Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 5 z 19 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 12 ... 19  Next

Go down

Pisanie 23.04.14 17:24  •  Podnóże gór  - Page 5 Empty Re: Podnóże gór
Już przechodząc całkowicie do ważnych rzeczy, szkoda czasu na głupoty typu jego myśli czy coś. Choć trzeba przyznać, że były dość no... Kolorowe. Przekleństwa leciały w tą i tamtą, rzucał mięsem jak nigdy w życiu. Cholera go strzeliła, piorun pierdolnął i wszystko inne. Łomot, który został spowodowany jego upadkiem był dość głośny. Huk się nieźle rozniósł za pomocą ciągle wiejącego wiatru. On zaś nawet nie poczuł tego upadku, jego nozdrza tak się nawdychały trujących oparów, że to dupa, a nie czucie. Brzuch, jedyne co tak naprawdę obecnie mu przeszkadzało. Powodowało potężne, wilcze ryknięcia.
O dziwo, tak to bardzo dziwne... Posłuchał się jak dobry piesek lekarza. Schylił łeb do dołu, oddychał tak jak on kazał. Starał się utrzymać rytm wspólnie z nim. Ręką uderzył o ziemię. Nie było to proste, ciche klepnięcie. Tylko porządne pierdolnięcie, raz, drugi. I tyle. Lepiej się poczuł, przewentylował odrobinę swoje płuca, bo to między innymi na tym polegało. Tak, to podstawa. Postarać się pozbyć toksyn z organizmu, albo wymiana go na mniej szkodliwe ilości. Co jednak nie mówi, że od razu wstanie tak jakby nigdy nic. To wcale nie oznacza, że zaraz pobiegnie razem z nimi. Jedynie, na obecną chwilę zdobył się na wypowiedzenie kilku słów. Postarał się odpowiednio głośno, wszak mówił niemalże do ziemi, jedynie kątem oka spoglądając na anielicę i lekarza.
- Zróbcie coś z tym, niech nie leci do miasta. Tam są kurwa ludzie...
Syknął z zaciśniętymi zębami. Jednak taka ilość słów jest dość niebezpieczna. Musiał odkaszlnąć, wypluł przy okazji flegmę, która utknęła mu w gardle. Jak widać... Bardziej się martwił o ludzi, o DOGS'ów niż o samego siebie.
- Growlithe... Poinformuj... Go...
Głos już mu się łamał, ledwo wypowiadał słowa. Mroczki przed oczyma, ciągły ból brzucha, a na dodatek migrena zaczynała doskwierać. I padł. Nie dosłownie, dycha nadal. Po prostu zemdlał. Oczy się zamknęły, choć oddech pozostał prawidłowy. Dwanaście wdechów na minutę, odpowiednie jak dla zdrowego człowieka. Bardziej jest to skutkiem przemęczenia, powstrzymywał ból brzucha, aby móc przekazać ostatnie wiadomości. I resztkami sił... Co by tu ułatwić im wszystkim chodzenie z nim... Na miejscu blondyna pojawił się biały wilk. Węch akurat się nie zmieniał, ani nic, więc nie ma problemu w związku z tym. W takiej postaci natomiast jest mniejszy, wygodniejszy do niesienia, a na dodatek lżejszy i to o sporo. Kiedy dojdą do siebie skarbeczki, to naprawdę ułatwi całe zadanie, wierzcie mi na słowo.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.04.14 21:01  •  Podnóże gór  - Page 5 Empty Re: Podnóże gór
Nie panikuj.
Jeśli będziesz panikować, to wszystko będzie jeszcze trudniejsze.

Zacisnęła usta w wąską linijkę, jak na gwałt uciszając się na słowa mężczyzny. No właśnie. Przecież sam mówił, że był lekarzem. Że dałby sobie z tym radę. Więc nie musiała przecież wyrywać sobie włosów z głowy i umierać na zawał co trzy sekundy. Bernardyn wiedział, co robi, kiedy próbował skomunikować się z Wymordowanym. Ten z kolei wysłuchiwał jego poleceń, jak gdyby bezgranicznie mu ufał i był zdolny oddać swój los w jego ręce. No cóż, taka wiara była wręcz podstawą, więc na pewno było to miłe zaskoczenie dla... no, wielu ludzi wokół, których wcale nie było tak wielu, bo przecież... ugh, nieważne. Leję wodę, bo nie wiem, co napisać tak bardzo~.
"Wybacz, że krzyknąłem."
Pokręciła głową, skupiając się cały czas wyłącznie na Opętanym, który najwyraźniej próbował coś powiedzieć. Nie mogła więc jakoś elokwentnie odpowiedzieć na to, co w ogóle mówił do niej ten jeden drobny człowieczek, a który w tym momencie nie przejmował się tym, czym powinien. Słaby głos dotarł do uszu zielonowłosej, ledwo pozwalając jej zrozumieć, co chciał przekazać jasnowłosy, choć po dłuższej chwili udało się jej wszystko pojąć, by w mig oburzyła się jeszcze bardziej.
- P-przejmuj się teraz własnym stanem! - Odparła, nieco głośniej, niż by tego chciała, wreszcie odwracając wzrok w kierunku Motyla. - Tylko trochę boli, nic poza tym. On jest teraz ważniejszy. - Przewróciła oczyma, wlepiając zmartwione spojrzenie wyłącznie w Wilka. - I... nie. Nie mam pojęcia, co to takiego. Jakaś paskudna próba Ojca? Nie wiem. Nie wspominając już nawet o takich objawach z... z powodu czegoś takiego. Przecież nie powinno go to aż tak bo...
"Growlithe..."
"Poinformuj..."
Czystym odruchem było zaciśnięcie dłoni w pięści, gdy powieki mężczyzny opadały powoli i sprawiały, że widać było jego utratę kontaktu ze światem. Poklepała lekko jego policzek, ale jakoś nie widziała efektu. Panika nie wchodziła już w grę. Nie i tyle.
- In nomine Patris, et Filii, et Spiritus Sancti. Amen. - Wymruczała pod nosem, czyniąc wszystkim dobrze znany znak krzyża, by wreszcie spleść palce dłoni ze sobą i zacząć szeptać coś w eter, skupiając spojrzenie na Rottweilerze.
Tak, jakby to coś miało pomóc.

Ugh, gomen za ten bezsens. Chyba ze zmęczenia, czy co.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.04.14 21:56  •  Podnóże gór  - Page 5 Empty Re: Podnóże gór
....... Posłał Fabianowi niedowierzające spojrzenie. Co on ma, do cholery jasnej, zrobić? Łapać zarodniki rękami? Lecieć za nimi jak durny, wiedząc, że i tak szanse, że wszystkie dogoni są równe zeru? No dobra, racja, coś wypadałoby zrobić. Trzeba było tylko zastanowić się co. A sam rozkaz rzeczą świętą, tak więc mężczyzna zagryzł dolną wargę, ponownie czujnie przyglądając się grzybowi... dopóki Zastępca nie zemdlał.
- Cholera – wymamrotał, sprawdzając oddech mężczyzny przez zasadę „widzę, słyszę, czuję” - nie ma to jak niespodziewane komplikacje.
W sumie dziwnym wydawało się, że Bernardyn praktycznie w ogóle nie wygląda na przejętego, ale koniec końców po pewnych czasie organizm sam uodparnia się na nadmierne ilości stresu. Tak długo, jak u Fabiana podstawowe czynności życiowe nie był zaburzone, tak długo nie trzeba było się martwić, że grzyb powoduje śmierć. Widoki nieraz były gorsze, sytuacje nieraz cięższe. Byleby ta tutaj nie zmieniła się w tą w stylu „gorzej być nie mogło”.
- Mi, podejrzewam, że jesteś szybsza ode mnie – zaczął powoli, wpatrując się w wilka, biorąc przy okazji parę płytkich wdechów – posłuchasz mnie teraz? Wiesz, gdzie jest Apogeum Desperacji? Centrum. A'la miasteczko? Albo znasz Growlitha? Jak nie... to mniejsza, w miasteczku po prostu zacznij się wydzierać, wywoływać jego imię i tak dalej. Ewentualny opieprz zgarnę potem ja. Jeśli go znajdziesz, przekaż mu, że wędruje z Fabianem w kierunku nory, opisz zaistniałą sytuację i... grzyb. Duży, szybko rośnie, nóżka normalna, kapelusz w kolorze zgniłozielonym. Zarodniki są przenoszone wraz z wiatrem. Podczas wybuchu grzyba... pojawia się niezbyt miły zapach. Najpewniej to wywołuje zawroty głowy, mdłości, w ciężej formie wymioty, bóle i jak widać może spowodować omdlenie. Jak na razie nie prowadzi do śmierci. Nieznane możliwe skutki uboczne. To też lepiej powiedzieć.
Rozkaszlał się na koniec wypowiedzi. Tak to jest, gdy mówi się wszystko na szybko, zapominając o prawidłowym oddychaniu. W tym wypadku mężczyzna wziął parę spokojnych, acz płytkich wdechów, od razu po tym biorąc Fabiana na ręce.
- Będziesz wstanie to zrobić? Jak nie, to idziemy razem. W kierunku miasteczka. Z dala od tego zapachu powinno być lepiej, nie wiadomo czy te... opary nie działają powoli - powiedział – ale wpierw, błagam, wskaż mi kierunek.
Ostatnie zdanie było wypowiedziane nader ponurym tonem, gdy Bernardyn rozejrzał się po okolicy. Jego orientacja w terenie naprawdę była beznadziejna. Nie pamiętał nawet drogi, którą szedł wcześniej. Trzymając w rękach białego wilka, mając minę stanowiącą pomieszanie ponurości, dezorientacji oraz zaciętości, w połączeniu z wyprostowaną postawą, nieco zbyt bladą skórą na twarzy (ach, te mdłości) i zaciśniętymi wargami wyglądał wbrew wszystkiemu nieco komicznie.
Cóż, sam czuł się już nieco lepiej, aczkolwiek mimowolnie kusiło go odkrojenie kawałka nóżki skalpelem, w celu zobaczenia, jak się przy tym zachowa grzyb. Jednak niestety, były sprawy, które miały swoistego rodzaju pierwszeństwo. Nie mógł zostawić Fabiana z Mi-Young albo samego, powinien za to jak najszybciej go stąd zabrać. Zawsze była opcja, że później tutaj wróci. Wpierw ostrzec innych. Tego się trzymać.
- Jaka decyzja? – zwrócił się w kierunku Anielicy, wolno ruszając w dół, mając nadzieję, że idzie pod dobrym kątem, czyli do miasteczka, a następnie Nory.
Póki co wilk mu nie ciążył. Pod koniec trasy pewnie się to zmieni, ale najpierw trzeba ruszyć. Krok za krokiem. Szybko, żwawo. Może nawet bieg, ale wpierw... cholerny kierunek.

Hmmh... mój też coś taki chaotyczny xd
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.04.14 22:05  •  Podnóże gór  - Page 5 Empty Re: Podnóże gór
Growlithe. Jak mogłaby nie znać Growlithe'a? Jej panicz, jej Jonathan, jej... właściwie, to on nie był tak do końca jej. W ogóle nie był. W każdym bądź razie - na każde z jego pytań kiwała twierdząco głową, wyglądając przy tym, jak te pieski w samochodach. Zapamiętywała wszystkie słowa, jakie z siebie wyrzucał, tworząc z nich swoistą fiszkę w głowie. Co miała przekazać, co zapamiętać, do kogo się zwrócić i gdzie zacząć szukać. Oczywiście ze znalezieniem go było najtrudniej - w końcu ten Wilk mógł się znaleźć po prostu wszędzie.
Jeszcze ostatni raz spojrzała na twarz, czy może raczej pyszczek Fabiana, po czym zaczęła mówić, powtarzając przy tym swoje odpowiedzi. Na wypadek, gdyby gestykulacja nie była dla niego zbyt jasna. Niektóre rzeczy mogły wyglądać według niego trochę inaczej, ewentualnie mógł ich nie zauważyć.
- Znam panicza. Nawet w miarę. - To przede wszystkim. Uśmiechnęła się blado, choć nawet takie uniesienie kącików w tej sytuacji było trochę nieodpowiednie. Ale nie mogła być tak sztywna przez cały czas. To by mogło tylko zaszkodzić. - I wiem, gdzie jest Apogeum. Przyszłam stamtąd. Przekażę wszystko, co mówiłeś... i dam sobie radę. Samej będę nieco szybciej. Tak przynajmniej myślę. - Dodała, zaraz odwracając się do niego plecami i wysuwając rękę z wyprostowanym palcem wskazującym przed siebie. - A tamtędy można zajść w bardziej cywilizowane miejsce.
Po co Bóg obdarował ją niemożliwym zapałem, dość znośną prędkością biegu i skrzydłami? Właśnie dla takich sytuacji, które ich wymagały. Dla właśnie tej sytuacji. Więc wypadało ich użyć. Now.

[zt tak bardzo~]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.04.14 0:11  •  Podnóże gór  - Page 5 Empty Re: Podnóże gór
Nim cokolwiek do niego dotarło, dziewczynki już z nimi nie było. Poszła, a raczej pobiegła, tak jak to Bernardyn jej polecił. Szkoda, że będą zawracać wilczurowi głowę taką błahostką, pewnie ma lepsze rzeczy do roboty. Najwyżej blondyn jakoś to odkręci i zrobi sam to co powinien, jako godny zastępca.
Trzymany przez lekarza po jakimś czasie ocknął się, samemu wyskakując mu z rąk. Spadł na swoje łapy, delikatnie je uginając. Pomachał kilka razy głową i się położył. Jakby nigdy nic. Chwila nie minęła kiedy był z powrotem seksownym blondynem.
- Niech ona go ostrzeże, że jest coś nie tak, my w tym czasie zajmijmy się tą sprawą.
Leżał, bo leżał. Został przeniesiony na odpowiednią odległość by móc złapać w miarę spokojnie oddech. I postanowił męską podróż zatrzymać. Jak leżał? Na brzuchu, z mordą niemalże w piachu. Tak jak wcześniej, starał się jednak łapać najczystsze powietrze. I nie pozwoli iść dalej. Wracały mu po części siły. Widać, że jakoś się trzyma. W wolnej chwili rozejrzał się dookoła, wyszukując czegoś. Dół, mały, drobny dół przy drzewach. Właśnie go namierzył, ba! Nawet wskazał palcem. Więcej słów nie było potrzebne, mieli tam się udać. Zatem ponownie pojawiła się postać białego wilka, a w niej podążył do tego małego, ciasnego miejsca. Wskoczył tam. Nie było to głębokie, nawet pół metra nie miało. Momentalnie siedział wygodnie sobie tam, odpalając papierosa. Zrobił miejsce dla Rosjanina.
- Jak już pewnie zauważyłeś, nie mogę za bardzo podchodzić z powodu węchu. Jednakże musimy coś zdziałać i nie ma, że boli. Nie wiadomo czy kogokolwiek tu dadzą, jest to niebezpieczne, a Growie ma dużo na głowie... Do tego czasu musimy obmyślić cokolwiek, jakiś plan działania.
Jak gdyby nigdy nic wypuścił szary dym z ust. Niemalże jakby wrócił do formy. Nic bardziej mylnego, nadal doskwierały mu skutki wdychania tych oparów, ale było już znacznie lepiej. Nie oszukujmy się, nadal to tylko działało z powodu dojścia do płuc, im dalej się tego gówna znajdował tym bardziej wentylował płuca. Po co jednak ten dół? Ponoć im niżej tym lepiej, co? Na dodatek mniej wieje, można lepiej się skoncentrować. I tak całkiem przy okazji pozwoli to odetchnąć medykowi, wszak zimno mu pewnie nieco ciąży.
- Jakieś propozycje na obecną chwilę?
Odezwał się od razu. Nie pozwalając mu dojść do słowa. Chciał dokończyć swoją jakże zajebistą myśl i źle mu wcale nie poszło. Sam oddał się rozmyślaniom na temat tego co oni mogą we dwójkę poradzić z tym grzybem. Ugh... Chujowa sytuacja.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.04.14 13:38  •  Podnóże gór  - Page 5 Empty Re: Podnóże gór
....... Lekarz zaczął przeczuwać, że cała ta wyprawa jak nic skończy się dla niego migreną. Przez moment po prostu w milczeniu obserwował Fabiana, zastanawiając się, czy ma go palnąć w ten łeb, czy podarować sobie tę przyjemność. Jak Growlithe będzie w Norze, a ich tam nie... to najprawdopodobniej urwie Bernardynowi łeb. Ewentualnie rzuci nim o ścianę. Nie mówił, że ma tam przyjść, ale tak można było to zrozumieć. No nic. Miał zawiadomić, to zawiadomił w taki, a nie inny sposób.
Westchnął cicho, masując skronie, na razie nie odpowiadając. Pobawmy się w dedukcje, niczym Sherlock Holmes... chociaż w sumie Dalemir już się w to bawił. Ze znacznie gorszym skutkiem, no ale nieważne.
Szedł w każdym bądź razie za mężczyzną, mamrocząc coś mało pochlebnego pod nosem, myśląc, jakim cudem dał się wpakować w taką sytuację... ach, no tak, słaba orientacja w terenie, faktycznie. Zerknął na dziurę, wzruszył ramionami i ześlizgnął się w głąb mniej.
- Grzyby. Nie znam się na nich za bardzo, prócz tego, że mogą być trujące albo jadalne. Być może ten grzyb kiedyś był takim normalnym, małym, jadalnym czy też niejadalnym grzybkiem, a z powodu wirusa stał się... takim czymś. W sumie byłoby wtedy ryzyko, że opary mogą zawierać wirusa X, ale ni cholery, tego nie wiemy. Lepiej miejmy nadzieję, żeby tak nie było bo wtedy naprawdę mamy przechlapane... my i wszyscy inni, łącznie z miastem-3 – zaczął, chcąc znaleźć jakikolwiek punkt odniesienia, nawet ten niezbyt optymistyczny.
Od czegoś, no cóż, musieli zacząć.
- Generalnie... można spróbować go jakoś... ściąć, niby nie powinien się odnowić, ale nie wiadomo, jak zareaguje na to kapelusz i zarodniki, których w dalszym ciągu może być pełno. Ewidentnie na ich rozprzestrzenianie się nie mamy większego wpływu. Pewnie trzeba by rozejrzeć się po okolicy, by zobaczyć, ile z nich zdążyło już urosnąć, o ile w ogóle tak się stało – westchnął ciężko.
Był lekarzem, nie biologiem. Roślinami zajmował się na tyle, na ile było mu to potrzebne. Myślał realistycznie, dlatego nie oczekiwał zbyt wiele po tym, co tutaj zrobią, nie mając tak naprawdę żadnych większych... danych.

Tak trochę ni w pięć, ni w dziesięć
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.04.14 18:51  •  Podnóże gór  - Page 5 Empty Re: Podnóże gór
Ysz kurwa... Nie zna się. Pieprzony lekarz. Właśnie, chwila! Lekarz, to wszystko wyjaśnia. Niepotrzebnie potraktował go jak znawcę zielarstwa, alchemika czy innego wypierdka mamuciego. W końcu oni wszyscy się od siebie różnią na dobrą sprawę. Kurcze, szkoda i to bardzo. Fabian przytaknął głową, że to rozumie. Głupiutki nie był, ale czasami wyciągał pochopne wnioski, tak jak w tym momencie. Chwilunia, wirus X. Faktycznie, przerąbane...
- Módl się, żeby to nie wydzielało wirusa z siebie, bo skończysz jak ja.
Taa, chodziło o zostanie wymordowanym. Nie ukrywał swej tożsamości i w sumie nigdy nie miał zamiaru. Po części cieszył się tym, a z drugiej strony traktował to jak zwykle przekleństwo. Ileż to w końcu można żyć na tym splamionym krwią świecie? Tysiąc lat, a nawet i więcej już musi się użerać z tymi pesymistami, których jest wiele. On, ten porąbany optymista. Czasem to dołujące kiedy wokół same smętasy, a na dodatek DOGSi. Oni w końcu nie należeli do jakichś potulnych baranków. Ciągle warczeli na siebie, skakali sobie do gardła, a on co? Rozdzielał ich, pacnął po łbie raz i drugi żeby się uspokoili. Wszak na niego nie mają prawa nawet podnieść głosu, a jak spróbują to odpali się tryb do zabijania w naszym Fabianie, ma on co nieco swoich zdolności. Co fakt, to fakt... Nie nadawał się na dystans, w żadnym stopniu. Stąd też wielkie przejęcie się tym grzybem, inaczej sfajczyłby go momentalnie czy cokolwiek. Działałby, a nie siedział jak skończony idiota w dole.
Rzucił ledwo żarzący się już filtr gdzieś dalej. Wspominałem kiedyś, że Fabian był aktorem za młodu? Nie? To chyba czas wytłumaczyć skąd ta nagła poprawa u niego. Lecz w takim stanie nie mógł zbyt wiele zdziałać. Więc jak już wiecie, jego dobre samopoczucie to czyste kłamstwo, najprawdziwsze i tak cholernie trudne do wykrycia. Z kącika ust delikatnie spłynęła kropla, a nawet i dwie krwi. Tego wspaniałego płynu... Odkaszlnął wypluwając drobną, naprawdę drobną ilość szkarłatu.
- Khe... Zaprowadzę Cię najdalej jak tylko mogę, dalej musisz mnie donieść sam do Apogeum.
Nie czekał na żadne sprzeciwy ze strony lekarza czy cokolwiek innego. Spróbowałby mu się sprzeciwić to dostałby po łbie, na dodatek... Wilk zdawał sobie sprawę, że Dalemir nie ma nic do gadania kiedy blondas coś powie. Powinien mu być jako tako posłuszny, więc to nie wchodziło w grę. Zatem jak łatwo można się domyślić. Przemienił się w swoją zwierzęcą postać, po raz kolejny zresztą. I poszedł. Powolnym, bo powolnym krokiem, ale jakoś człapał na czterech łapach. Tak przy okazji... Dość daleko zaprowadził Rosjanina, wszak do miejsca skąd już było widać drobne wzniesienia zniszczonych, ledwo trzymających się budynków. Co to by miał łatwiej. Dalej, dalej co? Padł na ziemie z wycieńczenia, znowu stracił przytomność i to tym razem na pewno na dłużej. Reszta w twoich rękach Dalemirze!

//Machnij krótkiego posta i daj "zt" dla nas dwóch, ja w tym czasie założę odpowiedni temat i tam wpadniesz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.04.14 19:12  •  Podnóże gór  - Page 5 Empty Re: Podnóże gór
.......No był lekarzem, był, nie jego wina, że na grzybkach i innych roślinkach nie znał się za dobrze... ale spamiętaj całą ludzką anatomię, rodzaje szwów, zasady nastawienia kości, punkty witalne i chu...ekhm, Bóg wie ile innych ważnych rzeczy związanych z leczeniem! Ziołolecznictwo niestety nie jest jego konikiem. Poza tym, miał 32 lata. Nie 42, jeszcze czas na zbieranie wiedzy miał. Co prawda ograniczony...
- Modlić się zacznę, jak będziemy mieli czas - mruknął pod nosem.
Cóż, dla niego żadna tajemnica. Z własnej, nieprzymuszonej woli obracał się wokół Wymordowanych, którym w każdej chwili mogło odbić. Nie, nie był zatwardziałym masochistą. Co najwyżej miał lekkie, autodestrukcyjne skłonności, ale akurat to było spowodowane bardzo niskim instynktem samozachowawczym. Czy jakoś tak.
Hmmh... no sam Bernardyn doszedł w miarę szybko do siebie, gdy miał możliwość oddychania zwykłym, normalnym powietrzem. Za to gdy zobaczył krew wypływającą z ust, zmarszczył gwałtownie brwi. Zdecydowanie nie za dobrze. Tym bardziej, że nie do końca wiedział, jak to zakwalifikować. Gdyby to był krwotok z przewodu pokarmowego to powinny być wymioty. Ale w sumie, organizm Wymordowanych na wszystko mógł inaczej zareagować.
Nie miał nic do gadania. Niestety. Ale o tym później. Chcąc, nie chcąc, ruszył zanim, potem gdy ten upadł wziął go na ręce i ruszył w kierunku Apogeum. I tak dalej, bla, bla, bla...
ztx2
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.06.14 0:18  •  Podnóże gór  - Page 5 Empty Re: Podnóże gór
Nie powinno Cię tu być. Mówił głos w jej głowie, kiedy powoli stąpała po suchej ziemi. Zawróć. Kontynuował, mając nadzieję, że niesforna dziewczyna to właśnie uczyni. Jednak Karea nie czuła strachu. Wiedziała, że któregoś razu może już nigdy nie wrócić do domu, ale... to było silniejsze od niej. Maska (oczywiście tego akurat nie wie) chroniła ją przed działaniem szkodliwego virusa, jak i zapewniała (to już wie) jej dość ''męski'' głos tak aby każdy słuchacz nie miał wątpliwości, że jest mężczyzną. Dziewczyna zmrużyła szmaragdowe oczy, przyglądając się suchym badylom. Nie rozumiała, dlaczego Władza nie pozwalała wychodzić ludziom poza miasto...przecież tutaj jest kompletnie pusto, nie ma tutaj ani jednej żywej duszy. Czego więc się bać? Usiadła sobie na ziemi, jak gdyby nigdy nic. Musiała pomyśleć. Zrelaksować się, odetchnąć. Lubiła samotność, miała już ją we krwi. Nie pasowała do reszty społeczeństwa, nie potrafiła przy nich zachowywać się swobodnie. Z założonymi słuchawkami w uszach, puściła dość dynamiczny utwór, aby zagłuszyć wszelkie dźwięki z zewnątrz. Dość często to robiła, zamykała oczy i myślała. Jednak teraz, jej oczy pozostawały otwarte, śledząc każdy, nawet najdrobniejszy ruch otoczenia. Była czujna, gdyż wiedziała, że jakiś powód musi być skoro miasto nie pozwala tutaj chodzić. Jej jednak udało się wymknąć, (już nie jeden raz) i jak na razie udawało jej się bezpiecznie powrócić, kompletnie nie zauważona. Nadawała się na skrytobójcę, jednak nawet jej to nie przeleciało przez głowę. Nie wiedziała co będzie kiedyś robić, co będzie jak ukończy szkołę... o niczym nie miała pojęcia. Żyła spontanicznie z dnia na dzień, nie przejmując się przyszłością. Nauczyła się tłumić w sobie strach i ból, zastępując go chłodną obojętnością. Jej oczy zawsze są zimne, nieprzyjemne... Dla niej to się podoba. Lepiej kiedy ludzie trzymają się od nas z daleka. Wtedy jest mniej problemów, a Karea była przykładem kompletnego egoisty i socjopaty. Chadzała własnymi ścieżkami, nie uznawała innych poglądów. Była niemiła, jednak najczęściej zachowywała się dość spokojnie i obojętnie jeżeli chodzi o obcych. Od straty rodziców minął rok. To mało czasu, wspomnienia cały czas były świeże, nie pozwalając o sobie zapomnieć. Ile to razy budziła się w środku nocy cała zapłakana, smutna i przygnębiona. Te uczucia ją zabiły, powodując, żeby szczęście odleciało na dalszy plan. Karea spojrzała na swój bandaż na ręce, przyglądając mu się. Cóż, życie bywa zaskakujące. Nigdy nie sądziła, że aż tak się zmieni. Nie sądziła, że to jej się spodoba... a tu jednak takie zaskoczenie. Nie narzekała na swój los. Narzekają tylko słabi ludzie. Ona była wszystkiego świadoma i pewna siebie, nie dążyła do niczego... gdyż była człowiekiem bez marzeń. Zachowywała się niczym jak wrak, jak jakieś puste naczynie, które tylko czeka, aż się je napełni. Objęła się rękoma, było tutaj nieprzyjemnie zimno. Chyba czas będzie wracać... nie cierpiała tego uczucia. Uczucia, kiedy jest zimno. Od razu cała się trząsała, zwracając na siebie niepotrzebną uwagę. Nie miała jednak siły wstać, muzyka zaczęła okaleczać jej słuch, a wzrok odmówił na moment posłuszeństwa.
- Tylko nie teraz...- Szepnęła do siebie cicho, kurczowo obejmując się w pasie. Od dziecka z nie wiadomych przyczyn zdarzało jej się mdleć. Jednak teraz... nie jest na to odpowiedni moment.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.06.14 0:53  •  Podnóże gór  - Page 5 Empty Re: Podnóże gór
Podróże kształcą. Tak mawiał za życia, chyba, i tak mawiać będzie po ponowne uśmiercenie. A że póki co ten dzień jeszcze nie nadszedł, zatem będzie mówił tak nadal. Ponownie przy-szwendał się bliżej ludzkiej osadzie, w myśli mając to że szanse na znalezienie surowców jest lepsze tutaj, gdyż często ludzie nie zdają sobie sprawy z tego co wyrzucają. A czyjś śmieć jest czyimś skarbem. Nie był na polowaniu, nie musiał skradać się czy też wyostrzać zmysłów by wynaleźć se zwierzynę. Znał tą okolicę więc jego przejmowanie się otoczeniem było minimalne, gdyż w większości przypadków 30mm stalowa kula wystrzelona z Alablastera wystarczyła by powalić nie jednego nicponia. Idąc tak przed siebie, snując odwieczne rozmyślania na temat tego o czym znowu zapomniał, Manus zdobył pagórek na który się wspinał od jakiegoś czasu i pozwolił sobie na rozejrzenie się po okolicy. Pustkowie. Tak można to nazwać, zniszczenie po horyzont i brak śladów życia, oprócz osoby stojącej niecałe 10 metrów od niego. Czy to wiek? Czy może brak zainteresowania sprawił że stary wyga nie zauważył czyjejś obecności wcześniej? Cóż, zapewne jego towarzysz zdał sobie sprawę z jego obecności wczesniej, gdyż trudno jest nie zauważył gigantycznej masy jaką stanowił Manus. I teraz była ta chwila zwątpienia, która buduje relacje na kilka dni lub też kończy je w końcu sekundy. Alablaster spokojnie wisiał na plecach mężczyzny, próba zdjęcia go była by wystarczającą zachętą do walki, gdyż to coś wygląda niczym nosiciel nieszczęścia i zagłady. Dobrze że Manus pamiętał by nabić stare, przerdzewiałe ścierwo, gdyż musiałby ubić swego towarzysza waląc zaostrzonym bagnetem, czy też samą masą broni, co nigdy się nie kończyło przyjemnie. Ale zaraz, tutaj jeszcze nie chodzi o mord, tylko o cywilizowane nawiązanie konwersacji w ekstremalnych warunkach. Tym samym Manus skinął głową. Tak to powinno załatwić sprawę i jego gapiące się niebieskie oko nie powinno napawać nikogo strachem i nieswoim uczuciem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.06.14 10:39  •  Podnóże gór  - Page 5 Empty Re: Podnóże gór
- Why die!? - Słowa piosenki odbijały się od jej uszu, dziewczyna rytmicznie pomachała głową, starając się zbić uczucie zimna i ''odlatywania''. Kiedy jednak piosenka się zakończyła, Karea odłączyła je słuchawki i schowała je do kieszeni. Następnie obróciła się wstając, by po chwili zaprzestać oddychać. Jakieś 10 metrów obok stał... mężczyzna. Był tak wysoki, że z początku dziewczyna nie wierzyła, że ktoś taki w ogóle tam jest. Jego nadnaturalny wzrost budził pewne podejrzenia, a dziewczyna myślała, że ona naprawdę jest chora.
- Chyba mam jakąś schizę. - Szepnęła do siebie i przetarła oczy. Jednak on cały czas tam stał... i nie wyglądało, żeby chciał się stąd wynieść. Dziewczyna patrzyła na niego z mieszanymi uczuciami, już miała ochotę uciekać, jednak gdy ten kiwnął jej głową, Karea jeszcze bardziej się przeraziła. Serce zabiło jej o sto kroć mocniej, nogi stały się tak jakby z waty... Pomachała mu, jednak ten gest był sztywny i... nie pewny. Nagle zrobiła krok w tył i potknęła się. Upadła na ziemię, wydając z siebie lekki syk. Była niezdarą, ale teraz... mogłaby się w miarę ogarnąć. Niepotrzebnie będzie zwracać uwagę, zmrużyła oczy, nie mogąc uwierzyć, że przed sobą ma ponad 2-metrowego człowieka. Ubranego w dość.. nietypowy sposób. Miał na sobie jakiś dziwny płaszcz, niby ze skóry, ale miał w sobie też kilka innych elementów, jedno oko było zakryte, a drugie właśnie się w nią wpatrywało. Czuła się bardziej jak jakaś zwierzyna, która na znak ma zacząć uciekać.
- Weź się w garść. - Syknęła do siebie, starając się powstać, jednak... wszelkie próby spełzły na niczym. Czuła się słabo, za słabo aby cokolwiek zrobić. Pozostało jej więc obserwowanie nieznajomego, baadrdzo wysokiego mężczyzny z obawą, że zaraz coś jej zrobi. Bronie, które miał na sobie... nie wyglądały przyjaźnie. W sumie... żadna broń na przyjazną nie wyglądała. Ona miała przy sobie tylko scyzoryk i gaz... ale czy w ogóle było co się równać do kogoś takiego jaki był osobnik na górze? Dziewczyna nie rozumiała niektórych rzeczy, ale ten świat zaczął się stawać naprawdę dziwny... może miasto pragnęło ich strzec przed właśnie kimś takim? Może to oni byli Ci źli? Karea już dawno nie czuła strachu, dziś go poczuła... i nie skakała z radości. Martwiła się, że coś się może stać... że mężczyzna naprawdę zrobi jej krzywdę. Cieszyła się jednak w tym momencie, że wyglądała jak chłopak. Może miała większe szanse? Być może. Nie ruszała się jednak z miejsca. Sparaliżowane ciało nie chciało współpracować, pozostał jej jedyny wierny wzrok, który nie spuszczał z niego oczu. Co miała zrobić? Nie miała nic pod ręką, a myśli zaczęły się robić coraz dziwniejsze. Nasuwały jej się czarne scenariusze jej męki i śmierci.. wrr.
~ Przecież to tylko bardzo wysoki mężczyzna, nic mi nie zrobi... nie wygląda na groźnego. - Pocieszała siebie w myślach, które jednak nie chciały za bardzo wierzyć w jej słowa. Co ma zrobić? A co zrobi ten obcy? Nie wiedziała, że prawdopodobnie tamten myśli, że jest jakimś zarażonym nieszczęśnikiem, który bardzo cierpi. A co jeśli będzie chciał skrócić jej cierpienia? Z resztą, zaraz wszystko się okaże.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 5 z 19 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 12 ... 19  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach