Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Pisanie 08.11.15 21:17  •  Bar - Page 3 Empty Re: Bar
Dosłownie wszystko działało teraz przeciwko niemu. Nie było w ogóle podstaw, by wierzyć, że mówił prawdę, a jednak słowa dobermana, tak bardzo dziwne, brzmiały jak mówione bez zawahania, bez chwil niepewności, jak przy kłamstwie. On bardzo mocno podkreślał swoje słowa, które dodatkowo popierał czynami. To, czy faktycznie nie był w stanie nad sobą zapanować można było podważać, ale sam Kirin wiedział kiedy jego ciało porusza się pod wpływem dobrze zaplanowanym impulsów z mózgu, a kiedy instynkt zwierzęcia działał samoistnie.
W tym momencie... to było coś jeszcze dziwniejszego, gdyby miał zamiar opisać teraz, co czuł, zapewne powiedziałby, że nic. Nie czerpał z tego przyjemności fizycznej, to nie było to, co zwykł robić i mógł stwierdzić że lubi.
Jego opuszki stykały się z ciałem albinoski, które teraz zaczęło się wyraźnie trząść, a to, jedynie wprawiało go w nastrój. Jeżeli ofiara nie ucieka, łowca głupieje, ale skoro anielica tak widocznie okazywała swoją obawę, to jego psychika odczuwała zadowolenie.
Jego głowę nawiedziły okropne myśli, chociażby żeby sięgnąć po kufel i stłuc go na głowie kobiety. Chciał zobaczyć, jak głośno i jak długo jest w stanie krzyczeć, na ile starczy jej sił. Pewnie dokładnie z tego samego powodu wcześniej nie chciał puszczać naczynia tak łatwo, teraz jednak nie sięgał po nie, cały czas wbijał paznokcie w jej chude ramię nie interesując się, że może sprawiać tym anielicy duży ból.
Sam dotyk szorstkich dłoni wymordowanego, którego tak dobrze znała mógł sprawiać jej jakiś psychiczny ból. Pewnie się tego nie spodziewała, a on zazwyczaj dobrze krył się z tak brutalnymi metodami obchodzenia się z ludźmi. Najwyraźniej to, co wyprawiał w kasynie nie dość zaspokoiło sadystycznego wymordowanego. Jak widać za długo zwlekał z wyżyciem się na czymś, na kimś... sam nie wiedział, dlaczego akurat ona musiała paść jego ofiarą. To był zwykły przypadek.
Gdzie się podział ten radosny, śmiejący się doberman sprzed chwili? Albo ten, który tak ochoczo rzucił się do pomocy atakowanej? Nawet ten, który nie lubił słuchać swojego stróżowej i jej wykładów na temat zachowania, ale jednak nie reagował agresywnie? Te wszystkie wizje prysnęły niczym bańka mydlana pokazując, że niektórych bestii zwyczajnie nie da się oswoić.
- Nie potrafię rozpoznać takich dni. Wyglądają jak wszystkie inne, a może czymś się różnią? Co robię nie tak, że muszę one zostać zamienione w czarne plamy? - Pytał z coraz większym fanatyzmem w oczach. Jego ręce pracowały niezależnie od głowy. Prowadziłby tak najzwyklejszą konwersację, gdyby nie ton, którego używał. - Boisz się mnie? Telepiesz się, bo wiesz, że mogę Ci zrobić krzywdę większą niż ktokolwiek inny, niż jakakolwiek istniejąca istota?
Pytał dmuchając jej przy każdym oddechu w twarz. Podsunął się jeszcze bliżej i zewnętrzną nogą, docisnął jej kończyny do nóżki ławki, na której siedzieli. Dłoń na jej plecach niby od niechcenia zsuwała się niżej, tak że teraz zahaczał o skraj jej spodni, dając jej to wyraźnie znać bawiąc się skrajem materiału.
Ciekawiła go jej odpowiedź, ale był to ten rodzaj chorego zainteresowania, bo przecież ta wiedza nic by mu nie dała. Chciał teraz widzieć strach, ból, rozpacz, wiele pozytywnych emocji, które wbijają człowieka w ziemię, niszczą go, równają z ziemią. A co ona mogła zrobić? Osaczona, przygnieciona przez większego i silniejszego od siebie, wiedziała ze jeżeli zrobi coś nie tak, może ściągnąć na siebie gniew wymordowanego. Będzie ją ścigać aż do usranej śmierci.
To go tak cholernie satysfakcjonowało. Sam zaczął się telepać, ale nie ze strachu, lecz z podniecenia. Ledo panował już nad wzrokiem, który rozmywał się chwilami, by zaraz potem wrócić do swej pierwotnej postaci, ostrych, ciemnych plam.
Był na tym etapie, że nie potrafił już zebrać myśli w słowa, jego wizję przejęły chaotyczne obrazy, często takie, które nic mu nie mówiły, a jednak strasznie go irytowały. Czuł, że za wiedzą ukrytą w tych krótkich urywkach w pamięci kryła się jakaś okropna prawda, wywołująca u niego tak wiele nienawiści. Do wszystkiego, co znajdowało się dookoła. Tym razem nie miał deski, na której mógłby się wyżyć.
Prawa ręka wypuściła ramię z uścisku i płynnym ruchem powędrowała do góry, wzdłuż szyi, aż zatrzymała się pod szczęką kobiety. Zacisnął tam palce, zmuszając anielicę do podniesienia podbródka. Nachylił się jeszcze mocniej ku jej twarzy, odchylając ją jednak nieco na bok. Oddychał bardzo głośni przez nos dotykając swoim policzkiem jej policzka. Czubkiem języka pozostawiał na jej szyi mokry ślad, który urwał zahaczając kłami o płatki uszu.
Uśmiechnął się chaotycznie z szeroko rozwartymi oczami, których źrenice zamieniły się w malutkie kropeczki. Jego głos, chociaż tego nie planował, brzmiał jak syk szaleńca.
- Chciałbym Cię zjeść, kawałek po kawałku. - wysapał. Jego słowa można było traktować bardzo różnie. Oba znaczenia były w tym momencie równie możliwe.
Krew w jego tętnicach pulsowała zdecydowanie za szybko, bicie jego serca było słyszalne niemal na zewnątrz, a sam ucisk klatki piersiowej bardzo mocno mu doskwierał. Sam Kirin nie wiedział, gdzie dokładnie się znajduje, zgadywał, że gdzieś pomiędzy dojściem do prawdy, a szaleństwem z nienawiści.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.11.15 21:58  •  Bar - Page 3 Empty Re: Bar
Bardzo chciałaby teraz zapanować nad samą sobą. Niestety panika ma to do siebie, że gdy już raz się ujrzy jej fioletowe, kosmate oblicze, traci się całą władzę nad własnym ciałem, a czasem również i umysłem. Gdyby chociaż miała okazję wyszarpnąć stracone możliwości z łapsk tego metaforycznego stwora! Niestety, strach ogarniał ją kawałek po kawałku, wdzierając się w komórki organizmu i nie pozwalając na wykonywanie poleceń, które mózg rozpaczliwie wysyłał poprzez układ nerwowy. Zupełnie tak, jakby nagle urwał się sygnał i jedynie niewielkim jego elementom udawało się przedostać do miejsca docelowego, a i tak nie było pewności, że którakolwiek ze sparaliżowanych kończyn podoła zadaniu.
Najgorsze było chyba uczucie zawodu. Bez względu na to wszystko, co do tej pory widziała i przeżyła, nie mogłaby się wyprzeć, że obdarzyła wymordowanego jakimś rodzajem zaufania, w które dotąd nie zdarzyło jej się wątpić. Aż do tego dnia święcie wierzyła w to, że jeszcze mają do siebie nawzajem na tyle szacunku, by była względnie bezpieczna nawet przy przebudzeniu jego sadystycznych skłonności. Nie przyszło jej nigdy do głowy, że to, co do tej pory było całkowicie normalne, teraz wywróci się do góry nogami. Nieprawdopodobne, żeby musiała się obawiać osoby, którą powierzono jej pod opiekę. A jednak właśnie to się działo, choć absurdalne, a jednak realne w każdym swoim wymiarze.
A może jednak się obudzi? Może jednak to tylko jakiś popaprany sen, który za chwilę się skończy, zerwie się z łóżka zlana potem i wystraszona, ale jedynie z powodu sennej wizji, a nie rzeczywistych zdarzeń?
Niestety, odczuwany ból szybko zniwelował te nadzieje i wrzucił w błoto. Czuła go zbyt mocno, by móc sobie wmawiać, że to wszystko nie dzieje się naprawdę. Sytuacja była jak najbardziej prawdziwa, choć w swej prawdziwości niemalże fantastyczna, niezgodna ze wszystkim tym, co pewne i stałe.
Dlaczego świat musi być tak cholernie chaotyczny?
Zacisnęła zęby jeszcze mocniej, usiłując odegnać od siebie paraliż i jednocześnie starając się w ten sposób zmniejszyć odczuwanie bólu, jaki powodowały wciśnięte w jej ramię palce. Zawiodła się na samej sobie; była za słaba nawet na to, by zmusić mężczyznę do zaprzestania tych niezrozumiałych działań. Najwyraźniej niewiele sobie robił z jej oporu i to było jeszcze bardziej przerażające. Z każdą chwilą malały jej szanse na przeciwstawienie się czemukolwiek, a każda możliwość, jaką byłaby w stanie wymyślić, szybko stawała się całkowicie nie do zrealizowania.
Co robić, co robić?
- A s-skąd ja niby m-mam to wiedzieć? - W minimalnym stopniu odzyskała rezon, odpowiadając na jedno z zadanych jej pytań. Interesowały go rzeczy, o których anielica nie miała zielonego pojęcia. Nie miała żadnych doświadczeń z dziurami w pamięci i napadami agresji, zarówno swoimi jak i cudzymi. Skąd więc mogłaby mieć wystarczająco wiedzy czy umiejętności, żeby mu pomóc? Ubolewała nad tym, fakt, ale jednocześnie nie było to jej winą. Dlaczego więc czuła się tak, jakby za tę bezsilność teraz spadała na nią kara?
- Musiałabym być głupia, żeby się nie bać - warknęła z nagła, cedząc zajadle każde słowo przez zaciśnięte do bólu szczęki. Doskonale wiedziała, do czego był zdolny doberman i nikomu nie życzyła stania się jego ofiarą. Paradoksalnie teraz ona sama znajdowała się w tym jakże tragicznym położeniu. Zresztą, czy był to pierwszy raz? Nie miała lustra i nie mogła jej zobaczyć, ale wydawało jej się jakby czuła dziwnie nawracające mrowienie na prawym policzku, gdzie bladą skórę szpeciła nierówna szrama. No tak, jak mogła zapomnieć. Chyba jednak była głupia, nie zachowując odpowiedniej ostrożności, pozwalając sobie na zaufanie, zaryzykowała tak wiele, chcąc zbudować normalną, zdrową więź - niestety mogło się to okazać jej własną zgubą.
Gdyby miała umiejętność przenikania, już dawno przeleciałaby przez ścianę, na którą napierała z całej swojej siły, jak gdyby to miało jej pomóc w odsunięciu się od mężczyzny. Niestety, budynek nie był po jej stronie i nie ugiął się, nie pozwalając jej uciec. Nienawidziła tego, jak bardzo nie mogła teraz nic zrobić, jak bardzo była słaba gdy doszło do konfrontacji z Vincentem, jak bardzo nie była w stanie się mu przeciwstawić. Nienawidziła tego z całego serca, ale miliardy razy bardziej nie mogła znieść tych dziwnych dreszczy, które pojawiały się przy każdym dotyku. Za każdym cholernym razem miała ochotę zapaść się pod ziemię i umrzeć.
Zmusiła się po raz kolejny, by podjąć jeszcze jedną zapewne skazaną na porażkę próbę oporu. Wsunęła białe, drżące wciąż ręce między siebie i wymordowanego, słabo, ale jednak wyraźnie naciskając na jego klatkę piersiową. Gdyby była tak z parę tysięcy razy silniejsza, może by jej się udało go odepchnąć. Teraz zapewne nie było na to szans, ale nie zamierzała się poddać bez walki. Mogła nie mieć żadnej możliwości zwycięstwa, ale jeżeli ma przegrać, to przynajmniej zachowa honor.
- N-nie, z-zostaw, przestań - powtórzyła kilka razy, jak gdyby chociaż jej cicha prośba mogła jeszcze zadziałać. A kto wie, może jednak miałby w sercu odrobinę litości?
No dobra, nie bądźmy śmieszni. Nie miałby i lepiej przestać się łudzić.
- Zostaw, puść... - wyjęczała płaczliwie. Głos już się jej łamał, chociaż utrzymywała się w jeszcze maksymalnym możliwym porządku. Już nawet głowy nie mogła poruszyć, zakleszczona w żelaznym uścisku, niezdolna do jakiegokolwiek oporu.
A niech cię, cholerniku.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.11.15 23:29  •  Bar - Page 3 Empty Re: Bar
Możliwe, że była to jakaś wada w jego głowie. Pamięć miał bardzo krótką, ze swojego poprzedniego życia nie pamiętał nic, a od tego czasu zwyczajnie szwankowała mu ta umiejętność. Nawet jeżeli chciał być miły, dobry i tak dalej, to na chwilę obecną nic o tym nie świadczyło, nic nie działało na jego obronę. Był nagi, bezbronny względem wszystkich zarzutów, można by obwiniać go o wszystko.
Jego ciało telepało się równie mocno, co osaczona anielica. Powody takiego stanu rzeczy były mocno inne. Jej serce waliło w piersi z niepokoju, a jego z emocji, zbyt wielu, by wszystkie wymienić i nazwać słowami. Zrobiło mu się nawet gorąco, miał ciarki i dreszcze, pot spływał z czoła w postaci dużych kropelek.
Zastygł na chwilę oddychając głośno przy jej uchu. Wsłuchiwał się w jej słowa, opuścił powieki i patrzył na ścianę za jej plecami. Była ciemna, drewniana i brudna. Zaraz za nią gwizdał wiatr, było zimno i niebezpiecznie. Miejsce, które dotychczas traktowali jako ostoję spokoju zamieniło się nagle w punkt równie zły, co zwykła dziura na Desperacji. Nie poruszał głową, zamiast tego, jego dłonie powoli zmieniały swoje położenie. Lewa powędrowała ku górze, sunąc palcem wskazującym po ukrytym pod skórą kręgosłupie. Czuł jak jej ciało mimowolnie pręży się chcąc uniknąć zetknięcia z jego opuszkami, ale nie było takiej możliwości. Trzymał ją zbyt blisko i za mocno, nie dawał takiej możliwości sparaliżowanej strachem kobiecie. Jego głowa znowu zmieniła położenie, czubkiem nosa sunął po delikatnej skórze pozostawiając jedynie uczucie dotyku. Zatrzymał się dopiero kiedy wpatrywał się w dół, na jej dekolt. Nie, właściwie nie patrzył tam, gdzie większość facetów by zaglądała. Nie interesowało go to, poza tym i tak znowu stracił ostrość widzenia. Źrenice zwężały się i rozszerzały w sposób nienaturalny i za szybko, by oko było zdolne do tego przywyknąć. Rozbolała go głowa i gardło, z trudem łapał powietrze.
Ból, potrzebował go, mocnego i przeszywającego całe ciało do szpiku kości.
- Nie pamiętam. - Zaczął powoli, chociaż słowa były bardzo niewyraźne, przerywane seriami dziwnych, niemal zwierzęcych odgłosów, podciągania nosem i głośnego sapania. Mamrotał coś niezrozumiałego półgębkiem. Ciepłe krople opadały raz za razem na ciało anielicy. - Nie pamiętam, nie pamiętam, nie pamiętam.
Powtarzał za każdym razem co raz głośniej. Jego ciało przestało napierać na Rebekę. Dłoń wysunęła się spod koszulki, czy bardziej spadła po prostu na ławkę, kiedy nacisk zelżał. Opierał się jedynie czubkiem głowy o kobietę i powtarzał te dwa słowa bez przerwy.
Wielka, czarna dziura. Co robił, gdzie był, co się działo, dlaczego znowu miał ochotę coś rozwalić, chociaż wiedział dobrze, że miało miejsce coś niedobrego? Ile razy przyjdzie mu jeszcze taka chęć krzywdzenia tylko po to, żeby zaspokoić siebie, a potem o tym zapomni?
To było nawet zabawne.
Nie, nie było. Było chore i niedobre.
Zabawne.
Chore. Okropne. Potworne. Potworny potwór. Nie ma nawet siły się podnieść. Silne ciało i zniszczona psychika. Wątłe mięśnie, które przestały się dygotać, ale zamiast tego, przestały w ogóle reagować na impulsy mózgu. Nie zemdlał, nie stracił przytomności, cały czas powtarzał dwa słowa.
- Nie pamiętam, nie pamiętam, nie pamiętam...
Niemal do znudzenia.
Jakież normalne by to było, gdyby teraz zwyczajnie go od siebie odepchnęła i uciekła. Co więcej, on dokładnie takiej reakcji się spodziewał. Teraz mógł nagle myśleć, analizować, dochodziło do niego że dzieją się rzeczy dziwne. A on, siedział tu oparty o kobietę nie pamiętając niczego od wejścia do baru.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.11.15 14:40  •  Bar - Page 3 Empty Re: Bar
Chyba bolałoby mniej, gdyby rzeczywiście rozwalił jej coś na głowie, przegryzł tętnice, rozszarpał na strzępy. Lepsze już byłoby cokolwiek innego niż taka anomalia. Widziała już nie raz i nie dwa szał wymordowanego i doskonale wiedziała, jak zwykł on się kończyć. Teraz nawet wyrywanie wnętrzności nie wydawało się takie straszne w porównaniu do obecnego położenia albinoski. Była praktycznie bezbronna, a jednocześnie w stu procentach zdezorientowana. Dlaczego? Dlaczego była jakimś cholernym wyjątkiem, dlaczego jeszcze była w jednym kawałku, skoro Kirin nad sobą nie panował? Chyba nie chciała zastanawiać się nad odpowiedzią.
Cisza nigdy nie zwiastowała niczego dobrego. Podobnie było i tym razem, gdy na chwilę zapadło całkowite milczenie. W całym pomieszczeniu nadal panował radosny gwar, ale nie docierał on do świadomości dziewczyny. Dla niej właśnie wszystkie dialogi, a ostatnimi pozostałymi w przestrzeni dźwiękami były zlewające się ze sobą oddechy i nerwowe dudnienie obu skołatanych serc. Marzyła o tym, by to szaleństwo się wreszcie skończyło, a najlepiej, by okazało się całkowitą nieprawdą. Niestety aż za dobrze wiedziała, że to tylko głupie myśli i jeżeli zaraz się nie wyswobodzi, to chyba się załamie. A wystarczyło jej już okazywania słabości jak na jeden raz i czuła się tym gorzej, im bardziej jej delikatność i wątłość wypływała na światło dzienne. Cholerna niezręczna sytuacja... a jeszcze nie wiedziała, że w ogóle może być chociaż odrobinę gorzej. Co więcej, właśnie miało się znacznie pogorszyć.
Nie. Nie, tylko nie to...
Nie wiedział i nie mógł wiedzieć, bo anielica nigdy z nikim nie dzieliła się swoimi fizycznymi doświadczeniami. Miała jakiś tam ogląd na to, jak reaguje na niektóre rzeczy, ale co tu było do opowiadania? No raczej nic. Stąd też zwykły przypadek, a może złośliwość losu sprawiła, że ręka dobermana powędrowała właśnie tam, gdzie mogła siać największe spustoszenie.
Na pierwszy ogień poszły górne kręgi części lędźwiowej. Wzdrygnęła się gwałtownie, a dłonie, które wcześniej napierały na tułów mężczyzny, teraz nagle zacisnęły się na szarym materiale i przestały stawiać opór.
Nie, błagam, przestań, nie idź dalej...
Nawet, gdyby te prośby udało jej się wypowiedzieć na głos, na nic by się one nie zdały. Z chwilą, gdy palce ze swoim delikatnym ruchem znalazły się pomiędzy chudymi łopatkami kobiety, było już po niej. Choć jej możliwości były mocno ograniczone, niespodziewanie oderwała się od ściany, swojej ostatniej deski ratunku i całym ciałem przywarła do ciemnej sylwetki wymordowanego, swój mimowolny, cichy jęk tłumiąc w jego ramieniu. Była dosłownie na skraju histerii, nienawidząc się za to, że nie udało jej się zapanować nad własnymi reakcjami. Gdyby tylko mogła, zapadłaby się teraz pod ziemię i zniknęła na zawsze w warstwie litej skały, byle już tylko nie musieć nigdy otwierać oczu i nie pamiętać o tym, co się stało. Wciąż nie wiedziała co będzie dalej i lękała się każdej kolejnej sekundy, nie wiedząc, co ten krótki okres czasu może jeszcze przynieść.
Mogła tylko czekać, a to czekanie było cichym zabójcą. Z każdym momentem niesłyszalny krzyk jej duszy nabierał na sile, nie mogąc wyrwać się na zewnątrz i obijając po ciele, czyniąc psychiczne spustoszenie. Przez zaciśnięte powieki nie widziała nic poza ciemnością, złączone mocno szczęki sprawiały ból, ale w sposób fizyczny czuła wszystko, co do milimetra stykającej się z nią skóry, co do najmniejszego dotyku, który zdawał się palić.
Aż nagle wszystko się zatrzymało. Zdarzenia przestały przyspieszać, a ustały. Z początku nie odważyła się otworzyć oczu, ale to zmieniło się w momencie, gdy usłyszała niewyraźny zlepek wyrazów. Jakaś ciepła ciecz wylądowała na jej obojczyku, ale nie miała teraz głowy o tym myśleć. Zamiast czegokolwiek sensownego, w głowie kołatało jej się pełno urywków, obrazów, dźwięków, których nie była w stanie połączyć w całość.
Napór zelżał, ale choć wcześniej była przerażona nie na żarty, to dopiero teraz zaczęła się autentycznie obawiać. Teraz już nie o siebie, ale o swego podopiecznego, który nagle i niespodziewanie zaczął mamrotać o swoich problemach z pamięcią. Tego już było za wiele, by była w stanie cokolwiek pojąć, więc już nawet nie próbowała. Stopniowo uspokoiła płytki i nierówny oddech, wyciągnęła też ręce i po krótkim wahaniu położyła je delikatnie po obu stronach głowy Kirina. Białe palce zagubiły się częściowo w czarnych włosach, stanowiąc kolejny kontrastowy element.
- Vi, podnieś się, proszę cię - powiedziała łagodnie, powolnym ruchem przeciągając dłonie od siebie w kierunku karku mężczyzny. Nie chciała go zmuszać, ale jednak jeżeli miała cokolwiek pomóc, to musiał wykazać jakąś chęć współpracy. Nie wspominając już o tym, że kompletnie nie wiedziała, o czym on mówi. Czyżby naprawdę nagle wszystko zapomniał?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.11.15 18:42  •  Bar - Page 3 Empty Re: Bar
Potrafił wyczuć, kiedy działo się coś niedobrego. Głupio byłoby ignorować drgania ciała, wszechobecny pot, dreszcze i to, że smyra się kogoś rękami po miejscach, po których się smyrać nie powinno. Został postawiony przed faktem dokonanym, świadomość wróciła mu wtedy, kiedy już było po wszystkim. W tym sensie, że nie będzie mógł nigdy wymazać tego z pamięci anielicy, chociaż on sam przecież nie wiedział nic. To było przeczucie, instynkt, zdecydowanie mocniejszy od zwykłej, ludzkiej intuicji, a i nawet ona w tym momencie mrugałaby czerwoną diodą alarmując, że coś jest nie w porządku. Najdobitniej świadczyła o tym jednak wielka, czarna plama w pamięci.
Nie był na pewno typem osoby, która po wybudzeniu się z wypadku pierwsze zapytała by o zdrowie osób towarzyszących, on najpierw sprawdziłby czy ma wszystkie kończyny na miejscu i czy nie grozi mu utrata zdrowia. Dokładnie tak samo było w tym wypadku i zamiast sprawdzić, czy albinoska w ogóle jeszcze oddycha, zaczął na siłę wysilać mózg do przypomnienia sobie wszystkiego.
Nic, nic, pusto, pusto... czarno.
Chciałbyś sobie przypomnieć?
- Alice? Mów do cholery. Mów wszystko co wiesz suko. - odwarknął w przestrzeń bez podnoszenia głowy. Siedział tak przykurczony z rękami zwisającymi po bokach ciała, nie dając Rebece miejsca na odejście od niego, osunięcie się, był zbyt pochłonięty myślami, by zwrócić uwagę na taki detal. Nawet nie był świadomy tego, że rozmowę przeprowadza na głos, no, z jednej strony tylko.
Nie traktujesz mnie zbyt miło. Dlaczego miałabym Ci powiedzieć?
- Bo siedzisz w mojej głowie? Beze mnie nie masz prawa istnieć.
Gdyby nie ty, mogłabym żyć normalnie.
Zamilkł na chwilę. Nie wiedział, do czego dąży głos w jego głowie. Alicja zazwyczaj zdawała się widzieć dużo więcej od niego, ale ujawniała swoją wiedzę tylko wtedy, kiedy sama miała na to ochotę, często tylko po to, by po irytować.
- Bo nie pamiętam Ciebie również. Przestajesz istnieć, nie przeszkadza Ci to?
Skąd ta pewność, że przestaję. Czy to nie ty mówiłeś właśnie, że nie pamiętasz?
- Co Ci z tego, skoro nic nie pamiętam. Tylko ja Ciebie słyszę. Beze mnie jesteś nikim.
Gdyby posiadała jakąś formę, na pewno w tym momencie zatoczyła by koło, z irytacji podśmiewając się pod nosem. Ale nie miała, to uczucie było tylko wymysłem samego Kirina.
Masz rację, nie mogę mówić. Wtedy. Wtedy. Wtedy kiedy nad sobą nie panujesz. A wiesz co to znaczy...?
Czekał w napięciu. Dlaczego te kobiety nie mogą mówić konkretnie? Wszystkiemu muszą nadawać jakiejś patetycznej osłonki. To nie czas i miejsce na takie rzeczy.
Kiedy mnie nie...
Wyrwał się z zamysłu. Czy bardziej, głos anielicy przebił się przez jego myśli ponieważ dodatkowo został wzmocniony dotykiem, który padł na jego kark. Przez jego ciało przeszły zimne dreszcze, ale ostatecznie podniósł głowę. Wyglądał na zdziwionego, jeszcze do niego nie docierało co się stało i że nie dowiedział się nic od Alicji.
Nie wiedział co mówić. Spoglądał jedynie na albinoskę bez emocji na twarzy.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.11.15 19:42  •  Bar - Page 3 Empty Re: Bar
Gdyby miała wybierać, chyba wolałaby również stracić wspomnienia z ostatnich kilku minut. Gdyby tak wymazać te wydarzenia z pamięci obojga można by uznać, że nigdy nie miały miejsca w rzeczywistym świecie. Może powróciłyby w postaci koszmarnych snów, ale lepiej byłoby, gdyby potraktować je jako nieistniejące mary. Niestety, anielica wciąż miała w głowie wszystko, co do ostatniego detalu, każdy najmniejszy ruch, słowo, każde towarzyszące im uczucie, których nikłe echo wciąż nie pozwalało jej opanować lekkiego drżenia. Trochę zazdrościła Kirinowi. Narobił bigosu, ale nie miał o tym pojęcia i nigdy się nie dowie, bo poza samą albinoską nikt nie byłby w stanie o tym opowiedzieć. Zresztą, jej samej również nie przeszłoby to przez gardło, chociaż stanowiła tu najlepsze źródło informacji. Było to raczej logiczne, skoro przez cały czas siedziała obok, ale jak widać dobermanowi nie przyszło do głowy pytać. Może to i lepiej - nie będzie musiała szukać wymówki, by się nie odzywać, czy też kłamać, że nic specjalnego nie miało miejsca. Powtarzała to teraz samej sobie jak mantrę, czekając aż mężczyzna dojdzie do siebie po tym dziwnym ataku.
Alice? Jaka kurna znów Alice?
Ach, a więc po raz kolejny była świadkiem dyskusji z niewidzialną istotą, o której w sumie i tak nic nie widziała. Mogła jednak usłyszeć połowę tego dziwacznego dialogu i spróbować wyciągnąć z niego wnioski, skoro w normalnej rozmowie pewnie i tak nie będzie jej dane dowiedzieć się niczego. Wątpiła, by po otrząśnięciu się wymordowany miał ochotę na jakiekolwiek zwierzenia, a szczególnie względem anielicy, stąd też ani przez chwilę na nie nie liczyła. Musiała się przyzwyczaić do tego, że wiele odpowiedzi nie było łatwych i musiała dojść do nich sama, a czasami nawet nie była w stanie w ogóle odgadnąć prawdy.
Udało jej się jednak zwrócić na siebie uwagę mężczyzny. Alleluja! Może teraz sprawy wrócą do jakiejś normy, bo zaczynała się czuć niezręcznie jako podpórka dla bądź co bądź większego i silniejszego od siebie. Musiało to wyglądać naprawdę dziwnie, a jeszcze bardziej nietypowe było dla samych uczestników. Tak czy siak miło było wiedzieć, że jeszcze pamięta, jak się siedzi w pozycji wyprostowanej.
Cofnęła ręce, układając je na swoich udach i zwijając dłonie razem. Wyglądało na to, że nie będzie musiała nikogo łapać; byłby to już naprawdę chichot losu, gdyby podopieczny zemdlał jej trzeci raz w ciągu tak krótkiego czasu. Fata po prostu nie mogłyby być tak bardzo okrutne. Przez chwilę spoglądała na twarz naprzeciwko siebie dość mocno zmartwiona, choć na jej obliczu malowała się również odrobina ulgi. Zresztą, czy można się temu dziwić? Jeszcze chwilę temu omal nie dostała ataku histerii, a teraz, gdy wszystko się względnie uspokoiło, poczuła się trochę lepiej. Strach ustąpił miejsca szczeremu zaangażowaniu w rozwiązywanie problemów psychologicznych, a że niestety na tym się nie znała ni w ząb, to będzie się musiała sporo nakombinować.
- Coś się stało? Znów mówisz do siebie - powiedziała powolnym, spokojnym tonem. Spoglądała cały czas w pozbawione mocji złote oczy, szukając w nich reakcji na swoje słowa i jakichkolwiek ewentualnych zmian. Szczerze? Bała się nawrotu tego dziwnego ataku, którego padłą ofiarą. Mimo tego jednak musiała się zdobyć na działanie, a przede wszystkim zainteresowanie. Chciała się dowiedzieć, co jest problemem i pomóc go rozwiązać. Gdyby było inaczej, chyba nie mogłaby nazwać się stróżem z prawdziwego zdarzenia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.11.15 9:35  •  Bar - Page 3 Empty Re: Bar
Zapewne nie byłoby za przyjemnie, gdyby zdawał sobie sprawę, że dokonał czegoś, a samego czynu nie pamiętał. On jednak, z każdą minutą od minięcia ataku zdawał się sobie w ogóle nie przypominać, że powinien jakoś załatać tą czarną dziurze w pamięci, że jeszcze chwile temu wykrzykiwał pod nosem o utraconych wspomnieniach. Nie, w tym momencie zwyczajnie w całości zapomniał o co może chodzić. Łącznie z tym, że prowadził zażartą dyskusję z Alicją we własnej głowie. Ona także już dłużej się nie odzywała, nie miała zamiaru mu przypominać o swojej obecności, do czasu aż znowu uzna, że powinna się wtrącić.
- Hm? - został zaskoczony przez pytanie kobiety. Zdążył już wyprostować się, przetrzeć wnętrzem dłoni twarz i znowu przygarbić, opierając łokcie na kolanach i w takiej pozycji zabrał ponownie głos, z twarzy i zachowania całkowicie odmieniony.
Dosyć często „mówił do siebie”, bo przecież sam nie mógł tego nazwać w taki sposób. Jego rozmowy posiadały odbiorcę słów wypowiadanych niby do siebie samego. Kiedy próbował na zdania wypowiedziane w jego głowie odpowiedzieć w ten sam sposób, samymi myślami, nigdy nie miało to rezultatu. Prowadził dyskusję na zewnątrz i najwyraźniej niektórym osobom wydawało się to dziwne. Wymordowany zwyczajnie czuł się dziwnie w tym rodzajem pytań. Nie czuł się na siłach tłumaczyć wszystkiego, szczególnie że sam nie znam powodów i genezy takiego zjawiska.
- Nie gadam do siebie. Gadam z Alicją. - odparł raczej zdziwiony tym, że ktoś mógłby tego nie rozumieć. Zamrugał kilkakrotnie zdezorientowany z wypisanym na twarzy: „przecież to oczywiste”. Pokręcił nawet głową z dezaprobatą czując się raz jak ten, kto rozumie wszystko, a rozmówca nie jest w stanie tak prostej rzeczy pojąć.
Odsunął się w końcu, nie starając się odgadnąć dlaczego nagle zmienił miejsce. W jego obecnym umyśle było to zaledwie mrugnięcie, w ciągu którego zmienił swoje położenie, nagle był spocony i zgrzany, najwyraźniej jednak to było za mało, by poważnie przejąć dobermana.
Jego ręka wstrzeliła w górę po raz kolejny wykonując gest prośby o kolejną porcję trunku. Ze zdziwieniem dostrzegł w tym momencie, że jego kufel nie był wcale opróżniony, jak się tego spodziewał, dlatego w kilku haustach pozbył się pozostałości piwa. Nawet po tej porcji nie czuł się inaczej, alkohol bardzo niewielką szkodę czynił w jego organizmie i na umyśle. Bo bardziej się już chyba nie da.
- No, a jednak potrafisz pić jak chcesz. - zaśmiał się melodyjnie. Jego wzrok padł na puste kufle, które w tym samym momencie jeszcze zsunął do jednego punku na środku stołu, żeby nie zawalały całej jego powierzchni.
Aż żałował, że tym razem wybrał się praktycznie bez żadnego ekwipunku na Desperację. Nie miał nawet swoich ulubionych noży, którymi mógłby wyryć coś nowego na powierzchni blatu. W ostateczności, jakiś tępy sztuciec z baru by się nadał, ale głupio było prosić kelnera o narzędzie do niszczenia ich własnego wyposażenia. Nawet jemu byłoby głupio.
Zamówienie trafiło na stół z lekkim stuknięciem. Ktoś najwyraźniej zorientował się, że kojarzy Kirina, a ten zazwyczaj nie szasta kasą, stąd to lekkie zainteresowanie stanem jego portfela i możliwością wypłacalności. Poza zastanawiającym spojrzeniem nic jednak nie miało miejsca i rozgrzany wymordowany posłał kolejną porcję żółtego napoju w głąb własnego żołądka w celu ochłodzenia się.
Na nowo zaczął zachowywać się normalnie, jakby nic nigdy nie miało miejsca. Oczywiście w jego głowie nie miało. Otoczenie także zdawało się niczego nie widzieć. Na chwilę obecną, tylko Reb zdawała sobie sprawę z problemu i została z nich brutalnie pozostawiona. Nie było tu ani jednej duszy zdolnej potwierdzić, że Kirin zachowywał się dziwnie. Nie było tu nawet zegarka, który mógłby uświadomić żyrafie, że kilka długich minut z jego życia zniknęło bezpowrotnie. A nawet jeśli, to on i tak nie znał się za bardzo na układach wskazówek. Jego wiedza o czasie oscylowała w granicy orientowania się na podstawie położenia słońca. Ewentualnie nawet tylko rozróżniania dnia od nocy. Nic więcej nie było potrzebne takiemu mieszkańcowi Desperacji, członkowi psiej bandy.
Wypił połowę i spojrzał na anielicę kątem oka. Jej wyraz twarzy i zachowanie, w połączeniu ze wcześniejszym pytaniem sprawiło, że poczuł jakąś nieprawidłowość w sytuacji.
- Czym się martwisz? - Zapytał bardzo swobodnie.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.11.15 18:02  •  Bar - Page 3 Empty Re: Bar
Tak naprawdę to pod pewnymi względami Kirin mógł się uważać za szczęściarza, skoro nic nie pamiętał. Przynajmniej gdyby ktoś miał do jego czynów jakiś wyrzut, to zawsze mógł odpowiedzieć, ze nie ma pojęcia o czym mowa - i być przy tym stuprocentowo szczerym. Przydatne przy sytuacjach, gdy drugiej stronie nie chce się użerać z tłumaczeniem wszystkiego po kolei czy też zmuszaniem go do przyznawania się do pewnych czynów. Wystarczy rzucić "Nie, serio nie pamiętam" i to czasami sprawia, że ma się natręta z głowy. Niestety, na większość upierdliwych ludzi to jest jednak za mało. Zawsze jednak to jakaś forma pozbycia się wyrzutów sumienia, jeżeli już się jakieś posiada.
Westchnęła ciężko, przykładając obie dłonie do twarzy i pocierając nimi lekko, jak gdyby to miało pomóc w poukładaniu procesów myślowych. Łokcie oparła o własne kolana, przez co głowę miała tuż przy krawędzi stolika. Przez chwilę nie mówiła nic, starając się dojść ze sobą do czegokolwiek składnego, ale zmęczenie, późna pora i krążący już w organizmie alkohol nie pomagały w sprawnym funkcjonowaniu. Co ona to miała... a, no właśnie, coś chciała mówić. Tylko co? Już się w tym wszystkim całkowicie pogubiła. Tyle skakania od jednej skrajnej sytuacji w drugą również nikomu się nie przysłużyło. Nie przypomniała sobie nawet, czy rzeczywiście miała coś wtrącić, czy przemilczeć, ale i tak wypadało przynajmniej udawać zdolną do myślenia.
Oparła się bokiem głowy o blat, wzrok kierując ku swojemu towarzyszowi; ręce położyła z powrotem na płasko, obejmując nimi samą siebie w pasie niczym jakaś sierotka, która potrzebuje wsparcia, ale nie ma kto go udzielić. Zamrugała trochę szybciej, ale chwiejna wizja nadal atakowała od czasu do czasu i nie szło jej uspokoić, dopóki się porządnie się nie skoncentrowała - ale tego to jej się nie chciało.
- No tak. Alicja. Oczywiście. Jak mogłam zapomnieć. - Przymknęła na chwilę oczy, by nie męczyć się z kołysaniem świata. Wyglądało na to, że bez sensu byłoby próbować dowieść, iż ta dzieweczka nie istnieje w sposób fizyczny i jedynym, który ją słyszy, jest sam Kirin. Dla pozostałych jego dialog był jedynie dziwnymi urywkami rozmowy z nikim. Reb zdążyła jednak się już przyzwyczaić do niektórych dziwactw swojego podopiecznego i nie czuła potrzeby się o nie wykłócać, skoro na dobrą sprawę nikomu one krzywdy nie robiły. Co najwyżej mogła być trochę zaskoczona, ale gdy tylko zorientowała się w sytuacji, już nie była ona ani trochę dziwna.
Ha. - Ręka anielicy podniosła się nieznacznie i palcem wskazującym wycelowała prosto w dobermana jako zaczepny gest. - Nie spodziewałeś się, co? - Nie mógł, bo sama się tego nie spodziewała, a wątpliwym było, by ktoś znał albinoskę lepiej od jej własnej osoby. Cóż jednak, równie mało przewidywała swoją bytność w jakimś barze i wlewanie w siebie kolejnych piw, co wszystkich ewentualnych skutków takiego działania. Na dobrą sprawę to jak raz nie przejmowała się konsekwencjami tego, co sama robi. Ten dzień był jakiś szalony i zadręczanie się takimi rzeczami jak zdrowy rozsądek byłoby zwyczajnie zbyt dobijające. A ktoś jej tego zabroni? Bądź co bądź dorosła z niej kobieta. Co najwyżej pożałuje obsługi ponad swoją pustą kieszeń, ale nawet z tego da się jakoś wybrnąć, wystarczy tylko mieć pomysł, wyjść przez okienko w toalecie albo coś. Jak się bawić, to się bawić!
Chwilowo zignorowała kolejne zamówienie przyniesione przez kelnera, robiąc sobie od niego krótką pauzę. Kiedy jednak padło pytanie, doszła do bardzo szybkiego i nader logicznego wniosku.
Nie, z nim na trzeźwo się nie da.
Zanim więc odpowiedziała, podniosła się i pociągnęła kilka łyków ze swojego kufla. Przez jakiś czas przypatrywała się w zamyśleniu brzegom naczynia, choć przecież nie było w nich nic ciekawego. Była zmartwiona, to fakt. Dopiero teraz to zauważył? Chyba pierwszy raz od... od... odkąd w sumie się znają, a to będzie już całkiem niezły kawał czasu. Komuś tu jak widać nie jest dane być rekordzistą prędkości w myśleniu, ale nie spodziewała się niczego innego. To anielica była od przejmowania się wszystkim, w zasadzie robiła to po prostu za dwoje. Żeby więc była równowaga we wszechświecie, wymordowany nie musiał zbyt wieloma rzeczami zaprzątać sobie głowy. Ciekawe w sumie, co go skłoniło do takiego pytania.
Ktoś nowy pojawił się w pomieszczeniu, wpuszczając przez pospiesznie uchylone drzwi trochę zimnego powietrza, które z całą swoją zła wolą przeleciało przez cały przybytek. Dziewczyna wzdrygnęła się i potarła nerwowo swoją mokrą szyję. Wcześniej nie odczuwała tego jako jakiś dyskomfort, ale już zimny wiatr na obślinionej skórze nie był niczym przyjemnym.
- Martwię się - powtórzyła, robiąc zaraz po tym krótką przerwę na głęboki wdech - bo tracisz nad sobą panowanie, wyprawiasz jakieś dziwactwa i potem niczego nie pamiętasz, a ja nie wiem, jak to naprawić. - Bo najlepiej nie owijać w bawełnę i walnąć prosto z mostu. Gdzieś w głowie albinoski pojawiła się ironiczna myśl, że to może być kolejny napad dziwnego zachowania i znów za chwilkę usłyszy, że niczego nie pamięta, tyle z tego będzie. No ale zaryzykować zawsze można, bo w przeciwnym wypadku pozostanie jakieś drętwe przesiadywanie w ciszy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.11.15 21:37  •  Bar - Page 3 Empty Re: Bar
William jakoś też nieszczególnie musiał wysilać się w życiu. Tyle co przyjść do pracy, wypełnić obowiązki wobec kościoła i w zasadzie nic więcej nie musiał robić. Czasem wyrwie sobie jakąś panienkę do łóżka, czasem często, prześpi się z nią, wróci do siebie. I potem znowu praca, kościół, kościół, łóżko, praca. I tak w kółko, cały czas, aż do znudzenia. Czy to nie monotonne?
Banan cisnął mu się na ustach. Jednak na jego słowa oraz puszczone oczko, pokręcił jedynie głową. Wolał tego nie komentować, ponieważ wytarmosiłby go jeszcze za poliki, aby dodać temu pewien charakter.
- Może przeżyje. Oby przeżył. I daj spokój, nic mi nie będzie. A nawet jeśli, wyjebane mam na to. Kiedyś trzeba kopnąć w kalendarz, co nie? – bardzo optymistyczne podejście do życia, brawo dla tego Pana. Co z tego, że wbrew pozorom jest młody i świetnie się trzyma, przynajmniej wizualnie. Kiedy dokona swojej zemsty, może umierać szczęśliwy.  Jednak na razie przygotował się do zacnych opowieści przyjaciela, chcąc mieć co słuchać podczas obsługiwania klientów.
- W sumie fakt, ty i konfrontacja z walką to kompletna katastrofa. Nawet ja potrafiłbym sobie bardziej poradzić – gdzie trzeba patrzeć na fakt, iż William to pokojowy człowiek, a do bójek odwołuje się w ostatecznej ostateczności - Ale może nie byłoby tak źle, gdybyś musiał walczyć. Może? – uśmiechnął się do niego szeroko, jakby pokładał w nim resztki nadziei. Dalej słuchał go z wymalowanym zainteresowaniem, obsługując to jakiegoś pana, to jakąś panienkę. W pewnym momencie prychnął śmiechem, zaraz starając się uspokoić -  No kurwa, stary, ja nie wiem, czy to podchodzi pod pech czy szczęście. Ale nie będę drążyć – zmrużył na chwilę ślepia, zastanawiając się, czy aby na pewno tak się stanie. W końcu ciekawość go zżerała, a miał parę mało dyskretnych pytań - Dobra, jednak będę. Jakie fanty od niej pożyczałeś? Wyszedłeś od niej w sukience? I co Ci takiego dała? Przespałeś się z nią czy byłeś taką ciapą, że nie odważyłeś się już zrobić tego kroku? – tak, seria pytań musiała być przygotowana. Nie mógł sobie odpuścić, a i tak wypytał o tej mniej istotne rzeczy. Powinien być mu wdzięczny, że nie spytał o bardziej kompromitujące sytuacje, jakie w tamtym momencie przeżył.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.11.15 9:38  •  Bar - Page 3 Empty Re: Bar
Jego obserwacja Rebeki i jej zachowań kończyła się na tym, że spojrzał raz czy dwa w stronę jej kufla i uznał, że nawet jeżeli ona nie ma zamiaru swojego ruszać, to jego porcja znowu niemal się skończyła. Pochłaniał alkohol z kilku powodów, po pierwsze, miał nadzieję, że otworzy to trochę jego umysł, na prawde chciałby się nieco bardziej otworzyć. Mógł rozmawiać o rzeczach trywialnych, ale kiedy chodziło o powagę, zamykał się i milczał. Po drugie, lubił spożywać coś w czasie spotkać, zajmować ręce i buzię, miał wtedy pretekst do zamykania się na chwile i zwyczajnego słuchania. O ile funkcja druga nawet się spełniała, to pierwsza nieco szwankowała.
Wrócił na swoje miejsce, nie myślał długo nad tym, jak znalazł się tak blisko anielicy i w sumie dlaczego. Zbył to pewnie jakimś trywialnym wytłumaczeniem we własnym umyśle, jak chociażby... "bo miałem zachciankę znajdować się metr dalej". Tak, to było bardzo możliwe w jego przypadku. Oparł się więc w miejscu, w którym siedział na samym początku, całkiem wyluzowany, wyprostował nogi i plecy z głośnym westchnieniem ulgi. Lewa ręka leżała luźno oparta na udzie, a prawa zginała się w łokciu jedynie w celu doprowadzenia kufla do ust.
Dobra, przynajmniej tłumaczenie kim jest Alicja miał z głowy. Jego wyjaśnienia byłyby zbyt chaotycznie, rozwiązanie albinoski było najlepszym, olać sprawę i udawać, że ma się pojęcie o co chodzi. Kirinowi także to odpowiadało. Zamiast słów czających się do bycia wypowiedzianym, w jego gardle gościło głównie zimne piwo.
To było całkiem miłe, w oczach wymordowanego, kiedy tak mogli sobie we dwójkę posiedzieć i pić. Czuł się zwycięsko widząc, jak Rebeka pije. To była taka dziecięca radość, prawie jakby namówił własnego ojca do skoczenia z nim z samolotu. W końcu podobno w dobrym towarzystwie wszystko robiło się lepiej. Czuł się niemal jak normalny człowiek, dobrze że chociaż on. Nie mógł przecież wiedzieć, że tylko on był tutaj wyluzowany i spokojny. Gniew z niego uszedł, pozostał Vince w czystej formie.
- Jeszcze trochę i nie będę mógł Cię oderwać od kufla. - Stwierdził natychmiast zaczynając się śmiać pogodnie. Ta wizja mu nie przeszkadzała, a nawet wręcz przeciwnie, bardzo chętnie zobaczyłby to na własne oczy. Nie miał aparatu, ale nie był typem osoby, która wszystko chciała uwieczniać w postaci elektronicznej czy nawet papierowej, zwykła pamięć mu wystarczała. Od tego momentu nieco częściej jego wzrok padał na kobietę, jakby spodziewał się, że ta nagle zacznie dopominać się o alkohol. Pewnie jeszcze nieco czasu minie, zanim faktycznie to zobaczy. Ale wiarę trzeba mieć!
Sielankową sytuację mogło przerwać chyba tylko wracanie do sytuacji sprzed paru chwil. Tylko anielica mogła do tego nawiązać, nikt nie mógł jej powstrzymać. Ani jej myśli. Na pewno sytuacja była dla niej traumatyczna, to było więc naturalne, kiedy postanowiła jednak zebrać się w sobie i zacząć mówić.
W pierwszym momencie Kirina to nie ruszyło. Popijał powoli spoglądając przed siebie do wnętrza sali. Nie odwrócił nawet wzroku, mógł zdawać się zamyślony, tyle że od czasu do czasu kiwnął głową pokazując, że słucha i rozumie. Nie, nie rozumiał. Po prostu starał się pojąć o czym ona do niego mówiła. Co gorsza, w pewnym momencie zaczął traktować to jako zupełnie inną sytuację.
- Jestem wymordowanym, chcąc czy nie, czasem tracę nad sobą kontrolę. - Odparł bardzo logicznie, ze spokojem i opanowaniem głosu. Ograniczył się więc do zwykłego napadu, który zdarzał mu się co kilka dni. - Takiego pecha mam, że zwierzątka z mojego ciała lubią sobie poszaleć.
O ile pamiętał, sytuacja szału dawno nie miała miejsca w towarzystwie innych osób. W tym sensie, że nie zaatakował swoich. Wrogów owszem, wtedy był nawet skłonny poddać się atakom, jako że wzmacniały one jego siłę.
- Nie staraj się tego naprawić. To normalne. Powiedzmy. Tak długo jak panuje nad nieopanowanym.
Zaśmiał się ochryple, jaki rzucił jakiś żarcik.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.11.15 15:24  •  Bar - Page 3 Empty Re: Bar
Od razu poczuła się lepiej, odkąd nie musiała przejmować się nagłą i nadmierną bliskością drugiej osoby. Mimo wszystko posiadała swoją niezmienną bańkę przestrzeni osobistej i w pewnych aspektach nie był do niej dopuszczany nikt, nawet tak długoletni znajomy. Zresztą, teraz wyglądało na to, że nawet powinna zwiększyć minimalny dystans, tak dla własnego bezpieczeństwa fizycznego i psychicznego. Tak czy siak chwilowo nie było to jej zmartwieniem, chociaż z pewnością będzie musiała porządnie rozważyć pewne związane z tym kwestie. Niestety owo wydarzenie bardzo mocno nadszarpnęło zaufanie anielicy względem jej podopiecznego i wprawiało w pewien rodzaj niezręczności.
Kiedy się nie wie, co mówić, najlepiej zabrać się za jakieś inne zajęcie. A skoro już miała przed sobą całą porcję piwa i bezproblemowo uznała, że trzeźwość umysłu w niczym jej nie pomoże, mogła się z czystym sumieniem zabrać za jego spożycie. Nie należała do takich, co byliby w stanie wypić wszystko duszkiem, jednakowoż nie radziła sobie źle. Napoju ubywało z naczynia w sposób dość stały i nawet szybki jak na to, że albinoska praktycznie nie piła alkoholu od dawien dawna. Miło było chociażby tego dnia zrobić sobie wyjątek i trochę zaszaleć, nie przejmować się niczym i po prostu posiedzieć we względnie przyjemnej atmosferze. Wystarczyło wyrzucić z myśli ostatnich kilka wspomnień, by sytuacja na powrót stała się niemalże sielankowa. Niestety, rozmowy na ten temat jakoś nie dało się uniknąć, a skoro już się rozpoczęła, wypadało powiedzieć wszystko to, co do powiedzenia było, nawet jeżeli nic z tego nie należało do rzeczy przyjemnych.
- Chyba w snach - rzuciła z cichym prychnięciem, zaraz jednak chowając jasną twarz za szklanym kuflem. Czy tymi słowami przeczyła sama sobie? Można było tak pomyśleć wnioskując po obserwacjach, ale w rzeczywistości mówiła prawdę. Takie szaleństwo było w jej wykonaniu raczej jednorazowe, a nawet jeżeli nie, to zapewne rzadkie. Była na to zbyt obowiązkowa i skoro nad niektórymi (przez grzeczność nie wskażę palcem) trzeba było praktycznie nieustannie czuwać, to ktoś w takim wypadku musiał być na posterunku. A co jak co, ale na służbie nie należy być pod wpływem, nigdy, przenigdy.
W przeciwieństwie do Kirina, jej w tej chwili nie było an trochę do śmiechu. Nie było niczym dziwnym, że to właśnie dziewczyna przejmowała się podwójnie, wyrabiając normę za oboje, całkowicie normalna sytuacja. Tak było i tym razem, chociaż osobiście chciałaby chociaż raz się zamienić. Wyglądało jednak na to, że czeka ją dość ciężka przeprawa przez dziury w pamięci wymordowanego, który nawet po pierwszych wyjaśnieniach nie zdawał sobie sprawy z tego, co miało miejsce i o czym mówiła anielica.
- Wiem jak to działa i możesz mi wierzyć, gdyby tylko o to chodziło, nie przejmowałabym się. - Przecież szał zarażonych wirusem X stworów nie był jej obcy, zdążyła poznać go już od wielu stron przez tych kilka stuleci życia. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jej podopiecznemu też zdarzają się takie wybuchy i widziała je nie raz. Naprawdę nie zdziwiłaby się kolejnym z nich, nawet jeżeli byłby to pewnego rodzaju problem; tym razem jednak nie tylko widziała logicznie rozumując, ale też intuicyjnie czuła, że coś było bardziej nie w porządku. To było coś innego niż dotychczas.
- A więc następnym razem, jak te twoje zwierzątka będą chciały sobie poszaleć, to niech się dobierają do kogoś innego, a nie do mnie. Nie lubię, jak się na mnie ślini - dokończyła już odrobinkę podenerwowana tym, że w ogóle musi się tłumaczyć. Nie uśmiechało jej się choćby w myśli wspominać tej nieprzyjemnej sytuacji, a co dopiero o niej mówić. Jeszcze znając życie nie zostanie zrozumiana i zaraz będzie musiała dodatkowo tłumaczyć do czego się odnosi. Nie, nie zdziwiłaby się i pewnie z poświęceniem godnym męczennicy wszystko by wyjaśniła. Nawet, jeżeli nie było to łatwe. W końcu nie mogłaby wymagać od Vincenta ani poprawy, ani chociażby zrozumienia, jeżeli wyraziłaby się niedostatecznie jasno. A przydałoby się, żeby na sprawę jednak coś zaradzić, czyż nie?
- I trzeba to naprawić - zakończyła stanowczym tonem, po raz pierwszy od początku tej rozmowy spoglądając na dobermana. W jej oczach błyskała się mieszanka determinacji i pewnej nerwowości, zapewne związanej z samym wspominaniem nieprzyjemnych zdarzeń.
Przydałyby się jakieś ziółka na problemy z pamięcią. Będzie musiała popytać albo poszukać, czy może istnieje coś o podobnym działaniu, a nuż by pomogło? Ewentualnie mniej konwencjonalne metody naprawy mózgu... młotkiem w głowę? Tak lekko, rzecz jasna.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Bar - Page 3 Empty Re: Bar
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach