Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Pisanie 25.07.17 22:43  •  Bar - Page 4 Empty Re: Bar
Urodziwa nieznajoma nie musiała rozważać jego propozycji, miała jedynie przyjąć ją do wiadomości, sama zaś szczerość nie była jakimś szczególnym wymogiem wobec ciemnowłosego, choć ta niezaprzeczalnie w jego przypadku okazywała się rzeczą nad wyraz względną. Nie do końca pewną jakościowo. Roma zaliczał się bowiem do jednostek, które z należytą pieczołowitością dbały o to, by nie rzucać się w oczy na terenie utopijnego miasta, co gwarantowało mu spokój i brak zainteresowania na dłuższą metę. Podobny przywilej zapewniało mu wykorzystywanie mocy sproszkowanego artefaktu utrwalonego w formie smoka na jego lewym boku, a przede wszystkim udzielanie zdawkowych, wymijających odpowiedzi.
Bezwzględnej szczerości? — powtórzył z jawnym rozbawieniem, a kąciki jego ust uniosły się jeszcze wyżej niż dotychczas i nie był to zdecydowanie efekt spożycia alkoholu. — Chyba za mało się cenisz, to niezbyt wygórowana cena. Spodziewałem się czegoś bardziej interesującego. — dodał z udawanym zawodem, wzruszając w międzyczasie ramionami, wciąż nie odrywając wzroku od nieznajomej, która dziwnym trafem kogoś mu przypominała z jego zamierzchłej, wypartej z jego aktualnego życia, przeszłości. Nie mógł jednak, dać się zwieść jej europejskiej urodzie, był przecież najemnikiem nie od dziś i dopiero się nie narodził, by rzutowało to w jakikolwiek sposób na jego sposoby dobijania targu i wpływało jakkolwiek na prowadzony biznes.
Czyżby właśnie chciała zagrać mu nie tylko na męskim ego, zmniejszając między nimi odległość, ale i zarazem złodziejskiej ambicji, jakkolwiek to brzmiało? Jasnowłosa grała na odpowiednich strunach, aby Romę rozluźnionego po posmakowaniu procentów z tutejszego baru, zainteresować swoją nietuzinkową ofertą. Jedyne co zapalało mu swoistą, czerwoną lampkę w jego umyśle, okazywał się zdecydowanie fakt, iż wiedziała czego dokładnie chce. Nie pozostawiało jednak żadnych złudzeń to, że to ona zapoczątkowała tę ich wspólną grę pozorów, w której Smok intencjonalnie uczestniczył, stając się umyślnie jej częścią. Czerpali z tego satysfakcję, przeciągając między sobą nieuchwytną dla nikogo poza tą dwójką linę, wyceniając się wzajemnie.
Och, doprawdy? Mamy do czynienia z kimś tak nieuchwytnym w takim miejscu jak to? — podjął wesoło, choć wcale nie wyglądało, jakby stanowiło to dla niego jakieś zaskoczenie. Pozornie uniósł brwi, ale na jego twarzy zbliżona ku temu emocja wcale się nie wymalowała. Roma sam w sobie stanowił bowiem przykład takiej jednostki, która niby obeszła system, ale nie pod tym kątem, że mu się otwarcie sprzeciwiała jak rasowi mieszkańcy kanałów, lecz  Fafnir pozostawał neutralny, nieuchwytny i nie rzucał się w oczy, tylko dlatego, że o taki stan rzeczy dbał. Jako pacyfista nie czuł najmniejszej potrzeby, aby włączać się w głupkowaty konflikt wewnętrzny władzy miasta i buntowników. Ich istnienie było mu kompletnie obojętne i miał je po prostu w głębokim poważaniu, stając się cieniem cieni i robiąc to co chciał, gdy cała wina spadała na szaraków. Wtapianie się w tłum gwarantował mu wygodę i bezpieczeństwo, które same w sobie stanowiły credo Romana. — Brzmi całkiem interesująco, kontynuuj, złotko. — mruknął zachęcająco niedługo po tym jak położyła mu rękę na ramieniu. — Ciężko byłoby oczekiwać, aby złodziej robił coś wykraczającego poza kompetencje związane z jego zawodem. — Roześmiał się dźwięcznie, lecz jego głos pozostał odrobinę ściszony, choć nawet i bez tego nikt w pobliżu nie mógłby wyłapać o czym rozmawiają. — Wszystko, jak mniemam, uzależnione jest od tego co kryje się pod tym jakże ekscytującym i równie niebezpiecznym powodem. Zapewniam, że to niezwykle kluczowa kwestia, która zadecyduje o tym czy zlecenie zostanie podjęte ze względu na bilans zysków i strat, rzecz jasna. — dodał z rozbawieniem, które znacząco zabiło rzeczowość wypowiedzi. Roma uśmiechnął się szerzej. Nie dało się jednak zaprzeczyć temu, że w głosie Romy wybrzmiewało zainteresowanie, które być może mogło nie zostać wyłapane przez głośną muzykę dobiegającą z sali, gdzie pijani ludzie nadal poruszali się w rytm klubowej muzyki.

//Podziwiaj mój „artyzm” po lekach. #doceniajidziękuj
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.07.17 0:24  •  Bar - Page 4 Empty Re: Bar
Miasto obleczone nićmi kłamstw. Mężczyzna wykreowany przez własną, wybujałą wyobraźnie, ukrywający się pod fałszywą tożsamością. I ona, nie mogąca nigdy utożsamiać się ze słowami takimi jak „prawda”, czy właśnie „szczerość”. Wymarzona sceneria. Jedyna w swoim rodzaju.
Masz rację — przyznała. — Szczerość jest wytworem ludzkiej naiwność, dlatego właśnie zostałeś o nią poproszony.  — To był test. Wcale nie zależało jej na tym, by mówił prawdę i tylko prawdę. Nie klęczał przecież przed konfesjonałem, nie spowiadał się swojemu bogu, jakikolwiek on by nie był, chociaż to pewnie beznadziejne porównanie, które nie miała racji bytu. Oboje nie byli przesadnie religijny. Ich wiara ograniczała się do własnych przekonań.
To był test osobowości, bowiem obraz psychologiczny eks-fizyka nuklearnego coraz mocniej rysował się w jej głowie. Analiza jego zachowanie i słów. Przetwarzanie ich w głowie. Dostrzegła każdy najmniejszy ruch jego ciała. I przede wszystkim ten, który chciała ujrzeć za wszelką cenę – zaciekawienie pobrzmiewające w rozbawionym do granic możliwości głosie. Połknął haczyk. Teraz była tego absolutnie pewna.
Rozsunęła zamek błyskawiczny torebki. Zahaczając palcami najpierw o preparat do higieny rąk (jakże miała ochotę z niego skorzystać!), a potem o krawędzi koperty. Pospolitej, białej koperty, którą można było nabyć w każdym sklepie za niezbyt wysoką cenę. Ta jednak miała jedną, charakterystyczną cechę wyróżniającą ją na tle sobie podobnych - znany przez mieszkańców miasta znak organizacji misternej widniejący w prawym, górnym rogu na jej wierzchniej stronie. Zacięła się papierem. Na jej palcu wskazującym pojawiła się rysa, a potem stróżka krwi. W jej wyobraźni ukazała się prężnie rozwijająca się sieć bakterii. Wzdrygnęła się, ale zapanowała nad drżeniem własnego ciała. Wyjęła przedmiot z torebki.  
W kopercie znajdują się tajnie strzeżone informacje dotyczące systemu bezpieczeństwa głównej siedziby SPEC. — Położyła białą jak jej cera kopertą na bladzie, nieopodal szklanki ze Szkocką. —  Rzecz, którą chce, jest właśnie tam i należy do Dyktatora. Jest niezwykle cenna, ale jednocześnie całkowicie nieprzydatna, dla kogoś, kto rządzi tym Miastem — oświadczyła po chwili, zerkając Alanowi prosto w oczy. Był trzeźwy. Alkohol nie był w stanie przeniknąć do jego umysłu. Nie w takiej skąpej ilości.
Na jej ustach pojawił się wątły, znaczący uśmiech. Interpretacja tego gestu była wręcz oczywista - rzucała mu wyzwanie, co zresztą czyniła od chwili przekroczenia progu tego pełnego znienawidzonego tłumu ludzi miejsca.
Ta rzecz, to... — kolejny raz unicestwiła własną przestrzeń osobistą, by bezpośrednio skonfrontować się z Wymordowanym; ich twarze były oddalone od siebie o zaledwie parę, nic nieznaczących centymetrów; jej poruszające się usta niemal ocierały się o wargi mężczyzny. Wymówiła swoje życzenie z tym samym uśmiechem, który pojawił się już wiele razy podczas ich rozmowy - słowa zostały zagłuszone przez muzykę, ale wiedziała, że Alan Adrien Sartre zrozumiał ich znaczenia, aż dobrze. Widziała to w jego spojrzeniu. Potem odsunęła się od niego niemal natychmiast, zanim doczekała się ze strony swojego rozmówcy jakiekolwiek relacji.
Czy jest to wystarczająco ekscytujące i równie niebezpieczne? Ryzyko jest duże, z czego zdaję sobie oczywiście sprawę. Wynagrodzenie będzie odpowiednie do jego kalibru. — Wyprostowała się, prosząc barmana o rachunek.
Ich transakcja chyliła się ku końcowi, przez to też poczuła ulgę, która jednak nie była w stanie w żaden sposób zneutralizować obrzydzenia. Nadal czuła na swojej skórze palący oddech mężczyzny. Musiała jak najszybciej opuści to pomieszczenie, by nie oszaleć, by nie pogrążyć się w swoich urojeniach.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.07.17 2:16  •  Bar - Page 4 Empty Re: Bar
Nie miał żadnych złudzeń, czy najmniejszych wątpliwości, że jasnowłosa rzucała mu jawne wyzwanie już samą swoją obecnością i to od momentu, kiedy tylko zaczepiła go w klubie, dziwnym zrządzeniem losu, zajmując miejsce tuż obok niego przy barze. Nie wierzył w przypadki bądź okazje pojawiające się znikąd — tym należało stosownie pomóc, by miały prawo bytu. Oczekiwanie nieznajomej w formie rzekomego mówienia prawdy i tylko prawdy, co tak naprawdę sprowadzałoby się do jego osobistej, wysublimowanej szczerości na własny użytek. Dla wielu utrzymywanie fałszywej tożsamości musiało być całkiem trudnym orzechem do zgryzienia, lecz nie dla eks-fizyka nuklearnego, który pożegnał się ze swoją karierą naukową, nie bez zgrzytania zębów i rozczarowania, ale jednak udało mu się, żegnając ten rozdział, zamykając symbolicznie drzwi do swojej przeszłości na tyle beznamiętnie, by dziś nawet się nie zająknąć przy kłamliwej opowiastce.
Roma nie zdawał sobie sprawy, że nieznajoma wie o nim zdecydowanie za wiele, zresztą nawet w najśmielszych snach nie podejrzewałby, że dogrzebałaby się do dawno nieaktualnych danych martwej sieci. Domyślał się jedynie, że ta próbuje go wyczuć, tak jakby była zdolna przewidzieć kolejny jego ruch, czego jednak zbyt pewna nie powinna być. Wchodząc z interesy z Romą powinna spodziewać się wszystkiego, w innym wypadku mężczyzna nie okazałby się sobą. Może i ukrywał inteligencję pod maską błazna z czystej wygody, lecz efektów poczynionych przez jasnowłosą ocenić jakkolwiek nie mógł. Nie wykazywał nadludzkich zdolności, a i spożyty alkohol nie służył mu zbytnio w stosownej ocenie sytuacji. Może i zachowywał trzeźwy umysł, mimo wesołego, zdradliwego na swój sposób uśmiechu, ale nie sposób nazwać to czymś wystarczającym.
Zmrużył ostrożnie oczy, zaś w opozycji do tego pozostał szeroki, rozbawiony uśmiech. Czy dobrze usłyszał? W kopercie znajdują się tajnie strzeżone informacje dotyczące systemu bezpieczeństwa głównej siedziby SPEC. Rzecz, którą chce, jest właśnie tam i należy do Dyktatora. Jest niezwykle cenna, ale jednocześnie całkowicie nieprzydatna, dla kogoś, kto rządzi tym Miastem. Ależ z ciekawym ziółkiem miał do czynienia! Jeśli dotychczas wzbudziła w nim głównie zainteresowanie swoim wyglądem zewnętrznym i zręczną grą słów, którą luźno podciągał pod niezobowiązujący flirt, teraz przeszła samą siebie i miała pewną jego uwagę. Sam nie spodziewał się, że ta noc okaże się aż tak zaskakująca.
Czy jest to wystarczająco ekscytujące i równie niebezpieczne? Ryzyko jest duże, z czego zdaję sobie oczywiście sprawę. Wynagrodzenie będzie odpowiednie do jego kalibru. — na dźwięk tych słów roześmiał się perliście, acz dźwięcznie. Na moment oderwał od niej wzrokiem, przebiegając po ścianach pomieszczenia, by chwilę później znów skrzyżować ich spojrzenia.
Tego typu zlecenie, złotko, będzie słono kosztować. Tego na pewno nie uda ci się spłacić przez łóżko, choćbyś została niewolnicą — oświadczył z ubawieniem, jak gdyby nigdy nic. Spraw takiego kalibru nie dało się załatwić lekko, a Roma nie zaliczał się do przekupnych i łatwych jednostek, zwłaszcza jeśli chodziło o interesy. Nie bez powodu wujaszek Fafnir i ciocia Ced tak dobrze sobie radzili z prowadzeniem biznesów i wzbogacaniu się – wiedzieli co się tak naprawdę liczy. Przechylił nieco głowę w bok, nadal nie odrywając od blondynki wzroku. — Wymagasz ode mnie nie lada poświęcenia, z reguły jestem pacyfistą i wolę pozostanie z boku. — dodał jeszcze z teatralnym niezadowoleniem, jakby pozostawał w tej sytuacji bezbronny i nie miał niby serca, by takiej damie w opresji odmówić.
Nadmierna bliskość nie do końca była w ich przypadku wskazana, nawet jeśli blondynka chciała utrzymywać pozory tego, że ma tutaj jakąkolwiek przewagę. Początkowo pozostawał niewzruszony na niewielką odległość, która ich od siebie oddzielała. Nieznajoma nie musiała jednak długo czekać na to aż Francuz skorzysta z okazji, aby tym razem to jej rzucić wyzwanie, bądź co bądź ryzykowne, ale czerpał z tego niemałą, trochę złośliwą satysfakcję. Zapewne nim ta zdążyła jakkolwiek zareagować złączył ich wargi, wymuszając na urodziwej nieznajomej pocałunek, kładąc tym samym prawą rękę tuż nad jej kolanem, by niepostrzeżenie lewą ręką zgarnąć kopertę bliżej siebie. Tak właśnie Roman Deveroux piekł dwie pieczenie na jednym ogniu. Czy wilk będzie syty i owca cała… dopiero się okaże.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.07.17 1:07  •  Bar - Page 4 Empty Re: Bar
Nie planowała tego. Zdecydowanie tego nie planowała. Jej analityczny umysł nie zarejestrował strategicznego momentu, kiedy to sprawy przybrały dla niej drastyczny obrót, mimo iż jeszcze chwilę temu zmierzały w dobrym kierunku, zgodnie z zapisanym w jej głowie scenariuszem, uwzględniającym kilka poprawek „w razie gdyby”. Jak widać, był to zły omen. Coś musiało pójść nie tak, coś musiało się zepsuć, jak jej światopogląd w przeciągu tych wszystkich nocy spędzony w obcięciach bestialskiej bezsenności. Podświadomie wiedziała, że samozaparcie nie wystarczy, by pokonać wszystkie te bariery, który chroniły ją szczelnie niczym kokon przed światem. Tak prozaiczna czynność jak zdjęcie rękawiczek, sam jej proces w publicznym, pożartym przez bakterie miejscu - do diabła, to właśnie ręce były siedliskiem wszelkich zarazków - był żmudny, wieloetapowy i nieczęsto kończył się porażką, kosztował ją dużo odwagi i wyrzeczeń. Rękawiczki w zasadzie były dla niej czymś porównywalnym do krzyża dla przeciętnego katolika - świętością. Z mieszanymi uczuciami, przygotowując się do tego psychicznie przez okrągły tydzień, zaciskając boleśnie szczękę, zrobiła to. Nawet poszła krok dalej - wypiła łyk alkoholu w miejscu publicznym, czego nie była w stanie osiągnąć przez ostatnie parę lat bez odpowiedniej motywacji (jej przygoda z alkoholem kończyła się na lampce wina, kiedy postanowiła sięgnąć po skrzypce, a były to momenty wybiorcze). Jej jedynym osiągnięciem w tej strefie było wypicie kawy w ulubionej kawiarni, po dokładnym sprawdzeniu lokalu od strony najbardziej ją interesującej, sanitarnej. Nic więc dziwnego, że zadrżała, a zaraz potem znieruchomiała, kiedy ten schorowany przez zarazę świata w postaci wirusa X mężczyzna miał czelność skraść jej pocałunek po naprawdę długim czasie. Zapomniała nawet, jakie to uczucie, jak wielki i niewytłumaczalny wstręt przylegał w takich chwilach do jej ciała, jakby była brudna, jakby naprawdę dawno nie konsultowała się z bieżącą wodą i środkami czystości, mimo iż w rzeczywistości czyniła to średnio parę razy w ciągu dnia. Nie pamiętała też — a może nie chciała pamiętać — kiedy dostąpiła tej wątpliwej przyjemności, jaką niewątpliwie było rozkoszowanie się bliskością drugiego człowieka. W odruchu bezwarunkowym jej dłoń złapała z rączkę pistoletu ciągle uwięzionego w kaburze. Oddychała, płytko nierówno. Resztki zdrowego rozsądku powstrzymały ją od wyciągnięcia broni, wycelowania nią w długowiecznego i naciśnięcia za spust. Albo po prostu była zbyt zajęta pobieżnym oszacowywaniem strat moralnych.
W każdym razie w pierwszym od ruchu zagryzła przednie zęby na dolnej wardze, by w kolejnym zazgrzytać na nich ze złości i z impetem odsunąć wargi od tych przesiąkniętych smrodem alkoholu szorstkich ust Francuza. Były to najprawdopodobniej jeden z nielicznych, naprawdę ludzkich i niewymuszonych odruchów jakie towarzyszyły jej w ostatnim czasie, klasyfikowany przez nią jako życiowa porażka. Potem pojawiła się chęć zwrócenia dzisiejszego obiadu, która ukazywała się jednorazowo w takich okolicznościach i była tylko nic nieznaczącym zalążkiem obrzydzenia, które głęboko zakorzeniło się w umyśle kobiety. Położyła tak samo zimne, jak jej zamarznięte przed laty serce, i równie drżące palce na skórze złodzieja, wbijając wypolerowane i wypiłowane perfekcyjnie paznokcie do skóry nadgarstka mężczyzny, który niefortunnie zacisnął swoją dłoń na jej kolanie. Swoją oblepioną zarazkami dłoń. Poczuła pod nimi krew. Lepką ciecz, która zapewne była ohydna w smaku. Alan Adrien Sartre był wrakiem, czymś w rodzaju antyku w muzeum, ze swoim prymitywnym sposobem myślenia, które najwyraźniej ograniczało się do równie prymitywnego zaspokojenia podstawowych potrzeb seksualnych. Jego krew, z dodatkiem procentów, sączyła się po jej smukłych palcach jak trucizna. Po chwili zwolniła uścisk, wstała z krzesła i wytarła dłoń w chusteczkę, którą uprzednio wyciągnęła z torebki. Kawałek po kawałku, centymetr po centymetrze, korzystając z usług środka do dezynfekcji rąk.
Długo milczała, walcząc już nie tylko z kotłującymi się w głowie myślami, ale również ze swoją fobiczną częścią natury, z której istnienia zdawała sobie rzecz jasna sprawy, ale nigdy nie miała zamiaru jej się przeciwstawić. Nie dlatego, że nie posiadała wystarczającej siły, by to uczynić. Powód był infantylny, prosty. Najprościej świecie była do takiego stanu rzeczy przyzwyczajona, jak perfekcyjnie nastawiony szwajcarski zegarek do punktualności. Choć emocje w niej wrzały, jak woda w czajniku, na jej twarzy nie odcisnęło się żadne świadczące o tym znamię. W tym momencie było kompletnie pozbawiona ekspresji. Jak oblicze chorobliwe białych bożków rzymskich wykute w marmurze. Właśnie tak w tej chwili wyglądała, jak posąg – gładki, nienaruszony przez żadne widoczne zmarszczki. Albo jak osoba umarła, a przecież już dawno umarła. W sobie.
Nie ceń się tak nisko. Przecież w latach swojej świetności byłeś ikonom fizyki nuklearnej. — Zadbała o to, by głos jej nie zadrżał. I nie zadrżał. Na szczęście miała opanowaną tę umiejętność w małym palcu. — Mam nadzieję, że pozytywnie rozpatrzysz moją małą, samolubną prośbę. — Założyła rękawiczki i zapłaciła za swój rachunek. Machinalnie, jak robot. Usta zaś wykrzywiła w grymasie, który miał uchodzić za uśmiech, ale w rzeczywistości był tylko jego parodią; jak sztuczne słońce unoszące się nad ich głowami, nieporównywalne z tym prawdziwym. — Proponuję, abyśmy spotkali się za trzy dni w tym samym miejscu i o tej samej porze. Myślę, że to wystarczająco dużo czasu na podjęcie decyzji. Do zobaczenia, Alanie.
Alanie Sartre, jeśli myślałeś, że jesteś nieosiągalny, srogo się pomyliłeś.
Och, ona też nie miała żadnych, nawet najmniejszych wątpliwości, że Alan Sartre będzie teraz ostrożniejszy i być może podejmie odpowiednie środki, by ją rozszyfrować. Na to właśnie liczyła. Wykradniecie z siedziby S.SPEC, a właściwie samemu Dyktatorowi jedną z najważniejszych i cenniejszych dla niego rzeczy, było tylko pretekstem. Zabawą, głupią gierką. Pretekstem. Niczym więcej.
Odeszła, nie oglądając się za siebie. Nie wiedziała jaki będzie jego następny krok i dlaczego nikt go nie pamiętał, dlaczego wszystko uchodziło mu na sucho. Nie wiedziała, ale chciała się tego dowiedzieć. Z tego właśnie powodu była nim zainteresowana, żywo zainteresowana. Z tego właśnie powodu zignorowała ostrzegawczą lampę w głowie, która zawsze symbolizowała niebezpieczeństwo. Zresztą kurtyna dawno się wzniosła. Aktorzy pojawili się na scenie. Jeden po drugim.

z tematu + Roma
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.10.18 1:54  •  Bar - Page 4 Empty Re: Bar
Stanął pod drzwiami klubu. Słuch zarejestrował dudnienie basów wewnątrz. Przestąpił przez próg, kierując się powolnym, pozornie pewnym krokiem głębiej i głębiej ku sercu całego lokalu. Osoby, które mijał, były ubrane bardzo luźno, a miejscami luźność zahaczała wręcz o ekshibicjonizm. Na zaledwie ułamek sekundy wzrok Yoshiro padł na pewną młodą kobietę. Uznał jej ciało za atrakcyjne, chociaż zawierało w sobie niezdrową ilość tworzyw sztucznych w postaci implantów. W porównaniu do nich android wyglądał jakby wybierał się na wesele albo na pogrzeb.
Dlaczego właściwie Yoshiro tutaj przyszedł? Nie miał się gdzie podziać. Chociaż wolał to zmienić, oprogramowanie uznawało siedzenie w mieszkaniu przez cały dzień za "nudne" i zmusiło go do ruszenia się na miasto. To jeden powód. Drugim był fakt, że miał zaprogramowane w sobie jego wspomnienia. Pamiętał, że on zwykł bywać w różnych klubach i barach. Jednym z nich był właśnie klub "Venus".
Kiedy tylko przestąpił próg głównej sali, został uderzony przez ścianę głośnej, wręcz ogłuszającej muzyki; wręcz cofnął się o krok, zaskoczony jej głośnością. Yoshiro być może był przyzwyczajony do czegoś takiego, jednak nie on. Dla niego hałas, tłum, krzyki, śmiechy - to wszystko wydawało się nie współgrać z jego oprogramowaniem, ujmując to w prostych słowach. Chciał jednak sprawdzić, co takiego Yoshiro widział w takich miejscach, a metoda empiryczna od zawsze była jedną z najlepszych metod na dowiedzenie się czegoś.
Głośna muzyka jednak była odległa od gustów androida. Starając się unikać tłumów, które niestety były tutaj niezwykle duże, Yoshiro wreszcie odnalazł się w cichszym zakątku klubu: w barze. Wciąż słyszał muzykę, lecz wydawała się bardziej odległa - do tego stopnia, że mógł ją tolerować. Było tutaj też mniejsze zagęszczenie ludzi; większość skupiała się na parkiecie. Miał zatem chwilę dla siebie. Niepewnie przysiadł przy ladzie i obejrzawszy różnorakie trunki i napoje bezalkoholowe, ostatecznie wybrał coś lekkiego. Nawet nie wiedział, co to, ale chciał tego spróbować, chociaż miał świadomość tego, że nie musi mu to smakować.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.10.18 16:50  •  Bar - Page 4 Empty Re: Bar
Przebywała w tym budynku już kilka, dłuższych chwil. Te chwilę nie były zarejestrowane jako najlepsze, ale hej, podobno osoby w jej "wieku" i wieku w okolicach Bereniki czasami zaglądają do takich miejsc. Stąd też, maszyna postanowiła sprawdzić co może być na tyle interesującego w dudniącym mało skomplikowaną w przekazie muzyką miejscu, które prawdopodobnie było używane tylko do ewentualnego nawiązania przelotnego stosunku z przypadkową osobą. Tak przynajmniej rozumiała z różnych źródeł. Dobra, większość z tego co widziała to widziała w anime, może być?
No, a wiedząc że anime nie jest najlepszym wyznacznikiem rzeczywistości, Elise postanowiła przekonać się na własne oc... Receptory wzrokowe i słuchowe przekonać, do czego przebywanie w tych miejscach służy. Nawet była bardziej przygotowana, poprzez chodzenie z rozpiętą bluzą zamiast zapiętą. Czarny kolor nadawał smukłości jej sylwetce, ale znużony wyraz twarzy i niezbyt wielkie zainteresowanie odpychało ewentualnie wstawionych bądź rozbawionych typów od niej. Jej brak reakcji na co odważniejszych, lub nieprzyjemnie zimne spojrzenie skutecznie powodował że miała spokój w obserwacji postępowań ludzkiej gawiedzi.
Wykonują jakieś dziwne, pokręcone podrygi do muzyki, a niektórzy z nich się do siebie przysuwają i ocierają o siebie, prawdopodobnie chcąc zbudować napięcie jakie potem rozładują między sobą. Kto by pomyślał, jednak anime miało racje! No, przynajmniej częściowo. Stąd też, jej wzrok starał się wyłowić coś interesującego, niestandardowego.
I jest. Jej wzrok podążył za chłopakiem, bliskim jej "poglądowemu" wiekowi, jaki wyglądał na dużo, dużo zbyt szykownie odzianego na to miejsce. Jego ubiór bardziej przywodził na ewentualne sugestie systemowi bale, czy restauracje, nie klub. Najwidoczniej też dudniąca muzyka była mu nie w smak, bo przemieścił się przez salę klubową do baru. Odbiła się od ściany i przechodząc na obrzeżach parkietu, zdecydowała się zbadać ten ciekawy przypadek.
- Nie wyglądasz jak osoba która by tu chciała być. Przyszedłeś odebrać wstawionych znajomych? - Spytała, opierając się o blat baru plecami, chowając swoje dłonie za nimi. Z bliska mogła się nieco bardziej przyjrzeć "dżentelmenowi", ale poza faktem niestandardowego na lokacje stroju nie była w stanie stwierdzić niczego konkretnego. Hmmm...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.10.18 14:49  •  Bar - Page 4 Empty Re: Bar
Zamówił szklankę whisky. Barman wrzucił do naczynia dwie kostki lodu, a następnie wlał doń brązowo-złoty trunek, aż sięgnął on wyżej niż owe kostki. Yoshiro podniósł szklankę, spojrzał na nią pod światłem, a następnie powoli i niepewnie wziął łyka. Nieprzygotowany i nieprzyzwyczajony do gorzkiego smaku alkoholu, skrzywił się i w odruchu potrząsnął głową. Zacisnął pod blatem pięść i rozluźnił ją kilka sekund po przełknięciu. Chociaż sama budowa jego ciała nie pozwala na upicie się, receptory smakowe działają tak samo jak u ludzi.
Słuch androida zarejestrował kobiecy głos. Zwrócił z kamienną twarzą wzrok w kierunku nowo przybyłej dziewczyny, z jakiegoś nieznanego mu powodu zainteresowanej jego osobą. Jej twarz była wręcz perfekcyjna, bez ani jednej skazy. Jak maska teatralna. Jej  ubiór pasował stylem do całej reszty bywalców klubu. Objął ją powoli, wręcz machinalnie, wzrokiem.
- Nie mam znajomych. Chyba - rzekł krótko Yoshiro, zachowując kamienną twarz. Kim jest ta dziewczyna? Czy Yoshiro ją znał? A może ona znała jego? - Pomyślałem, że sprawdzę, co takiego jest fascynującego w miejscu takim, jak to. Poniekąd.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.10.18 20:51  •  Bar - Page 4 Empty Re: Bar
Przyglądając się dobrze odzianemu chłopakowi z bliska system nie mógł usunąć ze swojej analizy elementu "nieludzkości" jaki osobnik zdawał się wykazywać. Nie mogła w pełni zdecydować z jakiego powodu to pojawiło się w analizie i czy jest to spowodowane faktycznie tym, że jej rozmówca nie należy do istot rasy ludzkiej - czy raczej faktem że takie sprawia wrażenie. Są wszak ludzie o takim zimnie ciała i wzroku godnym nie jednej maszyny, wykazujący się brutalnością i przebiegłością jaką takie nigdy by nie były w stanie przejawić. Czy to pobudzało większe zainteresowanie w Panience Elise? Być może. Analiza wymagała jednak więcej danych.
Krótki, oszczędny głos, znikoma mimika ciała. Jeszcze bardziej potwierdzał, że miejsca jak to nie są jego domeną. - Chyba? Nie jesteś w stanie stwierdzić, czy takich posiadasz? - Spytała, szczerze zainteresowana podchwytując tą końcówkę zdania. Wiele osób twierdziło że nie posiada znajomych, ale zazwyczaj mówili tak bo chcieli więcej uwagi. Czasami faktycznie ich nie mają, ale twierdzenie że "chyba" ich nie mają, element niepewności w określeniu posiadania znajomości? Niemniej, prawdopodobnie żadne z nich nie spotkało się wcześniej. Może minęli się na ulicy. Może spotkała jego "żywe" Ja poprzez minięcie go na ulicy. Kto wie.
- Wciąż wyglądasz na to zbyt szykownie. Jak widziałeś na wybiegu goryli... Znaczy, parkiecie, króluje to jak najkrótsze odzienie w celu bardziej odsłoniętego ciała o jakie można się otrzeć i pobudzić napięcie jakie następnie rozładują przy najbliższej okazji w chociaż lekko ustronnym miejscu. - Jej wzrok nie trzymał się sztywno na rozmówcy. Tłumacząc to, jej spojrzenie powiodło za typowym przykładem tego co powiedziała. Młoda, skąpo odziana dziewoja i jakiś wstawiony koleś, wyprowadzający się nawzajem z parkietu i znikający gdzieś w korytarzach klubu. Westchnęła, odbijając się dłońmi od blatu na moment, tylko po to by znów się o niego oprzeć, tym razem z ramionami splecionymi na klatce piersiowej. - Będąc szczera jednak, z podobnego powodu co Ty postanowiłam tu zajrzeć. Najciekawszą rzeczą jaka się zdarzyła było przyjście szykownie odzianego osobnika jednakowoż. - Uniosła nieznacznie prawy kącik ust ku górze, wymownie patrząc teraz na swojego rozmówcę. Próbowała go w jakiś sposób kokieterować? Nie. Zwyczajnie chciała zabić czas z kimś kto wyglądał i wydawał się ciekawszy niż troglodyci z parkietu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.10.18 21:10  •  Bar - Page 4 Empty Re: Bar
- To... - urwał błyskawicznie. Wyszukał w swojej pamięci najbardziej pasujące słowo. Nie chciał bowiem dzielić się faktem, kim w istocie jest. Chociaż tacy jak on to powszechność w mieście, to on już został wielokrotnie uświadomiony przez swoich... właścicieli/rodziców... że nie jest tym, kim został stworzony, żeby być. Był kimś kompletnie innym i jedyne, co ich łączy, to ta sama twarz. - ...skomplikowane - powiedział wreszcie sekundę później.
Jednym szybkim łykiem dokończył whisky i znowu "trzepnął" go ten gorzki smak. Skrzywił się na nowo i zadrżał, czując, jak alkohol spływa w dół jego gardła i ląduje w syntetycznym żołądku. Podsunął szklankę barmanowi i poprosił tym razem o coś słodkiego, bez procentów, by wypłukać z ust posmak trunku. Na te słowa mężczyzna za ladą nalał mu coli i postawił butelkę przed nim na wypadek, gdyby chciał dopełnić szklankę. Yoshiro szybko się napił i odetchnął z wyczuwalną ulgą.
- Niespecjalnie podobają mi się takie ubrania. Przynajmniej na mnie. Kiedyś - być może, ale teraz... - Pokręcił lekko głową na zakończenie swojej wypowiedzi. Dostrzegł na ustach dziewczyny nikły uśmiech. Odpowiedział jej tym samym. Tutaj coś ich łączyło: oboje najwyraźniej byli oszczędni w okazywaniu emocji. Metaforyczne trybiki w jego głowie lekko zatykały: a może...?
- Dziękuję - rzekł w odpowiedzi na komplement. Wyciągnął ku niej smukłą dłoń i przedstawił się: - Yoshiro Kobayashi. Miło poznać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.10.18 21:38  •  Bar - Page 4 Empty Re: Bar
- Rozumiem. - Krótka odpowiedź, gdyż nie poczuwała się do potrzeby rozwijania jej niepotrzebnie. Pod określeniem "skomplikowane" jakim została obdarowana w formie odpowiedzi maszyna była w stanie dopowiedzieć sobie sama wiele ewentulnych wyjaśnień. Od bycia pogardzanym przez ludzi w swoim otoczeniu, przez bycie zwyczajnie niechętnym do konktaktu bezpośredniego z innymi lecz chętnie przez internet, aż do faktu że to znajomi rodziny, nie jego. Wiele wyjaśnień, acz nie posiadała powodu by drążyć ten temat. Jeszcze. Kto wie - może zmieni to postanowienie.
Obserwowała jego reakcje na cierpki alkohol. Z wyglądu i butelki trzymanej przez barmana szybko wywnioskowała co to za alkohol, a reakcja nań wskazywała że nie ma do czynienia z zawodowym specjalistą od upijania się. Kolejny powód dla którego jej rozmówca nie pasuje do tego miejsca - na jego miejscu większość z "parkietowców" by chciała jeszcze w celu większego upicia się, co w dalszym rozwoju spowodowałoby u nich wzrost pewności siebie. Najwidoczniej jednak jej rozmówca faktycznie "badał" atrakcje tego miejsca, i póki co żadna mu chyba nie pasowała.
- Jakie to u... ... Nieważne. - Maszyna szybko urwała temat swojego pytania, nie chcąc się zdradzić. Odwróciła spojrzenie w kierunku ziemi, nie tyle co zawstydzona, co winna swojej ciekawości. Prawdopodobnie nie byłoby to zaskakujące gdyby odkryto jej rasę, lecz wolała nie robić tego zbyt szybko, utrzymując "zasłonę" bycia człowiekiem jak długo to możliwe. Pytanie zaś "jak to smakuje" prawdopodobnie wiązało by się z ewentualnym zaproponowaniem spróbowania, na co musiała by niestety odmówić. Elise nie była w stanie stwierdzić czy jej budowa ciała jest w stanie przyjąć płyny lub posiłki. Nigdy nie pytała o to ani ojca Emilii, ani jej samej, gdyż nie poczuwała potrzeby by to sprawdzić. Podobnie zresztą inne, przyziemne działania ludzi, jak zaspokajanie ich postawowych instynktów.
- Ułatwiają poruszanie się, to z pewnością. - Zauważyła, unosząc z powrotem spojrzenie. Mogą się nie podobać z wyglądu, lecz nie można im zaprzeczyć tego, że ułatwiają poruszanie się w mniej lub bardziej standardowe sposoby.
Kiwnęła delikatnie głową, by następnie odpowiedzieć na jego gest powitania poprzez uściśnięcie dłoni. Z pewnością jednak zimno jej ciała mogło coś zdradzić.
- Elise Kamińska, również mi miło. - Nigdy nie posiadała własnego "nazwiska", stąd też przedstawiała się zawsze nazwiskiem właścicielki. To zawsze jakaś opcja?
- Coś konkretnego skierowało cię do sprawdzenia co w tym miejscu jest interesującego, czy zwyczajna ciekawość i brak opcji na spędzenie wolnego czasu? - Tak, zamierzała jeszcze trochę podrążyć ten temat, głównie dlatego by dowiedzieć się coś więcej o tym, jak bardzo mogli być podobni w decyzji dlaczego odwiedzili to miejsce. Kto wie, może dzięki temu dowie się więcej o swoim rozmówcy?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.10.18 22:05  •  Bar - Page 4 Empty Re: Bar
Kiedy Yoshiro zginął tego dnia na motocyklu, jego rodzice byli zdruzgotani; to był ich jedyny syn, wielbiony za samo bycie, chociaż utracjusz. Teraz prawdopodobnie części jego ciała służą innym - tak jak to bywa z szalonymi motocyklistami. Wówczas złożyli zamówienie na nowego Yoshiro. Miał być doskonałym synem - nienarzucającym się, łagodniejszym i stroniącym od ryzykownych wygłupów. Ta właśnie "doskonałość" okazała się największą wadą tego Yoshiro. Gdziekolwiek się nie udał i czegokolwiek nie zrobił, to nie był ten sam chłopak, który ledwie rok wcześniej zakończył swój krótki, lecz pełen intensywnych emocji żywot. Nie było już Yoshiro; był tylko YK-200 - maszyna, replika mająca go jedynie imitować.
I ta maszyna miała tego pełną świadomość. Przypominali jej o tym rodzice zmarłego. Pani Kobayashi zaczęła aktywnie go unikać, popadła w głęboką depresję, kiedy samą obecnością android przypominał jej o stracie dziecka. Pan Kobayashi z kolei traktował go coraz chłodniej i chłodniej, bardziej jak pracownika czy sługę niż jako syna. Yoshiro nie wiedział, co takiego robił źle. Nie umiał inaczej. I wreszcie pewnego dnia po prostu odszedł, wsparty przez "ojca" w tym przedsięwzięciu. To była ich ostatnia bezpośrednia interakcja.
Zakonotował sobie w pamięci nazwisko nowej znajomej: Elise Kamińska. Nazwisko brzmiało bardzo niejapońsko. Musiała pochodzić z innego miasta - to pierwsza hipoteza, która przyszła Yoshiro do głowy.  Zawahał się, kiedy zadała kolejne pytanie. Przeszukał bazę danych w poszukiwaniu odpowiednich słów, które mogłyby przekazać przynajmniej półprawdę.
- Powiedziałbym, że ciekawość połączona z... poleceniem mi tego miejsca przez kogoś - powiedział, ułożywszy szybko jako tako spójną odpowiedź. - Zazwyczaj nie wychodzę z domu, wolę ciszę i spokój. Ale pomyślałem, że skorzystam z okazji, że mam wolny dzień i zobaczę, co takiego się tu dzieje. Dotychczasowe doświadczenie mogę streścić następująco: jest tu bardzo tłoczno i bardzo głośno.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Bar - Page 4 Empty Re: Bar
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach