Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Pisanie 25.12.17 4:41  •  Główna ulica - Page 2 Empty Re: Główna ulica
Trendy miały to do siebie, że były niebezpieczniejsze od raka, a ich przerzuty znacznie częstsze. Dopadały ludzi, roznosiły się niczym zaraza i nie było na nie żadnego sposobu. Człowiek mógł próbować się od nich odcinać, unikać ich jak ognia, a i tak nie miał żadnego wpływu na to czy wyginą. Ich żywotność zależała często od czynników losowych i tak zdarzało się, że przetrwały najgłupsze pomysły, jak trend z jedzeniem łyżki cynamonu, a w odmętach historii znikały inne, trochę przydatniejsze, jak zostawianie książek w miejscu publicznym i robienie nieoficjalnych, niekontrolowanych bibliotek. Czasem zdarzało się jednak, że trendy miały silne umocowanie w tradycji lub religii i tak też było w przypadku świąt. Choć przyszły tutaj za sprawą ludzi pochodzących z innych miast, to tutejszy rynek dość szybko je wchłonął i w tym momencie są już raczej symbolem i marketingową okazją. O ile pierwszej opcji Shazam nie zamierzał nawet tykać, o tyle z drugiej postanowił skorzystać i być może uda mu się do tego namówić także swojego dzisiejszego kompana, który właśnie zmierzał w jego stronę. O Havocu można mówić wiele, ale na pewno nie można mu zarzucić, że nie przykłada wagi do swojego wyglądu. Lekarz przekonał się o tym wielokrotnie i nie umknęło to jego uwadze również dzisiaj. To nic, że oboje mieli podobny styl, bo w końcu nie byli kobietami. Nie musieli patrzeć na siebie spode łba tylko dlatego, że oboje wpadli na podobny pomysł. W każdym razie to nie o ubiór Mike'a miał się Shazam troszczyć, a o jego zdrowie. Jeśli ten myślał, że lekarz całkowicie o tym zapomniał, to całkowicie się pomylił. Blondyn nigdy nie zapomina o swoich pacjentach, którzy nie chcą do niego przychodzić, bo myślą, ze wszystko z nimi w porządku.
- Hej, hej, Mike. - najpierw oczywiście przywitanie, które nie było oficjalne. W końcu nie znajdował się w pracy pomimo tego, że nadal zamierzał dbać o cudze zdrowie, więc mógł pozwolić sobie na odrobinę luzu. Zresztą Havoca znał nie od wczoraj, przez co takie podejście było o wiele bardziej wskazane. Od niego tego nie wymagał, ale Shazamowi było to na rękę.
- Wyglądasz tak blado, jak zawsze. Gdybym tylko mógł, to wyciągnąłbym Cię z mieszkania kiedy było jeszcze jasno, ale pozostaje mieć nadzieję, że opalisz się jakimś cudem od latarni po drodze. - rzekł do znajomego, ruszając się wreszcie z miejsca i tym samym wytyczając początek zakupowej trasy, której Havoc nie był jeszcze świadomy - Aaa, właśnie. Mam coś dla Ciebie i nie przyjmuję "nie" jako odpowiedzi. Uwierz mi, że wolisz to od codziennych dostaw czegoś innego. - mówiąc te słowa, lekarz sięgnął do torby i wyciągnął z niej zgrabnie zapakowane jabłko oraz jogurt w butelce, żeby następnie podać je znajomemu. Tak, Kiyoshi pamiętał o lekkiej obsesji Mike'a na punkcie czystości, więc dostosował ten skromny podarunek do jego standardów, a przynajmniej starał się do nich zbliżyć na tyle, żeby jego znajomy nie kręcił za bardzo nosem. Lekarz przygotowany był jednak na odmowę, więc zanim Havoc miał szansę zacząć się bronić, zaatakował następnymi argumentami.
- An apple a day keeps the doctor away, a po dzisiejszych zakupach pewnie będziesz chciał zjeść ich więcej. Tak na wszelki wypadek. - przez lata pracy jako doktor, Kiyoshi nauczył się, że żeby pacjent był bardziej skłonny do wzięcia tego, co mu wręcza, wystarczy go zwyczajnie zagadać. Nieważne czy ma o sens czy też nie, czy anegdotka jest śmieszna, czy Shazam ma rację czy tez uzasadni przepisane leki aktualną pogodą. Gadać, gadać, gadać i jeszcze raz gadać. To o dziwo naprawdę pomagało.
- Najlepiej zjedz teraz, bo tam gdzie idziemy pewnie niezbyt Ci się spodoba. Za to, jeśli chcesz znaleźć coś dla siebie, to też chętnie Ci potowarzyszę. Im więcej czasu spędzisz na świeżym powietrzu, tym lepiej dla Ciebie. - poinformował jeszcze Mike'a, żeby zaczął się już mentalnie przygotowywać na wizytę w sklepach, do których zapewne sam nigdy by się nie wybrał. Blondyn też rzadko stawia tam swoje kroki, ale tym razem było to konieczne. Nie tylko miał ochotę na coś innego, ale także obiecał sobie, że w tym roku kupi coś dla ojca, który uwielbia alkohole. A na alkoholach Kiyoshi akurat kompletnie się nie zna. Zna się za to na pogodzie i dobrze wyczuwał, że dzisiejszego dnia będzie padał śnieg. Białe płatki szykowały swój atak na ziemię i niewiele było w stanie je powstrzymać. U Shazama były to blond włosy, a u Havoca parasolka. Jednemu z nich nie wyjdzie to na zdrowie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.12.17 2:57  •  Główna ulica - Page 2 Empty Re: Główna ulica
Nie zadawał zbędnych, niepotrzebnych pytań o cel ich podróży wzdłuż głównej ulicy. Po prostu przebierał nogami, idąc ramię w ramię z lekarzem, aby nie stracić go z oczu, chociaż nie był to nadludzki wysiłek, gdyż ich droga była usłana przeszkodami w postaci przechodniów, których cel nie różnił się w znacznym stopniu od ich własnego, którym niewątpliwie były świąteczne zakupy, chociaż rola Havoca w tym przedsięwzięciu ograniczała się do zaszczytnego statusu towarzyszyła w ferworze świątecznych zakupów, mimo iż w ogóle nie nadawał się na osobę do tego uprzywilejowaną. Jego poczucie humoru niemalże nie istniało, były rozwinięte w takim stopniu, co umiejętności socjalne. Mógł najwyżej utargować niższą cenę, jeśli takowa wyda się Kiyoshiemu za wysoka.
Obdarzył jedną z witryn krótkim, pozbawionym ekspresji spojrzeniem i tyle w temacie jego radosnego usposobienia i chęci. Swoje zainteresowanie znów ulokował w swoim znajomym ze studiów, które właśnie zaprezentował mu swój wytworny podarunek, pakiet witamin.
Ten kolor cery został mi podarowany w genach — przypomniał mu cierpko, lecz w zasadzie nie było to wyznanie zgodne z prawdą, gdyż przejaśniła o dwa tony w okresie jesienno-zimowym, a na przestrzeni tych prawie dwudziestu ośmiu lat straciła swój pierwotny kolor na rzecz pracy i wiecznego zmęczenia. — Schowaj to dla swoich dzielnych pacjentów, ja na wszelki wypadek mam to. — Rozpiął zamek błyskawiczny najmniejszej kieszeni swojej torby i wyjął z jej płytkich czeluści jednorazową chirurgiczną maseczkę na twarz, używaną w okresie przeziębień. Włożył parasol pod pachę, aby mieć dwie wolne ręce i założył dodatek do swojej dzisiejszej garderoby, świadom zarazków, jakie podróżowały wśród tych wszystkich istnień, które pozostały na sklepowych półkach i wystawionych na nich towarach przekazywanych z rąk do rąk, a to właśnie na nich spoczywało największe skupisko bakterii. — Wychodząc z domu, wypiłem koktajl z owoców i dodatkiem kurkumy. Mam wymienić ci wszystkie składniki, w ramach wszelkich wątpliwości? — zapytał, gdyż poniekąd nie rozumiał troski, która towarzyszyła Kiyoshiemu za każdym razem, gdy się spotykali. Mimo iż jego dieta niewątpliwie była ograniczona, gdyż jego patologiczny organizm nie przyswajał sobie wielu pokarmów, przez to nie był w stanie dostarczyć mu wystarczającej ilości wartości odżywczych, to nadrabiał to w sposób niekonwencjonalny, przy doborze przeróżnych owoców, warzyw i przepraw, które w sposób zadowalający bilansowały jego posiłki. Blada cera, czy też krótkotrwałe mdłości były efektem odporności jego ciała, a nie spożywanych przez niego produktów. Informator, w ramach swoich ograniczonych możliwości i wiedzy z zakresu medycyny, którą w zasadzie przerwał na drugim roku studiów, dbał o swój stan zdrowia, choć takowy rzadko konsultował z lekarzami. Ostatnia wizyta w szpitalu była spowodowana złamanym nadgarstkiem. Prawa ręka nadal była owinięta w bandaż, jednakże ten defekt został ukryty przez chroniącą go przed mrozem warstwę odzieży. O tym obrażeniu Kiyoshi mógł przeczytać jedynie w elektronicznej kartotece Havoca, gdyż sam nigdy by się z tym obrażeniem do lekarza się zgłosił, mimo ich wieloletniej znajomości. Nie było to uwarunkowane brakiem sympatii czy zaufania, bo akurat w pewnym sensie zainwestował to w Rana, obdarzając go tymi uczuciami w spłyconej, ale wystarczająco widocznej wersji. Po prostu wiedział, że nastawienie nadgarstka byłoby tylko jednym z serii badań, która byłaby na nim przeprowadzona, a niepotrzebnych zabiegów i diagnoz wolał uniknąć. Przestał dbać o profilaktykę i nie miał zamiaru jej na nowo praktykować, zresztą udowadniało to utykania na jedną z nóg. Niedowład ten powstał w wyniku uszkodzenia biodra i dokuczał mu niesystematycznie, acz dziś nie czuł ból, a jego wyprostowana sylwetka i pewny krok nie zdradzał takowy ubytek. Obdarzył lekarz sceptyczne spojrzeniem. Nie wiedział w czym mogłoby mu pomóc  ówże przebywanie na świeżym powietrzu, bo te w tej części miasta na pewno nie służyło zdrowiu, ale nie skomentował dobrych zamiarów lekarza. Nie chciał go zniechęcić, mimo iż podskórnie wiedział, iż ten czyn wykraczał poza jego kompetencje. Miał przed sobą jedną z najbardziej upartych istot, z jakimikolwiek dzielił swój cenny czas.
Konsumpcja na dworze, kiedy w powietrzu tańczy tyle bakterii, nie sprzyja zdrowiu. Zresztą tak samo jak jedzenie w pośpiechu, ale przecież nie muszę cię edukować, nieprawdaż? — odparł, umiejętnie przerzucając się na język angielski, aby nie kaleczyć japońszczyzny, po czym rozłożył parasol nad swoja głową, gdy pierwsze płatki śniegu zaczęły wirować w powietrzu, jak wcześniej wspomniane drobnoustroje i tym gestem symbolicznie postawił kropkę nad „i”.  
Tłum zaczął się powoli przerzedzać, gdyż niektóre ze sklepów ogłosiły zamknięcie. Chociaż Mike nie spożywał alkoholu, był kolekcjonerem procentowych napojów z wszystkich zakątków świata, które przechowywał u siebie w mieszkaniu. Miał w swojej kolekcji ponad sto osiemdziesiąt egzotycznych butelek, kurzących się w zamkniętym na klucz barku. Ówże mebel już dawno nie  widział światła dziennego, a Mike bardzo rzadko tam zaglądał. Ostatnio ponad pół roku temu, aby przejrzeć jej zwartość i zmieść ze szkieł kurz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.12.17 1:28  •  Główna ulica - Page 2 Empty Re: Główna ulica
I może właśnie Kiyoshiemu chodziło tylko o to, żeby Havoc mu potowarzyszył. Nie musiał się na niczym znać, nie musiał niczego kupować, a już na pewno nie chodziło o to, że Shazam poczuł się nagle samotny. Po prostu chciał jakoś rozruszać tego człowieka, który był równie nietowarzyski jak sam lekarz, ale z kompletnie innych powodów. No i on sam mógł być gburem, chamem i zimnym człowiekiem, ale przynajmniej rozmawiał z ludźmi. Co do Havoca, Shazam natomiast nie miał takiej pewności, dlatego też krótkie wyrwanie się z mieszkania raz na jakiś czas z pewnością dobrze mu zrobi.
- Geny albo zasługa anemii. Kiedy ostatni raz robiłeś badania krwi, hmm? Chyba powinniśmy niedługo zobaczyć się w szpitalu, nie? - doskonale wiedział, że nic z tego, ale nadal musiał to zaproponować. A może kiedyś przyjdzie taki dzień, że Havocowi zabraknie którejś klepki w głowie i z radością przystanie na propozycję blondyna. Zresztą on wcale nie prosił o nic wygórowanego. Nie chciał robić mu żadnych testów na wydolność, nie zamierzał robić prześwietleń, a jedynie podstawowe badania. Odsłuchanie, morfologia, konsultacja z dietetykiem, ortopedą może też jakiś alergolog na wszelki wypadek? Taki tam całkowicie bezpieczny i niewymagający dużego poświęcenia zestaw.
Najwyraźniej jednak dzisiejszy dzień nie będzie łaskawy i nie sprawi, że ludzie niedbający o swoje zdrowie zwrócą się nagle do szpitala po pomoc medyczną. Pojawiło się jednak jakieś światełko w tunelu, kiedy Havoc stwierdził, że ma coś co zadziała równie dobrze jak jogurt. Shazam spodziewał się prawdziwych fajerwerków, miłego rozczarowania, zdziwienia, wybuchów jak u Michaela Baya, a tymczasem dostał... maseczkę. Wow.
- Naprawdę, Mike, naprawdę? Wiesz, że czasem kontakt z zarazkami nie jest taki zły? Przesadna sterylność może doprowadzić do spadku odporności. Paradoksalnie, im bardziej unikasz kontaktu z zarazkami, tym bardziej jesteś narażony na ich atak. Chyba tego nie chcesz, nie? Nic się nie stanie, jak od czasu do czasu pooddychasz tym samym powietrzem, co reszta. - nie mógł z tym człowiekiem czasem wytrzymać. Rozumiał doskonale potrzebę zachowania czystości, ale M3 i tak było świetnie przygotowane pod tym kątem, więc nie trzeba było jeszcze dorzucać dodatkowych, przesadnych środków ostrożności. Tymczasem informator zachowywał się tak, jakby był co najmniej na Desperacji i każdy centymetr otoczenia mógł być wystawiony na ryzyko skażenia wirusem. To było w nim denerwujące, a jednocześnie wyróżniało go na tle innych osób.
- Doskonale wiesz, że moje wątpliwości rozwiałyby się dopiero wtedy, gdy przyszedłbyś do mnie na wszystkie zalecone badania. Dawno już na żadnych nie byłeś. Nie uważasz, że to czas, żeby już jakieś zrobić? Dopytywała się o Ciebie nawet taka ładna, drobna blondynka. Mógłbym Cię z nią umówić. - wabik na pielęgniarkę! On zawsze działał, ale na normalnych facetów. W przypadku Havoca wabik ten mógł go co najwyżej zirytować, ale i tak należało spróbować. Zresztą większość rozmów Kiyoshiego i Mike'a wyglądało dokładnie w ten sposób. Pierwszy chciał pomóc drugiemu, a drugi nie chciał słyszeć o żadnej pomocy nie tylko od pierwszego, ale od kogokolwiek. Ciekawe ilu takich samych ludzi było w tym tłumie, przez który teraz dwójka znajomych się przedzierała? Jakaś matka z dzieckiem, dwójka zakochanych, a nawet dziewczyna, która miała na sobie stanowczo za mało ubrań - to tylko kropla w morzu miastowych, ale jest pewny, że pośród tej grupki zawsze znajdzie się jakiś malkontent i pracoholik. Niechętnie, bo niechętnie, ale koniec końców blondyn schował do torby podarunek dla Havoca z lekkim westchnięciem. Nie chciał przyjąć go teraz, to przez następny miesiąc będzie miał zamówiony do domu plan pudełkowego odżywania, który Shaz wybierze specjalnie dla niego. I nie wystarczy przy tym zwyczajne powiedzenie, że rezygnuje z zamówienia, bo będzie ono pod nazwiskiem lekarza. Nie tędy, to inną drogą!
- Nie powinieneś trzymać się tak sztywnie tego, co piszą w książkach. Czasem te wszystkie teorie są za bardzo oderwane od rzeczywistości. Skrajności nigdy nie są dobre. No... Chyba, że chodzi o pracę. Wtedy można przesadzać ile się chce. Tak przynajmniej uważam. - skoro Mike wolał przerzucić się na angielski, to tak sao zrobił Shazam, choć oczywiście tak jak Havoc kaleczył japońszczyznę, tak on sam mógł mieć drobne problemy z angielskim. To wszystko jednak nic, bo dotarli wreszcie do miejsca, które było pierwszym przystankiem ich dzisiejszej podróży. Kiyoshi aż klasnął w ręce i podszedł najpierw do witryny, wpatrując się w wystawione w niej cygara jak dziecko w cukierki.
- I co o tym sądzisz? Masz może pomysł, którego powinienem spróbować? - zapytał znowu po angielsku swojego znajomego, patrząc na niego kątem oka. Wiedział, ze Havoc nie znosi tego typu zapachów, ale dlatego zapytał o to jeszcze wtedy, gdy byli na zewnątrz. Tutaj jego osądu nic nie będzie przyćmiewało i będzie mógł się skupić jedynie na wyglądzie, a trzeba zaznaczyć, że ten robił wrażenie! Różne kształty cygar, ich barwa, długość, grubość. Wszystko to sprawiało, że Shaz czuł się jak kobieta w sklepie z butami, a jeszcze nie wszedł do środka. Już sobie wyobrażał ten wspaniały zapach, który zatańczy w jego nozdrzach w momencie przekroczenia progu sklepu. Jednak to, co dla niego będzie niebem, dla Havoca będzie piekłem. I dobrze! Kara za nieprzyjęcie jabłka, choć lekarz się do tego nie przyzna.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.12.17 4:46  •  Główna ulica - Page 2 Empty Re: Główna ulica
Skrzywił się mentalnie na wzmiankę o anemii, jednakże wyraz jego twarzy nie została zamącona. Havoc nie potrafił z kręgu chorób wykluczyć u siebie anemii, gdyż posiadał parę cech, które jednoznacznie wskazywały na niedobór erytrocytów, ale nie walczył z nią. Spod przymrużonych powiek obserwował jak osłabiony organizm podupadał na zdrowiu. Nie zależało mu na odpowiedniej kondycji fizycznej. Celowo i z premedytacją ją rujnował. Testował własną wytrzymałość w tym zakresie, a badania zakłóciłyby ten proces.
Musisz mi wybaczyć, ale nie mogę przyjąć twojego zaproszenia. Odwiedziłem szpital miesiąc temu i nie czuję potrzeby, aby uczynić to znowu — upierał przy swoimi, lecz wiedział, że Kiyoshi mu w tej materii nie popuści, a Mike mu nie ulegnie. Ich upartość była na podobnym poziomie rozwoju.
Tłum rozdzielił go od Rana na parę, niemalże nie odczuwalny chwili, trwającej może dziesięć sekund z zegarkiem w ręce. Informar cały czas rozglądał się w poszukiwaniu interesującego punktu zaczepienia, ale jego ulubiona kawiarnia znajdowała się trzy ulice dalej, więc skapitulował, zmniejszając dystans dzielący go od lekarza, aby lepiej słyszeć wypowiadane przez niego słowa.
Naprawdę. — Westchnął teatralnie, ale równocześnie wiarygodnie - jakby spadł ciężar z jego napiętych od stresu ramion. Ran miał racje, lecz fobiczny umysł wykreował w głowie Havoca bariery, przez które nie potrafił się przebić. Był pod tym względem jak okręt, który unosił się na falach, raz po raz przez nie uderzany. — Nie unikam zarazków. W moim domu jest ich pełno. Przecież dobrze wiesz, że każdy, kto ma psa, nie ukryje się przed nimi — zauważył, zdając sobie sprawę, że Halk, podczas ich spacerów, wnosił do domu wszystko to, co unosiło się w powietrzu, co było przyklejone do słupa, którego starannie obwąchiwał, aby znaleźć dogodne miejsce do opróżnienia pęcherza, to co znajdowało się w parku, w trawie. W jego łapach i sierści. Był bombą zarazków.
Na jego ustach pojawił się grymas, kącikowy, ledwo widoczny, ale wyraźnie zarysowany na dolnej szczęce.
Metoda Rana nie poskutkowała. Mike nie był zainteresowany ładnymi pielęgniarkami. Odchrząknął jakby w ramach upomnienia.
Zrobię je, owszem, ale w swoim czasie — odparł w ramach krótkiej, klarowanej odpowiedzi na sugestie mężczyzny, która była słuszna, lecz nigdy nie przyznałby mu w tej materii racji.
Havoc niechętnie zerknął na wystawę; mróz udekorował szybę ładniejszym wzorkiem od jej zawartości, a on sam pokręcił swoim zgrabnym nosem na widok tych wszystkich, wyeksponowanych jak muzealne zabytki cygara. Zapewne był też obrzydliwie drogie, chociaż ich zawartość miała nieprzyjemne, drażniący aromat.
Pod względem estetycznym — odparł po chwili namysłu, oszczędzając lekarzowi wykładu na temat szkodliwości palenia, gdyż był świadom skutków ubocznych takich wątpliwych według Havoca przyjemności. Wielokrotnie wygaszał podobny w jego obecności. — Ten. Trzeci od góry — wydał werdykt, lecz nie wskazał swojego kandydata palcem. Nie zasłużył na tego typu wyróżnienie. Zamiast tego odsunął się od witryny, jakby ta miała właściwości żelazka. — Zaczekam na ciebie — oświadczył surowo, wbijając chłodne spojrzenie w twarz Kiyoshiego, który w tej chwili wyglądał tak, jakby ktoś postawił go przed dylematem życia i poniekąd tak było. Konsekwencje każdego wypalanego przez niego wyrobu tytoniowego będą się za nim ciągnąć latami, aż przeobrażą się w problem w postaci raka, odmy płucnej bądź innego skażenia.
Odsunął się od budynku na bezpieczną odległości, jakby same przebywanie w jego najbliższym otoczeniu mogło spowodować całą pulę chorób i zerknął na Rana krytycznie. Był jedną z niewielu osób, której nie życzył źle, jednakże nie umiał przekazać mu tej troski słownie, dlatego też wpatrywał się w niego tym swoim zimnym, wręcz lodowatym spojrzeniem, aby dać mu wyraźnie do zrozumienia, że czeka na moment, aż lekarz z własnej, nieprzymuszonej woli przerwie romans z nałogiem.
Rzuć palenie — zasugerował. — Pozwolę, abyś mnie zbadał — dodał w ramach motywacji, chociaż szczerze wątpił, że takowa miała odpowiednią moc sprawczą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.12.17 2:49  •  Główna ulica - Page 2 Empty Re: Główna ulica
Oho, kolejny nóż w plecy Shazama zadany przez następną osobę. Byli w szpitalu, ale szli do kogoś innego, a nie do niego pomimo tego, że się znali. Kiedyś takie wiadomości były dla blondyna podobne do strzelenia prosto w twarz, ale teraz już się do nich trochę przyzwyczaił. Mimo tego nadal spojrzał na Havoca w sposób, który miał wyrażać lekkie zawiedzenie. Uniesiona brew, lekko przekrzywiona głowa i delikatny uśmieszek miały nieco wpłynąć na znajomego albo może i wyrzucić niewielką frustrację, która zgromadziła się w Shazie po usłyszeniu tych słów.
- Nawet nie wpadłeś powiedzieć "cześć"? Jedno słowo, a wszystkie badania miałbyś już z głowy i dzisiaj nie byłoby tego tematu... O ile by coś nie wyszło. - tak, Mike sprawił, że jego zdrowie było badane przez innego lekarza, inne ręce i inne instrumenty, czyli zwyczajnie zdradził zawodowe podejście Kiyoshiego. Gdyby praca blondyna i zdrowie Havoca byli właśnie bohaterami serialu, to w tym momencie nastąpiłoby pierwsze rozdarcie w ich związku, z którego pewnie by się już nie wykaraskali. Na całe szczęście Shazam jest na tyle wyrozumiały, że puścił to prawie mimochodem i zwyczajnie cieszył się z tego, że mężczyzna sam zwrócił się po pomoc medyczną. W jego przypadku, to już naprawdę było coś.
No tak, wymówki, wymówki i jeszcze raz wymówki. Coś podobnego robił sam Kiyoshi, ale z papierosami. Przecież Havoc doskonale musiał sobie zdawać sprawę z tego, że zwraca zbyt dużą uwagę na sterylność otoczenia. Człowiek to też zwierzę i też może funkcjonować w trochę brudniejszym, niż zazwyczaj, środowisku. Może i Mike posiadał psa, ale zapewne też często go kąpał, czesał i zwracał uwagę na jego każdy krok.
- Nie ukryjesz się, a jednak robisz wszystko, żeby się od nich odgrodzić. Maseczka, rękawiczki, co jeszcze? Płyn antyseptyczny pewnie też nie jest Ci obcy. Wyszedłbyś kiedyś normalnie na miasto, dotknął tych samych klamek co inni, wypił z kimś z jednej szklanki. Twój układ odpornościowy by zgłupiał, ale pewnie też za to podziękował. - wiedział, że to dla Havoca może być największy koszmar, ale nikt nie mówił, że powinien przełamywać się od razu. Przecież Shaz nie proponował wskoczenia mu w tłum spoconych sportowców, a zwyczajne czynności, z którymi do czynienia ma każdy przeciętny człowiek.
Ciche westchnięcie wydobyło się z ust lekarza, kiedy ten usłyszał kolejne słowa Mike'a. Zrobię to w swoim czasie, czyli, tłumacząc na Shazowy język, "daj mi spokój i nie ciągnij tego tematu". Pozostało więc po prostu wzruszyć ramionami i nie kontynuować. A było co kontynuować! Havoc pomimo swego wieku nadal był kawalerem i nie zanosiło się na to, żeby miał założyć rodzinę. Kiyoshi mógłby mu truć, że w zasadzie jest na takim etapie, w którym najlepiej starać się o dzieci, że później może być ciężej i niebezpieczniej, ale ostatecznie wzruszył jeszcze ramionami i szedł dalej przed siebie. Ani przez moment natomiast nie pomyślał, ze sam jest w podobnej sytuacji. On sądził jednak, że jest aseksualny, więc może to wynikało z tego przeświadczenia.
Coś, co dla Havoca było jedynie cygarem, dla Kiyoshiego było odskocznią od rzeczywistości. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nie ma tzw. guilty pleasure. Dla lekarza był to tytoń, który nie był najzdrowszy, ale za to jaki wspaniały. Nic nie równa się z tym uczuciem dymu rozchodzącego się po płucach, a następnie wylatującego przez usta po chwili kłębienia się. To była chwila sam na sam ze swoimi myślami, do której Shazam jakoś nie potrafił się zebrać bez tytoniu, choć teoretycznie nie powinno to mieć żadnego znaczenia. A mimo tego, ten kawałek bibułki lub też po prostu suszone liście miały w sobie coś, co pozwalało zapomnieć chociaż na moment o otaczającym go świecie, pracy, problemach. No i przy okazji dawało mu raka, ale to przemilczmy, bo Havoc wybrał już pierwsze cygaro, jakie przyjdzie Kiyoshiemu zakupić. Aż uśmiechnął się pod nosem, kiedy zobaczył o które mu chodzi.
- Presidente, dobry wybór. Widzę, że nieźle opróżnisz moją kieszeń. - Mike miał dobre oko, ale też to cygaro widocznie odróżniało się od reszty. Nie był to najdroższy model, ale sam fakt, że cygaro to miało kształt parejo i mierzyło sobie ponad dwadzieścia centymetrów, to już coś. Wystarczy lekarzowi na kilkanaście minut dobrego pociągania dymku, chociaż trzepnie także po kieszeni.
- Czyli jednak wchodzę sam... - westchnął bezradnie, ale po chwili pomyślał, że niewprowadzanie Havoca do tego miejsca mogło być najlepszym wyjściem. Cygara są drogie, a gdyby mężczyzna stwierdził nagle, że zapach mu nie pasuje i zaczął je gasić tak, jak do tej pory robił to zawsze z papierosem Shazama, to z pewnością mieliby niemały dług u właściciela sklepy. Do środka wszedł więc tylko sam lekarz, któremu nie zajęło to dłużej niż dziesięć, góra piętnaście minut. W ręce trzymał już średniej wielkości torebkę, a w niej trzy drewniane pudełka, które skrywały w sobie cygara. Oczywiście nie odbyło się także bez degustacji, przez co teraz Kiyoshi pachniał (albo jak kto woli - cuchnął) trochę tytoniem. Dla niego ten zapach był jak perfumy, dla innych niekoniecznie, a dla Mike z pewnością już nie.
- Nieźle się targujesz, Mike. Naprawdę nieźle. - rzucił wyraźnie rozbawiony, trzymając się jednak od znajomego na odległość dwóch metrów. Doskonale wiedział, że świeży zapach cygar może go drażnić, więc wolał mu tego na tę chwilę oszczędzić - Ale jednorazowy zestaw badań w zamian za problemy z koncentracją, niepokój, bóle głowy, meczący kaszel, zwiększony apetyt? Trochę słaba oferta, jeśli mam być szczery. Zresztą byłeś już u innego lekarza. Nic Ci nie zlecił? - czyli, rzuciłby, ale nie widział potrzeby i dodatkowo musiał wspomnieć o tamtej wizycie. Havoc był jego ekskluzywnym pacjentem, no! Może i zabrzmiało to trochę jak zazdrość w związku, ale Shazam miał na myśli tylko i wyłącznie zdrowie znajomego. W końcu tym zajmował się w pracy i poza pracą - dbaniem o zdrowie wszystkich dookoła.
- No i na pewno nic nie chcesz kupić? Mam jeszcze w planach jakiś alkohol dla ojca i tu wkraczasz Ty. Pytanie tylko czy najpierw wolisz dokończyć zakupy czy coś przekąsić. W sumie nie jadłem jeszcze śniadania... - Kiyoshi o jedzeniu zapomniał, jego żołądek o jedzeniu zapomniał i do tej pory wszystko to ze sobą współgrało, ale przechodząc ulicą zawsze widzi się pełno reklam z różnorakimi posiłkami, więc kubki smakowe same się uruchamiają. W rękach Mike'a leżała decyzja czy lekarz zaspokoi je teraz czy też za kilkadziesiąt minut.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.01.18 1:40  •  Główna ulica - Page 2 Empty Re: Główna ulica
Przepraszam, ale nie miałeś wówczas dyżury, a obaj dobrze wiemy, że i tak masz ich wystarczająco dużo, zatem nie miałem zamiaru cię ściągać w tak błahej sprawie — odparł, bez cienia skruchy. Nawet nie mógł się domyśleć, że Kiyoshiemu było po prostu przykro, że nie ufał mu tych kwestiach, a przecież był fachowcem. Paleta emocji Mike'a nie była jednak na tyle rozwinięta i wypełniona aż tyloma barwami, aby był to w stanie zrozumieć.
Życie informatora były usłane wymówkami. Nawet jego praca wiązała się z takowymi. Kłamstwa. Opowiadał je, aby zdobyć informacje. Musiał być pod tym względem elastyczny i kreatywny, a już na pewno nie mógł zostać na nim przyłapany. Dopóki był anonimowy, był skuteczny.
Wyjść na miasto bez rękawiczek? Dotykać tych samych klamek, które były tknięte przez kilkaset rąk? Wypić z kimś z jednej szklanki?
Mimowolnie się skrzywił. Nie był w stanie aż tak się poświęcić. Nie. Nie. Nie. Jego fobiczny umysł wykluczał taką możliwość. Traktował takowe jak gwałt, czy pedofilię. Coś odrzucającego, obleśnego.
Zaczerpnął do płuc chłodne, ale otrzeźwiające powietrze.
Nie mogę, wiesz o tym — wyszeptał po chwili, ledwo poruszając wargami, ledwo rozwierając usta.
Nie potrafił. Tak samo jak nie potrafił dzielić z kimś na dłuższą metę życia. Próbował, nie wyszło. Niektórzy byli stworzeni do tego, aby wieść samotne życie. Nie miał zamiaru zatem zakładać rodziny. Halk nią był. Miał psa i to mu wystarczało do w pełni satysfakcjonującego życia.
—  To twój nałóg opróżni twoją kieszeń — poprawił go szybko, nie przekraczając niewidzialnej linii, którą sam narysował we własnej głowie. Potrząsnął głową w ramach potwierdzenia, aby dać Kiyoshiemu do zrozumienia, że nie wejdzie z nim do sklepu. Zapach nikotyny zawaliłby go z nóg i najprawdopodobniej zniszczyłby wszystkie cygara, które znalazłby się w ustach Rana. Decyzja pełna ryzyka i strat. Gra nie warta świeczki. Havoc nie miał zamiaru pokrywać jakikolwiek kosztów, bo w końcu uważał, że bankructwo takiego sklepu przysłużyłoby się ludzkości.
Poczekał cierpliwie na zewnątrz, aż lekarza upora się z kupnem raka. Nie zerkal w stronę sklepu. Swoje spojrzenie ulokował w wieżowiec, który górował nad innymi budynkami i rzucał cień na ulice. Patrzył na niego bez celu, porządkując w głowie myśli. Kiedy zadzwonił dzonweczek, zerknął w kierunku sklepu z nikotyną. Nieprzyjemny zapach uderzył go w nozdrza, jednakże nie skomentował w tego w jakikolwiek sposób. Lekarz znał jego stanowisko w tej sprawie i nie miał zamiaru się powtarzać.
Boisz się, że przytyjesz, a nie boisz się bezpośrednich konsekwencji, jakie wywołuje nałóg papierosowy? — zapytał. W jego głosie pobrzmiewała nagana. Lekarza pod tym względem był jak dziecko, nie mniej jednak Havoc mógł się domyśleć, że za jego nałogiem papierosowym stał stres. Był na niego narażony na każdym kroku. Wystarczyło postawić stopę w szpitalu. Mike mógł sobie to wyobrazić, gdyż szkolił się w tym fachu przez dwa lata, zanim nie zmienił - oficjalnie - kierunku swoich zainteresowań. — Składał mi nadgarstek. Był złamany. — W ramach potwierdzenia własny słów, aby być w oczach Shazama bardziej wiarygodnym, bo jednak zestawienie ze sobą Mike'a Havoca i szpitala w jednym zdaniu brzmiało wręcz absurdalnie. Jak parada Wymordowanych po ulicach miasta, domagających się równouprawnienia do przebywania w M-3. Odniósł rękaw płaszcza i golfa. Nadgarstek nadal był opuchnięty, ale cienka warstwa materiału, w tym wypadku, bandaża, przesiąknięta maścią na tego typu skażenia, regenerowała go powoli, ale skutecznie. Odwinął ubrania. Takie wyjaśnienia powinny w minimalnym stopniu uspokoić Kiyoshiego i jego zawodowe zapędy. Zresztą, gdyby informator został faktycznie zmuszony do zrobienia okresowych badań, de facto skierowanie zaniósłby do rąk swojego znajomego, gdyż tylko jemu w kwestii zdrowotnych mógł w pełni zaufać. Nikomu innemu nie pozwoliłby się tknąć. Sytuacja, w której się znalazł miesiąc temu była podbramkowa. Ran nie miał wówczas dyżury, a skoro go nie miał - to znaczy, że był po prostu już tak wyczerpany, że nie był fizycznie w stanie wziąć ich więcej.
Przewertował w myślach wszystkie paragony. Miał wszystko, czego potrzebował. Niczego mu nie brakowało, zatem nie miał ochoty na przymusowe zakupy.
Nic nie chcę kupić — zapewnił go, gdyż asortyment swojej kuchni uzupełniał wczoraj. Kupił też karmę dla psa, środki czystości i te odpowiadające za higienę. Był na bieżąco ze spłatą rachunków. Naprawdę niczego nie potrzebował. — Wiesz, że nie jadam na mieście, ale mogę ci towarzysz. Pomogę ci też przy doborze alkoholu — stwierdził po chwili, bo w zasadzie kolejność była dla niego dowolna. Jedno w tym momencie był pewny - nigdy nie skonsumuje niczego, co nie zostało ugotowane przez niego samego, gdyż tylko sobie mógł ufać w kwestii wegańskiej diety. Musiał wiedzieć co je i z czym. Miał tylko jedno lokum, które regularnie odwiedzał - zaufaną kawiarnię, ale znajdowała się parę ulic stąd. W niej Kiyoshi nie zapełni swojego żołądka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.01.18 0:09  •  Główna ulica - Page 2 Empty Re: Główna ulica
- To, że nie miałem dyżuru nie oznacza, że nie było mnie w szpitalu. Przecież dobrze o tym wiesz. - wzruszył ramionami i odchrząknął lekko, bo mówienie po angielsku mordowało mu nie tylko język, ale również i gardło. A co do dyżuru, to Shazam faktycznie był trochę zawiedziony. W końcu nie znają się z Havociem od wczoraj, żeby ten nie wiedział, że blondyn znajduje się w szpitalu nawet poza godzinami wyznaczonymi mu w grafiku. Zwyczajnie uwielbia przesiadywać w pracy, więc limity i dyżury go nie obowiązują. Są dla słabych, a on jest super lekarzem. Wydawało mu się to oczywiste, a tymczasem stał tutaj Mike, który tego nie pojmował. Co to oznaczało dla Kiyoshiego? Musi pracować ciężej, dłużej, częściej, lepiej, czyli tak, żeby każdy to dostrzegł. Tym samym znajomy dał mu motywację do jeszcze większego zawalania się pracą i łamania swoich limitów. Nowe wyzwanie związane z pracą? Idealnie!
- Od tego też są lekarze. To nie jest zdrowe i znowu to Ty dobrze o tym wiesz. Z fobiami trzeba walczyć, a nie opatulać je w ciepły kocyk. Nie utrudnia Ci to życia? - "nie mogę" to tylko wymówka. Taka, jaką daje dziewczyna chłopakowi, kiedy mówi, że boli ją głowa albo dziecko twierdzące, że boli je brzuch, żeby tylko nie iść na lekcje. Ludziom łatwiej przychodziło wymyślanie wymijających odpowiedzi, niż wzięcie się za siebie i doprowadzenie do porządku. Dlatego też na tym świecie byli ludzie tacy, jak Shazam, ale on akurat nie specjalizował się w dziedzinie fobii.
Nałóg, tak? Gdyby nie Ty, to nie wybrałbym tak drogiego cygara. To powiedział w myślach, a na zewnątrz całą sytuację skwitował jedynie delikatnym uśmieszkiem, w którym lewy kącik ust znajdował się wyżej od prawego. Mike był uparty i to chyba nawet bardziej, niż sam Shazam, ale trzeba mu przyznać, że przynajmniej tutaj dobrze robił. Gdyby Havoc palił w swoim stanie, to lekarz miałby jeszcze więcej zmartwień na głowie, niż teraz. A tak na raka z tej dwójki zarażony był tylko Kiyoshi, a on się leczyć nie musiał. W końcu człowiek siedzący w medycynie tej medycyny wcale nie potrzebuje, nie? To tak właśnie działało w głowie blondyna. Nie przyszło mu na myśl, że ma po prostu nieludzką odporność na choroby wszelakie, ale najciemniej zawsze pod latarnią.
- Ojj, daj spokój. Kawy nie piję, alkoholu nie ruszam, słodyczy praktycznie nie jem, świeżego powietrza mam pod dostatkiem. Daj chociaż od czasu do czasu zapalić. Dopóki nie wypalam trzech paczek dziennie, to nie ma się czym przejmować, nie? Zresztą jestem miejskim lekarzem. Jak mi będą szwankowały płuca, to wstawią mi nowe. Później zostanie jeszcze do wymiany krtań i będę jak nowy. - żartował z całej sprawy, bo co innego miał robić? Chciał palić, lubił to i tyle. Nie chodziło tu już nawet o stres, bo akurat z przebywania w pracy Shazam się cieszył. Pewnie, że reagował bardziej emocjonalnie na przypadki, które niezależnie od jego interwencji kończyły się śmiercią, ale nadal nie był to powód, przez który zaczął palić. Może był to młodzieńczy bunt, a może po prostu podobał mu się dym - już kompletnie tego nie pamiętał. Pozostaje jednak faktem to, że pokochał tytoń, nikotynę, zapach papierosów, cygar ich wygląd i wszystko, co z nimi związane.
Co? Złamany? Kiyoshi aż zrobił wielkie oczy i zacisnął tylko wargi w oczekiwaniu. Jego wzrok mówił wszystko. Jeśli Havoc nie pokazałby natychmiast nadgarstka, to za chwilę miałby już przy nim Shaza, który sam by na niego spojrzał i to pewnie niezbyt delikatnie. Skoro już raz był złamany, to drugi raz się nie złamie. No, ale na całe szczęście Mike miał trochę instynktu samozachowawczego, więc sam pokazał zabandażowaną rękę. Kiyoshi zmierzył ją swoimi błękitnymi oczyma na tyle, na ile pozwalało mu światło znajdujące się na ulicy. Wyglądało w porządku, ale nie widział prześwietlenia, więc nie wiedział czy nie lepszy byłby tutaj gips.
- Jeśli bardzo boli, mogę Ci dać tabletki. Jeśli nie przestanie boleć za półtora tygodnia, to masz przyjść do mnie. Zrobimy prześwietlenie i spojrzymy co tam się dzieje, jasne? - tym razem jego ton był niemalże służbowy, czyli taki, który nie przyjmował żadnego sprzeciwu i kłótni. Nauczył się, że to najlepszy sposób, żeby pacjenci za bardzo nie wydziwiali. Nie dawać im pola do manewru, a nigdy nie wyjdą przed szereg i będą potulni niczym baranki. Z tym uparciuchem może iść trudniej, ale i na to znajdzie się sposób jeśli tylko jest się wystarczająco cierpliwym.
- Echh, jak zwykle przygotowany? Czy Ty kiedykolwiek o czymś zapominasz, Mike? I nie będę jadł, jeśli tylko będziesz się patrzył. Zadowolę się w takim razie na dzisiaj herbatą. Ale teraz... Jaki alkohol polecasz dla faceta po pięćdziesiątce, który lubi przesiadywać w swoim gabinecie i przeglądać książki? - zadał kilka pytań i ruszył przed siebie, oglądając się po drodze na Havoca. Jeszcze tego by mu brakowało, żeby ten się zgubił i został gdzieś w tyle. Lepiej mieć na niego oko, bo nigdy nie wiadomo co wpadnie mu do głowy, kiedy jakiś losowy przechodzeń go dotknie albo odpali przy nim papierosa. To może być tragedia, a w takich przypadkach lepiej mieć przy sobie lekarza.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.01.18 2:10  •  Główna ulica - Page 2 Empty Re: Główna ulica
Wiem, ale jednocześnie uważam ten temat za zamknięty — odparł sucho, bo nie miał zamiaru do tego w dalszym ciągu wracać. Powinien wtedy zapytać w recepcji o Kiyoshiego, ale tego nie uczynił. Parę powodów na takie, a nie inne zachowanie z pewnością by się znalazło. Przede wszystkim nie chciał zawracać mu głowy, bo przecież to, że są znajomymi, nie oznacza od razu, że Ran musi rezygnować ze swoich zajęć, aby go zbadać. Absurdalna perspektywa. Nie myślał także wtedy o swoim znajomym. Chciał mieć po prostu z głowy wizytę w szpitalu, które dla niego nigdy nie były przyjemnymi wypadami. A teraz, jak o tym pomyślał, Kiyoshi nie pozwoliłby mu wyjść bez rutynowych, podstawowych badań i znów jego pobyt w tym wypełnionymi zarazkami budynku przeciągnąłby się o parę godzin, w opinii informatora w nieskończoność. Jak dobrze, że wtedy blondyn nie miał dyżury i nie natknęli się na siebie chociażby przypadkiem na korytarzu...
Z fobiami trzeba walczyć, ale z nałogami też, rzucił sceptycznie w myślach. Wiedział, że powinien walczyć ze swoim fobiami, ale jego świadomość ograniczała się tylko do tego, gdyż nie był w stanie się przełamać. Poddał się, ot po prostu. Zawiesił białą flagę i pozwolił, żeby takowe dyktowały warunki bez skrupułów i zbędnych czułości, ograniczając jego kontakt społeczności do zbędnego minimum – pracy i garstki znajomych oraz tej narzucającej mu się na każdym kroku dziennikarki.
Owszem, utrudniało, ale zdążyłem już do nich przywyknąć — odparł wymownie, mimo iż użycie w tym zdaniu czasu przeszłego było kolejną z serii wymówek. Fobia ta stała się dla niego wręcz rutyną, bez której nie wyobrażał sobie swojego życia. Bez rękawiczek i czystych rąk popadł w paranoje. Musiał ją pielęgnować, aby nie oszaleć. Musiał, bo przecież kiedyś próbował z tym coś zrobić, ale żaden z tutejszych lekarzy specjalizujących się w dziedzinie fobii nie spełniał jego prywatnych wymogów. Kolejna wymówka? Owszem, jego umysł tworzył ich wiele, a on sam był encyklopedycznym przykładem człowieka, który bał się zmień - nawet jeśli w teorii mogły wpłynąć w pozytywny sposób na jego życie.
Pokręcił głową w geście aprobaty, gdy Kiyoshi poruszył drażliwy dla Havoca temat. Części wymiennych. Sztucznych płuc i krtani.
Twoja wiara w rozwój technologiczny przyprawia mnie o mdłości — ocenił krótko informator. Osobiście wolał uniknąć kontaktów z takową, na ile to było oczywiście możliwe, bo ta od dawna stała się częścią życia każdego mieszkańca M-3, jeszcze przed ich narodzinami, a przepustka jako forma obywatelstwa, klucza do wielu drzwi, czy też karty kredytowej, była na to niepodważalnym dowodem. Mike w kwestii technologii był konserwatywny. Według jego ograniczonych i małostkowych poglądów, doprowadzała do degeneracji ludzkiego intelektu. Zgadza się, uproszczała życie obywateli na wielu płaszczyznach, jednakże jej istnienie wypierało konwencje, a słowa lekarza utwierdziły go w tym przekonaniu.
Pozwolił, aby Kiyoshi swoim precyzyjnym okiem ocenił nadgarstek. Nie wycofał go, kiedy mężczyzna w tym celu zmniejszył dzielący ich od siebie dystans.
Był usztywniona. Kości się z rosły, ale opuchlizna utrzymuje się od tygodnia — odrzekł w celu wyjaśnienia skąd ten bandaż. Osobiście podejrzewał obrzęk limfatyczny, jednakże wątpił, żeby w tego typu uszkodzeniach mógł takowy zaistnieć, a jednak nadgarstek i jego okolice puchły, choć nie bolało. Jednak nie była to zasługa kojącego wpływu leczniczego okładu, a raczej patologiczny zmian, które zachodziły w organizmie informatora. Receptory, odpowiadające za odczuwanie przez niego bólu niemalże zanikły, dlatego jego odpowiedź była przecząca: — Nie potrzebuję tabletek.— A pozostałej części wypowiedzi doktora nie skomentował. Przemilczał ją, jednocześnie obdarowując go krótkim, pojednawczym spojrzeniem. Ran mógł potraktować tą niewerbalną formę komunikacji jako "jasne". Informator nie miał wyjścia. Ręka była mu potrzebna, a jeśli nie odda się fachowej diagnostyce, istniał cień szansy, że może ją stracić, a wtedy maszyna do pisania, od której nie raz na jego placach pojawiły się pęcherze, trafi do szafy i stanie się zabytkiem, jak wiele rzeczy, które posiadał Havoc w swoim mieszkaniu. Skądinąd było skupiskiem staroci i zapewne już dawno powinien je wymieniać na nowsze, bardziej efektywne modele, a jednak ostrożnie podchodził do tych zmian, uparcie trwającym przy swoim. Jak emeryt, który nie pozwalał nikomu remontować swojego pokoju, przyzwyczajony do układu mebli i koloru ścian.
Nie byłem przygotowany. Nie tym razem, niestety.— Gdyby był, przygotowałby obiad dla dwóch osób, po czym z ciężkim sercem zaprosiłby na nie Kiyoshiego, aby w końcu uświadomić mu, co to znaczy jeść zdrowo, bo stołowanie się w lokalach do takich nie należało. — Nie sądziłem, że z twoich ust padnie taka propozycja — powiedział zdecydowanie, gdyż ich wypady na miasto nigdy nie były uwieczniane podobnymi propozycjami. Zresztą nie bez powodu, czyż nie? Ran na pewno za każdym razem gryzł się w język, licząc się z odmową, ale Mike też nie chciał, aby mężczyzna głodował. Znając go, pewnie spotkali się zaraz po dyżurze i niedługo uda się na kolejny. — Nie jestem sympatykiem tutejszych restauracji. Sądzisz, że któreś lokum jest w stanie spełnić moje wymagania? — zainteresował się, wpatrując się w swojego znajomego jak w siódmy cud świata, mimo iż pozostała szóstka figurowała tylko na starych, zdezelowanych fotografach lub formie artykułów w Internecie.
Kiedy został poproszony o polecenie alkoholu dla faceta po pięćdziesiątce, który lubi przesiadywać w swoim gabinecie i przeglądać książki westchnął z rezygnacją, lecz ten dźwięk i tak został zakłócony przez wesoły rozgardiasz uliczny. Na całe szczęście, gdyż padł z ust Havoca automatycznie, wbrew jego woli i chęci.
To trudny wybór— rzekł w końcu. Temat alkoholi był niczym bezdenna studnia, a preferencje do takowych były zależne przede wszystkim od spożywającej trunki osób. Niektórzy lubowali się w łagodniejszych smakach, a niektórzy w intensywniejszy. Niektórzy woleli wysokooprocentowane trunki, inni mniej procentowe. Mike Havoc nie znajdował się w żadnej z tych grup. Kolekcjonował ówże napoje dla własnej satysfakcji i rozrywki, jakby były znaczkami pocztowymi. Dawniej je testował na generale, teraz leżały i kurzyły się, a on sukcesywnie ścierał z nich kurz. Czekały, aż pojawi się w jego życie ktoś, kto po nie sięgnie i je wypije, recenzując. — Jeśli ten mężczyzna lubi od czasu do czasu wypić coś mocniejszego, sugeruje Metaxa Private Reserve. Brandy. Drogie, ale warte swojej ceny. Lub koniak Meukow. A Chambord, trunek łaskawszy dla gardła, nadaje się idealnie dla prezent dla dziewczyny, a nie, jak mniemam ojca, zatem - jak sam widzisz - wszystko jest kwestią gustu — powiedział, uściślając. — Co twój ojciec popija najczęściej? Brandy? Koniak? Burbon? Rumy? Whisky? — W między czasie strzepał z parasolki śnieg i złożył go, gdyż ten opad atmosferyczny przestał wirować w powietrzu. Przez chmury zaczęło przebijać się nieśmiało słońce. — Możemy wybór dokonać w sklepie. Zbliża się Nowy Rok. Zapewne asortyment w alkoholowych będzie ograniczony — podsunął, w końcu angażując się przynajmniej w minimalny stopniu w ich wspólny wypad na miasto, a to nie takie znów małe osiągnięcie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.01.18 1:13  •  Główna ulica - Page 2 Empty Re: Główna ulica
No tak... Temat zakończony, ale nie dla Shazama. Oczywiście nie będzie się tutaj już kłócił z Havociem, bo doskonale wiedział, że nie ma to najmniejszego sensu. Nie oznacza to jednak, że nie będzie mógł rozpracowywać całej sytuacji po raz kolejny w swojej głowie. W końcu Mike mylił się we wszystkim, co tylko było możliwe. Kiyoshi nie miał wcale aż tak dużo zajęć, a wręcz sam ich poszukiwał nawet wtedy, gdy grafik miał pełny, to po pierwsze. Po drugie, wcale nie spędziłby aż tylu godzin, tylko troszkę dłużej. Po trzecie, dla niego byłoby to wszystko czystą przyjemnością, więc wszyscy byli zadowoleni, a blondyn zapamiętałby ten gest na długo i troszczyłby się jeszcze bardziej. Same plusy!
- Wymówka uzależnionego alkoholika... I palacza w sumie też... I kolesia mającego fobie, z którymi jednak walczyć powinien, a tego nie robi. Że też wojsko nie wprowadza żadnego dekretu zakazującego mieć fobię. Wtedy sprawa by się rozwiązała i każdy musiałby się udać na leczenie. Podejrzewam, że nawet gdyby postawić przed Tobą książkę z opisem skutecznego leczenia, to nie tknąłbyś jej, bo uważałbyś ją za brudną. - odparł rozbawiony, chociaż wcale nie powinno mu być do śmiechu. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że tak naprawdę ten strach nie zagraża bezpośrednio życiu lub zdrowiu Havoca. Cała ta gadka o zarazkach i byciu na nie mniej odpornym była dobra, ale w teorii. Nikt nigdy nie wiedział w stu procentach jak zareaguje ludzkie ciało i co stanie się z jednostką, dopóki sama tego nie pokaże. Co nie zmienia też tego, że oboje mogli coś ze sobą zrobić. Jeden przestać palić, a drugi zacząć wreszcie żyć jak normalny człowiek bez potrzeby dostosowywania całego życia pod swoje chore urojenia. Z ich dwojga, to właśnie Havoc wychodził na bardziej upartego i niszczącego sobie życie, a konkurencję miał ciężką. W końcu Shazam pracował już parę lat na porządnego raka płuc, co samo w sobie jest ciężkie do przebicia, a jednak informatorowi się to świetnie udało.
- Wiara? Znam mężczyznę, który ma w sobie więcej żelastwa niż rower, więc tak. Śmiem wierzyć w to, że dla technologii i medycyny nie będzie problemem wymienienie jakiegoś płuca czy krtani. Oczywiście być może nie będzie mnie na to stać, ale to już inna kwestia. - on nie miał nic przeciwko technologii, dopóki ta ludziom pomagała, a nie ich zabijała. Wojsko zafundowało pewnie wymianę ponad połowy ciała Warnerowi tylko dlatego, żeby nadal mógł im służyć i przydawać się do walki poza miastem. Inaczej nie byłoby w tym najmniejszego sensu, oczywiście z ekonomicznego punktu widzenia. Dla szarych ludzi nie fundowało się już aż tak wiele sztucznych organów, no bo co oni takiego mogą zrobić? Poza jedzeniem i jakąś pracą niewiele, ale to liczy się dla nich i ich rodzin, a nie dla militarnej organizacji, która wyznacza sobie inne cele niż większość ludzi. Lekarz nie patrzył na to w kategoriach wyręczania ludzi czy robienia wszystkiego za nich, a raczej uważał to za pewien sposób ratowania życia, a jeśli o nie chodzi, to wszystkie chwyty są dozwolone, jeśli nie szkodzą przy tym innych. Oboje mieli po prostu na to inne spojrzenie.
- A teraz odrobina medycyny, której nie uczą na studiach. Mocz rękę w letniej, słonej wodzie, a potem obłóż ją kawałkiem słoniny i zabandażuj. Zostaw tak na noc. Opuchlizna zejdzie. O ile oczywiście nie będziesz brzydził się słoniny, ale podejrzewam, że jakoś sobie poradzisz. Czasem te maści są gówno warte. - Kiyoshi nie należał do lekarzy, który wszelkie domowe sposoby uznają za nietrafne i od razu przepisują multum leków i tabletek na prosty katar. Czasem radzenie sobie z problemami w sposób naturalny w ogólnym rozrachunku może okazać się lepsze, aniżeli nowoczesna medycyna. Oczywiście nie zawsze ziółka i sól zastąpią porządne antybiotyki lub środki przeciwbólowe, ale na te prostsze sprawy medycyna ludowa potrafi zdziałać cuda. No i odpowiedni napar z ziół tak samo.
- Obawiam się, że ja takiego lokum nie znajdę, bo dopóki po lokalu nie biegają szczury, a sam kelner nie kicha na moje jedzenie, to dla mnie lokal jest okej. Podejrzewam jednak, że Ty masz troszkę bardziej wyśrubowane standardy i łudziłem się, że już coś takiego w M3 znalazłeś. - nawet gdyby lekarz dokładnie przestudiował i setkę lokali, to i tak później przyszedłby do nich Havoc i znalazł jeszcze kilkadziesiąt innych problemów, które dla Kiyoshiego wydawały się niczym, na co powinien zwrócić uwagę. Ot zwykłe, ludzkie zachowania, które mieszczą się w granicach normy. Problemem jest jednak to, że normy dla każdego człowieka są inne i tu zaczynają się schody.
- I czemu się nie spodziewałeś? Uważasz, że jestem androidem i nie potrzebuję jedzenia? - rzucił rozbawiony, owijając się dokładniej szalem. Ulice delikatnie się przerzedziły, choć nadal było na nich sporo ludzi, i dało się to już odczuć. Wiatr dawał się we znaki o wiele bardziej, niż jeszcze kilkadziesiąt minut temu. Shazamowi to jednak nie przeszkadzało. Uważał, że jeśli człowiek się choć przez chwilę trochę nie trzęsie, to jest mu zwyczajnie za ciepło, a przyzwyczajanie ciała do komfortowej temperatury wszędzie, gdzie się uda, mogło być katastrofalne w skutkach. Raz zostanie zaskoczone niższą temperaturą i potem będzie umierało przez następny tydzień. W jego wypadku ten okres albo w ogóle nie nadchodzi, albo jest zwyczajnie krótszy. Zresztą, nawet jak nadejdzie, to i tak nie bierze chorobowego, bo i po co, duh.
No tak, alkohole. Temat tabu dla Shazama. Spróbował ich kilka razy na studiach i doskonale wiedział, że to nie dla niego. Znaczy... Nie wiedział sam z siebie, bo uświadomiły go zdjęcia i filmiki, które w tamtym czasie zostały nakręcone. Lekarz nie powinien pić żadnych procentów, bo zbyt szybko uderzają mu do głowy przez co robi głupoty. Jakby tego było mało, jego głowa nie wybacza mu nawet szklanki mocniejszego alkoholu przez cały następny dzień, a jeśli wypije go więcej, to jeszcze nawet i przez kolejny. Dlatego też od paru lat blondyn nie miał w ustach nawet szampana, a co dopiero jakieś brandy, burbony, koniaki, whisky single malt czy blended.
- Gdybyś Ty się mnie pytał o tytoń, to powiedziałbym Ci wszystko, ale teraz nie mam zielonego pojęcia. Było brązowe? Miodowe? Pomarańczowe? Jeśli chodzi o kolor, to ten deseń. Jeśli chodzi o zapach, to tak samo paskudne, jak każdy alkohol, więc tutaj Ci nie pomogę. Wiem jeszcze tylko tyle, że stało to w karafce i zawsze lał tylko połowę kwadratowej szklanki. Widzisz więc, że nawet nie wiem o czym do mnie mówisz. Wybór należy do Ciebie. - Shazam, czyli zagubiony chłopczyk w świecie pełnym alkoholi. To byłby idealny tytuł filmu, który kompletnie by się nie sprzedał. Nikt pewnie nie chciałby oglądać produkcji o samotnym, przepracowanym lekarzu zbliżającym się do trzydziestki, który nie umie sam wybrać alkoholu, bo pił go tylko ze dwa razy w życiu. Dlatego też Havoc potrzebny mu był do wyboru prezentu tak, jak jego własny gabinet po to, żeby nie oszalał. Widział kiedyś te wszystkie alkohole i zachodził w głowę po co ludziom tyle odmian trunków, kształtów butelek, różnych etykietek i tak dalej. Procenty to procenty. Zawsze sponiewierają, zawsze źle wpłyną na organizm i przeważnie są drogie. Po co się tak rozdrabniać.
- Sklep? Taki, jak ten z wielkim napisem "Świat alkoholi"? - wskazał palcem na szyld, wcale nie przejmując się tym, że to podobno niegrzeczne. Shaz nie zwracał uwagi na takie rzeczy. Skoro coś było użyteczne, to mógł to robić, a tak było ze wskazywaniem palcem. Teraz nawet nie czekał na odpowiedź Havoca, a uśmiechnął się szeroko i ruszył w kierunku sklepu, otwierając i przytrzymując drzwi mężczyźnie. Znawcy przodem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.01.18 1:13  •  Główna ulica - Page 2 Empty Re: Główna ulica
Mike nie był aż tak wielkim optymistą, jak jego towarzysz. Był realistą i twardo stąpał po ziemi, a fobiczny umysł ograniczał jakiekolwiek postępy w tym zakresie, a mimo to na jego ustach wkradł się blady, jednocześnie bezlitosny uśmiech, od którego rozbolały go mięśnie twarzy i musiał z niego po chwili zrezygnować, jakby ten akt poświęcenia z jego strony był spotęgowany nadludzkim wysiłkiem. Niemalże od razu spoważniał i znów zesztywniał, jakby mechanizm w jego ciele nie pozwalał mu na takie gesty, jakby był androidem z zaprogramowaną powagą na życzenie swojego właściciela.
Nie walczył, bo znalazł się na przegranej pozycji. Nie umiał zwyciężyć. Brakowało mu samodyscypliny, samozaparcie, odwagi. Nie był nią wystarczająco obdarzony, aby wyjść poza strefę swojego własnego komfortu osobistego, apteki nie dysponowały lekarstwem na fobię, a on nie chciał ją wytępić, nie chciał uczestniczyć na kuracje. Była za bardzo zakorzenia w jego umyśle. Wiedział podskórnie, że w starciu z nią był bezsilny. Jakby szedł bez pełnego uzbrojenia na armię dobrze zaopatrzonych i wyszkolonych żołnierzy. Starcie z góry spisane na porażkę.
Gdyby wojsko wprowadziło taki dekret, takowy by mnie nie obowiązywał, gdyż nie jestem wojskowym i te rozporządzenie w żaden konkretny sposób nie wpłynęłoby na mój styl życia, a jedynie dostarczyło jeszcze więcej zajęć, w formie sprawdzenia, czy każdy czynny żołnierz podporządkował się nowej zasadzie, a książka to tylko spis teoretycznych reguł, teoria, która nie zawsze sprawdza się w życiu, nieprawdaż? — Zerknął wymownie na Shazama, który niejednokrotnie w takim kontekście uargumentowywał przywiązanie Havoca do zasad, i choć informator nie zgadzał się w tym poglądzie ze swoim dobrym znajomym, nie miał najmniejszych skrupułowi, aby przerzuć jego linę obrony na swoją własną korzyć. Stosował takie chwyty wielokrotnie podczas godzin w pracy, lecz szczerze wątpił, że takowy podziała na tego mężczyznę, który był niezwykle uparty i miał rację - Mike Havoc nigdy nie zainteresuje się książką nieznanego pochodzenia, zanim jej nie oczyści z brudu, kartka po kartce. Profilaktycznie, by uniknąć kontaktu z zarazkami, które na niej spoczywały.
Znów zeszli na niewygodny dla informatora temat, który unikał, ale przecież nie może przed nim uciekać przez całą resztę życie, mieszkając w technologicznie rozwiniętym mieście, gdzie takowa była podstawową życia każdego mieszkańca.
O zaplecze finansowe w twoim indywidualnym przypadku nie powinieneś się martwić. Jesteś wybitnym specjalistą, mimo swojego młodego wieku. Masz potencjał. Jesteś cenny dla miasta, dla wojska, więc zapewne bez żadnych skrupułów zafundują ci takie części, a potem z największą przyjemnością wykorzystają twoje umiejętności do własnych celów — zapewnił go, niby to pokrzepiająco, ale czy słowo "wykorzystać" można byłoby użyć w takim kontekście? Havoc miał mieszane uczucie, z drugiej strony, jak ktoś, kto pracuje dla władzy, najprawdopodobniej nie powinien stawiać ją w takim świetle, ale słowa padły, a on nie miał zamiaru w tamtym momencie gryźć się w język, ani nie chciał ich cofnąć. Nie udostępnił w końcu lekarzowi żadnych pilnie strzeżonych informacji, nie wyjawił też tajemnic państwowych. Takie były fakty. Wojsko, nie, nawet nie oni, Dyktator zrobi wszystko, aby zatrzymać przy zdrowiu specjalistów w swoim fachu, a niewątpliwie Shazam się do takowych zaliczyć. Mike nigdy nie wątpił w jego umiejętności. Znał statystyki szpitala, w którym Kiyoshi pracował, a te nigdy nie kłamały. Studiował z nim przez dwa lata.
Słonina?
Skrzywił się. Nie jadł produktów pochodzenia zwierzęcego. Jego organizm ich nie akceptował, dlatego unikał kontaktu z nimi, a słonina bez wątpienia nie była podstawowym składnikiem jego diety i nie znajdowała się w asortymencie jego lodówki, ale skoro mogłaby pomóc... Przecież nie będzie ją jadł. Jego zadanie jest proste - ma obłożyć nią nadgarstek. Przed tym dobrze ją opłucze, tak by nie zagrażała mu w żaden sposób.
Właśnie wyznaczyłeś nam nowy cel. Sklep mięsny. Muszę zaopatrzyć się w słoninie — podsunął, chociaż miał pewny opór przed takimi praktykami, jednakże wiedział, że w tej kwestii mógł zaufać lekarzowi, który nie stronił od niekonwencjonalnym metod leczenia. Informator nigdy nie pytał, skąd zna takie sposoby. Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz, lecz wcale nie zdziwiłby się, gdyby tę wiedzę przekazała Kiyoshiemu babka, dziad lub ktoś, kto często praktykował domową medycyną. Czasem warto zaryzykować, zwłaszcza, że ten nadgarstek utrudniał mu życie w znaczącym stopniu, w wykonywaniu manualnych czynności i przede wszystkim w pisaniu na maszynie, która od dawna skutecznie zastępowała mu laptop i drukarkę.
Nadal szukam. Jeden lokal wpadł mi w oko, ale muszę przeprowadzić jeszcze parę testów, gdyż pewne rzecz nie daje mi spokoju, ale istnieje spora szansa, że w najbliższej przyszłości zjemy coś na mieście — zapewnił go, lecz nie był tego aż taki pewny. Ta restauracja serwowała zdrową żywność, wegańską, a był niemalże przekonany, że podniebienie Kiyoshiego nie gardziło produktami mięsnymi. — Nie, po prostu jesteś jedną z nielicznych osób, które wiedzą, jakie mam poglądy, nastawienie i przyzwyczajenia. Na tej podstawie nie sądziłem, że zaproponujesz mi jedzenie na mieście. — Wzruszył ramionami. Kyioshi był zbyt ludzki, aby być androidem, ale w zasadzie, może faktycznie nim był? Tak jak Heihachiro Seiji. Ona też nie zdawała sobie sprawę ze swoich mechanicznych części i też była bardzo ludzka, bardziej niż informator, ale, z drugiej strony, jeśli Ran Kiyoshi faktycznie byłby maszyną, replikantem, Havoc już dawno zdobyłby informacje demaskujące jego tożsamość. Przyjrzał się jego profilowi, jakby faktycznie rozważał taką możliwości, lecz po chwili skapitulował. To było wręcz niedorzeczne, jak to, że nagle sam zacznie pić z kimś z jednej szklanki, lub jeść z jednego talerza. Przełknął tę myśl w celu pozbycia się jej.
Mike Havoc tylko raz w swoim życiu wziął alkohol do ust. W ramach degustacji, ale ten nigdy nie odebrał mu zdrowego rozsądku, jednakże był świadkiem jak procenty sponiewierały innymi osobami, nawet bardzo częstym. Odbierały im rozum, kwalifikowały do podgatunku, sprowadzały do prymitywnych zachowań, jakby nagle, użytkownicy wysokoprocentowy trunków, za ich sprawą, oddawali się pierwotnym instynktom i cofali się w długoletnim procesie ewolucji do swoich małpopodobnych przodków, tracąc kontrolę. To ich widok spowodował, że informator ustalił własne granice. Zresztą nieprzyjemny gorzki smak, a nawet palący posmak, które pozostawał w gardle, nie był najprzyjemniejszym z możliwych doznaniem.
Bursztynowe. Whisky jest zazwyczaj bursztynowe, a przynajmniej taka wersja jest utrzymywana przez smakoszy tego trunku. Przechowuje się ją w karafce i nalewa do kwadratowych szklanek z dodatkiem lodu. Jestem niemalże pewny, że to właśnie pije twój ojciec — podrzucił, gdyż ten krótki opis wystarczył, aby zdiagnozować pijany przez mężczyznę alkohol. Najprawdopodobniej na podstawie takowego, dotyczącego nikotyny, Kiyoshi odgadłby jakiej marki są papierosy lub cygara, ale przeciwieństwie do Havoca bardzo chętnie po nie sięgał.
Owszem, może  być ten — przyznał, choć sam preferował mały sklepik, cztery ulice oddalonej od tej głównej, gdzie na jego zapleczu można było nabyć alkohole sprowadzone na specjalne zamówienie, często z nielegalnego źródła. Jako informator zapewne powinien zdemaskować tę niewielką, ale skuteczną organizacje przestępczą, gdyż nielegalny, nieopodatkowany handel był niekorzystny dla Miasta, ale, właśnie ale, intencje Mike'a Havoca nigdy nie były czyste, jak jego ręce, które przemywał niemalże co godzinę, gdy miał ku temu okazję.
Wszedł do środka, witając się ze sprzedawcą krótkim „dzień dobry”, po czym przeszedł wzdłuż półek, aby finalnie zatrzymać się przy tej, która serwowała whisky. Przyjrzał się jej zawartość z uwagą, jakby był koneserem tego trunku.
Pewnie nie wiesz, jaki smak preferuje twój ojciec — mruknął w kierunku lekarza, łapiąc w dłoń jedną z butelek, aby przyjrzeć się podejrzliwie jej etykiecie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.01.18 22:22  •  Główna ulica - Page 2 Empty Re: Główna ulica
No i Shazam trafił na gadkę o tym, że dekret wojska dotyczyłby tylko wojskowych. Ależ oczywiście! To wytłumaczenie zadziałałoby na zwykłego lekarza, ale nie na doktora łowców, wymordowanych i wszystkich dziwactw, które dostały się do miasta. Kiyoshi doskonale wiedział o ich istnieniu, orientował się w tym, że wojsko nie potrafi zapanować nad wszystkim, co dzieje się w mieście i że stara się stwarzać tylko pozory. Z Marceliną już prowadził gadkę o wolności, ale wiedział, że jest ona z zewnątrz. Nie zamierzał się narażać na takie rozmowy z nikim innym, chociażby był jego znajomym, przyjacielem czy ojcem. Czasem lepiej było zaufać obcej osobie, niż komuś bliskiemu.
- Reguł, które zazwyczaj znajdują potwierdzenie. Tym razem mówiłem o skutecznym leczeniu, więc powinieneś spróbować. Inaczej nikt by się nie szczepił, bo szczepionki też są skuteczne, ale jednak nie całkowicie. Zawsze trzeba mieć gdzieś umiar, Mike. Gdyby miała pomóc, to powinieneś się nią nawet nasmarować. - Kiyoshi doskonale wiedział do czego pije informator i nie zamierzał dać się złapać w pułapkę, chociaż jego umysł był już lekko przytępiony po dyżurze. Całkiem możliwe, że Havoc zastawił pułapkę w pułapce, ale o tym ruchu blond dowie się pewnie kiedy będzie za późno. Na razie wolał więc się skupić na kolejnym temacie, jakim było jego doświadczenie medyczne.
- Wybitny specjalista? Nie rozśmieszaj mnie, Mike. Jestem jedynie lekarzem, który zostaje po dyżurze, żeby pracować jeszcze więcej. Tu dam tabletki, tam kogoś zeszyję i tyle. Takich jak ja pewnie są dziesiątki, więc akurat nie widzę powodu, żeby wojsko się mną przejmowało. Tym bardziej, że jakoś szczególnie mundurowych nie leczę. Od tego mają akurat Sayuri. - kokietowanie kokietowaniem, ale blondyn naprawdę nie myślał o sobie w ten sposób. Chodził do pracy, wykonywał ją, zgodnie z grafikiem niby kończył pracę, ale nadal tam siedział i tyle. A, że ciągłe doskonalenie swojej wiedzy wpisane jest w rolę lekarza, to po prostu w wolnej chwili się dokształcał i to pozwalało mu czasem postawić diagnozę, na którą nikt inny wpaść nie potrafił. Nie uważał tego za coś wyjątkowego, a za zwykły przejaw szczęścia, który mógł zdarzyć się każdemu. Dlatego też nie rozumiał tej swojej pozornej wyjątkowości w oczach wojska, skoro mieli pod swoimi skrzydłami takich samych lekarzy, a tuzin kolejnych mogli zwyczajnie przeszkolić, żeby uzupełnić braki. To wszystko brzmiało zbyt dobrze, żeby było prawdziwe. SPEC w końcu nigdy nie robił czegoś, jeśli nie był pewien rezultatów. Blond doktor, który nie pałał szczególną sympatią do władzy w głębi duszy, na pewno nie był dobrym rozwiązaniem ich problemów.
- Rozumiem, że kupujesz pół kilo? Połowa na rękę, połowa na skwarki ? Jest tłusta, ale Tobie nie zaszkodzi kilka dodatkowych kilogramów. - Havoc jedzący słoninę to byłby naprawdę ciekawy widok. Shaz pewnie zrobiłby mu nawet zdjęcie, a następnie je wydrukował i włożył do rodzinnego albumu. Za parę lat ktoś z rodziny by go przeglądał i dziwił się czemu na fotografii znajduje się obcy facet jedzący słoninę. W ten sposób Mike przeszedłby do historii rodziny Ran jako zagadkowy pan ze skwarkami, a jego losami zainteresowałyby się następne pokolenia.
- Testów? Kiedy tak to określasz, to wydaje mi się, że przy Twojej kontroli właściciele modlą się, żeby kolejnym razem przysłali do nich miejską inspekcję sanitarną, a nie Ciebie. No i staram się zmienić Twoje poglądy chociaż mi to kompletnie nie wychodzi. Kto wie czy akurat dzisiaj Ci się coś nie poprzestawia i nie spróbujesz zaryzykować złapania tuzina zarazków w zamian za jakieś smaczne danie? - każdy miewał chwile słabości i tak, jak miewali je właściciele lokalów, kiedy Havoc przyglądał się każdemu kątowi, tak mógł je mieć sam Mike. Głód w końcu doprowadza człowieka do rzeczy, których normalnie nawet by nie zrobił. Co oznacza nieczyste jedzenie, kiedy żołądek sam zżera się od środka? Nic. Tak przynajmniej widział to Shazam, który jednak z fobiami nie miał do czynienia na co dzień. Sam również takowej nie posiadał, więc ciężko mu było stwierdzić czy cały mechanizm działa u ludzi z lękami. Podejrzewał jednak, że koniec końców organizm zrobi swoje i nie będzie zważał na problemy psychiczne jednostki. Koniec końców człowiekiem zawsze będą rządziły żądze. To nie zmieni się nigdy.
No tak, bursztynowe! Jak on mógł tego nie wiedzieć? Kiyoshi wzruszył tylko ramionami na tę uwagę, bo zwyczajnie nie miał zielonego pojęcia (o ironio) o kolorach. Były, ale jak je nazwać to już nie wiedział. Jedna rzecz była żółta, a druga mogła być od niej bardziej lub mniej żółta i tyle. Po co silić się na jakieś szczególne nazwy? To raczej dobre dla kobiet.
- To może być to. Nadal nie rozumiem jak można pić takie świństwo. - powiedział człowiek, który w swojej kieszeni miał papierosy, a w reklamówce posiadał świeżo zakupione cygara. No, ale przecież one wcale nie były takie złe! Przynajmniej nie otępiały zmysłów i nie sprawiały, że na drugi dzień człowiekowi rozsadzało coś głowę, a żołądek nie wywracał się po nich do góry nogami. Pomijając więc możliwego raka płuc były one całkiem bezpieczne i niezwykle przyjemne!
Blondynowi wybór sklepu nie robił wielkiej różnicy, bo przecież alkohol można dostać wszędzie. Nie znał się też na nim, więc niezależnie do tego czy był importowany, czy pochodził z legalnego źródła, czy też wreszcie był niedrogi, dla niego nadal był to jakiś alkohol, który mógł posłużyć za prezent. Dlatego też po wejściu do sklepu złapał w dłonie pierwszą lepszą butelkę i zaczął ją sobie delikatnie podrzucać. Wyszło na to, że padło na jakiś gin, a tak przynajmniej sugerowała etykietka.
- Paskudny. Jest taki? - zapytał, teatralnie podrzucając butelkę do góry i łapiąc ją za plecami. Nic nie rozbił, nikogo nie zabił, sztuczka się udała - Psuje sobie nim tylko wątrobę i otępia umysł. Gdzie tu przyjemność z picia? - lekarz nie był wielkim zwolennikiem alkoholu, co zresztą było widać, a jeśli jeszcze procenty wkradały mu się do rodziny, to mógł chociaż trochę pomarudzić. Chociaż słowo "mógł" było tu niewłaściwe. On po prostu musiał. Taka natura.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach