Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Ciągnęli go długim, ciemnym, półkoliście sklepionym tunelem, co kilka kroków rozświetlonym kołyszącą nie na kablu, brudną żarówką. W ścianach, mniej więcej co dwa metry, znajdowały się nisze z solidnymi, metalowymi drzwiami. Co jakiś czas z za mijanych wrót można było usłyszeć niewyraźne, aczkolwiek wielce sugestywne i rozdzierające krzyki, budzące jednoznaczne i paskudne skojarzenia z bólem, torturami, śmiercią. Niosły się one echem po tunelu, zagłuszane jedynie uderzeniami wojskowych butów w podłogę. Te dźwięki w połączeniu ze scenerią przywodziły na myśl horror. Horror, który wydawał się dziwnie znajomy.
Lokstar spróbował unieść głowę, i momentalnie tego pożałował. Ból w miejscu, w które trafiła pięść Goryla odezwał się z potworną siłą. Nadeszła fala mdłości, przed oczami pojawiły się czarne plamy, i gdyby nie to, że już był brutalnie ciągnięty, niewątpliwie nogi odmówiłyby mu posłuszeństwa. Kilka głębszych oddechów i chwila zaciskania zębów oddaliły najgorsze objawy, chociaż skronie nadal pulsowały tępym bólem. Loki ponowił próbę, tym razem starając się unosić głowę znacznie wolniej. Zanim kolejna fala bólu odebrała mu zmysły, kątem oka zdołał zarejestrować widok, który odebrał mu całkowicie nadzieję i wole walki. Targający go drab miał na sobie mundur S.SPEC.
A więc znów wpadł w ich łapy! Po tylu latach, gdy już prawie udało mu się zwalczyć w sobie piętno przeszłości, ona zaatakowała niczym wampir, w oka mgnieniu wysysając z niego siły witalne.
Podróż ustała równie gwałtownie, jak się zaczęła. Skręcili w pierwsze napotkane otwarte drzwi, przykuli go pasami do stołu i obrócili tak, iż wisiał bezwładnie głową w dół. Pozycja ta była bardzo niewygodna, gdyż cały ciężar ciała opierał się na pasach opinających kostki i nadgarstki, co po niedługim czasie powodowało potworny ból. W przypadku Lokiego pozycja ta potęgowała na dodatek dyskomfort wywołany uderzeniem w głowę. Zaczął modlić się, żeby zemdlał i dzięki temu oszczędził sobie cierpień. W tym momencie łóżko opadło w dół i twarz Kłamcy znalazła się pod wodą. Widać pomieszczenie, w którym go zamknęli musiało być jedną z cel przystosowanych do podtapiania. Niewiele rzeczy przerażało Lokstara tak, jak ten rodzaj tortur. To właśnie podczas poprzedniego pobytu w placówce S.SPEC woda stała się jego najgorszym koszmarem. Jego modły przybrały paniczną intensywność, gotów był nawet umrzeć, byle zakończyć te katusze. Gdy łóżko powędrowało w górę Loki...
....po prostu się ocknął! Ufff...to były tylko majaczenia znokautowanego.
Niestety, nie wszystko okazało się złym snem. Loki faktycznie wisiał głową w dół, faktycznie przypięty do jakiegoś łóżka a włosy nurzały się w kuble pełnym wody. Różnicą było to, że sufit drżał, a do uszu dolatywały sprężyste dudnienia basu. Trafił więc do piwnicy pubu! Także stojących przed nim ludzi, mimo że do góry nogami, nie dało się pomylić z nikim innym. Miał przed sobą olbrzymiego bramkarza oraz swój cel - androida.
- Proszę, proszę, cóż to za rybka pływa w naszym małym stawie - odezwał się ten drugi z szyderstwem w głosie - Toż to sławny pan Lokstar Val Hallen! Słyszałem, że przejąłeś moje zlecenie, ba, że powiększyło się ono o moją głowę! Czyż to nie wspaniała ironia losu, drogi przyjacielu? Ofiara stała się łowcą, a łowca stał się taki bezbronny. Myślisz, że niczego nie zauważyłem? Że ten gajerek i okularki pozwoliły ukryć Ci się przede mną? Ajajaj, panie Val Hallen, spodziewałem się od pana czegoś więcej. Miałem nadzieje, że nasz pojedynek będzie dużo bardziej pasjonujący, ale niestety Loki, sam siebie przyrządziłeś i zaserwowałeś na talerzu.
- Pierdol się! - wykrzyknął Loki, bardziej dla zyskania czasu niż wniesienia czegokolwiek do dyskusji. Jego umysł pracował na najwyższych obrotach, ale musiał szczerze przyznać, że tylko cud może go uratować. Cud, albo...Tak! To takie oczywiste. W tym ciemnym tunelu pojawiło się światełko. Nawet, jeśli android wiedział, że Kłamca na niego poluje, to istniała szansa, że nie zauważył bomby, którą ma na sobie. Ile czasu mogło minąć? Kilkadziesiąt minut na obserwacje, to na pewno. Ile czasu leżał tutaj związany nie sposób jednak określić. No cóż, będzie trzeba zdać się na łut szczęścia.
- Ajajaj, i po co ta agresja, po co te obelgi, tacy specjaliści jak my, koledzy po fachu można by rzec, powinni....
Nikomu jednak nie było dane dowiedzieć się, co według robota powinni koledzy po fachu, gdyż jego wywód został przerwany przez wybuchającą głowę. Jego głowę. Siła była tak wielka, że odłamki przeszły przez ciało Goryla tworząc z niego dosyć pokaźne sitko.
- Cholera, przesadziłem z mocą - pomyślał Loki, lecąc w stronę ściany. Gruchnął w nią niczym taran w mur, zdążył skwitować to krótkim - Kurwa, znów?! - i stracił przytomność.


Ostatnio zmieniony przez Loki dnia 18.11.16 11:21, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Cholera, gdzie on jest? - pomyślała Marcelina, gorączkowo rozglądając się za Kłamcą. Rozpychała się, wołała, rozglądała się gorączkowo, przy okazji próbując zagłuszyć mosiężne wspomnienia, których wcale przypominać sobie nie chciała...
***
Ciągnęli ją długim, ciemnym, półkoliście sklepionym tunelem, co kilka kroków rozświetlonym kołyszącą nie na kablu, brudną żarówką. W ścianach, mniej więcej co dwa metry, znajdowały się nisze z solidnymi, metalowymi drzwiami. Co jakiś czas z za mijanych wrót można było usłyszeć niewyraźne, aczkolwiek wielce sugestywne i rozdzierające krzyki, budzące jednoznaczne i paskudne skojarzenia z bólem, torturami, śmiercią. Niosły się one echem po tunelu, zagłuszane jedynie uderzeniami wojskowych butów w podłogę. Te dźwięki w połączeniu ze scenerią przywodziły na myśl horror. Horror, który wydawał się dziwnie znajomy.
Fotel, pasy, igły, płyny, krzyki, ciosy, nagość, ból, cierpienie, szybko znikający wstyd, na którego miejsce szybko pojawiła się obojętność. Na poniżenie, na ich czyny, na krzywdę. Przez brak intymności tam jej psychika była skrzywiona i nadal, mimo upływu wielu lat nie sprostowała się. Skutki widoczne są nadal: pomimo ogromnej chęci jakiegokolwiek dotyku Marcelina zwyczajnie boi się go.
Szukała długo, węsząc i zaglądając nawet po ubikacjach, schowków i zamkniętych na klucz tajemniczych pokoi. W pewnym momencie usłyszała skrawki rozmowy, a pomiędzy nimi głos tego, którego szukała... po chwili do odgłosów rozmowy dołączył dźwięk wybuchającej mikrofalówki. I głuchy huk o ścianę. Marcelina podeszła do drzwi, ostrożnie i powoli, po czym popchnęła je lewą ręką. Te ustąpiły bez problemu - wnętrze pokoju było ciemne, jedyne oddalone znacznie łóżko oświetlone było przez mocne światło. Przypominało to trochę pomieszczenie w laboratorium s.spec, co "trochę" zniechęciło dziewczynę do dalszego penetrowania pomieszczenia.Zmogła się jednak i, biorąc wcześniej spory oddech, jakby zaraz miała się zanurzyć wkroczyła do pomieszczenia. Zapach krwi i spalenizny unosił się w nieklimatyzowanym pomieszczeniu; kilka chwil upłynęło, nim krzywiąca się i prawie mdlejąca Hiena dostrzegła ciało leżące pod ścianą.
To był on.
Nie ruszał się.
Stała tak dłuższą chwilę, serce zaczęło bić jej mocniej, kolejna łza spłynęła po jej policzku. Szybko jednak otrząsnęła się i zaczęła walkę sama ze sobą. Podejść? Czy to aby na pewno był sam Kłamca? TEN Lokstar? A może to zasadzka?
Wiedziała jedno: nie dowie się, jeśli nie podejdzie. Zaryzykowała więc i, rozmyślając jeszcze przez chwilę decyzję o wycofaniu się, podeszła do leżącego białowłosego. Uklękła przed nim, drżącymi rękami dotykając jego policzka. Zaczęła szybciej oddychać... to był on.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Stał na długim, wąskim klifie, wbijającym się klinem w ocean. Dziesiątki metrów pod nim rozszalała toń przypuszczała nieskończone szturmy, raz za razem posyłając do boju kolejne fale, których szeregi rozpościerały się aż po kres horyzontu. Na niebie kłębiły się, niczym stada owiec, czarne jak smoła cumulusy, a z oddali niósł się groźny, basowy pomruk bestii - zbliżał się sztorm. Przenikliwy, mroźny wiatr wył niczym stado wygłodniałych wilków na łowach.
Nagle niebo rozświetliła błyskawica...
...pustynia Desperacji. Tuż nad ziemią, wolno sunąc przed siebie unosi się młody anioł. Widać, że trzyma się już resztkami sił. Pióra, włosy i strój pokryte są piachem. Za jego plecami, w oddali widać kłębiące się tumany kurzu. Po chwili niemrawy lot przeistacza się w długie susy. Młodzieniec co rusz upada na ziemie, próbuje wstać, odbija się od gruntu, ale po dwóch niebywale mozolnych machnięciach skrzydłami opada. Susy przeistaczają się w wolny chód, w którym każdy krok kosztuje niewiarygodną ilość siły i samozaparcia. Ale i to nie trwa długo. Po kolejnym potknięciu anioł już nie podnosi się. Centymetr za centymetrem, metr za metrem czołga się w stronę wcale już nie tak odległych gór, które są jego wybawienie. Niestety, przez te kilkanaście minut chmura pyłu zdążyła się znacznie przybliżyć i przeistoczyć w dwa samochody, których kręcące się z zawrotnością prędkością koła wyrzucają w przestrzeń chmury piachu. Dopadli go. Pojazdy zatrzymują się z głośnym zgrzytem, a wypadające z nich postacie ubrane są w mundury, których nie sposób pomylić z żadnymi innymi. S.SPEC zakończyło swoje łowy. Oprawcy podchodzą do Anioła, naśmiewając się z niego, plując i kopiąc. Młodzieniec zwija się w pozycje embrionalną, starając się chronić wrażliwe narządy wewnętrzne. Wyschła ziemia łapczywie pije pokrywającą ją krew. Życie trzyma się chłopaka już resztkami sił, jeden z żołnierzy podnosi ciężką pałkę, i po łuku opuszcza w stronę głowy ofiary...
*BŁYSKAWICA*
...zimna, ciasna cela. Na podłodze, ścianach i suficie niegdyś białe, teraz brudne od kurzu, krwi i wszelkiego rodzaju płynów organicznych. Na podłodze dwa cienkie, śmierdzące koce służące za posłanie. W kącie przerdzewiałe wiadro służące za wychodek. Pod sufitem zawieszone dwie jarzeniówki, swoim mocnym światłem kalecząc wzrok. Z ukrytych w ścianie głośników nieustannie płynie kakofonia dźwięków o zmiennej głośności i natężeniu, budzących niepokój, lęk, uniemożliwiających sen. Temperatura utrzymywana na poziomie 15 stopni Celsjusza. Taka temperatura to już odczuwalny chłód, a jednocześnie nie grozi zbytnim wychłodzeniem organizmu, które mogłoby spowodować przedwczesną śmierć więźnia. Posiłki najpodlejszego gatunku w ilościach nie dających szans na zaspokojenie apetytu, a jedynie podtrzymujących nikłą iskierkę życia osadzonych. Wszystko to dniem i nocą monitorowane czujnym okiem czterech kamer.
Klitka ma dwóch lokatorów - skulone, całkowicie nagie, przytulone do siebie dla utrzymania ciepła postacie. Jedna z nich to niska, wychudzona do granic możliwości dziewczyna. Jej koci ogon, odkształcone, lekko szpiczaste uszy i zadarty nos zdradzały, że nie jest człowiekiem. Jej towarzysz musiał być więziony krócej, gdyż nie zdążył jeszcze stracić muskulatury żołnierza. Był też znacznie wyższy od drobnej współtowarzyszki niedoli. Oboje drżeli z zimna, wyczerpania, głodu. Starali się jak mogli wzajemnie osłaniać od oślepiającego światła i przeszywających dźwięków na tyle, na ile pozwalały skromne możliwości. Nie byli w stanie całkowicie się odciąć, a jedynie wydłużali swoją egzystencje odkładając moment przyjścia załamania fizycznego lub psychicznego. Wśród codziennych tortur, eksperymentów, sesji i zabiegów pełnych cierpienia, wstydu i bólu byli dla siebie jedyną nadzieją, jedyną ostoją. Nagle pozbawione od wewnątrz klamki drzwi celi otwierają się w hukiem i wpada do niej czterech drabów, w kombinezonach bojowych i w hełmach na głowach. Doskakują do pary, brutalnie ich rozdzierając. Podczas, gdy jeden z nich przytrzymywał dziewczynę, która nie wiadomo skąd znalazła w sobie siłę aby się szarpać, gryźć i drapać połamanymi paznokciami (oczywiście nie pozostawiało to żadnego śladu na strojach ochronnych), pozostała trójka zaczęła profilaktycznie katować leżącego na ziemi mężczyznę. Nie miało znaczenia, iż stan w jakim się znajdował nie dawał żadnych szans na walkę. Zadawanie cierpienia sprawiało im wyraźną przyjemność, a lata praktyki pozwalały kopać i bić w sposób sprawiający niesamowity ból, a jednocześnie nie grożący zbyt poważnymi obrażeniami. Gdy zaspokoili swoją destrukcyjną rządzę, dowódca wbił w szyję ofiary strzykawkę z jakimś ciemnym płynem. Torsje, które już wcześniej targały ciałem więźnia, przybrały znacznie na sile, a potem ustały, ciało stało się zaś bezwładne. Chwycili go więc pod ręce i wywlekli z celi, a ten, który trzymał wcześniej dziewczynę, uderzył ją na odchodne. Jej drobna głowa uderzyła o ścianę, a osuwając się na posadzkę pozostawiała na niej krwawe smugi...
*BŁYSKAWICA*
...gdy się obudził, placówka S.SPEC wyglądała jak po masakrze. Wszędzie walały się szczątki personelu i więźniów, poskręcane w nienaturalnych pozycjach, rozczłonkowane, z przerażeniem wypisanym na zimnych już twarzach. Wielu z nich miało połamane paznokcie, a na drzwiach znajdowały się ślady, jakby ktoś próbował wydrapać sobie przejście. Ze ścian ściekała krew, tworząc na podłodze ogromne kałuże, a w powietrzu unosił się odór wymieszanych ze sobą wszelkiej maści płynów wewnętrznych. Pewne było, że tajne laboratorium znalazło się w epicentrum jakiegoś koszmarnego żywiołu. Podświadomość mówiła mu, że ma to związek z tajemniczą towarzyszką jego niedoli, tym bardziej, że nigdzie nie mógł znaleźć jej ciała. Błąkając się po bazie natrafił na kilka przydatnych przedmiotów, w tym te, które zostały mu odebrane w czasie aresztowania...
* - LOKI! LOKI! LOKI! *
Wrócił obraz klifu nad oceanem, ale po chwili zaczął się rozmazywać, tracić ostrość, a zamiast grzmotów, w powietrzu niósł się głos.
- Loki! Loki! Loki! - niósł się w przestrzeni.
Zamrugał. Ciśnienie w uszach wywoływało pisk,a dźwięki otoczenia słyszał jak gdyby z oddali lub z głębokiej otchłani.
- Loki, proszę Cię, obudź się! Nie zostawiaj mnie ponownie! Nie możesz, słyszysz?! - szlochał jakiś wyraźnie kobiecy głos. Stopniowo zaczęło wracać mu czucie w ciele, co poskutkowało niesamowitym bólem. Syknął. Wzrok powoli wracał do naturalnej ostrości, a rozmazany kształt zaczął przybierać formę młodej, lekko kociej twarzy. Ponownie zamrugał. Para wpatrujących się w niego kocich oczu pulsowała kolorami w niesamowitym tempie. Tylko jedna ze znanych mu osób mogła mieć takie oczy.
- Marcelina... - wychrypiał, a nawracające fale bólu w kręgosłupie ponownie pozbawiły go przytomności.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Klitka ma dwóch lokatorów - skulone, całkowicie nagie, przytulone do siebie dla utrzymania ciepła postacie. Jedna z nich to niska, wychudzona do granic możliwości dziewczyna. Jej koci ogon, odkształcone, lekko szpiczaste uszy i zadarty nos zdradzały, że nie jest człowiekiem. Jej towarzysz musiał być więziony krócej, gdyż nie zdążył jeszcze stracić muskulatury żołnierza. Był też znacznie wyższy od drobnej współtowarzyszki niedoli. Oboje drżeli z zimna, wyczerpania, głodu. Starali się jak mogli wzajemnie osłaniać od oślepiającego światła i przeszywających dźwięków na tyle, na ile pozwalały skromne możliwości. Nie byli w stanie całkowicie się odciąć, a jedynie wydłużali swoją egzystencje odkładając moment przyjścia załamania fizycznego lub psychicznego. Wśród codziennych tortur, eksperymentów, sesji i zabiegów pełnych cierpienia, wstydu i bólu byli dla siebie jedyną nadzieją, jedyną ostoją. Nagle pozbawione od wewnątrz klamki drzwi celi otwierają się w hukiem i wpada do niej czterech drabów, w kombinezonach bojowych i w hełmach na głowach. Doskakują do pary, brutalnie ich rozdzierając.
Jeden z nich szarpnął Marcelinę z taką siłą, że prawie wyrwał jej słabe kończyny. Dziewczyna była słaba, ledwo trzymała się na nogach, znalazła jednak siły by próbować się bronić. Drapała, gryzła, syczała i wystawiała białe, nadal ostre i drapieżne kły. Kątem oka widziała, jak drugi okłada jej towarzysza, kopiąc go boleśnie. Chciała mu pomóc; nim jednak zdołała zrobić cokolwiek jej oprawca rzucił nią o ścianę. Straciła przytomność; zsunęła się powoli po ścianie, pozostawiając na niej strużkę świeżej krwi. Miała rozcięty łuk brwiowy i wargę, którą naderwał kieł w chwili niefortunnego uderzenia o ścianę.
***
Ile tak leżała? Sekundy? Minuty? Godziny? Skuliła się pod chłodną ścianą, trzęsąc się już nie z zimna, a ze strachu o jedyną jej tu bliską osobę. Po jej policzkach spłynęły dwie łzy, co zdarzało się niezwykle rzadko. Wymordowana nigdy nie płakała. Wiedziałą, że to okaz słabości, a w tym świecie nie ma miejsca na coś takiego. W końcu zalążek pewnej myśli zaczął zaprzątać jej umysł. Wpierw w postaci nasionka, który winien szybko zniknąć i nie pozostawić śladu zaczął przeradzać się w plan. Plan, który zaczął mieć sens...
Dziewczyna podniosła się powoli, ociężale, z nieukrywanym trudem. Wzięła kilka głębokich wdechów i wzrokiem błądziła po pomieszczeniu, szukając czegoś ostrego. Po chwili dostrzegła ostry kawałek szkła; podpełzła do niego, chwytając go trzęsącymi się rękami i, próbując wypowiedzieć zapamiętaną dawno temu formułkę, podcięła sobie delikatnie żyły w drugiej ręce. Krew zaczęła spływać strużkami, wymordowana nie przeraziła się jednak, wszak była przyzwyczajona do tego widoku. Własną krwią narysowała zapamiętany symbol, który obecnie był lekko zamazanym wspomnieniem, wystarczyło jednak do stworzenia konturów na chłodnej podłodze. Położyła się pośrodku, uroniła mnóstwo łez, nie martwiąc się o późniejsze konsekwencje w postaci wyrzutów do samej siebie, że w ogóle odważyła się zapłakać.
Stało się coś niesamowitego. Siedem słonych łez zaparowało zaraz po kontakcie z chłodną glebą; para z nich zrobiła się niesamowicie gęsta, zaczęło jej być coraz więcej; poczęła przeistaczać się w czarną mgłę, zamykającą krąg w ciemności. Wymordowana słyszała bicie własnego serca i swój przyspieszony oddech; po ranie na ręce nie było ani śladu. W początkowo martwym cieniu dostrzegła niepokojący ruch; stopniowo złudzenie to przeistaczało się w realistyczne doświadczenie. Z cienia wyszło coś, co nie przypominało żadnego żyjącego stworzenia...
- Pomóż... mi... - wyszeptała tylko, upadając policzkiem na zimną posadzkę. W głowie słyszała głos tajemniczego stworzenia, mówiącego coś o klątwie, o kontrakcie, o zaprzedanej mu duszy i o potędze, jaką właśnie posiadła. Słyszała też dziwne imiona, powtarzające się w kółko - Dike, Kairos, Apokalipsa, Mefisto, Persefona, Dejmos, Fuma...
***
Obudziła się na środku desperacji.
Nie pamiętała, jak się tu znalazła.
Nie potrafiła przypomnieć sobie ostatnich kilku dni. Tygodni. Ba, miesięcy.
Widziała jednak rozrywane ciała ludzi w mundurach. Dziwnie znajomych, a przy okazji obiekty jej prawdziwej nienawiści. Krew tryskające po ścianach, przerażenie w ich oczach.
Wiedziała tylko, kim jest. Wiedziała, że straciła rodzinę na Desperacji. Oczami wspomnień widziała też, że była przetrzymywana przez s.spec. Nie była sama.
Ale z kim jeszcze tam była?
Jak się wydostała?
Spojrzała na swój nadgarstek. Piekł niemiłosiernie, na delikatnej skórze dostrzegła zaś kilka zaczerwienionych kresek, jakby ślady po cięciu się.
Spojrzała przed siebie. Dostrzegła pnące się do góry, ogromne mury. Mury miasta-3.
Słyszała szept, imiona, które powtarzały się w kółko. Dike, Kairos, Apokalipsa, Mefisto, Persefona, Dejmos, Fuma... kątem oka zauważyła przebiegający cień. Była jednak dziwnie spokojna i czuła, że cień ten jest częścią jej duszy.
***
- Lokstar... - wyszeptała, łapiąc jego twarz w objęcia. Jego nieobecne spojrzenie utkwiło gdzieś w martwym punkcie. Przytuliła się do niego. Wszystkie wspomnienia uderzyły w nią niczym rozjuszony byk - wiedziała już, że odnalazła to, co tak długo szukała, pomimo tak głębokiej amnezji i brakiem jakiegokolwiek wspomnienia z tym kimś.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Obudził go jakiś szum. Wraz z odzyskiwaniem świadomości coraz wyraźniej słyszał przytłumione odgłosy rozmów, śmiechu, pijackich piosenek, chichotów kobiet, rubasznych głosów rozochoconych mężczyzn i sporadycznych awantur. Musiał więc być w jakimś barze albo innym lokalu przeznaczonym do dostarczania uciech potrzebującym.
Gdy już całkowicie ocknął się z letargu, w który zapadł po uderzeniu w ścianę, rozejrzał się po pokoju. Raczej skromnie umeblowany, zaledwie w łóżko, szafę i stolik z dwoma krzesłami, z łuszczącą się na ścianach farbą i plamą grzyba w górnym rogu, mimo wszystko wydawał się dosyć schludny. W nielicznych meblach widać było gust, na podłodze nie dało się zaznać żadnych śmieci, a kurz z parapetu najwyraźniej był regularnie ścierany.
Spróbował się poruszyć, ale wtedy jego plecy przeszyła błyskawica bólu. Przy okazji zorientował, że jego tułów owinięty jest bandażem, z tyłu głowy ma opatrunek, a na całym ciele liczne siniaki i plastry. W dwóch czy trzech miejscach dostrzegł też cieniutkie nitki szwów. A więc ktoś zajął się nim po wybuchu, opatrzył i położył do łóżka.
Czuł też pewną pustkę. Zmarszczył brwi, zastanawiając się, co też się zmieniło. I w tym momencie zrozumienie spłynęło na niego niczym promień słońca, któremu udało przedrzeć się przez zasłaniające niebo chmury! Cały wewnętrzny niepokój gdzieś wyparował. Paradoksalnie, w całkowicie nowym i nieznanym sobie środowisku Lokstar pierwszy raz od bardzo dawna poczuł się naprawdę bezpieczny.
Skrzypnęły drzwi. Błyskawicznie spojrzał w ich stronę i jak urzeczony przyglądał się obrazowy, który ujawniała coraz bardziej poszerzająca się szczelina. Znów ujrzał te oczy, a do tego nie ukrywane już pod płaszczem iluzji kocie uczy, ogon, nos.
- Mamy sobie wiele do opowiedzenia, nieprawdaż? - powiedziała z odrobinę niepewnym uśmiechem Marcelina.


***

THE END MOTHERFUCKERS
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wątek przenoszę do archiwum z braku aktywności jego prowadzenia lub zakończenia wątku.
W razie czego pisać do mnie na PW, jeśli będziecie chcieli go wznowić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach