Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

Go down

Pisanie 13.11.15 23:26  •  Bar - Page 4 Empty Re: Bar
- ...Kiedyś trzeba kopnąć w kalendarz, co nie?
- Mów mi jeszcze. - Prychnął pod nosem z rozbawienia. Jako wymordowany wszak zaliczył już jeden spacer po tamtej stronie mocy więc mógł sobie pozwolić na dość hermetyczny w tej kwestii humor. Bo czemu nie? Lepiej jest w końcu śmiać się niz płakać.
- Oj tam, oj tam. Po co komu walka. - Wywrócił oczami, by zaraz potem siorbnąć zawartości szklanki. - W sumie nie po to codziennie pobijam swój nieżyciowy rekord na setkę by gdybać. - Dokładnie. Jego spokojny, pacyfistyczny żywot wypełniony rutyną taktycznych odwrotów wyjątkowo mu się podobał. W zupełności wystarczało mu to, że musi szczerzyć kły na każde żyjące stworzenie nadające się na obiad co wcale nie bywało łatwe i sprawiało, że Hayato w czasie samego polowania czuł się nieswojo. Przerażał go moment w którym stojąc nad ofiarą i zaciskając swe wilcze zęby na jej krtani czuł te zwierzęce podekscytowanie, gdy ta wiła się w agonii pod jego nogami. Najgorsze, że świadomość tego docierała do niego często dopiero po dłuższym czasie. Dlatego bał się walki. Bo co jeśli straci nad sobą kontrolę? Co jeśli zwierzęce instynkty zawładną jego wolą? Wiedział, że nie jest człowiekiem by rościć sobie prawo do kontroli do tak prymitywnych odruchów, lecz nie chciał stać się bestią.
- Nie jesteś pierwszym, który tak podsumował moją historię. Gdybym w sumie za każdym razem gdy to słyszę dostawał bochenek, nie - chociaż kromkę chleba to....o rety. - Rozmarzył się. Mógłby nie tylko codziennie zapychać się świeżym pieczywem i spać na nim. Własne chlebołóżko z chlebopoduszką i chlebokołderką. - Sporo suchego prowiantu i kilometr luksusowej srajtaśmy i och, ty zwierzaku. - Obudził się ze swej mary słysząc pytania przyjaciela. Machnął przy tym pretensjonalnie ręka, niczym arystokratyczna dama nietolerująca obscenicznych tematów. Uśmiechnął się potem pod nosem, by po chwili jednak sapnąć. Rozłożył się na stole, stukając w ścianki szklanki. - A tak szczerze to śmieszki śmieszkami, lecz miałem wówczas prawie mokro w gaciach. Jej papa w którego ciuchy się wyposażyłem robił dla mundurowych w laboratorium. Właściwie robi. Chyba. Nie mam pojęcia, liczy się, że o włos otarłem się o zwiedzanie sterylnie czystych podziemi. - Nie był pewien, czy właśni tak wyglądały. Tak podpowiadała mu wyobraźnia podsycana scenami z rozmaitych filmów.
- Klif. Prawie bym o nim zapomniał. Hah. - Na jego ustach na nowo zagościł wesoły uśmieszek. - Już ci opowiadałem o tym, jak to przez kilka lat błądziłem po Czerwonej Pustyni myśląc, że nic poza nią nie istnieje, ne? No, a nie opowiadałem ci chyba jak niefortunnie się z niej wydostałem. Widzisz, wszystko zaczęło się od tego, że pewnej nocy uciekałem przed krwiożerczymi bestiami. Z braku laku postanowiłem szukać ratunku na skalnej półce tej wielkiej skały co tam straszy wśród wydm. Plan był z założeenia genialny w swej prostocie bo działał. Ja sobie dziedziałem wysoko będąc bezpiecznym, a zwierzęta te dorwać mnie nie mogły. Problem się jednak zaczął gdy sobie poszły, a ja chciałem uczynić to samo. I ten...wiesz, że o dziwo dużo łatwiej wejść gdzieś niż potem zejść? - Uniósł zaczepnie jedną z brwi, a ogon zawił się z szczęścia, gdy właśni dopił pierwszy swój kufel. Prawdopodobnie poszło mu szybciej przez pragnienie, które męczyło go od ana.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.11.15 13:45  •  Bar - Page 4 Empty Re: Bar
Jego zachowanie było zdecydowanie mniej ekspresyjne, ograniczał się do kilku powtarzanych monotonnie czynności i bardzo ludzkich odruchów, jak chrząknięcie od czasu do czasu, czy skierowanie palców w swędzące miejsce.
Nie był świadom tego, jak wielka burza sprzeczności miała miejsce w umyśle Rebeki, jak mocno musiała skupiać się teraz, szczególnie że alkohol wcale jej nie pomagał. Gdyby tak zamienili się nagle odpornością na działanie alkoholu, miała by zdecydowanie łatwiej. Gorzej, że wtedy upity Kirin mógłby w ogóle przestać się powstrzymywać. Może dobrze, że stało się tak, a nie inaczej. Gdyby tylko ślady na psychice anielicy leczyły się tak szybko jak rany wśród innych przedstawicieli jej rasy... jak widać jednak, sposób rozumowania tych istot pozostawał niezmienny do ludzkiego. Kobieta musiała dobrze wiedzieć, że szybko nie zapomni całego wydarzenia, stąd jej upór i dążenie do rozwikłania zagadki. Jeżeli jednak chciała cokolwiek osiągnąć, czy w ogóle uzyskać od wymordowanego jakąś pomoc, powinna opowiedzieć mu wszystko z detalami, a do tego jak widać, zdolna nie była. Mówienie okrężną drogą mogło takiego dobermana najwyżej poirytować. Gdyby tylko kufel z alkohol nie zatykał mu w tej chwili buzi, zdolny były coś odpowiedzieć, niekoniecznie miłego.
Wyraźnie jednak słuchał, widoczne to było po jego oczach i mimice twarzy. Dół opróżniał naczynie z piwa, a góra mrużyła się dosyć wyraźnie w połączeniu procesów myślowych i zwykłego niezadowolenia. Poznanie takiego Kirina często kończyło się na zwykłej obserwacji go, bo dla wprawnego widza nie było trudne porównanie jego gestów, do sposobu zachowania chociażby psa.
- Mogłabyś mówić nieco konkretniej? - Zapytał z ponaglającą nutą w głosie, kiedy na chwilę oderwał usta od szklanej krawędzi. Ciszę przerywało jednie głośne przełykanie płynów połączone z widokiem wyraźnego ruchu przełyku w okolicach grdyki.
Odłożył kufel, zanim jeszcze ten został w całości opróżniony. Zsunął się lekko na ławce rozkładając nogi szerzej i zakładając ręce za głowę. W tej pozycji ciągłe zerkanie na siedzącą obok kobietę było niewygodne, dlatego pomimo prowadzonej konwersacji, nie patrzył w jej kierunku. Czuł się w tym momencie całkiem dobrze, nie widział powodów do obaw. W porównaniu do całego dzisiejszego dnia i wydarzeń zdawał się być najbardziej świadomy właśnie w tym momencie, od kilku minut, kiedy przestał powtarzać „nie pamiętam”. Tego jednak też nie był w stanie sobie przypomnieć. To już całkiem nowy poziom, kiedy osoba dzieli się nie na dwie, a na cztery, czy nawet pięć różnych osobowości. Normalny Kirin, ten w czasie szału wymordowanego, nie panujący nad swoimi działaniami, świadomy wszystkich win i jeszcze ten, którego mógł zgubić po drodze wiele lat temu, zanim pożegnał się z pierwotnym życiem. Na chwilę obecną, jego dobermanowy styl życia ukazywał się pełną parą.
- Wiesz co? - Odparł po chwili nachylając się nad blatem i odwracając głowę, by móc spojrzeć na albinoskę. W jego oczach nie było niepewności. - Wydaje mi się, że przesadzasz. Taki szał kończy się zazwyczaj krwawą miazgą dookoła, jeżeli zdaje Ci się, że lubię budzić się cały we krwi i wnętrznościach, to się mylisz. W łagodnym wypadku, gryzę i atakuje ludzi, rozwalam wszystko co jest dookoła. Gdybym tak miał powstrzymywać się na ślinieniu ludzi, nie miałbym nic przeciwko życiu w lepszych warunkach niż tutaj, na tej pieprzonej Desperacji. - złapał za kufel, wypił resztkę płynu i uderzył grubym denkiem o blat, dokładnie obok głowy narysowanej żyrafy. Miał jej teraz ochotę domalować trójkątne zęby, idealnie oddające jego własne gryzące zapędy. Znowu pożałował, że nie ma przy sobie noży. Odechciało mu się nawet pić, więc kiedy machnął ręką do kelnera, wskazał mu tym razem jeden kufel, a kiedy już ten dotarł na miejsce, podsunął go pod nos anielicy. Ona powinna się napić i rozluźnić, nie on. Na niego i tak już to nie działało. Sen, zachlanie się, skupienie na czymś innym, powoli te wszystkie metody oderwania się od rzeczywistości zostawały mu wyrywane kawałek po kawałku.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.11.15 14:45  •  Bar - Page 4 Empty Re: Bar
Im dalej w las, tym więcej drzew; zaś im dłużej trwała ta właśnie noc, tym więcej dziwaczności krążyło po głowie anielicy. Z pewnością jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy były silne i skrajne emocje, które zmieniały się szybciej niż głodny Desperat rzuca się na kawał świeżej kiełbasy. Innym zaś na pewno powodem był cały ten alkohol, który dziewczyna wciąż w siebie wlewała z uporem, chcąc zapewne jakoś sobie dopomóc w zagłuszeniu wewnętrznych krzyków. Do tej pory nigdy nie zdarzyło jej się zostać doprowadzoną do takiej formy i nie miała pojęcia, jak powinna sobie z ty radzić. Na dodatek nie miała zbyt mocnej głowy i zawarty w napoju etanol mógł swobodnie się rozgościć w jej umyśle, jakby przepinał kabelki i mieszał w systemie, nic się nie zgadzało. Teraz nawet gdy się skupiła, wizja była nie do końca wyraźna i momentami chwiejna, chociaż i tak na to nie narzekała. Przecież zawsze mogło być gorzej, czyż nie?
- Jejku, dla ciebie to jest takie proste - stwierdziła odrobinę załamanym tonem. Nie mogła wymagać, żeby Kirin rozumiał nie wiedząc o czym ona mówi, ale też z drugiej strony gdyby wykazał się odrobiną wyczucia i w swoim zwierzęcym mózgu wykoncypował, że jego rozmówczyni jest czymś skrępowana i ma problem z mówieniem, to byłoby naprawdę miło. Niestety, ze strony dobermana raczej nie było co liczyć na jakąś szczególną empatię, a już szczególnie w sprawie typowej raczej dla przedstawicielek płci żeńskiej.
Kolejną dłuższą wypowiedź tylko podsumowała ciężkim westchnięciem. Naprawdę próbowała się zebrać w sobie i wszystko wyjaśnić, ale obecnie nie mogła się zdobyć na to, żeby jakoś składnie zacząć. Taka sytuacja była chyba po prostu ponad jej możliwościami psychicznymi, to nie na jej nerwy.
Musiała jakoś dodać sobie odwagi. Ostatni kufel piwa wychyliła niemal duszkiem i zamaszyście odstawiła naczynie na stolik. - Starczy, bo się porzygam - wymamrotała cicho do samej siebie, wyraźnie tym samym stawiając własnej osobie tę granicę. Musiała się wreszcie przełamać i raz na zawsze rozprawić się ze sprawą, póki jest przytomna. Więcej procentowego napoju już nie mogło jej pomóc, a tylko zaszkodzić i nawet jeżeli nie wiedziała tego w sposób logiczny, to wyczuwała intuicyjnie. To był ten moment, kiedy już nie było odwrotu. Jej podopieczny czekał na odpowiedź i jeżeli chciała doprowadzić do jakiegokolwiek sensownego rozwiązania, to musiała mu jej udzielić.
- Wiesz, to nie jest takie proste jak myślisz, bo nigdy nie byłeś i nie będziesz dziewczyną, więc siłą rzeczy nie zrozumiesz jak się mogę czuć, nawet jeżeli ci wytłumaczę, no bo to jest taka strasznie dziwna i niezręczna sytuacja i naprawdę dziwnie mi o tym mówić, bo jesteś ostatnią osobą, z jaką bym się takiej rozmowy spodziewała, no cholera, jeszcze pół godziny temu bym głowę oddała za to, że nic mi się stać nie może, a tu taka niespodzianka, bo rozumiesz, sprawa jest poważniejsza niż ci się wydaje, ja wiem przecież jak wygląda taki szał i nie musisz mi tłumaczyć tego wszystkiego o mordowaniu, wyrywaniu serduszek, wsysaniu jelit jaka makaroniki i robieniu demolki bo przecież wszystko to widziałam, ale wyobraź sobie, że nagle pojawia się coś nowego czego nie rozumiem, no bo zrozum, że jak ktoś kogo całe życie miałam za impotenta nagle ładuje mi łapy pod bluzkę i rzuca dwuznacznymi hasłami zaraz po naślinieniu mi na szyję, no to powiedz mi jak ja się mam czuć, jak sam mnie ostrzegałeś przed gwałcicielami i o mało sam nie zrobiłeś tego samego, dodatkowo nad sobą wcale nie panując, cholera, żebyś przynajmniej wiedział co robisz, to może nawet bym nie protestowa-aaaaa...
Ej moment, moment. Co ja pieprzę?
-...aaaaaaaaaale to w sumie nieważne i w związku z tym, ja sobie nie życzę, żebyś się do mnie niedwuznacznie pchał z łapami i naruszał przestrzeń osobistą, masz chcicę to tutaj jest burdel, a nie kurde się do mnie przystawiasz, bo ja się nawet porządnie obronić nie mogę, jasna cholera, przez chwilę to w ogóle myślałam że zaraz wyląduję zgwałcona i wybebeszona w jakimś rowie, przestraszyłeś mnie nie na żarty, ty wredna pało!
Przez chwilę nie mogła złapać oddechu. Mówiła chaotycznie, niemalże bez przerw na robienie wdechów i obecnie wyczerpała się swoim monologiem. Zaraz po skończeniu wypowiedzi jakiś czas wpatrywała się w twarz wymordowanego trochę nieobecnym wzrokiem, ale chwilę potem obróciła się na powrót przodem do stolika i zakryła twarz dłońmi, wybałuszonymi oczyma spoglądając pusto przed siebie przez rozcapierzone palce.
Ja to wszystko naprawdę powiedziałam?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.11.15 21:13  •  Bar - Page 4 Empty Re: Bar
Możliwe, że nadmiar emocji tego jednego dnia wpływał na niego właśnie w taki sposób, że nie mógł wydusić z siebie krzty ochoty, na tematy poważne. Próbował je olać lub skrócić jak tylko mógł, ale pijana Rebeka najwyraźniej miała chęci dzielić się z nim swoimi odczuciami, wyrzucać na wierzch gnębiące ją myśli. Ten, którego główną myślą w tym momencie było to, jak zdobyć porządny nóż do rysowania po desce, został zmuszony do skupienia się na słowach anielicy. Jej wypowiedzi, nie tylko że posiadały bardzo mało składu i ładu, to jeszcze było obszerniejsze niż zwykle. Kiedy więc przeszła do swojego długiego monologu, w pierwszym momencie obiecał sobie w duchu, że wysłucha i po raz kolejny oleje sprawę. Potem jednak, wraz ze zmarszczeniem brwi nadeszła myśl, że ona wcale nie chce gadać dla samej gadki, ale chyba konkretnie coś leży jej na żołądku i bynajmniej nie jest to alkohol.
Bardzo dziwnie było mu z myślą, że jest w tym momencie z tej dwójki bardziej ogarnięty. Czy to wana organizmu czy lata praktykowania alkoholizmu, ale teraz nawet po sporej dawce zwyczajnie nie odczuwał skutków trującego związku zawartego w piwie. Nawet jeżeli to co spożywali, pewnie nawet nie leżało koło jakiegoś dobrego trunku, najwyraźniej albinosce rozwiązało to język
Dokładnie w momencie zakończenia długiego zdania, na twarzy Kirina pojawiła się konsternacja. Próbował kilkakrotnie jej przerwać, ale nie miał siły przebicia. Poczekał więc grzecznie, po raz pierwszy zwyczajnie czując dominacje kobiety nad sobą. Mogło to być dziwne, ale w sprawach rozmów bardzo łatwo można było go stłamsić Wystarczy odrobina pewności siebie, dużo słów i wymordowany padał na łopatki, rozkładał ręce i ściągał mistrzowski pas. Zanim doczekał się zakończenia, połowy początku zapomniał. Nie był mistrzem interpunkcji, ale nawet dla niego to było zwyczajnie za wiele.
- Hola, hola. Chcesz mi wmówić, że te rączki... - podniósł swoje dłonie przed twarz i pokręcił nimi w nadgarstkach prezentując w całej okazałości. -... i twoje ciało, że ten tego i tamtego?
Czuł odrobinę paniki, chociaż nie dał jej się uwolnić poza zwykłe myśli. Kirin strachu nie okazywał, nawet w skrajnych sytuacjach musiał pozostać kozakiem. Nie mogło być jednak tak źle, skoro po prostu konwersowali przy piwku. Docierało do niego powoli, do czego pije kobieta i jakie ma to znaczenie, szczególnie dla jej osoby.
Doberman nie czekał na odpowiedź, właściwie to nawet nie był do tego zdolny. W jego żołądku rozpętała się prawdziwa rewolucja połączona z mdłościami i byciem bladym jak ściana. Zerwał się ze swojego miejsca i czym prędzej wyrwał się zza stolika trącając go nogą z głośnym hukiem. Zabolało, ale on nie myślał już o takich detalach, przebiegł przez pół sali zakrywając usta, a kiedy tylko szarpnięciem odsunął jakiegoś mężczyznę spod drzwi prowizorycznej toalety, pozwolił zawartości żołądka ujrzeć światło dzienne zanim jeszcze została do końca przetrawiona.
Od razu zrobiło mu się lepiej, chociaż to oznaczało jedynie, że po raz kolejny zwymiotował, zanim przyswoił niezbędne do życia składniki. Jego układ pokarmowy nie przyzwyczaił się jeszcze do spożywania ludzkiego mięsa, a sam wymordowany, gdy tylko w pełni świadomości widział, że jednak jego kanibalizm nie jest jedynie wymysłem, czuł się podwójnie źle. Dotychczas maltretował ludzkie ciała, ale tylko w przypływał szału faktycznie je zjadł. Tyle szczęścia, że sytuacja dała mu trochę czasu do namysłu.
Oparł dłoń na bocznej ściance oddzielającej ziejącą w ziemi dziurę, od drugiej zaraz obok i oddychał głęboko i starając się uspokoić skurcze żołądka. Momentalnie zbladł, nawet przy swojej ciemnej karnacji był teraz jak papierowa kartka, która do tego poci się jak ścigany borsuk.
Możliwe, że wszystko co tego dnia robił bardzo mocno wpijało się w jego psychikę i ukryta świadomość. Skoro wtedy niemal z automatu uratował Rebekę przed ghulami, teraz ta ukryta osobowość kazała sobie coś za to zabrać, w ramach nagrody, jakąś zdobycz. A pierwotne instynkty były niezmienne, miał wybór albo ją zjeść, albo zgwałcić. Jak widać, walcząca świadomość prawdziwego Kirina uznała, że zjeść, a więc zabić, nie może i wybrała 'lepszą' opcję. Sprzeczna myśl, dla jednej i drugiej osobowości wymordowanego przyczyniła się do powstania trzeciej, której nie był już w stanie ogarnąć.
Schylił się znowu nad dziurą w deskach, ale tym razem nie miał już czego zwracać. Był wypruty z zawartości żołądka, tak samo jak z wszelkiej pewności siebie i własnych działań. Gdyby było tu odrobinę przyjemniej, najchętniej w ogóle by nie wychodził. Ponaglał go jednak klient, którego wcześniej tak brutalnie zepchnął ze swojej trasy.
Wziął głęboki oddech i zmusił ciało do zachowania pionu, by z dumą opuścić kabinę i udać się na salę. Nie miał pojęcia co zrobi, co powie, nie wiedział nic. Szedł trochę jak sparaliżowany, poruszając nogami jakby były zrobione z bali i miną godną dziecka, które wie, że zrobiło źle, a tato nie krzyczy, tylko mówi spokojnie, ale twardo. Już lepiej by było, gdyby zbił.
Zbliżył się do stolika, ale nie zajął swojego miejsca. O dziwo ból brzucha ustąpił, pozostało jedynie huczenie w głowie i nieprzyjemne uczucie pieczenia w przełyku. Nie miał nawet czym przemyć gardła po walce z wymiotami. Bez zastanowienia skierował się przed Rebekę i skłonił przed nią głowę tak nisko, jak to było w stylu Japończyków. Nauczył się tego z czasem, składania głowy, kiedy szczerze czegoś żałował. Nie korzystał z tego często, bo było niewiele osób, do których miał jakikolwiek szacunek.
- Jestem wredną pałą i przepraszam za swoje zachowanie, od teraz cokolwiek będę robił i mówił będzie tylko jednoznaczne i wcale nie mam zamiaru Cię zgwałcić. - Mówił jeszcze szybciej, niż anielica w trakcie swej wypowiedzi. Jego ogarniał jeszcze większy wstyd, prawie palił się z emocji, chociaż bladość skóry świetnie kryła rumiane policzki i krańce uszu.
To wcale mu nie pomogło. Nie był w stanie rozwiązać zagadki własnego zachowania, czuł się z tym źle, ale od początku nie chciał tego roztrząsać. To co robi, to tylko i wyłącznie jego sprawa, nie anielicy. Zamknął się na nowo na bodźcie z zewnątrz woląc pozostać z tym problemem na osobności. A nic tak nie zamyka kobietom ust jak nagły pocałunek, bądź przyznanie im racji.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.11.15 21:54  •  Bar - Page 4 Empty Re: Bar
Jej się naprawdę nie podobała ta cała gadanina. Niestety, chcąc pozbyć się wątpliwości i raz na zawsze rozprawić z niezręczną sytuacją, zmusiła się do szczerości. Nie przewidziała, że oprócz wizualnych efektów ubocznych upojenie przyniesie ze sobą również inne skutki. Gdy już raz otworzyła usta, nie była w stanie ich zamknąć, dopóki nie wyrzuciła z siebie tych najbardziej leżących jej na sercu rzeczy. Przykra sprawa, ale było tego całkiem sporo i przez większą część czasu zwyczajnie nie mogła się wysłowić. Ten dość niezrozumiały bełkot był jednak wszystkim, na co mogła się w tej chwili zdobyć i gdzieś w głębi duszy liczyła na to, że nie będzie musiała już nic więcej tłumaczyć. Ostatnie, na co miała w tej chwili ochotę, to ponowne rozgrzebywanie wciąż przecież świeżej rany i intensywne sypanie na nią gruboziarnistej soli, czym z pewnością byłaby kolejna konieczność mówienia na niewygodny temat.
Przykra rzecz, ale rzeczywiście słabo w tej chwili nad sobą panowała. Zbyt duże rozemocjonowanie sprawiło, że powoli zaczynało jej już być wszystko jedno, co będzie dalej - a stąd niebezpiecznie bliska droga do wcielenia takiej postawy w życie. Głupio wyszło, jednak niestety - z owej dwójki tym razem to anielica była w gorszym psychicznym i fizycznym stanie, a teraz potrzebowała po prostu odrobiny zrozumienia, albo żeby chociaż zostać wysłuchaną. Przecież to nie takie trudne do spełnienia, prawda?
Po swoim elaboracie nadal oddychała niespokojnie, z lekkim świstem wpuszczając i wypuszczając powietrze. Nawet nie była świadoma, że wszystko wyrzuciła z siebie właściwie w jednym zdaniu i już sama powoli zaczynała zapominać, co powiedziała, a czego nie. W końcu wszystkie myśli po prostu uzewnętrzniała, równie chaotycznie i prędko co one same krążyły po jej umyśle, siejąc tam niemały zamęt. Emocje wraz z alkoholem urządziły sobie osobną imprezkę w mózgu albinoski i najwyraźniej bawiły się w najlepsze, czyniąc tam całkowita demolkę z degrengoladą.
- Mhm - przytaknęła wymownie, wpatrując się nieustępliwie w dobermana, który najwyraźniej dopiero zaczynał sobie naprawdę zdawać sprawę z tego, co zaszło.
Błagam zrozum.
Były na to szanse. Przecież nie musiał być aż tak głupi, żeby po całkowitym wyczerpaniu jeszcze potrzebować dodatkowego naprowadzania. Reb naprawdę wysłowiła się najdokładniej jak tylko była w stanie, bo więcej szczegółów doprawdy nie przeszłoby jej przez gardło. To po prostu nie na jej nerwy to wszystko, żeby przeżyć tak wiele i jeszcze dźwigać tego ciężar samotnie. Nie była na tyle silna mentalnie i choć głupio jej by było się do tego przyznać, to musiała się pogodzić ze swoją słabością.
Spojrzała zdezorientowana na wymordowanego, który ni z tego, ni z owego nagle wyparował z pomieszczenia. Nie opowiedział się, dokąd wychodzi i do końca nie mogła być pewna, choć po kilku wymownych gestach domyśliła się, ze może chodzić o mdłości. No cóż, teraz przynajmniej dziewczynie trafiła się chwila samotności na dojście do siebie. Częścią serca martwiła się o stan zdrowia podopiecznego i czy nic złego mu się nie stanie, ale gdzieś w domniemaniu zakładała, że z taką sytuacją sobie raczej poradzi. Reszta zaś anielskiej osoby wciąż była zaabsorbowana rozmową sprzed chwili i potrzebowała jakiegoś pocieszenia. Mocno go potrzebowała.
Wciągnęła nogi na ławkę, kompletnie się nie przejmując kulturą. Podobnie jak wcześniej na ganku starego domu, teraz również na siedząco zwinęła się w kłębek, opierając czoło o kolana i chowając twarz. Teraz widziała tylko ciemność, pozwoliła jej na chwilę się ogarnąć i przymknęła oczy, oddychając ciężko.
Dlaczego moje życie jest takie powalone?
Na próżno pytać; żadna nieznajoma siła z pewnością nie odpowie.
Co teraz?
Kolejne głupie pytanie. Przecież nikt nie zna przyszłości, skąd więc mogłaby uzyskać odpowiedź? Przekona się sama, jeżeli będzie miała wystarczająco wiele odwagi, by stawić czoła wyzwaniom życia. Nikt nie mówił, że będzie łatwo, a jednocześnie wiedziała od zawsze i na zawsze, że będzie warto.
Uniosła jasną głowę z powrotem i oparła podbródek na kolanach. Czekała, aż Kirin wróci z tej nieszczęsnej toalety i zastanawiała się, co on tez może teraz przeżywać. Nie wątpiła, że był zaskoczony, do tego raczej negatywnie. Mało brakło by się roześmiała na tę myśl; ciekawe, że są jeszcze tacy na tym świecie, którym nie podoba się dostawianie do przypadkowych dziewczyn. Właściwie to nawet coś pozytywnego, jak by na to nie spojrzeć.
Dojrzała znajomą postać przechodzącą przez pomieszczenie i na dobrą sprawę od razu założyła, że ten od razu zajmie swoje poprzednie miejsce. Proszę sobie więc wyobrazić zdziwienie anielicy, kiedy jej podopieczny dokonał czynu tak niemożliwie spontanicznego i... kulturalnego? Na wszystkie świętości! Jak chce, to widocznie potrafi.
- Och - wyrwało jej się niespodziewanie, gdy już wysłuchała równie szybkiej co jej własna sprzed chwili mowy. Czyżby właśnie usłyszała przeprosiny? Całkiem urocze. Nie zamierzała więc torturować dobermana bezsensownymi wyrzutami. Wiedziała, że nie panował nad sobą, a słysząc tak nieoczekiwane ukorzenie po prostu nie miała serca choćby odrobinę się zezłościć.
Zrzuciła nogi z ławeczki i sięgnęła ręką w przód, pewnie chwytając mężczyznę za przedramię. Nie dała mu wyboru; pociągnęła go z powrotem na ławce i usadziła na poprzednim miejscu, czy mu się to podobało, czy też nie. Sama do końca nie rozumiała, co robi i dlaczego. Wcześniejsze picie wystarczająco przyćmiło umysł dziewczyny, by teraz nie do końca panowała nad tym, co czyni. I trudno. Skoro więc doberman na powrót znalazł się obok, nie wypuściła jego ręki, a przycisnęła do swojego tułowia i objęła jak specyficzną przytulankę. Tak, chyba tego jej chwilowo brakowało, ale teraz własne nogi zamieniła na inną żywą materię. Wgapiła się w przeciwległą ścianę i kilkakrotnie zaszurała cicho podeszwami butów o podłogę.
- I już. Po wszystkim. Po kłopocie. Nic się nie stało i nic się nie stanie. I będzie dobrze. No nie? Będzie dobrze.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.11.15 22:24  •  Bar - Page 4 Empty Re: Bar
dało się, prawda? Znowu zrobił coś, tylko dlatego, że tak było dla niego lepiej. Szczera chęć poprawy nie miała z tym nic wspólnego, ale przynajmniej trzeba przyznać, że z Kirina aktor był dosyć dobry. Może gdyby jego rozmówczyni nie była tak pijana, łatwiej rozpoznała by to szybkie zbycie sprawy w jednym czy dwóch zdaniach. Kupiła to jednak, a wymordowany był niezmiernie zadowolony, że tak się stało. Jego obecny stan, głównie fizyczny, nie pozwalały na nic więcej, nawet z wyprostowaniem się miał niemały problem. Chociaż dopiero co pozbył się resztek posiłku, już czuł to niemiłosierne łaskotanie od wnętrza mówiące mu, że jeżeli czegoś nie zje, to powinien się szykować na szybkie zrzucanie masy.
Myślenie o tym teraz stało się dla niego nieco abstrakcyjne. Normalnie właśnie coś takiego zaprzątało mu głowę niemal od rana do nocy, czasami przeplatane z chęcią spuszczenia komuś łomotu, ale tego dnia osiągnął chyba granice wszelkiej maści problemów i dziwactw. O odstępstwach od normalności nie można nawet wspominać, bo przecież sam Kirin nie był istotą normalną. Skoro jednak zdarzyło się już wszystko, co miało się zdarzyć, a on nie czuł się ani odrobinę lepiej co o świcie, kiedy to zerwał się z prowizorycznego posłania, uznał więc, że czas chyba dać sobie spokój i poszukać ukojenia w ciemności.
- Dobra, już dobra, starczy... - wymamrotał pod nosem do siebie samego, kiedy to jego ramie zostało pociągnięte przez kobietę i wciśnięte w jej klatkę piersiową wbrew jego woli. I co teraz, znowu powie mu, że została przez niego zmacana? W końcu jego skóra dotykała teraz jej piersi, a gdyby tylko chciał, bez problemu mógłby połaskotać ją po brzuchu. Chyba go przeceniała, co prawda nie czuł pociągu seksualnego, ale przecież każdy człowiek, a nawet wymordowany ma czasem ochotę zrobić coś odmiennego. Powstrzymał się jednak. Miał zdecydowanie za dużo atrakcji tego dnia, by ryzykować jeszcze raz. Dodatkowo, nie miał siły nawet się wyrywać. Trzymał te resztki energii, które pozostały w jego ciele po walce z wymiotami, szałami, ghulami i innymi sytuacjami z dnia dzisiejszego po to, żeby mimo wszystko wrócić bezpiecznie do kryjówki.
Nie był materiałem na maskotkę, dziwiło go więc, że anielica tak mocno go trzyma i jeszcze mówi coś dziwnego. Chyba doprowadził ją do takiego stanu zmuszając do picia alkoholu. Spoglądał na nią z góry, bo nie dał się usadzić, a jedynie podszedł, żeby faktycznie miała jak ową kończynę chwycić. Złote ślepia były dziwne blade, a jego mina wyrażała duże wyczerpanie. Męczyło go nawet samo patrzenie na to, jak zachowuje się kobieta. Za każdym razem czuł się źle, kiedy musiał patrzeć na kogoś pijanego, samemu w końcu na to nie reagował i tak właśnie został zmuszony do słuchania tych wszystkich wywodów i życiowych problemów. Czuł niemalże pogardę, chociaż jego 'talent' nie był przecież wyuczony.
Wydaje mi się, że to już koniec.
No proszę, wychodzi na to, że teraz on będzie musiał zabrać ją do kryjówki. Miało być na odwrót, a wyszło tak jak zwykle. Dobrze, że chłop z niego jak dąb i nawet tak niewyspany i głodny jest w stanie podnieść leciutka anielicę i przebyć z nią jeszcze ten kawałek.
- Wstawaj Reb. Tutaj pokoje wynajmują tylko dla dziwek z klientami. - Spokojny głos w jego wykonaniu brzmiał naprawdę uroczo i niecodziennie. Kobieta zapewne i tak nie będzie tego pamiętać, wnioskując po jej obecnym zachowaniu była na tyle wstawiona, że pewnie obudzi się jutro z pewnością wykonania teleportacji, a następnie alkohol jeszcze raz przejdzie przez jej gardło, tym razem w przeciwnym kierunku – Chyba już Ci starczy.
Kto by pomyślał, że to właśnie doberman okaże się głosem rozsądku w tej skrajnej sytuacji? A ta miała się zapewne ku końcowi, o ile nie chcą tutaj zasypiać i budzić się jutro bez skrawka ubrania na sobie, ogołoceni ze wszystkiego cennego, co mogą przy sobie posiadać. Desperacja jest bezlitosna.
Skoro białowłosa nie puszczała jego ręki, wykorzystał to, by podnieść ją razem z kończyną, a następnie zmusić do zachowania pionu i próby marszu. Lepiej by było, gdyby jednak wyszli z baru dosyć szybko, zanim obsługa zorientuje się, że nie mają przy sobie pieniędzy.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.11.15 8:05  •  Bar - Page 4 Empty Re: Bar
Wszystko wyglądało w sposób wystarczająco przekonujący, by anielica na to poszła. Zresztą, nawet bez tej małej scenki była zdolna wszystko swojemu podopiecznemu wybaczyć. Miała już trochę czasu na pozbieranie się, przemyślenie sprawy i choć ze zdolnościami do myślenia teraz było u niej odrobinę słabo, to nadal udawało jej się rozumować po części logicznie. Zresztą, własne odczucia to osobisty problem dziewczyny i zapewne mało kogo mogły one obchodzić; założyłaby się nawet, że była jedyną osobą, na którą miały one jakiś wpływ.
To był jednak szczęśliwy przypadek, że do pijanej anielskiej główki przyszło, żeby się na czymś uwiesić. Dopiero teraz zauważyła swoje lekkie problemy z równowagą, więc jakieś dodatkowe podparcie było zdecydowanie wskazane. Mało ją obchodziło, że to cudza ręka wciśnięta w jej własny tułów - tym razem sama do tego doprowadziła i musiałaby być skrajnie głupią zdzirą, żeby komukolwiek o taki stan rzeczy robić awanturę. Nawet w stanie nie do końca dyspozycyjnym nie można powiedzieć, żeby diametralnie się zmieniła. Po prostu raz na jakiś czas robiła coś kompletnie od rzeczy, plus rzecz jasna kilka fizycznych problemów wywołanych upojeniem alkoholowym.
- Kurczę, szkoda. Może by się trzeba przekwalifikować - wymamrotała. Perspektywę pójścia spać odbierała nader pozytywnie; na tyle, że mogłaby nawet oprzeć głowę o stolik i wstać dopiero późnym rankiem. Co innego, że po takim wybryku pewnie nie mogłaby się wyprostować przez calutki dzień, ale w chwili obecnej nie była zdolna myśleć o konsekwencjach swoich pomysłów. Mimo wszystko dobrze, że nie była sama, a w towarzystwie dobermana. Niech się raz zamienią rolami i niech na własnej skórze się przekona, jak to jest sprawować opiekę nad istotą kompletnie w swoim odczuciu nie do ogarnięcia. Chociaż... zawsze miał taką opcję, żeby olać sprawę. Tylko kto by mu wtedy pozaszywał i uprał tę stertę ciuchów, które co chwila doprowadzał do stanu nieużywalności? Czasami naprawdę warto mieć jakąś unikatową umiejętność i stać się niezastąpionym - przynajmniej zwiększasz swoje szanse na to, że osoba potrzebująca twojej pomocy nie zostawi cię pijanej pośrodku burdelu. Punkt dla ciebie, Reb.
- No dobra, dobra - przytaknęła mało entuzjastycznie, ale pozwoliła się postawić na nogi. Choć chciałaby w tej chwili być samodzielniejsza, to jednak potrzebowała podpórki. Chyba podniosła się trochę za szybko i trochę zakręciło jej się w głowie, przez co musiała się przytrzymać swojego towarzysza. Gdy już odzyskała równowagę, schyliła się lekko i zgarnęła z ławki swój zdobyczny płaszcz. Dziwne, że jeszcze o nim pamiętała, ale z drugiej strony - o takich rzeczach się nie zapomina. W Desperacji każdy skrawek materiału miał swoją wartość, a co dopiero całkiem porządny ciuch. Zresztą, na zewnątrz było zimno i dało się próbkę tego odczuć za każdym razem, gdy jakiś nowy klient otwierał drzwi, żeby znaleźć się w ciepłym pomieszczeniu.
Mieli szczęście. Od jakiegoś czasu w wesołym barze wrastało napięcie między dwójką siedzących przy jednym ze środkowym stoliku mężczyzn, a obecnie wydzierali się jeden przez drugiego. Widać było, że są o krok od bójki i to na nich skupiała się uwaga niemalże wszystkich zgromadzonych; nie licząc rzecz jasna tych, których bardziej interesował czubek swojego nosa i własne sprawy. To była wręcz idealna szansa, by po prostu opuścić przybytek, co przy odrobinie umiejętności nawet nie będzie wyglądało podejrzanie. Zupełnie tak, jakby naprawdę zapłacili, a że nic takiego nie miało miejsca - to już nie problem przedstawicieli gangu.
- Po prostu zabierz mnie do domu, hm? - Przetarła oczy dłonią i potrząsnęła głową przez chwilę, rozsypując wokół siebie wodospad bieli w formie krnąbrnej fryzury. Nie zamierzała czekać pół nocy na to, żeby się pozbierać, bo nie było z czym ani po co. Plan był prosty - kierunek: wyjście, bez żadnych innych dodatkowych punktów. Wystarczająco proste, czyż nie? Nawet nie do końca sprawna intelektualnie albinoska umiała jeszcze zrobić na tyle nieskomplikowaną rzecz jak skierowanie się do wyjścia.


[zt x2]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.01.16 22:10  •  Bar - Page 4 Empty Re: Bar
Wymordowany nie ma lekkiego życia. Pomijając fakt, że raz już odszedł z tego świata, trzeba mięc na uwadze, że pomimo swej śmierci nadal musi chodzić po tym przeklętym padole. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie zmiany, jakie zaszły w jego ciele. Icarus znał wiele wymordowanych, którym udało się w jakiś sposób zapanować nad bestią, która w nich drzemie, wle widział też takich, którzy całkowicie się jej oddali i zatopili się w odmętach chaosu, szału oraz bólu. On sam znajdował się aktualnie gdzieś pośrodku. Owszem, potrafił trzymać potwora na uwięzi, ale pomimo tego łańcuch od czasu do czasu rdzewiał, a wygłodzona, zniecierpliwiona bestia wyrywała się wtedy na żer i polowanie. Tego żałował najbardziej. Nigdy nie wiedział gdzie, na kogo oraz kiedy trafi. Jeśli szczęśćie mu dopisywało, szał dopadał go akurat w miejscu, w którym powinien, czyli w lesie, jaskiniach, pustkowiu lub przy jakimś siedlisku szumowin, których śmierć nie będzie przeszkadzała nikomu, a niektórzy byliby go nawet gotowi za nią wynagrodzić. W mniej szczęśliwym przypadku szał ogarniał go wśród ludzkich siedlisk, których mieszkańcy byli całkowicie niewinni i niczym nie zasłużyli sobie na skrócenie życia. Niemniej jednak przez te wszystkie lata blondyn nauczył się jednego - przeczuwania kiedy bestia przejmie nad nim kontrolę. Było to dość subtelne stadium, które niekoniecznie objawiało się zawsze w ten sam sposób. W każdym razie poprzedzane było niewielkimi bólami głowy, które z każdym dniem i tygodniem zamieniały się w coraz mocniejsze migreny, aż koniec końców przejmowały kontrolę nad całym ciałem Anglika, który na ten czas udawał się w beztroski sen.
Dzisiejszego popołudnia nie miało to jednak nadejść. Owszem, bóle głowy lekko się nasilały, ale nie był to jeszcze etap, który powinien martwić Josepha. W takim momencie powinien on raczej starać się łagodzić wszelkie objawy jakkolwiek może. Frost przekonał się natomiast, że najlepszym sposobem jest odciągnięcie swoich myśli od bólu. A gdzie można zrobić to lepiej, aniżeli nie w burdelu? Oczywiście blondyn nie miał zamiaru zatracić się w rozpuście, bowiem już od kilkunastu lat wystarczył mu sam widok kobiety. Napatrzenie się, pocieszenie oczu i być może kilka słów zamienionych podczas rozmowy, ale nic więcej. Liczne skazy na jego ciele powstrzymywały go przed obnażaniem swojego ciała przed innymi. Nawet, jeśli zapłaciłby prostytutce dużą sumę waluty, to i tak czułby wobec niej swego rodzaju współczucie, że musi przebywać z takim potworem w tak intymnej sytuacji. Dlatego też w tej chwili Icarus w pełni zadowalał się siedzeniem przy barze i oczekiwaniem, aż miła barmanka do niego podejdzie. Jego kołnierz był szczelnie zapięty, a wszystko po to, aby nie wystraszyć jej już podczas pierwszego rzucenia okiem na jego sylwetkę.
- Porządny kufel trunku, panienko. Obojętnie jakiego. - odezwał się lekko podniesionym tonem, żeby było go słychać w tym całym szumie, ale nie spojrzał na kelnerkę nawet przez moment. Utrzymywanie kontaktu wzrokowego z rozmówcą nie było nigdy jego broszką przez co wielu myślało, że jest zwyczajnie bojaźliwy. Być może i się obawia, ale jedynie tego, że bestia, którą chowa w środku wyjrzy nagle przez jego spojrzenie - [color:f563=##3B1686]I słomkę do tego. - dodał jeszcze, zupełnie zapominając o tak małym, aczkolwiek niezwykle ważnym drobiazgu. Pomimo tego, że nienawidził spożywać alkoholu przez słomkę, to i tak przeważnie to robił. Niestety takie drobne czynności jak picie czy jedzenie wymagały z reguły ukazania jego blizn, z czym nie czuł się dobrze. O wiele łatwiej było mu delikatnie rozsunąć swój kołnierz na tyle, żeby cienki kawałek plastiku znalazł drogę do jego warg. A skoro o tym mowa, to trunek został mu już przyniesiony i postawiony wprost przed jego twarzą. Teraz jedyny dźwiękiem jaki dało się od niego usłyszeć było rozsunięcia zamka błyskawicznego w jego kołnierzu. Odmóżdżanie się czas zacząć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Bar - Page 4 Empty Re: Bar
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

 
Nie możesz odpowiadać w tematach