Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Go down

Pisanie 25.07.17 1:32  •  Park Rozrywki - Page 3 Empty Re: Park Rozrywki
Hadrian wcale nie wyglądał jej na Dyktatora, więc po części zaczęła zastanawiać się, czy nie została podpuszczona i potraktowana zwykłą podmianką. Głos z tyłu głowy podpowiadał dziewczynie, że przysłali kogoś, kto będzie go zwyczajnie udawał. Nie mogli ryzykować kolejną zmianą, gdyby cokolwiek poszło nie po ich myśli. To znaczy zatem, że nie ufają Kościołowi? Nie ufają jej? Powinna mieć się na baczności? Zawsze ma się na baczności.
Niech Ao ma nas w swojej opiece.
Nie odpowiedziała w pierwszej chwili. Sprawiała wrażenie osoby bardzo cichej, ale nie skrytej. Prędzej tajemniczej, ważącej słowa powiedziane przez niego i mające być wypowiedziane przez nią. Uśmiechnęła się do niego lekko, chcąc sprawiać wrażenie odrobinę mniej niedostępnej. Nie był to może ciepły uśmiech, a bardziej gest uprzejmości, ale od czegoś trzeba zacząć, prawda?
"[...]wtedy daj mi znać, a ja mu sam stworze problem. I to poważny."
Mocne słowa.
Obserwowała go dalej, w ciszy wysłuchując krótkiego planu, który brzmiał jak sprawa już praktycznie załatwiona i niecierpiąca odmowy. Ułatwiało jej to sprawę, chociaż odwiedziny na posterunku mogłyby zakłócić pewien spokój, na którym się opierała w M3. Dopóki sprawy związane z władzą mogła załatwiać z dala od ciekawskich oczu Desperatów, tak w momencie podróży do posterunku, cała intymność tej chwili prawdopodobnie będzie zakłócona. Zasady tej współpracy są może jasno określone, kościół daje informacje, a władza odwdzięcza się surowcami i miejscami kultu na terenie miasta, ale czy afiszowanie się z tym wyjdzie Anais na dobre? Jest anielicą spółkującą z wrogami aniołów oraz desperatką spółkującą z wrogami desperatów.
- Nie mam nic do dodania, a w razie komplikacji zgłoszę się bezpośrednio. Proszę mi wybaczyć, ale czas mnie nagli... - Rozbrzmiała skrucha w jej głosie, skłoniła się mężczyźnie. Rozległ się głos wcale nie przesłodzony, zdecydowanie kobiecy, ale też bardzo czysty i stonowany. Uśmiechnęła się delikatnie i gdy tylko mężczyzna pozwolił jej odejść, ruszyła tam skąd przyszła, by zniknąć w półmroku.

z/t //sprawy kościoła naglą
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.08.17 2:09  •  Park Rozrywki - Page 3 Empty Re: Park Rozrywki
- No choooodź!
---
Tak naprawdę nie zostawiła Wexowi zbyt wielkiego wyboru. Taktyką na dziś było postawienie inżyniera przed faktem dokonanym: idziesz i już. Wprawdzie nie lubiła nikogo do niczego zmuszać, ale tym razem była to konieczność. Sama Coral została wplątana w sytuacją odrobinę bez wyjścia. Nie dawniej jak pół godziny wcześniej przybiegła do niej koleżanka z administracji - Yin, cudowna dziewczyna. Taka zawsze sympatyczna, pełna energii, wpadała podczas swoich przerw i za każdym razem miała do opowiedzenia coś interesującego. Tym razem zamiast zabawnych anegdotek, nowinek z biura czy najświeższych ploteczek miała dla panny Sandford prezent. Okazał się on o tyle kłopotliwy, że był to dwuosobowy karnet do jednego z lepszych parków rozrywki w całym M-3. Bilecik był już na ostatnim dniu swojej ważności, a Yin, jak to Yin, miała już plany. Wybierała się na bodajże wieczór panieński siostry, a więc nie było szans, by wykorzystać promocję. Pani inżyniera nawinęła jej się idealnie - wcisnęła rudej bilecik w rękę, wyrzuciła skrócone wyjaśnienie z prędkością karabinu maszynowego i tyle ją było widać. W ostatnich słowach napomknęła wszak, że jest już spóźniona. Tym sposobem panna Sandford została skołowana pośrodku korytarza, z kolorowym papierkiem w ręku i lekko uchylonymi ustami. Po kilku sekundach zamrugała, po czym wykonała szybki odwrót do swojej pracowni. Tam w spokoju zapoznała się z wydrukowanym na ulotce regulaminem promocji i doszła do wniosku, że jeżeli ma wykorzystać ów osobliwy prezent, to na pewno nie zamierza wybrać się sama.
Ale kogo mogła poprosić? Siedziała w pracy nieco dłużej niż jej najbliższe znajome i większość z nich dosłownie chwilę temu wyszła do domu. Zajrzała do kilku tych, które jeszcze zostały - żadna nie miała czasu. Ostatnią deską ratunku mogłoby się okazać męskie towarzystwo... co w sumie po krótkim przemyśleniu nie wydawało się takim złym pomysłem. Co prawda Coral nie miała żadnej pewności, że jej kolega po fachu w ogóle da się wyciągnąć na taką spontaniczną wycieczkę i nie zemdleje po drodze, ale postanowiła chociaż spróbować. W końcu może jeśli weźmie się go z zaskoczenia, nie zdąży zaprotestować i opór będzie łatwiejszy do przełamania?
- Idziesz ze mną do wesołego miasteczka - oznajmiła mu na wstępie, gdy tylko skutecznie zaczaiła się na kończącego zmianę Wexa. Od razu też zamknęła nadgarstek inżyniera w żelaznym uścisku własnej dłoni - może i sięgała mu do ramienia, ale nie była totalnym chuchrem - i pociągnęła za sobą.
---
Trudno powiedzieć, czy był to cud, magia, czy jakaś tajemnicza siła perswazji, że udało jej się zawlec Mayersa aż pod samą bramkę parku rozrywki. Tam po okazaniu przez Coral promocyjnej ulotki oboje zostali przez jednego z pracowników zaopatrzeni w specjalne opaski, uprawniające do korzystania ze wszystkich atrakcji parku aż do późnych godzin nocnych. W międzyczasie ruda zatroszczyła się o to, by przedłożyć przymusowemu towarzyszowi zabawy skróconą wersję powodu, dla którego w ogóle znalazł się po drugiej stronie M-3. Konkluzja była jedna: nie możesz nie iść, bo się zmarnuje, a marnotrawstwo jest be. Zaprzeczenie byłoby bezcelowe, spotkałoby się wyłącznie z pełnym dezaprobaty spojrzeniem dziewczyny i wymownym przemilczeniem nietrafionych argumentów. Było przecież tyle atrakcji, które po prostu musieli zaliczyć, skoro już dostali je całkiem darmo!
- Oooo patrz, wata cukrowa! - zawołała, od razu ruszając w stronę wielobarwnego wózka, zapobiegliwie ciągnąc Wexa za sobą. Oczy aż jej się zaświeciły na myśl o tonie węglowodanów, które zaraz będzie mogła w siebie wpakować, czerpiąc z tego rzecz jasna najwyższą przyjemność. Oferta prezentowała się bardzo przyzwoicie; smakołyk sprzedawano w trzech rozmiarach i kilku kolorach, które robiły szczególną furorę wśród dzieciaków... i wewnętrznych dzieciaków.
- Poproszę dużą, zieloną! Ej Will, a ty? jaką chcesz?
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.08.17 12:41  •  Park Rozrywki - Page 3 Empty Re: Park Rozrywki
Praca ostatnimi czasy wydawała mu się zbawieniem. Mógł się w niej schować w kącie i pogrzebać przy robotach, a i od pewnego czasu nie wpadał też jakoś na Coral. Być może po ostatnim spotkaniu wreszcie się do niego ostatecznie zraziła i nie będzie musiał już więcej przechodzić tej gehenny, która zżerała go kilka dni temu. Z taką właśnie nadzieję Wex udawał się już do wyjścia z całej placówki, kiedy usłyszał znajomy głos i zastygł w miejscu. Nagła awaria systemu motoryki nie była jednak spowodowana bólem kolana, który doskwierał mu od samego rana i potrzebą wspierania się na kuli. Nie, nie. Gdyby chodziło tylko o ból fizyczny, to Wex nie miałby z nim najmniejszego problemu, bo zwyczajnie się do niego przyzwyczaił. Bolało go za to co innego, ale nie potrafił określić miejsca, z którego rozchodziło się po jego ciele to nieprzyjemne uczucie. Był jednak w stanie, ku swojemu zmartwieniu, zlokalizować zewnętrzny bodziec wprawiający reakcję w ruch - Coral. Tak, to właśnie jej głos usłyszał i przed oczyma stanęły mu klatki filmowe z ich ostatniej rozmowy. Jeśli żołnierze wracający z frontu często cierpieli na PTSD, to William miał to samo, ale tylko wtedy, gdy w pobliżu był ten zielonooki wulkan energii, który jakimś cudem zawsze znajdował inżyniera wtedy, kiedy nie powinien. A dzisiaj nie powinien tego robić tym bardziej, bo Wex nie miał jak uciec. Normalnie wystrzeliłby jak z procy i zniknął gdzieś w tłumie za rogiem, ale teraz z kulą co najwyżej mógł pokuśtykać szybciej (nie myślcie, że nie próbował, bo dawał z siebie wszystko), co jednak nie przyniosło żadnych efektów. Blondyn był teraz niczym kulawa antylopa uciekająca przed głodną lwicą i niestety cała pogoń zakończyła się tak samo, jak ma to miejsce w dziczy - lwica dopadła ofiarę i zamiast ją wykończyć, zaczęła się z nią bawić. Zanim jednak to zrobiła, postanowiła wydać jeszcze z siebie ryk zwycięstwa, żeby nikt nie miał wątpliwości, jaki wyrok zaraz nastąpi. Rykiem miało być zaproszenie do wesołego miasteczka, a wyrokiem zaciągnięcie tam biednego Wexa.
- Co? Gdzie?! Nie! Nie ma mo-mowy! Chyba żartujesz! - zaczął się dzielnie bronić, ale cały opór ustał w momencie chwycenia za jego nadgarstek. Ciało, skóra, dotyk, obcy dotyk, kobieta. Nie trudno się było domyślić, że taka forma kontaktu wstydliwemu inżynierowi nie pasowała, a jeśli dorzucić do tego jeszcze fakt, że wszystko rozgrywało się nader szybko i niespodziewanie, reakcja obronna organizmu mężczyzny mogła być dość drastyczna. W takich sytuacjach u zwierząt następuje skok adrenaliny i zdolne są do rzeczy, których normalnie by nie zrobiły. Antylopa może porządnie skopać lwicę, a co może zrobić Wex? Skopanie odpadało, bo na bolącej nodze nie ustoi, ale za to... kula! Tak, kula! Inżynier przez moment spojrzał na swoje niedoszłe narzędzie zbrodni i przelotnie zważył je w ręce. Szybka myśl przebiegająca przez głowę była dość bezpośrednia "jebnij i spierdalaj", a na pierwszy rzut oka wydawała się nawet niezwykle skuteczna i kusząca. Niestety William nie był zwierzęciem, tylko człowiekiem, więc miał świadomość tego czym taka akcja może się zakończyć oraz tego, że nad wszystkim może zapanować. Kula wylądowała więc na ziemi i zamiast efektywnej oraz efektownej akcji odwetowej, inżynier zamknął się w sobie i postanowił w ogóle nie zwracać uwagi na to, co właśnie się dzieje. Oczy wbite w ziemie, ciało niezwykle sztywne, ale za to twarz czerwieńsza od najdorodniejszego buraka, jakiego tylko można wyhodować w M-3! Gdyby tylko doczepić mu kilka listków i schować od brody w dół pod stół, to być może wygrałby nawet pierwszą nagrodę na dorocznym buraczanym konkursie, ale niestety czekał go gorszy los - Park Rozrywki.
Dla Williama żadne argumenty nie miały znaczenia. Nie chciał tutaj przychodzić, nie zamierzał tutaj przychodzić, został tutaj przyciągnięty na siłę, a na dodatek jeszcze za rękę. Jakby było mało, że to wszystko wyglądało jakby byli we dwójkę na randce w wesołym miasteczku, to jeszcze musiała go właśnie trzymać za ten nieszczęsny nadgarstek. Ooo, właśnie. Przez głowę Wexa przeszła właśnie kolejna, wspaniała myśl. Może tak odgryźć sobie dłoń? Wtedy, o ile Coral nie wystraszy się już samego widoku, mężczyzna będzie mógł wyślizgnąć pozostałości ręki z uścisku. Krew posłuży jeszcze za dodatkowy lubrykant! Tylko czy warto jest poświęcać rękę dla niepewnej ucieczki? Co, jak Coral dopadnie do drugiego nadgarstka? Tego się już nie pozbędzie, bo musi grzebać przy robotach. Mayersowi pozostało tylko czekać na okazję do ucieczki i modlić się, że ta przyjdzie jak najszybciej. I kiedy sytuacja wydawała się patowa, na horyzoncie pojawiła się wata cukrowa (rym nie był zamierzony).
- Wata cukrowa... - mruknął nieśmiało pod nosem, ale dało się wyczuć, że pomimo tylu atrakcji dookoła, mężczyzna nie był zadowolony, że tu jest. Ba! Wyrwał nawet nadgarstek z uścisku, a przynajmniej spróbował. Nie zamierzał tak trwać w kontakcie z Coral przez cały czas.
- Najlepiej o smaku domowym, bo tam właśnie za-zamierzam się udać. - kontynuował, mając nadzieję, że być może tym razem dziewczyna da się przekonać. W końcu wszedł do parku, wykorzystał bilet, przeszedł się kawałek, więc to wszystko można uznać za niezmarnowanie okazji, nie? Pooddychał tutejszym powietrzem, nacieszył oczy, nadwyrężył bolące kolano, czyli wycieczka udana.
- Mogłaś tu zaciągnąć kogoś innego, Co-coral.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.08.17 23:23  •  Park Rozrywki - Page 3 Empty Re: Park Rozrywki
"Smooth as butter"
Anais prawdopodobnie nie zdawała sobie sprawy, za jak kluczowy czynnik Hadrian ją uważał. Właśnie dlatego chciał zadbać, by w razie konieczności kobieta mogła liczyć na szybką pomoc ze strony S.SPEC. Bo cholera wie, kiedy jakieś zdesperowane - pun intended - licho zacznie zagrażać kapłance, że ona sama nie będzie mogła sobie z nim poradzić. Tak długo jak panienka Chiaki będzie w nienaruszonym stanie, w takiej samej kondycji będą też informacje i plotki, którymi mogłaby uraczyć Hadriana. Prosta zależność.
Dyktator wzdrygnął powiekami na odpowiedź swojej rozmówczyni z powodu lekkiego zdziwienia. Sądził, że za chwile otrzyma solidną dawkę pytań i wątpliwości, na które będzie musiał odpowiedzieć, a tym samym rozmowa się nieco przeciągnie. Liczył nawet, że przez niektóre z zagwozdek kapłanki odgadnie warunki, jakie miała wcześniej ustalone z Cronusem. Być może Moebius nie wierzył do końca w swój dar przekonywania i jasnego przekazywania informacji? A może po prostu tak się nudził, że rozmowa z kobietą sprawiała mu wielką przyjemność i nie chciał jej tak szybko kończyć? Chwile potem pojawiło się drugie zmartwienie, gdy umysł bohatera zaczął interpretować słowa panienki Chiaki na rożne sposoby. Raczej każdy facet, po usłyszeniu dowolnej formy określenia "śpieszy mi się" od dziewczyny, zacząłby podejrzewać, że coś poszło nie tak i rozmówczyni chciała się czym prędzej ewakuować, bo nie przypadł jej do gustu rozmówca. Ale czy Hadrian powinien przejmować się takimi błahostkami?
- Z niecierpliwością będę oczekiwał Twojego pierwszego raportu - odrzekł na pożegnanie Anais, jednak nie udało mu się przy tej wypowiedzi przynajmniej lekko uśmiechnąć, acz miał taki zamiar z czystej przyzwoitości.
Gdy odprowadzał kobietę wzrokiem, w pewnym momencie przeczesał sobie włosy dłonią i westchnął. Jeszcze trochę i się przyzwyczai, że swoje dyktatorskie sprawy załatwia z tak niesamowitą skutecznością i łatwością. Już teraz nie odczuwał istnienia jakichś spisków czy nie nabierał jakichś niewytłumaczonych podejrzeń odnośnie prostoty z jaką odbyła się konsultacja z panienką Chiaki. Sporo jeszcze jednak brakowało, by Hadrian całkowicie zaczął wierzyć w swoją efektywność.
Gdy kapłanka zniknęła z oczu bohatera, ten podrapał się w tył głowy prawicą i rozejrzał się po okolicy. Nie śpieszno mu było wracać do bazy. Niestety nawet po chwili dodatkowego czekania, próżno było doszukać się czegoś, co wymagałoby uwagi Hadriana. Trochę zrezygnowany, ale trochę też zadowolony z siebie, schował ręce do kieszeni i wyruszył w stronę wyjścia z parku.

[z/t]
No Theme
Ubranie z profilu (tylko prochowiec ubrał jak człowiek)
Inny timeline-post. Dwójka wyżej niech się mną nie przejmuje.
                                         
Hadrian
Dyktator
Hadrian
Dyktator
 
 
 

GODNOŚĆ :
Hadrian Moebius


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.08.17 23:39  •  Park Rozrywki - Page 3 Empty Re: Park Rozrywki
- Nie, wcale nie żartuję! - zawołała, nie tracąc roześmianego wyrazu twarzy. Entuzjazm promieniował z niej jak szkodliwe fale po wybuchu reaktora, jednak radość rudej wywoływała zgoła odmienny efekt. Większość ludzi w jej towarzystwie podłapałaby dobry humor, jednak ta reguła nie dotyczyła, rzecz jasna, obecnie drepczącego za nią biedaka. Użycie siły nie leżało w jej naturze, zresztą do pociągnięcia Wexa w odpowiednim kierunku wcale nie musiała się przykładać. Była mentalnie przygotowana na kilka stanowczych szarpnięć i perswazję, a tu inżynier po raz kolejny ją zaskoczył; coś zbyt szybko odpuścił defensywę, za co winę można było zrzucić na zmęczenie, dokuczającą nogę albo specyficzny układ planet i kosmicznego pyłu. Nie miała po co dociekać przyczyn - ważne, że taktyka zadziałała wystarczająco długo. Raz rozpoczętej inicjatywy nie wypadało porzucać, musiała więc zadbać, by Wex nie zdezerterował zbyt szybko. Już i tak niebywałym osiągnięciem było to, że nie zwiał przez całą podróż na miejsce docelowe, a nawet w komplecie weszli na teren parku. To już był pewien sukces!
Kiedy dotarli przed kolorowy wózek, wypuściła wreszcie nadgarstek Williama; dopiero wtedy przyszła jej do głowy myśl, że nieszczęśnik musiał mieć ograniczony dostęp krwi do dłoni, nawet jeśli starała się nie ściskać jej zbyt mocno. Wbrew temu, co mógł sobie myśleć, wcale nie zależało jej na sprawianiu wrażenia, jakby byli na jakiejś tam randce. Coral z reguły na takowe nie chodziła, a znajomych panów traktowała zdecydowanie po koleżeńsku. Jak do tej pory znaczną większość propozycji spotkań z romantycznym tłem odrzucała lub przekombinowywała w grupowe wyjścia. Odkąd stała się wystarczająco duża, by zainteresować się tematem relacji damsko-męskich przekonała się, że ckliwe patrzenie sobie nawzajem w oczy to nie jej bajka. Ludzie mogli sobie myśleć o jej znajomościach co chcieli - nie przywiązywała do tego wagi. Nawet jeśli nazajutrz całe SPEC będzie podszeptywało sobie przekoloryzowane informacje o rzekomym romansie tych nołlajfów od mechaniki, na pannę Sandford nie miało to najmniejszego wpływu. Pomyślą, pogadają, a za dwa dni przyciągnie ich kolejna, niekoniecznie zgodna z prawdą nowinka.
Wywróciła oczami, kiedy wspomniał o powrocie do domu. Gadać sobie mógł, ale jeśli chciał gdziekolwiek uciec, najpierw musiałby zgubić Coral - a to nie było takie proste. Posłała sprzedawcy przepraszający uśmiech, choć postawa towarzysza wieczoru nie wywoływała u niej zażenowania. To była raczej sytuacja z tego gatunku, gdzie ktoś trochę się wygłupia, ale przecież wszyscy dookoła rozumieją i akceptują tę odrobinkę dziwactwa.
- Dużą niebieską - skorygowała zamówienie, po czym nie minęła minuta, gdy mogła odebrać swoje. Odebrała od uśmiechniętego pana ogromną kulę cukrowych włókienek na patyku, od razu z lubością zatapiając zęby w samym czubku. Poczekała, aż druga sztuka wyląduje w rękach Wexa, po czym ruszyła alejką wzdłuż parku. Trochę nie mieli wyjścia - przy wózku zaczynała gromadzić się kolejka, toteż osobom już obsłużonym wypadało zrobić miejsce na chodniku.
- To chodź, zobaczymy na co tu warto pójść. Tak właściwie to chciałabym zaliczyć wszystko, tylko nie wiem od czego zacząć. Może tak jak lecą wzdłuż alejki? Chyba byłby to jakiś sposób, żeby niczego nie przegapić, jak myślisz?
Oczekujący na gastronomiczną obsługę tłumek nieco się rozrzedził, dając spacerującym więcej miejsca na ścieżce. Zerknęła niepewnie na wyrastający zaledwie rzut kamieniem od nich diabelski młyn. Atrakcja kusiła, a jednocześnie powodowała w Coral narastające uczucie lęku. Chciała zobaczyć widok z góry, a jednocześnie wiedziała, że w tak odkrytym, staroświeckim wagoniku może w każdej chwili zacząć panikować.
Najwyżej ten punkt programu zostawi sobie na koniec.
- No właśnie nie mogłam wziąć nikogo innego! Większość ludzi, których mogłabym zabrać była zajęta. Poza tym tak myślę, że jak już się przyzwyczaisz, to w końcu zaczniesz się dobrze bawić. Daj sobie szansę, chłopie!
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.08.17 21:03  •  Park Rozrywki - Page 3 Empty Re: Park Rozrywki
Szkoda, że Wex nie potrafił wszystkiego obrócić w żart, bo gdyby tylko mógł, to teraz na pewno zrobiłby to z tą sytuacją. Wszyscy by się zaśmiali, humory trochę by się poprawiły, ale na sam koniec każdy poszedłby w swoją stronę, co byłoby rozwiązaniem idealnym. Teraz mężczyzna musi się jednak zmagać ze swoimi wewnętrznymi demonami i jedną demonicą, która ma ludzką postać. To mu już w zupełności wystarczyło, więc żadne dodatkowe plotki nie były mu potrzebne do szczęścia. William już to sobie wyobrażał. Jeśli ludzie dowiedzieliby się, że jednak Wex nie jest gburem i ma dziewczynę, to zapewne zaczęliby do niego przychodzić częściej i częściej też zaczynaliby rozmowę, co powodowałoby, że inżynier musiałby się narażać na więcej stresowych sytuacji. Taka sytuacja może i trwałaby tylko dwa dni, a może i dłużej, ale jedno było pewne - dla blondyna byłoby to istne piekło, którego nie chciał przeżywać. I to właśnie było w tej sytuacji najgorsze, bo Coral starała się pomóc na siłę komuś, kto wcale takiej pomocy nie oczekiwał, a przede wszystkim nie potrzebował. Dla niego to wszystko było zwyczajnym, uciążliwym pastwieniem się nad jego słabościami, więc wyjście do parku rozpatrywał nie w kategoriach frajdy, a horroru. Gdyby tu jeszcze był chociaż alkohol, ale jest tylko wata cukrowa, co nie sprawi, że inżynier będzie czuł się pewniej. A skoro mowa już o wacie cukrowej, to wolałby różową, ale przecież nie powie tego na głos. Niech będzie i ta niebieska, o którą Coral poprosiła. Najwyżej usta Wexa będą wyglądały jak po bliskim spotkaniu ze smerfem, co raczej nie świadczyłoby o nim dobrze, ale niech tam straci. Odebrał smakołyk i począł go powoli jeść, chociaż smak nie dorównywał temu, który pamiętał z dzieciństwa. Miał tak z większością rzeczy. Odkąd stracił węch, wszystko wydawało mu się jakieś mdłe w smaku, więc nie wybrzydzał specjalnie jeśli chodzi o jedzenie. Jeśli każdy posiłek smakuje podobnie, to nie ma się co wysilać.
- N-nie wiem. Twój wybór, Coral. Ja nie zamierzam je-jeździć na czymkolwiek. Pró-próbowałem Ci o tym powiedzieć, zanim mnie tu za-zaciągnęłaś, ale nie słuchałaś. - odpowiedział z lekkim wyrzutem, przypominając sobie o tym, jak często musiał machać kulą, żeby tylko dotrzymać kroku dziewczynie. Kolano go bolało, ledwo co chodził, więc nie było mowy, żeby jeszcze z kulą wchodził na jakąkolwiek atrakcję. Wystarczy, że jakikolwiek dotyk sprawia, że po jego nodze rozchodzi się łupiący ból. Nie będzie się jeszcze narażał na możliwe zderzenia z kręcącymi się dookoła wagonikami albo zwykłą barierką. A skoro o tym mowa, to blondyn kątem oka dostrzegł ławeczkę, która kusiła go teraz bardziej, niż wizja czegokolwiek innego. Wielkolud pokuśtykał w jej kierunku i rozsiadł się wygodnie, dając do zrozumienia, że nie zamierza się na razie nigdzie ruszać i Coral musi to jakoś przyjąć do wiadomości.
- Nie chcę się dobrze bawić, nie chcę jeździć na żadnej kolejce. Mogłaś się spytać, a poleciłbym Ci tuzin kolegów, którzy chętnie by się z Tobą gdzieś wybrali. Nie musiałaś mnie ciągnąc tu na siłę. - powiedział zaskakująco swobodnie, co było powodem odległości, która ich dzieliła. Czuł się swobodniej, więc i tak się wysławiał. A co do kolegów, to akurat prawda. Coral pewnie zdawała sobie z tego sprawę, ale zawsze znalazł się jakiś facet, któremu się podobała, więc to akurat nie byłoby problemem. Wystarczyłoby, żeby Wex zadzwonił to tu, to tam i już miałaby jakieś towarzystwo, które przy okazji nie byłoby tak marudne i niechętne jak William.  A skoro mowa o marudzeniu, to wata cukrowa była dobra, ale co za dużo to niezdrowo. Niedojedzony kawałek wylądował w koszu, a jego posmak trzeba było czymś zabić. Właśnie dlatego inżynier sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej paczkę papierosów wraz z zapalniczką. Jedna bibułka z tytoniem wylądowała pomiędzy jego wargami, a z ust zaczął się zaraz wydobywać dym, który działał na Wexa nawet kojąco.
- No, zmykaj na atrakcje. Jak tak bardzo chcesz, to może nawet zaczekam aż się wyjeździsz. - powiedział, tym razem lekko się rumieniąc i odwracając wzrok. Wcale nie chodziło o wspólne spędzenie czasu. William zwyczajnie pomyślał, że zanim Coral obskoczy wszystkie kolejki, to minie sporo czasu i będzie wracała do domu po zmroku, a on jest miłym facetem i w razie potrzeby może ją odprowadzić. Tyle. Niczego więcej nie chciał i nie miał w tym żadnego, ukrytego zamiaru.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.08.17 2:26  •  Park Rozrywki - Page 3 Empty Re: Park Rozrywki
Było jej o tyle łatwiej, że plotkami nie przejmowała się wcale. Fakt, dość często zdarzało jej się takowych słuchać, ale bycie ich ewentualną bohaterką nie stanowiło problemu. Główną cechą obiegających towarzystwo historyjek była ich znaczna nietrwałość. Jednego dnia było się na ustach wszystkich rozemocjonowanych pracowników jednostki, by następnego większość z nich ledwie pamiętała twoje imię. Nawet, gdyby ktokolwiek wziął ich za parę i rozniósł wieść po całym mieście, nie miałoby to wielkiego znaczenia. Raz, że mało kto by uwierzył w taką bujdę; większość ich otoczenia kojarzyła Wexa jako unikającego kobiet, a Coral jako raczej niedostępną pod względem matrymonialnym. Dwa, owa informacja wynikała z pojedynczego wydarzenia, więc tym bardziej trudno by było ją uwiarygodnić. Wystarczyłoby zaobserwować jeden dzień w pracowniach, by przekonać się, że to totalna bujda.
W tej chwili cała uwaga rudej była skoncentrowana na zielonej chmurce cukru, której ubywało powoli i metodycznie. Kęs za kęsem barwny puch malał wokół patyczka, zostawiając go w końcu puściutkiego jak czaszki Kardashianek. Co prawda kilka razy musiała odgarniać włosy do tyłu, by nie przylepiły się do przekąski, jednak ostatecznie obyło się bez katastrofy. Poobgryzała kijek jeszcze przez chwilę, nim wylądował w pierwszym napotkanym śmietniku.
- Ależ ja cię słuchałam bardzo uważnie, słonko. Po prostu twoja argumentacja mnie nie przekonuje. Ciągle kręcisz się tylko między pracą i domem, to nie jest zdrowe! Trochę świeżego powietrza na pewno dobrze ci zrobi. - Zwolniła nieco kroku, widząc jak jej towarzysz rozmowy nie nadąża. Pamiętała o jego utykaniu i nie chciała być niemiła. Po prostu była na tyle podekscytowana wycieczką, że nie do końca kontrolowała swoje tempo zarówno chodzenia, jak i mowy. To i tak był sukces, że nie popadła w całkowity słowotok. Choć jego nadejście jeszcze wcale nie było wykluczone.
Zajęła miejsce na ławce, konkretnie przy jej krawędzi. Nie uśmiechało jej się ślęczeć nad Williamem podczas rozmowy, nawet jeśli dopiero teraz mieli twarze na podobnym poziomie. Kiedy stali obok siebie, zadzieranie głowy po pewnym czasie stawało się dla panny Sandford bolesne w okolicach karku. Czterdzieści centymetrów różnicy to jednak było coś! Rodzice inżyniera musieli go za dzieciaka podsypywać w nocy hormonem wzrostu, to nie ulegało wątpliwości. Ewentualnie został kiedyś wyciągnięty na rozciągarce.
- Jakbym chciała tu przyjść z którymś z twoich kolegów, to bym przyszła. Wyciągnęłam ciebie, bo... bo chciałam, żebyś ty poszedł. Przecież też jesteś moim kolegą. - Machnęła rękami w powietrzu, przybierając minę z gatunku przecież to oczywista oczywistość. To byłby totalny obłęd, gdyby nie mogła zaprosić znajomego z pracy na przyjacielskie wyjście. I może właśnie to była jedna z największych zalet Mayersa: w żadnym wypadku nie zależało mu na poderwaniu rudej. Tak, to właśnie był plus! Przychodzi taki czas, że ma się dość tanich tekstów jak ze słabego Harlequina i nieudanych prób stworzenia romantycznej relacji. Czasem człowiek potrzebuje spędzić czas z kimś, kto nie będzie błyskał wystylizowanym uśmiechem i patrzył na dziewczynę jak głodny pies na wielki kawał szynki.
- Oj no weeeeeź, nie bądź taki! Musi być cokolwiek, co by ci się spodobało. Osobiście poszłabym na gokarty, chociaż nie wiem, czy powinno mi się dawać kierownicę. - Uśmiechnęła się szeroko, mimochodem poprawiając wypadającą z włosów spinkę. Nie zrobiła nigdy kursu na prawo jazdy, bo w Mieście-3 tak czy owak funkcjonowała świetna komunikacja publiczna. Dla przemieszczającej się po dość ograniczonej okolicy Coral samochód byłby tylko utrudnieniem. Ostatni raz, kiedy kierowała jakimkolwiek pojazdem był chyba w liceum - i był to mały samochodzik na pilota. Z rzeczywistą maszyną mogłoby być o wiele trudniej, ale... czy nie zabawnie byłoby się przekonać?
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.08.17 15:44  •  Park Rozrywki - Page 3 Empty Re: Park Rozrywki
Słonko? Słonko? O nie, nie, nie. Takich słów lepiej przy Wexie nie wymawiać, bo zaczyna panikować. No chyba, że mówi tak do niego facet, to wtedy daje w mordę, ale w tym przypadku inżynier nie miał wątpliwości, że z wyglądu Coral jest kobietą. Jak jest naprawdę, nigdy się nie przekona. W każdym razie blondyn po raz kolejny spalił buraka. Takie zwroty użyte w normalnej konwersacji z Williamem powinny być uznawane za ciosy poniżej pasa, których zadawać się nie powinno. Zawsze zbijały go z tropu i sprawiały, że na moment gubił myśli, co nigdy nie kończyło się dobrze. Ile on razy przegrał przez to dyskusję, to nie zliczy. Tym razem jednak tak nie będzie. Co to, to nie! Już się postara, żeby po wszystkim Coral zakwestionowała swoje słowa dwa razy, zanim je wypowie. W końcu, tak naprawdę nie miała racji. Nie znała go na tyle dobrze, żeby stwierdzić co i z kim robi w wolnym czasie. A nawet jeśli, to nie mogła tego sposobu spędzania czasu nijak podważać. Wex wychodził z założenia, że każdy może robić to, co chce, dopóki nie krzywdzi to innych. Dopóki ta granica nie jest przekroczona, prawo do interweniowania mają tylko osoby najbliższe, a jeśli już się ją przekroczy, to wkraczać do akcji może każdy. William znajdował się daleko przed tą granicą, a Coral na pewno do najbliższych mu osób się nie zaliczała. Wniosek był wobec tego prosty.
- N-nie wiesz, c-co robię poza pracą, więc czemu od razu zakładasz, że n-nic? - o to, to. Nawet zdołał się zebrać w sobie na tyle, żeby to powiedzieć. Prawda była taka, że Wex miał znajomych i często się z nimi spotykał, ale tego Coral wiedzieć nie musiała. Tak samo tego, że mężczyzna był typem, który, gdy nie jest zagrożony obecnością kobiet, jest trochę nadpobudliwy. W mieszkaniu często ćwiczył, lubił biegać po M-3, jeśli kolano mu nie doskwierało, a ostatnio nawet zastanawiał się czy nie zapisać się na jakiś boks albo może nie znaleźć sobie jakiegoś sparingpartnera z wojska. Odkąd wojsko zaczęło bliżej przyglądać się sprawom bójek barowych, Wex miał jakoś tak mniej okazji do ruchu. Jakiś rekrut z pewnością pozwoliłby mu odświeżyć swoje umiejętności, a przy okazji być może podbiłby mu nawet oko. Posiniaczeni mężczyźni podobno są przystojniejsi.
Oho, i znowu się zaczęło. Odległość, jaka między nimi powstała, kiedy William usiadł na ławce, a Coral stała, była dla inżyniera odległością optymalną. Nie musiał się wtedy niczego wstydzić, ani przed niczym wzbraniać. Po prostu wyobrażał sobie, że mówi do powietrza i w ten sposób nawet się nie jąkał. Tymczasem koleżanka postanowiła, że również zajmie miejsce na ławce i gdyby to jeszcze była inna ławka, to problem by nie powstał. Teraz jednak znajdowali się na jednym siedzisku, które niestety było długie na sto metrów. Za takie ławki, to Wex by nawet zabił!
- Problem w tym, że oni by tu chcieli z Tobą przyjść. Ja za we-we-wesołymi miasteczkami nie przepadam. - kurde, prawie się udało! Inżynier postanowił, że nie będzie utrzymywał kontaktu wzrokowego z Coral, a po prostu wgapi się w jakiś losowy punkt przed sobą i będzie udawał, że tak naprawdę jej tu nie ma. Efektem było wypowiedzenie prawie całego zdania bez zająknięcia. Wychodzi na to, że technika nie jest taka zła, ale będzie ją trzeba jeszcze jakoś udoskonalić. Wex będzie miał na to całą resztę życia, więc być może na sam koniec nawet napisze poradnik dla innych, trochę wstydliwych facetów - takich jak on. No i właśnie dlatego też nie probował rzucać jakichkolwiek tekstów w stronę Coral. Dla niego samo odezwanie się było już wyczynem, a co dopiero jakiekolwiek zabarwienie romantyczne czy podtekst erotyczny. Oczywiście wiedział, jak takie coś przemycić do rozmowy, ale żeby wiedzę tę zastosować w praktyce musiałby być nieźle pijany. Tylko wtedy nie byłoby pewności czy aby na pewno odbiorca zrozumie jego komunikat. Wex byłby dumny ze swojego genialnego tekstu, a dla innych byłoby to jedynie pijackie bredzenie.
- Kilka rurek, układ kierowniczy, napędowy i hamulcowy. Daj spokój, Co-coral. Nie jestem dzieckiem. Posiedzę chw-chwilkę i się chyba zbieram do ba-baru. Bilet wykorzystany, świeże powietrze zaczerpnięte. Jeśli chcesz, to idź na jakąś atrakcję. Ja po-poczekam. - tak łatwo przekabacić się nie da. Nie chciał tu iść od samego początku, więc czuł się uprawniony do marudzenia. Być może w Wexie zagubiło się gdzieś wewnętrzne dziecko, ale w parku rozrywki nie widział niczego innego, poza stratą pieniędzy, możliwymi nudnościami, hałasującymi dzieciakami i atrakcjami, które przeglądy przechodzą chyba tylko na papierze. Lubił aktywność, ale raczej była to aktywność cielesna, która wylewała z jego ciała siódme poty i krew. To było coś, na co Wex mógłby pójść nawet z bolącym kolanem!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.08.17 21:24  •  Park Rozrywki - Page 3 Empty Re: Park Rozrywki
No właśnie, słonko. Dla niektórych mogło się to wydawać nieco dziwne, ale podobne zdrobnienia wypływały z ust Coral całkowicie naturalnie. Wex nie powinien czuć się z tym wyjątkowo, w żadnym razie! Podobnymi kwiatuszkami, skarbeczkami i kochaneczkami byli obsypywani wszyscy ci, w których towarzystwie czuła się wystarczająco swobodnie. Raczej nie odzywałaby się w taki sposób do obcych ludzi albo swoich przełożonych, ale kto jej zabroni nazywać koleżankę kotkiem? W końcu nikomu to krzywdy nie robi, a okazało się nawet, że częsci ludzi podoba się taki sposób zwracania się. Było w tym w końcu coś uroczego i coś miłego, nawet jeśli z podobnym zjawiskiem nie spotyka się na co dzień. Czasem nawet gorzej, zdarza się, że ktoś używa zdrobnień w sposób ironiczny - nazywa kogoś myszeczką, a jednocześnie posyła z oczu promienie śmierci. To jednak nie dotyczyło Coral, o nie! Kiedy mówiła do kogoś, z kim łączyły ją pozytywne stosunki, czuło się tylko płynącą wraz ze słowami radość i uprzejmość. Z miłością do ludzi, tak została wychowana!
- No dobra, dobra. Wszystkiego nie wiem, ale tak czy siak nie zmieniam zdania. W niczym ci nie zaszkodzi, że tu przyszedłeś! Dzieci ci w domu nie płaczą, nic się nie wali ani nie pali, wieczór taki ładny. Tak tu kolorowo i radośnie. Nic, tylko się cieszyć!
Sama wpatrzyła się w najbliższą okolicę. Kilkoro młodszych dzieciaków w towarzystwie rodziców, nieco więcej młodzieży - w końcu robiło się już nieco za późno dla maluchów - i dorośli ludzie, wszyscy rozmawiający, śmiejący się i próbujący coraz to kolejnych atrakcji. Już samo oglądanie tego sielskiego obrazka było wystarczającą przyjemnością, może nawet większą, niż samodzielne korzystanie z dobrodziejstw parku. Po tym, jak przeszli do niego kawał drogi, lepiej było chociaż na chwilę usiąść i odpocząć. W końcu jedno przykuśtykało z pomocą kuli, drugie zużyło sporo siły na pilnowanie, by to pierwsze nigdzie się po drodze nie zapodziało.
- Ale to nie o to chodzi. Powiedz, ale tak szczerze, serio jest ci tak bardzo źle, że przyszedłeś? Przecież to nic okropnego. Wiem, ja tu jestem, więc wartość miejsca drastycznie spada - Teatralnie przewróciła oczami. - ale w gruncie rzeczy chyba nie jest najgorzej? Piękna pogoda i w ogóle świetnie pachnie. Trawą.
Chociaż rozmowa z marudzącym dużym dzieckiem nie była zbyt prosta, z twarzy panny Sandford ani na chwilę nie zniknął rozanielony uśmiech. Mógł ją drażnić upór Wexa, ale było tak wiele innych rzeczy, które warto było docenić! Przyjemna woń świeżo skoszonego trawnika, widok nieba, powoli przybierającego różowawy kolor przed zachodem słońca, śmiech dzieci, radosne okrzyki bawiących się ludzi. Przede wszystkim zaś chwila, w której nie nagliły żadne obowiązki, nigdzie nie było trzeba się spieszyć, nie trzeba było niczym się kłopotać. Nie docenić takiego wspaniałego momentu, to byłby grzech.
Podciągnęła nogi do siebie, siadając na ławce po turecku. Przyjrzała się przy okazji lewej nodze, tej mechanicznej i odruchowo przetarła ją dłonią. Biedaczka lubiła się kurzyć; nie była to jedna z tych wypaśnych protez z najwyższej jakości sztuczną skórą, które zazwyczaj dostawali wojskowi i najwyższe szychy. Jej noga ziała metalem, lecz choć nie przedstawiała wielkiej wartości artystycznej, przynajmniej była solidna. Coral od dłuższego czasu obiecywała sobie, że zainwestuje w coś lepszego - niestety, zawsze pojawiał się inny pomysł, inne zajęcie, inny projekt do zrealizowania. I tym sposobem kwestia własnej wygody była wciąż i wciąż spychana na dalszy plan.
- Ale wiesz, nigdy nie jeździłam niczym. Nie wiem, czy w ogóle umiałabym skręcać. - Zaśmiała się, zakrywając usta wierzchem zwiniętej dłoni. - Może się kiedyś odważę, nie wiem. Na tych autkach przynajmniej nie da się rozbić, nie to, co prawdziwym samochodem. - Wyobraziła sobie miny swoich rodziców, gdyby dowiedzieli się, że ich córka doprowadziła do wypadku drogowego. Zdecydowanie nie chciałaby przenieść tej umysłowej projekcji do świata rzeczywistego.
- E, głupio, żebyś tak siedział i czekał. Wybierz jedną, dowolną rzecz, na którą mógłbyś pójść. A potem zwijamy do domu. Nie ruszę się stąd, dopóki czegoś nie wskażesz - oznajmiła, zaplatając ramiona przed sobą. W pozie stanowczego Buddy zamierzała odczekać, aż jej towarzysz w końcu podejmie chociaż jedną męską decyzję. Mogła tak czekać nawet do zamknięcia i w sumie też by bardzo nie protestowała. Porozmawiać na ławce też było miło, więc tak czy owak odnosiła swego rodzaju sukces.

[zt, bo Wex zwiał]
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach