Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Pisanie 29.11.16 20:41  •  Bar - Page 3 Empty Re: Bar
Szedł szybko i trochę chwiejnie, próbując wyminąć ludzi pląsających wokół niego. Miał dowiedzieć się co z Hibiki i to nie było kłamstwem. Ale i tak podskórnie czuł się źle, że wziął ją sobie za pierwszy lepszy argument, żeby zmyć się ze strefy... No, Ruuka? ─ warknął do siebie w myślach, kładąc rękę na ramieniu jakiegoś wrzeszczącego gościa. Odepchnął go, wpychając w tłum wybijający rytm nogami. Po jaką cholerę dałeś się tak łatwo...
Z gardła Kyouryuu'ego wyrwało się nagłe charknięcie, które ucięło wszystkie myśli przewijające mu się przez głowę. Szyja przez sekundę ścisnęła się, uniemożliwiając przepływ powietrza, a potem nagle powróciła do poprzedniego stanu, gdy stopa chłopaka cofnęła się i opadła na miejsce, z którego dopiero co się odlepiła.
Nie wiedział po co, ale podniósł ręce. Jedna z nich oparła się o dłoń, która zwisała mu z barku, druga minęła się z biodrem nieznajomej o milimetry.
Co do... ─ Nie dokończył.
Żołądek zmiął się, a twarz Ruuki, na pewno, stała się zielona, fioletowa, znów zielona, a potem niebieska, gdy zaciskał usta, dając się prowadzić do baru. Ile dałby wcześniej, by sytuacja, w jakiej się znalazł teraz, miała w ogóle miejsce? Na pewno wiele. Gdzieś podświadomie, głęboko, w starej skrzyni osadzonej na dnie umysłu, nadal pamiętał po co tutaj przyszedł. Chyba nawet "coś" próbowało do niego dotrzeć i tym "czymś" była pewność, że działy się rzeczy, które chciał, by się wydarzyły.
A jednak, kiedy tylko dotarli do baru i jego ręka z plaśnięciem opadła na płaską powierzchnię blatu, twarz nastolatka wykrzywiła się koszmarnie, a on sam złapał się za brzuch. Wziął głęboki wdech, próbował ustabilizować oddech, skupić na konkretnym elemencie spojrzenie.
Przeprasz... ─ Bardziej wymamrotał, niż powiedział. Było źle. Czuł, że śniadanie mija już przełyk i powoli kładzie się na języku...
W tym momencie odwrócił się gwałtownie i ruszył szybkim krokiem przed siebie, z nadgarstkiem dociśniętym do ust.

następny temat
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.12.16 2:53  •  Bar - Page 3 Empty Re: Bar
Pokręciła lekko głową, a przez jej "myśli" przebiegło tylko jedno słowo: młodzież. Nie domyśliła się, że coś im się mogło przydarzyć. Im lub raczej ich żołądkom. Rzuciła przelotnym spojrzeniem po ich szklankach, jakby tam szukając odpowiedzi. Wzrokiem przesunęła też po barmanie, ale do niego wrócić planowała dopiero za chwilę. Ostatecznie zatrzymała się na biomechu, do którego przyjaźnie się uśmiechnęła. Przysiadła obok, choć nie miała za wiele czasu. Wypiła z nim kolejkę, choć skorygowała zamówienie o brak alkoholu, który w tym momencie mógł zadziałać na nią w dziwny, a wręcz niekontrolowany sposób - w końcu powyłączała zbędne funkcje, w tym tą, która częściowo unieszkodliwiała działanie procentów. Mały łyk mógł zarówno wywrócić ją na drugą stronę jak i nie zrobić na niej żadnego wrażenia. Wolała jednak nie ryzykować. Pogadała chwilę, ale wiedziała, że musi się zaraz zmywać.
Kiwnęła głową do Ismy i podniosła swój metalowy zadek ze stołka. Rzuciła zadziorny uśmiech do Fenrira, spokojne spojrzenie do barmana-androida, który przyszedł na swoją zmianę i zostawiła to wszystko, wracając do roboty.
Niedaleko szklanki Fenka pozostała jednak serwetka z napisanym numerem telefonu i narysowaną buźką wyrażającą mrugnięcie. Ot, bo czemu by nie.


/zt + Isma
Porwę się, bo kto mi zabroni. Fenek, jesteś brany pod uwagę ;p
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.02.17 2:43  •  Bar - Page 3 Empty Re: Bar
Imię i nazwisko — Roman Deveraux; Data urodzenia — 28.02.2974 r.; Miejsce urodzenia — M-5; Stan cywilny — kawaler; Zawód — freelancer; Czas trwania pobytu w M-3 — sześć lat; Powód przyjazdu — sprawy służbowe.

Klik. Kilk.
Smukłe palce naciskały na klawisze opatrzone poszczególnymi literami. Ich właściciel średnio raz na trzydzieści sekund rzucał krótkie spojrzenie rozłożonym na biurku papierom. Roman Deveraux, według bazy S.SPEC nie był notowany i nigdy nie miał problemów z prawem, a przynajmniej nikt mu takowych nie był w stanie udowodnić. Havoc miał zamiar obalić ten stan rzeczy. Posiadał bowiem niemal stu procentową pewność, opartą na poszlakach w postaci nagrań z monitoringu i notatek nieudolnych śledczych, że tejże mężczyzna był zamieszany w liczne kradzieże na terenie utopijnego miasta.

Imię i nazwisko — Alan Adrien Sartre; Data urodzenia — 03.09.1980 r; Miejsce urodzenia — Paryż, Francja; Stan cywilny — żonaty; Zawód — fizyk nuklearny; Data śmierci — 18.08.2010 r; Przyczyna śmierci — radiacja.  

Klik. Kilk.
Oderwał palce od maszyny do pisania. Niebieskie tęczówki zatrzymały się na dłuższą chwilę na jednej z kartek papieru. Przysunął ją do siebie bliżej. Roman Deveraux do złudzenia przypominał Alana Sartre. Byli niczym bracia bliźniacy z dwóch różnych epok, co nie umknęło uwadze komuś tak dokładnemu i rzetelnemu w swoim działaniu. Mike Havoc musiał się sporo natrudzić, by dzięki pomocy jednego z hakerów – sam w końcu unikał kontaktu z technologią i nie był z nią zaprzyjaźniony w zadowalającym go stopniu – znaleźć informacje o ówże fizyku, który przyczynił się do znacznego rozwoju energii atomowej na terenach dawnej Francji, która paradoksalnie było jedną z wielu przyczyn składających się na wyniszczenia tego państwa w dobie apokalipsy.  
Potarł kciukiem nasadę nosa. Nie mógł jednocześnie udowodnić Romanowi Deverauxowi oszustwa w tym zakresie. Stopień podobieństwa nie był w tej materii żadnym wyznacznikiem i dowodem w sprawie, czego informator był boleśnie świadom. Równie dobrze mógł być przodkiem Alana Sartre, mimo iż ten, jak twierdzi opublikowana w Internecie biografia fizyka, oficjalnie był bezdzietny. Jedynym dowodem potwierdzającym tę tezę mogło być pobranie krwi mężczyzny i zbadanie jej pod kątem obecności wirusa X, lecz takowej czynności nie dało się wykonać bez jego uprzedniej zgody. Sam Mike Havoc mógł oczywiście zdobyć taki nakaz, lecz świadomy ewentualnych konsekwencji nie miał zamiaru tego uczynić, tak samo zresztą jak dzielić się zgromadzonymi  na przestrzeni dwóch miesięcy informacjami z przełożonymi. Ich kolekcjonowanie nie miało na celu udowodnienie Romanowi Deveraux winy. Zatem informator, przed zniszczeniem ich, chciał zapamiętać jak najwięcej szczegółów, dlatego też je przetwarzał na kilka różnych sposobów. Miał wobec tego człowieka poważne plany na stopie prywatnej.  
Wyjął kartkę z maszyny do pisania i wstał. Wiernie czuwający przy jego nodze Halk podniósł łeb ku górze, jednak nie ruszył się nawet o milimetr, nie wydał też z siebie żadnego dźwięku, lustrując swojego właściciela bystrym spojrzeniem. Havoc natomiast nie poświęcił psu należytej uwagi, w chwili obecnej całkowicie ignorując jego egzystencję. Wyciągnąwszy z szuflady jedną z pustych, nowiutkich teczek, wyzbierał papiery z biurka i włożył je do niej, segregując. Parę minut później dowody w sprawie kradzieży zostały strawione przez języki ognia w kominku. Mike Havoc przez krótki moment przypatrywał się tej procedurze bezemocjonalnie, by następnie zerknąć na przepustkę w celu sprawdzenia upływającego nieubłagalnie czasu i udać się do łazienki.
Nadszedł czas, by wcielić swój plan w życie.

*

Stuk. Stuk.
Czterocentymetrowe obcasy w kontakcie z kostką brukowaną wydawały z siebie charakterystyczny dźwięk, który mimowolnie zwracał na siebie uwagę przed jednym z najbardziej chwalonych i odwiedzanych klubów w mieście, gdzie niedawno odbył się koncert ikony muzyki pop. Ich właścicielka otworzyła sobie drzwi do „Venus” i weszła do środka, trzęsąc się z zimna. Termometr od rana wskazywał minusową temperaturą, a wieczorem znacząco spadła. Wyciągnęła dłonie z kieszeni sięgającego ledwo bioder płaszcza i odetchnęła głęboko z niewysłowioną ulgą, kiedy w końcu znalazła się w miejscu, w którym chciała. Mimo ochrony w postaci rękawiczek, palce miała skostniałe, przemarznięte. Nie zdjęła ich jednak, przemieszczając się w głąb lokalu, który o tej niemal nocnej godzinie tętnił życiem. Na jej ustach widniał delikatny uśmiech, oczy zaś błyszczały. Strzepnęła z ramion sięgające pasa włosy, przeciskając się przez tłum znajdujących się w tym pomieszczeniu ludzi. Do baru dotarła pięć minut później. Jej europejska uroda i godna pozazdroszczeniu figura jak zwykle skupiła uwagę paru klientów tego przybytku, jednak ona sama się tym nie przejęła. Jej dzisiejsza obecność w tym miejscu miała charakter biznesowy.
Odpięła guziki swojego wierzchniego nakrycia i usiadła na wysokim krześle obok mężczyzny, którego widywała tu od czasu do czasu, lecz nigdy nie miała sposobności, by z nim pomówić. Aż do dziś, kiedy sama sobie takową poniekąd zagwarantowała. Zamówiła to, co zawsze. Niskoprocentowy drink. Specjalność firmy. I posłała swojemu nietypowemu towarzyszowi przelotne spojrzenie w pakiecie z subtelnym uśmiechem.
Dziś bez chomika? — zagadnęła entuzjastycznie, zakładając nogę za nogę. — Przez ostatnie dwa miesiące widywałam go tu z panem bardzo często.


Ostatnio zmieniony przez Mukuro dnia 12.02.17 2:05, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.02.17 0:49  •  Bar - Page 3 Empty Re: Bar
Delikatne upojenie alkoholowe wraz z nieodłączną, choć doskonale słyszalną w tle muzyką klubową sprzyjało nawiązywaniu przelotnych, nierzadko jednonocnych znajomości przy echu niknącego śmiechu. Rozluźniona atmosfera i dźwięk odkładanych szklanych naczyń na drewnianym barze, znacząco oddalonym od serca klubu pozwalał na zaistnienie wszelkiego rodzaju rozmów, co wśród bawiącego się w najlepsze tłumu nie należało do najłatwiejszych. Jednakże Romanowi nie zależało wcale na poruszających się mieszkańcach Trójki, którzy zapominali o troskach swoich pozornie perfekcyjnych egzystencji, zbyt wiele ich omijało, by mogli go zainteresować. Nie musiał zabiegać o dłuższe wymiany zdań, bo i przecież takie w szybkim seksie były zbytecznym dodatkiem — ponadto w pełni zadowalało go na ten moment zajęcie miejsca na jednym z barowych krzeseł w towarzystwie, o dziwo, jedynie whiskey z lodem i pozostałości czerwonej szminki na szyi. Zdążył już spławić jakąś brunetkę — za dużo alkoholu pozbawiło ją rozsądku i samokontroli. Roześmiał się pod nosem na samo wspomnienie, kręcąc głową z wyraźnym rozbawieniem. Przez miniony tysiąc lat chyba nic nie będzie w stanie go już zaskoczyć i zdziwić. A i dziwnym trafem jakoś nikt nie był zdolny zauważyć, kiedy to zapłacił facetowi stojącemu za barem. Cóż…
Nie spodziewał się tej nocy żadnych dodatkowych atrakcji ani odmiany od tego co zazwyczaj widywał w tym klubie, którego był stałym bywalcem. Jednakże niewątpliwie towarzystwa dotrzymywał mu chomik, którego wyuczył kulturalnego spożywania alkoholu, jak na porządnego właściciela przystało. Roma miał jednak to do siebie, że pojawiał się nagle i w równie nieznanych okolicznościach znikał. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że obecni w klubie w większości znajdują się pod wpływem wszelakich trunków, jak i niekiedy narkotyków. Deveraux nie wnikał jednak w sposoby na zabawę — nie tylko nie było to jego sprawą, ale w ogóle go to nie obchodziło. Nie to, żeby to w jakiś szczególny sposób potępiał, bo etap powagi przeminął u dawnego fizyka nuklearnego z przysłowiowym wiatrem blisko osiemset lat temu. Fafnir nie spodziewał się zatem, że zostanie zaczepiony i to jeszcze przez kogoś o tak niewybrednej urodzie…
Uniesiona chwilę wcześniej szklanka z whisky zawisła w powietrzu, czemu towarzyszyło uderzenie kostek lodu o jej ścianki. Kiedy przeniósł wzrok na urodziwą blondynkę o europejskiej urodzie, na moment uniósł brwi ku górze, jakby nie dowierzał w jej obecność w takim marnym przybytku, żeby nie powiedzieć wprost, że zaniemówił z wrażenia. Zlustrował ją uważnym spojrzeniem od stóp do głów, zwracając uwagę na wszelkie detale, by następnie upić łyk trunku, jak gdyby nigdy nic i odstawić szklankę bezpiecznie na blat. Nie to, żeby pierwsze co przyszło mu na myśl, w obliczu rozluźnionego alkoholem organizmu i umysłu, to pozbycie się jej ubrań, skądże. W żadnym wypadku.
Jak mniemam mój chomik podbił twoje serce, ale wybacz, złotko, muszę cię rozczarować, ale utopiłem go w szklaneczce alkoholu. — odparł Roma, wzruszając przy tym niby to bezradnie ramionami, a na jego twarzy wymalował się szelmowski uśmieszek. Niedługo potem odwrócił się w stronę swojej nowej rozmówczyni. Nie dał jednak po sobie poznać, że zwrócenie się do niego ze sprawą jego małego oczka w głowie przykuło jego uwagę i sprawiło, że nie zamierzał tego zlekceważyć, mimo utrudnienia w postaci spożytej już whisky. Oznaczało to przecież tylko jedno… że ktoś go mimo wszystko kojarzy i nie był dotychczas dostatecznie upity, aby obraz z jego osobą się należycie rozmazał. Nie ma problemu – Roma będzie miał jeszcze szansę, aby nad tym odpowiednio popracować. — Ale zamiast marnować czas i ronić łzy nad tym wspaniałym stworzeniem, zdradź mi lepiej co tak piękną kobietę jak ty sprowadza do tego przybytku.



Będzie lepiej~
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.03.17 2:32  •  Bar - Page 3 Empty Re: Bar
Kolejny raz odgarnęła włosy z ramion, posyłając siedzącemu obok niej mężczyźnie delikatny uśmiech. Jakiego koloru była jego krew? Jak smakowała? Jak długo będzie bić jego serce po wyjęciu z piersi? Nie mogła odgonić się od tych przelatujących swobodnie po głowie myśli.
Alan Adrien Sartre przedstawiający się jako Roma stanowił wysokiego kalibru wyzwanie. Nieuchwytny złodziei. Ciekawy obiekt obserwacji. Była nim zainteresowana od… od dłuższego czasu. Jak potoczy się ich znajomość? Wpadnie w powoli rozwijającą się wokół niego lepką i zdradziecką pajęczą sieć? Stanie się jedną z kolejnych ofiar jej pozornie niegroźnego uśmiechu? A może wręcz przeciwnie – spełni jej oczekiwania? Ciekawe. Ciekawe...
Słysząc wzmiankę o chomiku, który w praktyce nie miał dla niej żadnej wartości merytorycznej i służył tylko jako doskonałe narzędzie do zaczęcia tej rozmowy, przytaknęła jedną z dłoń do ust, z których natomiast wydobył się krótki, pojedynczych, niezrozumiały dla nikogo dźwięk.
Jest mi niezmienianie przykro z pańskiej straty...  — zapewniła mężczyznę. — To musiała być wyjątkowo smutna śmierć dla tak urokliwego stworzenia. W ramach pocieszenia mogę zaproponować panu moje towarzystwo — dodała jeszcze, zanim w obrębie jej wzroku nie pojawił się barman i nie zapytał czy coś podać, więc z grzeczności zamówiła ten sam drink, co zawsze, z naprawdę niską zawartością faktycznego alkoholu. Dla kogoś pokroju tego mężczyzny, który miał tendencje do delektowania się wysokoprocentowymi trunkami, był zapewne sokiem o lekko malinowym posmaku. Zresztą już z tej odległości wyraźnie czuła od niego podrażniający jej zmysł węchu smród, od którego intensywności na dłuższą metę aż ją mdliło.
Zanim udzieliła mu jakiejkolwiek odpowiedzi, znów wygięła kąciki ust delikatnie ku górze, łapiąc z nim kontakt wzrokowy, po czym nachyliła się delikatnie, by ułatwić sobie dostęp do jego narządu słuchu. Połaskotała przy tej sposobności skórę mężczyzny swoim chłodnym oddechem. Towarzyszące jej przy wykonywaniu tej czynności obrzydzenie, zostało całkowicie starte z jej twarzy. Niektóre sprawy wymagały poświęceń, a ta była właśnie jedną z nich – stanowiła priorytet. Przez okrągły miesiąc nastawiała się psychicznie na bliskość z tym mężczyzną i nie miała zamiaru w tej materii zawieść swoich ambicji i oczekiwań. Zaprzepaści szansy, którą poniekąd sama sobie stworzyła.
Nie zaperzając, mimo że nigdy nie była istotą nad wyraz przesadną, na razie wszystko szło po jej myśli, ale to zaledwie prolog do właściwiej serii wydarzeń. Zanim postawi kropkę, kończącą tę powieść, wiele razy wzejdzie sztuczne słońce nad tym wykreowanym przez sieć kłamstw Miastem.
Szukam zapierających dech w piersi wrażeń — wyszeptała mu te słowa wprost do ucha, przez to też ton jej głosu wydał się odrobinę enigmatyczny. Modulacja ta była efektem całkowicie zamierzonym.
Karty zostały rozdane. Czy tym razem również uśmiechnie się do niej szczęście i wyjdzie z tego zwycięsko? Czy jej mała gra zbierze żniwa w postaci niewinnych ofiar? A może przegra ją z kretesem? Ciekawe. Ciekawe...
Wyprostowała się po chwili i sięgnęła po postawioną przed nią na blacie szklaneczkę. Nie spuszczając wzroku z mężczyzny, zacisnęła delikatnie zęby na słomce. Na jej ustach nadal widniał uprzejmy uśmiech, nadal nie spuszczała z oczu twarzy Alana.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.04.17 2:57  •  Bar - Page 3 Empty Re: Bar
Roma mając ponad tysiącletnie doświadczenie w spożywaniu trunków wysokoprocentowych i charakteryzował się mocną głową, a i nigdy dotąd nie zdarzył mu się urwany film, zresztą… Roman Devaroux nie różnił się aż tak bardzo po spożyciu od swojej trzeźwiejszej wersji, a tylko w rzadkich przypadkach komuś udawało się zetrzeć mu z twarzy błazeński, beztroski uśmieszek, by odsłonić jego dobrze skrywane — poważne oblicze. Jednakże, aby osiągnąć pułap niemal tak nieosiągalny jak stworzenie utopii wymagało to nie lada talentu i umiejętności podejścia go, a tego typu przypadki mógł zliczyć na palcach jeden ręki.
Francuz przekrzywił nieco głowę w bok, przyglądając jej się z niemałym zainteresowaniem. Doprawdy musiał przyznać, że miała całkiem dziwne spojrzenie ta ślicznotka, co zarejestrował mimo bycia pod wpływem i początkowego oszołomienia jej wyjątkową nieazjatycką, co wypada podkreślić, urodą, a to nie mogło zostać zaliczone do tych zdrowych. Kryła się w nim fascynacja czy coś zupełnie innego? Nie mógł tego wyczuć, dlatego powinien narzucić u siebie mimowolną ostrożność, choć ten sam wesoły, szeroki uśmiech kompletnie na to nie wskazywał. Wciąż przecież w głowie przebijała mu się jedna myśl przewodnia, z której zamierzał w rzeczy samej skorzystać — zachęcała go do wylądowania z nią w łóżku, czego zresztą wcale nie krył.
Przebiegł spojrzeniem, jakby znaczącym w stronę barmana, kiedy w niedługim czasie dopił do dna whisky z lodem. Mieszanie we wspomnieniach eleganckim ladownikom, jakoby gospodarzom umilającym przebieg każdej głośniejszej, klubowej imprezy, zapewniając dostęp do rozluźniającego alkoholu, który zwalniał obyczaje i wszelkie granice, stanowiło poniekąd jego hobby, dlatego też prawie nigdy nie płacił za spożywane w sporych ilościach trunki. Zamazanie rysów swojej twarzy było bułką z masłem.
Mnie również niezmiernie przykro z powodu tej straty, bo wypił mój alkohol, ale liczę na to, że umilisz mi czas dostatecznie dobrze. — odpowiedział wyraźnie tym rozbawiony, bo z jego gardła wydobył się dźwięczny, perlisty śmiech. To oczywiste, że zamierzał skorzystać z oferty dotrzymania towarzystwa blondynki, skoro sama tego chciała — damie się ponoć nie odmawia. Ileż to już razy ten mały, urokliwy chomik kończył upity? Nie sposób byłoby to zliczyć tych przypadków. Tym razem pewnie też będzie to fałszywy alarm z jego śmiercią, kolejny i na pewno nie ostatni. Chyba że faktycznie niepokonany do tej pory czarujący chomik kopnie w kalendarz.
Igrała sobie z nim, czyż nie? Nieznajoma nie mogła mieć pojęcia, że stąpa po cienkim lodzie i ma przed sobą osiadłego najemnika jednej z najgroźniejszych organizacji panoszących się po Desperacji, a on stanowił wyjątkową formę zaopatrzeniowca. Kontakty, które Roma posiadał w M-3 były dość rozległe, tak jak skuteczne rozkręcenie biznesu alkoholowego i okradanie innych.
Ciekawe — mruknął bardziej do siebie, aniżeli do swojej towarzyszki, kiedy wsparł łokieć na wypolerowanym na błysk drewnianym blacie, by następnie na otwartej dłoni wesprzeć podbródek. Wciąż się uśmiechał, przyglądał się blondynce, która sobie otwarcie z nim pogrywała i czekała aż chwyci przynętę. Tylko w jakim celu? — Ależ, jestem tutaj od zapewniania jak najlepszych i niezapomnianych wrażeń. — powiedział z niezachwianą pewnością siebie w głosie, zupełnie niezmąconym żadną negatywną czy niepewną emocją. Roma był kompletnie wyluzowany i niełatwo było go wybić z rytmu, a stres dopadał go rzadko i przez tysiąc lat wolnej egzystencji nauczył się go miażdżyć w zarodku. — Uważaj tylko, księżniczko, na swoje życzenia, od niektórych nie ma już odwrotu. — dodał ciszej, tak by z tej odległości wypowiedziane słowa mogła wyłapać tylko ona i ewentualnie barman, któremu i tak wkrótce namiesza we wspomnieniach. Głośna muzyka odbijająca się od ścian skutecznie minimalizowała szanse na zrozumienie czegokolwiek przez osoby trzecie. Roma uśmiechał się szelmowsko, tak samo jak rozpoczęła się ich konwersacja.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.04.17 3:05  •  Bar - Page 3 Empty Re: Bar
Alan Adrien Sartre, eks-fizyk, figurujący w bazie danych S.SPEC pod swoim artystycznym pseudonimem przemytnika i złodzieja był doskonałym przykładem człowieka, który sięgnął dna — nie tylko butelki, a własnej egzystencji, w spektakularny sposób demonstrując to w tym klubie.
Dzięki rozwiniętej podzielności uwagi, kobieta poddawała jego zachowanie obszernej analizie i jednocześnie uczestniczyła w tej rozmowie. Nie interesowały ją osobiste odczucia tego mężczyzny względem śmierci chomika, w efekcie czego poruszony przez siebie samą temat uznała za zakończony i niegodny kontynuacji. Były ważniejsze kwestie, która chciała omówić z tym mężczyzną.
Tak, z wielką przyjemnością — przytaknęła, mimo iż chwilę wcześniej złożyła podobną deklaracje, ona natomiast na pewno mu nie umknęła. Był bystry, lecz ukrywał to pod powierzchowną beztroską i reputacją rozwiązłego alkoholika. Zresztą musiał taki być, skoro jego działalność przestępcza rosła w tempie zarazy wirusa X w dwudziestym pierwszym wieku i jeszcze nikt nie zastosował w stosunku do niego odpowiednich procedur, by ująć zagrażającego reputacje miasta przestępcę. Wodził śledczych za nos, bawiąc się z nimi w berka. Albo urodził się pod szczęśliwą gwiazdą i miał więcej szczęścia niż rozumu, albo faktycznie dysponował unikatową umiejętnością, dzięki której mieszał ludziom w głowach. Ta kwestia ją intrygowała i irytowała ją jednocześnie. Nie miała zamiaru jednak ulec tej nieznanej sobie sile.
Odłożyła szklaneczkę z drinkiem ostrożnie na wyparowany blat baru, spuszczając na posadzkę złożoną nogą na jej idealną odpowiedniczką. Jego podsycony niezachwianą pewnością siebie głos nie odcisnął na niej żadnego pięta w charakterze zdezorientowania czy pochodnej mu emocji. Obydwoje wiedzieli czego chcą i czego pragną od drugiej osoby. Nie było też żadnych wątpliwości, że na sam swój widok w głowach zarówno kobiety, jak i mężczyzny ukształtowały się w równym stopniu nieprzyzwoite, różniące się zaledwie kategoriami myśli.
W ramach zawodowej konsekwencji, utkanej na profesjonalnej grze aktorskiej składającej się w głównej mierze z kłamstw i pozorów, skwitowała jego słowa cichym, dźwięcznym uśmiechem, który nie na długo rozbrzmiał w ich uszach, bo w innym wypadku mógł zabrzmieć po prostu sztucznie, nienaturalnie – jak cała jej osoba, z czego jego właścicielka aż za dobrze zdawała sobie sprawę, dlatego też postanowiła w końcu zabrać głos. Zanim jednak poruszy nurtującą ją kwestię i złoży temu przestępcy propozycje nie odrzucenia, tym samym przyznając się otwarcie do zdobytej na przestrzeni paru miesięcy wiedzy na jego temat, musi się upewnić, że połknął haczyk, zatem uśpienie jego czujności było aspektem koniecznie potrzebnym do zrealizowanego dzisiejszego planu i owocnego przebiegu tego spotkania.
Ach tak? — zapytała, nie kryjąc udawanego rozbawienia, który dodatkowo był podkreślony przez drżące kąciki warg. Świadomie złapał przynętę, ale czy na pewno ją połknął i nadział się na haczyk… Nie była tego pewna. Zresztą przy nim nie mogła być pewna niczego, dlatego też musiała ten stan rzeczy za wszelką cenę zmienić. — Mimo wszystko mam pewne obiekcje, czy faktycznie posiada pan odpowiednie predyspozycje, by spełnić moje oczekiwania – rzuciła w ramach świadomej i wyczuwalnej w tonie prowokacji, prześlizgując po Alanie wzrok. Jej twarz nadal było rozświetlona przez uśmiech. Według jej przewidywań, za chwilę miała się zacząć ciekawsza część tej konwersacji.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.04.17 3:48  •  Bar - Page 3 Empty Re: Bar
Wbrew wszelkim doskonale utrzymanym pozorom lekkoducha sączącego jak gdyby nigdy nic whisky z lodem. Wydawać, by się mogło, że jego zaniepokojenia nie wzbudziłaby w tej chwili nawet krowa przechadzająca się wśród poruszających się rozgrzanych tłumów w rytm elektrycznej, klubowej muzyki. Odpowiedź na jej grę słowną w praktyce okazywała się niemalże odruchowa ze strony Fafnira. Och, zdecydowanie, potyczki tego typu i sprawdzanie rozmówcy znajdowały się w kręgach jego zainteresowań. Roma nie był upojony alkoholem do tego stopnia, aby gierki ze strony niezwykle atrakcyjnej, jasnowłosej kobiety nie dały mu do myślenia, zmuszając go do otrzeźwienia swojego niechętnego do poważniejszej współpracy umysłu i pchnięcia do mniej rozluźnionego działania swoich szarych komórek. Zleceniodawczyni nie znalazła go tak nagle, czyż nie? W Trójce nie można byłoby nawet w najśmielszych snach uraczyć plakatów oprawionych jego mordą z numerem telefonu i tandetną reklamą promującą go jako poniekąd jako cudotwórcę. Roma działał w podziemiu przestępczym, unikał jak ognia zwracania na siebie uwagi, nie wyglądał zbyt podejrzanie, a jego postawa zwykle nie budziła większych podejrzeń. Kiedy jednak tak się działo — wykorzystywał bez żadnego zawahania mocy artefaktu, który w skruszonej wersji stał się częścią tuszu, mieszcząc się teraz pod jego skórą, mieszając w efekcie tego w umysłach wątpiących. W tym przypadku Roman Deveroux brał bowiem pod uwagę wymianę i wyblaknięcie wspomnień nie tylko nieszczęsnego barmana, ale i blondynki, na której zwieszenie oka przez rasowego Francuza było przyjemnością samą w sobie.
Członek Drug-onów nie spodziewał się bowiem, że ta niepozorna osóbka siedząca tuż obok doszukała się na jego temat o wiele więcej rzeczy niż jakikolwiek inny śmiertelnik, mając podobne możliwości. Romanowi Deveroux było osiągnięciami, schludnością wyglądu i zachowaniem daleko od jak zgodnie z rozsądkiem można, by uznać — Alanem Adrienem Satre, a sam beztroski Fafnir nie spodziewał się w tej materii żadnego zaskoczenia, tak jakby przybrana przez niego na przestrzeni ośmiuset lat postawa idyllicznego wręcz spokoju doprawiona wesołkowatością była w stanie zwieść każdego. Nie można, by nazwać tego maską, bo i sam Francuz nie odgrywał żadnej roli, po prostu się taki stał dla własnej wygody i komfortu.
W rzeczy samej, złotko. Jeśli powątpiewasz, chętnie wyprowadzę cię z błędu, aczkolwiek w tym celu proponowałbym jakieś ustronne miejsce — rzucił to takim tonem, jakby potwierdzenie tego było jedynie czystą formalnością, choć co oczywiste, w jego tonie nie dało się wyczuć jakiekolwiek faktycznej zmiany. Wciąż rozmawiał z nią w ten sam sposób, skłaniając się w tym przypadku na figlarność i klasyczną wręcz wesołkowatość. Wzajemnie bowiem zapewniali sobie rozrywkę, prowadzącą ze sobą misternie tkaną rozgrywkę, borykając się jednak z nieodłącznym problemem z rozgryzieniem do końca swojego przeciwnika. Roma wyczuwając prowokację w jej głosie roześmiał się głośno i perliście, by wypić do końca uzupełniony wcześniej alkohol. Odstawił szklankę, w której widać było jeszcze niewielkich rozmiarów kostki lodu. Następnie nachylił się nad nią, zmniejszając odległość między nimi. — Przypuszczam, że tak naprawdę, to ich, słonko, nie masz, skoro zgłaszasz się bezpośrednio do mnie, a nie do byle kogo. — mruknął jej do ucha, by z szerokim, promiennym uśmiechem od ucha do ucha się odsunąć. Wpatrywał się w nią uważnym wzrokiem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.04.17 4:41  •  Bar - Page 3 Empty Re: Bar
Pomieszała zawartość szklanki słomką, by zająć czymś na chwilę dłonie, przy czym zerkała na niego przelotnie, czasem trzepocząc rzęsami, czasem nagradzając go uśmiechem.
Eks-fizyk nuklearny łykał każde jej słowo, delektując się nimi jak swoim ulubionym trunkiem. I vice versa. Spijała każde, pojedyncze słowo z jego ust, by żadnego nie pominąć, co w tym tętniącym życiem lokalu nie było aż takie niewykonalne.
Wyciągnął kolejną kartę z tali, zakłócając jej przestrzeni osobistą. Burząc tym czasowy azyl.
Wdech. Wydech.
Zacisnął palce mocniej na słomce, kiedy jego śmierdzących alkoholem oddech podrażnił jej skórę. Nie po to przez ponad miesiąc przygotowywała się psychicznie na te spotkanie, by on to teraz zburzył jednym, niezobowiązującym gestem.  
Do mnie, a nie byle kogo? — podłapała, powtarzając za nimi te słowa i nie odsuwając się od niego nawet na milimetr. — Zatem twierdzi pan, że nie jest byle kim? — Jedna z jej nóg wylądowała między jego obydwiema imienniczkami, przy czym kolano znalazło się w niebezpiecznie bliskiej odległości o kroczka mężczyzny.
Wyraz jej twarzy był niezmienny – nadal na jej ustach widniał uśmiech. Jednak zapewne gdyby nie to chłodne opanowanie,  które zostało przez nią wyćwiczone na przestrzeni lat, wysyczałaby pod nosem parę niestosownych słów, wkładając w to tyle jadu, ile potrafiła wykorzystać na jednym wydechu. Nie pokusiła się jednak o tak ryzykowny ruch. Wykazała się profesjonalizmem na miarę swojego zawodu. Zachichotała, okręcając sobie własny pukiel włosów na palec. Tak, udawanie tiku nerwowego zazwyczaj w takich sytuacjach było zbawiennym posunięciem. Czy w tym wypadku ten gest również zda swój test? To się okaże... w praktyce.
Jeśli to pan jest tym sławnym, ale równie nieuchwytnym złodziejem, o którym krążą rozmaite pogłoski, bezwątpienia jest pan w stanie zaspokoić moje wszelkie potrzeby — zapewniła z wyraźnym rozbawieniem, niby mówiąc to pół żartem, pół serio. Złapała między zęby słomkę, przejeżdżając po niej językiem w prowokacyjnym geście.
W zasadzie nie miała zamiaru wywalić przysłowiowej kawy na ławę w tej chwil, lecz przebieg rozmowy zmierzał w zadowalającym ją kierunku, zatem nie widziała żadnych przeciwwskazań do poruszanie tej kwestii, tak samo, jak nie miała najmniejszego zamiaru przeciągać w nieskończoność swojej męki.
Jaki będzie twój kolejny ruch, Alanie?, w tym momencie było to jedyne pytanie, na które chciała poznać odpowiedź. Nic innego się nie liczyło, choć miała przemożną chęć skonsultowania się z umywalką i mydłem w swoim domu. Czuła, jak bakterie po niej pełzają i nie mogła odpędzić się od tego wrażenia. Konsekwencje wchodzenia w dialog z alkoholikami...
Odsunęła kolana od jego kroczka, zakładając nogę na nogę. Jej wzrok powędrował w kierunku baru. Przywołała barmana znajomym gestem i po prosiła o to samo, choć jej drink nadal był niemalże nietknięty, nie licząc paru kropli, którymi nawilżyła gardło, by jednocześnie popracować nad (nie)świeżością swojego oddechu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.04.17 23:02  •  Bar - Page 3 Empty Re: Bar
Porzuciwszy swoją prawdziwą tożsamość nie spodziewałby się nawet, że znajdzie się ktoś kto z chirurgiczną wręcz dokładnością dotrze do odmętów tej strony sieci, by uzyskać prehistoryczne informacje świadczące o tym, że kiedyś żył nie tylko on, ale i dawny świat. Jednakże w obecnej sytuacji po spożyciu trzeźwość jego umysłu przez alkohol była znacząco zachwiany, co wiązało się ze zmniejszonym krytycyzmem czy też znacznie osłabioną uwagą. Nie mógł, więc wyłapać tak drobnych, acz znaczących zmian w zachowaniu posiadaczki tak niebagatelnej, europejskiej urody, odznaczających się lekkimi skazami na nienagannym wręcz rozluźnieniu czy też zaangażowaniu w tę ich prywatną grę.
Oboje wiemy — zaczął z wyraźnym rozbawieniem w głosie, nie odrywając od jej oczu znaczącego spojrzenia, choć w rzeczy samej ta prowokacja nie mogła umknąć jego uwadze, a ona sama sprawiła, że szeroki uśmiech wymalował się na jego twarzy. Zmniejszył jednak stosownie odległość między nimi, co pewnie dla osoby z boku wyglądać mogło jak niekryty, niezobowiązujący flirt.  — Że gdybyś nie chciała trafić do mnie, to nie siedziałabyś teraz naprzeciwko mnie. Po drodze nim udałoby ci się dotrzeć do mojej skromnej osoby, znalazłabyś inne płotki pływające w tym ciemnym stawie, które równie chętnie zainteresowaliby się realizacją twojej oferty. — wbrew wszelkim pozorom beztroski, wesołkowaty ton jego głosu nie uległ żadnej większej zmianie. Przyjęta dobre osiemset lat temu postawa lekkoducha weszła mu w krew, będąc jedynym słusznym nawykiem. Łatka niegroźnego alkoholika, dobrze bawiącego się w klubie i znającego pojęcie zabawy niełączonej z żadnymi zbytecznymi w jego odczuciu burdami dopełniało jedynie całości.
Oderwał lewą rękę od wypolerowanego na błysk blatu, pochwyciwszy jasny kosmyk jej włosów okręcił go sobie wokół palca. W oczy uważnie obserwującej mógł rzucać się rzemyk owinięty wokół przegubu z dziwnym kłem, niewiadomego pochodzenia dla zwykłego śmiertelnika, a już tym bardziej obywatela utopii. Póki co nie zanosiło się, aby brutalnie namieszał jej we wspomnieniach z tego późnego wieczora – zbyt dobrze się bawił, ale wszystko w swoim czasie.
Chyba na początku dałem ci do zrozumienia, że bez zbędnych wyrzutów sumienia skończyłbym z tobą w łóżku, ale odróżnijmy robienie biznesów od grania mi na męskim ego. Znam ten typ kobiecych manipulacji, musisz się lepiej postarać, złotko. Opcjonalnie mogę wziąć sobie to w ramach dodatkowego wynagrodzenia. — Do wypowiedzenia tych słów ponownie złamał dzielącą ich odległość, by wyszeptać je wprost do ucha intrygującej nieznajomej, która wykazywała się godną podziwu grą pozorów niemal na każdym istniejącym polu. To akurat doświadczonemu Fafnirowi umknąć nie mogło, co skwitował jedynie krótkim śmiechem, odsuwając się i cofając tym samym lewą rękę. Tę z kolei ponownie położył na blacie, zerknął przelotnie na pustą szklankę po whisky, lecz nie zamierzał ponownie brać kolejnej. Na ten moment wystarczy mu alkoholu, co stwierdził z prawdziwym ubolewaniem. Słysząc słowa swej jasnowłosej towarzyszki znowu się roześmiał, wzruszając niby to obojętnie ramionami.
Kto wie? Nie znam się na plotkach, więc równie dobrze mogłaś trafić pod nieodpowiedni adres, ślicznotko — Na powrót nawiązał z nią kontakt wzrokowy. Chyba nie liczyła, że potwierdzi jej jakiekolwiek przypuszczenia, czyż nie? Nie po to dbał o to, by wtapiać się w tłum, aby mogła czytać z niego jak z otwartej księgi. Nic więc dziwnego, że uwagę Fafnira przykuła rezygnacja z ledwo napoczętego drinka na poczet jego ulubionej produkcji amerykańskiej whisky, choć on sam w odróżnieniu od swojego kumpla, który lubował się w smaku szkockiej. — Jak sama widzisz… musisz sobie sama zdecydować, czy masz dla mnie jakąś robotę, czy jednak wolisz szukać tego swojego sławnego złodziejaszka. Chyba że twoje zlecenie ogranicza się do odnalezienia go. — Oparł łokieć o blat, by następnie oprzeć na zwiniętej dłoni policzek. Nie wyglądała bowiem na osobę, która zamierzała się tutaj upijać, a już tym bardziej kogoś kto lubił wysokoprocentowe trunki.


Fabuła zawieszona do czasu powrotu Havoca.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.07.17 1:04  •  Bar - Page 3 Empty Re: Bar
Parsknęła, lecz daleko było jej do rozbawienia, czy nawet samego rozluźnienia.  Nie mogła sobie na to pozwolić. Nie teraz. Nie w tym momencie. W zasadzie szczerze wątpiła, że ta chwila kiedykolwiek nadejdzie i nie miała nawet najmniejszego zamiaru tego testować. Być może w jej słowniku, a także w schemacie jej zachowań nie istniało takie, które nawet w minimalnym stopniu przypominałoby ten absurdalny dla niej stan.
Powiedzmy, że rozważę tę propozycję, ale zamian oczekuję bezwzględnej szczerości — odparła śmiertelnie poważna, mimo iż wyraz jej twarzy całkowicie z tonem jej głosu nie współgrał, bo oczywiście nie miała zamiaru niczego rozważać, bo żadna interesująca ją oferta nie padła. Jej zainteresowanie krążyło wokół zachowania eks-fizyka, otóż nie zarejestrowała w takowym żadnych poważnych zmian, którymi mógłby zdradzić swoją pieczołowicie skrywaną przez wiele lat tożsamość i właściwie tego mogła się spodziewać po człowieku z jego wykształceniem. Nie mogła się jednak mylić. Była tego wręcz absolutnie pewna.
Spojrzała mu głęboko w oczy z nikłym, uwikłanym w podtekst, wyjątkowo tandetnym półuśmiechem, nieróżniącym się właściwie niczym innym na tle sobie podobnych uśmiechów, które można było spotkać dosłownie wszędzie, na każdym kroku – w metrze, na ulicy, w sklepie, czy też w parku, kiedy w grę wchodził niewinny filtr o poważnych w skutkach konsekwencjach.
Nie drgnęła, kiedy Alan zręcznie złapał parę kosmyków jasnych włosów w swoje palce, bawiąc się nimi, choć kosztowało ją to dużo wysiłku i samozaparcia. Udało się, przynajmniej w stopniu ją samą zadowalającym, bo przecież jej wyraz twarzy nie zmienił się wcale. Zapanowała też częściowo nad odruchami, które zazwyczaj towarzyszyły jej w trakcie tego typu sytuacjach. Opanowanie było w końcu jedną z wielu wyuczonych przez nią rzeczy, której nie miała zamiaru nigdy stracić. Nigdy. Nawet kosztem życia.
Minuty uciekały, a ona, będąca osobą szanującą swój cenny czas, jak - powiedzmy - aoista swoją niezłomną wiarę, nie miała zamiaru, ani też najmniejszej ochoty przedłużać tej konfrontacji w nieskończoność. Jedna z jej dłoń zacisnęła się na szklance, drugą zaś w niekontrolowanym wręcz tiku nerwowym złapała za pasek od torebki. W tym jakże strategicznym momencie musiała przyznać, że utrzymanie z nim kontaktu wzrokowego, w porównaniu z samym, drażniącym ją od wielu lat kontaktem fizycznym, było rzeczą dziecinnie prostą i pod pewnym względem przyjemną. Zatem, kontynuując grą, którą skądinąd sama zapoczątkowała, zmniejszyła dzielący ich od siebie dystans o parę kolejnych centymetrów, by z namysłem i typową dla siebie delikatnością, zrobić dokładnie to, co on -  ponownie nachyliła się nad uchem pozornie nieznajomego mężczyzny, z którym zdecydowanie łączyło ją w tym momencie o wiele więcej, niż z kimkolwiek znajdującym się w tym pokaleczonym przez kłamstwa i sieć złudzeń mieście.
Nie, odnalezienie ówże człowieka jest tylko wierzchołkiem góry lodowej — wyszeptała mu wprost w ucho, enigmatycznie, tym samym traktując małżowinę swoim ciepłym oddechem. Po chwili, przedłużając zaserwowane przez siebie samą tortury, przeniosła prawą dłoń - tej, której palce zaciskały się przed momentem aż do białości knykci na pasku - i położyła ją na ramieniu posiadacza nietuzinkowego spustu do alkoholu.  — Powód dla którego szukam tego sławnego złodziejaszka jest o wiele bardziej ekscytujący i równie niebezpieczny jak sama chęć odnalezienia go, a jednocześnie prosty i łatwy do zrozumienia – chcę, by coś dla mnie ukradł — stwierdziła, co przyszło, biorąc pod uwagę okoliczności oraz wszelkie za i przeciw, które mnożyły się w jej głowie od przekroczenie tego pomieszczenia z szybkością światła, z niebywałą lekkością. Być może na chwilę zapomniała o dyskomforcie towarzyszącym jej w tej sytuacji, a może po prostu doświadczenie w pozyskiwaniu informacji w tej materii robiło swoje. Nie mogła się w tym momencie określić, ale wiedziała jedno - to nie niecierpliwość w tym wypadku zwyciężyła, a raczej ciekawość. Ciekawość co będzie potem, dlatego nie miała zamiaru przebierać w słowa, dlatego wzmocniła uścisk na ramieniu Alana, dławiąc w sobie najokrutniejszych z możliwych fobii, które posiadała. Oczywiście mogła teraz wstać i powiedzieć, żeby zapomniał o tej rozmowie, bo najprawdopodobniej jej kalkulacje były błędne. Mogła, oczywiście, ale tego nie zrobiła, z tego samego powodu, dla którego zdecydowała się przekroczyć próg tego lokalu.

Mosz. Patrz jaki zaszczyt cię spotkał. I płacz. XD
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Bar - Page 3 Empty Re: Bar
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach