Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Go down

Pisanie 28.12.15 2:20  •  Gabinet zabiegowy  Empty Gabinet zabiegowy
GABINET ZABIEGOWY
Główny gabinet zabiegowy, w którym udzielana jest pierwsza pomoc potrzebującym. Najczęściej przebywa tutaj doktor Desmond lub jedna z pielęgniarek. Masz rozciętą głowę? Złamaną rękę? Zachorowałeś? A może po prostu potrzebujesz zwolnienia lekarskiego z roboty? Zapraszam tutaj!

Wnętrze: Jasny pokój, a którym głównym umeblowaniem jest prosta kozetka na prawo od wejścia, oraz szafa za szklaną ścianą z całą masą sprzętu medycznego począwszy od strzykawek, różnych ampułek niewiadomego pochodzenia, szpulek nici, igieł czy skalpeli.



                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.06.16 23:09  •  Gabinet zabiegowy  Empty Re: Gabinet zabiegowy
Czas zacząć dzień!
Ach...
Kości trochę trzeszczały rano, podobnie jak myśli, podobnie jak uschłe gałęzie, delikatnie postukujące o okno gabinetu zabiegowego. Uśmiechnęła się do nich na powitanie, zanim narzuciła na siebie kitel, pod nosem nucąc jakąś, znaną być może z dzieciństwa melodyjkę. Jej życie nigdy nie było pełne muzyki, ale hej, ona dodawała tyle barw do życia! Na przykład to ciche "hmh", rzucane przez nią w jakiś tam rytm, wydawało się kobiecie soczyście pomarańczowe. I taki powinien być dzień. Pomarańczowy! Pełen życia, energii i witaminy C.
Narzuciła na siebie fartuch, odgarnęła włosy za rogi i nałożyła stetoskop zupełnie jak prawdziwy lekarz. Wyglądała dzięki temu prawie jak profesjonalistka, co czasem nawet działało, od kiedy to tego rzeczywistego doktora nauk medycznych posłało do innego świata, a niszy nie udało się zastąpić. Mogłaby jeszcze wpakować sobie długopisy do kieszeni, o zrobione, no i może notesik. Ach, notesik... brakowało jej go. Ojeju, no i kroplówki... ile jej zostało, dwie, trzy może? Czy powinna się zatroszczyć o zaopatrzenie? Rozbolała ją od tego zmartwienia głowa, więc postanowiła się przejść, aby odświeżyć myśli, zająwszy je czymś prostszym, jak połamane kości i wstępujące gangreny.

Obchód trochę ją zmęczył, musiała przyznać. W wewnętrznej bazie danych spisała sobie, czego najbardziej brakowała - nie wiedziała właściwie po co, czy po to, aby wiedzieć, o co się modlić? Powinna więc jeszcze gdzieś sporządzić listę tego, ku czemu mogłaby składać te modły, pomyślała uśmiechnięta, przypinając sobie glukozę. Zostało jej tak niewiele, ale po przydzieleniu jednemu z pacjentów morfiny miała wrażenie, że tego potrzebuje. Pozostałe pielęgniarki uwijały się jak mrówki, raz, czy dwa razy dostała zjazd od któregoś z lekarzy, kiedy przebiegała przez jakąś salę, wznosząc za sobą chmury starego tynku jak marną zasłonę dymną, czy pomnik lepszych czasów dla tego budynku. Trochę się pośmiała, trochę pośpiewała, komuś zamknęła oczy. To zdarzało się dość często w szpitalu, w którym dostęp do relatywnie czystej wody wydawał się cudem, nie wspominając o odpowiednim sprzęcie medycznym.
Przypięła sobie kroplówkę i usiadła, zmęczona. Palec bezwiednie zwiesiła nad kolbą, do której powoli zaczęła się sączyć najbardziej popularna dziewczyna w szkole - Ketoprofen. Mieszanina racemiczna benzofenonu i kwasu propionowego, dwa proste związki organiczne, pochodna benzenu i jeden z najprostszych kwasów organicznych w nieskomplikowanym wiązaniu... przymknęła powieki. Ketoprofen zawierał więcej węgla niż cząsteczka glukozy, dodatkowo należało dodać czas przetwarzania. Czekało ją pół godziny namiętnego spoglądania na kolbę i skupienia na budowie chemicznej ketoprofenu.
Dzień jak co dzień! Ketoprofen był pomarańczowy!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.07.16 0:10  •  Gabinet zabiegowy  Empty Re: Gabinet zabiegowy
Nie spieszył się, chociaż logiczne, że im szybciej to załatwi, to tym prędzej będzie mógł wrócić do domu. A mimo to powoli włóczył nogami, jakby kierował się właśnie na ścięcie. Nie rozumiał, czemu ze wszystkich anielskich pomiotów, to właśnie jego wysłali do Edenu z przesyłką. Wsunął leniwie dłoń pod przydługawą koszulką i podrapał się po brzuchu, ziewając szeroko, zapominając o jakichkolwiek zasadach dobrego wychowania. Jasne, był jednym z tych, którzy najczęściej przebywali w Desperacji, ale z drugiej strony nie oznaczało, że będzie zapierdalał tam za każdym razem, kiedy komuś na „górze” coś się przypomni.
Poprawił nienaturalnie ciążącą mu na lewym ramieniu skórzaną torbę, i mimowolnie przyspieszył, czując przyjemny, wiosenny wiatr muskający rozgrzaną skórę na karku i policzkach. Już wkraczając do tej rozpadliny, zwanej Desperacją, smród śmierci uderzył w niego ze zdwojoną siłą. I im bliżej znajdował się centrum, tym przeróżne fetory stawały się intensywniejsze. Wciągnął ciemną chustę zawiązaną na szyi wyżej, na twarz, by chociaż trochę zminimalizować smród. A i tak odczuwał zawroty w żołądku, niebezpiecznie sygnalizując możliwość zwrócenia dzisiejszego śniadania. Przynajmniej masz co włożyć do mordy. Spojrzenie jasnych tęczówek beznamiętnie spoczęło na jakimś wychudzonym mężczyźnie, który akurat kucał pod jednym z rujnowanych domów. Zapewne zostało mu parę dni życia w takim stanie, o ile wcześniej nic go nie zaatakuje i zeżre. Chyba, że znajdzie coś do jedzenia.
Nie jesteś Bogiem. Właśnie. Nie był nim, choć mieszkańcy Desperacji mylnie uważali, że anioły potrafią wszystko. A nie potrafiły. Od momentu, kiedy ich niebiańskie dusze zstąpiły na ziemie przybierając cielesną powłokę, musiały zmagać się z takimi samymi problemami co śmiertelnicy. Z taką różnicą, że potrafiły się zorganizować, stworzyć swoją małą społeczność i wzajemnie sobie pomagać. A tego na Desperacji brakowało. Każdy każdemu szkodził. Gdyby tylko tak zebrali się do kupy i…
Zatrzymał się wyrwany z letargu, kiedy jego oczom ukazały się odrapane i pozbawione farby w wielu miejscach drzwi. Westchnął ciężko i przekroczył próg jedynego działającego szpitala na Desperacji, od razu kierując się do pierwszej, lepszej osoby, która wyglądała na kogoś, kto może tutaj pracować. Jego cel był jeden. Isao. Niestety, jak się szybko okazało, akurat tego dnia był nieobecny, co Nathair skomentował siarczystym przekleństwem – nie wypada, Nath – a następnie wręcz zażądał zaprowadzenia go do kogoś, kto pod nieobecność wyżej wymienionego anioła sprawuje władzę nad tym rozpadającym się miejscem.
Drzwi zaskrzypiały i cień drobnego anioła wsunął się do środka. Spojrzał z zadziwiającą beznamiętnością na kobietę, i nie siląc się na jakieś powitania – tak też nie wypada – postąpił pewniej do środka.
Gdzie Isao? – zapytał od razu sięgając do skórzanej torby, skąd wyciągnął papierową torbę I położył ją na drewnianym biurku, przyglądając się nieznajomej. – Przesyłka i prezent z Edenu. – oczywiście, że zakładał, iż dziewczę będzie wiedziało co to i dla kogo. Nawet nie zakładał, że będzie musiał tłumaczyć się przed kimkolwiek.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.04.17 12:29  •  Gabinet zabiegowy  Empty Re: Gabinet zabiegowy
Za zgodą Echotale i ze względu na fakt, iż przejęcie szpitala jeszcze się nie skończyło, rozgrywka ta dzieje się przed atakiem KNW na budynek.

Zbliżało się późne popołudnie. Zdawać by się mogło, że to okres względnego spokoju - poranne obchody już dawno zrobione, pacjenci nakarmieni, leki rozdane. Nic tylko odpocząć prawda?
Gówno prawda, jeśli można być boleśnie i niecenzuralnie szczerym. Zaraz trzeba było rozdać obiad, zagonić do łóżek nadaktywne dzieci, zmotywować do leżenia nadludzko silnych i humorzastych przez przeróżne choroby wymordowanych... Nie dać nikomu obsikać ściany, nie pozwolić wbić sobie w rękę łyżki przy okazji nalewania zupy.
Jeden jedyny plus tego szpitala był taki, iż nikt nie narzekał na jedzenie. Naprawdę, to cudowne. Istoty tutaj, chociaż zmutowane, były też w większości wygłodzone do tego stopnia, że zjadłyby podeszwę z buta, jakby ją nieco posolić. Wobec tego mało kto narzekał na szpitalną kuchnię, a wręcz błogosławili tę odrobinę rozgotowanej, bezsmakowej paćki serwowanej przez pielęgniarki.
Desmond należał do mniejszości, która nie potrafiła przełamać się do jedzenia czegokolwiek na Desperacji. Z wielu przeróżnych przyczyn, jak strach przed kanibalizmem, zakażeniem albo zatruciem. Walory smakowe znajdowały się tu akurat na szarym końcu. Niemniej, niedożywienie połączone z brakiem snu i ciągłym stresem sprawiło, że zaczynał przysypiać praktycznie na stojąco. Tym razem nie było inaczej.
Siedział od jakiegoś czasu w gabinecie. Nie było tego dnia zbyt wielu pacjentów, co w zasadzie można uznać za błogosławieństwo. Zapadła wręcz podejrzana cisza. Powinien wstać i sprawdzić, czy aby coś nie płonie... Tutaj jak z dziećmi. Jeśli robi się zbyt spokojnie, szykuj się na najgorsze. Jednak jego zmęczone ciało odmawiało w danym momencie jakiejkolwiek mobilizacji. Myśli zwolniły, a mięśnie się rozluźniły. Zanim zauważył, głowa mu opadła i zaczął cicho chrapać, siedząc na krześle przy biurku.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.04.17 2:49  •  Gabinet zabiegowy  Empty Re: Gabinet zabiegowy
Chwała Buddzie, że gabinet był na parterze. Nie przepadała szczególnie za schodami, a była już wystarczająco zmęczona i, jak to zawsze i naturalnie była, wściekła. Mocna irytacja jątrzyła się w niej z powodu niedogodności jakich serwowało jej własne ciało. Zdradzieckie wężowe cielsko i kobiecy korpus, bardziej widoczna mutacja niż zazwyczaj można było zobaczyć na ulicy. I to ciało, i tak już wypaczone, śmiało jeszcze ją zdradzać! Chorować! Źle się czuć! Niedorzeczne!
Z głową wciśniętą w ramiona jakby z niesmakiem na tę wylęgarnię chorób po której szukała właściwego gabinetu, sunęła przed siebie. Pozornie nie wydawała żadnych dźwięków - usta miała zaciśnięte mocno, ale roztaczała wokół siebie bardzo specyficzny klimat ochoty destrukcji, pomimo dręczącego ją osłabienia. Gdyby czyste emocje miały odgłosy, nawarstwiały by się wokół niej szumy, warczenie i piski wysokiej częstotliwości. Skutecznie usuwało to ludzi z jej drogi.
Gdzie ta cholera miała swój cholerny gabinet, do kurwy nędzy jasnej. Nie miała całego dnia. Wystarczyło jej, że zmarnowała dwa ostatnie na udawanie, że wcale nic jej nie jest.

Są! Drzwi! Piękne, zwykłe drzwi do gabinetu, które teraz zbawczo zadziałały na Zie. Zwinęła koło siebie ogon tak, aby zajmował jak najmniej miejsca w przejściu, sześć metrów grubej wężowej masy robi jednak swoje, i odetchnęła na uspokojenie. I policzyła do dziesięciu, tak na wszelki wypadek. Nie chciała zrobić fatalnego pierwszego wrażenia. Wiedziała, że nie jest najsympatyczniejszą osobą w okolicy, a potrzebowała uzyskać pomoc od człowieka do którego zmierzała. Wejście bez robienia zamieszania było dobrym początkiem, prawda? Zapukała cicho, delikatnie. Przygryzła lekko dolną wargę czekając na odpowiedź. Cisza. Hmm. No nic, sama musi się zaprosić, choćby sprawdzić czy doktór jest na miejscu.
Po naciśnięciu klamki drzwi nie stawiały oporu, więc wsunęła całą siebie do środka, starając się nisko trzymać swoje ciało. Zazwyczaj wznosiła się na niemal dwa metry, ale teraz nie chciała nikogo przytłaczać ani dominować całego i tak już niewielkiego gabinetu, wręcz przeciwnie. Zniżyła się na tyle, żeby w razie czego być na równi wzrostem mężczyzny, który aktualnie kimał sobie przy biurku, zmęczony wciśnięty w krzesło. Przez chwilę patrzyła jak głowa kiwała mu się lekko. Szkoda było budzić. No szkoda. No ale.
Odchrząknęła, a zaraz dodała bez cienia uprzejmości, wręcz z dziwnym nagłym rozdrażnieniem, nie wiadomo na kogo zła - na siebie że rujnuje biedakowi trzy minuty spokoju, czy na niego, że był na tyle głupi żeby znaleźć się na Desperacji i doprowadzić do tak fatalnego stanu:
- Doktorze! - I pozwoliła swojej dłoni zderzyć się z blatem stołu. Plasnęło nieprzyjemnie a mebel zatrząsł się. Słodki był z niej budzik. Z pewnością była kimś kogo Desmond chciał zobaczyć zaraz po przebudzeniu.

Zmierzyła go spojrzeniem, bardzo milczącym, osądzającym i oceniającym, nawet nie starając się specjalnie wywołać takiego wrażenia. Był to jej kolejny naturalny dar, odstręczanie wszystkich dookoła samym faktem istnienia. Przeczekała proces kontaktu doktora z rzeczywistością w ciszy, marszcząc tylko brwi, ale uśmiechnęła się wreszcie trochę cierpko, trochę tak, jakby chciała żeby był to przyjazny uśmiech tylko do końca nie wiedziała jak to zrobić.
- Schudłeś, Desmondzie - powiedziała wreszcie, i można by się spodziewać tonu pasującego do spojrzenia, czyli czegoś chłodnego i niemiłego, ale jej słowa zabrzmiały jednak inaczej. Trochę odległe, jakby istotnie zastanawiała się nad losem doktora, odrobinę smutno. Desperacja odciska paskudne piętno na wszystkich, doktor był wzorowym modelem nieszczęścia psychicznego, które odbija się zaraz na zdrowiu.
- Nie przeszkadzam? - Pytanie bardzo retoryczne. Przy czym zupełnie zapomniała co to są maniery, bo nigdzie nie udało się jej wcisnąć żadnego "dzień dobry".

(czas rozwoju choroby (fabuła 1/5)
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.04.17 12:20  •  Gabinet zabiegowy  Empty Re: Gabinet zabiegowy
Nic dziwnego, że pierwsze, łagodne pukanie go nie obudziło. Spał za mocno, pogrążony w skołatanych marzeniach sennych. Przez kilka cudownych chwil znowu był w M-3... Tylko po to, aby potem zaczęło płonąć, a na ulicy hordy wymordowanych pożerały ocalałych z pożaru cywili.
Okropny koszmar sprawił, że doktor krzywił twarz, marszczył nos i mamrotał coś ledwie słyszalnie, podrywając czasem głowę. Nie zauważył nawet, jak ktoś wszedł do pokoju. Jedynie nabrał gwałtowniej powietrza i wymamrotał coś o płonących bagietkach w jego ulubionej piekarni na rogu. A potem dodał słowa brzmiące łudząco podobnie do "polane krwią pączki". Dla niektórych na Desperacji zapewne takie słodycze byłyby najwspanialsze na świecie, Desmond jednak cierpiał psychicznie, obserwując oczami wyobraźni rzeź w niewielkiej piekarence.
Wszystko przerwało nagłe łupsnięcie czyjejś ciężkiej dłoni o blat nieszczęsnego biurka. Cóż ono zawiniło, że tak cierpi? Donośny dźwięk wyrwał doktora ze snu z gwałtownością wybuchu.
- Kto umiera?I Gdzie defibrylator?! 20 jednostek adrenaliny...! -  Poderwał się gwałtownie z krzesła, aż to odjechało na ostałych trzech kółeczkach i uderzyło w ścianę, trzeszcząc przy tym niemiłosiernie. Oraz zapewne rysując posadzkę nagimi dwoma nóżkami. Stan wyciągniętych Bóg wie skąd kafelków w danym momencie go nie obchodził.
Był pobudzony oraz zagubiony. Przez dobre kilka chwil stał, oddychając ciężko i wyglądając jak przestraszona zebra - łypał po gabinecie przekrwionymi, szeroko otwartymi oczami, mając lekko rozchylone usta oraz dłonie zaciśnięte w pięści. Skronie rosił mu pot, będący pozostałością po złym śnie, zaś wymięte ubranie zakryte wybrudzonym kitlem dopełniało całości.
Fartuch nie był utytłany dlatego, że Desmond o niego nie dbał. Wręcz przeciwnie, starał się prać wszelkie swoje ubrania tak często, jak to tylko możliwe - lekarz musi wyglądać schludnie oraz nie roznosić chorób na materiale odzienia. Niemniej większość plan już zwyczajnie nie chciała zejść, wgryzła się w tkaninę i nawet wrzątek nie był w stanie ich wywabić. Jedynie pogarszało to jego i tak zły wygląd. Ale co poradzić, taki mamy klimat.
Odetchnął parę razy, uspokajając skaczące w piersi serce.
- Litości... - Wymamrotał, lecz jakoś słabo i bez większego przekonania. Tak, jakby bał się o cokolwiek prosić kobietę. Bowiem choć widział zwykły, kobiecy tors z normalną, w pewien sposób miłą oku twarzą, wiedział, że jak tylko opuści wzrok, ujrzy potworne, gadzie cielsko. Ta świadomość odejmowała mu sporo z i tak niewielkiego animuszu, jakim się na co dzień charakteryzował. Cieszył się, że częściowo przysłania Zię biurko.
Uniósł dłonie i otarł czoło, ścierając zeń kropelki potu. Przeczesał po tym włosy, starając się poprawić sterczące w różne strony świata kosmyki. Efekt był taki, iż zmierzwiły się tylko mocniej, odkrywając nowe kierunki na róży wiatrów.
Potarł brodę. Wygładził kołnierzyk. Popatrzył po gabinecie. Te wszystkie drobne, nerwowe gesty powoli odejmowały zeń większość stresu. Potrzebował nie myśleć kilka chwil o wymordowanej, koszmarze ani Desperacji. Ni tym, że schudł, jak mu kobieta właśnie wypomniała.
- Ty za to jak zawsze promieniejesz. - Czystym wkurwem, acz z przyczyn oczywistych nie powiedział tego głośno. Dopiero wówczas przeniósł wzrok na Zię, zauważając jej cierpki uśmiech. Sam wykrzywił usta w lekkom, zakłopotanym grymasie.
- Nie przeszkadzam?
- Nie, nie, oczywiście, że nie. - Zapewnił szybko, siadając ponownie. Dostał z szafki plik papierów i zaczął je przeglądać.
- Rozgość się, proszę. - Nie powie jej przecież, aby usiadła, bo... Tak po prawdzie nawet nie wie, czy ona może usiąść. Wobec tego wybrał formę możliwie neutralną, sugerującą, aby albo zajęła leżankę, albo zwinęła się gdzieś w wygodnym kącie.
Szukał czegoś wśród dokumentów, póki co niezbyt okazałych. Bowiem wszystkie spisał samemu, wcześniej nikt nie kwapił się prowadzić kartoteki pacjentów. Desmond, jako pewnego rodzaju idealista, zawziął się zacząć ogarniać papierologię szpitala. Tyle, na ile będzie w stanie. Sugerował to samo innym pracownikom, lecz cóż... Różnie z tym bywało.
- Zanim zaczniemy ja tu jeszcze tylko... Nie miałaś zakładanej karty pacjenta, prawda? - Spytał, dostając jeszcze coś do pisania. Wolał się upewnić. On jej nie ma, ale może inny lekarz wypełnił prośbę Desmonda? Byłoby wspaniale.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.04.17 22:04  •  Gabinet zabiegowy  Empty Re: Gabinet zabiegowy
Stan kontaktu ze światem realnym nieszczególnie mu służył. Senny wymiar najwyraźniej też nie, wygląda na to że nigdzie nie mógł zaznać ni pięciu minut spokoju. Po przebudzeniu wyglądał jeszcze gorzej niż na pierwszy rzut oka z początku go oceniła. Z pewną powściągliwością przyglądała się jak próbuje ogarnąć rzeczywistość wokół siebie. Czy to ten sam człowiek, którego pamiętała z M3? Wyglądał jak cień samego siebie.

Wzniosła wysoko jedną brew na słowa które mogły uchodzić za komplement, próbując doszukać się w nich ironii, która dałaby jej wymówkę do użycia zmęczonego rozdrażnienia, które swędziało ją od koniuszków palców aż po łokcie. Cały czas musiała przypominać sobie, że nie każdy na Desperacji jest potencjalnym zagrożeniem. Uzbrajała się w to przeświadczenie za każdym razem kiedy wychodziła z kasyna. Zwiększało to jej czujność i może dzięki temu jeszcze żyła. Drake miał to szczęście posiadania dodatkowych punktów do zaufania dzięki uprzedniej ich znajomości.
Nie omieszkała rozgościć się tak jak jej zaproponował. Przynajmniej mentalnie. Była jedną z tych osób, które rozglądają się krytycznie po kątach i same obsługują się w kuchni robiąc sobie herbatę bez pytania gospodarza o zgodę. Rozejrzała się więc dookoła i rozłożyła ręce wzdychając. Tak bardzo trudno gdziekolwiek hmmm... usiąść, kiedy waży się 200 kilo. Zresztą - bardziej niż teraz stoi siedzieć już nie będzie. Nie ruszyła się więc sprzed biurka.

- ...karty pacjenta? - powtórzyła, chyba trochę zdezorientowana. Jedna z tych rzeczy których się nie spodziewasz usłyszeć na Desperacji. Kara pacjenta, czyli coś co kojarzyło się jej z czymś cywilizowanym i zorganizowanym. Jakby ktoś chciał o ciebie dbać, dobrze wykonać swoją pracę. Albo bardziej jak nieśmiała próba przemycenia porządku na pobojowisko poza murami Miasta i tę ruderę którą ktoś uznał za szpital.  Przekrzywiła głowę, zmrużyła powieki i przez parę sekund wodziła wzrokiem po pomieszczeniu nie koncentrując spojrzenia na niczym konkretnym, aż wreszcie rysy jej twarzy płynnie i niepokojąco powoli ściągnęły się w maskę irytacji.
- Czy ja wyglądam... żebym chciała zdradzać wszystkim dookoła moje zdrowotne problemy? - Przystawiła dłoń do czoła masując dwoma palcami skroń jakby od samego tego pomysłu miała dostać migreny. - Hmm? Żeby każdy kto chciał mi zajść za skórę mógł tu przyjść, skręcić twój chudy kark i zabrać papier gdzie, o proszę - fuknęła z udawanym zaskoczeniem, tłumacząc swoją wizję posiadania karty pacjenta doktorowi - akurat spisane są moje dane fizyczne, historia urazów i chorób, które z łatwością można by użyć przeciwko mnie? Więc nie, raczej nie, doktorze. Nie miałam zakładanej karty pacjenta i lepiej żeby żadnej nie było. Zamiast tego, lepiej będzie jeśli... - wzniosła i nachyliła się do przodu, całe jej łuskowe ciało poruszyło się za nią, jedną ręką opierając się o stół, drugą wyciągając w stronę Desmonda. Słowo za słowem jej palec był coraz bliżej niego. - ...wszystko co musisz wiedzieć, zostanie tutaj, hmm? - Delikatnie dotknęła jego czoła. Odjęła palec uśmiechając się krzywo i wycofała się. Trochę zakręciło się jej w głowie, złapała się więc dłońmi o skraj blatu. Czuła jak niezdrowe ciepło znów powoli zaczynało rozlewać się po jej ciele.
- Ale dobrze słyszeć, że próbujesz coś tu działać, doktorze - dodała szczerze, palcami klepiąc o drewno. - Z pewnością przydało by się temu miejscu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.05.17 18:40  •  Gabinet zabiegowy  Empty Re: Gabinet zabiegowy
Ucieszyłby się z tych "dodatkowych punktów zaufania", gdyby tylko miał świadomość ich istnienia. Nie dane mu było - póki co - zostać świadkiem tego, jak Zia traktuje osoby, którym nie ufa. Wobec tego nie posiadał stali porównawczej i nie mógł przekonać się, iż summa summarum wężowa pani nie jest tak całkiem oschła względem doktora. Wręcz przeciwnie, przejawia troskę, co już zupełnie nie mieściło się w głowie mężczyzny. Nie był w stanie dostrzec tego zmartwienia swoją osobą w gestach oraz słowach wymordowanej, acz niezaprzeczalnie cień altruizmu na Zię padł. Jedynie zbyt delikatny, by w jakikolwiek sposób załagodzić stres Desmonda.
Zamiast tego skulił się we własnym przerażeniu. Wszak nie chciał źle, Zia musiała go mylnie zrozumieć. Poprawił nerwowym ruchem kołnierzyk, rozglądając się po pomieszczeniu w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogłoby jakoś wyratować doktora z nieprzyjemnej sytuacji. Jak na złość gabinet nie wyglądał na nadmiernie pomocny. Poniszczone ściany w milczeniu przyglądały się rozmawiającym, nie zamierzając zajmować żadnego stanowiska.
Mawia się, że ściany mają uszy. Desmond jednak mógłby przysiąc, że te posiadają również oczy - skryte gdzieś w spękaniach tynku czy bąblach łuszczącej się farby, przyglądające się mężczyźnie bez krzty sympatii. Ze wszech miar brzmiało to jak wstęp do schizofrenii paranoidalnej.
Po dłuższej chwili oderwał wzrok od ściany, przestając analizować własne lęki.
- Moja droga - zaczął lekko drżącym głosem. - Podejrzewam, iż w pewien sposób jesteś... Przewrażliwiona. - Jaka jest najgorsza rzecz, którą można powiedzieć kobiecie? Że wyolbrzymia problem i robi z igły widły. Oby ostatnim błędem w życiu Desmonda nie było wypominanie wymordowanej przesadyzmu.
- Doprawdy, nie wiem, w jaki sposób ktokolwiek mógłby wykorzystać fakt, iż - powiedzmy - dwa lata temu miałaś anginę. - Chciał dodać coś jeszcze, lecz stopniowo nachylający się nad nim mutant oraz groźby odnośnie przetrącenia karku skutecznie odebrały mu wszelką chęć do dyskusji. Głos uwiązł mu w gardle na dłużej, a dotknięty w czoło oblał się zimnym potem.
- ...wszystko co musisz wiedzieć, zostanie tutaj, hmm?
- T-tak. - Pisnął ledwie. A tego to Zia może być więcej niż pewna. On nigdy niczego nie zapomina. Mógłby uchodzić za chodzącą kartotekę i encyklopedię medyczną, gdyby tylko nie bał się przy większości osób odezwać.
Poderwał się gwałtownie z krzesła, niemal je przy tym wywracając. Pozbawiony jednego kółka mebel zachrobotał o posadzkę, odjeżdżając kawałek w tył i zahaczając o szparę między płytkami. Opadł jednak dość szybko na wszystkie nóżki. Oszczędził tym samym Desmondowi stresu związanego z hałasem, jaki niewątpliwie wiekowe fotel by wywołał, gdyby jednak podjął decyzję o spotkaniu z podłogą.
Doktor potrzebował wstać, by stworzyć iluzję panowania nad sytuacją, nad którą kontrolę utracił już dawno. W Mieście żaden pacjent by nie śmiał zwracać się takim tonem do lekarza... Ale na Desperacji próżno szukać szacunku kogokolwiek do czegokolwiek.
- Więc... Zatem... Cóż sprowadza cię do mnie? - Spytał, kręcąc się chwilę po gabinecie. Było to o tyle zgubne, że zauważył wężowy ogon. Na szczęście nie mógł zrobić się bardziej blady niż już był.
Odwrócił gwałtownie wzrok i dla zajęcia rąk chwycił z szafki podstawowe narzędzia do badania - stetoskop, metalową szpatułkę (wciąż ciepłą po niedawnej sterylizacji) oraz cudem uchowany termometr.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach