Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 6 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Go down

Pisanie 12.05.19 23:35  •  Puszcza Denatów - Page 6 Empty Re: Puszcza Denatów
  Tego dnia miał poważne plany. Wstał dość wcześnie i szybko zebrał najpotrzebniejsze rzeczy takie jak butelka wody, kilka kawałków chleba, ciepły sweter i kolejną, nieco mniejszą torbę, do której miał zamiar nabrać ziemi. Każdy, kto znał Santino, to doskonale wiedział, że ten ma swoje hobby. Bardziej od plotek, dzięki którym przecież żył, kochał ogrodnictwo, a przynajmniej to, które skupiało się na hodowaniu lawendy. Nie wiedział, dlaczego tak bardzo lubił tę roślinę, ale pamiętał, je jednym z jego pierwszych wspomnień, jakie posiadał, to właśnie wyraźny zapach tego kwiatu. W sumie ostatnie jego wspomnienie o swojej rodzinie również dotyczyło lawendy, a przynajmniej jej zapachu. Doskonale pamiętał, gdy po szkole czy zajęciach na uczelni, wrócił do domu i zastał swoją matkę przygotowującą obiad. Różne zapachy się wtedy ze sobą mieszały, ale jeden przebijał się ponad wszystkie inne. Zapewne właśnie dlatego lawenda była mu teraz tak bliska, bo łączyła go z jego dawnym życiem, którego już przecież nie odzyska.
  Rzadko wychodził z Hotelu. Nie licząc rekreacyjnych spacerków, to nie miał zamiaru opuszczać w miarę bezpiecznych murów Czarnej Melancholii. Hotel był jego domem już od dłuższego czasu. Nie był też istotą, która lubiła zapuszczać się gdzieś na dalekie tereny, jeśli doskonale zdawała sobie sprawę, że może ją tam spotkać coś złego. Daleko mu było do ryzykanta. Nigdy nie walczył, wolał brać nogi za pas i uciekać.
  Hotel Czarna Melancholia był domem Santino od długiego czasu. Uwielbiał to miejsce, bo mimo bycia dość obskurnym wymordowany mógł czuć się jak dawniej, gdy w takich hotelach mieszkali zwykli, zapracowani ludzie. Na Desperacji siedział już ponad sto pięćdziesiąt lat, więc zdążył zgromadzić sobie w swoim pokoju całkiem sporą kolekcję najróżniejszych przedmiotów, które poprawiały mu samopoczucie. Wszystko zrobił samodzielnie z tego, co ktoś mu dał, albo co sam znalazł. Można powiedzieć, że było tam dość ekskluzywnie, a przynajmniej w jego opinii. Niemniej jednak największym skarbem, który znajdował się w w jego pokoju była jego prywatna hodowla lawendy. Problem polegał jednak na tym, że wraz ze wzrostem jego kolekcji tych pięknych fioletowych kwiatów, malała ilość surowców, która pokryłaby zapotrzebowanie jego kwiatów. Chodziło przede wszystkim o ziemię, która powoli mu się kończyła. Z tego więc względu był zmuszony do tego, by wyjść ze swojej bezpiecznej strefy.
  Dlatego też wybrał się do Puszczy Denatów, skąd wiedział że może zgarnąć nieco całkiem żyznej ziemi. W końcu dla swoich roślin był w stanie zrobić bardzo dużo.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.05.19 14:35  •  Puszcza Denatów - Page 6 Empty Re: Puszcza Denatów
Ciche szepty drzew, które przynosiły ukojenie uszom Virdasha podnosiły się z każdym smagnięciem liści przez wiatr. Dla skrzydlatego była to jedna z niewielu rzeczy, która wyciszała jego zmysły i pomagała ukoić ból, który od zejścia na Ziemię nie opuszczał jego serca. Ale uwielbiał to miejsce z jeszcze jednego powodu. Potężny, piękny i tajemniczy las poza granicami Edenu to dowód na to, co zawsze powtarzał. Instynkt przetrwania w naturze posiadają nie tylko zwierzęta, ale też rośliny. Co prawda wiedział, że stąpa po ziemi nasyconej krwią ludzi, z której korzystają też rosnące tu drzewa, ale wciąż uważał, że to część świata, która świadczy o prawdziwym cudzie. Zieleń pośród zepsucia świata.
Przychodził tutaj bez większego celu. Spacerował godzinę, dwie. Regenerował w ten sposób swoje siły. Las tak naprawdę nie potrzebował zbytnio jego pomocy. Doglądał tylko na bieżąco stanu swoich ulubionych okazów. Potężnego, na oko dwusetletniego platana klonolistnego, którego korona oparła się typowej dla lasu deformacji i odepchnęła inne gatunki, tworząc naprawdę wyjątkowy efekt. Do tego grona należy jeszcze kilka dębów, buk, dwa klony i jedna daglezja zielona. W ramach sił anioł chroni je przed oddziaływaniem innych żywiołów czy niszczycielską siłą zdesperowanych ludzi.
Kilka osób już spytało Vira, dlaczego samotnie zapuszcza się w głąb puszczy. Sam skrzydlaty nie do końca rozumiał tych pytań. Przecież nie postradał zmysłów, zna zagrożenia, które czyhają między rosnącymi tu chaszczami. On jednak zbytnio się nimi nie przejmował. Wierzył, że w takich miejscach stanowi integralną część systemu, więc nie jest intruzem, którego można by zaatakować. Zresztą, nawet jeśli to zna też własne możliwości. Zdarzyło mu się je wykorzystać za to w obronie innych. Kilka razy wpadł na zdesperowanych ludzi, którzy zapuścili się w głąb puszczy i w ciągu kilku minut mieli stracić życie. Na całe szczęście nie ma chyba bardziej odpowiedniego do walki miejsca dla anioła jak właśnie lasy.
Teraz też jego uciechę ciszą przerwał niosąc się głos kroków, lekko trzeszczącego runa pod naporem czyichś stóp. Zaintrygowany i też dosyć zmartwiony postanowił ruszyć do źródła zamieszania. Dosyć lekkim krokiem, skrywając się za drzewami i większymi krzewami dotarł w końcu do właściwego punktu i.. to było zaskoczenie.
- Znajomy od lawend? - rzucił dosyć rozbawionym tonem, wydostał się z zarośli i spoglądał na plecy spacerowicza - Jeśli zamierzasz ukraść z lasu trochę tych fioletowych cudek to obawiam się, że możesz mieć problem z ich znalezieniem.
Vir nie spodziewał się, że akurat w tym miejscu spotka Santino. Poznali się przypadkiem w hotelu, którego nazwy skrzydlaty już nawet do końca nie pamiętał. I właściwie jedyną wiedzą jaka od tego czasu zapadła mu w głowie to fascynacja jegomościa lawendami. Zresztą, przez to się poznali.


Ostatnio zmieniony przez Virdash dnia 14.05.19 18:47, w całości zmieniany 2 razy
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.05.19 21:37  •  Puszcza Denatów - Page 6 Empty Re: Puszcza Denatów
  O dziwo, pomimo bycia przesadnie ostrożnym, to las w którym się właśnie znajdował, całkiem mu się podobał. Panowała tam atmosfera spokoju i ciszy, można było wyzbyć się wszelkich lęków i obaw, ale Santino żył już na tyle długo, że doskonale wiedział, iż niebezpieczeństwo czai się tam na każdym kroku, idealnie zamaskowane przez tą sielankową atmosferę. Nie dawał się zwieść, ale z drugiej strony oddychał pełną piersią, bo powietrze było świeże i wilgotne. Nie krztusił się tam tak jak na często zakurzonym powietrzem Desperacji. Przedzierał się więc między krzakami i wystającymi korzeniami, starając się przy tym nie potknąć i nie uszkodzić. Nie śpieszyło mu się, bo chciał nacieszyć się otaczającym go krajobrazem. Nie zapuszczał się zbyt daleko w puszczę, bo bał się, że może zgubić drogę do domu. Z tego samego powodu nie zbaczał też ze znanej sobie ścieżki. Bałby się, że się zgubi albo dopadnie go coś, co czekało w głębszych i niebezpieczniejszych partiach Puszczy Denatów, która nie bez powodu miała właśnie taką nazwę i nie była w stanie się jej wyzbyć.
  Wilgoć, która go otaczała, sprawiała, że jego włosy się skręcały, ubranie zaczęło lepić się do ciała, ale nie przez pot, bo nie było tam gorąco. Może dla niektórych osób mogło to wydawać się okropne, ale jemu pasowało. W końcu żył w suchych warunkach, więc odrobina wilgoci sprawiała, że czuł się jak pustynia, która rozkwitała po deszczu. Jemu nie potrzeba było deszczu, wystarczyło to, co miał właśnie teraz. Żałował, że nie mógł zabrać ze sobą odrobiny tego właśnie klimatu. Na szczęście mógł wziąć ze sobą ziemię, po którą przecież przyszedł. Nie czuł się, jakby okradał jedną z ostatnich ostoi natury, a jedynie pożyczał nieco jej dobra, bo dzięki temu mógłby rozmnożyć swoje roślinki.
  Spacerował sobie, nie sądząc, że będzie mu dane spotkać tutaj inną żywą duszę. Zdziwił się więc, gdy usłyszał zbliżające się kroki. Nie miał pojęcia, kim mógł się okazać przybysz. Pewnie źle to świadczyło o Santino i jego przygotowaniu na każdą okazję. Znajomy głos na szczęście pozbawił go wszelkich obaw. Spojrzał na przybysza przez ramię, posyłając mu lekki uśmiech.
  – Przyszedłem po ziemie – wyjaśnił. Raczej nie chciałby zabierać stąd żadnych roślin, nie mając pojęcia, czy nie zaszkodziłyby one jego własnej hodowli. Nawet nie chciałby myśleć, co by się stało, gdyby jakaś obca roślina wkradła się do doniczek, w których rosła jego lawenda. Nie, nie chciał aż tak ryzykować. Nawet ziemię wykopywał z głębszych warstw, gdzie już nie powinno być nasion. A przynajmniej taką miał nadzieję. – Chyba że znasz tu jakieś roślinki warte uwagi? – zapytał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.05.19 21:54  •  Puszcza Denatów - Page 6 Empty Re: Puszcza Denatów
- Każdy las ma takie rośliny - rzucił wykonując kilka kroków, by zbliżyć się do rozmówcy. - Obawiam się tylko, że niezbyt nadają się do warunków siedliskowych Hotelu Czarna Melancholia, San. - powiedział lekko podsmiewczym tonem. Jasne, w lesie rosło wiele wspaniałych roślin. Nawet pomijając ukochane przez skrzydlatego drzewa. W sumie Virdash nie rozumiał do końca tej fascynacji lawendą. Ten zapach mdlił. Jasne, rozcieńczony w perfumach był do zniesienia, ale sama lawenda.. Aż go wzdrygało na samą myśl. Dekoracyjna tylko gdy kwitnie, generalnie jakaś męcząca w uprawie. Jej fiolet jest niby ładny, ale skrzydlaty nie był pewien, czy wart tego wszystkiego.
Takie chwile skrzydlatemu zawsze przypominały jak różnie maluje się w oczach wizerunek tego miejsca zależnie od tego, do kogo należą. Virdash rozpoznawał każdy z gatunków drzew i runa. Wiedział, które ze sobą konkurują, które wzajemnie wspierają wzrost. Wiedział, które z nich usychają, by za rok odrodzić się w piękniejszej formie, a które po prostu umierają. Dla innych zazwyczaj była to wielka, zielona plama.
- Hm - lekko zmarszczył brwi patrząc na Santino. Rozejrzał się dookoła, upolował swój cel i lekkim krokiem podszedł do sporego skupiska borówek. - Lawendy to dosyć kapryśne rośliny. Z jednej strony potrzebują żyznej gleby.. - zaczął dosyć wyuczonym, ale mimo wszystko zaintrygowanym tonem. Wsunął dłoń w czarną, wiecznie wilgotną ziemię. Część z niej uniósł na ręce i przesiał w powietrzu. - Do tego idealnie nadaje się ta pod borówkami. Wręcz czysty torf, bardzo żywa ziemia - podniósł się, obrócił w stronę rozmówcy, ciągle obserwując umorusaną ziemią dłoń i bawiąc się jej resztkami. - Problem w tym, że trochę zbyt żywa. Zrób kilka warstw ze zwykłego piasku, będzie wtedy lepiej rosnąć - rzucił przechodząc za plecy rozmówcy i cicho prychnął. - Ewentualnie zaproś swojego ulubionego skrzydlatego, może potrafi coś zdziałać.
Czuł lekką wilgoć na dłoni, przyjemne smagnięcia wiatru na twarzy. I te mniej przyjemne na włosach, naprawdę miał już wystarczająco niesforną fryzurę. Uniósł dłoń, by je chociaż trochę przeczesać i szybko opuścił, zapomniał o ziemi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.05.19 16:13  •  Puszcza Denatów - Page 6 Empty Re: Puszcza Denatów
  Lubił roślinki, ale z całą pewnością nie znał się na nich tak dobrze, jak skrzydlaty. Santino skupiał się jedynie na lawendzie i to głównie ze względu na to, co kiedyś wyczytał. Mianowicie chodziło o jej lecznicze właściwości. Nie miał pojęcia, jak spożywanie ekstraktów lawendowych wpływałoby na zwykłych ludzi, ale w przypadku bardziej wytrzymałych wymordowanych, którzy na Desperacji stanowili znaczną większość, czy też łowców działała prawdziwe cuda. Olejki lawendowe i wszelkiego rodzaju napary z suszonej lawendy miały działanie antyseptyczne, pomagając zwalczyć pasożyty i różnego rodzaju infekcje. Właśnie z tego względu hodował swoją lawendę, mając nadzieję, że nie zabije tej swojej kolekcji.
  – Poradziłem już sobie z jednym gatunkiem, może znajdzie się jeszcze jeden w sam raz dla mnie – stwierdził. Co jak co, ale jedyną osobą, która mogła o tym wiedzieć był właśnie anioł. Santino miał ogromne szczęście, że trafił właśnie na niego, a nie na jakieś bestie, które rzekomo czaiły się w tych właśnie okolicach. Nie obawiał się tego jakoś specjalnie. Póki co był tu wiele razy i jeszcze nie zdarzyło się, żeby musiał się przed czymś bronić albo uciekać.
  Uśmiechnął się do anioła. Doskonale zdawał sobie sprawę, że anioł zna się na roślinach, więc z całą pewnością będzie w stanie mu pomóc. W sumie Santino lubił anioły, głównie ze względu na to, że były one niesamowicie użyteczne. Ich moce powodowały, że ciemnowłosy chciał mieć kiedyś anioła na własność. Dawno temu nawet starał się zahipnotyzować anioła z mocą wody, żeby ten pomagał mu w zdobywaniu wody. Plan nie wypalił i nie skończyło się to dla Santino zbyt dobrze, więc raczej nie miał zamiaru próbować tego ponownie.
  – Dawno nie jadłem borówek – stwierdził, idąc powoli w tym samym kierunku, w którym poszedł anioł. W sumie nie przepadał za jagodami, ale nie jadł ich tak długo, że momentalnie nabrał na nie ochoty. Nie miał pojęcia z czym to się wiązało. Może szybko mu przejdzie. – A więc torf i piasek... na szczęście z tym drugim nie będę mieć problemu – zaśmiał się, przypominając sobie, że przecież Desperacja składała się w dużej części właśnie z piasku. Czasami gdy nie zamykał okien w swoim pokoju, to na parapecie znajdywał niemałą ilość krzemionki.
  – Tylko gdzie ja znajdę swojego ulubionego skrzydlatego – zastanowił się, trochę prowokując Virdasha, bo domyślał się, że to właśnie o niego może chodzić. W końcu jednak klęknął przy tych borówkach i zaczął zbierać spod nich ziemię, którą szybko wpakowywał do dodatkowej torby, którą ze sobą zabrał. Po chwili jednak odwrócił się do anioła. – O, miałeś na myśli siebie? – zapytał, uśmiechając się lekko.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.05.19 21:20  •  Puszcza Denatów - Page 6 Empty Re: Puszcza Denatów
Skrzydlaty uśmiechnął się w duchu. O ile wcześniej San stanowił dla niego po prostu jedyną żywą duszę w pobliżu, więc zagadać zwyczajnie wypadało. No, może też odczuwał potrzebę wyrzucenia kilku niezbyt ważnych słów do przypadkowej osoby. To teraz jednak zaczął odczuwać pewną sympatię do swojego rozmówcy. Szczególnie, gdy posyłał mu takie luźne uśmiechy. Właściwie przypomniały mu o tym jak dawno nie próbował się po prostu cieszyć życiem, ale taka już chyba stróżowa powinność. Ciągłe zmartwienia o innych jak i cały świat. Anioł uznał, że może czas się trochę rozluźnić i nie zbawiać świata. Mruknął coś pod nosem i podszedł do borówek na kilka kroków od swojego rozmówcy. Wyciągnął dłoń w kierunku jednego z przewieszających się na boki pędów i zawiesił się na słowa Santino.
- No, jeśli masz jakiegoś innego, anielskiego speca od roślin.. - rzucił dosyć obojętnym tonem. Ujął w dłoń dłuższą gałąź rośliny. Szybko wyczuł płynące w niej soki i trawiące ją problemy. Uznał, że nie czas na to. Skoncentrował wzrok na roślinie i wyklarował kilka konkretnych myśli. Czuł jak zasilił energię borówek i dosłownie w chwilę trzymany przez niego pęd opadł pod ciężarem owoców. - To ja wrócę do swoich spraw. No, może najpierw podjem jeszcze trochę tych soczystych jagód.. - rzucił z uśmiechem, zerwał kilka z nich i ostentacyjnie włożył do ust, rozbijając ostatnią jeszcze na nich, brudząc tym samym dolną wargę jagodową posoką.
Każdy znajomy skrzydlatego wiedział, że ten po prostu musi czasem się podroczyć. Zresztą sam Vir lubił swoją krnąbrność i wiedział, że jest w niej nieoficjalnym mistrzem. Może nie do końca przystoi to stróżowi, ale przecież nigdy by nie zaszkodził nikomu pod swoją opieką. Może nie pomagało to, że w myślach anioła to rodzaj świetnej, leczącej wszelkie smutki terapii. Tym razem poddawał jej sam siebie. Skoro Santino uznał, że może się z nim podroczyć, to dlaczego Vir miałby nie odpłacić pięknym za nadobne. Szczególnie, że jego obiekt zainteresowań wydawał się godnym partnerem do tego sportu. Nawet jeśli sobie nie poradzi to zawsze przyjemnie popatrzeć na zirytowanych ludzi z niezłą aparycją.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.05.19 0:12  •  Puszcza Denatów - Page 6 Empty Re: Puszcza Denatów
  Santino był dość towarzyską osobą i lubił poznawać nowych znajomych. Nie miał większego problemu z rozpoczęciem z kimś rozmowy na jakiś temat. Nie pamiętał co prawda, kto pierwszy odezwał się z ich dwójki, ale nie miało to teraz znaczenia. Liczyło się jedynie to, że dogadali się i nie rozstali w niezgodzie. Poza tym Santino uważał, że musiał mieć jakichś znajomych, bo póki co wszystkie jego kontakty ograniczały się albo do jego klientów, albo do osób, z którymi miał interesy. Niewiele było istot, z którymi mógł porozmawiać o kwiatkach, nawet jeśli na wielu się nie znał. Polubił anioła dość szybko. Nie wydawał on mu się jakimś zagrożeniem, poza tym był aniołem, co powodowało, że Santino darzył go większą sympatią. Ogólnie jak na katolika przystało, to wymordowany wierzył w Boga już od najmłodszych lat, tak samo jak słuchał opowieści o uroczych, skrzydlatych aniołach i nigdy nie przyszło mu wtedy do głowy, że może kiedyś w przyszłości z jakimś porozmawiać. W sumie tak samo jak nie myślał o tym, że będzie żyć ponad dwieście lat, będąc jakimś dziwnym ptasim mutantem.
  – Chcesz być moim ulubionym aniołem? – zapytał z lekkim uśmiechem na ustach. Ciemnowłosy raczej nie chciał mieć ulubieńców. Obiecywał sobie, że nie będzie się do nikogo przywiązywać, bo później za strata tego kogoś wiązać się będzie z ogromnym bólem. Wiele razy już przez to przechodził, zwłaszcza na początku swojej egzystencji na Desperacji, gdy potrzebował pomocy. Ludzie którzy pojawiali się w jego życiu w końcu znikali, więc stwierdzał, że zacieśnianie z kimś więzi nie było czymś, co należało praktykować. Niemniej jednak wymordowani nie różnili się bardzo od innych ludzi i nie dało się uniknąć rozwoju pewnych relacji.
  Przyglądał się ukradkiem, jak Virdash używał swoich super mocy, by sprawić, że jagody zaczęły magicznie pojawiać się na gałązce. Uśmiechnął się szerzej, przygryzając wargę na widok fioletowych, soczyście wyglądających kuleczek. Potem zerknął na anioła, przerywając wypełnianie swojej torby ziemią.
  – Ile byłbyś w stanie zrobić tych jagód? Zjadłbym trochę i może zrobił jakieś smakołyki z tego – zastanowił się. Gdzieś w swojej kolekcji na pewno miał książki opisujące jak zrobić dżemy czy inne przetwory z jagód. Dzięki temu urozmaiciłby nieco swoją dietę. Może w jakiś magiczny sposób udałoby mu się zrobić też jakieś ciastka. Oblizał usta na samą myśl o tym.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.05.19 0:38  •  Puszcza Denatów - Page 6 Empty Re: Puszcza Denatów
//Na mnie nie zwracajcie uwagi, ja tu tylko rzucam późnego posta.

Czy była? Mając bieżącą wodę w kranie, własne mieszkanie w spokojnej okolicy, możliwość pójścia na imprezę tak, jak gdyby prowadziła całkowicie normalne życie milenium temu? Czy była szczęśliwa mając dookoła cudownie pachnące kwiaty, kontrolowane warunki pogodowe, jakichś znajomych, klientów, a w razie potrzeby dwie organizacje stanęłyby za nią murem?
Była, Artie?
Opis jej życia mógł sprawiać wrażenie, że drobna blondyneczka chodziła uśmiechnięta, zarażając swoim nastawieniem każdego dookoła. Miała wszystko, choć groziło jej śmiertelne niebezpieczeństwo, którego tak nie doceniała. Zupełnie jakby zapomniała, że ledwie pół wieku wcześniej siedzieli w klatkach, torturowani, służący za szczury laboratoryjne. Na pewno nie była szczęśliwa, kiedy wbijali jej igły, podważali paznokcie i bili tylko po to, żeby złamać jego. Ale wydostał ich oboje z tego piekła, a ona postanowiła zamieszkać tuż pod nosem wcześniejszych oprawców, mając gdzieś wszelką logikę. Ile razy się nie zastanawiał jakim cudem nikt nie zauważył, że miła kwiaciarka zza rogu się nie starzeje...
- Ona zawsze była szczęśliwa - stwierdził wreszcie. To było najbliższe prawdy. Na palcach jednej ręki mógłby policzyć ile razy widział ją smutną i to w obu życiach. To ona była promykiem słońca, rozchichotaną nastolatką i pocieszycielką każdej żywej duszy. Tą mniej wredną połówką, która nie kryła emocji i rzucała się z uściskami na wszystkich wokół. Pewnie, kąpiel raz na miesiąc w wodzie deszczowej nie byłaby tym, na co zaczęłaby promieniować szczęściem, ale zawsze chodziło jej o rodzinkę.
- Za dużo tu filozofii. Chrzanić szczęśśście, bezpieczeńssstwo powinno być ważniejsze - mruknął, szturchając butem jakiś niewinny kamień. Sąsiedztwo stada wygłodniałych kanibali było dla niego bezpieczniejsze od sadystycznego naukowca mieszkającego przez ścianę. On w takich warunkach przetrwał, ona w swoich nie. Teraz liczyło się tylko to, że jej już nie ma, z jego winy, a jak znajdzie winnego to urwie mu łeb własnymi rękami.
Uniósł głowę wyhaczając nagle Miaoanne. Uwinęła się i nawet wróciła w jednym kawałku, co oznaczało koniec jego "opieki" nad bratnią, pustą duszą. Nie czuł się ani odrobinę inaczej niż przed rozmową, poza tym, że zaczynał trzeźwieć. No i w sumie nie wiedział teraz czemu inni tak patrzyli spode łba na piegowatego chłopaka, nie był przecież taki zły. Jakby miał ich zdradzić to zrobiłby to setki razy, a jeszcze przecież zgarnął wpierdziel za dołączenie do gangu i wyglądał jak siedem nieszczęść, bo im pomógł.
- Idź i zdrowiej. Pofilozofujemy jak będę się do tego bardziej nadawał - powiedział, pokazując kły w czymś w rodzaju uśmiechu.
Zaraz też przekazał "pacjenta" opiekunce i zawinął się.

[z/t + dla Shiona jeśli się chce podczepić, nie chcę blokować]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.08.19 21:25  •  Puszcza Denatów - Page 6 Empty Re: Puszcza Denatów
Nigdy nie miała w zwyczaju przesiadywać w jednym miejscu, nie robiąc przy tym nic produktywnego. Zawsze łapała się jakiegokolwiek zajęcia, żeby móc zabić nieco czasu, a potem na końcu dnia odpocząć niczym królowa świata. Dlatego też postanowiła się zapuścić w rejony Desperacji, gdzie mogła spotkać nieco zieleni i padło też na puszczę denatów, która to spełniała wymogi rudowłosej.
   Stawiając coraz to kolejne kroki w lesie, podziwiając wzrokiem piękno tego miejsca. Czuła od zawsze bliską więź z matką naturą, zważywszy na fakt bycia po części rośliną. Nie była w stanie sobie wyobrazić żywota, jakby miała w sobie coś psa lub kota. Stanęła
nagle w miejscu pod wielkim drzewie, przyłożyła do niego swoją dłoń, a następnie zaczęła się przyglądać z wielką uwagą. Cieszyła się w głębi serca, że resztki zieleni wciąż istnieją w tym świecie, nie poddając się okolicznościom złych czasów. Zdawała sobie sprawę z istnienia lasów i wielu tworów natury w obszarze Edenu, lecz do niego nie miała dostępu. Kiedyś mogłaby się tam zakraść, nie wzbudzając żadnych podejrzeń dla aniołów, ale nadal to było pewne ryzyko konfrontacji jakie wolałaby uniknąć.
   Oddaliła swoją rękę od konaru drzewa, wędrując wzrokiem po całej okolicy. Wolała zachować nieco ostrożności w tych rejonach, gdyż nadal tu mogło być niebezpiecznie. Tutaj mogły się nadal kręcić bestie wszelkiej maści, albo jakiś inny wymordowany, co mógłby sobie obrać za cel kobietę.
Chyba muszę być ostrożna. – Powiedziała sama do siebie, nie będąc przekonana o potencjalnym zagrożeniu, jakie mogło czyhać tuż za jakimś drzewem albo kamieniem. Oczywiście Mai nie należała do tych za bardzo myślących i liczyła na małą pomoc ze strony Enmy, gdy robiło się naprawdę gorąco i niebezpiecznie. Teraz nie mogła sobie na nią liczyć, bowiem spała sobie smacznie i nie dawała o sobie znać. Czas pokaże, czy będzie musiała sięgnąć za łuk i strzałę, jeśli coś złego się zadzieje w tym lesie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.09.19 12:16  •  Puszcza Denatów - Page 6 Empty Re: Puszcza Denatów
Jak zwykle jej życie to ciągła ucieczka. No co? Człowiek uczy się na błędach, ona też. Biegła jak najszybciej, oglądając się za siebie, czy już ich może nie zgubiła. Co chwile na kogoś wpadała, nie wydobywając z siebie ani jednego słowa. Co się będzie przemęczać. Tylko cichy chichot i obelgi rzucane w stronę trzech wysokich mężczyzn, to można było usłyszeć. Dlaczego ją gonili? Kaku jak zwykle wpychała łapy nie tam gdzie trzeba, tym razem padło na ich kieszenie. Gdy już zostali okradzeni, dla zabawy stanęła przed nimi, żonglując niezdarnie ich rzeczami. Śmiała się im w twarz, po czym zaczęła uciekać. Wymordowana bardzo nie lubi się nudzić, widać to po jej zachowaniu. Czasami potrzebna jest choć cień rozrywki w tej szarej Desperacji. Chłopcy mieli pecha bo gadzina była szybsza i bardziej zwinna. Szybko ich zgubiła, bowiem chyba bali się wejść do lasu, ona nie. Wiedziała jak się w nim poruszać i miała przewagę wysokości. Lubiła wspinać się na drzewa i obserwować otoczenie, takie małe hobby, ale tym razem ciekawiło ją co jest na dole. Czuła miękką trawię pod stopami, w miarę świeże powietrze. Lubiła takie okolice, mogła się w nich odprężyć, pomyśleć.
Po krótkiej wędrówce, Kaku wspięła się na pobliskie drzewo, po czym usiadła na grubej gałęzi i zaczęła przeglądać skradzione rzeczy. Paczka fajek, zapalniczka, scyzoryk i jakaś kartka z numerem. Nic ważnego, choć scyzoryk może się przydać, jednak teraz nie miała gdzie tego schować, a przecież nie będzie przez cały czas trzymać tego ogonem. W tych spodenkach miała kieszenie, ale nie lubiła jak były zapełnione. Czuła się wtedy niekomfortowo. Naglę jej oczom ukazała się jakaś dziewczyna. Kameleonka lekko się podniosła, by móc się lepiej przyjrzeć. Nie znała jej, widziała ją pierwszy raz na oczy. Automatycznie starała się zapamiętać każdą część jej ciała, każdą rysę. Niestety sprawę utrudniał jej płaszcz z kapturem, który zresztą wygląda bardzo ładnie i kusząco. Będzie trzeba zejść i przyjrzeć się w z bliska. Może kiedyś ten wygląd się przyda. Lekko się uśmiechnęła na samą myśl. Uwielbiała kolekcjonować nowe wyglądy, w które będzie mogła wejść, mimo iż potrafi ją to wykończyć. Przez chwile opracowywała plan w głowie, myślała jakby mogła to zagrać.
Naglę obok nieznajomej coś spadło, z wielkim hukiem. Oczywiście, że była to gadzinka. Nie spadła z dużej wysokości, jednak użyła ogona by był większy odgłos. Lekko się poturbowała, lecz ofiara nie musi o tym wiedzieć. Kaku lekko jęknęła, po czym syknęła. Zrobiła duże, słodkie ślepia, z których zaczęły płynąć łzy. Zaczęła pocierać tylną prawą nogę i skamleć, jakby była uszkodzona. Zwinęła ogon pod siebie, dzięki temu wyglądała jak słodka sierotka, która właśnie zrobiła sobie krzywdę. Spojrzała się na rudowłosą błagalnym wzrokiem. Może i wyglądała jak wcielenie jaszczurki, dość nietypowe i wyróżniające się, ale miała w sobie również coś słodkiego, co z wielką chęcią lubiła wykorzystywać. Może coś ładnego wpadnie w jej łapki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.09.19 21:00  •  Puszcza Denatów - Page 6 Empty Re: Puszcza Denatów
Wszystko w tym lesie wydawało być spokojne i piękne w swej postaci dla rudowłosej, która to cieszyła się każdą sekundą pobytu w zalesionym miejscu. Każdy rozsądny zachowałby jakąś czujność, ale ona była innym przypadkiem. Obecnie sprawowała pieczę nad ciałem jedna z osobowości, która to nie grzeszyła rozumem i logicznym myśleniem. Nie przeżyłaby ani jednego dnia na Desperacji, gdyby nie fakt drugiej persony, dzięki niej zresztą jest nadal wśród żywych. Większość czasu siedzi spokojnie, nie dając o sobie znać w żadnym stopniu.
   Obserwowała pobliskie otoczenie z wielką uwagą, ale nie mogła dostrzec nic co mogłoby wzbudzić podejrzenia. Dlatego też postanowiła wrócić do obecnych zajęć, które to polegały na dalszym ocenianiu matki natury i spędzeniu jakoś przyjemnie sobie czasu. Tutaj też nagle zadziało coś czego nie mogła się spodziewać. Świadkiem była małego zajścia z udziałem nieznanej osoby, która to zaliczyła nagły kontakt z podłożem, spadając z małej wysokości. Nie była przygotowana na to Mai w żadnym stopniu, gwałtownie cofnęła się z odruchu, sięgając przy okazji po łuk i strzały. Naciągając cięciwa przyglądała się tej jednostce uważnie, lecz nie wystrzeliła strzałą w jej kierunku, powstrzymała się ostatecznie.
   Przed oczami miała ewidentnie wymordowaną co zrobiła sobie przypadkiem krzywdę. Widząc ją obolałą, słyszą jak skamlała, skłoniło Mai do opuszczenia broni i przewieszenia z powrotem na plecy. Miała w tej chwili dylemat wewnętrzny, czy podejść bliżej i zapewnić wsparcie, a może zachować należytą ostrożność. Pierwsza albo druga opcja. Problem miała żeby podjąć decyzję. Nie chciałaby żałować swojego wyboru, ale ostatecznie ta osoba może potrzebować jakiejś pomocy.
Enma na mnie się wkurzy. – Powiedziała cicho sama do siebie. Po czym podeszła do gadziny, która to leżała na ziemi po upadku, kucając przed jej twarzą.
Halo? Nic się nie stało? Pomóc jakoś? – Zapytała martwiąc się o stan jej zdrowia.
   Nie była nadal przekonana, czy słusznie postąpiła wchodząc w interakcję z nieznajomą, ale nie mogła tak jej zostawić na pastwę losu. Czułaby się źle jakby nie sprawdziła jej obecnego stanu, nawet nie znając się na medycynie współczesnej i nie mając zdolności leczniczych. Zawsze mogłaby zaoferować jakieś wsparcie, które to okazałoby się nawet przydatne w obecnym rozrachunku.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 6 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach