Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Pisanie 27.09.16 1:31  •  Bar - Page 2 Empty Re: Bar
Ruuka bawił się swoim drinkiem do czasu, aż nie dostrzegł rozcapierzonych palców chwytających za szkło. Puścił je machinalnie, choć w każdej innej okoliczności prędzej pożarłby się z Harakawą niż pozwolił, by znów brała to, co jego. Dudnienie wokół i wibracje trzęsące barem, okolicznymi stołami i ludźmi sprawiły jednak, że głównie skupiał się na rozmowie, nie czynnościach.
Rzadko trzeba tak bardzo marszczyć brwi przy zwykłych pogadankach.
Z drugiej strony nieczęsto przychodził do klubów wielkości połowy miasta.
- Matthew – powtórzył za nim, bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego. To imię brzmiało obco. Samo wypowiedzenie go wydawało się awykonalne i Ruuka miał wrażenie, że gdyby nie szeptał, zniekształciłby je do formy sepleniącej papki. - Czy to nie ty jesteś tym gościem, który naprawił mi kiedyś...
- A! Ruuchan?
- Hm? – Spojrzał na nią.
- Pijesz coś innego?
- Nie.
- Aaa, słodkie!
Uniósł brew.
- Chcesz spróbować moje?
Dlaczego to działo się tak szybko?
Chłopak zmrużył oczy i już miał zamiar rzucić, że przecież wszyscy mają to samo, ale piorunujący wzrok Harakawy nie tylko zamknął mu buzię – zbił go z tropu.
Nie był sentymentalny i niespecjalnie raziło go zachowanie Ylvy. Nie oszukując się – każdy palant trzecioplanowy zauważyłby, że łączyła ich długoletnia relacja. Po takim czasie nabywa się umiejętności ignorowania zachowań, które wcześniej denerwowały.
A jednak ta cholerna akcja z wczoraj była...
- Bawię się?
To "bawię się" zwróciło Ruukę światu. Powieki zamrugały kilkakrotnie, jakby ocknął się w obcym miejscu przy nieznajomych ludziach. Zniknął mu sprzed oczu własny pokój, zatarły się zapachy i  znajome odgłosy. Muzyka buchnęła w niego z takim impetem, że każdorazowa próba odnalezienia się kończyła etap sromotną klęską.
Potarł więc dłonią czoło, skroń, a potem policzek, ostatecznie muskając palcami zgniłozielonego siniaka.
- Widać – mruknął, opierając ostatecznie dłonie na samym brzegu blatu i odchyliwszy się odrobinę, zerknął na Ego. Jeżeli to nazywał zabawą, ciężko było sobie wyobrazić, jak się nudził.
- A bo ja wiem jak?
Ciemne spojrzenie przemknęło w bok, lądując na Verity. Jego barki mimowolnie uniosły się i opadły w oczywistym geście – ciężka sprawa z tymi imprezami. Nie mam pojęcia, jak ludzie się tu odnajdują.
- Ale zawsze można poszukać mniej zaludnionego miejsca. – Przeskoczył z Verity na Ego. - Może gdzieś tam będą twoi znajomi? Zresztą... jest coś takiego jak identyfikator.
Gdy Kyouryuu uniósł rękę, zza linii marynarki wysunęło się srebrne urządzenie; takie samo jak miliony cudzych zegarków opinających nadgarstki obywateli.
- Nie możesz po nich zadzwonić? Albo chociaż wysłać maila, żeby wiedzieli, gdzie jesteś? Może cię teraz szukają, przetrząsając pół lokalu.
Dopiero kolejne słowa Matta zasznurowały mu usta. O ile był skory układać je w uśmiech aż do tego momentu, tak wystarczyło jedno pytanie, by mina zrzedła, zastąpiona przez ostrożność.
Pamiętał błysk w oczach tamtej kobiety i wściekły warkot mężczyzny – brzmiał, jakby w gardle zamontowany miał zepsuty silnik bmw. A patrząc na to, gdzie pracował Ruuka – znał się na rzeczy na tyle, by to porównanie miało rację bytu.
- Cóż, to jest... – zaczął, machinalnie pocierając szczękę palcami.
Mozolił się na tyle, by dać Harakawie pole do popisu i pospieszył do tego stopnia, by na samym końcu lekko wzruszyć barkami i z ponownym uśmiechem mruknąć ciche: "coś takiego".
Do diabła, po co te podchody?
Przegryzając wewnętrzną stronę policzka uznał, że były niepotrzebne, a jednak się w nie wciągnął. Machnął więc dłonią, odrzucając temat jak najdalej.
- Czasami nam się zdarza... Źle to wygląda? – Odsuwając rękę od żuchwy wskazał jeszcze raz palcem na pamiątkę. - Prawie tego nie czuję. Bardziej mnie boli brak Hibiki. Nie ma jej nigdzie w zasięgu wzroku. Swoją drogą, Ver, znałaś ją już wcześniej?
_____________________________________________

^ Nie wiem, co zgwałciło tego posta, ale musiało być wielkim zwyrolem. Tak więc wszyscy głęboki wdech i za ojczyznę.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.09.16 14:25  •  Bar - Page 2 Empty Re: Bar
Spokojne siedzenie na krześle przerwała jej krótka wibracja w kieszeni spodni. Drgnęła nieznacznie i odstawiła swoją szklankę na kontuar, by wydobyć telefon. Było to o wiele trudniejsze zadanie niż mogłoby się w teorii wydawać, gdyż porządnie przylegający do ciała ciemny dżinsowy materiał nie ułatwiał sprawy. Po pierwszej nieudanej sprawie i niemalże połamaniu sobie palców dłoni zsunęła prawą nogę na ziemię i dopiero po jej wyprostowaniu nieszczęsne urządzenie dało się wyjąć. Ledwie telefon znalazł się w dłoni zielonowłosej, lekko odbiła stopę od podłoża i usiadła na powrót, kierując uwagę ku migającemu na ekranie komunikatowi: 2 nowe wiadomości. Mechanicznym ruchem odgarnęła włosy z twarzy i sprawnie wystukała odpowiedź. Po adopcji jedno się nie zmieniło; nadal gdziekolwiek nie wyszła na dłużej, musiała raportować, że wciąż żyje. A podobno M-3 to takie bezpieczne miejsce!
Wzięła szklankę z powrotem do ręki i przygryzła wystającą z niej słomkę. Próbowała jakoś nadążyć za ogólnym tokiem rozmowy, ale ani jej tempo, ani panujący dookoła harmider nie ułatwiały śledzenia wątku. Zresztą Verity nawykła już do trzymania się na uboczu w większym gronie ludzi i tym razem nie było inaczej. Jeden rozmówca nie stanowił dla niej problemu, ale trójka na raz? W takiej sytuacji ograniczała się do roli biernego słuchacza, tylko okazjonalnie wtrącając coś od siebie. I tak nie miała wystarczającej siły przebicia.
- Matthew? - powtórzyła też, trochę zaskoczona. Pochyliła się nieznacznie w kierunku uzbrojonego w jelenie rogi chłopaka jakby obawiając się, że się przesłyszała. Zaraz też ciemne brwi skoczyły ku sobie, w czasie gdy dziewczyna uważnie przetaksowała nowego znajomego na obecność obcych cech wyglądu. Wprawdzie mogła się mylić, ale...
- To nietutejsze imię. Pochodzisz z innego Miasta? - Trochę strzelała, bo równie dobrze to rodzice czy dziadkowie chłopaka mogli pochodzić spoza M-3. Ale w każdym wypadku odpowiedź bardzo ją ciekawiła, w końcu sama nie była rodowitą Japonką. W zasadzie nie była takową wcale i ten fakt aż bił po oczach.
Pociągnęła kolejny łyk swojego napoju, aż ciche siorbnięcie oznajmiło wyczerpanie materiału. Bezużyteczna szklanka została niezwłocznie i bez sentymentu porzucona. Stuknięcie szkła o blat utonęło w gwarze toczącej się rozmowy, za którą zielonowłosa nadal ledwie nadążała. Cud, że pomiędzy wymianą kolejnych zdań dosłyszała własne imię.
- Wcześniej? Nie, w sumie to dopiero niedawno się natknęłam na jej piosenki. Nie wiem czy przypadkiem nie przyjechała kiedyś na koncert do M-1, ale na pewno na nim nie byłam. Kojarzę jakiś plakat chyba. - Oparła podbródek na zwiniętej dłoni, a łokieć wraziła na barowy kontuar i spojrzała z zamyśleniem gdzieś w tłum. Przypominała jej się jakaś rozmowa na temat zagranicznej (przynajmniej wtedy) piosenkarki i zażarta dyskusja wśród jej paczki, czy wybrać się na taką egzotyczną ciekawostkę, czy raczej na ostatni pokaz najnowszego filmu o superbohaterach. Niewykluczone, że chodziło wtedy właśnie o Hibiki, ale głowy by nie dała. w końcu było to dobry rok temu jak nie więcej, a oderwanie od tamtego środowiska przyspieszało wyrzucanie wspomnień z pamięci.
Oderwała się wreszcie od buszowania w przeszłości i zerknęła w kierunku Ego. Na dosłownie moment udało jej się wychwycić jego spojrzenie, na co od razu się uśmiechnęła w nieco pocieszający sposób. Może to tylko takie wrażenie, a może jelonek wyglądał nieco apatycznie i przydałoby się go nieco rozweselić.

Gwałciciel postów nadal grasuje. Uważajcie na siebie ;-;
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.10.16 15:48  •  Bar - Page 2 Empty Re: Bar
Trochę za dużo. Czego za dużo? Wszystkiego. Głosów, myśli, pytań, świateł, dźwięków. Zanurzył się w nich, trochę nieprzytomnie, łapiąc strzępki ostatnich zdań i pytajników na ich końcach, próbując odnaleźć szczeliny w które mógłby wcisnąć swoje odpowiedzi, aby nie zostawać w tyle rozmowy i znów nie zgubić się. Po kolei, Matt, ogarnij się.
- Tamagotchi?... - wymamrotał kończąc zdanie Ruuki, ale ten już był w innej rozmowie. Konwersowanie w cztery osoby to czysty apokaliptyczny chaos. W każdym razie, tak sądził, że mogło być to Tamagotchi. Czy Ruuka wyglądał na kogoś kto mógłby mieć Tamagotchi? Ostrożnie stwierdził, że być może, ale nie chciał z góry osądzać. Bo ostatnimi czasy w dłoniach do naprawy wpadła mu też drukarka 3D, biomechaniczna proteza, telefon, ktoś mu nawet przytachał mikrofalówkę, i nie bardzo wiedział jak powiedzieć ludziom, że jest informatykiem, a nie technikiem-złotą-rączką-panem-Staszkiem-od-wszystkiego (a mikrofalę zepsuł jeszcze bardziej. Jego sąsiadka Yuki mu pomogła z usterką zanim zjarał sobie cały pokój). Poza tym, zawsze bardziej pamiętał sprzęt niż twarze ludzi którzy mu to w ręce składali. A Tamagotchi to coś co akurat nie zapomina się tak szybko, bo kto w autobusie na głos wzdycha, że mu się kioskowa zabawka zepsuła, a chwilę później masz to w rękach bo akurat w plecaku znalazłeś odpowiednio mały śrubokręt żeby pomóc.

Niestety wróciło do tematu znajomych i Ego znów nie wiedział jak przekazać wszystkim obecnym faktów, że:
a) nie umie w rozmowy telefoniczne,
b) żył w swoim własnym, nieustanie samodestrukcyjnym świecie, gdzie sądził, że dzwoniąc będzie im tylko zawracał głowę,
c) był na nich irracjonalnie obrażony, że to oni nie dzwonili do niego.
I teraz było mu już wszystko jedno czy się z nimi odnajdzie czy nie. Nie miał siły za nimi biegać, samemu skazując się na odosobnienie. A potem frajer się dziwi, że zawsze jest sam, pff.
- Eeeewwww pffff - oddalił machnięciem ręki wszystkie próby chętnych do zorganizowania dla niego akcji ratunkowej jakby oddalił się od swojej klasy na wycieczce szkolnej. - Jestem pewien, że jeszcze zdążę się z nimi zobaczyć - powiedział, mając nadzieję, że nie zdąży się z nimi jeszcze zobaczyć. Świetnie mu było tam gdzie był. Może to przez fakt, że coraz więcej ludzi szło do głównej sceny, węsząc w powietrzu że gwiazda tego wieczoru niedługo się tam zjawi we własnej osobie.
Co dalej Harakawa i Ruuka mu powiedzieli o siniaku i "przypadkowych" ciosach w szczękę, cóż, nie uwierzył. Przynajmniej nie do końca. Skłonny był zaakceptować fakt, że rzeczywiście mu przywaliła, ale wszystko inne wyglądało nie tak jak powinno. Zerknięcia na siebie, zachowanie, ton głosu. Nie był ekspertem od psychologii ani kłamstw, ale... ale jeśli chodzi o kłamstwa na temat siniaków i ran... na tym się znał. Bardzo dobrze. Zbyt dobrze żeby było to normalne. Ale kiwnął głowa przyjmując wyjaśnienie, nie jego sprawa co ci ludkowie robią w swoim wolnym czasie. Właściwie czuł się głupio, że w ogóle zapytał. Szybko i z taktem na jaki tylko było go stać brnął w rozmowę dalej, tym razem odpowiadając Verity, chętnie i z powoli jaśniejącą iskierką w oku. Temat w który weszła najwidoczniej go trochę ożywił.
- Miasto 1 - potwierdził chętnie prostując ramiona. - Hibiki była w M1? Jesteś z stamtąd? - Szczere pytanie, nie coś o co pytasz żeby jakoś przepchnąć dalej rozmowę. Nie tak wiele było przeprowadzek czy turystyki w Miastach z powodów różnych przyczyn, od utrudnień transportowych przez pozwolenia i przepustki, po brak chęci do ogólnych podróży kończąc.
Im dłużej siedzieli, tym mniej ludzi dookoła, a gwar z oddali coraz większy, co mogło być odpowiedzią na pytanie Ruuki, gdzie to ta Hibiki jest. Zdaje się, że wchodziła na główną scenę. Matt wpił palce jednej dłoni w siedzenie, drugą zakotwiczył się do drinka i miał nadzieję, że fala nie porwie go od baru w serce klubu. Spokojnie mógł przecież słuchać muzyki tutaj, racja?
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.10.16 22:21  •  Bar - Page 2 Empty Re: Bar
Nie rozkopywała I nie dopytywała, czy nowo poznany chłopak kupił jej bajeczkę. Najważniejsze, że nie drążył dalej tematu. I że Ruuchan podjął jej wyjaśnienie, a nie postanowił obnażyć jej kłamstewka przed wszystkimi. Oderwała spojrzenie od Matthew i wbiła go w swój napój, leniwie bawiąc się rurką, w milczeniu przysłuchując wymianie zdań. Szczerze powiedziawszy odgłosy klubu coraz mocniej odbijały się od szklanej ściany, jaką dziewczyna rozciągnęła dookoła siebie. To nie były miejsca dla niej. Zwłaszcza koncerty jakiejś nieznanej jej wokalistki. Nie no, oczywiście, że imię Hibiki obiło się o jej uszy. W szkole prawie non stop o niej gadano, ale Ylva nigdy nie należała do tych osób, co podążają za trendami. Bez znaczenia czy to były treny modowe, kulinarne czy muzyczne. Jakoś tak zawsze przypadkiem omijała to łukiem. I tak też było teraz,  Hibiki.
- Lubie ją? – wreszcie przerwała swoją nienaturalną ciszę, zwracając się do pozostałej trójki. Możliwe, że pytanie było nie na miejscu i trochę głupie, ale łudziła się, że może któreś z nich znajduje się w podobnej sytuacji co ona.
- Ja w zasadzie w ogóle jej nie znam. Właściwie nie powinno mnie tu być. Ale z drugiej strony nie spotkałabym się wtedy z Verity i nie poznałabym Matthew. Jak widać wszystko ma swoje dobre i złe strony. – zaśmiała się naturalnie, choć w jej śmiechu było coś zastanawiającego i poniekąd nieco wymuszonego, acz ciężkiego do wyłapania dla zwykłego zjadacza chleba, który widział dziewczynę może z parę razy w życiu.
- Woah, serio? M1? Brzmi fajnie. – podparła się jedną dłonią o bar, a na niej ułożyła brodę, siedząc przodem do reszty. - W sumie wyjechałabym kiedyś z M3. Zobaczyć inne miasta. Taka przygoda życia. – dodała z lekkim uśmiechem i odepchnęła się od baru, by okręcić się dwa razy na krześle, który zajmowała.
- Ciekawe… czy w którymś z miast znajduje się morze. Słyszeliście o tym? Wielkie zbiorniki pełne solonej wody! A jak stoisz na brzegu, to nie widzisz drugiej strony! Niesamowite! Albo góry! Taaaakie wysokie, że nie widzisz szczytu! – przypomniała sobie opowiadania swojego ojca, kiedy wracał z różnych wypraw. Od dziecka chłonęła je jak gąbka, chcąc wiedzieć więcej i więcej. A teraz poczuła się nieco nostalgicznie na samo wspomnienie. I choć nie było już go przy niej, to wciąż pozostawały marzenia o niemożliwym.
- Ponad—
- Harakawa-san? – słodki głosik przebił się jakimś cudem przez rozwrzeszczany matłoch. Ylva momentalnie spojrzała w stronę trójki znajomych i uśmiechnęła się szeroko.
- Woah! Przepraszam na chwilę! – zeskoczyła z taboretu I podbiegła do niskiej, ciemnowłosej dziewczyny, z którą się przywitała I jej dwójki męskich towarzyszy.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.10.16 1:58  •  Bar - Page 2 Empty Re: Bar
Tamagotchi?
Może? – Przymrużył oczy w zastanowieniu, choć każda ewentualna próba skonkretyzowania tego, skąd mogli się znać – o ile w ogóle się znali – i tak kończyła się fiaskiem. Nie trzeba było zresztą długo czekać na zagłuszenie wszelakich myśli – Harakawa i jej niezawodny ton głosu wciskający się do uszu z nadzwyczajną skutecznością i tym razem wyrwał Kyouryuuego z zastanowienia. Przemilczał nawet motyw znajomych Matthewa, choć do tej pory ten wydawał się dla niego priorytetem.
Morze? – prychnął zaraz, jednym haustem dopijając drinka. Podniesionym palcem wskazującym przywołał barmana i zamówił kolejną pozycję, tym razem z alkoholem. ─ Słyszałem, że jest zatrute, a niektórzy twierdzą, że po kontakcie z nim ludzie zamieniają się w potwory. Dlatego nie sądzę, żeby wyprawy poza Miasto były bezpieczne. – Odchrząknął znacząco. ─ Jeżeli chodzi o zwykłych mieszkańców, rzecz jasna. Wojsko jest wyspecjalizowane. Asortyment też pewnie mają dostosowany do skali zagrożenia i żadne skażone wirusem wody im niestraszne. Ale szary obywatel? – Pokręcił głową, jakby zobaczył przed oczami obraz statystycznego Kowalskiego-san na skraju M3 i Desperacji i tylko ten nagły ruch mógł rozwiać mglistą wizję takiej niedorzeczności. ─ To nie zabawa. Rząd stale uczula, by być ostrożnym, szczególnie wtedy, gdy mieszka się na obrzeżach. Wyjazdy do innych Miast też są rzadko organizowane. Powietrzna opcja jest ponoć szczególnie nielubiana, kilkakrotnie jakieś bydła strącały samoloty pasażerskie, a ileż można angażować helikoptery ze świadomością, że połowa z nich i tak wybuchnie uderzając w jedną ze skalnych ścian albo rozbijając się na pustkowiach?  Nawet jednostki wojskowe nie wracają, a na pewno nie w komplecie. Poza murami żyją stworzenia, o których nie opowiadano od tysięcy lat. Teraz to wszystko wycieka, zresztą, dzięki samemu dyktatorowi. Wygląda na to, że chcą uświadomić społeczeństwo, może jakoś nas wyczulić na zagrożenie. Droga typowo lądowa jest tak samo problematyczna. Jakby spojrzeć na to z perspektywy...
Ściął się nagle, zaciskając mocno usta w cienką linię – tak mocno, że wargi zniknęły z pola widoku. Przed nim stała już szklanka z drinkiem. Nawet nie zauważył, w którym momencie barman podszedł do niego i postawił kolory napój tuż przed nosem, ze szkłem milimetr od opartej o blat dłoni. Ciemne brwi od razu ściągnęły się ku sobie, jakby najwyższym priorytetem było rozgryzienie tej krótkiej zagadki, ale szybko doszedł do wniosku, że wszystko mu jedno – problemem nie było to, że odpłynął. Problemem było to gdzie odpłynął i jak silny okazał się nurt.
Dłonią przesunął po ustach. Był niemal przekonany, że wciąż czuje gorzki smak słów, jakie cisnęły mu się na wargi, jak raz nie będące uformowane w szczeniacki uśmiech typowego chłopaka z liceum.
Nieśpiesznie odsunął rękę od twarzy i ujął w palce lodowatą, wilgotną szklankę. Podniósł ją, by upić kilka łyków. Nie czuł różnicy – alkohol nigdy nie wywoływał u niego szczególnych skutków ubocznych. Może dlatego w czasie wymiany zdań między Mattem a Verity, zdążył wyżłopać całą porcję i zamówić jeszcze jedną.
Gdzieś tylko w trakcie zerknął za Ylvą, śledząc jej sylwetkę tak długo, aż ta nie dotarła do niewielkiej grupki znajomych. Odchylił głowę na bok, wracając wzrokiem do barmana, naraz się uspokajając. Wystarczyła sekunda, by zamilkł i druga, by zdał sobie sprawę, że może jego relacja z Ylvą była na swój inwazyjny sposób zwyczajnie przytłaczająca.
Nie ukrywając – wraz z nią stanowił hałaśliwy duet. Obojętnie czy gadał sam, czy oddał jej lejce w rozmowie – najczęściej przodowali w pogadankach ciągnąc tematy dla innych niezrozumiałe. Z zimnym szkłem na ustach przy upijaniu kolejnego łyka pomyślał, że jakakolwiek demonstracja zażyłości innych wprawia w zakłopotanie.
Może nawet rozdrażnienie.
Kątem oka wychwycił Matta, który pochylał się w stronę Verity, może podnosząc tym skuteczność w przebiciu się przez dudnienie muzyki. Jednak wystarczyło tak niewiele, żeby między dwoma aspołecznymi jagniętami nawiązała się nić porozumienia. Chcąc to wykorzystać uniósł na moment spojrzenie i odstawiwszy szklankę na blat, zsunął się z krzesła.
Zaraz wrócę – zapewnił obronnie, machinalnie zerkając na nadgarstek. Identyfikator wskazywał godzinę za piętnaście dwudziestą pierwszą. ─ Dowiem się co z Hibiki.
Mijając Ylvę lekko dotknął dłonią jej dłoni, skinięciem głowy witając się z jej znajomymi.
Trzeba się rozeznać w sytuacji.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.10.16 20:49  •  Bar - Page 2 Empty Re: Bar
Pomimo laserowych wiązek doładowujących, włączonego trybu oszczędzania energii oraz wyłączenia wszystkich funkcji poza tymi, które były niezbędne do jej prawidłowego funkcjonowania i rozumienia emocji, wolała się nie nadwyrężać. Pierwszy raz od dość dawna wystawiała się na duży pobór mocy, a przeprowadzone wcześniej testy obciążające były tylko teoretyczne - nie było praktycznej utraty androidzich sił. Dochodziły też czynniki nieoczekiwane, w końcu byli w przestrzeni publicznej i mimo ochrony mogli zostać zaatakowani. I nie, nie zamierzała się wtedy ewakuować tylko ochraniać swoich gości. Byli ważniejsi od niej, bo przede wszystkim nie żyli życiem sztucznym a prawdziwym.
Wydostała się wreszcie z głównej sali i tłumu tańczącego przy głośnej muzyce. Na niej dźwięki nie robiły żadnego wrażenia, nie odczuwała jej tak jak inni. Istoty z prawdziwym ciałem odczuwały drgania, przytłoczenie, czasem lekkość. Dla niej były to po prostu fale dźwiękowe opatrzone wielką definicją, zmieniające się, skaczące. A jednak zdecydowała się oprócz działalności naukowej podjąć również pracę przy tworzeniu tych fal tak, by podobały się tym, którzy będą ich słuchać.
Przywróciła część mniej ważnych procesów w trakcie kończenia korzystania z technologii zmieniającej wygląd. Zamrugała parę razy pod maską, upewniając się, że na pewno powieki zostały wykształcone, a następnie wyłączyła holograficzne dodatki i podniosła szybkę, pokazując swoją srebrzystą twarz niepokrytą syntetyczną skórą. Zatrzymała się na moment widząc patrzącego w jej stronę osobnika. Uśmiechnęła się przyjaźnie i podeszła bliżej. Jako, że muzyka w tym miejscu była dość głośna, nie próbowała się nawet odzywać. Zamiast tego objęła chłopaka, kładąc mu jedną rękę na barkach i delikatnie wczepiając się palcami w materiał marynarki. Nie chciała przerzucać na niego zbyt dużego ciężaru, bo pomimo podobnego wzrostu, była od niego zdecydowanie dużo cięższa. Ale nie chciała też robić lewitującej ręki friendzonu. Zawracając go, czy to wbrew jego woli czy też nie, ruszyła w kierunku pozostałej dość wesołej gromadki usytuowanej przy barze.
- Jak się bawicie, mordki? - zapytała radośnie, przebiegając wzrokiem błękitnych ślepi po każdym zgromadzonym. Przysiadła na jednym z kilku wolnych stołków i podparła głowę na ręce opartej o blat.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.10.16 18:00  •  Bar - Page 2 Empty Re: Bar
Nie wie ile czasu spędził już przy barze, ale kogo by to interesowało.
Darmowy alkohol, jest.
Darmowe jedzenie, jest.
Brak wojskowych, którzy by go chcieli dorwać, pyk, zaliczone.
Pił już nastą kolejkę niezbyt mocnej, ale smacznej mieszanki, dzięki czemu wciąż utrzymywał się spokojnie na nogach, ale był znacznie bardziej rozweselony.
(i to jest ten moment, że nie wiem czy to co tworzysz będzie z innym userem, używasz Fenka czy zwykłego NPCa, jak cokolwiek poza opcją drugą to nie ma sprawy).
Obserwował wszystkich i wszystko, wesoło wybijając skoczny rytm na blacie i rękojeści katany, która grzecznie siedziała w środku. Potrafił się zastosować do zasad kiedy sytuacja tego wymagała, a rozpoczęcie burdy w centrum M3 byłoby samobójczym aktem, dlatego też miał nastawienie defensywne. Dopóki ktoś nie zrobi mu czegoś, tak on będzie grzeczny i nawet paluszka nie utnie.
- Następną proszę, dla siebie i gwiazdy wieczoru!
Ją też przyuważył, szybko się domyślił, że to dzięki niej cała akcja, to niech przynajmniej się napije. Definitywnie na to zasłużyła. Plus widząc kogoś odrutowanego czuł jako-taką więź między nimi, zapewne więź na bazie smaru i elektrod.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.10.16 0:43  •  Bar - Page 2 Empty Re: Bar
Przepraszam jeżeli czegoś nie ogarnę, nagle się zrobiło strasznie dużo postaci.

-Jesteś stamtąd?
Ożywiła się wyraźnie, przeobrażając wyraz twarzy z mieszanki znudzenia i przestrachu na szczere zainteresowanie. Nie spodziewała się w tak przypadkowej sytuacji spotkać kogoś, z kim dzieliła pochodzenie! W końcu to nie była taka zaś codzienne sprawa, by podróżować sobie pomiędzy Miastami. Co innego dyplomaci, politycy i żołnierze, ale dla nastolatków nie było to powszechne zjawisko. Verity to już w ogóle był osobny, specyficzny przypadek. Może to dlatego zetknięcie się z inną osobą z M-1 było dla niej tak przyjemnym doświadczeniem. Pod wpływem tegoż rozradowania zeskoczyła ze swojego wysokiego krzesła i podeszła bliżej swojego dotychczasowego rozmówcy, nie chcąc stracić ani pół słowa w panującym dookoła hałasie. Po drodze lekko kopnęła swój plecak wzdłuż baru, aż zatrzymał się u stóp Matta - kwestie bezpieczeństwa własnego i mienia przede wszystkim - by w ślad za nim zaraz pojawiła się zielonowłosa i przystanęła w przyzwoitej, acz o wiele wygodniejszej odległości. Teraz przynajmniej nie trzeba było podnosić głosu, by usłyszeć siebie nawzajem w panującym dookoła wesołym gwarze. I co z tego, że byli na koncercie i siła rzeczy musiało być głośno? Nie co dzień trafia się tak interesujący rozmówca.
- Jestem stamtąd - potwierdziła, uśmiechając się przy tym szeroko. Była w tym swego rodzaju duma z tej niewielkiej, ale zawsze jakiejś oryginalności. Dobrze było znaleźć jakiś wspólny temat z nowo poznaną osobą, a ten, który im się trafił, był wręcz wyśmienity. Już nie mogłaby mieć za złe nikomu, że dała się wyciągnąć na hałaśliwą i pełną ludzi imprezę. Nawet samej sobie.
- Właśnie wydaje mi się, że była, ale nie dam za to głowy. Nie pamiętam za dobrze, bo w końcu na ten koncert nie poszliśmy, ale to mogła być właśnie Hibiki. Może z rok czy dwa temu, tak myślę - kontynuowała, w międzyczasie opierając się plecami o bar i wpychając łokcie do tyłu na kontuar. Nie przeszkadzała jej pozycja stojąca, ale w sumie po co się męczyć. Podczas dyskusji gestykulowała żywo, ale ruch ograniczał się głównie do dłoni i palców, ewentualnie kiwnięć głowy, przez co była zmuszona nieustannie poprawiać wpadającą do oczu zieloną grzywkę. Raz, drugi i trzeci odsunęła ją palcami, ale w końcu poddała się i już tylko co jakiś czas dmuchała do góry, udając że wcale nie przegrała batalii z własnymi włosami.
- Morze... - wtrąciła do dyskusji nieco rozmarzonym tonem -... chciałabym zobaczyć coś takiego. Może sobie być skażone, trujące, nawet zielone w różowe ciapki, ale chciałabym zobaczyć coś tak ogromnego. Albo najlepiej cały ocean! I góry też... to musi być niesamowity widok. - Odruchowo spojrzała na sufit, jak gdyby zamiast niego spodziewała się ujrzeć strome, kamieniste zbocze i szczyt górki ukryty w chmurach. Niestety, tego typu atrakcje oglądać mogli tylko wojskowi podczas wypraw za mury, a dla przeciętnego śmiertelnika było to zbyt niebezpieczne. Pozostawały zdjęcia i ilustracje w książkach; ewentualnie zawsze może poprosić tatę, żeby jej co nieco opowiedział. Adrian nie był co prawda zbyt wielkim entuzjastą snucia tego typu opowieści, ale zgodnie z dotychczasowym doświadczeniem dziewczyny odpowiednio duża porcja bigosu była w stanie przekonać Polaka do wszystkiego.
- Phhh - fuknęła, sprzedając Ruuce lekkie pacnięcie z otwartej dłoni w ramię. - Człowiek się już zdąży rozmarzyć, a ty od razu musisz wjeżdżać z buta z takim pesymizmem. - A podobno to Ver była smutasem po załamaniu nerwowym. Jak widać każdy miał swoje lepsze i gorsze momenty, a zielonowłosej akurat trafiły się wyżyny kondycji psychicznej. Ewentualnie po prostu maskowała dobrym humorem narastającą gdzieś w środku chęć ucieczki od wszystkiego, co nosi w sobie pierwiastek życia.
- A takie niebo? W sensie prawdziwe niebo, nie kopuła Miasta? Prawdziwe słońce, księżyc, gwiazdy, chmury... myślicie, że wyglądają inaczej niż te, które widzimy tutaj? - Tak, te zdecydowanie chciałaby zobaczyć o wiele bardziej niż morze czy góry. Prawdziwy nocny nieboskłon usiany gwiazdami, z dala od świateł, tylko czarna przestrzeń i maleńkie światełka. Mogła sobie tylko wyobrażać, jak wygląda coś takiego, no i oczywiście widziała kilka ilustracji i starych map nieba. To jednak niewiele miało wspólnego z prawdziwym obrazem, co autor pewnej książki dość dokładnie opisywał. Jeszcze niedawno zaczytywała się w poetyckich opisach nocnego nieba, nim z konieczności przerzuciła się na lektury szkolne i podręczniki dla starszych klas.
I tak właśnie w temacie gwiazd, nie minęła chwila gdy tuż obok pojawiła się sensacja wieczoru - Hibiki Nakashima we własnej osobie. Verity nie należała do tego gatunku osób, które zamierzałyby w tej chwili oddać się szaleńczemu piskowi lub zemdleć z wrażenia; raczej przyjrzała się osobie piosenkarki, a później jakiemuś dorosłemu facetowi, który również podszedł do baru.
- Uch, robi się tłum - mruknęła ściszonym głosem, tak że usłyszeć ją mógł najpewniej tylko zlokalizowany odpowiednio blisko Matthew. Bo też i nie o to jej chodziło, by kogokolwiek wyganiać; byli na koncercie i ścisk był zjawiskiem naturalnym, jednak Amerykanka naprawdę wiele by dała, by odczuwać go choć trochę mniej. Nagłe nagromadzenie obcych osób dookoła nie było zbyt komfortowym doświadczeniem, szczególnie że znajome twarze zdawały się znikać jedna po drugiej.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.10.16 0:53  •  Bar - Page 2 Empty Re: Bar
Ingerencja Losu

Jesień, to pogoda sprzyjająca przeróżnym wirusom i bakteriom. Niestety, Ego, Ruuka i Verity nie zdołali się odpowiednio zabezpieczyć, więc choróbsko dopadło i ich. W pewnym momencie zaczęli odczuwać ból brzucha, a w następstwie nastąpiły wymioty i biegunka.

Ego, Ruuka i Verity chorują na zatrucie pokarmowe
Choroba będzie trwała przez 2 sesje. Sugeruję nawadnianie organizmu.
Po zażyciu leku postać będzie osłabiona przez jedną sesję (potem nastąpi wyzdrowienie)
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.11.16 22:33  •  Bar - Page 2 Empty Re: Bar
I choć łyka alkoholu w ustach dziś jeszcze nie miał, niedaleko mu było do staniu podobnego jak pierwsze chwile procentowego przyćmienia. Wszystko wydaje się być odrobinkę dalsze i twoje ruchy stają się jakby... trochę jak... hm, jak nie twoje. I do tego szumiało mu w głowie? Być może było to spowodowane przez to całe morze o którym rozmawiali. Może tak, a może nie. Morza powinny szumieć, tak? Mocno i odlegle, o wiele bardziej majestatycznie niż chlupot nawet dużych basenów czy jezior. Podobała mu się koncepcja morskiego horyzontu.
- Przecież są tu góry - wymamrotał do słów Verity. Wiedział, że nie o takie góry jej chodziło. Sztucznie wzniesione masywy od wschodniej strony miasta, nie najwyższe, nie prawdziwie prawdziwe, ale no, góry, strumyczki, pola. Był tam może ze dwa razy. Lepsze to niż nic. Albo po prostu miał niskie wymagania. Powinien dopytać Yurego, przyjaznego znajomego biomecha zza Muru, czy są tam jakieś wysokie góry w okolicy. Jakieś radioaktywne morza krwi czy coś. Matt nie był wybredny i całkowicie dobrze i wygodnie i w porządku było mu w M3, i nie czuł chęci zobaczenia niczego, ewentualnie tego morza i to tylko po to, żeby utopić się w nim.
Nie rozumiał chęci Verity zerknięcia za kopułę. Ale słuchał uważnie i patrzył na jej rozmarzenie w oczach. Patrzył z odrobiną zazdrości, a za nim narastał szum ludzkich głosów, więc zerknął za siebie żeby poczuć się jeszcze trochę bardziej nieswojo niż już się czuł - niepewny nowych znajomych, głośnej muzyki, samego siebie. Jeszcze mu do pełni szczęścia potrzeba androida. Muzyka muzyką, dobrą muzykę tworzyła, ale co poradzić na nieswoje i sprzeczne uczucia wobec stu kilo metalu z ułudą sztucznych emocji. Zaraz ktoś też krzyknął o drinki, więc przekręcił spiętą szyją na bok tylko po to, żeby stać się najsmutniejszym chłopcem we wszechświecie, bo uczucie pewnego specyficznego napięcia wzniosło się w nim niepokojąco, kiedy chcąc nie chcąc jego kleptomania postanowiła rozruszać kości. Przełknął ślinę odwracając wzrok od świstka czegoś - papieru, banknotu, papierka po cukierku czy cokolwiek to było, co wystawał trochę z kieszeni Fenrira. Wystawało i kusiło.
Odwrócił wzrok w stronę Hibiki badając w którą stronę skieruje się, a kiedy zorientował się że ma przy sobie Ruuke, dotarło do niego, że zaraz będą przy barze. Wyłapał ostatnie słowa zielonowłosej.
- Całe to miejsce to jeden wielki tłum - zauważył ale kiwnął, że tak czy siak zgadza się z nią. Nie wiedział jak Ver, ale zdecydowanie musiał odetchnąć gdzieś z boku. Był jedną z tych osób które unikały tłumów i uciekały w puste miejsca, ale swoją małością i apatią czyniły każde miejsce jeszcze bardziej puste, jakby wszechświat próbował go ignorować.
Złapał jej spojrzenie i pośpiesznie kiwnął głową na bok proponują na chwilę oddalenie się. Wstał pierwszy i ruszył przed siebie i jeśli chciała, pójdzie za nim.

Wyminął jednego czy drugiego imprezowicza, a potem wpadł komuś w pierś. Różnica wzrostu robiła tu swoje. Nerwowo drżała mu ręka.
- Ouch.. p-przepraszam - wymamrotał ściśniętym głosem do Fenrira i szybko odsunął się, i jeszcze szybciej ruszył ku korytarzom. W garści ściskał skradziony papier. Przymus przywłaszczenia sobie czegoś ustępował poczuciu spełniani i ulgi. Nie ma to jak stara, dobra kleptomania, zwłaszcza, że nawet nie wiesz że ją masz. Niech ktoś ukróci męki tego studenta, już nic więcej dla niego zrobić się nie da.

< zt tutaj >
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.11.16 0:08  •  Bar - Page 2 Empty Re: Bar
- Ale nie takie... na ilustracjach z nowych wydań dawnych książek widziałam góry tak wysokie, że na górze zawsze leżał śnieg i nie dało się na nie wyjść bez zbiornika z tlenem. Takie pewnie by się tu nie zmieściły, a szkoda. Wyjść na coś takiego... - urwała z nieco rozmarzonym tonem. Nie była wielką entuzjastką wspinaczki ani żadnych sportów, ale kto mógł jej zabronić snów o wielkich osiągnięciach? Czytała przecież o pierwszych zdobywcach Mount Everest, którego zapewne nikt nie widział od setek lat i nie wiadomo było, czy ta góra jeszcze wygląda tak, jak widzieli ją ludzie żyjący przed apokalipsą i erą Miast. Zupełnie inne były wzgórza w M-3 przy porównaniu do prawdziwych gór, tak samo jak sztuczne jeziora nie mogły się pewnie równać z bezkresem oceanu. Niestety, mogła sobie tylko wyobrażać te cuda i oglądać zdjęcia oraz rysunki, które zachowały się z dawnych czasów. Nie było to jednak to samo, co ujrzeć rozszerzoną wersję natury na własne oczy.
- Ale teraz tak trochę... bardziej - uzupełniła, spoglądając wymownie na tłoczących się przy barze ludzi i nie-ludzi. Nagłe nagromadzenie żywej masy wokół wywoływało u Verity narastające uczucie niepokoju i nieprzyjemny ucisk w drogach oddechowych, jakby nagle z pomieszczenia zniknął tlen. Nie była to zaś aż taka abstrakcja, gdyż rzeczywiście im więcej osób oddycha, tym mniej powietrza się jeszcze do tego nadaje. Zdecydowanie przydałoby się nieco odetchnąć i wyrwać z tego ścisku. Gdy więc tylko zauważyła jednoznaczny gest Ego, zwinęła swój nieduży plecaczek i ruszyła za nim. Chciała jeszcze dać znać Ruuce lub Ylvie, że zamierza się oddalić, ale nie chcąc zgubić Matta nie zdążyła zaczepić żadnego z nich. Mogła tylko mieć nadzieję, że którekolwiek z nich zdołało zauważ, że wychodzi. Już po chwili, która zdawała się wpierw wiecznością, wypadła na korytarz i tam, już w mniejszym towarzystwie, pozwoliła sobie na głęboki wdech. Ale chociaż atmosfera nieco się rozrzedziła i uścisk w płucach zelżał, kolejne nieprzyjemne uczucie nawiedziło Ver.
Jakby wszystko, co dzisiaj zjadła i piła, próbowało się wydostać tą samą drogą, którą weszło.
Przełknęła nerwowo ślinę i odetchnęła głęboko parę razy, nie zwalniając tempa.

[zt -> tutaj]
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Bar - Page 2 Empty Re: Bar
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach