Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

To już zaczynało robić się niesmaczne. Cała ta wymiana zdań, konfrontacja, była zupełnie niepotrzebna. Nathair nie zamierzał już dłużej w niej uczestniczyć, zamierzając odsunąć od siebie wrogo nastawionego osobnika choćby siłą. Byleby trzymał swoje łapy z daleka od niego. Nawet kosztem swojego zdrowia. Parsknął cicho pod nosem, słysząc jego wypowiedź, choć chwilę później ponownie poczuł uderzenie w twarz. Lubi demonstrować swoją siłę.
Kto by pomyślał, że z ciebie taki filozof. – rzucił prześmiewczo i napiął mocniej mięśnie, gotowy do kontrataku, ale nim zdołał wykonać kolejny ruch, dłoń mężczyzny brutalnie zacisnęła się na jego szyi. Złapał go obiema dłońmi za nadgarstek, wbijając pazury, które pozostawią po sobie ślad w postaci czerwonych półksiężyców, choć zdążywszy już nieco obeznać się z naturą ciemnowłosego, nie zrobi to na nim jakiegokolwiek wrażenia.
Na drobne sekundy zbrakło mu tchu, a w gardle zapłonął trawiący go od środka ogień. I chociaż trwało to tak krótko, że było jedynie pyłkiem w czasie, dla skrzydlatego ciągnęło się w cholerną nieskończoność.
Gdy tylko palce nieznajomego zwyrola poluzowały ścisk, a Nathair mógł nabrać więcej tchu, postanowił zareagować. Nie mógł pokazać przed nim swojej słabości, dać mu przewagi, bo potem nie będzie już odwrotu. Jasne, zgadzał się poniekąd ze słowami groźby, a sytuacja nie przedstawiała się zbyt pozytywnie dla niego, ale biernym chłopaczkiem do bicia nie zamierzał pozostać. Opuścił obie dłonie wzdłuż swojego ciała, i ostatni raz nabrał łapczywie powietrza do płuc.
Pierdol się. – skomentował krótko wyraźnie zachrypniętym I zdartym głosem. Wyciągnął prawą dłoń i dotknął nią uda ciemnowłosego, a następnie poraziło prądem. Nie interesowało go, czy jego noga jest z metalu, czy też nie. To w tym momencie było nieważne. Wyważył moc na tyle, by go nie zabić i aby impuls elektryczny nie dotarł do serca. Porażenie elektrycznością tylko i wyłącznie tej jednej części ciała miało jeden cel. Sekundowy paraliż nogi, a co za tym idzie – siłą rzeczy wybicie z rytmu nieznajomego i ugięcie nogi pod jego własnym ciężarem. A to dało czas Nathairowi na uderzenie z pięści wprost w jego szczękę, a następnie wykorzystując wszystkie sprzyjające w tym momencie sytuacje, naparł na jego klatkę piersiową i z całej siły odepchnął go do tyłu. Powinien wylądować na tyłku. W końcu przez parę sekund powinien mieć niesprawną jedną nogę.
A kiedy tylko poczuł, jak znowu jest wolny, odskoczył na bok, na bezpieczną odległość i zaczął kaszleć, czując pieczenie w gardle, jakby połknął płonącą pochodnię. Zgiął się w pół i podparł dłońmi o lekko ugięte kolana, łapczywie nabierając w płuca powietrza.
Zaraz się podniesie.
Wiedział to. Wiedział doskonale. Musiał coś wymyślić.
Porozmawiajmy, bo oboje nie wyjdziemy z tego cało. – syknął.
Nie dam ci się zabić, to jest pewne. A jeśli już, to z pewnością zabiorę cię wtedy ze sobą. Dlatego porozmawiajmy. Normalnie. – warknął wbijając w niego spojrzenie nietypowych tęczówek.
To barbarzyńca. I prymityw. Oni nie potrafią rozmawiać.
No cóż, trzeba było wszystkiego spróbować.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Zapytałbym czy z tobą, ale nie kręci mnie nekrofilia — sarknął, mając na myśli nie tylko to, że aniołek za chwilę pożegna się z życiem – kwestia dwóch minut, ale to, że z tą chorobliwie bladą cerą, widocznymi żyłami i niezbyt prezentacyjną posturą mógł śmiało skonsultować się z kostnicą nawet teraz, bez interwencji Drug-ona, choć pewnie w gronie anielskich istot ceremonia pogrzebowa wyglądała zgoła inaczej.
Chwilowe poluzowanie uścisku było rzeczą zgubną, bo najwidoczniej ta mała menda w charakterze różowowłosej panienki w opałach tylko na to czekała. Nóż, trzymany w dłoni, został puszczony i po chwili przeżył spotkanie pierwszego stopnia ze surowym kamieniem, a kiedy kawałek metalu skonfrontował się z energią elektryczna i doszło do wyładowania mechanicznych części, ich właściciel poczuł nieprzyjemne morowanie w zestawie z wyczuwalną dysfunkcją, która - o dziwo - nie rozgałęziła się na pozostałe partie ciała. Jej przypływ skończył się gdzieś w okolicy kolana, ale skutki były katastrofalne. Kido, nie mogąc utrzymać się na nogach, asekurował się ścianę, do której przed chwilą była przyciśnięta głowa skrzydlatego stworzenia i by nie upaść, oparł się o nią plecami. Na ustach pojawił się krzywy grymas imitujący uśmiech, gdy przyłapał się na tym, że ręka mimowolnie zawędrowała do kieszeni, w której zwykł trzymać papierosy. Złapał w palce prawie pustą paczkę nałogu i wyciągnął z niej jedną dawkę, środka, który z reguły go uspokajał, acz jego działanie z miesiąca na miesiąc coraz bardziej się tępiło, ale nawet ta świadomość nie przeszkadzała Yury’emu po sięgnięcie skręta. Czuć było od niego ich smród z kilometra, a dzięki w pełni zmechanizowanym płucom, nie musiał przejmować się efektami ubocznymi, o których informowało opakowanie. Prychnął. Hodowanie własnego zwierzątka w postaci raka to nic w porównaniu z urokami życia, z którym stykał się dzień w dzień na Desperacji.
Zerknął na anioła dopiero wtedy, kiedy wypuścił z ust dym.
Niepoprawny optymista z ciebie — prychnął, obracając papierosa w palcach, bo Yury, wyczulany na dyplomacje, zdecydowanie wolał zapobiegać niż leczy i kroczyć do celu po trupach, ale widocznie księżniczka miała odmienne zdanie na ten temat. Tliła się w niej jakaś iskierka złudnej nadziei i irracjonalna wręcz chęć znalezienia porozumienia, na które było trochę za późno, więc uśpienie jej czujności było propozycją nie do odrzucenia, niczym los wygrany na loterii.— Przedstaw mi chociaż jeden argument, dla którego powinienem ci odpuścić. Przemyśl go, bo drugiej szansy mieć nie będziesz — odparł, a zaraz zaciągnął się dawką ulotnej przyjemności, która być może zniknie podsycana przez gniew, jeśli ta mała kanalia nie popisze się kreatywnością, lecz powiedzmy sobie szczerze, Yury miał głęboko w poważaniu jego słowa. Absolutnie wszystko zależało od wąskiej cierpliwości biomecha, która dogorywała razem ze sumieniem. Ono z kolei przestało uwzględniać już jakiekolwiek zasady moralne akceptowane przez społeczeństwo, wydrążając do życia dekalog, któremu daleko było od normatywności.
Zerknął na zegarek i syknął pod nosem przekleństwo po rosyjsku. Zmarnował w tej stęchłej dziurze ponad godzinę swojego cennego czasu, który miał być wedle założenia przeznaczony na dostanie się do serca Desperacji. W końcu musiał się zaopatrzyć w nowy zapas papierosów, w którym pojawił się wyraźny deficyt, nie wspominając już o kwestii w teorii nie cierpiącej zwłoki sprawy, choć w praktyce nie zasługiwała na miano „ważnej”, przynajmniej nie w hierarchii ważności najemnika.
Masz minutę na odpowiedź — rzucił, nawet nie zaszczycając adresata słów chociażby pojedynczym spojrzeniem. Cała uwaga Kido została skierowana na dziurze po oknie, jakby w odruchu ocenienia ile może jeszcze potrwać ulewa, ale meteorologiem był żadnym, więc w ostatecznym rozrachunku skapitulował. — Cokolwiek powiesz może być wykorzystane przeciwko tobie, księżniczko — warknął i na potwierdzenie własnych słów, podniósł leżący nieopodal na podłodze nóż.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

”Pieprz się” cisnęło mu się ponownie na usta, ale tym razem ugryzł się w język w ostatniej chwili, nie chcąc więcej prowokować tego cholernego osobnika do kolejnych marnych przepychanek językowych. I jeżeli dym nikotynowy w jakiś sposób mu przeszkadzał, to skrzydlaty w żaden sposób nie dał tego po sobie poznać. I choć w jasnych oczach błysnęły kurwiki irytacji, to tak naprawdę ciężko było skonkretyzować co jest główną przyczyną. A być może wszystko jednocześnie. Dopiero w momencie, kiedy znalazł się w pozornie bezpiecznej odległości od niego, pozwolił sobie na uśmiech, który rozciągnął się na jego ustach. Nim ciemnowłosy mógł się poruszyć, skrzydlaty oddalił się od niego jeszcze o parę kroków, aż wreszcie dopadł do swojej broni i zacisnąwszy palce dookoła rękojeści katany, uniósł ją wyżej, zatrzymując na poziomie swoich wąskich bioder, celując ostrzem w agresora.
Argument? – chłopak uniósł brwi wyżej w wyraźnym zaskoczeniu. On naprawdę był tak cholernie arogancki i zadufany w swojej mocy, że nie widział iż aktualnie jest na przegranej pozycji? Serio.
Po pierwsze. – uniósł wolną dłoń I zamknął ją w pięść, wysuwając do gory tylko jeden palec, wskazujący.
Z tego co teraz wiem, jesteś biomechem. A biomechy, tak samo jak android baaaardzo nie lubią elektryczności. Nie zawaham się użyć mocy jeśli zbliżysz się w moją stronę choćby o pieprzony centymetr. To raz. – uniósł drugi palec, środkowy, który dołączył do swojego brata. – Po drugie. Jak dobrze wiesz, anioły posiadają trochę więcej mocy niż posługiwanie się jednym żywiołem. – kąciki ust ponownie uniosły się w tryumfalnym geście, ale bardzo szybko ściągnęły się na powrót w wąską linię.
A po trzecie, stary, ty teraz ledwo chodzisz. Dobra, ja wiem, męska duma, walka do upadłego i takie tam. Ale… po co? Dorwałeś swojego gościa, zrobiłeś swoje, ja zrobiłem swoje. I koniec. – wzruszył lekko ramionami, jakby to wszystko miało załatwić rozżalenia ciemnowłosego, chociaż w głębi duszy wiedział, że ten narwany osobnik prędzej odgryzie sobie język, aniżeli odpuści. Ale zawsze warto spróbować, prawda?
A po czwarte… – przechylił głowę nieco na bok, a jasne kosmyki zdecydowanie za długie niż powinny, opadły na jego czoło i oko.
Jestem przystojny i mogę dać ci buzi w czoło na pocieszenie.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Zaciągnął się papierosem, poświęcaj się tej czynności niemal całkowicie, jak na praworządnego, nałogowego palacza przystało. Odchylił delikatnie głowę do tyłu dla lepszego efektu, zaciskając zęby na filtrze pałeczki tytoniu. Przez chwilę nawet zapomniał o warunkach atmosferycznych, a szumiący w tle deszcz w połączeniu z nikotyną działał na niego iście kojąco, może nieco usypiająco, co było zależne od paru czynników, w tym i dwóch w pełni nieprzespanych nocy. Brakowało tylko ciepła drugiego ciała w charakterze Illij, choć tę pokusę akurat starał się odepchnąć od siebie jak najdalej. Myśl o jakimkolwiek emocjonalnym przywiązania sprawiała, że przed oczami natychmiast pojawiała się postać pewnego doktora, który w tym wypadku już dawno powinien zniknąć z jego wspomnień.
Słowa skrzydlatego stwora dolatywały do niego w szczątkowej wersji. W dłużej mierze była to zasługa samego bólu, bo w końcu - jak ta małe, różowe paskudztwo zaważyło – biomechy, przez ogół społeczeństwa zakwalifikowane do rasy androidy, dzieliły z nimi cechy wspólnego. Sam zainteresowany nie zgadzał się z tą opinią, uważając, że nadal był człowiekiem w pełni znaczeniu tego słowa, mimo pewnych usprawnień, które wiązały nie tylko z szeregiem nowych możliwości w głównej mierze w , ale też - w głównej mierze - w linii prostej dochodziło w nich do usterek, czy to przez deszcz, sam piach, czy nawet znienawidzoną przez Kido elektryczność.
Złapał w palce papierosa, a raczej to co z niego zostało – w tym wypadku peta i przyjrzał mu się z każdej strony i pod każdym kątem, w ostatecznym rozrachunku wyrzucając go przed siebie.
Wpierdalenie się w cudze sprawy to w twojej interpretacji "zrobienie swojego"? - zapytał, przymykając na chwilę oczy i odetchną, jakby w próbie odseparowania się od bolących połączeń w postaci nerwów do sztucznie stworzonej koniczyny. — Stwórca twojej rasy, ten niby wybawiciel, już dawno spierdolił. Chcesz przejąć po nim płaczkę? Daruj sobie.
Yury już sam nie był przekonany, czy w jego chęci zrobienia temu czemuś krzywdy główną rolę odgrywała duma, która przeczcież w naturalnych warunkach powinna przepaść wraz z godnością. Z reguły usuwał wszystkie jednostki, które w drastyczny sposób działały na jego nerwy, ni to dla własnego spokoju, ni dla samego zabicia nudy, a ten mały gnom mocno zalazł mu za skórę. Ot tak, bez żadnego wysiłku, jakby w  podnoszeniu ciśnienia był pieprzonym wirtuozem.
Tyle w tobie tej przystojności, co we mnie uroku osobistego — sarknął. — Na pocieszenie— prychnął — nie, w ramach uratowanie własnego tyłka to możesz mi co najwyższej dać jedno z tych twoich skrzydeł. W końcu będą mieć jakieś zastosowanie praktyczne. Wypcham sobie ich pierzem poduszki.
Zerknął na niego z politowaniem, bo powoli zaczynało też i opadać zainteresowanie osobą anioła, mimo że zemsta była jak najbardziej aktualna, a jej dopełnienie to tylko kwestia czasu. Pod pewnym względem księżniczka miała racja. Choć stan Kido nie był jeszcze opłakany, pojawiło się spore ryzyko, że zaraz może być, jeśli jego ciało zostanie poczęstowane kolejną dawką voltów. Już teraz występowały w nim pewne problemy w utrzymaniu się na nogach.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Westchnął ciężko słysząc słowa mężczyzny. Serio można być aż takim ignorantem? Ale tak serio, serio? Pokręcił lekko głową z wyraźną dezaprobatą, a miecz zniżył się nieco, jakby Nathair nie był w stanie utrzymać już jego i tak niewielkiego ciężaru. Było to jednak jedynie złudą, gdyż tak naprawdę skrzydlaty nie odczuwał już potrzeby jako takiej samoobrony. Nie, nie dlatego, że nie czuł już zagrożenia, bo czuł, ale wiedział, że w tym wypadku będzie w stanie obronić się szybciej i efektywniej bez użycia broni.
Zdejmij na moment klapki z oczu, na których napisane jest “pan I władca świata”. Ale spokojnie, spróbuję przedstawić ci to tak prosto, że nawet ktoś taki ja ty to wnet pojmie, chłopcze. – cóż, raczej nie było na miejscu zwracanie się w ten sposób do kogoś, kto wizualnie z pewnością wyglądał na starszego niż Heather.
Sam powiedziałeś, że wykonujesz zlecenia. Czyli pracujesz jako najemnik. Czyyyli…? Czyli masz kogoś nad sobą. Szefa. Czy zleceniodawcę. Ale kogoś masz. Nadążasz? – uniósł jedną brew w geście pytania, ale nie dał mu dojść do słowa, gdyż chwilę później kontynuował. – Pewnie słyszałeś, że i my, anioły, też kogoś takiego mamy. Bo, uwaga, jestem aniołem. Tadam. Niespodzianka! I teraz słuchaj. Jako anioł, mam swojego zwierzchnika. Nazywamy go archaniołem. Rozumiesz? Czy twój umysł to pojmuje? Tak więc zarówno ja, jak i ty, wykonywaliśmy swoje zadania. Ale czy to oznacza, że chcemy przejąć pałeczki po naszych zwierzchnikach? Nie. No, przynajmniej ja nie chcę. Nie wiem jak ty. Teraz rozumiesz? – cmoknął cicho dalej kręcąc głową, lecz tym razem przesunął stopę w bok, powoli kierując się w stronę wylotu, gdzie dawniej znajdowało się okno. Na zewnątrz powoli przestawało padać i była to kwestia zaledwie kilkunastu minut. Tyle potrzebował Nathair, by wyjść cało z tej chorej sytuacji. Cholernych kilkunastu minut. Wystarczy go zagadać i wnet będzie już w drodze do swojego domu szybując w spokoju po niebie.
No to musisz być cholernie uroczym facetem. – odrzucił kąśliwą piłeczkę I oparł się bokiem drobnych bioder o ścianę, stukając niemo ostrzem o swoją kostkę.
Wiesz…. Tego akurat nie mogę ci dać. Skrzydła są mi potrzebne do latania I takich tam pierdół. I nie mówimy o moim ratowaniu tyłka, a o twoim. Zapomniałeś? – odchylił głowę lekko do tyłu i parsknął suchym śmiechem.
To nie ja nie mogłem ruszyć się parę sekund temu. A nie sądzę, że twoje żelazne witki wytrzymają drugie podejście. Powiedzmy, że robię ci przysługę i proponuję rozejść się w spokoju. Idź robić te swoje smocze rzeczy dalej, a ode mnie się odpieprz. – tym razem uśmiechnął się cholernie przyjemnie, jak chłopiec proponujący staruszce pomoc w zakupach.
Okej?
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Prychnął. Bezproduktywność tej rozmowy, jak i ta cała wymiana argumentów wypowiedziane przez dzieciaka, która z perspektywy Kido brzmiała jak próba ratowania swojego kościstego, anielskiego tyłka były w jego mienianiu tylko grą na zwłokę.
Źle się rozumieliśmy. Gówno mnie obchodzi ta cała hierarchia w Edenie. Równie dobrze możesz być  pokurwionym archaniołem w swojej całej zajebistej osobie, ale - uwaga, bo to może cię zaskoczyć - nie jesteśmy w Edenie, tylko na bezprawnej Desperacji. Nadążasz? - zapytał, chcąc go przedrzeźnić ale przez jego wiecznie zachrypnięty jak u rasowego alkoholika głos zabrzmiało to jak karykatura wysokich dźwięków wydawanych przez cierpiącą na zapalenie gardła mezzosopranistkę. — Desperacja to centrum niczego, księżniczko. Zakichany dekalog nie ma tu racji bytu, tak jak cała reszta dyrdymałów, więc przestań pieprzyć piękne farmazony i zejdź na ziemię. Niebo już dawno przestało być schronieniem dla anielskich kanalii — zironizował, gdy przed oczami stanął mu obraz skrzydlatej mendy w charakterze Jersa w swojej całej rozciągłości. Czcze pierdolenie o bożych posłańcach, które moralnie był gorszy od drugiego i umysłowo tak samo skrzywiony. Już dawno zatarła się granica między kwestiami, które w dawnych stuleciach były traktowane jak największa świętość, bo czym niby anioły  – z braku lepszego określenia – w dzisiejszych czasach różniły się od Wymordowanych? Nawet posiadały zwierzęcy atrybut w postaci skrzydeł. Równie dobrze mogły być chorym wybrykiem mutacji, który przez fanatyzm religijny urósł do niebezpiecznych rozmiarów. W końcu uznawanie siebie i swoich pobratymców za kogoś stojącego na wyższym szczeblu drabiny społecznej niż przeciętni mieszkańcy zajaranego apokalipsą globu mogło być zabiegiem prania mózgu, a nie faktycznej zażyłości ze zbiegłym „stwórcą”. Jeśli ten faktycznie istniał, bo sam Kido wątpił w prawdziwość tej teorii.
No widzisz. Ta moja cholerna urokliwość od nadmiaru komplementów zaraz zawstydzona spierdoli na wakacje — sarknął, obracając nóż w dłoni.
Chaja na zewnątrz powoli ustępowała. W powietrzu można było wyczuć, oprócz zapachu deszczu, także nowe pierwiastki duchoty, które idealnie określały atrakcyjność bezkresu o tej porze roku.
Skąd pewność, że chcę ratować swój własny tyłek? — zainteresował się, zerkając na gówniarza sugestywnie. Co prawda wykitowanie w tym miejscu nie było szczytem jego marzeń, ale o tym dzieciak wiedzieć wcale nie musiał.  — Moje żelazne witki się zregenerowały, gdy pierdoliłeś od rzeczy, więc drugie podejście im niestraszne. — Odparł, wbijając w dzieciaka dla odmiany chłodne spojrzenie.
Księżniczka miała ostatnią szansę, by się zrekompensować, albo najprościej świecie spierdolić - był mistrzem w tym fachu, o czym Arata miał już okazję się przekonać, więc w tej materii wierzył w jego unikalne zdolności.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Rozłożył bezradnie ręce na boki, choć tak naprawdę było to sprzeczne z jego aktualnym nastawieniem I myślami.
A mnie gówno obchodzi twoje zlecenie. – odpowiedział zupełnie szczerze. Od kiedy jesteś taki wulgarny? Odwrócił się podchodząc do miecza, który schował do pochwy i umocował z prawej strony swojego biodra, dochodząc do wniosku, że już dzisiaj raczej mu się nie przyda. Ciemnowłosy niekoniecznie wyglądał na takiego, który ma ochotę na samym końcu rzucić się na Nathaira i wyrzucić go przez okno. Chociaż nie, moment. Wyglądał na takiego. Ale jasnowłosy podświadomie czuł, że tego nie zrobi. Zabawa skończona. Równie szybko, co się rozpoczęła.
Tak, tak, – machnął lekceważąco ręką w jego stronę, udając przy tym, że go słucha I przyswaja jego słowa, choć w rzeczywistości uważał je za wyjątkowo wkurzającą paplaninę szaleńca, na którego I tak już stracił wystarczająco dużo czasu. Deszcz ustał, a w powietrzu unosił się jego przyjemny zapach. Gdyby tylko był w lesie….
Wiesz… twoje pierdolone witki zregenerowały się tylko dlatego, że ci na to pozwoliłem. – mruknął pod nosem, ale na tyle głośno, że biomech z pewnością go dosłyszał. – Prawda jest taka, że specjalnie potraktowałem cię delikatną siłą, żeby przypadkiem nie uszkodzić cię trwale. Można powiedzieć, hm… o! – uderzył obiema dłońmi o siebie, jakby w jego głowie pojawiła się iście genialna myśl. – Że poznałeś moją łaskę! Widzisz jaki dobry ze mnie anioł? – spojrzał na niego złośliwie, kiedy gramolił się już na wadliwej jakości parapet, właściwie będąc już jedną nogą na zewnątrz.
Mam nadzieję, że już się nie spotkamy, Panie Zgryźliwy Staruszku. A jeśli nawet, to nie będziemy się do siebie wzajemnie przyznawać. To byłoby najlepsze rozwiązanie. Wracaj pan do molestowania niewinnych chłopców i rozładowywaniu swojej frustracji na nich. Żegnaj. – zasalutował mu, po czym przechylił się do tyłu i tyle było go widać. Ciemnowłosy mógł jeszcze usłyszeć trzepot skrzydeł, nim wreszcie nastała nienaturalna cisza, a on sam pozostał w rozpadających się ruinach jakiegoś bezimiennego domu.

Wątek zakończony <3
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach