Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Pisanie 15.02.16 23:29  •  Ćpuny w metrze. - Page 2 Empty Re: Ćpuny w metrze.
Cudowną lekkość zawdzięczała nie tylko pustemu żołądkowi ale także głowie wolnej od jakichkolwiek myśli. Próby skupienia się na pierwszym lepszym temacie, nawet z gatunku koloru sufitu, jaki nad sobą mieli, nie zostawał w umyśle kobiety dłużej niż kilka bezproduktywnych sekund w ciągu których dowiedziała się jedynie, że nie ma siły nazwać owej barwy, a i tak było zbyt ciemno, by faktycznie dostrzec ten właściwy odcień. Ta wiedza była jej jednak zbyteczna, przy czym na ten moment wydawała się równa w hierarchii co informacja o położeniu wody pitnej. Zmęczony mózg nie rozpoznawał już wielu rzeczy oczywistych, wszystko zdawało się być abstrakcyjnym snem, niezwykle realistycznym, ale jedynie snem. Nie miała wyrzutów sumienia, nie targały nią sprzeczne emocje związane z obecną sytuacją, nie winiła się o nic związanego z faktem, że kawałek dalej czuwał mężczyzna ze specu, teoretycznie jej wróg. W praktyce bowiem wrogiem rebeliantów był rząd, a nie wykorzystywani przez niego ludzie.
- To nie ma znaczenia...
Zastanawiała się, czy wypowiedziała te słowa, czy może pozostały one jedynie w jej umyśle. Ale i to było bez znaczenia, jak zauważyła, nic tutaj nie było szczególnie ważne, jakby mrok tuneli skutecznie wysyłał sens z wszystkiego i wszystkich. Szmaciane lalki na niewidocznych sznurkach pociąganych przez coś o imieniu 'los'. Jeżeli jej przeznaczeniem było przetrwać, niech i tak się stanie. Postanowiła przyjąć wszystko z pełną świadomością konsekwencji podejmowanych przez siebie decyzji. Niezależnie od finału, już na zawsze pozostanie łowcą z rasy jak i z powodu swojej ideologii. Kami także byli zwolennikami poglądów dyktatury, nie zamierzała więc do nich wracać, nigdzie indziej nie było już dla niej miejsca. Z tej perspektywy pobyt pod ziemią, nawet i wieczny nie wydawał się takim złym pomysłem.
Zdradzenie swojego imienia to jedno, a usłyszenie go padającego z ust żołnierza to drugie. Nie była przygotowana, że powtórzy je, nawet szeptem. Z tej odległości nie było szans, by nie dosłyszała. Wokół panowała cisza, więc najdrobniejszy szmery wzmagał jej czujność. Pomyślała nawet, że wymawia je trochę niezgrabnie, chociaż na pierwszy rzut oka dało się odgadnąć, że raczej nie miał zbyt długich korzeni rodzinnych w starej Japonii. Może znaczenie tego miana też było mu obce, ale wykładu kobieta nie miała zamiaru zaczynać. Może to i lepiej, jeżeli zbitek słów uznał jedynie za zgranie ułożone imię żeńskie. Przez zagłębianie się w detale, nie zwróciła nawet uwagi, że ten określił się na zajęcie pierwszej warty, nie odpowiedziała w żaden wyraźny sposób, nie mając zamiaru zasypiać. Może to nie tak, że nie chciała, po prostu nie mogła. Zamykała nawet oczy i starała się uspokoić oddech, lecz wszystkie części ciała zdawały się nagle ożywać, szmery z odległości zdawały się głośnym buczeniem zaraz obok ucha, a krzątanina wokół ogniska w wykonaniu Ikara po prostu ją irytowała. Nie umiała jednak określić, jak to się stało, że czas uleciał jej tak szybko. Zapadała na bardzo krótkie drzemki, a kiedy otwierała oczy po jednej, była pewna, że wcale nie usnęła. Nic się nie zmieniało, zmęczenie nie zamierzało ustąpić, a szyja zaczynała niemiłosiernie drętwieć. Próba podniesienia jej zakończyła się fiaskiem i dopiero z pomocą rąk przechyliła głowę na drugą stronę opierając ją natychmiast o jedną ze ścian, cały czas znajdując się w pozycji siedzącej, z rozprostowanymi przed sobą nogami. Leżenie nie wchodziło w grę, z kilka powodów.
Snów nie miała, ani razu nie wywiązał się nawet najdrobniejsza wizja, przyjemna czy koszmarna, rzeczywistość sama w sobie zdawała się być zbyt nierealistyczna, by dodatkowo obdarzać łowczynię sennymi marzeniami. Taki wypoczynek nie miał najmniejszego sensu, jej stan ani o odrobinę się nie poprawiał, a nawet odczuwała nawracającą gorączkę i pewność, że walka z raną przyjdzie nieco później, gdy najmniej będzie się spodziewać. Zanim jednak dotarła do niej informacja o zmianie warty, szybciej reakcję wywołał u niej odgłos strzału, bo nawet cichy, w małym pomieszczeniu zdawał się brzmieć jeszcze przez bardzo długo. Zamiast zareagować z głową, po raz kolejny szarpnęła się zbyt gwałtownie i powrócił smak krwi w ustach. Zawisła z jedna ręką na legowisku, a drugą wspartą o katanę stojącą obok. Czując, że tak nie będzie w stanie zmrużyć oka nawet na sekundę, zsunęła się powoli badając po raz kolejny tego dnia, bądź nocy, kto wie, rozcięcie na brzuchu. Dźganie opuchlizny palcami przynosiło jej dziwną satysfakcję, odczuwała punktowy ból mocniejszy niż wszystko inne, krzywiła się, a jednak nadal to robiła. Nie umiała odmówić sobie tej masochistycznej zabawy, ignorując walkę z ogniem w wykonaniu żołnierza.
- Tak, tak... - odparła krzywiąc się najpierw na dźwięk swojego imienia. Teraz czuła już, jakby było ono nadużywane specjalnie, bo chociaż sama znała miano swojego rozmówcy, nie miała ochoty, by używać go w tej konwersacji. To tak jak z kociętami, nie powinno się ich nazywać, dopóki nie ma się pewności, że przeżyją pierwszy tydzień. Tylko po to, by nadmiernie się nie przywiązywać. Odprowadziła więc mężczyznę wzrokiem i wpatrywała się w niego, tak długo, aż zyskała pewność, że przynajmniej on zapadł w przyzwoity sen. Bynajmniej nie było to spojrzenie troskliwe, obserwowała go raczej z niepokojem i dystansem. Możliwe, że jej brak możliwości uśnięcia wiązał się także z brakiem zaufania, pewnością, że gdy straci czujność, ten poderżnie jej gardło.
Wcześniej jeszcze rzuciła w jego stronę kocem i nie czekając na reakcję podreptała wsparta na katanie w okolice niewielkiego ogniska, nie szczególnie miała ochotę dłużej leżeć, dlatego uklękła na oba kolana i usiadła sobie na nogach. Mięśnie zaprotestowały na początku, ale zmusiła je do wykonania czynności. Wpatrywanie się w hipnotyzujący ogień było dużo ciekawsze. Ciepło bijące od niego już niekoniecznie, szczególnie gdy mocniejszy podmuch trafiał idealnie w twarz. Teraz jednak miała przed sobą opanowany żywioł, a kawałek za nim drzwi, które bez mrugnięcia obserwowała.
W ciszy odliczała sekundy, nie mogąc jednak nigdzie sprawdzić, czy jej rytm jest poprawny. Nie robiła przerw na minuty czy godziny, niemal automatycznie dodawała co krótki ułamek czasu kolejną cyfrę do wyimaginowanej tablicy elektrycznej czując, że mogłaby skupić się teraz na czymś innym, gdyby tylko miała pomysł, co może odciągnąć jej myśli od otaczających problemów. Może były takie sprawy, ale jednak to rzeczywistość wygrywała, szczególnie gdy działo się coś niespodziewanego. Kilka razy nie stłumiła w sobie chęci przeciągłego ziewnięcia czując, że jeżeli tak dalej pójdzie, przy najbliższej ważnej sytuacji, zaśnie na stojąco. To jednak nie był nawet argument, by opuszczać swoją wartę. Wytrwała, bo po prostu tego od niej wymagało, czy bardziej wymagała od samej siebie.
W pewnym momencie to bardziej to, co działo się wewnątrz przyciągało jej uwagę, niż to, co mogło czaić się za ścianami. Mimowolnie wbiła spojrzenie w mężczyznę, gdy bez wątpienia zaczęły go gnębić koszmary senne. Nie umiała powstrzymać się od zadania samej sobie pytania: "co takie może mu się śnić?" ale nie zaryzykowała próby odpowiedzi, chociaż podświadomie czuła, że może dobrze wiedzieć, nawet za dobrze. Nie mogła mu jednak pomóc, a dłuższa obserwacja zdawała się jej naruszeniem prywatności, z tego powodu zebrała w sobie siły na wsparcie się o no-dachi i powstanie do pionu. Minęła ognisko szerokim łukiem i znalazła się przy samych drzwiach, uniosła dłoń i ułożyła ją płasko na ich powierzchni. Czuła jakiś ruch, niezwiązany z podmuchami wiatru czy ruchem wody. Przez moment wystarczyła się, że gdzieś nastąpił kolejny wybuch i zaraz dotrze tu fala, która zawali im wszystko na głowy, szybko jednak wyrzuciła z głowy tę negatywną myśl i bez szczególnego pomysłu kopnęła w drzwi z frustracją, która zbierała się w niej już od dłuższego czasu. Materiał zadrżał po jej dłonią, ale ona nie poczuła się nawet odrobinę lepiej.
- Wiesz? Tylko dlatego, że po drugiej stronie jest coś, co może mnie zabić nie znaczy, że mam zamiar przestać. - zaczęła wyrzucać z siebie kolejne słowa, kierując je do niewiadomego odbiorcy i w nieznanym celu. Nie była nawet świadoma, że kolejne wyrazy wydobywają się z jej ust, ani że przed sobą ma jedynie ścianę i drzwi. W tym czasie coś najwyraźniej postanowiło jej odpowiedzieć i zaczęło gwałtownie drapać po drugiej stronie. - Nie mam zamiaru słuchać twoich rozkazów, sama wybiorę kiedy, jak i gdzie umrę. Sama w sobie jestem wystarczająca by to zrobić.
Palce nie mogły zbić się w powierzchnie drzwi, lecz ona mimo wszystko sunęła paznokciami po nich patrząc pod nogi bez żadnej ostrości w swym spojrzeniu. Resztki świadomości walczyły o to, by dojść do głosu, lecz bariera w umyśle była zbyt potężna dla tak niewielkiej siły trzeźwego myślenia. Skrobanie nasilało się, działając na oszołomioną łowczynię niczym płachta na byka.
Mogło wydarzyć się wszystko, bo nieświadoma swojej obecności w tym miejscu kobieta błądziła myślami w nieznanym miejscu i czasie, celując wściekle w przestrzeń przed sobą, trzymając się na dygoczących nogach, gdyż katane uniosła obok siebie, gotowa by wyjąć ją i zdać cios. Ręce zadrżały jej gwałtownie, gdy zacisnęła palce na rękojeści walcząc z dobijającym się z zewnątrz dźwiękiem.
Nie zauważyła, kiedy Ikar wybudził się ani w jakim był stanie. Jego pytające spojrzenie umknęło jej uwadze, właściwie wszystko zostało zaprzepaszczone w momencie, gdy jej dłoń sięgnęła ku zagradzającemu przejście meblowi, który z szaloną siłą zmutowanego ciała odepchnęła, rzuciła się na drzwi otwierając jej gwałtownie i ze wściekłym okrzykiem cięła na oślep, nie wiedząc nawet w co celuje dając finał połączeniu walki świadomości ze snem jak i własnym emocjom, czającym się przy powierzchni.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.02.16 22:26  •  Ćpuny w metrze. - Page 2 Empty Re: Ćpuny w metrze.
Sen nie przyniósł mu spokoju, mimo iż gorączka cofnęła się o kilka metrów a zimne dreszcze ustały na razie. Wybudzony przez przytłumiony odgłos skrobania do drzwi, poszukał półprzytomnym wzrokiem czarnowłosej. Nie znalazłszy jej, oprzytomniał natychmiast, sięgając odruchowo ku broni. Wstał z legowiska, choć był osłabiony, niepokój dodał mu energii. Pokonawszy parę kroków ujrzał ją przy drzwiach prowadzących z kryjówki. Wówczas oparł się o framugę i prychnął z pogardy dla samego siebie.
Nie było żadnego powodu do niepokoju, nawet w wypadku, gdyby dziewczyna próbowała wyjść na zewnątrz. Musi zdawać sobie sprawę z własnego osłabienia, nie przeżyłaby choćby minuty, wywędrowawszy w mrok tuneli. Oczywiście Ikar dopuszczał możliwość pomyłki, jeśli popełnił błąd oceniając wartość jej dumy, wtedy faktycznie jednooka stawała się nieobliczalne, lecz przez to niebezpieczna i ryzykowna dla dalszej współpracy. Na ile jednak posiadał wiedzę o ludzkiej psychice, a nagromadził owej przez lata szpitalnych praktyk niemało, Yuu Bez Nazwiska daleko było do statusu chorobliwie zadufanej jednostki. Potrafiła przyjąć pomoc, ofiarowaną z dobrej woli medyka, nie protestowała, gdy szarooki użyczył dziewczynie ramienia, nade wszystko nie poderżnęła gardła śpiącemu. Zasługami tych czynów nazwać nie można, ale dawały szanse na pomyślną współpracę. Dowodziły, iż żołnierz S.SPECu nie miał do czynienia z jednostką skrajną, wielką idealistką lub zapiekłą w nienawiści fanatyczką.
Rozważając jednak kwestię operacji przeprowadzonej na czerwonookiej, kpił z własnej słabości, która popchnąwszy go do takich czynów, próbowała wmówić mu obowiązek opieki nad rebeliantką. Czas bowiem spędzony w wojsku utwardził serce Anterio, uzbroił ochronnym pancerzem cynizmu, aktywującym się, gdy tylko zachodziła taka potrzeba. Myśl o samotnym stawianiu czoła tunelowym zagrożeniom przeraziła go i zmusiła do ryzykownych posunięć. Stawiając na logikę, nigdy nie miał pewności intencji drugiej strony. Ludzie często postępowali wbrew logice, gwałcąc jej zasady oraz korzyści, kierując się uczuciami a także innymi, podobnymi szaleństwami.
Lecz teraz, po zbudzeniu ze snu pełnego proroczych symboli, z których ostateczna śmierć tak bardzo przypominała mu Łowczynię, obserwował jej poczynania z pewną dozą ciekawości, dla własnej satysfakcji zestawiając majaki z rzeczywistością. Słuchając jej słów, uniósł brew, wyrażając uznanie dla determinacji dziewczyny, choć z przykrością musiał stwierdzić, że były to jedynie puste słowa - pozbawiona oparcia w postaci katany, upadłaby na podłogę natychmiast. Jakakolwiek walka okazywała się niemożliwa. Postanowił jednak zapamiętać ten krótki monolog, mógł okazać swą użyteczność w przyszłości.
Czy zamierzał coś powiedzieć? Jeśli tak, szansa została zaprzepaszczona - Łowczyni znalazłszy w sobie rezerwy sił odrzuciła wcale nie lekką szafkę z narzędziami, atakując bestię czyhającą na zewnątrz. Włożyła w ten czyn tyle agresji, że Ikar wiedziony ciekawością pokonał kilka kroków, po czym stanął dwa metry za nią, wpatrując się bacznie w ciemność rozciągniętą niby brezent namiotowy, lecz mimo największych wysiłków, nie potrafił dostrzec wroga. Zwątpił przez mgnienie oka, zrozumiawszy jednak chwilę później. Jednooka wydała bitwę własnym ułudom oraz majakom rozgorączkowanego umysłu. Zazgrzytał zębami, przekalkulowawszy ryzyko.
Nie mogąc przerwać walki, nie ryzykując dostania się między kamienie młyńskie, mimowolnie został zmuszony do obserwowania swojej towarzyszki. Odsunąwszy na bok niezadowolenie, szczerze, choć z oporami przyznawał przed samym sobą, że śmiertelny taniec Yuu wywierał wrażenie, zwłaszcza uwzględniwszy jej skrajne wycieńczenie. W kiepskim świetle Ikar podziwiał niezwykłą harmonię ruchów, przepiękną synergię mięśni wojowniczki, wszystkie zastawy, zwody, cięcia, parady. Zmęczenie kobiety zniknęło bez śladu, wyjąwszy trupią bladość oblicza, ledwie widoczną w ciemności metra. Niechętnie budził się w nim podziw do tej rebeliantki, on również eksperymentował z bronią białą, ale jego umiejętności nie były nawet bliskie wyszkoleniu czy naturalnemu talentowi czarnowłosej. Poczuł dziwne ciepło, rodzące się z bliżej nieokreślonego miejsca, rozlewające na całe ciało. Niestety zniknęło, gdy tylko zdał sobie z niego sprawę, pozostawiając nieokreślone uczucie. Przyrzekł sobie, że rozważy je w lepszych czasach.
W końcu opadła z sił zupełnie lub też mara została zgładzona. Wyglądała, jakby miała się zaraz przewrócić. Wiedząc, że nagły ruch może sprowokować jej desperacki atak, Ikar skoczył naprzód, łapiąc dziewczynę za ramię, a następnie z chłodną obojętnością wciągnął do środka, zamykając drzwi. Nie zastawiał ich, nie to stanowiło w tej chwili priorytet.
- Oszalałaś?! - syknął, przenikając jednooką świdrującym spojrzeniem stalowych oczu - Rozumiem, że walcząc z Władzą musicie być gotowi do bohaterskiego poświęcenia życia w nierównej bitwie, ale na litość Boga, który odszedł, pierdoląc nas równo! niech to chociaż będzie przeciwnik istniejący naprawdę, nie w twojej wyobraźni. - barwa głosu oraz jego temperatura zeszła poniżej zera, choć złość w Anterio zaczęła powoli się budzić.
Podszedł do niej, z Orionem zawieszonym na pasie na plecach, po czym złapał dłoń dzierżącą katanę i odsunął ostrze, by nie celowało w jego twarz lub po prostu zapobiegając nagłemu atakowi. Jego oczy znalazły się zaskakująco blisko oka Łowczyni, choć ciągle dzielił ich przyzwoity dystans.
- Jeśli nie cenisz własnego życia, uznaj przynajmniej zasługi tego, kto wysilał się, byś je zachowała. Nie pozwolę na głupie samobójstwo z twojej strony, wspomagane lub nie. - zamilkł, wykrzywiając wargi w grymasie złości. Zaciskał palce na nadgarstkach dziewczyny rozważając czy go zaatakuje. Ciekawiło go, jak wiele docierało do rebeliantki, która w malignie mogła niebawem stracić przytomność. Był na nią wściekły za brak rozsądku, ryzyko na jakie naraziła nie tylko siebie - pal ją licho! - ale jego. Złość ta obecnie przyćmiewała podziw, wzbudzony w nim przed chwilą, odpędzała wszelkie objawy choroby a także pobudzała krążenie w pobladłym ciele żołnierza. Potrafił zrozumieć niechęć do bycia zdominowanym, co wywnioskował z kilku jej słów, mimo tego nie miał zamiaru pokutować za grzech uratowania życia Łowczyni, będąc rozerwanym na strzępy przez bestie z głębin metra.
Powinien był puścić wreszcie nadgarstki rebeliantki, pozwolić jej się odsunąć lub samemu odejść. Nie zrobił tego. Właśnie w tym momencie - między pracującym na najwyższych obrotach żołnierzem a ranną i nie do końca świadomą Łowczynią - ustalała się dominacja. Ten kto pierwszy odpuści, zrezygnuje, podda się - przegra, pozwoli drugiemu postawić sobie metaforyczną stopę na karku. Na to Ikar nie mógł i nie chciał pozwolić. Jeśli ich współpraca się załamie, niech robi to teraz gdy niemal nic nie są sobie winni, zabicie towarzysza obciąży sumienie nieznacznym ciężarem. Szarooki pozwoli tylko na dominację osoby, którą sam sobie wybierze, nie tej, którą narzuci mu los.
Milczenie stało się niemal namacalne, napięcie między nimi wzrastało, a cichy głos w głowie żołnierza ostrzegał przez nagłym wybuchem siły. Nie znał pełni jej możliwości, ale mimo tego był zdecydowany podjąć ryzyko.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.02.16 20:25  •  Ćpuny w metrze. - Page 2 Empty Re: Ćpuny w metrze.
Przez pewien moment nie odczuwała bólu. Wszelkie dolegliwości zniknęły niczym za dotknięciem magicznej różdżki, na okres jednego pełnego oddechu była pewna, że jest zdolna poradzić sobie dalej samodzielnie, karcąc samą siebie, że jeszcze chwilę temu badała swoje szanse na jakiekolwiek polepszenie. Długie cięcie ostrzem przez moment pozostało przed jej oczami w postaci powidoku, gdy metaliczna powierzchnia odbiła od siebie rdzawe światło padające z ogniska, niemal słyszała bicie własnego serca i głęboki wdech, który wzięła gdy rzekomy przeciwnik trafiony został przez raniącą śmiertelnie krawędź miecza.
I tylko na tyle wystarczyło jej własnej siły, która zbierała się w ciele łowczyni leniwie od samego początku. Już wcześniej nie wyglądała imponująco, teraz jednak cienie pod oczami zaczynały narastać a drżenie przeciążonych wielokrotnie w ciągu ostatnich godzin mięśni pojawiał się zdecydowanie częściej i bez ostrzeżenia. Dokładnie tak jak teraz, gdy łapiąc się gwałtownie o framugę starych drzwi powstrzymała zdawałoby się nieuchronny upadek do przodu, niemożliwy już do powstrzymania z pomocą no-dachi, gdyż to bez zostało wypuszczone z silnego uścisku i chwiało się, jakby miało zaraz upaść na ziemię porzucone przez swoją właścicielkę. Jej głowa zwisała skierowana ku dołowi i tylko pojedyncze czerwone oko lustrowało ciemność z zimną furią, jakby to sama siła woli miała odciągnąć z dala od przejścia nieproszonych gości. Oddychała ciężko bez uśmiechając się, nie potrafiła się ku temu zmusić, a jej naturalny wyraz twarzy nie było szczególnie przyjazny. Powoli zbierała się w sobie na wyprost i odmarsz na poprzednie miejsce, w momencie gdy zaczęła się obracać, poczuła mocne szarpnięcie do tyłu za ramię, co tylko dodatkowo wybiło ją z niemal nieistniejącej równowagi. Zachwiała się na wyprostowanych nogach widząc jak wizja przed jej oczami rozmazuje się na moment, by zaraz potem wszystko rozbłysło na nowo w żywych barwach płomienia. Nie potrafiła powiedzieć, czy to wina ognia, czy jej własnej, rozżarzonej złości. Nie spuściła jednak wzroku nawet na moment, pochłaniając niczym czarna dziura wszystkie lodowate spojrzenia i głos, który niektórych mógłby w tym momencie doprowadzić do płaczu. Ludzie dowiadują się jednak o swojej sile, gdy nie mają już innych rozwiązać niż być silnymi. Pochwycony w nadmiernie silnym uścisku nadgarstek pomagał jej nadal stać i chociaż teoretycznie miała z każdą sekundą tracić na swojej pewności, wszystkie zarzuty obracała na własną korzyść, pozwalając iskrom rozpalać się na nowo w szkarłatnym spojrzeniu.
- Zamilcz. - odpowiedziała cicho.
Nie potrzebowała słów, gesty też zdawały się być zbędne. Utrzymywana w pionie siłą nie swoich mięśni powoli odzyskiwała rezon, wcześniej odebrany jej niespodziewanie przez nagłe szarpnięcie. Przez chwilę wsłuchiwała się w trzask drewna trawionego powoli przez jęzory ognia, gdy tą przyjemną ciszę przerwała kolejna porcja oskarżeń skierowanych w jej kierunku. Wsłuchiwała się w każde słowo wypowiadane z wyrzutami przez mężczyznę, jak na ironie drganie mięśni zniknęło i swoim zachowaniem zyskiwał efekt bardzo odmienny od zamierzonego.
Czubek katany opadło ku podłodze, stukając krańcem ostrza o betonową powierzchnię od której zionął niesamowity chłód, niezmącony nawet przez ciepło pochodzące z ogniska. Silniejsza jednak od chłodu, który ich otaczał stała się cisza, która nastąpiła po ostatnim wypowiedzianym przez żołnierza zdaniu. Atmosfera zgęstniała, a budujący się pomiędzy ocalałymi mur rósł gwałtownie tworząc z próby przetrwania pod ziemią chorą rywalizację pomiędzy osobami, która poza stronami po których stały miały najwyraźniej dużo więcej przeciwnych poglądów.
- Skończyłeś już? - zapytała półgłosem niemal bez otwierania ust.
Nie czekając na odpowiedź, w pełni świadoma że narastający na jej ręce ucisk nie jest przypadkowy, wykonała krok do przodu, nie próbując nawet wyminąć speca. Następowała na niego nie spuszczając wzroku z jego twarzy i nie próbując oswobodzić własnej ręki z wykorzystaniem chwilowej nieuwagi trzymającego. Siłą bądź nie, zmuszała go do cofania się z każdym wykonywanym przez nią krokiem. Oddychała bezgłośnie przemieszczając się o kolejne metry do momentu, aż za plecami mężczyzny pozostało jedynie ognisko.
Czy ceniła sobie jego zasługi? Oczywiście, nawet jeżeli trudno było jej się do tego przyznać, tym bardziej więc nie zachowywała się jak przekupiony jedzeniem pies i do końca walczyła o swoją indywidualność w tym układzie, nie dając się w żaden sposób stłamsić osobie, której nie znała, więc i nie miała podstaw, by darzyć ją szacunkiem. Obdarzyła go jeszcze jednym, długim spojrzeniem, zanim szarpnięciem wyrwała nadgarstek z chwytu dłoni mężczyzny i nie spoglądając ku niemu dłużej ominęła go. Wyraźnie kulała, starając się nie naciskać na katanę przy każdym kroku. Nagle także straciła na swojej aurze, kurcząc się w oczach i wbijając paznokcie w bok zaraz obok rany, starając się wywołać gorszy od obecnego ból, który mógłby ją otrzeźwić i pozwolić zapomnieć o drucie.
- W tych tunelach bestie nie atakują cię tylko swoimi zębami, czy pazurami... wpływ wirusa nigdy nie był do końca zbadany, te tutaj rozwijały się w całkowitej ciemności pewnie przez setki lat... niektóre najwyraźniej mogą atakować także psychikę... a potem dorwą Cię i zarażą. Na łowców to nie działa. - z każdym krokiem robiła mały przystanek na oddech zbliżając się do legowiska. Ognisko zostało za jej plecami tworząc mroczne i niepokojące cienie na przeciwległej ścianie. Kiedy znalazła się przy prowizorycznym łóżku, oparła się o nie kolanami. - Potrzebuje jeszcze trochę czasu.
Powiedziała z powoli słabnącym głosem i zanim udało jej się opanować zmęczenie, rękojeść katany wysunęła się jej z dłoni. Kami bez dalszej możliwości panowania nad własnym ciałem poleciała na twarz, lądując na uwitej ze szmat powierzchni i zanim całkowicie odpłynęła, przycisnęła ramiona do klatki piersiowej zasypiając z palcami wbitymi we własne żebra. Jej broń w tym czasie osunęła się ku ziemi i z trzaskiem wylądowała na betonowej powierzchni, a pod wpływem siły upadku z czubka przedmiotu odprysnęła na bok kilka kropel krwi, ciemnej i bardzo gęstej. Cokolwiek zostało trafione przez łowczynię, nie zginęło i uciekło w ciemność za drzwiami, zanim ktokolwiek inny mógł to zobaczyć.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.02.16 22:18  •  Ćpuny w metrze. - Page 2 Empty Re: Ćpuny w metrze.
Wciąż nie potrafił nadziwić się, jak bardzo niestabilną potrafiła być ta kobieta. Emanująca z niej determinacja, zmieszana z wściekłością, zalewała całą okolicę, Ikar niemal mógł jej dotknąć, złapać w dłonie. Mimo tego, energia wyparowała z niej szybciej niż woda na pustyni, pozostawiając pustą skorupę. Nieomal upadła na podłogę, właśnie wtedy, gdy żołnierz postanowił wyjaśnić dumnej Łowczyni, jak się sprawy mają. Wyczerpanie widoczne na jej twarzy nie pozostawiało żadnych złudzeń, stan fizyczny stał na krawędzi załamania - tylko czekał na okazję by pochylić się w przód i zlecieć.
Jednak wbrew pozorom, psychika czerwonookiej miała wytrzymałość stali, czerpiąc siłę z jego uścisku potrafiła zgromadzić jej wystarczająco, by oprzeć się ostrej krytyce towarzysza. Czyżby to duma utrzymywała ją na nogach? Nie znalazł prostej odpowiedzi. Widział natomiast, że rebeliantka zyskuję na pewności siebie, co nie uspokajało rozgniewanego Anterio. Rozkaz padający z jej ust został zignorowany, słowa mężczyzny ucichły dopiero przekazawszy wszystko, co chciał przekazać. Usta wykrzywione ze złością tylko skrzywiły się w pogardliwy grymas, na samą myśl, że ta dziewczyna próbuje nim rządzić.
Była to dziwna scena - dwoje ludzi, który starali się przeżyć w śmiertelnie niebezpiecznych tunelach, właśnie stanęło naprzeciw siebie, bynajmniej nie z miłosnych pobudek. Nastąpiło starcie dwóch sił, obu równie potężnych, co niebezpiecznych dla otoczenia - dumy czerwonookiej Łowczyni oraz arogancji stalowookiego Speca. Ustąpienie na tych zawodach równało się śmierci - metaforycznie, oznaczało bowiem zaprzedanie własnej indywidualności, zmieszanie jestestwa z szarym tłumem, któremu brakowało sił by okazać sprzeciw jednej bądź drugiej jednostce.
Walki bez możliwości wygranej mają dwa końce - śmierć obojga lub też remis, nie satysfakcjonujący żadnej ze stron. A może oboje? Kto wie czy właśnie nie ta konfliktowa różnica charakterów miała zadecydować o ich przetrwaniu? Gdy Yuu postąpiła krok do przodu, niejako zmuszając Ikara do cofnięcia się, arogancja żołnierza stawiła gwałtowny opór roszczeniom jednookiej. Przesunął lewą nogę w tył zaledwie o stopę, tylko dla uzyskania lepszej podpory, po czym pochylił ciało w jej stronę. Skutkiem tych działań był impas zazębiający się na torsie mężczyzny, opierającym się o napierającą klatkę piersiową rebeliantki. Mimo dzielącej ich minimalnej odległości, nie odwrócili wzroku, starcie było kontynuowane na poziomie oczu, zawziętość przeciw chłodowi.
- Może. - odparł butnie na agresywne pytanie retoryczne.
Niespodziewanie Ikar w momencie konfrontacji poczuł dziwny dreszcz na plecach, któremu towarzyszył ponowny podziw dla tej kobiety. Świadomość, że obwiązana bandażami oraz wycieńczona do granic nadal posiadała ogromne zasoby determinacji sprawiała mu niemałą satysfakcję. Zdominowanie jej sprawiłoby okularnikowi prawdziwy zawód, mimo to starał się o to, by wystawić nieugięty charakter towarzyszki na próbę. Niesamodzielna i zahukana nie stanowiłaby żadnej wartości w spojrzeniu oceniającego oka o barwie stali. Choć twarz wykrzywiał mu grymas wściekłości, bo serce wypalało nagromadzony gniew, cichy wewnętrzny obserwator cieszył się z odkrycia Łowczyni i uratowania jej życia.
W tejże chwili czerwonooka wyrwała swoją dłoń z uścisku mężczyzny i ruszyła w stronę legowiska, obdarzając go na odchodnym jeszcze jednym wyrażającym niczym Rafaello tysiąc słów spojrzeniem. Nie obrócił się, nawet kiedy zaczęła mówić. Słuchał, stojąc w miejscu niczym zaklęty kamień, a tylko drgające mięśnie szczęk dawały znać otoczeniu, że jej słowa doń docierają. Miała rację, choć nie chciał jej tego przyznać. Przytaknięcie jej słowom również oznaczało porażkę, na którą nie mógł sobie pozwolić. Opuścił ręce, by wisiały swobodnie po bokach, wyprostował plecy. Nie pomógł jej, nie złapał, nie ochronił prze upadkiem. Głuche uderzenie ciała o prowizoryczne szmaciane łóżko uświadomiło go, co zaszło. Nie dbał o nią teraz. Gniew parował z niego, niemalże manifestując się w postaci czarnej chmury nad głową. Stał przy ścianie, która teraz odegrała rolę ostatecznego uziemienia dla jego wściekłości - silne uderzenie pięścią o beton obdarło mu kostki, wskutek czego lewa dłoń promieniowała bólem. Była to mała cena za odzyskanie spokoju wewnętrznego. Pamiętając o zapewnieniu kryjówce bezpieczeństwa, zabarykadował drzwi ponownie, po czym wrócił do ogniska.
Wciąż milcząc usiadł na swoim legowisku, opierając plecy o torbę pełniącą rolę poduszki. Obserwował płomienie z taką intensywnością, jakby próbował wyczytać z nich przyszłość. Niestety nie posiadał takich zdolności. Zdjął Oriona i położył obok. Splótł dłonie za plecami. Czuł się znacznie spokojniejszy niż jeszcze przed godziną, konfrontacja z Yuu pokazała mu, że może na niej polegać, bo w razie zagrożenia nie załamie się i nie ulegnie. Myśl ta podnosiła na duchu; zmusiła go do mimowolnego zerknięcia w jej stronę. Spała.
Kim była i jakie stanowisko piastowała w środowisku rebeliantów? Nie wiedział i nie chciał wiedzieć. Im mniej wartościowych danych wiedział, tym mniejsze było ryzyko. Ocalenie szeregowego nie było tak wielką zbrodnią jak uratowanie stratega lub przywódcy. Co do dwóch ostatnich stanowisk miał wiele wątpliwości, nie pełniła żadnego z nich, jednak duma i nawyk do egzekwowania posłuszeństwa zmuszał do zastanowienia. Z pewnością była kimś w rodzaju oficera, może nawet dowodziła rozbitym niedawno oddziałem łowców. Z jakiegoś powodu myśl ta wydała się Anterio bardzo właściwa. Przekonany o słuszności swoich domysłów, pozwolił sobie na zamknięcie tematu.
Wstał nagle, prostując nogi z trzaskiem. Usiłując zachować względną ciszę podszedł do kobiety i przykucnął przy niej. Chciał ją odwrócić na plecy by sprawdzić stan opatrunku, gdy jednak spojrzenie ześlizgnęło się na jej katanę, zrozumiał, że szaleńczy atak nie stanowił chwilowej słabości Łowczyni a zagrożenie było realne. Nie czuł się winny, z powodu słów, jakie wypowiedział - były tak samo prawdziwe w tamtej jak i tej chwili. Nie pozwoliłby jej na głupie samobójstwo, choćby próbowała tym ocalić mu życie.
Zrezygnowawszy z oględzin rany okrył kobietę kocem, po czym wrócił na swoje łóżko, oparł się o plecak i przymknął oczy, przechodząc w dobrze znany z operacji polowych stan czuwania.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.02.16 23:43  •  Ćpuny w metrze. - Page 2 Empty Re: Ćpuny w metrze.
Podciągając pod brzuch kolana, tak wysoko jak tylko pozwalała jej na to rana na brzuchu, zasnęła twardo, zanim resztki energii całkowicie wyparowały z ciała po tym starciu z mężczyzną. Udało jej się nie stracić świadomości, chociaż kilka sekund po upadku na legowisko myślami była już daleko od tego miejsca. Było jej wszystko obojętne, jeżeli już nigdy się nie obudzi, nie będzie miała okazji żałować. Pogrążyła się więc w swym zmęczeniu, dając mu okazje, by pokazało całą swoją potęgę.

Pokój był ciemny, nie posiadał okien, a jedyne światło docierało do wnętrza przez szparę pod suwanymi drzwiami. Z zewnątrz dochodziły przytłumione głosy, poważne rozmowy dorosłych i mniej zobowiązujące wymiany zdań dzieci. W ogrodzie przelewała się także woda, lecz ptaki nie zaglądały w jej okolicę, mijając przestrzeń nad zabudowaniami. Możliwe nawet, że wymarły dawno temu i żaden nie był w stanie tu się po prostu zjawić. Cienie raz za razem przesłaniały wąską linię światła rzucając długimi pasmami mroku na przeciwległą ścianę. Gdy ktoś na zbyt długo zatrzymywał się przy przejściu, w niewielkim pokoju nastawał chwilowy mrok, wśród którego błyszczały się jedynie duże i okrągłe brązowe oczy.
Dziecko machało krótkimi nóżkami nad podłogą siedząc na krawędzi kwadratowej szafki. Oparło się dłońmi o jej boki i w jednej pozie obserwowało świat na zewnątrz, bez wychodzenia poza obręb swojego niewielkiego więzienia. Czarne włosy opadały w nieładzie na okrągłą, bladą twarz. Usta zaciśnięte były w wąską linię wyrażającą ostateczną zaciętość a psia tęsknota za właścicielem obecna była nawet w każdym oddechu dziecka zapatrzonego w wąską szczelinę pod drzwiami. Nikt jednak nie nadszedł.


Silniejszy podmuch chłodnego powietrza prześlizgnął się ukradkiem po ramieniu kobiety. Gdzieś z głębi tuneli docierały do nich niewielkie podmuchy wiatru mogące świadczyć o tym, że wyjście istnieje na pewno. Na górze musiała panować noc, stworzenie, te u górze i te w metrze, musiały jednak oddalić się od tego miejsca bądź same zbierały energię na dalsze działania. Możliwe, że dwójka ocalałych nie była tu jedynymi człekokształtnymi istotami, ale dotychczas mieli wiele szczęścia. To jednak nie zaprzątało umysłu łowczyni na zbyt długo. Odczuwaj zdrętwienie na brzuchu leniwym ruchem oderwała palce wpijające się w skórę od ciała i naciągnęła koc na ramiona, nie zastawiając się nad tym, dlaczego w ogóle się on tu znajduje. Zapadła ponownie w sen, a tego niewielkiego przebudzenia najpewniej nie będzie w ogóle pamiętać, gdy odeśpi już całe swoje zmęczenie.

Czarne włosy związane zostały w niewielki kucyk z tyłu głowy, były jednak za krótkie, by fryzura ta wyglądała profesjonalnie. Wszędzie ostawały niewielkie kosmyki, z przodu dwa dłuższe opadały symetrycznie po bokach twarzy, gdy dziecko schylało się nad swoją stopą starając się zmusić węzły do pozostania na swoim miejscu. Oparło policzek o nagie kolano podciągając nogę tak blisko, by niewielkie ręce mogły poprawnie sięgać ku sznurowanym sandałom. Palce nie chciały poruszać się tak, jak u dorosłych, psując cały czas misterne sploty i tworząc brzydkie guzy, które natychmiast należało rozwiązać, zanim nauczyciel dostrzeże nieporadność dziecka.
Z drugiej strony ogrodu, od strony głównego wejścia wędrowało dwóch starszych mężczyzn. Oboje mieli włosy związane z tyłu w cienkie witki, długie i gęsto zdobione szaty opadające ku ziemi. Byli zajęci rozmową, podczas której gestykulowali oszczędnie, kierując w swoją stronę bardzo uprzejme, ale bardzo sztuczne uśmiechy. Z każdym ich krokiem wymiana zdań była wyraźniejsza, w tym momencie jednak wystąpiła masa czarnych plan i głuchych minut, które uniemożliwiały domyślenie się kontekstu rozmowy. Mężczyźni wstąpili na podest na krawędzi którego siedziało dziecko, cały czas walczące ze swoimi wiązaniami. Nie spoglądało na mężczyzn, wyraźnie jednak starało się w ogóle nie wyglądać, zniknąć i dać do zrozumienia rozmawiającej dwójce, że nie istnieje, nie trzeba zwracać na nie uwagi. Gdy znaleźli się na tej samej wysokości co niewielka istotka, ta skuliła głową pomiędzy kolanami chowając ze wstydem źle zawiązane sandały. Mężczyźni nie zwracając uwagi na niewygodne problem ominęli je bez jakiejkolwiek oznaki zainteresowania.


Przebudziła się po raz kolejny, nie otworzyła jednak oka od razu, dając najpierw rozbudzić się ciału i upewnić się, że sen nie zmorzy ją po raz kolejny. Otoczenie było niezwykle ciche, wydawało się, że sytuacja ma się dobrze, nie ma potrzeby do gwałtownego zrywy, jeżeli można dalej odpoczywać. Przez moment poczuła się winna, że to ona właśnie korzysta teraz z chwili by zregenerować siły, uznała jednak, że ze wcześniejszych ustaleń i tak wypadała jej kolej na sen. Może nie rozmawiali na temat dalszych działań, lecz nic nie zdawało się ich ponaglać. Gdyby tylko żołądek przestał tak cholernie boleć przypominając o wielodziesięciogodzinnej już głodówce. Najpierw przymusowej, następnie wymaganej. Nie odczuwała już dreszczy i liczyła na osłabienie gorączki. Zanim jednak na dobre się rozbudziła, po raz kolejny zamknęła oczy, zapewniając się, że będzie to tylko kilka krótkich chwil, lecz znowu musiała minąć co najmniej godzina.

Tłoczna atmosfera ekskluzywnej restauracji wyrażała się nie tylko w swoim wystroju pełnym szkarłatów i złota, lecz także w strojach gości jak i kosztowności podawanych dań i trunków. Kelnerzy odziany w białe koszule z długimi rękawami i czarne muszki zaciągnięte wysoko pod szyją uwijali się w pocie czoła z błyszczącymi tacami serwując wszystko, co mieli do zaoferowania właściciele tego miejsca. Gdzieś pod ścianą stała niewielka scena na której grał elegancko ubrany zespół, rozmowy zagłuszały jednak ich przyjemne melodie, które stały się jedynie tłem całej atmosfery.
Nikt nie zwracał uwagi na stojącą przy jednym z okien na piętrze dwójkę. Czerwone, grube kotary osłaniały wysokie okna w połowie pozwalając niewielkiej ilości świateł ulicznych na wpadanie do środka. Czarne włosy dziewczyny związane były z tyłu głowy w na pierwszy rzut oka chaotyczny wzór, który jednak z chwili na chwilę nabierał na atrakcyjności i oryginalności. Jedno oko zasłonięte zostało przez opaskę ze sztucznym kwiatem, który zasłonięty został częściowo przez opadającą nań grzywkę. Biała koszula sięgała jej za linie bioder zasłaniając częściowo szare spodnie. Opierała się o parapet z rękami wiszącymi luźno przy ciele. Obserwowała uważnie mężczyznę stojącego obok.
Na pierwszy rzut oka niewiele się od siebie różnili. On był jedynie nieco wyższy, włosy miał w lekkim nieładzie, chociaż niewątpliwie starano się, by zachowały one względny elegancki kształt. Na pewno jednak nic nie zakrywało jego oczu, te jednak były teraz zapatrzone na dół sali. Ubranie miał nieco bardziej eleganckie, chociaż w tych samych kolorach. Ręce miał założone na siebie nie odzywał się.
- Uważaj na tego człowieka. - odezwał się głos, zniekształcony jednak przez urywający się sen.


Tym razem obudziła się już na pewno. Nie było wątpliwości. Straciła jednak ochotę, by w ogóle zamykać oczy, by dać wizjom pojawić się jeszcze raz przed oczami. Nadal leżała w tej samej pozycji, w której upadła na łóżko. Podniosła dłoń do ramienia i przesunęła czubkami palców po materiale koca biorąc głębszy oddech i starając się zmusić ciało do ruchu. Gdyby nie cała ta cholerna sprawa z byciem pod ziemią, resztę dnia też spędziłaby pod kocem tracąc czas na obijanie się. Życie nie było jednak tak piękne, więc pozostało mieć tylko piękne myśli.
- Trzeba ułożyć jakiś plan. - odezwała się nagle, zanim w ogóle zebrała się na obranie pozy, która posiadałaby więcej finezji niż jej obecne leżenie plackiem i próba opanowania konwulsyjnych skurczy żołądka spowodowanych przegłodzeniem.
Udało jej się zsunąć w końcu z legowiska, ale pierwsze co zrobiła było podejście do żołnierza, tylko po to, by dźgnąć go palcem wskazującym w policzek.
- Obudź się. - mruknęła zniecierpliwiona, nie będąc nawet pewna, czy ten faktycznie śpi. Zanim jednak zabrała się do mówienia, musiała mieć pewność, że faktycznie zostanie wysłuchana, a jej wysiłek nie pójdzie na marne. Z drugiej strony dźganie tego gościa sprawiało jej dziwną satysfakcję, jakby samo jego poirytowanie mogło wynagrodzić jej cały wcześniejszy gniew, którego wcześniej doznała. A nawet jeżeli nie robiła sobie wiele z jego poważnych wywodów, mimowolnie gdzieś z tyłu głowy miała świadomość, że z jakiegoś powodu nawet gdyby zapragnęła tu i teraz popełnić seppuku, ten wytrącił by jej ostrze z rąk. Usiadła więc po turecku obok niego i zaczęła kreślić palcem po zakurzonej podłodze coś na wzór planu terenu, który udało im się przebyć. Kiedy skończyłam spojrzała wyczekująco w stronę mężczyzny oczekując, że dorysuje resztę, tyle ile wiedział ze swojej własnej wyprawy.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.02.16 1:50  •  Ćpuny w metrze. - Page 2 Empty Re: Ćpuny w metrze.
Stan czuwania sprawiał, że monitorował otoczenie pomimo pozornego snu. Co prawda regenerowało to jego siły zdecydowanie gorzej niż porządne osiem godzin wyłączenia świadomości, lecz w okazjach takich jak ta, zdawało egzamin. Dlatego też nie miał żadnych snów, wizji, majaków. Zwyczajna ciemność oraz poczucie piasku pod oczami. Pół-leżąc tak z zamkniętymi oczami zastanawiał się nad położeniem ich osobliwej drużyny. W gruncie rzeczy, jeśli spojrzało się na grozę wyzierającą z opowieści o metrze, urastali niemal do rangi bohaterów, bo znaleźli nawet czas na umiarkowanie spokojny sen. A przecież powinna natychmiast otoczyć ich chmara stworów żądnych krwi, nie dając im chwili na odpoczynek, ba! nawet przeładowanie broni powinno być problemem. Najwidoczniej jednak historie były grubo przesadzone lub wylądowali w niezwykle spokojnej dzielnicy. Spotkawszy zaledwie pięć stworów odkryli bezpieczny przysiółek, pozwalający poranionym, a także wyczerpanym zregenerować nadszarpnięte siły. Paleta odzyskiwała powoli swoje kolory, przyszłość przestała być ponura i monochromatyczna. Daleko w tunelu jaśniało światło nadziei, teraz tylko należało się do niego dostać, wykorzystać otrzymaną szansę.
Mimo wszystko, ten właśnie spokój oraz podejrzane szczęście obudziły w nieufnym Ikarze daleko idącą ostrożność. Częste przemieszczanie się stanowiło jeden z kluczowych elementów planu. Gonił ich czas, prowiantu nie starczy im na długo, a nawet prędzej nastąpi bolesna śmierć z powodu odwodnienia. Szczęściem, w wilgotnym otoczeniu utrata wody nie postępowała tak szybko, jednak bez odkrycia żadnego źródła, żołnierzowi i rebeliantce pozostało ledwie kilka dni. Anterio nie posiadał żadnego zmysłu odpowiedzialnego za wyczucie kierunku pod ziemią, sytuacje takie jak ta były dlań nowością. Mimo tego, po pierwszej fali grozy opanował się; teraz potrafił już myśleć racjonalnie, planując przyszłe posunięcia.
Po drugim przebudzeniu kobiety, szarooki podniósł powieki obracając się na bok jednocześnie opierając na łokciu. Sięgnął do plecaka, szukając w nim przez dobrą chwilę zapasów prowiantu. Poczuwszy głód, zdał sobie sprawę z postu jednookiej. Jego stan nie wskazywał, by kilka godzin bez posiłku mogło mu zaszkodzić, natomiast Yuu była w trakcie rekonwalescencji. Po tych kilkunastu godzinach jelito powinno wytrzymać, zwłaszcza, że nie zostało poważnie naruszone. Wyczuwszy więc pod palcami pakunek z racją żywnościową wyjął ją, po czym położył w pobliżu śpiącej kobiety. Nie wątpił w bystrość dziewczyny, zrozumie co oznacza obecność pakietu obok posłania.
Ponieważ wciąż było chłodno, pomimo płonącego ogniska, przysunął swoje łóżko bliżej, a także wyciągnął ręce nad nie, pozwalając ciepłym prądom ogrzewać dłonie, które pierwsze padały ofiarą zimna, jako peryferyjne członki ciała. Płomienie trzaskały wesoło, rozszalały żywioł w służbie człowieka. Wpatrywał się w nie jak urzeczony przez dłuższą chwilę, korzystając z ciepła, w końcu jednak powrócił do poprzedniej pozycji, układając głowę na wymęczonym plecaku.
Splótłszy ręce za głową sprawiał wrażenie ucznia, który uciekł z lekcji i teraz korzysta ze słodkich owoców lenistwa. Albo jak wagabunda, próbujący uniknąć problemów ze strony prawa dzięki zejściu do podziemi. Różnił się od nich poziomem skupienia. W chwili, gdy zamykał oczy, pozostałe jego zmysły wyostrzały się, słyszał więcej i czuł mocniej. Cieszyła go otaczająca cisza, jednocześnie martwiąc, sugerowała bowiem zbieranie sił przed ostatecznym atakiem. Lecz może to tylko paranoja wartownika, próbującego zabić czas. Z tego samego powodu przeciągnął się kilka razy, strzelił palcami u rąk, ziewnął ani na moment nie tracąc skupienia. Ostatnim bowiem jego marzeniem było zostać zaskoczonym w trakcie gimnastyki dla leniwych.
Zatrzymując wzrok na bardziej charakterystycznych elementach wystroju, spojrzał wreszcie na zwiniętą w kłębek Łowczynię. Przyglądając się jej, zaczął analizować zachowanie czerwonookiej. Często go zaskakiwała, nie potrafił przewidzieć jej następnych czynów. Wydawała się strasznie uprzedzona wobec niego, później jednak zmieniając zdanie - zasypiając obok, nawet nie czyniąc zabezpieczeń przed zdradą. Było w niej tyle sprzeczności, ale tworzyła jedną osobę, której wszystkie elementy spajała nieśmiertelna duma. Nie widział jej teraz co prawda, lecz tylko z tego powodu, że twarz nakryła kocem. Mógłby przysiąc, że nawet przez sen, dumny wyraz nie schodzi z twarzy rebeliantki. Nie miał jej tego za złe, oczywiście, choć potrafiła go rozwścieczyć. Pozostawało mu mieć nadzieję, że od teraz współpraca zacznie przynosić jakieś owoce.
Ponownie zamknął oczy, w następnym momencie usłyszał, że się budzi. Pierwsze słowa dotyczyły ułożenia planu. Zwrócił uwagę na formę "my", udawaj jednak pogrążonego w letargu. Podniósł powieki tuż przed dotykiem na swoim policzku palca Łowczyni. Uśmiechnął się kątem ust i usiadł na swoich drzwiach od szafy. Yuu tymczasem drugim palcem zaczęła nakreślać plan okolicy na podłodze. Nachylił się więc nad szkicem, o ile się orientował, rozrysowywała mapę tuneli. Natrafiając na przynaglające spojrzenie, kilkoma ruchami dłoni dorysował pociąg razem z dalszym skrawkiem terenu.
- Dalej się nie zapuszczałem - wyjaśnił dziewczynie skąpe modyfikacje - Wtedy byłoby to zbyt ryzykowne. Co do planu - w zamyśleniu potarł brodę - proponuję wyruszyć stąd, gdy tylko poczujesz się na siłach by walczyć. Walczyć na normalnym poziomie - dodał, przygotowując się na jej zapewnienie, że zawsze jest gotowa do walki. - To pomieszczenie może nam służyć jako baza w razie potrzeby odwrotu, choć go nie przewiduję. - spojrzał jej w oko z powagą, pozbawioną zwykłego chłodu - Jeśli coś zmusi nas do ucieczki, prawdopodobnie już nie przeżyjemy.
Próbując swoje rozważania przekazać w formie zwięzłego planu zerknął na nieodpakowany pakunek z jedzeniem, co wywołało zmarszczenie brwi w geście dezaprobaty.
- Zjedz coś. Musisz być wygłodzona, a twoja rana nie jest tak głęboka by ci zaszkodzić - zapewnił ją, rozważając dostępne opcje. Mogliby sprawdzać stacje metra, lecz jeśli już do jakiejś dojdą, wyjdą na zewnątrz bez problemu. Chociaż... to było dobrym rozwiązaniem. Każda linia prowadziła do stacji, idąc na wprost będą musieli coś znaleźć.
- Nie wiem o metrze zbyt wiele, prawie nic poza wyolbrzymionymi pogłoskami, ale... jeśli nie wejdziemy wprost do gniazda mutantów, do którąkolwiek nitkę, trasę byśmy nie wybrali, znajdziemy potencjalnie gotową stację. Chyba, że potrafisz wyczuwać kierunek pod ziemią, wówczas możemy przejść tunelami do względnie bezpiecznych terenów Limbo. Jak sądzisz? - zapytał. Wszak mieli ustalać plan razem, powinien więc dać jej dojść do słowa, nawet jeśli będzie zamierzała tylko przytaknąć. W co szczerze wątpił.
Przyjrzawszy się jej, oceniał stan fizyczny. Wyniki obserwacji go zadowalały, nie był tak źle, szybko wracała do zdrowia. Niebawem będą mogli ruszać. Zachmurzona twarz Ikara wypogodziła się. Jednak widok bladości na obliczu kobiety przypomniał mu o pewnym drobiazgu. Sięgnąwszy po manierkę, podał jej, zachęcając ją gestem, by się nie krępowała. I tak wiedział, że spróbuje oszczędzać jak najwięcej. Sam by tak zrobił.
- Jak oceniasz swój stan? Potrzebujesz jeszcze paru godzin odpoczynku? - w jego głosie nie brzmiała fałszywa troska, jego głos brzmiał rzeczowo i konkretnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.02.16 21:08  •  Ćpuny w metrze. - Page 2 Empty Re: Ćpuny w metrze.
Zachowywała się tak, jak gdyby rozmowa sprzed jej nagłego zniknięcia w krainie snów nigdy nie istniała. Nie robiła mu wyrzutów, nie wyglądało na to, by w typowy dla kobiet sposób starała się w jakiś sposób zrzucić winę na żołnierza. Niewiele się jednak w tym temacie zastanawiała, pozwalając świeżemu umysłowi zaraz po obudzeniu zająć się zdecydowanie bardziej użytecznymi tematami, jak chociażby organizacja przejścia po metrze. Dotychczas zachowywali się beztrosko, nie zabezpieczyli terenu, nie mieli okazji rozejrzeć się po najbliższej okolicy i nawet gdyby wyjście znajdowało się kilka metrów od ich kryjówki, brak jakiegokolwiek zainteresowania zapędził ich w pułapkę pewności, że uwięzieni są na zdecydowanie dłużej. To nie był dla niej wielki problem, jeżeli tylko przeżyje, kilka straconych godzin niczego nie zmieni, w końcu jeszcze niedawno miała zostać postrzelona przez goniące ją wojsko. Skoro teraz mogła sobie prawie że bez trosk gawędzić, było jak cud na który nawet nie liczyła podczas śmiercionośnej walki z pogonią. Z tego powodu mogła być spokojna, nie zależało jej szczególnie na niczym, nie okazywała nadmiernych emocji względem jakiejkolwiek wykonywanej przez siebie czynności. Zamiast zagłębiać się w rozmyślania, westchnęła jedynie lekko i odchyliła głowę do tyłu prostując plecy i testując zdolności mięśni na brzuchu. Bolało jak cholera, ale to inna sprawa.
- Teraz mi to mówisz? - odpowiedziała mu wcale nie oczekując, że jakoś zareaguje na ten ukryty zarzut zatajania przed nią tak istotnej informacji jak ta, że właściwie może coś zjeść już teraz. Nie czuła głodu, osłabienie obejmowało całe ciało, lecz na myśl o wykonywaniu tych wszystkich czynności związanych ze spożywaniem, odechciewało jej się sięgać ku pozostawionej na legowisku paczce. Nie narzekała jednak dłużej i z lenistwa na klęczkach zrobiła kilka niewielkich kroków, by czubkami palców zaczepić o wspomniany podarunek i zaciągnąć go bliżej siebie, gdzie już z pełną gracją mogła wpakować doń ręce i za wszelką cenę starając się nie rzucić na zawartość jak wściekłe zwierzę. Kultura nie miała tu nic do rzeczy, po prostu sama znała się nieco na medycynie, więc i skutki pochłaniania zbyt dużych ilości pożywienia po dłuższej głodówce nie były jej obce. Z drugiej strony nie spodziewała się, że w udziale przypadła jej tak duża porcja, by pękniecie żołądka było możliwe, tego jednak nie komentowała. Zamiast tego usadowiła się obok, na poprzednim miejscu zaraz przed narysowaną na powierzchni kurzu mapą i złożyła ręce z cichym klaśnięciem zamykając na chwilę powieki.
- Dziękuję za posiłek. - wypowiedziała w przestrzeń, chociaż Ikar mógłby odebrać jej słowa jak skierowane do niego. Jeżeli jednak japońska kultura nie była mu obca, powinien nie zaprzątać sobie głowy jej mało istotnymi dla całej sprawy gestami. Ta bowiem, gdy tylko zakończyła ten niewielki rytuał, rozerwała jednym szarpnięciem wieczko ułożonej na kolanach puszki i zaczęła od razu od wrzucenia sobie do buzi pierwszej porcji, przeżuwając powoli testowała czy nie zwymiotuje zaraz po połknięciu z zadowoleniem odkrywając, że chociaż smakowało jak gąbka i miało konsystencje gąbki, dało się zignorować te nieprzyjemne aspekty wojskowych racji. To byłoby jednak dosyć kłopotliwe, szczególnie że zaraz przed nią znajdowała się mapa, niewielka ale zawsze jakaś. Nie przerywała delektowania się jedzeniem, jednak nachyliła się nad fragmentami dorysowanymi przez żołnierza starając się wykończyć wizualizację we własnej głowie.
- Jeżeli coś tutaj żyje, musi mieć kryjówkę w pociągu lub w jego okolicy. Bestie raczej nie lubią otwartych przestrzeni. - przesunęła palcem po fragmencie oznaczonym jako zniszczona maszyna przełykając raptownie, by nie mówić z pełną buzią. Zawahała się na moment badając przebytą wcześniej drogę z bocznego tunelu, w którym to prawie wyzionęła ducha. Zacisnęła usta na moment i zastygła, trybiki w jej głowie działały ze sporym trudem, jednak gdy doszła do satysfakcjonującego rozwiązania, wpakowała sobie do buzi kolejną porcję tego czegoś z puszki, nie mówiąc nic odnośnie wniosku, do którego doszła.
- A ty nie jesz? - Zapytała nagle, po czym znowu napełniła policzki i leniwie przeżuwała rzucając pytające spojrzenie mężczyźnie. Raczej nie chodziło o to, że oddał jej ostatnią posiadają przez siebie porcję, na to pewnie nigdy by się nie zdecydował, nawet gdyby Kami błagała go na kolanach. Utrzymywał ją przy życiu, ale na pewno nie za cenę własnego. Rozumiała jednak, że musiał mocno cenić jej umiejętności, skoro uznał ją za niezbędną do przeżycie. Z tego też powodu na jej obliczu pojawił się swego rodzaju perfidny uśmiech, który przerwała łapiąc kolejny kęs. - Nie ma sensu oszczędzać jedzenia. Skoro żyją tu stworzenia polujące na ludzi, to równie dobrze można zapolować na nie i...
Kiwnęła głową w stronę ogniska i kontynuowała jedzenie. Pewnie smak takich stworzeń nie byłby najwspanialszy, jednak człowiek bez energii do walki może równie dobrze oddać swoje zapasy prowiantu napastnikowi, bo bez siły nie wygra nawet najmniejszej walki, szczególnie w takich warunkach. To, że on zdawał się być nieco mniej ranny nie miało tu nic do rzeczy, Kami w końcu regenerowała się zdecydowanie szybciej, otarcia na rękach które miała na samym początku już nie istniały. Głębsze rany będzie nosić dłużej, ich skutki jednak będą zdecydowanie słabsze, a gdy dochodziła do tego lepsza wytrzymałość rasy łowców, nawet z takim bólem mogła działać całkiem dobrze.
- Mam dobry zmysł orientacji, ale nie mogę obiecać cudów. Chciałabym jednak zobaczyć najpierw ten pociąg. Potem powiem, którą stronę trzeba wybrać. - powiedziała tajemniczo przetrząsając dno puszki i pakując sobie do buzi ostatnią porcję czegoś, co kiedyś mogło być świnką biegającą w prywatnych hodowlach wojskowych. Z satysfakcją stwierdziła, że ich własne zapasy były zdecydowanie smaczniejsze, chociaż może to mieszkanie w kanałach zepsuło jej smak.
Powoli jednak zaczęła się zastanawiać, jak wiele mężczyzna jest w stanie na nią postawić. Do tej pory nie odwdzięczyła się niczym, a jednak nadal uparcie twierdził, że będzie ją wyrywał z rąk śmierci tyle razy ile potrzeba, nieświadomie każąc łowczyni zaciągać u siebie co raz większy dług. Chcąc bądź nie, musiała podjąć się próby wyciągnięcia ich z tej sytuacji, zapominając na chwilę, że stoją po przeciwnych stronach muru.
- Trzeba zabrać stąd jak najwięcej. - omiotła spojrzeniem niewielkie pomieszczenie badając, co może im się jeszcze przydać. Odłożyła pustą puszkę na bok ciągnąć za sobą jakiś niewielki pakunek, który przyczepiony był od dołu opakowania, a który dostrzegła dopiero teraz. Wstała powoli i podeszła do opuszczonej dużo wcześniej katany, unosząc ją ostrzem na wysokość twarzy i krzywiąc się na widok zaschniętej krwi, której nie starła od razu. W tym samym czasie wpakowała do buzi foliowe opakowanie szarpiąc za jeden kraniec i rozrywając je zębami. - Hm? To pewnie coś w rodzaju dodatku do tej puszki, tak? - Zapytała pod nosem nie oczekując wcale odpowiedzi. Nie podważała zbyt długo dziwnego wyglądu mazi znajdującej się w środku i wpakowała sobie wszystko do buzi ssąc foliowe opakowanie aż zrobiło się ono płaskie i puste. Dopiero wtedy wypluła  opakowanie i zadowolona z efektu próby doczyszczenia ostrza, odnalazła jego pochwę i schowała broń do środka. Ziewnęła głośno prostując ręce nad głową i zachowując bardzo swobodnie jak na obecne warunki. Nadal uważała, że nie ma tu nic do stracenia i jeżeli tak bardzo się na nią stawia, może robić co chce, byle tylko spełnić warunki tej bezgłośnej umowy.
- Dam radę. - odpowiedziała od niechcenia kierując się ku zwisającym leniwie drzwiczkom szafy. Zmierzyła je wzrokiem i bez ostrzeżenia wymierzyła mocnego kopniaka u nasady powodując całkowite wyłamanie się ich z zawiasów. - Nie jest źle.
Skomentowała własne możliwości na ten moment. Nie zrobiła tego jednak z zachcianki, drzwiczki ułożyła przy ścianie i cofnęła się na ponad metr. W ciszy wycelowała spojrzeniem w idealne miejsce i zanim ktokolwiek mógł coś powiedzieć, ostrze świsnęło w powietrzu przecinając płytę na kilka wąskich i podłużnych kawałków.
- Ajajaj... kto to widział, by takie cholerstwo mogło tak boleć. - jęknęła pod nosem schylając się z bólu po przeszarżowaniu. Szybko jednak zebrała się ponownie i zgarnęła z podłogi pocięte fragmenty, które zaraz ułożyła wokół ogniska, wciskając jeden koniec do ognia, a kilka zapasowych wiążąc znalezionym gdzieś w kącie kawałkiem lepszego sznurka. - Pochodnie. - oznajmiła, gdyby Ikar zastanawiał się, co robi łowczyni. A ogień opanowany przez człowieka miał wiele właściwości, nie tylko oświetlał drogę ale też idealnie odstraszał niektóre bestie. Obserwując jak żar zaczyna trawić czubki drewnianych pałeczek, czekała na ewentualne pomysły ze strony Ikara.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.03.16 1:14  •  Ćpuny w metrze. - Page 2 Empty Re: Ćpuny w metrze.
Wzruszył ramionami. Nie miał nic do powiedzenia, w końcu poinformował ją najwcześniej, jak tylko był w stanie. Zjedzenie przez nią posiłku przed snem mogło mieć fatalne skutki, wszak zregenerowanie się jelita musiało zająć kilka godzin. Nie zamierzał tego skomentować, wiedział, że wyrzut nie został skierowany w jego stronę celowo, tak naprawdę Łowczyni nie miała mu tego za złe. Prędzej podziękowałaby za podzielenie się prowiantem, niż miała jakiekolwiek pretensje.
Japońskie zwyczaje i i rytuały okolicznościowe nie interesowały Ikara wcale - wiedział tyle, ile powinien wiedzieć, by funkcjonować w owym Mieście, acz ślepe trzymanie się tradycji pozostawało poza jego możliwościami zrozumienia. Dlatego też jednooka zaskoczyła żołnierza, wypowiadając standardową formułkę, wcale przecież nie zaskakującą w swej budowie. To raczej okoliczności towarzyszące im spowodowały, że przez ułamek sekundy stalowe oczy spojrzały na nią ze zdziwieniem. Na szczęście miała wystarczająco zdrowego rozsądku by nie próbować na siłę wyrąbywać z desek pary pałeczek. Nie było na to czasu. Pragmatyzm został odnotowany w głowie mężczyzny, choć uważał to za normalną cechę każdego człowieka, zdolnego do samodzielnego przetrwania na niesprzyjającym terytorium.
Nie chciał wydać się jej impertynentem, skupił więc swoją uwagę na prowizorycznej mapie, naszkicowanej przed kilkoma momentami. Jak dotąd najpewniejszymi punktami planu wydawały się: eksploracja pociągu i poszukiwania stacji. Obie te czynności musieli wykonać, pomimo słabego rozeznania sytuacji. Ordynarne zignorowanie potencjalnego gniazda bestii lub magazynu pełnego ciekawostek z czasów sprzed apokalipsy nie leżało w naturze Ikara, który był w dużej mierze badaczem empirycznym - chciał dotknąć, zobaczyć, zabić. Wbrew temu co proponowała kobieta, nie musiał zjadać ich ciał.
Popatrywał od czasu do czasu na dziewczynę; choć pogrążony w myślach, wciąż prowadził z nią rozmowę.
- Masz rację - przytaknął, kiwnąwszy głową - Musimy przeszukać pociąg ze względu na konsekwencje zaniechania. Myślę jednak, że największe skupisko bestii znajduje się na stacjach - końcowych elementach naszej podróży. Każdy peron jest zaopatrzony w wystarczającą ilość izolowanych pomieszczeń, by czekała nas ciężka przeprawa.
Wstał, przeciągnął się kilkukrotnie po czym zamachał rękami, by się rozgrzać. Mięśnie zesztywniałe od odpoczynku oraz poprzedniego wysiłku zaprotestowały bólem, Ikar jednak na to nie zważał. Potrzeba zachowania ciała w kondycji a także gotowości bojowej była wpojona wystarczająco mocno, by w chwili względnego spokoju przynajmniej rozciągnął stawy. Przemierzył szybkim krokiem pięciokrotną długość pomieszczenia, a następnie usiadł na posłaniu, naprzeciw Yuu. Nadal zmarznięte ręce wyciągnął nad ognisko, spojrzał prosto na rebeliantkę, próbując odczytać z jej twarzy powierzchowne myśli.
- Tak, nie zamierzam jeść, póki nie zacznę czuć głodu. Pamiętaj, że jeśli stąd wyjdziemy, muszę zachować pozory, że dokonałem tego samodzielnie. Dziwnym zbiegiem okoliczności byłby fakt, że zapasy skończyły mi się dwa razy szybciej... - uśmiechnął się kątem ust. Nie był to najładniejszy uśmiech, lecz najszczerszy, jakiego mogła się spodziewać. Nie miał jej za złe, że siedzi obok, wszak to on sam uwijał się jak mógł, by przeżyła. Także znikające zapasy nie stanowiły problemu. Ale jego przełożeni spojrzą na to wszystko inaczej.
Parsknął śmiechem, słysząc jej propozycję. Pomysł w swym pragmatyzmie był urzekający, niestety niemożliwy. - Smacznego! Mój dietetyk kazał mi ograniczyć przyswajanie wirusa X, więc podziękuję. - wolał nie myśleć o konsekwencjach takiego posiłku. Nie potrzebował ogromnej siły do walki za pomocą Oriona, choć nie mógł sobie pozwolić na zmęczenie. Wierzył, że potrafi odpowiednio zrównoważyć oszczędność z sytością, póki co, starał się odsunąć posiłek w czasie. (jak Lil, hue)
W tej chwili, gdy współpracowali dla jednego celu, nie przejmował się wrogością organizacji. Najważniejszy był najpierw Ikar, potem S.SPEC, a skoro jeszcze żył, rebeliantka myślała podobnie. Z zaciekawieniem przyglądał się przygotowaniom czynionym przez dziewczynę. Sprawnie poradziła sobie z zawiasami - Dobrze, widać rana już się zagoiła. - przemknęło mu przez głowę.
Kiedy przygotowywała pochodnie, podszedł do niej i wręczył noktowizor, ignorując fakt, że właśnie oddawał wrogowi uzbrojenie armii.
Nie. Nie możesz tak o niej myśleć. Chociaż nie jest do końca godna zaufania, bo jej nie znasz, w tej chwili czerwonooka Yuu jest twoją sojuszniczką.
Miał rację. Wciskając sprzęt w ręce jednookiej uśmiechnął się słabo i odezwał się, a z głosu zniknął na chwilę obojętny ton.
- Wiesz, jak to obsłużyć, prawda? Mam taki sam w celowniku Oriona. Możemy korzystać z pochodni, ale kiedy ważniejsza będzie finezja, lepiej byśmy oboje widzieli w ciemności. - to powiedziawszy odsunął się, po czym zaczął przygotowywać się do wymarszu. Zacisnął wszystkie paski pancerza, dopasowując kevlarowo-ceramiczne płyty do ciała. Schował w kieszeni wysokoenergetyczny batonik, po czym zamknął plecak i zarzucił sobie na plecy. Poczuł ukłucie zdenerwowania związane z wystawieniem się na powrót w niebezpieczną ciemność, lecz przegnał je szybkim ruchem głowy. Musiał zachować czystość myśli.
- Pójdziesz przodem, będę cię osłaniał - wskazał Orionem na katanę kobiety - To najlepszy układ.
Poczekał jeszcze chwilę, aż Yuu zbierze cały swój ekwipunek, po czym wymaszerowali gęsiego ze swojej pierwszej kryjówki.

Ciepła pomarańczowa poświata rozpraszała okoliczny mrok, ukazując mroczne zacieki na ścianach oraz brud i wilgoć okolicy. Dzięki niej zobaczyli pociąg w pełnej krasie tak wyraźnie, jak daleko sięgały promienie. Był długi, wysoki na dwa metry w przybliżeniu. Pomalowany był na srebrno, z niebieskim pasem wzdłuż, jednak z czasem farba zeszła, pozostawiając jedynie cień dawnej świetności. Rdza w kilku miejscach przeżarła stalową blachę, z której wykonany został pojazd, choć w ogólnym rozrachunku prezentował się wciąż majestatycznie, teraz zabarwiony tajemnicą i grozą.
Drzwi bez wspomagania automatycznego na szczęście rozsunęły się bez problemów. Szyby oczywiście były wybite, jedynie nieliczne egzemplarze przetrwały w całości. Na podłodze leżały małe kosteczki, duże kości, pomieszane z kawałkami szkła. Każdy krok powinien rozlegać się głośnym chrzęstem, na szczęście tu i tam leżały szmaty - będące pozostałościami po ubraniach pasażerów. Na nie właśnie wszedł Ikar, by nadmiernie nie hałasować.
Od wyjścia uważnie lustrował okolicę, wypatrując najmniejszych oznak zagrożenia, na wszelkie szmery reagując spięciem połowy mięśni użytkowych. Twarz przybrała wyraz śmiertelnej powagi, skupienia, krok stał się bardziej sprężysty, mniej swobodny. Palec wskazujący spoczywał bezpiecznie w okolicach spustu - żołnierzowi przeszło przez głowę, że mogą omyłkowo zranić siebie nawzajem, nie będąc zgranymi. Taktyka walki zostanie wypracowana przez próby i błędy, innej opcji nie widział.
Ciche trzaski drewna pod wpływem ognia dodawały otuchy w mrocznym wnętrzu składu metra, przypominającego raczej pre-apokaliptycznego węża ze stali. Widzieli ślady krwi oraz zasuszone mumie - tylko te, których się nie dało zjeść. Siedzenia miały niebiesko-żółtą tapicerkę, obecnie zniszczoną i wypłowiałą. Podłoga, kiedyś pokryta wykładziną, obecnie straszyła gołym metalem, kryjącym swą nagość za brunatnymi krzakami rdzy. Każdy krok groził upadkiem oraz utknięciem po pas. Było to szczególnie niebezpieczne, że Ikar nawet w tej chwili mógł usłyszeć odgłos miękkich łap, uderzających o brzdękliwą podłogę.
Spiął mięśnie, oparł kolbę o ramię, po czym znieruchomiał, słuchem wyznaczając położenie wroga. Adrenalina zaczęła powoli przesączać się do jego kończyn, ale mimo bitewnej mgły, powoli ogarniającej jego umysł, nie mógł powstrzymać się przed myślą, jak wygląda walka Yuu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.03.16 17:16  •  Ćpuny w metrze. - Page 2 Empty Re: Ćpuny w metrze.
- Liczysz na to, że ktoś będzie cię szukał? - Zapytała bardzo naturalnie walcząc jeszcze z resztkami na dnie puszki. Bez zamiaru podważania jego użyteczności wyraziła swoje własne zaciekawienie. Ona sama, chociaż niewątpliwie była częścią organizacji, nie spodziewała się by ktokolwiek zaryzykowałby poszukiwania. Rebeliantów istniało zbyt mało, a każdy z nich już dawno zdecydował o tym, że swe życie będzie prowadził ryzykownie i bez żalu. Nie spodziewała się pomocy, zdana była na swój własny instynkt i umiejętności. A na pewno nikt nie rozliczy jej z tego, jak wyszła ze śmiertelnej pułapki o ile oczywiście się to uda.
Zrobiła młynka oczami słysząc jego wyjaśnienie wstrzemięźliwości od posiłków. Nie miała ochoty mu doradzać, skoro ten postanowił objąć przewodnictwo, nie protestowała, robiła tylko swoje, niezależnie od opinii żołnierza. Nikt nie wie kiedy znowu przyjdzie im mieć chwilę na godny odpoczynek, a jak to mówią, lepiej zapobiegać niż leczyć. Dopiero jednak po dłuższej chwili dotarło do niej co miał na myśli, gdy z lekkim śmiechem odmówił pożerania mutantów z metra.
- Więc ja będę je jeść. - Odpowiedziała na tyle pewna siebie, że nie dała mu szansy na reakcję. Może wiedział to, bądź domyślił się w tej chwili, lecz pasożyt żyjący w ciałach łowców uodparniał ich na działanie wirusa, a co a tym idzie, także na mutacje. Tak rozwiązałby się nie tylko jeden problem, a nawet dwa. Ona będzie miała pod dostatkiem jedzenia, a on pełną pulę własnych zapasów. Nie było powodu, by dłużej zaciągała sobie u żołnierza dług pod tym względem. Zawartość puszki nie była najgorsza, ale świeże mięso, do tego upieczone na ogniu brzmiało zdecydowanie lepiej. Już teraz odzyskała apetyt i czuła, że to co dotychczas w sobie wepchnęła nie starczy na długo.
Westchnęła wyraźnie odbierając od niego noktowizor. Nie czuła się dziwnie z tym, że po raz kolejny jest obdarowywana. To oczywiste, że człowiek słaby inwestuje w silniejszych, jednocześnie wiążąc ich do siebie łańcuchem wdzięczności.
- A jak myślisz? Rebelianci od tak wielu lat radzący sobie całkiem dobrze przeciwko dyktaturze, nieuchwytni, silni, wyszkoleni... technologie nie są nam obce.
Trochę ugryzła ją ta doza ignorancji ze strony S.Specu przejawiająca się w słowach Ikara. Można domyślać się, że żołnierze traktują ich jak cofniętych w rozwoju ludzi, dzikusów walczących jedynie z pomocą brutalnej siły. Jednocześnie obracała w palcach otrzymany przedmiot, zapoznając się szybko z jego budową. W pierwszym momencie zechciała nawet odmówić, widziała w ciemnościach całkiem dobrze. To nie tak, że w tajemniczy sposób jej wzrok mógł przebić się przez kurtynę mroku, jednak przywykła do ciągłego półmroku, szybko przestawiła się na postrzeganie w ciemnościach. Bardziej wyczuwała niż faktycznie coś widziała, pozwalała działać innym zmysłom, wyostrzonym dodatkowo przez brak jednego oka. Póki co wolała polegać na pochodni. Zanim wyruszyli, przewiesiła sobie broń na plecach i wzięła tyle ile mogła, a właściwie tyle ile chciała. W praktyce prawie nic.
- Tak, tak, oficerze. W razie czego strzel mi w plecy. - odparła z nutą kpiny, ale pozwoliła na taki układ, bo był po prostu najbardziej prawidłowy w przypadku gdy jedna osoba używała broni białej, a inna palnej. Poza tym wolała, by mężczyzna nie plątał się jej pod nogami, kiedy przyjdzie im walczyć na serio.

Cichy dźwięk sunięcia dłoni po boku pociągu przemieszczał się przed nimi, gdy pokonywali kolejne metry. Wzrok Kami wbijał się w relikt dawnego świata, z radością odczytywała napisy, które zdołały przetrwać i smuciła się, gdy znaki były zbyt zatarte, by mogła je odczytać. Bezgłośnie poruszała ustami za każdym razem, kiedy jej oczom ukazała się jakaś zapisana linia. Kulała wyraźnie, wolną ręką trzymała się za brzuch chociaż ani razu się nie poskarżyła, pozbawiona możliwości otwartej rozmowy w ogóle zaprzestała zwracać uwagę na idącego kawałek za nią żołnierza. Można jedynie domyślać się, jakim cudem ani razu nie stanęła jeszcze na szkle, kiedy tak maszerowała bez spoglądania pod nogi. Poruszała się bardzo automatycznie, jakimś tajemnym sposobem stawiając stopy tam gdzie powinna bez wywoływania jakiegokolwiek odgłosu. Kilkakrotnie odwróciła głowę raptownie i obracała ją do czasu, aż uspokoiła się dostatecznie, by kontynuować swoje obserwacje. Panująca dookoła cisza była jeszcze gorsza, niż gdyby przyszło im słyszeć potworne wycie, zwiastujące nagłe pojawienie się przeciwników. Jeżeli panował absolutny spokój, należy zakładać, że ktoś coś planuje, najpewniej zostali wywęszeni przez czujne nosy podziemnych bestii, a te bez zdradzania się towarzyszą im w tej wędrówce.
- Jaką rangę posiadasz? - Zapytała nagle, nie odrywając wzroku od kolejnego odnalezionego napisu, który natychmiast został powtórzony przez nią w myślach, przez co wydawało się, że wcale nie oczekuje odpowiedzi. Nie zależało jej szczególnie na bezwzględnej ciszy, może dzięki rozmowie odstraszą mniejszych napastników, a więksi jeżeli mają zamiar się pojawić, to zrobią to prędzej czy później.
A informacja była niezwykle istotna. Dotychczas zakładała automatycznie, że jej towarzysz jest zwykłym szeregowym, w czasie ucieczki nie zaobserwowała, by jego działania w jakiś szczególny sposób wpływały na decyzje całego goniącego oddziału. A miała czym się pochwalić, w końcu całkiem spory kawałek czasu śledziła ich, zanim sama została wykryta. Nie zwróciła wtedy uwagi na nikogo, tak samo twarz mężczyzny umknęła jej uwadze, zlewając się z dziesiątkami podobnych i setkami takich samych w mieście. Najlepiej byłoby, gdyby jednak się pomyliła, a ten okazałby się jakimś komandosem z bogatym doświadczeniem. Wątpiła w to jedna, jego słowa wcześniej wyraźnie wskazywały na strach przed przełożonymi Nie mogła jednak nie zwrócić uwagi na to, że był bardzo młody, niewątpliwie dużo młodszy od niej, nawet jeżeli wygląd mocno temu przeczył. To ona tu swoją aparycją przekroczyła niedawno wiek nastoletni.
- Patrz! Szczury! - ryknęła nagle, nie przejmując się tym, że najpewniej w owym momencie obudziła połowę zawalonego metra. Wskazała palcem w ciemność, szybko jednak korygując swój zamiar i obniżając pochodnie tak, by oświetliła ona bok tunelu. Grupa szczur zebrała się przy jakiejś wyrwie, teraz wskakując na siebie w celu uniknięcia wzroku ciekawskich.
Przykucnęła i zamruczała z zadowoleniem niczym głaskany kot obserwując jak gryzonie dygotały pod ciężarem jej spojrzenia. Wyciągnęła do nich wolną rękę, ale w tym momencie cała kula futer, łapek i ogonów uciekła na bok z piskiem. Na twarzy łowczyni wyrósł w tym czasie szeroki uśmiech.
- Na prawo. - Powiedziała i wskazała kierunek, w którym uciekły zwierzęta. Jeżeli w czymś można ufać szczurom, to właśnie w przypadku wyszukiwania drogo ucieczki. No i w razie czego zawsze mogli je zjeść, przynajmniej ona, jeżeli spece nie przywykli do zjadania wszystkiego, co w jakiś sposób jest jadalne.
- Gdyby któreś cię powaliło i chciało rozerwać krtań, to spróbuj uderzyć je w nos. - rzuciła nagle, bez doczepienia się do żadnego z poruszanych tematów. Nagle jednak wyobraziła sobie, że żyjące tu mutanty mogą być wielkie, chociażby jak niedźwiedź. Bardzo możliwe, że ją jednak ślepe. Dodatkowo, nadając swoim słowom powagi, chwyciła się wolną ręką za gardło i zerknęła przez ramię chcąc dostrzec minę szarookiego, gdy pozostawiła go w ciszy z takimi słowami odbijającymi się echem po tunelu.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.03.16 1:22  •  Ćpuny w metrze. - Page 2 Empty Re: Ćpuny w metrze.
- Nie - odpowiedział, nie rozmijając się z prawdą. Reszta jego oddziału prawdopodobnie sprawdzi miejsce wybuchu, a potem da za wygraną, rozsądnie licząc szanse na przeżycie eksplozji. Nie widział jednak potrzeby mówienia jednookiej wszystkiego - ale zdziwiłabyś się, jak uparci potrafią być kwatermistrzowie w wojsku. - uśmiechnął się, lecz tym razem więcej było w tym grymasu niż faktycznej radości. Wolał nie zaprzątać sobie głowy tym, co może go czekać, gdy wróci do Miasta, mimo to, w jego głowie uparcie pojawiały się wizje regulaminowych przesłuchań. Pół biedy, jeśli zrobi to jego kapitan. Natomiast jeśli trafi w ręce pieprzonych sadystów w stylu Welthaltera, sprawność fizyczna w przyszłości stanie pod znakiem zapytania. Pod warunkiem, że w ogóle przeżyje. Zawsze mogą uznać, że stanowi zagrożenie poprzez potencjalne sprowadzenie wirusa na tereny ludzi. Wówczas odstawią go do laboratorium, spisując na straty lub zabiją na miejscu, nie kłopocząc się nawet ze sprawdzaniem ryzyka. Tak, powrót ze skażonych terenów zawsze obarczony był ogromną szansą na utratę życia, pomimo tego wojskowi pozostawali wierni ustrojowi. Nie mieli wszakże innego wyjścia.
Pewność siebie, z jaką dziewczyna deklarowała gotowość do żywienia się wyłącznie zainfekowanymi bestiami, dała Ikarowi dużo do myślenia. Wnioski jakie wysuwał były interesującę, żywo interesował się badaniami prowadzonymi przez naukowców S.SPEC, jednak miał do nich ograniczony dostęp z racji zajmowanego stanowiska. Informacja o odporności łowców na wirusa X pchnęła jego umysł na nowe tory. Musiał bardzo dokładnie rozważyć tę sprawę już po powrocie. Teraz jednak powinien skupić się na tym, jak przeżyć kilka następnych godzin. Do tego potrzebował czystego umysłu, nie zaprzątanego przez naukowe dywagacje.
Wręczając jej noktowizor miał na myśli jedynie ich obopólne bezpieczeństwo. Łatwiej skrada się w ciemnościach, niż z jaskrawo płonącą pochodnią. Skoro jednak odebrała to jako obrazę, nie miał na to wpływu. Powstrzymał się od wbicia jej szpili tylko dlatego, że stracił ochotę na rozmowę. Przytaknął kiwnięciem głowy, jakby na znak, że ją słucha, lecz wytężał słuch by dosłyszeć odgłosy tła. Całą swoją percepcję skoncentrował na odbieranie zagrożeń, stąd spadek zainteresowania rebeliantką. Musiał jednak przyznać, że słowa, które wypowiedziała przed wymarszem przemówiły do jego serca i przez chwilę rozważył taką opcję. Odrzucił ją ze względu na zbyt duże ryzyko oraz niejasnego poczucia, że ta znajomość kiedyś może uratować mu życie. W żadnym wypadku nie zamierzał traktować dziewczyny inaczej niż wszystkich, ale był w stanie powstrzymać się od zdradzieckiego strzału w potylicę.

Cisza była przytłaczająca, niemalże czuło się jej ciężar na skórze, zwłaszcza w parze z lepką ciemnością - uciekającą przed światłem pochodni, wracającą natychmiast po oddaleniu ognia. Przerywały ją jedynie okazjonalne kroki Ikara, rozkruszające szkło pod wojskowym trepem. Wiedział, jak należy podchodzić do wroga w milczeniu, niemniej nawet ranna Łowczyni więcej miała gracji od niego. Pomimo wytężenia zmysłów nie słyszał prawie nic, niepokoiło go to, choć nie dawał po sobie poznać. By zająć mózg czymkolwiek innym, niż czcze spekulacje nie do zweryfikowania, poza uważnym badaniem zdekomponowanych ciał, mięsnych ochłapów oraz kości, zawieszał swój wzrok na podążającej przed nim dziewczynie. Wyraźne problemy z poruszaniem się oznaczały, że najbliższa walka mogła być ciężką przeprawą dla obojga. Zwłaszcza w przypadku problemów komunikacyjnych.
Przerwanie ciszy przez Yuu było aktem niemalże świętokradczym, Ikar tak przyzwyczaił się do głuchego braku dźwięków, że głos czerwonookiej brzmiał nienaturalnie. Niczym iskra życia w ciemnym grobowcu.
- Zgadnij - rzucił zgryźliwie, niezbyt zadowolony z pytania - Ścigaliśmy was już kilka dni. Powinnaś wiedzieć. - zakończył, nieskory do ciągnięcia obecnego tematu. Kilkuletnia kariera strzelca wyborowego była intensywna, lecz wielu jego towarzyszy przypłacało ją życiem. Czasami okazywało się, że byli pierwszymi celami po oficerach, bo przecież usunięcie oddziałowego snajpera pozbawiało drużynę oczu i uszu. To pozornie przyjazne przesłuchanie obudziło weń alarmującą strunę, mentalnie wyprężył się właśnie i rozglądał się w poszukiwaniu pułapki słownej, próbował przeniknąć jej motywy. Minęło tak kilkanaście kolejnych minut ciszy, gdy wtem krzyk Łowczyni uaktywnił odruchy wpajane Ikarowi przez długi czas - w mgnienie oka był już złożony do strzału, wzrokiem szukał wroga. Szczęka zadrżała mu ze złości, kiedy zorientował się, w jaki sposób został wprowadzony w błąd. Opuścił Oriona i syknął w kierunku kobiety:
- Oszalałaś? - nawet jeśli w tym szaleństwie była metoda i szczury okazywały się kluczowym punktem ucieczki, sposób w jaki jednooka zwabiła okoliczne bestie gotował Ikarowi krew w żyłach. W momencie, gdy skręcili w boczny tunel i wydostali się z pociągu na twardy beton, wzdłuż ścian popłynęło straszliwe wycie. Wojskowy rzucił tylko szybkie spojrzenie na kobietę - w jego stalowych oczach bez trudu mogła odczytać czającą się złość.
- Policzymy się później - trzy słowa, na więcej się nie wysilał. Należało teraz stawić czoła temu, co czekało na nich w mroku. Akustyka nie ułatwiała wykrycia przeciwników, kąt pod jakim odbił się dźwięk nawarstwiał go i powodował mylne wrażenia. Nie mogąc spoglądać w ogień pochodni, odwrócił się i przez noktowizor zamontowany w celowniku monitorował tyły. Jasny poblask rzucany przez dodatkowe źródło światła niemal go oślepiało, jednak konwencjonalne oświetlenie okazało się mieć za krótki zasięg.
Jak się okazało, miał słuszność, sprawdzając przestrzeń za nimi. Po dachu szybkim krokiem pięciu odnóż biegły naprawdę groteskowe poczwary. Całkowicie czarne, z czterema parami błyszczących oczu, sporymi szczękoczułkami jak u pajaka, oraz dwiema łapami, zaopatrzonymi w ostre pazury. Od czasu do czasu podpierały się na nich, lecz budowa anatomiczna wskazywała na osobne pochodzenie owych kończyn - wyewoluowały pod wpływem wirusa, choć podstawą budowy był prawdopodobnie człowiek. Łatwość, z jaką te stwory poruszały się na nieparzystej liczbie nóg sugerowała, że istniały w formie arachnida już dłuższy czas. Były więc doświadczonymi łowcami.
Dziewczyna nie miała łatwiej. Z głębi tuneli wychynęły dwa kolejne arachnidy - teraz nie było już wątpliwości, że był to osobny gatunek, nie zaś przypadkowa mutacja - jeden z nich biegł po zaokrąglonym suficie, drugi szarżował niemalże prosto na nią.
Czasu na reakcję nie pozostawiono mu zbyt wiele, uniósł broń w górę, po czym przytrzymał spust wciśnięty na dwie sekundy. Krótka seria laserów z cichutkim pomrukiem pomknęła, mając za zadanie zabić przynajmniej jednego z nich. Jednak czarne bestie okazały się bardziej zwrotne niż to przewidział. Zaledwie jeden strzał sięgnął celu - lewe ramię stwora odpadło, dymiąc i rozlewając wokół posokę, która w kiepskim świetle wydawała się niemal tak ciemna, jak ich skóra. Arachnid nie zwrócił na to uwagi - parł naprzód, schodząc po pionowych ścianach pociągu. Drugi zwyczajnie zeskoczył, jakby chciały wziąć wojskowego w kleszcze. Odparł atak, uderzając potwora kolbą w paszczę; pancerz wytrzymał cios ostrych szponów, choć paskudny zgrzyt zasugerował, że jego trwałość zostaje poddana próbie.
W obecnym układzie było mu za gorąco, obawiał się jednak mobilności potworów. Żadnych ryzykownych manewrów - zapewne dobiegłyby do niego zanim by wykorzystał przewagę. Odskoczył tylko do tyłu, modląc się w duchu, by nie zderzyć się przypadkiem z Yuu ani żadnym z jej przeciwników. Zyskawszy odrobinę dystansu, wystrzelił serię w klatkę piersiową arachnida z obiema łapami.
Do bólu zaciskał zęby, adrenalina obejmowała jego ciało, dokładając oliwy do ognia jego gniewu. Gdyby rebeliantka nie wrzasnęła na całe gardło, nie wpadliby po uszy w bagno. Nie wyjdą z tego bez szwanku. A następna kryjówka może nie być tak blisko. Z całą mocą postanowił sobie, że ukarze jednooką w jakiś sposób. Choćby i była ponownie umierająca.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.03.16 20:22  •  Ćpuny w metrze. - Page 2 Empty Re: Ćpuny w metrze.
Nabrała powietrza w policzki i wypuściła je z cichym świstem. Gdyby znała odpowiedź, takie pytanie nigdy by z jej ust nie padło, a skoro postanowiła marnować energię by je zdać, liczyła na to, że spec postanowi chociaż odpowiedzieć. O ile jeszcze na początku nie uznałaby tego za marnotrawstwo swoich sił życiowych, tak po jego zbywającej odpowiedzi poczuła napływ irytacji i została skutecznie zniechęcona do podjęcia dalszej dyskusji w tym temacie. Nikt w końcu nie miał ochoty zaznajamiać się na poważnie, to jednak nie przeszkadzało by prowadzić swobodną rozmowę. Jak widać jednak, to było tylko jej zdanie, a skoro tak, mężczyzna osiągnął to, czego chciał, nastąpiła cisza niezmącona przez żaden odgłos w wykonaniu łowczyni. Oddychała nawet spokojniej, spływając pracę płuc nie tylko z powodu towarzyszącego jej bólu, ale także tego, że odechciało jej się zwracać na siebie uwagę. Najchętniej już teraz czmychnęłaby by w cień i zniknęła na dobre. Ciekawe, kto poradziły sobie dłużej w tych warunkach walcząc samotnie.
Od tego momentu pokonywali kolejne metry bez słowa, Kami nie zwracała uwagę na to, czy jej towarzysz nadąża, co robi i czy może nie celuje już w jej plecy, ignorowała go całym sercem i duszą. Do czasu, w końcu gdy nadarzył się idealny moment, by wpędzić ich w jeszcze większe kłopoty za sprawą błahostki, nie wahała się nawet przez chwilę, by wskazać na grupkę szczurów z dziką radością.
Mógł jej grozić, mógł się wściekać i rzucać groźne spojrzenia, ale robił to wszystko do pleców kobiety, gdyż ta kontynuowała swoją zabawę w irytowanie go wszystkim co popadnie. W tym szaleństwie była metoda i jeżeli Ikar co raz mocniej mógł zakładać, że ma do czynienia z kimś kto prędzej wpędzi go do grobu niż faktycznie uratuje, to miał rację. Tyle, że nikt nigdy nie ustalał żadnych zasad kierującą tą grupą samozachowawczą.
- Tsh. - prychnęła w przestrzeń, gdy miotną w nią słowną groźbą, jakby ta miała by jej cokolwiek zrobić. Nie odpowiedziała nawet, lecz czekała już gotowa na swoich przeciwników. Nie wiadomo, czy wyczuła ich jakimś tajemniczym sposobem, czy wywnioskowała to z tonu głosu żołnierza. Nie używała jednak noktowizora, gdyż trzymała przed sobą pochodnię i to na jej świetle nadal polegała.
Egzystując w tej chwili jako jednoosobowa armia z rozstawionymi szerzej nogami czekała na to, aż jej wróg wyłoni się wreszcie z cienia i ujawni swoją formę. Gdy wreszcie to zrobił, w pierwszy momencie łowczyni miała wrażenie, że ich przeciwnikiem są wielkie pająki, szybko jednak dostrzegła niecodzienną budowę ciała stworów. Jeżeli istoty te wywołały u niej jakieś emocje, to sprawnie je ukryła, maska idealnej neutralności funkcjonowała bez zarzutów.
Usłyszała za sobą strzał, a potem odgłosy szarpaniny i zanim udało jej się ciąć któregoś z napastników, cofnęła się o kilka kroków i zerknęła przez ramię na to, co dzieje się z tyłu.
- Idiota. - rzuciła w przestrzeń i miotnęła pochodnią w pogoń, nie raniąc żadnego z pajęczych bestii, lecz skutecznie odstraszając je na moment. Najwyraźniej nie widziały takiego czegoś jak ogień, bo chwilę później jeden z nich nie czując krzty strachu rzucił się ponownie za czerwonooką i stanął idealnie na płonącym kawałku drewna zajmując się natychmiast ogniem. Drugi nie zaryzykował, tylko szerokim łukiem zaczął okrążać nieznane zjawisko zostając znacząco w tyle i klekocząc zaciekle do towarzysza, którego odnóża zamieniały się w spopielone kawałki.
Nie było szans, by zmusiła się do biegu. Nawet gdy psychika napierała na mózg, po zbyt szybkim zrywie ciała do jej gardła natychmiast napływała krew, a nogi omdlewały i zmuszały ją do natychmiastowego opanowania się. Powoli więc wycofała się zaglądając prze ramię i sprawdzając co chwilę położenie przeciwników zajmujących się problemem pochodni.
Zbliżyła się do pociągu i do walczących, poruszając się sama niczym pająk, manewrując pomiędzy chaotyczną przepychanką. Zebrała kilka kamieni z ziemi i cisnęła je na dach żelaznego węża, prowokując pozostałe stworzenia do zwrócenia na nią uwagi.
- Nie wydaje wam się, że jesteśmy trochę więksi od szczurów, które zazwyczaj jecie? - Rzuciła z przekąsem spoglądając w pajęcze oczy, których barwa skutecznie ginęła w szarości otoczenia. Kilka celnych i więcej niecelnych, lecz niebezpiecznie bliskich rzutów zadziałało na tyle dobrze, że już po kilku sekundach w ruch poszły odnóża.
- Twoja kolej. - Zwróciła się do Ikara i jednym krokiem znalazła się przy nim, by nie zwracając uwagę na to, że akurat celował do kolejnego przeciwnika miotnąć nim w stronę drabinki przy ostatnim wagonie, prowadzącej na dach gdzie nadal czaił się jeden pajęczak. Reszta jednak została na ziemi, więcej żywych niż martwych. - Z góry będziesz chyba skuteczniejszy, co nie, panie snajperze?
Skrzywiła się i nie dało się uwierzyć, że to coś miało być jakimkolwiek uśmiechem. W jedną bestią powinien sobie poradzić, a oczywistym jest, że lepiej celować z góry, niż być ciągle atakowanym przez przeciwnika i musieć myśleć o unikaniu go.
- Tutaj, wy miniaturowe móżdżki. - Dodała jeszcze i cisnęła kolejnym kamieniem w cielsko stworów, które teraz już mogły zorientować się, że niepotrzebnie zlazły na dół.
Yuu w tym momencie oparła się plecami o ścianę pociągu i świetnie się bawiąc, z nutą szaleństwa w głowie i fanatyzmem na twarzy prowokowała nadal przeciwników, do momentu aż najbliższy zdecydował się rzucić w jej kierunku, lecz gdy chciał popatrzeć na swoją zdobycz, tej już nie było. Jednym szybkim ruchem, może niezbyt pokazowym, bo padła na kolana i zwyczajnie wczołgała się pod pociąg, łowczyni uciekła spod groźby zostania złapaną przez przeciwników, którzy byli dużo więksi niż szpara pod starą maszyną, gdzie idealnie mieściła się niewielkich rozmiarów kobieta.
Nie została tam jednak, nie zrobiła tego by schować się na dobre. Gdy tylko w całości znalazła się pod spodem, odwróciła się i wypełzła z drugiej strony, co może dla człowieka było oczywiste, ale dla głupich mutantów już nie bardzo. Te bowiem zaczęły gromadzić się pod ścianą i wściekle drapać odnóżami pod pociągiem, chociaż nie sięgały zbyt daleko. Dla wkurzenia ich jeszcze bardziej, rzuciła pod spód kilka kamieni, które wyleciały im pod nogami przekonując już do końca stwory, że ich łup schował się pod pociągiem.
Ślizganie się brzuchem po torach nie było najprzyjemniejszą rzeczą jaką ostatnio czuła, starała się też nie rozerwać sobie na nowo rany, ale gdy stanęła na nogi, zrobiło jej się niedobrze, a w głowie przez moment zagościła ciemność, niezwiązana z brakiem źródła światła. Zauważyła, że rzucona wcześniej na kamienną podłogę pochodnia dogasła, więc szybko założyła noktowizor i z jego pomocą znalazła równolegle ułożoną drabinkę, wspięła się po niej i na kuckach podeszła do przeciwległej krawędzi spoglądając z góry na pajęczaki.
- Rób swoje. - Powiedziała automatycznie, z tonem pasującym bardziej do wydawania rozkazów. W jej dłoni leżała już wygodnie rękojeść no-dachi, które tylko czekało, by jakiś pajęczak postanowił spróbować wspiąć się po boku pociągu, bądź zajść ich od tyłu wspinając się po ścianie.
Niech się dzieje wola nieba, jak to mówią. Mógł być na nią wściekły, mógł oceniać i czuć potrzebę natychmiastowego ukarania łowczyni, tyle że nie miał nad nią żadnej władzy, a ona, pozbawiona wszelkich skrupułów, zamierzała pomiatać mężczyzną, jeżeli tylko tak byłoby lepiej dla ich planu zachowania życia przez jak najdłuższy czas. Nawet nie czuła potrzeby tłumaczenia mu się.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach