe niby udoskonalenia kwiatów do łowców. Metal był wszak silniejszy i trwalszy od delikatnej rośliny. Drgnęła na tą myśl, trochę ją wybiła z radosnego rytmu ale nie trwało to długo. Pokręciła energicznie głową. - Życie to życie! My decydujemy jak ono będzie wyglądać.. czy będzie pachnące czy jałowe. Jeśli ma się cel przed oczami to długość nie ma znaczenia bo każdy powinien czerpać garściami z tego co ma. Jeśli żyje się dłużej to i perspektywy na życie są inne, ma się więcej czasu dla swojego rozwoju i dla tych co są dla nas najważniejsi. Możemy ich chronić i wspierać dopóki mamy siłę. - ale się rozgadała. Nie wiedzieć czy zmiana w oczach chłopaka była tego powodem czy może jej głupie myśli. Była kim była i tego już nie zmieni. Trzeba więc zrobić wszystko by wyciągnąć ze swojej sytuacji jak najwięcej.
Na jej usta powrócił wcześniejszy uśmieszek, ten sprzed jej wyczerpującej wypowiedzi. - Masz rację.. bo są piękne. Ale na grobie długo nie poleżą. - to mówiąc zerknęła na metalowe kwiaty za szybą. - Ci pogrążeni w wiecznym śnie.. zasługują na coś wiecznie pięknego.. - w głosie dało się wyczuć nutę smutku. Dziewczyna zgarnęła niesforny kosmyk z oczu za ucho.
Po głowie wciąż krążył jej wizerunek rudzielca ale w nieco innym stroju. Nie mogła skojarzyć skąd, ale wgryzł jej się w pamięć na tyle by o nim pamiętała ale widocznie za mało razy na siebie trafili by z miejsca mogła wypowiedzieć jego imię. I kiedy byłą już bardzo blisko bo wiedziała że to imię było na literę "S" to teraz wertowała wszystkie imiona które znała. Nagle ją olśniło! Niczym grom z jasnego nieba! "Seitou!" krzyknęła w myślach i od razu przypomniała sobie że pracował dla SPEC. Rozdziawiła usta jak by chciała już coś powiedzieć ale chłopak był szybszy. Zamrugała po jego wypowiedzi kilka razy. "F.. Fo.. Foto..graf.." wydukała w myślach. Jego nazwisko i imię były jak mocne chluśnięcie w twarz zimną wodą. "Ale jak to.. w sensie że.. zmienił profesję? Może jak mu wyjmowali tą bombę z głowy to coś mu w mózgu uszkodzili. Utrata pamięci? W sumie nie zachowuje się jak by mnie znał. Hmmm.. Mało prawdopodobne żeby to był jego brat bliźniak.. prawda?" zamyśliła się ale w sumie do tych myśli doszła nowa opcja. "Jeśli mnie nie pamięta to nie wie że jestem łowcą! Kamień z serca.." poczuła przyjemną ulgę w środku na tą myśl. - Ohh.. fotograf.. to musi być fascynująca praca.. - powiedziała z nieukrywaną radością w głosie. Jak się przedstawił to głupio byłoby tego samego nie zrobić. Może jak usłyszy imię to mu się przypomni ale może przysmażyli mu mózg na stole operacyjnym i dostał nowy start od życia?! Nie będzie go mu psuć przecież. Każdy zasługuje na drugą szansę od losu. - Umm.. Angel Lacour de Fanel.. bardzo miło mi Cię poznać. - może z radości trochę za bardzo się zagalopowała i podała pełne nazwisko. Ale tak robili cywile więc podejrzane byłoby gdyby dała tylko imię. - Ohh.. w parku jest jedno miejsce gdzie rosną śliczne dzikie kwiaty, nie ma takich w kwiaciarniach.. - powiedziała z uśmiechem na ustach. Spędzała tam tyle czasu że mogła mu podsunąć punkt zaczepienia, bo czemu miałaby nie być pomocna.
                                         
Angel
Wtajemniczona
Angel
Wtajemniczona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Angel Lacour de Fanel


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.03.18 19:05  •  Główna ulica - Page 3 Empty Re: Główna ulica
Przybliżył dłonie do siebie, niemalże klasnął, jak dziecko, które obserwowało z ekscytacją coś co miało nadejść. Zachowywał się jednak na tyle spokojnie, że nie dało się oskarżyć go o przesadnie ekscentryczne zachowanie. Zachowywał się po swojemu, a skoro odpowiedź Angel go zadowoliła, nie ukrywał tego.
- Ciekawe! Brzmi jakbyś czegoś potwornie żałowała, ludzie mówią zazwyczaj wtedy całkiem odwrotne rzeczy. O ochronie i takie tam. - odparł z zadowoleniem, nawet jeśli intencja wypowiedzi była nieco mniej radosna. Postępował tylko zgodnie z zasadą, o której powiedziała mu kobieta. Sami decydujemy jak chcemy żyć, a skoro on chciał powiedzieć coś niemiłego, ukrytego za maską uśmiechu to przecież mógł, racja?
W zielonych oczach iskrzyła satysfakcja, rozmowa szła w dobrym kierunku, nawet jeśli gdzieś w tym wszystkim pojawiła się chwila na zadumę. Zmarli? Szukała metalowych kwiatów, by ustawić je na grobach? Oh jakie to słodkie, prawie go zemdliło.
- Moim zdaniem to żywi zasługują na kwiaty. Martwym już się nie przydadzą. - machnął ręką przed nosem i odsunął się od szybki wystawy. Nie był w końcu zainteresowany tym, co oferował sklep, ale jeżeli gdzieś pojawiła się okazja do rozpoczęcia tematu, to musiał ją wykorzystać. Teraz powinno być już z górki.
- Oho! Nie jest to japońskie imię. To nawet z moim małym móżdżkiem jestem w stanie zauważyć. Odwiedziny z innego M? A może rodzinka osiedliła się tu zanim wielki świat zrobił boom? Z resztą... Japończycy są już chyba w mniejszości, nawet na ich własnej wyspie. - podłapał jej imię i szybko zanotował je sobie w głowie. Całkiem niecodzienne imię, chociaż pasowało do jej wyglądu. Prezentowała się trochę jak taki niewinny aniołek. Nawet jej słowa trzymały się w ramach. Nie wyczuła w jego wypowiedzi żadnej nieprawidłowości, pewnie nawet gdyby powiedział bezpośrednio o swoim zamiarze, pomyślałaby, że źle ułożył zdanie.
- To bardzo pięknie i w ogóle, ale myślałem bardziej o jakimś... ludzkim kwiecie, na tej łące uschniętych traw. Znaleźć idealną roślinę nie jest łatwo, a namówić ją do współpracy jeszcze trudniej. Wiesz, światło, ostrość, odpowiedni obiektyw, kolorystyka... innymi słowy, pytam, czy nie chciałabyś mi zapozować, panno Lacour de Fanel?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.03.18 13:20  •  Główna ulica - Page 3 Empty Re: Główna ulica
Zamrugała widząc jak klasnął w dłonie nagle. Rozdziawiła przy tym pyszczek nieco i wpatrywała się w niego. Słysząc pierwsze słowa padające z jego ust po chwili się delikatnie uśmiechnęła. Zmrużyła przy tym ślepia i pokierowała wzrokiem na kwiaty za szybą. - Bo żałuję.. wielu decyzji.. jak każdy zresztą. Nie ma osoby która by nie chciała zmienić wcześniej podjętej decyzji, takiej która coś zaprzepaściła, takiej która przyniosła efekt odwrotny do zamierzanego. Decyzje które sprawiają że chcielibyśmy się cofnąć w przeszłość i pójść inną ścieżką. Być przy osobie której już z nami nie ma.. zaradzić temu jakoś.. - choć słowa jakie wypowiadała były przesiąknięte smutkiem to z twarzy łowczyni ani na chwilę nie zszedł ten łagodny uśmiech. Westchnęła pod koniec wypowiedzi i pokręciwszy głową na boki, zwróciła się do młodzieńca ponownie.
Przechyliła lekko głowę słysząc jak sprzeczne zdanie ma w porównaniu do niej. - Dajemy je żywym by widzieć na ich twarzy radość.. martwym dajemy je żeby poczuć się trochę lepiej. Bo nie ma już ich wśród nas.. ale mamy nadal wspomnienia. Moja mama kochała białe róże.. zawsze jak je dostawała, widziałam na jej twarzy ten piękny uśmiech.. jak kładę je na jej grobie.. przypominam sobie wtedy jak wyglądała, tą radość wymalowaną na jej twarzy. Więc może te kwiaty nie są do końca dla niej.. ale dla mnie.. czy to egoistyczne z mojej strony? - spuściła w końcu wzrok czując jak łzy zbierają się w powoli w jej oczach. Białe kosmki zakryły ślepia na chwilę. Potrzebowała chwili by się opanować. Nienawidziła się za to że nie umiała czasami nad sobą panować. A tym bardziej przy obcej osobie, to było upokarzające w jakimś stopniu. - Wybacz.. - szepnęła powoli podnosząc głowę. - Trafna obserwacja. Mój ojciec był francuzem.. zakochał się w mojej mamie i przeprowadził się tutaj dla niej. - wyjaśniła w skrócie. Nie była to jakaś tajemnica przecież. Był cywilem a nie kolejnym żołnierzem który zacznie szperać w jej przeszłości jak Ivo. Potakiwała główką gdy zaczął się rozdrabniać wyjaśniając jak to ciężko ma w swojej pracy czasem. I tak dalej kiwała ze zrozumieniem główką aż nagle ja nie uderzyły końcowe słowa. Zamrugała patrząc na niego. Trochę jej zajął proces przetwarzania informacji. Zaskoczenie uderzyło po krótkiej chwili. Rozejrzała się na boki, musiała się upewnić że to było skierowane właśnie do niej. - Umm.. ale.. że ja?! Ale ja nigdy nie pozowałam.. ja nie umiem.. - poczerwieniała nieco speszona.
                                         
Angel
Wtajemniczona
Angel
Wtajemniczona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Angel Lacour de Fanel


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.03.18 11:16  •  Główna ulica - Page 3 Empty Re: Główna ulica
Mógł wyglądać na zaciekawionego jej odpowiedziami, ale prawda była taka, że kiedy wspomniała o podjętych decyzjach i ich konsekwencjach, cofnął się w myślach do czasu, kiedy po tym świecie chodzili jeszcze matka, siostra, może nawet ojciec. Nie było nic czego by zmienił tamtego dnia, po prostu dlatego, że wybuch nie był spowodowany jego działaniami, nie miał żadnego wpływu na to, co miało tamtego dnia miejsce. Ale gdyby jednak mógł... zmieniłby życie tak, by do tragedii nigdy nie doszło?
Stał tak w zamyśleniu głuchy na jej słowa do momentu, aż rozciągnęła się między nimi niezręczna cisza. Najpewniej oznaka, że padło jakieś pytanie, na które musi teraz udzielić odpowiedzi. Nie było to w żadnym wypadku proste, w końcu nie słyszał ani słowa z całego, długiego monologu.
- Ym, tak. Może. Nie wiem. Trudno mi powiedzieć, nie mam twoich doświadczeń. - przechylił głowę na bok. Trafił? Odpowiedź trafiła we wzorzec poprawnej odpowiedzi? Mówiła coś chyba o matce i białych różach, a potem o egoizmie, ale ogólny sens zdania uciekł mu gdzieś bokiem.
A do tego, jakby mało było problemów, w kącikach oczu kobiety pojawiły się małe łezki, a usta wygięły się w podkówkę. Doprowadzał dam do płaczu samą swoją obecnością. Świetnie. Łkająca kobieta będzie zwracać na siebie uwagę, a on zagadał tylko po to, by dać upust swoim fotograficznym pragnieniom. Poza tym, kto nie zwróciłby uwagi na osobę z białymi włosami w środku miasta?
- No już, już. Chyba wszyscy w tym mieście mamy jakieś tragiczne przeżycia. W końcu cmentarz jest całkiem spory, nie? - wygiął usta w przedziwnej minie szukając pozytywów w całej tej negatywnej rozmowie. Chciał nawet zahaczyć o humorystyczny akcent, ale raczej mu to nie wyszło. Na dłuższą metę nie radził sobie z osobami, które potrzebowały żeby się nimi zajmować. Dziewczyny nie zostawały w jego towarzystwie zbyt długo, a przynajmniej nie na tyle, by zacząć się otwierać. Ta tutaj nie miała z tym najmniejszego problemu, nawet jeżeli na dobrą sprawę był tylko przypadkowym rudzielcem.
- A to ciekawe. Poznali się poza M-3? - zagadał dla rozluźnienia, ale na pewno nie po to, by szukać czegoś w przeszłości Angel. Chciał potrzymać dyskusję i żeby kolejny raz nie stała na granicy płaczu.
- Nikt nie umie pozować za pierwszym razem, ale gdyby modele nie próbowali, to przed obiektywami stawałyby brzydkie osoby z talentem. A nie tego chcą widzieć ludzie. Uważam, że masz interesującą urodę, szczególnie te włosy. Oryginalność się ceni. A ja jestem od ustawiania, pomocy modelowi, by prezentował się dobrze.- zamrugał kilka razy, po znowu gdy na pierwszy plan wychodził temat zdjęć, czuł się pewniej. - Pewnie brzmię jak stary naganiacz? - odchylił się i pogrzebał chwilę w małej kieszonce przy kurtce. Wyciągnął z niej mały kartonik i wręczył go kobiecie. - Moja wizytówka. Nie uprawiam fotografii dla gazet czy innych takich szmerów bajerów, robię zdjęcia artystyczne.
Mała reklama w formie prostokątnego papierka zachowana była w żywych kolorach, pomarańczach i żółcieniach. Naniesiono na niej imię, nazwisko, dopisek że chodzi o fotografa i małym druczkiem adres studia foto.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach