Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 4 z 19 Previous  1, 2, 3, 4, 5 ... 11 ... 19  Next

Go down

Pisanie 21.04.14 21:08  •  Podnóże gór  - Page 4 Empty Re: Podnóże gór
Ujmując rzecz najprościej jak można, Dalemir Rashkovskiy zgubił się. Znowu. Po raz enty w ciągu ostatnich siedmiu lat. Zaczynało się to robić z lekka niepoważne, no ale cóż, taki talent. Beznadziejna orientacja w terenie. Powinien... obwiązać się jakąś liną, gdy idzie gdzieś dalej albo zostawiać za sobą okruszki niczym Jaś i Małgosia. Chociaż tutaj prawdopodobieństwo spotkania jakieś Babi Jagi było nadzwyczaj realne. A zamiast dzików czy ptaków pewnie dostałby zmutowane zwierzę. Nie. To jednak zły pomysł. Prościej chyba jednak będzie zgarniać ze sobą kogoś za każdym razem, gdy czegoś szukał. Zresztą, mężczyzna już nawet nie przypominał sobie, po jaką, za przeproszeniem, cholerę jasną tutaj przylazł.
- Po chrust na opał - wymamrotał sam do siebie, z lekkim przekąsem, ignorując fakt, że z boku może wyglądać dość specyficznie.
W końcu wokół niego i tak nikogo nie było. A przynajmniej nikogo żywego. Chyba. Tak czy owak, myśl, że zaraz coś może go zeżreć/zabić/doprowadzić do zawału serca już dawno przestała go nawiedzać. Inaczej wpadłby po prostu w paranoję i bał się własnego cienia. Potem pewnie oszalałby, ale to tylko przewidywania Chociaż... mężczyzna wytężył nieco wzrok, wpatrując się w punkt przed siebie. Nie, to nie zwidy. Jedna osoba... dwie? Stanął w miejscu, przekrzywiając dziwnie głowę, analizując swoją sytuację. Życie jest niczym gra w karty. Albo przegrywasz, albo wygrywasz. Ryzykujesz i wygrywasz, bądź też ryzykujesz i przegrywasz. Taka drobna loteria losu. Jednak tutaj wygraną jest życie, a przegraną śmierć. No ale to tylko zwiększa emocje. Koniec końców, co cię nie zabiję, to cię wzmocni, tak więc Butterfly ruszył przed siebie wolnym, prawie że leniwym krokiem, zachowując wyprostowaną sylwetkę. Jego instynkt samozachowawczy i tak wynosił równe zero. Niestety.
- Dobry Dzień? - rzucił z daleka, pozwalając lekkiemu uśmiechowi wpłynąć na twarz, nawet nie zważając na to, że jeszcze nie widzi, z kim ma do czynienia.


Ostatnio zmieniony przez Butterfly dnia 21.04.14 22:41, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.04.14 21:26  •  Podnóże gór  - Page 4 Empty Re: Podnóże gór
Pan, odpuszczone? On to co, Bóg jakiś? O nie, nie, nie! Nie pozwoli tak do siebie mówić przecież. O dziwo nie traktował siebie jako jakiegoś starucha. Co z tego, że przeżył już jakieś milenium? Nadal w duszy jest wielkim, przerośniętym dzieckiem, które oczekuje zabawy z drobnym dodatkiem alkoholu i papierosów. Właśnie... Fajka, gdzie fajka. Dobra, odpuścił sobie jeszcze na chwilę, ale tylko dosłownie chwilę. Chwycił jej rękę, bo po coś ją wyciągnęła, nee? Uścisnął delikatnie, trzepocząc przy tym rzęsami i posyłając najcieplejszy uśmiech pod słońcem.
- Mów mi Fabian, a nie. Toć nie jestem starcem! Hahaha!
Głupkowato się zaśmiał, tak jakby to był naprawdę jakiś dobry żart. Może i było to suche, ale mu sprawia wiele radości. To chyba najważniejsze.
Co sprowadza? Właśnie, co? Wilczy instynkt każe mu czasem wyjść, posiedzieć gdzieś samemu. Choć się boi osamotnienia, czasem odczuwa potrzebę przemyślenia na spokojnie wszystkiego. Szczególnie, że musi pomagać przy zarządzaniu niesfornymi kundlami.
- Co? Tak się przejść chciałem, odpocząć sobie, poleżeć i wyciągnąć łapki przed siebie. A Cię niby co tu przywiało? Hę? Hę? Jesteś dziewczynką, niebezpiecznie jest samemu chodzić po tych terenach.
Ostatnie zdanie o dziwo było pełne powagi, pełne opanowania, a w oczach widać było to, że zaczął się martwić o nią. Gdyby natrafiła tu na jakieś inne zwierzę, które to mogłoby ją pogryźć. Ugh! Nie wolno, nie! Pomachał jej przed oczyma paluszkiem, tak. Taki karny paluszek, dla dziecka. Pogroził nim, że tak nie wolno. Ot dobry ojczulek z niego.
Hola, hola... Co jest? Wyniuchał coś, zapach. Kolejna istotka? Oczami zaczął przekręcać na boki w poszukiwaniu źródła. Tak, zawieje nie przeszkadzały przy tym za bardzo, jedynie uprzykrzały namierzenie celu, ale zapach tak czy siak dojdzie. Dorwał. Brązowa czupryna, która zaczynała się do nich zbliżać. Jakiś łowca polujący na żarcie? Odruchowo stanął przed dziewczynką, zasłonił ją sobą.
- W czymś możemy pomóc?
Odwzajemnił jego uśmiech. Przecież nie będzie atakował przechodnia, póki ten sam nic nie zrobi. Wbrew pozorom dość inteligentna istota z Fabiana, tak, tak. Ma łeb na karku jak mało kto, potrafi sobie radzić. I o dziwo... Skądś kojarzy ten pyszczek, a skąd? Może DOGS'i? W końcu jest zastępcą, wszystkie mordy członków mu się przewinęły już, ale pamięci to nie ma najlepszej, wybaczcie mu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.04.14 22:57  •  Podnóże gór  - Page 4 Empty Re: Podnóże gór
"Fabian". Delikatny uśmiech powitał nowo poznaną osobę raz jeszcze, kiedy dokładnie rejestrowała oczyma jego twarz, zapamiętując nawet najdrobniejsze szczegóły. Zdawać się mogło, że nawet liczyła jego rzęsy albo nawet i włosy. Mimo wszystko chciała wiedzieć, co tak bardzo jej w tym imieniu do niego pasowało. Fabian kojarzył jej się z pewnego rodzaju łagodnością i sympatycznym usposobieniem, a to doskonale zazębiało się z tym, jakie wrażenie wywarł na niej chłopak. I wszystko było jasne. Zielonowłosa zdobyła punkt wybicia, po czym zorientowała się, że... sama powinna się przedstawić.
- Mi-Young. - Odparła lekko, pozwalając sobie wtrącić kolejną opinię. - Poza tym, chodzi tu raczej o szacunek do drugiej osoby, nie starszych. Nigdy nie wiadomo, kto ma ile lat, nieprawdaż?
Tu była górą. Długowieczność nie należała w końcu tylko do jego atutów, a sama Anielica mogła go przewyższać liczbą przeżytych wiosen. Oczywiście nie robiła tego, ale istniała taka możliwość, a ani ona, ani też i Fabian nie mógł być pewien niczego. Ten świat był zbyt przepełniony dziwactwami, żeby uważać się za starych.
"Niebezpiecznie jest samemu chodzić po tych terenach."
Uniosła brwi wraz z kącikami ust, przyjmując jeszcze łagodniejszy wyraz twarzy. To było miłe, że przejął się nią pomimo krótkiego czasu ich znajomości. Dobra, krótkiego... SKRAJNIE krótkiego. Pokręciła jednak głową i odsunęła dłoń wykonującą grożący gest, wpatrując się w jego bursztyny ciepłym spojrzeniem.
- Mam dziwne szczęście do wychodzenia cało z kłopotów. Tak samo, jak mam szczęście do trafiania na niespodziewane ścieżki. - Przewróciła oczyma, zanosząc się niewinnym chichotem. Wiedziała, że nie ma się czym chwalić, ale jakoś jednocześnie czuła, że innego wyjaśnienia nie ma.
Właściwie, zapewne nie zauważyłaby zbliżającego się mężczyzny, gdyby nie to nagłe rozproszenie u Wymordowanego. Omiotła wzrokiem najpierw jego, a potem wszystkie strony, z trudem dostrzegając coś, czy może raczej kogoś. Ten ktoś odezwał się głosem, który z pewnością do kobiety nie należał, ale nie dane było się jej przekonać, gdyż wszystko zostało przysłonięte przez ciało wilczego mężczyzny. Wychyliła nieco głowę zza jego pleców i posłała ciepły uśmiech Bernardynowi.
- Nie ma złych zamiarów, Fabian. Jego uśmiech aż lśni niewinnością.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.04.14 23:22  •  Podnóże gór  - Page 4 Empty Re: Podnóże gór
….....Och. Tym razem wygrana. Całkiem duża, a przynajmniej w jego opinii. Z tego powodu na twarzy mężczyzny pojawił się jeszcze szerszy uśmiech... mógł być niekojarzony, fakt, jednak sam zapamiętał większość członków organizacji DOGS. Jasne, że nie wszystkich, ale część owszem. W szczególności tych, których łatał i tych, którzy wyróżniali się swoim zachowaniem. A zaś jeśli chodzi o Fabiana, to bardzo dziwnym wydawałoby się nie znać zastępcy organizacji, do której się należy. Wręcz mogłoby to uchodzić za swego rodzaju nietakt, a przecież Butterfly starał się unikać nieporozumień jak ognia. Tak czy owak, mrugnął jednym okiem do nieznajomej, jakby chcąc jej pokazać, że rzeczywiście nie ma złych zamiarów, po czym zerknął na Wymordowanego niewinnym spojrzeniem, jakby  przeczuwał, że zaraz dostanie reprymendę za włóczenie się i straszenie innych.
On. Człowiek. On i straszenie innych?
Heeej, czy właśnie dostał notkę, że po samym uśmiechu można stwierdzić, że nie jest groźny? Niewinny. To dość... miłe, ot co.
- Szczerze mówiąc? Zgubiłem się. W sumie po raz kolejny w ciągu ostatnich... siedmiu lat? Coś koło tego, w każdym bądź razie – westchnął, teatralnie przewracając oczami, niby to w pogardzie dla samego siebie – ale to raczej nic nowego. Nie przedstawiłem się. To dość niegrzeczne. Dalemir Rashkovskiy, do usług każdego, kogo trzeba pozszywać.
Ostatnie słowa kierował (cały czas z tym rozbrajającym, szczerym uśmiechem na twarzy) do dziewczyny. Bądź co bądź nie wypada utrzymywać kontaktu wzrokowego tylko i wyłącznie z jedną osobą. Summa summarum, można by to analizować i analizować, ale po co? Czasami lepiej iść na żywioł. Nieważne, że zachowanie Motylka znacznie odbiegało od normy w praktycznie każdej sytuacji. W końcu jak na razie żyje. Pomimo swoich, jak to niektórzy nazywają, autodestrukcyjnych zachowań. Zresztą, wszystko wynikało też z tego przyzwyczajenia, że 99% osób, obok których przebywa może mu skręcić kark, zanim to zauważy... albo też rzucą nim o ścianę, a ewentualnie oberwie z lewego prostego z powodu swojej niewyparzonej gęby. Cóż, tak też bywa.
Zamrugał szybko oczami, gdy jakiś płatek śniegu wcisnął mu się do oka. W sumie dopiero teraz zauważył, że jest nieco chłodno. Jasne, poniekąd był przyzwyczajony, ale w końcu cały czas pozostawał zwykłym człowiekiem. Odruchy typu pocieranie palców, czy dreptanie w miejscu były normalne. Nawet jeśli wyglądało to, jakby miał ADHD. Mając 32 lata. Trochę niedojrzałe. Ogarnij się, Roshkovskiy, zanim zaczniesz gadać głupoty.
- Droga powrotna jest... tam? - wskazał jakiś pierwszy lepszy kierunek, po czym sam się skrzywił – nie, dobra, głupie pytanie. Pod górkę, to tym dalej od „miasteczka”, zapamiętać. Ach, nieważne. Drogę powrotną zawsze się odnajdzie. Wam tu tak trochę... nie zimno? Nie chcę potem zajmować się czyimiś odmrożeniami. Strasznie długo i brzydką się goją.
Pozwolił sobie na nutę rozbawienia w głosie, po czym przejechał długimi palcami po zmaltretowanej przez wiatr czuprynie. W sumie nigdy nie pytał się żadnego Wymordowanego, jak odczuwają zimno. A powinien. W celach naukowych, może także medycznych. Być może to się u nich nie zmienia. Może wszystko czują tak samo. A może są nieco bardziej odporni. Mentalnie dał sobie lekki policzek. Ostatnio był jakoś tak dziwnie nieogarnięty, wręcz z lekka zamroczony. Zwalał to na zimę, czy też raczej chłodną wiosnę. Nic nie mógł poradzić na to, że był raczej ciepłolubny.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.04.14 12:38  •  Podnóże gór  - Page 4 Empty Re: Podnóże gór
Tak, mi również Fabian kojarzy się z czymś miłym, spokojnym, a zarazem pozytywnym. Jego rodzice mieli smykałkę do wybierania imion dla dziecka. Może te jego drugie niezbyt, ale tak czy siak świetnie komponuje się z jego francuskim nazwiskiem. Mhm... Dobrze, że przez lata wędrowania po świecie w postaci wilka po prostu zagubił swój rodzimy akcent. Jakoś nie przepadał za Francją, zwykłe, miękkie kluchy, które nie potrafiły sobie poradzić kiedy Hitler na nich najechał. Tak, tak... Interesował się historią ojczyzny, tylko głupiec nie chce wiedzieć o takich rzeczach. To przecież bardzo ważne informacje. Ale my tu nie o tym pitu pitu.
Mi-Young? Słodko brzmi, ba! Nawet pasuje do tej drobnej kruszynki, którą zasłonił swoim ciałkiem. No może i nie jest wybitnie szeroki, umięśniony, jest wychudzony, ale zarazem dość wysoki. Na pewno nie należy do niskich osób, choć chciałby być jeszcze trochę, ociupinkę wyższy. Tak dla samego efektu. Kiwnął głową na to, że zrozumiał. Tak, mowa o uśmiechu nowej istotki, rzekomo tak niewinnej. Co tylko faktycznie potwierdził swoimi słowami. Tym jak się zgubił i nieudolną próbą wskazania odpowiedniego kierunku powrotnego. Fabian, aż się zaśmiał głośno i padł na tyłek. Ot, żeby sobie posiedzieć. Może i było mu zimno, odczuwał to na swój sposób po części zaledwie, w końcu... On już nie żyje, jest martwy. Blada cera mogła go zdradzać jeśli o to chodzi. Na dodatek przyzwyczajony jest dosyć do tego. Tysiąc lat już żyje na tych pustkowiach, drobny mrozik jakoś nie robi mu różnicy wielkiej. Plus nawet jeśli zrobi mu się lodowato, że po prostu kości będą mu już się zamrażać to się zamieni w wilka, pokryje swoje ciało ciepłym futerkiem i się ogrzeje. Tak, to jest błogosławieństwo.
- Ahahah! Odprowadzę Cię potem do nory, nie martw się.
Nory? Yup. Fabian właśnie ogarnął skąd kojarzy faceta. Dalemir... Może i imię zbyt wiele mu nie mówi, ale chwila uwagi, skupienia na jego twarzy i sobie przypomniał. Facet który przewijał mu się co jakiś czas po korytarzach, ratujący jego pobratymców. Dobry człowiek, nie ma co, ale chyba coś ma na bani. Kto normalny chciałby zszywać wyrzutków, wymordowanych, którzy na dobrą sprawę nie powinni już stąpać po tym świecie.
Jako, że już siedzi sobie to nie zasłania małej kruszynce widoku na Bernardyna. Skorzystał z okazji i zgrabnym ruchem wyciągnął paczkę fajek, wsadził sobie jedną do ust i odpalił. Wiatr nie przeszkadzał, wszak zapalniczka żarowa to dar, który sprawdza się nawet w wietrze. Dobrze jest czasem przejść się do idyllicznego miasta i coś podjebać. Wyciągnął jeszcze paczuszkę w kierunku swoich rozmówców. Taki gest, żeby mogli się poczęstować.
- Dalemirze, po co szedłeś gdzieś sam? Nie mogłeś wziąć z sobą jakiegoś kundla? Gdybym Cię teraz zaatakował nie skończyłbyś najlepiej, zdajesz sobie z tego sprawę?
Posłał mu przyjacielski, pełen troski uśmiech. I nie, nie zapomniał o dziewczynce. Pozwolił jej na wtrącanie się do rozmowy, przecież to normalne. Dwójka ludzi, gadająca o jakichś niezrozumiałych momentami rzeczach. Nory, kundle... No proszę was, to oczywiste, że coś ukrywają, co niee?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.04.14 17:18  •  Podnóże gór  - Page 4 Empty Re: Podnóże gór
Nie każdy mógłby to stwierdzić. Co, jak co, ale to Mi-Young potrafiła najlepiej. Określać intencje ludzi na podstawie samego ich spojrzenia i wyrazu twarzy. Być może niektórzy sądzili, że pokerowa twarz coś by na to dała, ale nawet taki wyraz mógł okazywać wiele. Choć na bank nie kojarzył się z niczym dobrym. W przeciwieństwie właśnie do uśmiechu Człowieka, który właśnie zaszczycił dwójkę ponadnaturalnych istot swoją obecnością i chyba nie przeszkadzał im za bardzo swoją odmiennością.
- Mi-Young... Kwon. - Ponownie wydukała swoje imię, tym razem zwracając się bezpośrednio do Dalemira, któremu jeszcze nie zdradziła swojej godności, a którą wypadało zaznaczyć ze względu na fakt, iż on także przedstawił aię ich dwójce. - Taki tam... Anioł Stróż. - Dodała, chyba nawet jeszcze bardziej nieśmiałym tonem niż poprzednie słowa, dodatkowo analizując jeszcze to, co sam mężczyzna przekazał ich dwójce. Więc się zgubił, tak? To miało sens, biorąc pod uwagę całe to jego zdezorientowanie, widoczne w zachowaniu. Choć, z drugiej strony, zdawał się prawie wcale nie przejmować swoją obecną pozycją i tym, że mogłoby mu się coś stać. Zupełnie tak, jakby poi prostu przywyknął, co nie było aż tak nieprawdopodobne. Przecież skoro zapuszczał się w tereny Desperacji, to musiał jako tako być pewnym swego. No przecież nie wyskoczyłby sobie tu na wycieczkę krajoznwaczą, będąć naiwnym ludzkim śmieciem.
Oczywiście nie uważała go za śmiecia.
A z zachowania Fabiana wynikało, że jakoś tam się kojarzyli. To był kolejny pozytywny znak, zważywszy na to, że sam jasnowłosy nie wydawał się nikim złym, co tylko potwierdziło teorię błękitnookiej co do domniemanej niewinności Bernardyna. Jednakże... to, że wdali się w taką dyskusję, nie było aż tak uprzejmym. Nic więc dziwnego, że w końcu nawet Anioł mógł stracić cierpliwość, a przez tę całą lekkomyślność w słowach wręcz odchrząknęła z zamiarem wtrącenia swoich trzech groszy.
- Nie jestem przekonana, czy aby na pewno powinniście tak po prostu rozmawiać przy mnie z użyciem takich terminów. - Wypaliła cicho, nie zrzucając z twarzy łagodnej maski, co mogło zwiastować tylko tyle, że nie mieli się czego obawiać. Zresztą - dwóch rosłych facetów na jedną drobną kobiecinę? Wynik potencjalnego starcia był aż nazbyt jasny. - Oczywiście nie ma żadnego ryzyka, ale... hipotetycznie mogłabym być kimś, z kim nie chcielibyście mieć do czynienia. - Wzruszyła ramionami, pozwalając poszerzyć się ciepłemu uśmiechowi kierowanemu w ich stronę. No przecież to, co robili, było kompletną nierozwagą. Co miała zrobić, jak nie lekko ich zbesztać?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.04.14 19:20  •  Podnóże gór  - Page 4 Empty Re: Podnóże gór
….......Łypnął spode łba na Fabiana, posyłając mu z lekka urażone spojrzenie, po czym prychnął coś cicho pod nosem, co z całą pewnością nie było komplementem. Jednak fakt, niewypowiedziane myśli drugiego, że miał coś na bani, były idealnie trafione, no ale cóż... ponoć Rosjanie zawsze mieli swego rodzaju odchyły w psychice. A przynajmniej on z całą je miał. Nie istnieje przecież człowiek bez wad, czyż nie?
Jak na razie postanowił przemilczeć kwestię odprowadzenia go z powrotem. W końcu i tak by trafił. Po paru godzinach, ewentualnie dniach... taaaa, lepiej, żeby Fabian mu w tym pomógł. Dziwne, że zastępca nie słyszał jeszcze o tym, że Bernardyn dość często gdzieś się gubił, ale zawsze wracał. A jakie miał wyczucie czasu. Jeszcze nigdy się nie spóźnił, gdy trzeba było kogoś zszywać. To się dopiero nazywa szósty zmysł. Gorzej, że za każdym razem, gdy się gubił, mógł spotkać coś, co miałoby bardzo dużą ochotę uczynić z niego swój posiłek. Tak parę razy było, niemniej jak widać żył. Blizn jako takich nie miał. Były dwie stare, a cała reszta to tak naprawdę zadrapania, siniaki. Jasne, ktoś mógłby się uprzeć i to, siamto nazwać paskudną blizną, ale według Dalemira były to po prostu trwałe ślady. Niby bez różnicy, ale jednak. Znowu jakieś 90% person, wokół których się obracał miało więcej blizn. Paskudniejszych i tak dalej. Pewnie dlatego, że generalnie rzecz ujmując Rashkovskiy nie walczył. Nie pociągały go bijatyki, choć faktycznie, potrafił stanąć pomiędzy dwoma warczącymi na siebie Wymordowanymi, znając pełnię konsekwencji swoich działań. Brak instynktu samozachowawczego się kłania.
Zresztą nie znał się nawet na broni palnej. A co do broni białej... jakiś skalpel, nóż, sztylet – owszem, potrafił się tymi przedmiotami sprawnie posługiwać, w końcu był lekarzem, ale... miecz, topór, siekiera... nie. Zdecydowanie to nie jego bajka.
- Cóż... po jaką cholerę mam targać ze sobą jakiegoś osobnika, który co minutę będzie mi jojczył nad uchem „wracajmy, wracajmy, długo jeszcze, pośpieszysz się, rusz dupę, czego ty w ogóle szukasz” i tak dalej? - prychnął, wkładając ręce do kieszeni spodni – mam potencjalny charakter samobójcy, Fabianie, temu i tak nie można zaprzeczyć, biorąc pod uwagi wszystkie okoliczności. Nie zaprzeczam, że jesteś silniejszy, szybszy, et cetera, ale ja również potrafię się bronić. Co prawda tylko własnymi rękami, ale potrafię. Inaczej chcąc nie chcąc byłbym trupem, zanim zostałbym bernardynem.
Westchnął ciężko, zamykając na moment oczy, by chronić je przed wiatrem.
- No dobra – rzucił po chwili rozmyślań, chcąc odezwać się przed zastępcą, zanim naprawdę będzie groził mu solidny opierdziel albooo rozszarpanie gardła za bezczelność – fakt, nie uśmiecha mi się łażenie samemu i gubienie się co parę dni z ryzykiem zostania rozszarpania przez jakieś zmutowane coś, ale kogo do cholery jasnej mam ze sobą brać? Po pierwsze, to musi być osoba, która mnie nie zeżre po pierwszej lepszej pyskówce, po drugie, wytrwała na długie marsze, po trzecie, mająca dobrą orientację w terenie, po czwarte, potrafiąca sama się bronić... już nawet nie oczekuję, że rozróżnia poszczególne składniki, wie jak je zbierać, wie co zbierać i tak dalej. Masz jakąś propozycję?
Parsknął cicho śmiechem, rozkładając ręce.
- Sam widzisz, że raczej dość ciężko mnie znieść. Prawda, Mi? Mogę ci mówić Mi, czy wolisz pełną wersję imienia? I nie obrazisz się za pytanie, kogo strzeżesz, czy to raczej tajemnica zawodowa? – puścił do niej oczko, chcąc dać jej sygnał, że w tym momencie po prostu żartuje – cóż, hipotetycznie ja nie powinienem mieć chęci do czynienia z Wami, nawet jeśli ty jesteś Aniołem... zagłębiając się w to dalej, nie powinienem wiedzieć o waszym istnieniu, ale... już się zamykam.
Zamknął usta, dochodząc do wniosku, że zaczął za dużo gadać. Może i Anielica wyglądała na drobną, niewinną, jednak mężczyzna zdążył się nauczyć, że nawet tak słoooodko wyglądające dziewczę może umieć bez większego problemu skręcić mu kark. No bo koniec końców, panna wyglądała na... szesnaście, siedemnaście lat, a w takim wieku raczej nikt się tu nie pojawiał. A Anioły raczej były „odrobinę” starsze od ludzi, ale w sumie, co on tam wie. Kompletnie się na tym nie znał, nie potrafił już zliczyć ras, które się w tym świecie znajdują, więc przestał się tym przejmować.
A na papierosa jedynie zerknął i pokręcił głową. Palił okazyjnie, głównie w momencie największego stresu lub odwrotnie, rozluźnienia. W końcu to też poniekąd zabija. A limit szczęścia pana Dalemira z całą pewnością był już na wyczerpaniu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.04.14 20:18  •  Podnóże gór  - Page 4 Empty Re: Podnóże gór

Podczas gdy rozmawiali, obok Fabiana pojawił się malutki grzybek. Na początku ledwo go było widać, ale rósł, rósł i rósł. Może nie jakoś błyskawicznie, ale na pewno stanowczo za szybko. A do tego... No chwila, chwila! Przecież to koniec zimy - skąd do cholery jakiekolwiek rośliny? Ach, te rymy~ Ale warto dopowiedzieć, że to nie mógł być taki sobie normalny grzyb, co nie?
Gdy grzyb osiągnął już wysokość 50 centymetrów, mężczyźni oraz anielica musieli na niego zwrócić uwagę. Nie wydzielał żadnych zapachów. Nóżkę miał zwykłą, białą, ale bardzo masywną. Za to kapelusz był zgniłozielony i oślizgły. No, coś, czego nikt o zdrowym umyśle by nie tknął. To jednak nie koniec - to... coś nie miało najmniejszego zamiaru przestać rosnąć. Przewyższyło wymordowanych, o Mi-Young już nie wspominając i zatrzymało się na wysokości dwóch metrów. No, trochę duże grzybisko! A może jadalne? Hm, może to dotknie...
PFFFFFFFF!
W jednej chwili grzyb wydzielił miliardy zarodków, zalewając Fabiana, Butterfly oraz Mi-Yong wprost niewyobrażalnie ohydnym zapachem. Cała trójka natychmiast poczuła zawroty głowy i chęć zwrócenia ostatniego posiłku. Najbardziej oberwało się blondynowi, który zgiął się i zwymiotował. Cholernie kręciło mu się w głowie, a na dodatek żołądek pulsował mu bólem. Powoli, powolutku powietrze się rozrzedzało, a małe drobinki wydzielone przez ogromny grzyb leniwie odlatywały w kierunku centrum Desperacji, a zapewne i Eden oraz Miasta-3. Cała trójka poczuła się trochę lepiej. Grzyb nadal nieziemsko śmierdział, ale na pewno nie było to to, co było w chwili... wybuchu? Jednak najważniejsze jest teraz pytanie - co zrobi ta trójka?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.04.14 22:16  •  Podnóże gór  - Page 4 Empty Re: Podnóże gór
Pokarany przez małą anielicę jedynie przytaknął spuszczając łeb do dołu. Faktycznie, źle się zachował wobec niej, niemalże ją pominął przy prowadzeniu dyskusji z Rosjaninem. Nie było to najuprzejmiejsze z jego strony, choć tak się starał być dobrym. W sumie nie... Nie starał się, on ma to wrodzone. Ten cały pozytywizm jego nie jest wzięty ot tak z dupy. Taki już jest i nie ma co roztrząsać. Ot dobra istota z niego.
Wysłuchał i Mi-Young, i Bernardyna. Skrócił sobie wszystko w głowie. Ona jest anielicą jak się okazało, stróżuje jakiejś istocie, a może i nie ma jeszcze nikogo. Zaś on to zwykły, a może i raczej niezwykły człowiek, który się zgubił z powodu niemalże zerowej orientacji w terenie. Cóż za zbieg okoliczności, że właśnie trafił na wilka. A jak to stworzenia zwierzęce żyjące zwykle na wolności, jego instynkt jest niezły. Zatem przytakiwał dopóki ten nie skończył swej przemowy.
- Na następny raz masz mnie znaleźć, pójdę z Tobą. Nie mam ochoty zamartwiać się lekarzem, mając obok niesfornych dupków, których muszę ukracać ciągle i ciągle. To dość mozolna praca, pieski nie lubią siedzieć bezczynnie, wolą zrobić jakąś burdę.
Krótko, zwięźle i na temat. Takie odpowiedzi preferował jeśli chodziło o rzeczy ważne, a życie jego podopiecznych było niesamowicie istotne, a nawet i najistotniejsze. Już chciał się spytać o to samo w sumie anielicy. Dokładnie ten sam pomysł mu przeleciał przez łeb, ale to medyk był pierwszy. Ten zaś z fajką w gębie wypuszczał co jakiś czas szary, śmierdzący dym. Zauważając zupełnym przypadkiem jak coś obok niego wyrasta. Zbyt szybko, to nie było naturalne. Jako, że siedział to tymbardziej miał okazję dostrzec to gówienko, a raczej grzyba.
Przeczulony na niezwykłe rzeczy poderwał się na proste nogi zanim ten przewyższył ich wszystkich. Instynktownie zareagował, przeżył na tym zwariowanym świecie zbyt wiele lat, żeby bagatelizować takie nadnaturalne sytuacje. Bez słowa zapytania, czegokolwiek innego. Chwycił oboje za nadgarstki i pociągnął za sobą. Wykorzystał swoją zdolność, momentalnie znaleźli się jakieś pięć metrów dalej, resztę pozostawił młodej samej sobie. Skoro jest aniołem to za pewne przeżyła wiele i da radę biec, a tu do ratowania jest człowiek. Taki najprawdziwszy... Więc go nadal trzymał za nadgarstek i biegł ile sił w nogach dopóki dziwny zapach nie doszedł do niego, najprawdopodobniej jako pierwszego. Wszak to on ma wyczulone wszystkie zmysły i najostrzejsze, stąd też fakt, że najbardziej poczuje to wszystko. Ciekawą rzeczą może być to, że całej trójki nie oblazły żadne zarodki, Fabian odpowiednio szybko zareagował. Wracając... Biegł kawałek, aż upadł na ziemie, po prostu zwijając się z bólu. Objął rękoma swój brzuch, przeraźliwie pisknął. Nie jak człowiek. Jak pies, a raczej wilk. I leżał tak sobie wyjąc z bólu, lecz najważniejsze jednak dla niego było to, że odciągnął rozmówców na tyle, żeby nie poczuli skutków tego czegoś tak jak on. A fajka? Upadła już na starcie, jakaś połowa tam została i żarzy się gdzieś na ziemi. Ot taka ciekawostka, a co!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.04.14 0:29  •  Podnóże gór  - Page 4 Empty Re: Podnóże gór
Właściwie, to nie była to żadna kara za nieuwagę względem jej osoby. Bardziej chodziło tu o ich kompletną niedyskretność podczas tej zabawnej wymiany zdań. No, ale skoro i tak już co nieco wiedziała, to nie mogła mieć im za złe. Mimo wszystko, to w ich interesie leżało, jak bardzo będą uważać na to, żeby nie odcięli im łbów.
Powtarzam: nie miała złych zamiarów. Jak mogłaby mieć? Była biednym aniołkiem.
W zasadzie, to podziwiała to niezwykłe poświęcenie i troskę, jaką jasnowłosy darzył Bernardyna. Mało kto mógłby się teraz zdobyć na coś takiego, więc tym bardziej uznała, że mężczyzna świetnie nadawał się na pewnego rodzaju wsparcie i ogólny wspomagacz, wręcz emanując całą tą swoją pozytywną energią i powodując, że aż chciało się podziwiać jego iście szlachetną postawę. Chyba pierwszy raz od dawna trafiła na osoby z tak nieskazitelnymi aurami, które nawet nie miały zamiaru się zabrudzić. Taka osłoda paskudnego dnia dobrze jej robiła, co wręcz dało się wyczytać z uśmiechu i rozradowanych oczu, błyszczących w tym zabawnym dziennym świetle.
Nie na długo.
Zaraz cała ta sielanka znów runęła, a paskudny odór rozniósł się szybciej, niż zdążyłaby zareagować, choć... coś pociągnęło ją za sobą i nie był to wcale żaden potwór. Dała się więc poprowadzić, z niewielkim trudem nadążała za dwójką większych od niej mężczyzn, mających mimo wszystko o wiele dłuższe nogi i lepszą kondycję, nie mówiąc już nawet o refleksie. Zresztą, co miała poradzić, kiedy prawie unosiła się ponad ziemią, jak jakieś ptaszysko, od którego się właściwie aż tak bardzo nie różniła? No więc właśnie. Z tego też powodu wolała raczej brać czynny udział w całym przedsięwzięciu, szczególnie, że aromaty nie były przyjemne. Wręcz obrzydliwe. Odruchowo zakryła usta i nos dłonią, która właśnie wydostała się z uścisku Wymordowanego, a wzrok powędrował wprost na niego, co... nie było idealnym pomysłem.
Z jej ust wyrwał się dźwięk podobny do wrzasku przerażenia, kiedy ujrzała paskudną wydzielinę spowodowaną mdłościami, a spomiędzy warg wyskoczyło bolesne wycie. Wilk nie cierpiał. Był rozdzierany całym tym bólem. Upadła na kolana w tempie szybszym, niż mogłoby się to zdawać, jedną z dłoni prędko kładąc na jego ramieniu, jakby to miało coś pomóc.
- Fabian...! - Wręcz pisnęła, zaciskając palce na trzymanej ręce, zaraz zaciskając usta w wąską linijkę tylko po to, by już po chwili dać znów ponieść się panice. - Fabian, proszę Cię! P-powiedz, że przechodzi!
...tak, na pewno był teraz w stanie coś powiedzieć. Uhn.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.04.14 16:11  •  Podnóże gór  - Page 4 Empty Re: Podnóże gór
….......Rzucił okiem na Zastępcę, po czym jedynie skinął głową w niemym podziękowaniu. Koniec końców mężczyzna pewnie miał dużo roboty, więc łażenie za nie do końca normalnym lekarzem musiało być swoistego rodzaju poświęceniem, chcąc nie chcąc. A nieszczęsna Anielica pewnie po części miała rację, jednakże trzeba było wziąć pod uwagę, że równie dobrze można było po prostu nie uznać jej za większe zagrożenie, jak na razie. Wszystko zależało od tego, z której strony się na to spojrzało. A co się stało, to się nie odstanie.
No, ale mniejsza z tym. Teraz raczej trzeba było powiedzieć coś o kończącym się szczęściu Dalemira. Wykrakane? Troszkę, biorąc pod uwagę niespodziewane pojawienie się... grzyba. Dużego grzyba. Rosjanin w sumie nawet nie zdążył się jemu zbyt dobrze przyjrzeć, nagle szarpnięty przez Fabiana i pociągnięty w dal. Dzięki Bogu za dobrą koordynację ruchową, inaczej już by szorował twarzą przy ziemi. Bardzo dziwne uczucie. Taki kompletny brak kontroli nad sytuacją. Skoncentrowanie się na stawianiu poszczególnych kroków, podczas biegu za Zastępcą.
A potem łup. Upadł razem z Fabianem, choć na szczęście obok niego, szorując rękoma po ziemi. Dopiero teraz ohydny zapach do niego dotarł, a może nieco wcześniej, a organizm dopiero teraz to zarejestrował. Odruchowo podparł się rękoma, chcąc przybrać pozycję kuczną i wsadził głowę pomiędzy kolana, oddychając jak najbliżej ziemi, gdzie powietrze teoretycznie powinno być teraz najczystsze. Kręciło mu się w głowie, a mdłości bynajmniej nie sprzyjały logicznemu myśleniu.
Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć..., płytki wdech przy samej ziemi i... usłyszał wrzask. Wzdrygnął się, skrzywił i instynktownie splunął gdzieś na bok, chcąc pozbyć się paskudnego posmaku na języku. Odważył się podnieść nieco wyżej głowę, chcąc ocenić, w którym miejscu lepiej się oddycha. Nie było dobrze, ale nie było też źle. Rzucił kątem oka na Zastępcę, po czym szybko położył mu rękę na karku.
- Nie wyj! – warknął cicho na anielicę – Fabian, głowa nisko, przy ziemi i oddychaj. Spokojnie. Ja liczę, ty oddychasz... raz, dwa...
I tak do dwudziestu. Początkowo liczenie nieco szybsze, następnie coraz wolniejsze. Na razie cały czas trzymał rękę na karku mężczyzny, póki co nie pozwalając mu podnieść głowy do góry.
- Teraz posłuchaj. Jedno klepnięcie ręką o podłoże, jest lepiej, dwa, tak samo, trzy, gorzej - rzucił, przy okazji przykładając palce ręki do tętnicy szyjnej, chcąc sprawdzić szybkość i równość pulsu (teoretycznie byli martwi, ale skoro mogli krwawić, oddychali to automatycznie serce musiało bić, a krew krążyć... chyba że moja logika gdzieś kuleje, ale to najwyżej ktoś mi tam wypomni)
Zasada numer jeden – nie panikować, zasada numer dwa – ocenić stan osób obok, zasada numer trzy – monitorować teren. Spojrzenie. Dedukcja. Reakcja. Jakby dopiero teraz sobie o tym przypominając, Bernardyn uniósł głowę wyżej, przyglądając się grzybowi. Co o nim wiedział? Szybko urósł, zarodniki unosiły się z wiatrem, najpewniej rozprzestrzeniając ohydny zapach albo spowodowany on był samym wybuchem. Ewidentnie powoduje zawroty głowy, mdłości, w cięższej formie ból i wymioty. I... kolor. Nie najpiękniejszy. Ale, ale, na razie mężczyzna nie zamierzał nic z tym robić. Zwrócił się jak na razie do Anielicy.
- Wybacz, że krzyknąłem – rzucił, masując wolną ręką lewą skroń – tobie nic nie jest? I główne pytanie, widziałaś coś... takiego?
Sam Rashkovskiy jak na razie w dalszym ciągu odczuwał swego rodzaju zawroty głowy, jednak bardziej był skupiony na Rottweilerze, w końcu był tu lekarzem, a pacjent zawsze miał pierwszeństwo. Zresztą, jak na razie nawet nie zamierzał wstawać, coby nie kusić losu. Bez pośpiechu. To nie jest naturalne, ale w sumie, teraz spotkać coś normalnego i tak jest ciężko. A jak na razie grzyb nie doprowadził do ich śmierci. Na razie. Bądźmy realistami.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 4 z 19 Previous  1, 2, 3, 4, 5 ... 11 ... 19  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach