Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 4 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Go down

Pisanie 12.05.18 14:27  •  Puszcza Denatów - Page 4 Empty Re: Puszcza Denatów
Ah. c:


Ostatnio zmieniony przez Yenewellia dnia 06.09.18 0:42, w całości zmieniany 2 razy
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.06.18 14:18  •  Puszcza Denatów - Page 4 Empty Re: Puszcza Denatów
Oczy miał zmęczone i wyraźnie podkrążone — wyglądał jakby nie spał od co najmniej kilku dni. Jego przetłuszczone włosy powiewały na wietrze wraz z mocniejszymi podmuchami. Pod ubrania wdzierał się chłód, a ciało przebiegały nieprzyjemne dreszcze. Robiło się coraz zimniej i ciemniej — noc ukazywała pełnię swojej tajemniczości. Każdy pojedynczy szelest był przerażający, każdy odgłos mógł być zwiastunem kłopotów. W mroku wszystko stawało się straszniejsze — cienie rzucane przez pozostałości drzew wyglądały jak potwory z ogromnymi łapami wyposażonymi w pazury, gałęzie leżące na ziemi zdawały się formować pełne bólu twarze, a powalony pień naśladował groźne zwierzę, pożywiające się resztkami czyjegoś obiadu.
Spoglądał na nią spokojnie, jak wyrozumiały ojciec wpatrujący się w swoje dziecko. Momentami miał wrażenie, że w ubrudzonej twarzyczce dziewczynki widział siebie samego. Po ucieczce z domu był skazany tylko na siebie i jakoś musiał sobie dawać radę w tym paskudnym świecie, który go otaczał. Bez matczynej opiekuńczości, bez siostrzanego wsparcia i bez ojcowskiej ręki. Wszystko co do tej pory osiągnął (choć nie było tego zbyt wiele) zawdzięczał sobie samemu. W pojedynkę nie było mu łatwo — wciąż pamiętał te wszystkie przepłakane noce, pamiętał również to przerażenie, które paraliżowało go podczas pierwszych nocy spędzanych poza domem.
Po swoich przemyśleniach posłał jej słaby uśmiech — na niewiele więcej było go stać. W jego szarych oczach widoczny był spokój i opanowanie, ale również zmęczenie. Nie miał zamiaru naciskać na dziewczynkę, więc po zadanych przez siebie pytaniach po prostu chwilę odczekał, dają małej chwilę do namysłu — w końcu nie wyglądał na osobę, której tak po prostu można było zaufać, aparycją zdecydowanie bliżej mu było do pijusa, obdartusa lub jakiegoś menela.
„Zgubiłam się.”
Pociągnął nosem, a potem odchrząknął dość cicho. Palcami rozmasował okolice grdyki, którą puścił, gdy tylko zdecydował się na głośniejsze przełknięcie śliny.
Spokojnie, znam te tereny. Wytrwajmy tylko do świtu, musisz trochę odpocząć — zapewnił ją dodatkowo zaraz po tym, gdy dostrzegł w jej oczach błysk, który mógł zwiastować nadzieję. Nie okłamywał jej nawet w najmniejszym stopniu — lata wędrówek pozwoliły mu dość dobrze poznać tereny Desperacji. Doskonale wiedział w którym kierunku ruszyć, żeby wyjść z puszczy, aczkolwiek wolał nie podejmować kolejnej podróży, potrzebował chwili na zregenerowanie się.
Chwilę później dostał odpowiedź, naturalnie od razu po tym pomógł desperatce wstać. Chwycił ją kurczowo za chudą rączkę z wymuszoną delikatnością, uważając przy okazji na to, by dziewczynka nie przestraszyła się dotyku jego szorstkiej, poranionej dłoni. Pociągnął ją silnie — dziewczynka bez problemu wstała.
„Zauważyłam ogień.”
Kiwnął głową, to było dla niego zrozumiałe. Oczywiście nie przerywał jej, wciąż słuchał skupiony z wzrokiem utkwionym w brudnym obliczu małej. Dokładnie analizował wszystko to, co do niego mówiła, choć wiedział doskonale, że i tak będzie musiał o kilka rzeczy dopytać, by uzupełnić całą historię, którą tworzył sobie w głowie.
Westchnął gdy skończyła. Podrapał się po skromnie zarośniętym podbródku, a później napotkał wzrok piegowatej. Oczy miał przyjazne, starał się robić wszystko, by dziewczynka nie bała się.
Gdzie jest Twój ojciec? Bo obstawiam, że Shane nim nie jest — najpierw poruszył pierwszą, dość znaczącą kwestię. Odczekał kilka, może kilkanaście sekund, a potem mówił dalej. — Czy Shane Cię więzi? Opowiadasz o tym jakbyś była tą księżniczką zamkniętą w wieży, tą z bajek. Chodzi Ci o kryjówkę Smoków? Mam Cię rano do niej zaprowadzić? — kolejny raz obrzucił ją pytaniami, na które musiał uzyskać odpowiedź, bo cała ta sprawa zdawała mu się nieco... niepokojąca. Wszystko brzmiało mniej więcej tak, jakby mała była więźniem, a on chciał dla niej dobrze, nie miał zamiaru oddawać jej z powrotem do rąk rzekomych oprawców.
Dzielna z Ciebie dziewczynka — pochwalił ją po chwili, kiwając przy tym głową.
„Zimno mi.”
Mi też, usiądźmy bliżej ogniska — powiedział prędko, po czym ułożył jej dłoń na ramieniu i zachęcił by razem z nim podeszła do ognia. — Wyciągnij przed siebie dłonie, ale nie trzymaj ich za blisko ognia. Ja nabiję na patyki chleb i ser. Zjemy chrupiące pieczywo z ciągnącym się serem — dodał nieco bardziej entuzjastycznym tonem. Oczywiście od razu zabrał się również za przygotowywanie posiłku. Powstał i szybko ruszył po żywność, którą położył wcześniej na kamieniu. Jedzenie nie było dużo — wszystko zmieściło się w jednej, otwartej dłoni. He złapał za jeden z badyli, które leżały na ziemi i nadział na niego największą z kromek wraz z serem. Tak przygotowany patyk podał dziewczynce. — Trzymaj go nad ogniskiem, ale nie w ognisku. Musisz to przypiec, a nie spalić — wyjaśnił i prędko nabił chleb również dla siebie. Po chwili dołączył do małej, wyciągając dłoń przed siebie — smakołyki trzymał dość wysoko nad płomieniami.
Chciałabyś może coś o mnie wiedzieć?
Był gadatliwy, w końcu miał się do kogo odezwać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.09.18 0:42  •  Puszcza Denatów - Page 4 Empty Re: Puszcza Denatów
Otoczona wielkimi połamanymi sosnami i nim. Chłopak wydawał się patrzeć na nią jak na plamę słońca. Był taki ogromny. Nieśmiało przytaknęło głową — to właśnie wtedy pociągnął ją na równe nogi. Dotyk ciemnowłosego był silny i stanowczy; palce posiadały swoistą nieprzyjemną, szorstką strukturę, ale nie przeszkadzało jej to. Nie przeszkadzało jej również to, że z taką radykalnością zakleszczył jej chudy nadgarstek. Wpatrywała się w niego z nieukrywanym podziwem, zapewne przypominając uwielbienie, jakim pierwsi chrześcijanie darzyli Boga. Nie chciał jej skrzywdzić, przynajmniej wszystko na to wskazywało.
  Szybko podrapała się po wierzchu dłoni, skromnie spoglądając na jego twarz. Nie widziała w niej już paskudnego wyrazu bestii. Zaczynała dostrzegać błyszczące w ogniu ludzkie tęczówki.
  Otarła jeszcze rękawem mokre łzy, które zawieruszyły się jej gdzieś na policzku. Wiatr zawył między drzewami, a dźwięk jaki wydawały spróchniałe konary przywodził na myśl skrzypnięć starych drzwi.
  „Gdzie jest Twój ojciec? Bo obstawiam, że Shane nim nie jest.”
  — Nie, nie jest — wyrzęziła przez chwilę patrząc się w swoje stopy. Buty miała popękane w paru miejscach, sznurówki nie do pary. Przez chwilę sama próbowała odpowiedzieć sobie na to pytanie. Gdzie był jej ojciec?
  — Shane powiedział, że nie żyje.
  To była prawda. Siedząc w zamarzniętej krypcie czekała na niego długie tygodnie. Nie pojawił się. A kiedy ledwo żywa, zmarznięta na kość, próbowała wydostać się z obozu na własną rękę, pojawił się on. Wtedy wszelki zapał opadł. Gorąca, żarząca się nadzieja została zalana lodowatym potokiem. Świat stracił barwy. Poszarzał, a ona upchnięta w ciemnych szczelinach tego życia, słuchała o tym co mówił. Jak przedstawiał jej rzeczywistość i czym się stała. Jej drobna skóra stawała się pokrywać skorupą, nie na tyle twardą, aby odeprzeć każdy zadany jej cios, ale na tyle, że byle odrapanie nie sprawiało jej szczególnego problemu.
  — Ojciec zabrał mnie na polowanie. Kiedy wyruszyli o świcie… — urwała. Po prostu spoglądnęła w jego oczy, szukając w nich przystani. Odnalazła ją. Nie wiedzieć czemu,  pragnęła podążyć za nim wgląda lasu — do paleniska, tak gorącego, że rozgrzane iskry wysypywały się w niebo.
  Nie naciskał i kiedy ułożył jej dłoń na ramieniu, ta poczuła chwilowe otępienie. Jedzenie. Ciepłe i chrupkie. Pamiętała jak sama urządzała podobne pikniki na ogródku, w świetle ulicznych latarni. Wtedy sądziła, ze jest naprawdę ciemno i ponuro. Wyobrażała sobie, że migotliwe światło żarówek jest tylko odblaskiem wielkich gwiazd przewodników gnieżdżących się na niebie. Teraz kiedy ruszyła za nim również spoglądnęła w niebo. Było ciemne, atramentowe, a pojedyncze gwiazdy przebijały się przez zniszczone korony drzew.
  „Wyciągnij przed siebie dłonie, ale nie trzymaj ich za blisko ognia.”
  Chłonęła każde jego słowo i kiwała głową, wpatrując się w jego olbrzymią sylwetkę. Kiedy znalazła się już wystarczająco blisko spoglądnęła w bok jakby w obawie, że się od niej odsunął, że zniknął i rozmazał się w powietrzu, że przez chwilę był tylko projekcją filmową. Nieznajomy jednak zajęty był przygotowywanie posiłku, a ona znów poczuła uścisk wstydu, że kilka chwil temu chciała pozbawić żywności.
  — Dzielisz się ze mną, choć sam niewiele masz — powiedziała i przysiadła na kamieniu. Palenisko było rozpalone a w jego obrębie trwał przyjemny gorąc. Śmiało mogła zrzucić z siebie bluzę pozostając w samej koszulce, ale skóra jeszcze nie nabrała wystarczającego ciepła. Wyciągnęła dłonie przed siebie — pierwszy raz wbrew ostrzeżeniu zbyt blisko; język płomienia liznął niemal jej drobne palce. Syknęła krótko, ale odsunęła je, ciesząc się, że chłopak nie zauważył tego drobnego faux pas. — Czemu poróżujesz sam?
  Stanął nad nią chwilę potem. Zadarła podbródek, a otoczone piegami zielonkawe tęczówki wbiły się w jego oblicze. Było w nim coś. Nadal nie wiedziała co, ale było to tak przyjemne, że pragnęła nie odwracać wzorku. Wręczył jej patyk z nabitym jedzeniem, a żołądek na sam widok skręcił się głośno w jej wnętrzu.
  Wystawili oboje jedzenie do płomienia. Tym razem dużo podpatrywała od starszego. Trzymała swój prowiant  bardzo blisko jego, będąc pewna, że tak właśnie powinna robić.
  „Chciałabyś może coś o mnie wiedzieć?”
  Obróciła głowę w jego kierunku, zaskoczona tym pytaniem. Nie była zbyt śmiała wobec obcych, ale okoliczności wyparły tę wadę w głąb nieznanych terenów jej umysłu. Spoglądnęła podobnie w płomień i zacisnęła wargi przełamując pierwsze, kruche lody:
  — Na pewno jak się nazywasz i czemu jesteś tu sam? Też się zgubiłeś?
  Pomimo iż jej pytanie było naiwne, ona wierzyła, że mogło się tak stać. Po chwili dodała, otwierając się przed chłopakiem:
  — Shane… — odparła i poprawiła swój patyk, uciekając od ognia, który w jednej chwili zdawał się musnąć jej prowiant. — Nie więzi mnie. Chce dla mnie dobrze. Ale teraz nie ma go, a ja nie chce zostać sama. — Jej tęczówki znów nieśmiało spoglądnęły na jego osobę. — Twój ser!
  Zamrugała, widząc jak ten rozpłynął się na kromce i skroplił do ognia. Nie wiedzieć czemu, ten widok wywołał poraz pierwszy niewinny, delikatny uśmiech na jej drobnej twarzy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.10.18 23:48  •  Puszcza Denatów - Page 4 Empty Re: Puszcza Denatów
Z zimna złączył dłonie — pod palcami wyczuwał swoje zlodowaciałe kostki, które niemalże od razu zaczął pocierać, jakby chciał wykrzesać sobie jeszcze trochę ciepła. Miał wrażenie, że jego nogi i ręce powoli zamarzają — wiedział jednak, że wytrzyma, bo jego ciało było przyzwyczajone do niskich temperatur. Podczas swojego krótkiego życia spędził wiele mroźnych nocy bez dachu nad głową. Musiał sobie radzić w najgorszych warunkach — bez paczki zapałek i dodatkowych okryć. Pamiętał, że pierwsze dni były naprawdę ciężkie — drżał jak w febrze, stale burczało mu w brzuchu, siedział w totalnych ciemnościach i (jakby tego było mało) był zupełnie sam. Mógł liczyć jedynie na siebie, nie miał nikogo, kto byłby jego podporą w tych trudnych chwilach. Musiał zaciskać zęby, ignorować bóle mięśni i głód, a przede wszystkim wytrwać do kolejnego dnia. I udawało mu się to. W tamtym czasie robił paskudne rzeczy, robił wszystko żeby przeżyć. Bogowie, w których zapewne nie wierzył musieli mieć go pod swoją opieką.
Wiatr był bezlitosny — niemalże nieprzerwanie atakował desperatów, nie oszczędzając swoich sił. Bawił się ich włosami, otulał ich ciała, przedostając się przez nieszczelne ubrania, ale (o dziwo) nie udało mu się zgasić ognia. Płomienie dzielnie walczyły o swoją pozycję — utrzymywały się, czasami wiatr nadawał im nawet siły. Mimo to Hervé co jakiś czas spoglądał w kierunku ogniska, upewniając się czy jedyne źródło ciepła nie jest na wyczerpaniu.
„Shane powiedział, że nie żyje.”
Westchnął ciężko, nieco zszokowany tą wiadomością. W pierwszej kolejności podejrzewał, że to ten cały Shane mógł się przyczynić do śmierci ojca dziewczynki. W tych parszywych czasach działy się okropne rzeczy, a dziewczynka, która stała przed nim mogła być ofiarą. Obcy mężczyzna mógł bez problemu wykorzystać jej dziecięcą naiwność. Niektórzy potrafili fałszywie zdobywać czyjeś zaufanie — zaufanie dzieci można było zdobyć jeszcze prościej.
Ludzie czasami mówią różne rzeczy żeby nas do siebie przekonać, ale my nie zawsze powinniśmy w nie wierzyć. Czasami kłamstwo jest potrzebne by udowodnić prawdę. Nie daj się zwieść, pamiętaj. Nie możesz wierzyć każdemu, kiedyś zrozumiesz jak bardzo zakłamany jest ten świato ile uda Ci się dożyć do tego 'kiedyś', dokończył w myślach. Nie chciał jej przestraszyć, ale jednocześnie chciał ją ostrzec — była jeszcze głupiutkim dzieckiem, a dziećmi łatwiej jest manipulować. Musiała poznać otaczający ją świat od podszewki, musiała poznać zasady, którymi kierowali się mieszkańcy Desperacji, a przede wszystkim musiała szybko dorosnąć i zdać sobie sprawę, że czas na żarty i zabawy minął wraz z dniem jej narodzin. Jeśli mężczyzna, który się nią zajmować rzeczywiście nie był złym człowiekiem, to miała szanse wyrosnąć na ludzi, jeśli jednak był kolejnym popierdolonym skurwysynem, to niestety nie wróżył małej świetlanej przyszłości.
„Ojciec zabrał mnie na polowanie. Kiedy wyruszyli o świcie…”
Przełknął ślinę z trudem, jakby przez gardło przeszła mu twarda gula. Sam nie wiedział czy chce usłyszeć dalszą część tej historii. Spojrzał na dziewczynkę — w jego szarych oczach widoczny był spokój, wręcz powaga.
Nie musisz mi o tym opowiadać — poinformował, nie chcąc wdawać się w szczegóły całego zajścia. Nie chciał zmuszać dziewczynki do powrotu do dramatycznych wydarzeń, które przeżyła. Prawdopodobnie straciła rodzinę, a teraz zajmował się nią ktoś inny — tyle mu w zupełności wystarczało, więcej nie musiał wiedzieć. Nie musiał i nie chciał.
Była spokojna i miał wrażenie, że w jakimś stopniu mu zaufała — uznał to za swój niemały sukces. Od samego początku chciał jej tylko pomóc, choć w pierwszej chwili był nieco podejrzliwy, bo demony potrafią czaić się nawet pod postacią niczemu nie winnej dziewczynki. Ale on również jej zaufał. W jej oczach dostrzegł coś, czego nie widział na początku — miał wrażenie, że w jakimś stopniu uspokoiła się i nie widziała w nim zagrożenia, za które mogła go pierwszej chwili mieć. Miał wtedy na twarzy farbę i wyglądał trochę jak trup — nawet ktoś dorosły mógłby się wystraszyć.
„Dzielisz się ze mną, choć sam niewiele masz.”
Kiwnął głową, potwierdzając jej słowa. Miał ogromną ochotę zjeść ten chleb z serem samotnie, ale przecież nie był potworem, nie mógłby zostawić dziewczynki bez niczego. Mimo kilkunastu lat spędzonych na Desperacji wciąż miał w sobie człowieka — trochę przestraszonego i stłamszonego, ale z niewątpliwie wielkim sercem, którym nie miał z kim się dzielić.
To prawda, ale przykro mi, że mam tylko tyle. Ty rośniesz, potrzebujesz więcej jedzenia — powiedział dość szybko półszeptem. Przed ogniskiem było dużo przyjemniej — płomieniste języki miały ogromną moc, swoją siłą potrafiły dawać ciepło, którego ta dwójka bardzo potrzebowała. Yenewellia na pewno też czuła się bezpieczniej i trochę bardziej jak w domu, a przynajmniej czarnowłosy miał taką nadzieję. Doskonale wiedział, że nie stworzy jej rodzinnej atmosfery, ale przez ten jeden dzień mógł pobyć dla niej starszym bratem, którego możliwe nigdy nie miała.
„Czemu podróżujesz sam?”
Zastanowił się przez chwilę, jakby nie był do końca pewny czy powinien mówić dziewczynce o swojej przeszłości. Dawno z nikim nie rozmawiał na temat tego, co przeszedł. Nie wiedział nawet czy jeszcze potrafi sobie przypomnieć co zaszło tamtego dnia. Żył teraźniejszością — stale próbował jedynie dożyć następnego dnia.
Kilka lat temu uciekłem z domu. Rodzice odsprzedali moją siostrę, mnie też spotkałby ten los. Chciałem ją odnaleźć — wyjaśnił jak najkrócej i jak najprościej. Miał nadzieję, że z ust małej nie padną jakieś dodatkowe pytania, bo naprawdę nie miał ochoty powracać do tamtego felernego wieczora. Chciał tylko odnaleźć siostrę i zostawić przeszłość za sobą.
A nazywam się Hervé. To trudne imię, więc możesz mówić skrótem — He — odparł prędko zaraz po zadanym pytaniu. Odruchowo rozejrzał się na boki, wytężając wzrok, jakby dopatrywał się w pobliskich krzakach czegoś, czego wcale w nich nie było. Ale chciał mieć pewność, że są bezpieczni, że nic im nie grozi.
Nie zostaniesz sama — zapewnił, posyłając jej niemrawy uśmiech. Nie miał zamiaru jej opuszczać, najpierw musiał ją odprowadzić w odpowiednie miejsce. Na pewno chciała wrócić do swojego aktualnego opiekuna, a on miał zamiar dołożyć wszelkich starań, by dotarła w miejsce, do którego chciała dotrzeć.
„Twój ser!”
Spojrzał na kromkę chleba nadzianą na patyk i szybko wyciągnął swój prowiant z ognia. Najpierw chwilę podmuchał swój obiad. Zapach sera był taki przyjemny, nie mógł się doczekać aż zrobi pierwszy gryz.
Zapatrzyłem się, dobrze, że jesteś czujna — powiedział, niejako gratulując jej. Drobne komplementy potrafiły zdziałać cuda w sytuacjach takich jak te. Z osmaloną kromką chleba nie czekał zbyt długo — dość szybko zdjął ją z badyla. Czuł, że ślina niemalże cieknie z jego ust, a brzuch na nowo zaczął zdrowo pracować. Pospiesznie przełamał pieczywo na pół i jedną z części poczęstował desperatkę. Nie czekał aż dziewczynka zacznie jeść razem z nim — pospiesznie wsadził jedzenie między usta, a następnie rozgryzł kromkę. — Chrupie między zębami, a ser klei się do dziąseł. Ale jest smacznie — zapewnił z pełną buzią, zapominając zupełnie o manierach, których z pewnością nie wyniósł z rodzinnego domu.
W międzyczasie chwycił kolejną drobną kromkę i kolejną kostkę sera, by powtórzyć zabieg podgrzania żywności nad ogniem.
Wszystko w porządku?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.10.18 20:02  •  Puszcza Denatów - Page 4 Empty Re: Puszcza Denatów
Puszcza Denatów - Page 4 Smierc-1539961655
Spokojną rozmowę przerwał nagły rumor. Gawędząca dwójkę zewsząd dobiegał hałas — szelest krzaków, łamane gałązki, ciężkie oddechy. Nie minęła dłuższa chwila, a z gąszczu wypadło całe stado desperackich stworów. Mniejszych i większych, łagodnych i niebezpiecznych. Każde zwierzę wyminęło dziewczynkę i mężczyznę bez oglądania, jakby w ogóle nie istnieli.
Karki obojga smagnął lodowy powiew, natomiast ciałami poruszyły dreszcze. Cienie dookoła zdawały się znacznie mroczniejsze niż dotychczas.
Między liśćmi błysnęła para ślepi całkowicie skąpanych w bieli. Brak im było tęczówek i źrenic, lecz to nie przeszkodziło w bacznej obserwacji. Skupiony wzrok przewiercał na wylot.
termin: 30.10
                                         
Apokalipsa
Apokalipsa
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.10.18 22:58  •  Puszcza Denatów - Page 4 Empty Re: Puszcza Denatów
Hervé.
  Patrzała jak osłupiona, gdy chłopak sprawnie przyciągał kijek w swoją stronę. Osmolony chleb pobrudził mu palce, a ciepłota pieczywa podkreśliła karmazynem opuszki palców. Dostrzegła to od razu, znów czując delikatne ukłucie w żołądku, że poświęca się dla niej nawet z taka błahą sprawą. Odsunęła swój kijek od ognia, co by jedzenie nie zginęło w figlarnych płomieniach. Miała wyrzuty sumienia i obiecała sobie, że już nigdy nie oceni człowieka po wyglądzie.
  Wyciągnęła dłoń po darowany kawałek i potaknęła krótko głową. Jej ciemno-rude włosy rozwiał delikatny wiatr, przerzucając grzywkę na bok, tak aby wielkie zaintrygowane tęczówki mogły błyszczeć w ciemnościach nocy.
Zimno nie stało się już problemem. Ciepło ogniska, było tak intensywne, że po części czuła jak warstwa ubrań przylega do jej drobnego ciałka.
  — Hervé — wymamrotała w przestrzeń, gdy przysnęła gorącą kromkę do ust; czuła jak paruje. Jego imie w jej ustał brzmiało trochę pokracznie, ale uparła się, że powtórzy je bezbłędnie. — Mam nadzieję, że ją odnajdziesz — dodała niespodziewanie opuszczając naiwny wzrok. — Myślisz, że nadal gdzieś tu jest?
  Siedzący przed nią dorosły wiedział wiele o życiu — takie samo wrażenie miała kiedy rozmawiała z Shane’m. Byli jak mędrcy w tym wielkim świecie, a ona wsłuchując się w ich opowiadania nabierała coraz to większego doświadczenia, które przyswajał nieograniczony umysł. Nie powinna ufać wszystkim — tu miał racje. Cieszyła się, że tej ponurej nocy trafiła na He, a nie na innego Desperata gotowego odrąbać jej łeb. Kto wie, jak traktują tu złodziei?
  Ugryzła kawałek i szczelniej otuliła się w bluzie. Podciągnęła nogi do siebie i spoglądała na niego kątem oka.
 — Powinieneś zostać kucharzem.
 Zaśmiała się gdy mówił do niej z pełną buzią. Jego obecność dodała jej jakiejś nadziei, że wszystko skończy się dobrze. Przeczucie to zniknęło w monecie, w którym watr niespodziewanie zwiększył swoją moc, a tętent kopyt rozbrzmiał jak długi zbliżający się huk.
  Dzięki uderzanych łap i krótkie warknięcia, popiskiwania wyrywające się z pysków.
  Dziewczynka instynktownie wczepiła palce w materiał ubrania He — tuż przy ramieniu, patrząc skondensowana na przebiegające zewsząd bestie. Jej oczy zrobiły się okrągłe jak u dziecka w najgorszym momencie bajki. Wszystko stało się tak szybko i gwałtownie, że zapomniała panikować. Po prostu zmartwiała jak rzeźba, patrząc tępo w chaos jaki zapanowała wokół ogniska. Czuła woń sierści (mokrej, charakterystycznej) — niemal przypominającą zapach mokrego psa.
  — He, co się dzieje? — głos jej drżał; drżała cała. Mógł czuć jej drobne ciało trawione w niepochamowanych konwulsjach. Place zacisnęły uścisk, trzymając go w żelaznym chwycie, na który nigdy nie podejrzewała, że było ją stać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.10.18 23:36  •  Puszcza Denatów - Page 4 Empty Re: Puszcza Denatów
Pospiesznie upchnął resztę tosta do ust, w międzyczasie trzymając badyl z kolejną porcją twardego pieczywa. Dość głośno, z otwartą gębą schrupał to, co mu jeszcze zalegało między zębami, by następnie wydać z siebie ciche westchnięcie — bardzo mu smakowało, dawno nie jadł czegoś podobnego. Zwykle w skład jego diety wchodziły jakieś jadalne, desperackie rośliny (a raczej chwasty, które były marną parodią roślinności) i surowe mięso. Pieczywo było znacznie trudniejsze do zdobycie, nie wspominając już o serze, który dla ciemnowłosego był prawdziwym rarytasem.
„Hervé.”
Spojrzał na małą, uśmiechając się najszerzej jak tylko zdołał, jakby tym gestem chciał jej powiedzieć, że jest dobrze i prawie jej się udało wymówić imię poprawnie. Wcale go nie dziwiło, że dziewczynka nie wypowiedziała go perfekcyjnie — pamiętał, jak kiedyś jego własna, rodzona siostra nie potrafiła go bezbłędnie wypowiedzieć. To własnie dlatego całe życie, wszyscy wokół posługiwali się skrótem — tak było po prostu łatwiej.
Mam taką nadzieję, bardzo chciałbym żeby była cała i zdrowa — odpowiedział nieco na odczepnego, żeby niepotrzebnie nie zadręczać dziewczynki swoimi problemami. Miała wystarczająco dużo swoich — straciła ojca, musiała nauczyć się żyć bez niego, w tym przeżartym przez wirusa świecie, a na dodatek musiała dość brutalnie pożegnać się ze swoim dzieciństwem i w tak młodym wieku stać się silną, młodą kobietą. Bo to był klucz do przetrwania — pozostawienie przeszłości za sobą.
Objął ją ręką, lokując dłoń na jej ramieniu, gdy tylko poczuł, że się w niego mocniej wtula. Przez chwilę poczuł się jak za dawnych lat, kiedy to podczas mrozów przytulał swoją własną siostrę. Szybko jednak odrzucił od siebie te myśli — starał się nie żyć przeszłością, choć o Shenae zapomnieć nie potrafił.
„Powinieneś zostać kucharzem.”
Zaśmiał się głupkowato, jakby pomysł dziewczynki był najbardziej absurdalnym zdaniem, jakie usłyszał w ciągu ostatnich kilkunastu lat. On? Kucharzem? Był totalnym beztalenciem, zwykle jadał byle co, żeby tylko mieć choć trochę zapełniony żołądek. Nie gotował prawie wcale. Nieczęsto zdarzało się, że jadał coś ciepłego.
Ale opiekany chleb to szczyt moich możliwości — przyznał się bez bicia, bo był pewien, że nie wymyśliłby nic lepszego. Mógł się jednak cieszyć, że dziewczynka dostrzegła jego starania — ktoś inny mógłby w tym momencie go po prostu wyśmiać i zwyzywać od nieudaczników.
Szelesty krzaków stały się bardziej niepokojące — zupełnie jakby to nie wiatr nimi poruszał, a jakby czaił się w nich zniecierpliwiony drapieżnik, który w każdej chwili był gotowy wyskoczyć na upatrzoną ofiarę. Ale to nie wszystko — słychać było też łamanie gałęzi i inne niepokojące odgłosy. Z krzaczorów wyłoniły się zwierzęta i desperacje stwory — wszystkie przebiegły obok, jakby zupełnie nie dostrzegły dziewczynki i czarnowłosego. Uciekały przed czymś?
„He, co się dzieje?”
Spojrzał na nią szybko — w jego oczach widoczna była niepewność i rozwijający się strach.
Nie mam pojęcia, ale chyba powinniśmy uciekać — zarządził dość sprawnie, od razu przystępując do działania. Powstał szybko, łapiąc za plecak i narzucając go tak, że miał go na brzuchu. Uznał też, że w ciemnościach dobrze by było mieć jakieś źródło światła, dlatego bez zastanowienia złapał jeden z palących się kawałków drewna (nie obchodziło go to, że mógł się poparzyć — podobno adrenalina pozwala biegać po ścianach, więc może też uodparnia na ogień), puszczając przy tym kij z osmaloną przekąską. Od razu po tym schylił się nieco, pokazując młodej towarzyszce, by wskoczyła mu na plecy. Gdy tylko to zrobiła złapał ją za jedną z nóg (żeby nie pozwolić jej spaść) i zaczął uciekać. Złowrogie ślepia wyłaniające się z mroku chciał zostawić za sobą.

Ten uczuć, gdy w wątku tempo odpisów wynosi post na miesiąc, a wbija jakiś MG i daje Ci na odpis tydzień. Proszę zatem nie spodziewać się rarytasów, aktualnie mam chrapkę jak najszybciej opuścić ten temat.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.10.18 0:00  •  Puszcza Denatów - Page 4 Empty Re: Puszcza Denatów
Puszcza Denatów - Page 4 Smierc-1539961655
Para ślepi zataczała nieprzerwane kręgi wokół siedzącej dwójki. Raz ślepia niemal przylegały do ziemi, drugi raz wisiały wysoko między koronami pokaźnych drzew. Jednocześnie ani na sekundę nie spuszczały wzroku z Desperatów.
Mrok dookoła zdawał się nagle gęstnieć. Wylewał się spomiędzy gałęzi, sprawiając wrażenie, że gdyby zatopić w nim dłoń, na skórze pozostałby czarny ślad obrzydliwej masy.
Każda sekunda spędzona na obserwacji tych przenikliwych oczu owocowała w ciemność zacieśniającą krąg.
Minęła długa chwila. Gdy do umysłu zawitała myśl, że już nic się nie stanie, mrok przedarła niemal lśniąca biel. Oto przed oczyma Desperatów zamajaczył piękny koń. Od samego patrzenia na gładką sierść oboje mogli czuć na opuszkach miły dotyk.
Zwierze postąpiło kilka kroków naprzód. Wpierw z wahaniem, ale im bliżej rozkojarzonej dwójki, tym więcej pewności nabierało. Końskie parsknięcie zmąciło nieprzerwaną dotąd ciszę. Długa grzywa przecięła powietrze, a jasny pysk opadł nieco w dół, dotykając ramienia Hervé'a.

termin: 05.11
                                         
Apokalipsa
Apokalipsa
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.11.18 18:42  •  Puszcza Denatów - Page 4 Empty Re: Puszcza Denatów
Yenewellia z coraz bardziej bijącym sercem potaknęła głowa; niezwłocznie wskoczyła swojemu towarzyszowi na plecy. W tej jednej chwili zapomniała o zdrowym rozsądku. Zapomniała o chłodzie jaki dotąd odczuwała, zapomniała  o sobie. Przestała się trząść, jakby zbyt zaskoczone ciało zaczynało miewać spięcia; młode kable i mikro budowa zaczynały brzęczeć od zwarć w systemie.
  Nim zarzuciła na jego szyję szczupłe ramiona chciała upewnić się czy chłopak na pewno sobie poradzi, jednak ostatecznie zaniechała to pytanie. Gęsta ślina gromadząca się pod językiem i zatykająca gardło uniemożliwiała jej wydobycie choć słowa.
  Teraz chciała być po prostu blisko niego — blisko osoby, której zaufała i przy której na tę kilka chwil przestała się bać. Chciała aby to uczucie powróciło, aby i teraz przestała się obawiać tego co noc robiła z krajobrazem — bezskutecznie. Nawet obecność nowopoznanego He nie powstrzymywała gęsiej skorki wstępującej na ręce. Nie odwracała głowy. Wyglądając przed siebie — ponad ramię chłopaka — przypominała  przestraszoną łanię, która niepewnie wychyla głowę zza konara. Kiedy otaczająca ich flora zaczęła pokrywać się biała pierzyna mgły jej zielonkawe oczy rozbudziły się, a usta uchyliły jak do krzyku, który wydobył się w jej ust dopiero kiedy He przebiegł z kilkadziesiąt metrów.
  — Uważaj!
  Na którą chwilę zacisnęła powieki i przylgnęła czołem do jego ciała. Czuła ciepło Hervé. i jego zapach — przez moment chciała w nim odpłynąć i obudzić się rano w świetle wstającego słońca, świadoma, że kurtka chłopaka okrywa jej ciało i jest bezpieczna. Jednak to krótkie życzenie na nic się zdało. Kiedy ponownie spojrzała przed siebie — nieco odważniej — zwierzę, które z wahaniem zmierzało ku nim spowodowało, że tylko nerwowo przełknęła ślinę i jeszcze mocniej wczepia się w szyję swojego towarzysza.
  — Koń? — odezwał się jej słaby, dziewczęcy głosik. Wydawać się mogło, że przeżarty strachem i niepewnością. — Też go widzisz, He? — Miała ochotę go dotknąć, ale obawa wygrała nad jej pragnieniem. Skuliła się.
  Dziecięca wyobraźnia bywała złudna. W tych okolicznościach mogło być jednak inaczej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.11.18 21:16  •  Puszcza Denatów - Page 4 Empty Re: Puszcza Denatów
To nie była pierwsza ucieczka w jego życiu — gdyby sięgnął pamięcią głębiej, z pewnością potrafiłby niemalże od razu opowiedzieć o dniach, w których był zmuszony do wzięcia nóg za pas. Czasami miał już dość tego całego uciekania — Desperacja stała się dla niego bardzo mała w momencie, w którym wiedział, że nie ma gdzie się podziać. Jego życie było nieustannym biegiem. Musiał unikać przeszkód i zwalczać wszystkie przeciwności losu, by ten bieg nadal trwał, bo bez niego wszystko się skończyło. Taki był prawdopodobnie jego los — z góry ustalony, niezmienny.
W lesie było bardzo ciemno — jakby jakieś siły nieczyste wyszły z najgłębszych czeluści piekła i próbowały swoim mrokiem oblać wszystko wokół. He prawdopodobnie nie zwracał uwagi na to, że ciemność zdaje się gęstnieć, zmieniać w mgłę. Jego głowę zaprzątała tylko jedna myśl — chciał znaleźć inne, bezpieczniejsze miejsce. Obiecał sobie i tej dziewczynce, że zrobi wszystko, by uchronić ją przed tym plugawym światem. A miał zamiar dotrzymać swojego słowa.
Przebierał nogami naprawdę prędko — podczas ucieczek wydobywał ze swoich chuderlawych łydek wszystkie pokłady sił i dawał z siebie wszystko, jakby od tego biegu miało zależeć jego życie. Zresztą... często właśnie tak było — czasami zwiewał przed zezwierzęconymi wymordowanymi, innym razem uciekał przed zmutowaną zwierzyną, a jeszcze innym razem przed niebezpieczną pogodą. Żył w ruchu, wydawało mu się, że doskonale wie gdzie powinien się udać.
„Uważaj!”
Krzyk dziewczynki go ożywił — gdyby nie ona, to prawdopodobnie nie zauważyłby białego konia tak szybko. W pierwszej chwili na jego twarzy widoczne było zdziwienie, chwilę później pojawiła się też obawa. Biały koń pośrodku lasu? Nawet niewyedukowany Hervé wiedział, że coś takiego nie powinno mieć miejsca. Spojrzał w stronę zwierzęcia, a potem upewnił się czy Yen nic nie jest. Sparaliżował go strach, zupełnie nie wiedział co ma robić — koń był zdecydowanie szybszy, uciec byłoby trudno. Ale nie było na nim jeźdźca, a to też było zastanawiające.
„Też go widzisz, He?”
Przełknął głośno ślinę, a w odpowiedzi tylko kiwnął głową.
Chwilę później stało się coś, czego kompletnie się nie spodziewał — wierzchowiec zrobił kilka kroków wprzód, a następnie zbliżył swój jasny pysk. Ciemnowłosy odzyskał władzę nad swoim ciałem w momencie, w którym zwierzę było zdecydowanie za blisko. Złapał mocniej swoją towarzyszkę, a następnie odskoczył w bok, próbując przedrzeć się przez pobliskie krzaki. Chciał uciec jak najdalej, chciał zostawić las za plecami, chciał być w zupełnie innym, odległym miejscu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.11.18 19:18  •  Puszcza Denatów - Page 4 Empty Re: Puszcza Denatów
Puszcza Denatów - Page 4 Smierc-1539961655
Wierzchowiec wydawał się wzburzony nagle podjętą próbą ucieczki. Zarzucił łbem, parsknął, wypełniając powietrze smrodem stęchlizny i zaszurał kopytami o ziemię. Tarcie kości o kamień zagrzmiało niczym burzowy piorun — wstrząsnęło pobliską okolicą, zerwało wystraszone ptactwo do lotu.
Zwierzę zerwało się do biegu. Nogi przebierały w szaleńczym biegu, lecz koń nie zbliżył się do biegnącego mężczyzny ani na centymetr. Dzielił ich niezmienny dystans mimo pędu, z jakim gnał biały koszmar.
Również sceneria nie uległa zmianom. Co kilkanaście metrów w polu widzenia uciekinierów przewijały się te same, identyczne obrazy. Biegali w kółko, nieświadomie zataczali wielki okręg, a ciemność wciąż zacieśniała więzy, z każdym krokiem posuwając się naprzód o kolejny, niewidoczny milimetr.
Koń w końcu nabrał tempa. Ruszył niczym strzała, zrównując się biegiem z Desperatami. Gdy stanął z nimi oko w oko, odezwał się dźwiękiem tysiąca różnych głosów. Każdy z nich krzyczał, wrzeszczał i zdzierał gardło, lecz im bardziej próbowało się wsłuchać, tym większa migrena atakowała skronie.
W jednej sekundzie zwierzę opadło na ziemię. Chlusnęło jak mokra szmata. Opadła sierść, mięso, chlupnęła krew i wnętrzności. Drobne cząstki prysnęły na uciekinierów.
Gdy spadała ostatnia czerwona kropla, mrok zniknął, a teren wygładził.

✘ Obie postacie przez następny post będą odczuwały migrenę oraz paniczny strach.
Koniec ingerencji. ♥
                                         
Apokalipsa
Apokalipsa
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 4 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach