Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Pisanie 31.10.15 2:53  •  Bar - Page 2 Empty Re: Bar
Rudzielec nie miał żadnych zobowiązać toteż jego życie ciągnęło się z dnia na dzień i było przepełnione pogonią za jedzeniem bądź poszukiwaniem czegoś zdatnego do picia. Urok bycia wolnym strzelcem Desperacji polegały jednak na tym, że jeśli ci się poszczęściło i udało zorganizować pewne zapasy to mogłeś pozwolić sobie na lenistwo i zabawę. Spad więc mając na uwadze te przyjemności przybył w odwiedziny do swojego przyjaciela, któremu miał zamiar poświęcić dzień, a kto wie - może i dwa. Dawno wszak nie miał możliwości wygadania się i po obcowania z kimś innym niż z wilkami. Spad musiał przymusowo zażyć jakiejś towarzyskiej ogłady by przypadkiem nie popaść w jakiś obłęd.
- Dla ciebie wszystko. - Puścił oczko, strzelając jednocześnie w Jabola z palca jednej z dłoni coby zwieńczyć te przyjacielskie zaczepki. Potem zaczął opowiadać, kątem oka lustrując, jak jednoskrzydłowy chłopak odszedł od lady. Nie żeby miał coś przeciwko jego obecności, lecz gdy go zbrakło, Hayato poczuł się swobodniej.
- Ciężka sprawa...Może jednak mimo wszystko przeżyje virusa, lecz nawet gdyby to na Twoim miejscu zachowałbym skrajną ostrożność. Sam wiesz. - Spojrzał z troską znad szklanki na przyjaciela, który wciąż był...człowiekiem. Już to w jakim towarzystwie się obracał wyjątkowo narażało go na zarażenie. Martwiło to wymordowanego, który nie chciał by przyjaciel podzielił jego los. Na wylewanie smutków nadejdzie jednak jeszcze czas. Teraz należało się dzielić tym co zabawne i ciekawe.
- Nawet mi nie przypominaj...Na to przyjdzie jeszcze czas. - Zastrzegł, wspominając jeszcze raz tego chłopaka z pustyni, że aż przebiegł mu po plecach jakiś dziwny dreszcz. O nim jeszcze zdąży opowiedzieć. Upił więc na chwilę obecną nieco trunku coby zwilżyć usta. Obłapił go następnie oburącz, jakby miał zamiar wyssać z niego zawartość rękoma przez ścianki naczynia - No nie takie dziwne. Kobiety bym nie skrzywdził, bronić się ni umiem...Sam musisz przyznać, że gdybym wolno biegał to prawdopodobnie można by mnie było znaleźć w słoikach pasztetowej sprzedawanej na bazarze w Apogeum. No ale wracając do sprawy...To była zima. Zwierzyny w lesie brak. W Apogeum zaś łatwiej nią zostać niż coś z handlarzami utargować. Nie mając za dużego wyboru udałem się do M3. Kręciłem si tam po lasach jako wilk i wtedy natrafiłem na JĄ. Młoda, ruda, kochająca zwierzęta, mieszkająca na obrzeżach....Jak mógłbym nie wykorzystać takiej okazji - pomyślałem. Nie potrzebowałem dużo czasu by znaleźć się wewnątrz jej mieszkania. W końcu taki biedny, wygłodniały, bezdomny piesek jak ja załguje na uwagę, prawd? - Uśmiechnął się zawadiacko, a ślepia jego zabłysnęły konspiracyjnie w półmroku przybytku. - Potem poszło, jak po maśle. Dostałem się do jej domu, zostawiła mnie samego, zmieniłem się w człowieka, zrobiło mi się niedobrze, zabrałem się jednak za pożyczanie fantów, nakryła mnie, znała karate jakieś czy coś, nakopała mi w brzuch, zrobiłem się zielony, żarcie mi się cofało, zarzygałem jej kibel, zaprosiła mnie potem na pogawędkę przy kawie, po czym sama dała mi swój jadalny i niejadalny dobytek w sporej torbie. The end. Nic prostszego. - Wyrecytował lekko, niemal na jednym oddechu wypowiadając każde kolejne słowo coraz to szybciej i ciszej by ostatecznie zaśmiać się lekceważąco i przyssać si do kufla. Miał nadzieję, że w natłoku informacji przyjaciel nie wyłapie tych najbardziej nieistotnych fragmentów i nie zacznie o nie wypytywać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.11.15 21:07  •  Bar - Page 2 Empty Re: Bar
Myśląc o odwiedzeniu jakiegoś baru, niekoniecznie wpadł od razu na pomysł, by udać się właśnie tutaj. Burdel nie był jego ulubionym miejscem, ale znał jego położenie, znał nawet wygląd. To nie tak, że raz dostał nawet propozycje, by tu pracować za całkiem godne pieniądze, w ogóle nie tak. Zwyczajnie jednak odwiedzał od czasu do czasu bar, a nawet jadalnie. Bywały dni, kiedy jadał jak człowiek, najczęściej następowały zaraz po tym, jak ograbił jakąś karawanę z pieniędzy. Wtedy mógł sobie poszaleń, lecz teraz bez grosza przy duszy mógł co najwyżej nawciągać się zapachów, zamówić jakiś alkohol i liczyć na to, że barman gdzieś w tłumie o nim zapomni. Ewentualnie każą mu to odpłacić robotą. A warunki do pracy miał, nie da się zaprzeczyć.
Dziwno byłoby jednak, gdyby wparował właśnie do tego miejsca niosąc kobietę przerzuconą przez ramię. Nawet jeżeli to desperacja, to w takich bardziej cywilizowanych miejscach nie tolerowali tak widocznych prób gwałtu. A on był przecież miły i odłożył Rebekę na ziemię, kawałek drogi od burdelu. Pozwolił jej iść o własnych siłach i nieco się rozruszać, zanim znajdą się w barze. Sam mocno się rozgrzał, odzyskał energie i humor. Nie potrzebował snu w takich ilościach jak inni. Wystarczyło mu więc, że dosłownie na kilka minut wcześniej zemdlał, wcześniej zasnął przez uderzenie Lentarosa i teraz był po prostu jak po kilku godzinach w łóżku. W łóżku, w celu spania oczywiście.
- Może głupio to zabrzmi, ale czuje się jak w domu. - Wyciągnął ręce ponad głowę i strzelił kościami, które od dawna wraz ze stawami nie były w taki sposób poruszane. Przeciągnął się ziewając przekraczając drzwi. Sama ta atmosfera, na pierwszy rzut oka obraz rozpaczy, po dłuższym zagłębianiu się była bardzo ciepła i przyjacielska. Mógł tutaj wleźć, trochę poprzerywać i czuć, że nic wielkiego nie może mu się stać.
Niemal natychmiast skierował się do jednego stolika, którego brzegi były pozdzierane, a powierzchnia blatu pokryta została masą wyżłobień od noża. Jedno, przestawiające krzywą żyrafę najprawdopodobniej znalazło się tutaj właśnie spod ręki Kirina. Usiadł na ławeczce z rozpędu zakładając ręce za głowę i krzyżując nogi ostentacyjnie. Machnął ręką w powietrzu w stronę baru.
- Dwa razy coś taniego poproszę. - Ale sknerą musiał pozostać. Inna sprawa, że nie miał pieniędzy. Z tanich rzeczy będzie się najłatwiej wywinąć.
Nie miał czego z siebie zdejmować, więc zwyczajnie wsadził dłoń pod koszulkę i potrząsnął materiałem kilkakrotnie, by ten odlepił się od jego ciała. Nie pachniało tu za ładnie, ale jego własny zapach też jakiś szczególnie piękny nie był. Pot, krew, wnętrzności ghula, alkohol, brud. Zwykły dzień na Desperacji.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.11.15 21:46  •  Bar - Page 2 Empty Re: Bar
Kiedy usłyszała o wybraniu się gdzieś po drodze, ostatnim miejscem, jakiego mogła się spodziewać, był właśnie burdel. Co by nie powiedzieć, ten przybytek raczej nie kojarzył się ze zwykłymi wypadami na coś do jedzenia. Reb jednak nie zawitała do tegoż budynku ani razu w ciągu swego żywota i najzwyczajniej w świecie nie miała pojęcia o tym, gdzie została przyniesiona. Nie zwracała zbyt wielkiej uwagi na drogę; znaczy, przyglądała jej się, gdy całe otoczenie stopniowo się oddalało, jednak fakt przebywania tyłem do kierunku podróży odrobinkę utrudniało zapamiętywanie trasy. Mimo wszystko byłoby to łatwiejsze, gdyby szła w normalny sposób, jednak na szczęście miała trochę niezłą orientację w terenie i gdy znajdzie się w tym miejscu po raz kolejny, powinna być w stanie je rozpoznać.
Całe szczęście Kirin miała jeszcze na tyle rozwinięte myślenie, by nie wparowywać do jako-tako kulturalnego miejsca z inną osobą przełożoną przez ramię, co z pewnością od razu wzbudziłoby nieprzychylne reakcje ze strony każdej myślącej logicznie istoty. Stanąwszy na nogi, musiała się odchylić do tyłu i rozprostować kręgosłup; w końcu przez ostatnie kilkanaście minut ( a może kilkadziesiąt? Straciła już rachubę) była cały czas zgięta w przód, bez większej możliwości ruchu. Od razu też strzeliła wszystkimi stawami w dłoniach, jak to miała w zwyczaju czynić notorycznie. Niektórych ten nawyk nie wiedzieć czemu mierził, choć sama albinoska nie widziała w niej nic strasznego. Ot, kilka pustych trzasków i po krzyku, a od razu się człowiek lepiej czuł. Aż dziwne, że niektórzy reagowali na to tak alergicznie, skoro im żadna się krzywda nie działa. Pamiętała jeszcze, jak jej własna mama zawsze prosiła, by pohamować się od tego działania, czego jej kochana córa nie mogła zrozumieć.
Nie trzeba było wiele, by do nieco rozleniwionych mięśni na powrót wstąpiła energia. Zmuszona do ruchu dziewczyna nie tylko od razu się rozbudziła, ale też powróciło do niej ciepło. Tym lepiej, gdy już znaleźli się wewnątrz pomieszczenia, gdzie dodatkowo nie mógł ich dosięgnąć wiatr. Atmosfera może nie powalała jak domowe ognisko, ale była całkiem do zniesienia.
- Tam dom twój, gdzie jedzenie twoje - wymamrotała bardziej sama do siebie tę niezbyt wzniosłą sentencję. Kiedyś można by powiedzieć, że dom utożsamia się z rodziną, bezpieczeństwem, akceptacją i jakimś ogólnie dobrym samopoczuciem. Gdyby jednak przyjąć taką definicję, większość mieszkańców Desperacji nie mogłaby się poszczycić jego posiadaniem. Niestety, kraina taka, że ciężko czuć się bezpiecznie gdziekolwiek poza bunkrem przeciwpancernym (a i to niekoniecznie).
Zdjęła z siebie przyduży płaszcz i przewiesiła go przez ławkę, po czym usiadła obok. Od razu zafascynowała się blatem, a konkretnie wyżłobionymi w nim obrazami. Poza oczywistą już krzywą żyrafą i kompletnie przypadkowymi rozcięciami dało się tam znaleźć kilka całkiem intrygujących dział barowej sztuki. Blat może i był mocno sfatygowany, ale dzięki tym wszystkim "ulepszeniom" nabierał unikalnego charakteru i stawał się meblem innym od wszystkich pozostałych. Zresztą, żaden to trwały stan - któregoś dnia stolik rozpadnie się i będzie jedynie drewnianym śmieciem, kończąc najpewniej przerobiony na inny przedmiot, ewentualnie spalony w razie potrzeby.
Zakończywszy obserwacje, oparła łokieć o stół i na zwiniętej dłoni wsparła swój własny policzek.
- Rany, to ja się nie dziwię, że ty się nigdy za randki się nie zabrałeś. - Uczyniła jawny przytyk do postawy wymordowanego, choć oczywiście żadnej innej się po nim nie spodziewała ani też nie oczekiwała nie wiadomo czego. Gdyby jednak komuś przyszło do głowy zastanawiać się, dlaczego wydawać by się mogło tak atrakcyjny osobnik wciąż pozostaje wolnym i swobodnym, to jako jedną z przyczyn można z pewnością wymienić pewien brak obycia z istotami żywymi, a już szczególnie płcią przeciwną. Cóż, nie każdemu jest pisane bycie mistrzem dobrych manier. Dobrze, że przynajmniej nie ciągnął jej za włosy jak jaskiniowiec, co pozwala przypuszczać, że przynajmniej nie cofnął się w rozwoju.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.11.15 23:12  •  Bar - Page 2 Empty Re: Bar
Na tym świecie istniało kilka takich miejsc, gdzie każdy mógł poczuć się bezpiecznie, najtrudniejszy był pierwszy krok i samo przełamanie własnych obaw. Nie ma chyba poza murami takiego miejsca, które szczyciłoby się poziomem kultury wyższym od nawet takiego burdelu i jeżeli ktoś spodziewał się luksusów, to trafił źle, a nawet bardzo źle. Nie było to miejsce dla rozlazłych kluch, a nawet jeżeli taką się było, za wszelką cenę należało utrzymać pokerową twarz.
Prowadzona przez Kirina kobieta prezentowała się lepiej, niż gdyby do wnętrza wstąpiła samotnie. Dzięki temu, na starcie pozbyła się połowy niedoszłych śmiałków gotowych podejść i próbować zagadać. Albinoska, jakby nie patrzeć, wzbudzała zaciekawienie. Nadal nie było to częste zjawisko, a prędzej wiązało się to z szybką śmiercią niżeli posiadaniem niebanalnej urody.
Wychodzone cielsko Kirina opadło na swoje ulubione miejsce. O dziwo, nie prezentował się jak zmarniały dzieciak, nawet jeżeli znowu opuścił kilka posiłków z rzędu. Mięśnie paliły się nieco wolniej i tylko w skrajnych przypadkach, a głodówka skutkowała początkowo jedynie płaskim brzuchem i lekkim rozdrażnieniem. Wizja pałaszowania czegoś jadalnego bardzo dobrze radziła sobie z negatywnymi uczuciami, co dobitnie potwierdzało rozanielone oblicze wymordowanego. Pozwolił sobie nawet na zamknięcie oczu, kiedy już dłoń opadła z powrotem na blat po złożeniu zamówienia. Tylko kątem oka śledził anielice i to, jakie miejsce zajmuje i to jak ogląda obrazki z drewnianej powierzchni. Sam bardzo lubił się tym zajmować, najbardziej ekscytujące było to, kiedy pojawiał się nowy bazgroł. Kto i dlaczego go tam wyskrobał? Jeżeli więc, stała za tym jakaś historia, to chciał ją poznać.
Uśmiechnął się pod nosem na widok swojej krzywej żyrafy, która obrzucała obserwatorów nieco przerysowanym uśmiechem i wypalonymi na czarno oczami. Od kiedy ją tam umieścił, zastanawiał się, ile istnień w ogóle zwróciło uwagę na rysunek. Czasami miał momenty, w których myślał nieco dłużej. Teraz zwyczajnie nudził się, w oczekiwaniu na zamówione trunki mógł jedynie rozmyślać, bo białowłosa zapoznawała się z miejscem.
Ciekawe, czy w ogóle wie, że to burdel.
Przechylił głowę leniwie, oparł się tyłem o ścianę za sobą, więc nie musiał zużywać szczególnie dużo energii na taką czynność. Otoczenie nie zmieniło się, kilka twarzy nawet rozpoznawał, ktoś za barem uśmiechnął się do niego przyjacielsko. Ładna kelnerka, która starała się go poderwać, ale odesłał ją z kwitkiem, kręciła się wyraźnie podenerwowana przy stoliku innych klientów. Rzuciła mu kilka przypadkowych spojrzeń, ale nie miała zamiaru na dłużej wpatrywać się w twarz dobermana, który za każdym razem szczerzył białe zęby.
Uwaga Rebeki zmusiła go do wrócenia na ziemię ze swoimi rozważaniami. Nie był to jednak temat, który szczególnie miał ochotę poruszać, ale skoro wyszło to od niej, to poczuł się niemal zobowiązany cokolwiek wytłumaczyć.
- Po co niby komukolwiek coś takiego? - Odparł, odciągając głowę w przeciwnym do kobiety kierunku. Jego twarz nie wyrażała teraz niczego miłego, więc nie chciał darzyć kobiety swoim spojrzeniem. Z jego ust wyszło coś zupełnie innego, niż gdy układał sobie w myślach odpowiedź. Mówił z wyrzutem, nie mogąc dłużej ukrywać się za maską uśmiechów i obojętności. Jego zachowanie niejednokrotnie wydawało się bardzo prostackie, ale tak łatwiej trzymać ludzi daleko od siebie. Działało tak długo, aż jakaś masochistka albo masochista wpadł na pomysł, że właśnie taki rodzaj faceta jest jego ideałem, zbuntowany chłodny typ, co? Póki nie wpakuje Ci kija w tył głowy, to faktycznie może wydawać się całkiem przyjemny. Nie polecam próbować, zdecydowanie. - Nie jęcz mi tylko, że trzeba Ci faceta, bo znajdę jakiegoś na siłę i zamknę was w pokoju do czasu, aż hormony przestaną buzować. Patrz. - Odepchnął się od oparcia i położył łokcie na blacie przed sobą, kiwną głową i wskazał na kogoś palcem. - Wiesz, że to burdel? Co drugi facet tutaj rozbiera Cię wzrokiem, a pewnie połowa z tego już dawno dyma Cię w swoich myślach.
Kpiący ton, z jakim to mówił, świadczył jedynie o tym, że na pewnym gruncie wymordowany znów stawał się 'sobą'. Bez pohamować, bez kultury i obycia, bez skrupułów mówiąc to, co ślina mu na język przyniesie. Zwyczajnie jednak mówił prawdę. Kiedy wpatrywało się w ciemne kąty sali, co chwila ktoś odwracał niepewnie wzrok, nie wiedząc, czy białowłosa jest zwykłą przypadkową kobietą, czy może jedną z pracownic. Skoro Kirin nie wyglądał na zainteresowanego, to oni już czekali na okazję.
Brutalność jego słów powinna ją otrzeźwić na tyle, by faktycznie zastanowić się, co dobrego mogłoby wyniknąć z takiego randkowania. Jej wizja różniła się diametralne od tej żyrafowej. Komuś, kto większość życia nie spotkał się ze zjawiskiem miłości, trudno było nadawać jej tak wielkiego znaczenia. Kochał jedzenie, czy to się liczyło?
W międzyczasie, kiedy skończył mówić, kelner postawił im na stół dwa wysokie kufle pełne najzwyklejszego piwa o nieco za jasnej barwie, by uznać je za dobre. Łapa dobermana powędrowała natychmiast w kierunku naczynia i zaraz potem, płyn spływał mu do żołądka, a kilka kropel spływało po krótko ściętym zaroście i spadało na koszulkę. Obsługujący ich młody chłopak rzucił niepobłażliwe spojrzenie i odszedł.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.11.15 12:15  •  Bar - Page 2 Empty Re: Bar
Kompletnie nie pasowała do całego tego otoczenia. Była tu po raz pierwszy i poza swoim dotychczasowym towarzyszem nie znała kompletnie nikogo z przebywających w pomieszczeniu ludzi. Dodatkowo jakby nie wystarczyło, że mało się orientowała gdzie w ogóle jest, to jeszcze dość mocno zwracała na siebie uwagę poprzez niecodzienną aparycję. Albinizm mimo wszystko nie był częstym zjawiskiem, choć raz na jakiś czas dało się trafić na osobę dotkniętą tą przypadłością, możliwe że nawet częściej niż w świecie sprzed apokalipsy. Winę za to zjawisko można śmiało zrzucić na promieniowanie, mutacje i inne czynniki, przez które rasy ludzka i nie tylko ulegały licznym przemianom, coraz mniej przypominając siebie sprzed tysiąca lat. Gdyby jednak rozważyć tylko i wyłącznie osoby zgromadzone w barze, Reb znacznie się wybijała w sposób wizualny, jak zwykle stanowiąc białą plamkę na kolorowym tle. Nic więc dziwnego, że większość obecnych rzucała w jej stronę zaciekawione spojrzenia, przecież nie co dzień widzi się takie dziwadło na własne oczy.
Przejrzenie całej artystycznej zawartości stolika nie było wcale czynnością, na którą można by przeznaczyć tylko kilka minut. Przelotne zerknięcia na wyryte w drewnie obrazki nie dawały tego samego, co bardziej dogłębne obserwacje. Gdy się już człowiek porządnie przyjrzał każdemu dziełu z osobna, chłonąc oczyma detale, można się było pokusić o kilka ciekawych myśli i hipotez dotyczących tego, jak owe twory powstawały, kto jest ich autorem i dlaczego znalazły się właśnie na tym blacie. Dla osoby z wystarczająco rozwiniętą wyobraźnią taki jeden niewielkie mebel był doskonałym materiałem na długie godziny rozmyślań.
- Rany Boskie, z tobą to pożartować... - Wywróciła oczami na odpowiedź dobermana. Wyraźnie nie odnalazł dość mocno zauważalnej ironii we wcześniejszym komentarzu anielicy. Może powinna się jednak przyzwyczaić do tego, że nie rozumieją się nawzajem i przestać się dziwić, że ze wszystkich rozmów tej dwójki wynikają co rusz tylko nieporozumienia? Trudno znaleźć chociażby jeden wyjątek od tej nieśmiertelnej reguły, chyba żeby brać pod uwagę również te wymiany zdań, które składały się z jednowyrazowych wypowiedzi. Wtedy może, ewentualnie dałoby się znaleźć jakąś całkiem normalną rozmowę bez ton dogryzań, przegadywania i innych nietypowych elementów, które dla nich już stały się normą.
- Hm? - Zaczynało ją ciekawić to, co Kirin wyrzucał z siebie w formie kpiących komentarzy. Czyżby naprawdę wzbudzała aż takie zainteresowanie pośród klienteli burdelu? Sam fakt tego, gdzie się znalazła, przemilczała - nie przeszkadzało jej to w jakimś większym stopniu tak długo, jak tylko jej towarzysz nie będzie próbował jej sprzedać do owego przybytku za ciepłą kolację. Lepiej by było, żeby nawet o tym nie myślał, gdyż ewentualny odzew byłby gorszy, niż ktokolwiek mógł to sobie wyobrazić. Za to kiedy już rozejrzała się dookoła po pozostałych stolikach i rzeczywiście zwróciła uwagę na innych przebywających w pomieszczeniu, to wtedy właśnie dostrzegła te wszystkie ukradkowe spojrzenia, których była obiektem. Trudno jej było uwierzyć, że dla wszystkich tych ludzi (bądź też nie) mogła być aż taką sensacją. No bo że co, że oni nigdy dziewczyny na oczy nie widzieli? Rozbawiła ją całą ta sytuacja.
- Serio mówisz? No to w takim razie to chyba jakieś ciepłe kluchy a nie faceci, skoro do tej pory żaden nie zagadał, żaden nawet nie spróbował. To aż smutne - stwierdziła z udawanym rozżaleniem, nadal zerkając na te wszystkie rzucane jej spojrzenia. Zauważyła jednak, że mało kto powstrzymał się od obrócenia wzroku zauważywszy, że anielica dostrzegła przypatrującą się jej osobę. No bez jaj, żeby w całej cholernej Desperacji nie było ani jednego Prawdziwego Mężczyzny, który nie bałby się podejść i chociaż spróbować się odezwać do samotnej niewiasty.
A moment, moment. Samotnej?
- A może oni się ciebie boją? - rzuciła zaraz i zachichotała pod nosem. Nie żeby to był jakiś problem czy coś, po prostu wydało jej się, ze właśnie znalazła źródło wymienionego przez siebie "problemu". Przecież to bardzo możliwe, że została uznana za pracownicę z klientem i to dlatego te wszystkie spojrzenia miały w sobie jakąś nutkę zazdrości.
No kto by pomyślał?
Nieważne, czy dostałaby w tej chwili wykwintną polędwicę przyrządzoną po królewsku, sałatkę warzywną czy byle soczek, każda rzecz, którą dało się spożyć i wypełnić pusty brzuch była na wagę złota. Nie dziwiła się więc wymordowanemu, że swój napój konsumował w mało kulturalny sposób, bo sama miała ochotę zrobić to samo. Miała jednak na tyle hamulców, by za swoje piwo zabrać się bez rozlewania go po samej sobie. W końcu to by było marnotrawstwo! Zresztą ważne, że coś w końcu mogło rozrzedzić nagromadzone w żołądku soki trawienne, niwelując choć po części nieprzyjemne uczucie pustki. A że picie na czczo nie jest dobrym pomysłem... kto by teraz o tym pamiętał?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.11.15 16:08  •  Bar - Page 2 Empty Re: Bar
Płyn w kolorze bladej żółci znikał nieodwracalnie w gardle wymordowanego z głośnymi odgłosami przełykania towarzyszącymi temu zjawisku. Co prawda, prędzej czy później będzie musiał opuścić on wnętrze ciała dobermana w niemal identycznej postaci, ale o zupełnie innych wartościach smakowych, teraz jednak wtłaczanie w siebie alkoholowego napoju trwało nieprzerwanie. Dopiero głośne odetchnienie i stuk grubego denka o blat stołu oznajmiło otoczeniu, że zawartość kufla została opróżniona. Jasne szkło odbijało od siebie błyski ze znikomych źródeł światła, dzięki którym pomieszczenie było względnie jasne.
Najwyraźniej Rebeka nie zamierzała aż tak szybko rzucić się na swoją porcję, była ostrożna i traktowała otrzymany napój jak dodatek do rozmowy. Nieco odmiennie od Kirina, który gdy tylko odłożył swoje naczynie, zastanawiał się nad zdobyciem drugiego. Obsługujący ich chłopak stał jednak tyłem do ich stolika zajęty czymś przy barze. Ręka mężczyzny podniosła się do połowy, ale zanim cokolwiek krzyknął, opadła ponownie ku udzie, na którym ostatecznie spoczęła.
Chyba nie do końca się zrozumieli, jak zwykle zresztą. Żyrafa w końcu też żartował, na swój okropny sposób, ale nie na tyle agresywnie, by uznać to za atak na własną osobę. To, że ich rodzaj humoru mocno od siebie odbiegał, było sporym problemem i źródłem wielu nieporozumień.
- Bitki nie są tutaj akceptowane. Takie miejsca też mają swoje zasady. A wszyscy dookoła uznali Cię za zaklepaną, skoro ja tutaj jestem. - potrząsnął głową w celu poprawienia opadających na oczy, posklejanych od wszystkiego co dzisiaj przeszli kosmyków włosów. Mówiąc to, wyraźnie rozglądał się za kimś, kto nie ma zamiaru z przyzwoitości nawet odwrócić swojego wzroku dając wyraźnie znać, że jeżeli ktokolwiek zechce tu podejść, to będzie musiał najpierw zmierzyć się z wymordowanym. Powątpiewał jednak, że ktokolwiek by się zdecydował na tak drastyczny krok. Nawet nie wiedząc, że mają do czynienia ze zmutowaną istotą o niepozornym wyglądzie narażanie się na otrzymanie obrażeń w imię zaspokojenia swoich potrzeb... nie, mało kto na Desperacji się na to pisał. To musiałby być skrajny przypadek wielkiej miłości. Desperacja i miłość... te dwa słowa w jednym zdaniu brzmią stanowczo jak antyteza. - Jasne, że się mnie boją. Może kilku nawet mnie kojarzy. Te same mordki, które przetrwały tu już tyle lat, a ja swoje jednak żyję... chcąc nie chcąc musieli zauważyć, że „ten gówniarz z tatuażami” z roku na roku wygląda jedynie lepiej, więc zrozumieli, że człowiekiem nie jestem. Poza tym...
Jakby od niechcenia zahaczył krańcem palca o wystająca spod jego koszulki żółtą chustkę. Od razu odwiązał ją od szlufek i zawiązał sobie na szyi. Tak prezentowała się całkiem dobrze i sama w sobie stanowiła już spore ostrzeżenie. Nie musiał długo czekać, by gdzieś w głębi pokoju odezwały się pomruki niezadowolenia. DOGS... nie wszędzie byli mile widziani.
- Pij. - ponaglił ją z lekka. Miał już ochotę poprosić o więcej trunku, ale poczekał, aż kobieta sama skończy, żeby nie chodzić dwa razy do baru. Nie miał zamiaru zamawiać jedzenia, niestety. Za takie luksusu, musiałby pracować zdecydowanie dłużej, a przecież wcale nie miał takiego zamiaru. Wystarczyło więc, że zastanawiał się, skąd wziąć pieniądze na to, co już pochłonął.
- Niektóre rzeczy mogą istnieć jedynie w sferze ich marzeń. I oni o tym wiedzą, dlatego się denerwują. Marzenie o czymś to jedna rzecz, ale kiedy wie się dobrze, że coś jest zwyczajnie nieosiągalne, zwykłe myślenie o tym zaczyna irytować. Chcieliby jakoś zareagować, ale wtedy przypominają sobie, że tacy rozżaleni, skopani przez jakiegoś gówniarza straciliby całą dumę i honor. - Oparł łokieć o blat i zgarbił się nad stołem. Z nieudawaną przyjemnością spoglądał na pomieszczenie i gości baru. To patrzenie na nich z góry dawało mu niesamowitą satysfakcję, widoczną wyraźnie w złotych tęczówkach, które połyskiwały niebezpiecznie.
Miał w tej chwili ochotę skopać komuś tyłek. Nerwowo stukał jedną nogą o podłogę. Gdyby w tym momencie był odrobinę bardziej upity, zapewne już dawno ciskałby się z kimś wzajemnie krzesłami. Brakowało mu jakiegoś mordobicia. Przyłożyć komuś, samemu dostać w pysk.
Uśmiechał się lekko, zmuszając kąciki ust do podniesienia się wyżej.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.11.15 16:51  •  Bar - Page 2 Empty Re: Bar
- Cholera - rzuciła, początkowo nie zaznaczając, skąd w ogóle taka jej reakcja i co miała oznaczać. Przerwała sama sobie, by w końcu unieść spory kufel i zlikwidować z niego kilka łyków napoju. Dopiero po tym kontynuowała swoją wypowiedź, od razu czując się lepiej, odkąd w przewodzie pokarmowym było cokolwiek poza czarną dziurą. - No to kaszanka, powiem ci. Jak raz mi się trafia grono wielbicieli i wszyscy teraz myślą, że jestem tu z tobą. Szlag by to. - Mimo wypowiadanych słów, wcale nie wyglądała na jakoś bardzo rozżaloną tym stanem rzeczy. Co prawda przez chwilę bawiła się w grę aktorską i udawała szczery zawód, ale w rzeczywistości jakoś mało jej to przeszkadzało. Niby umiała sobie radzić sama, gdyby komukolwiek przyszło na myśl się nią zainteresować w sposób zbyt natarczywy, ale mając do wyboru użerać się z amantem lub tego nie robić, to aż nadto oczywiste, że wolała drugą opcję. Nie potrzebowała adoracji, choć czasami w żartach narzekała na jej brak, ale tak czy inaczej nie był to wyraz pragnień serca, a raczej dowcipne spojrzenie na swoją sytuację. Miała w życiu ciekawsze rzeczy do roboty niż czekanie na jakiegoś durnego księcia z bajki.
Raz za razem, łyk za łykiem wlewała w siebie kolejne porcje napoju, stopniowo opróżniając szklane naczynie. Nie spieszyła się jednak, chcąc sobie rozłożyć tę przyjemność na trochę dłuższy czas niż marne kilka sekund, jakich było trzeba na wypicie wszystkiego duszkiem. Wolną lewą dłoń odłożyła na blat stołu i zaczęła cicho stukać o niego palcami, sprawnie poruszając wszystkimi po kolei. Pierwszy, drugi, trzeci, czwarty, pierwszy, drugi, trzeci...
Stuk, stuk, stuk, stuk...
- No tak, coś w tym jest - przyznała. Tak, przyznała, właśnie potwierdzając swoją zgodę względem wypowiedzianej przez Kirina racji. A to nie było zbyt częste zjawisko, szczególnie gdy w grę chodziły opinie, a nie fakty. Biorąc pod uwagę to, w jak wielu rzeczach się różnili, warto docenić te nieliczne, w których panowała zgoda. A tu zdecydowanie się nie mylił, szczególnie wskazując na dobrze wszystkim znany symbol Psów. W końcu Reb również miała przy biodrze swoją własną chustę, teraz doskonale widoczną, bo już nie miała na sobie płaszcza. Nic więc dziwnego, że nikomu nie uśmiechało się zaczepiać tej dwójki. Wyraźnie wiedzieli, że nie ma po co, gdy się chce ujść z życiem.
- A co ja niby robię? - westchnęła nieznacznie, pociągając kolejny łyk swojego piwa. Chłopie, mógłbyś nie być ze wszystkim taki niecierpliwy. - Jak mnie będziesz poganiał, to ci zrobię na złość i do rana nie dopiję. - Była zdolna tak zrobić, ale wątpiła, by było to konieczne lub by w ogóle miała na to szansę. Dobermanowi z pewnością prędzej czy później znudziłoby się czekanie i kolejną porcję wziąłby po prostu dla samego siebie. Mimo wszystko jeżeli chciał dotrwać do momentu, w którym anielica dokończy swoją, nie pozostało już wiele. Płyn mógł znikać powoli, ale za to systematycznie.
Rzuciła w kierunku Vincenta trudne do nazwania spojrzenie. Zupełnie jakby zamiast niego siedziała tam jakaś inna osoba, jakaś dobra koleżanka, z którą rozmawiałyby sobie radośnie o zupełnie normalnych sprawach. W tych chwilach, kiedy wymordowany gadał całkiem do rzeczy i na spokojnie, zdecydowanie przyjemnie się słuchało. Można nawet powiedzieć, że wtedy całkiem go lubiła i nie miała oporów, by to okazywać. Uśmiechnęła się więc niby mimochodem, a tak naprawdę nawet z pewnym sentymentem.
Cichy stuk oznajmił, że trzymane przez albinoskę naczynie było już puste. Zdjęła ręce ze stołu i jednym sprawnym ruchem odgarnęła wszystkie swoje białe włosy do tyłu, gdyż wcześnie zaczęły opadać jej na twarz. Grzywka rzecz jasna od razu powróciła na czoło, ale pozostałe pasma pozwoliły się względnie ułaskawić i przestały atakować czerwone oczęta. Już nie będąc skupiona na piciu, rozejrzała się wokół po raz kolejny. Chyba nic się nie zmieniło, ale i tak przyjemnie było poprzyglądać się wszystkim siedzącym nieopodal. Jakieś szemrane sprawki załatwiane w kącie, obsługa krążąca pomiędzy zagadującą ich klientelą, wystrój pomieszczenia; wszystko razem tworzyło całkiem znośną atmosferę, a przynajmniej o wiele lepszą od ciemnej nocy panującej na zewnątrz. Zdecydowanie nie chciało jej się stąd nigdzie ruszać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.11.15 22:47  •  Bar - Page 2 Empty Re: Bar
Pomimo tak jawnego szydzenia z mężczyzny, ten sam dobrze się w tym momencie bawił. Jakie to niesamowite, że odrobinę lepsze warunki bytu i nagle wszystko zaczęło się poprawiać. Nawet on, uszczypliwy i wiecznie warkliwy doberman miał w tym momencie ochotę pośmiać się, szczerze u otwarcie.
- Rzucę Ci kasą na stół, wstanę i pójdę do baru. Wtedy na pewno znajdą się zainteresowani. - powiedział pół żartem, pół serio. Zwykła ciekawość mogła go skłonić do takiego działania, żeby się przekonać, ilu chętnych podeszło by do stolika samotnej albinoski. Ona dowiedziałaby się, ilu facetom namieszała w głowie, a on ilu wielkich byków się go obawia. Nie, to nawet nie było tak. Większość nie podchodziła ze zwykłej przyzwoitości, wcale nie musieli się go obawiać.
Jego wzrok śledził kufel Rebeki, który powoli się opróżniał, a więc i on nie musiał strzępić sobie języka na kolejne słowa poganiania. Dziwnie mu było z tym zjawiskiem, pijącej anielicy, chyba jeszcze nie udało mu się nigdy namówić ją do wypicia większej niż to ilości alkoholu, a mimo to, kiedy jej naczynie powędrowało w dół, machnął ponownie ręką na kelnera zamawiając kolejną porcję. Kręcił trochę nosem na niedostatek pożywienia, ale po to musieliby udać się chociażby do jadalni. Wszakże bar, szczególnie ten tutaj, nie służyły specjalnie do pożywiania się. Może jakieś krakersy by dostali, ale nic poza tym.
Naszła go refleksja na temat swojej ostatniej diety. Wcześniej wcale nie odczuwam potrzeby zatapiania zębów w ludziach, ale kiedy kilka razy zdarzyło mu się to w czasie szału, zdał sobie sprawę, że to jest to. Potrzebował tego, takiej brutalności z granic dobrego smaku, która wstrząsała nie tylko otoczeniem, ale samym wymordowanym. Z roku na rok stawał się co raz agresywniejszy, napady braku kontroli były dłuższe i kończyły się w okropniejszy sposób, niż te sprzed nawet kilkunastu lat. Dalej wstecz nie był w stanie zajrzeć, miał idealnie wyborową pamięć, a skoro nie działo się wtedy nic ważnego, to informacje o starych czasach wyciekały z jego głowy niczym większość wtłaczanej przez Zimmerman wiedzy.
Znowu nie miał co mówić. Kiedy kolejnego jego zamówienie trafiło na stół, schylił się mocniej nad blatem, otoczył kufel ramionami i oparł czoło przed jasnożółtym napojem. Westchnął głośno w stronę drewnianej powierzchni. Nie zamykał oczu, chociaż nie widział nic, poza ciemną plamą. Wpatrywanie się tak w mrok dawała mu satysfakcję, mrugał normalnie i zastanawiał się nad kilkoma rzeczami.
Znowu mam ochotę wbić sobie nóż w rękę. Cholera, Kirin, twoja psychika siada, albo tak bardzo brakuje Ci porządnego kopa.
Zamknął oczy. Hałas z otoczenia jakby ucichł, było to jednak subiektywne odczucie wymordowanego.
Koniecznie muszę stawić się po jakąś misję, albo zapytać Fenka, czy nie ma miejscówki do obrobienia. Kasyno... słabizna, nikt nawet go nie pilnował. Ja pierdole, znowu prawie nic nie pamiętam. To jest najgorsze. Od kiedy to żyrafy mają problemy z pamięcią.
Mógł teraz wyglądać, jak ktoś płaczący ukradkiem, albo słabnący człowiek, który musiał się o coś oprzeć. Przez dłuższą chwilę nie ruszał się, nie mówił nic, nawet jego oddech stał się płytki i powolny. W końcu jednak, głośne wciąganie powietrza przez nozdrza dało znać, że jeszcze żyje, a zaraz potem poderwał się w końcu od blatu i znowu oparł chwytając za kufel i kierując go do buzi.
Pij wpatrując się nieobecnym wzrokiem w przestrzeń przed siebie. Nie skupiał się na nikim konkretnym, właściwie to niewiele kształtów rozpoznawał. Piwo jednak wlewało się w jego gardło powoli.
Może powinienem zrobić coś z tymi atakami? Nosić coś, co będzie mnie powstrzymywać, kiedy będę czuł się gorzej? Opium? Trochę ryzykowne, chociaż w małych ilościach... nie, za ekskluzywny towar. Chyba lepiej dać znać Fenkowi, że powinien porządnie mi przyłożyć za każdym razem, gdy stracę świadomość.
- Zdarzało Ci się kiedyś nie pamiętać całego dnia? Albo nawet kilku? - Zapytał nie odwracając wzroku, księżycowym głosem, na chwilę odrywając szklaną ściankę od ust. Niewątpliwie jednak nie mówił do siebie i czekał na odpowiedź kobiety.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.11.15 13:03  •  Bar - Page 2 Empty Re: Bar
Wystarczy tylko trochę odpowiedniego nastawienia i dobrej atmosfery, by móc po prostu spędzić chwilę czasu na wspólnym śmianiu się dosłownie z głupotek. Niby nic, a jednak dawało całkiem sporo radości. Zupełnie jakby nigdy się nie kłócili, a przecież jeszcze nie tak dawno warczeli na siebie niczym dzikie psy. Tak to już po prostu chyba musiało wyglądać: od skrajności w skrajność z rzadkim występowaniem etapów pośrednio-neutralnych. No i trudno, jakoś z tym żyć trzeba - przetrwać gorsze momenty i cieszyć się z tych dobrych tak długo, jak tylko się da.
- Pomysł nie taki głupi - zaśmiała się - ale obawiam się, że nie tylko nic przy sobie nie masz, ale też na mnie nie byłoby cię stać - dorzuciła od razu, uśmiechając się z satysfakcją. Ciekawie byłoby zobaczyć reakcję otoczenia, gdyby rozegrała się taka scena. Czy wtedy ktokolwiek odważyłby się podbić do albinoski, czy wszyscy zdążyli już sobie odpuścić tę myśl? Możliwe, że obecni w burdelu byli zainteresowali dziewczyną tylko na poziomie obserwacji i wyobrażeń, nie celując w żadne rzeczywiste działania. Taka opcja też wchodziła w grę i na dobrą sprawę byłą całkiem realna.
Brak czegokolwiek konkretnego do jedzenia trochę doskwierał, ale dało się go jakoś przeżyć. Na całe szczęście Reb nie była nieszczęśliwą posiadaczką wagi i nie miała pojęcia, jak bardzo źle wygląda masa jej ciała na tle ogólnie przyjętych norm zdrowotnych. Chyba każda babcia widząc wysoką, chudą dziewczyn natychmiastowo pobiegłaby do kuchni po wszystkie swoje specjały lub, w bardziej pesymistycznej wersji, wybrała się na drugi świat z powodu silnych emocji. Warunki nie pozwalały nikomu na utuczenie się, a utrzymanie swojego wyglądu w normie stanowiło nie lada wyzwanie. Anielica często nie miała czasu ani możliwości niczego zjeść, cały dzień chodząc z pustym żołądkiem lub o jakimś marnym obiadku. Stąd też nie ma się co dziwić, że wyglądała jak wyglądała i sama wobec siebie musiała się przyznać, że w tych gorszych okresach życia bardziej przypomina wieszak niż człowieka. Przynajmniej nie było aż tak źle, by miała być pomylona z anorektyczką - co to, to nie i nigdy w życiu. Na tyle jeszcze dbała o siebie, by nie stać się kościotrupem powleczonym w biała skórę.
Czekając na przybycie kolejnego zamówienia, wróciła do stukania palcami o blat. Po prostu musiała coś robić ze sobą, a skoro rozmowa chwilowo umarła, to pozostawało jej bawienie się rękami. Dlatego też jasne palce po raz kolejny wpadły w równomierny rytm uderzania w pokiereszowane drewno, wydając przy tym zlewające się ze sobą ciche dźwięki.
Stuk, stuk, stuk, stuk.
Ciekawe, o czym znów tak rozmyślał. Rzadko zdarzało jej się podejrzewać swojego podopiecznego o jakieś głębsze życiowe refleksje, ale one jednak od czasu do czasu miały miejsce. Bywały one jednak różne i mogła mieć pewność, że części z nich doprawdy nie chce znać i lepiej, że nie będzie miała ku temu okazji. Inaczej jednak, gdy rozłożył się płasko na stoliku i nie odzywał się przez dłuższy czas. Przypatrywała się mu uważnie przez cały ten czas, zastanawiając się, co się u licha dzieje. Z tego co widziała chyba nie zasłabł ani nic w tym stylu, zresztą żeby do tego doszło to musiałaby mieć naprawdę gargantuicznego pecha. Cucić go trzeci cholerny raz w ciągu jednej nocy? To by był chyba całkiem trudny do pobicia rekord.
Nawet gdy już się podniósł ,dziewczynę nadal z lekka niepokoił mocno nieobecny wzrok. Wolałaby, żeby jednak nie zdarzyło mu się nagle zapomnieć i rzucać na wszystko i wszystkich dookoła, bo prawdopodobnie nie byłaby w stanie odpowiednio zareagować. Już trudno powiedzieć, czy gorszy byłby nagły szał, czy ta obecna bierność. Przeniosła zrezygnowany wzrok na migoczący za szkłem jasny płyn i w milczeniu zabrała się za jego konsumpcję. Z drugim poszło jej już sprawniej, jak gdyby dopiero zaczynała się rozkręcać. Stąd też gdy padło to jakże dziwne pytanie, z piciem była już blisko finiszu.
- Huh? - Przez chwilę patrzyła na dobermana tak, jakby nie do końca rozumiała o co mu w ogóle chodziło. Dziury w pamięci? Raczej nie chodziło o stopniowe blaknięcie wspomnień, które to zjawisko przecież występuje u właściwe wszystkich. A jeżeli zaś chodzi o nagłe czarne dziury w mózgu dotyczące najbliższych wydarzeń... wydało jej się to zdecydowanie niepokojące. - Nie, a dlaczego pytasz? - Czyżby sam miał taki problem? Nie było to wykluczone, choć w takim razie trochę się zdziwiła, że właśnie przy niej wyciągał tę sprawę. Nawet gdyby miała najlepsze chęci, raczej nie była w stanie naprawić mu niczego w mózgu, ani nawet niczego poradzić na zaniki w pamięci. Najzwyczajniej w świecie się na tym nie znała, no ani odrobinkę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.11.15 18:56  •  Bar - Page 2 Empty Re: Bar
Chyba tym razem trafiła w jego humor, ponieważ całkiem łatwo i głośno się roześmiał. Zdaje się, że miała podwójną rację, chociaż sprawa druga była trochę rzeczą względną. Ona mogła się cenić tak, a ludzie daliby jej co innego. Nie był to jednak temat do rozważania, a tym bardziej do wspominania o nim na głos.
Jego salwa śmiechu nie przedostała się tym razem przez ogólny hałas w pomieszczeniu i od tego momentu mogło się wydawać, że zostali raz na zawsze odcięci od ukradkowych spojrzeń i szeptów innych klientów. A ci, gdy tylko ktoś nowy zjawiał się we wnętrzu, przerzucali nań swoje zainteresowanie.
Nastało teraz kilka tych dziwnych momentów, kiedy z powodu ciszy i braku lepszego zajęcia każde sięgało po swój kufel. Kirin, zajęty chwilowo rozmyślaniami, pił bardzo powoli i tym razem to anielica mogła pochwalić się wyprzedzeniem go. Trzeba było pamiętać, że to właśnie wymordowany już wcześniej pochłaniał alkohol i odczuwał konsekwencje swoich działań. Nawet zimno, które wtedy go otrzeźwiło przestało im już przeszkadzać, więc teraz mógł na nowo poddawać się myślom, które zaprzątały jego głowę. Niewątpliwie procenty sprzyjały takiemu bujaniu w chmurach, co gorsze kwestie dużo łatwiej pojawiały się w głowie.
Bardziej od tego, że w chwilach swej słabości mógłby przypadkiem zaatakować Bogu ducha winnych ludzi martwił się o to, że nie pamiętał swoich czynów. Jeżeli się czegoś nie pamięta, branie konsekwencji na siebie wygląda jak nieuzasadniona kara, obwinia się innych, zatraca w tej nienawiści. Mocniej obawiał się więc tego, że przyjcie mu żyć w przekonaniu, że jest niewinny.
Oparł się nagle o ścianę za sobą uspokajając jeszcze wcześniejszy śmiech, chociaż wszystko to wyglądało na naciągane i przesadzone, w którymś momencie zaczął się nawet krztusić i kaszleć. Na końcu zamilkł i patrzył w sufit baru bez słowa wyjaśnienia.
Jego zachowanie dla osoby obserwującej go z zewnątrz mogło wydawać się niepokojące. Raz mówił bardzo dużo, by zaraz potem zamilknąć bez ostrzeżenia i pogrążać się w swoich dziwnych myślach. Dołożył jeszcze to, że nagle uśmiechnął się kpiąca i parsknął cicho.
Rebeka mogła jedynie domyślać się, do czego doszedł w swoim procesie myślowym, a on sięgnął po kufel, wychłeptał zawartość do końca, oblizując skraj kufla językiem, odłożył naczynie na blat stukając tym tak samo mocno jak pierwszy i bez odrywania palców od ucha, przesunął się wyraźnie na swojej ławce. Był teraz wystarczająco blisko kobiety, by mogła poczuć się bardzo niekomfortowo. Bez ostrzeżenia oderwał rękę, którą dotychczas podpierał się o oparcie i położył ją na udzie anielicy, by natychmiast zacząć lekko masować jej nogę. Przez chwilę robił to w ciszy, wbijając wzrok gdzieś w dół, nie na żadnym konkretnym punkcie, aż jego druga dłoń oderwała się od kufla i spoczęła na przeciwnym do dotykanej kończyny, ramieniu albinoski.
Nachylił się nad jej twarzą i zaczął mówić bardzo cicho i bardzo powoli.
- Bo widzisz. Zdarza mi się coś robić, a potem tego nie pamiętać. - jego szept był dziwnie szorstki, prawie jakby wymagał od kobiety natychmiastowej odpowiedzi na pytania, które sobie zadawał, a na które nie był w stanie wskazać jednoznacznej, bądź po prostu zadowalającej go odpowiedzi. - Nie mam pewności, że jutro będę pamiętał cokolwiek z tego dnia. Może nawet teraz robię coś, nad czym nie panuję.
Twarz wymordowanego nie wyrażała żadnych emocji. Jego wzrok sprawiał, że zdawał się być nawet znudzony całą sytuacją. Podkrążone i sine oczy nie wyróżniały się aż tak mocno na tle jego ciemnej karnacji, niż gdyby był blady jak jego towarzyszka. W takim zbliżeniu tworzyli dodatkowy kontrast, właściwie pod każdym względem wizualnym. To on tu był dziki i niezrównoważony, a ona była jego ofiarą.
Palce powoli ślizgały się po szorstkiej powierzchni dżinsów, wędrując najpierw w okolicę wewnętrznej cześć uda, a potem nagle zboczyły ostro ku górze wsuwając się lekko pod materiał jej bluzki i spoczywając ostatecznie na ciele tuż na linią spodni. Jego dłonie było zimne, dalej nie odtajały po podróży przez ciemną noc. Równie dobrze mogły być cały czas takie chłodne i szorstkie. Teraz dodatkowo pokryte świeżymi strupami po drzazgach.
Zadbał o to, by jego małe poczynania nie zostały zauważone przez nikogo w sali. Spodziewał się reakcji, ale tylko ze strony kobiety. Dodatkowo naparł na nią swoim ciałem, żeby przypadkiem nie zaczęła się za mocno wyrywać.
- Nie tracę kontroli nad swoim umysłem, ale nad ciałem. A potem tracę wspomnienia. - Dodał po chwili. Jeżeli anielica nie miała wcześniej okazji do przyjrzenia się jego oczom z bliska, to teraz mogła tego dokonać. Złote oczy wpatrywały się tylko w jej spojrzenie.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.11.15 19:45  •  Bar - Page 2 Empty Re: Bar
Chociaż przez jakiś czas udało się po prostu wspólnie pożartować, tak jak zwykli to robić normalni ludzie w swoim towarzystwie. Tematyka była trochę specyficzna, ale przecież nie mówimy tu o nikim, kto wpasowywałby się w jakkolwiek przyjęte normy. Gdyby się tak dokładniej dopytać dziewczyny, co miała na myśli przez swoją wypowiedź, wtedy każdy ciekawy dowiedziałby się jednej, prostej rzeczy - ceniła się po prostu zbyt wysoko na to, by ktokolwiek był w stanie ją kupić. A to, że niektórzy dokonaliby wyceny w inny sposób, to już nie było ważne. Nie należała do tych osób, które przejmowałyby się opinią innych osób na swój temat.
Wystarczyła jeszcze tylko chwila, by przypisany do anielicy kufel spoczął pusty na pooranym drewnie stolika, jeszcze zanim jej towarzysz dokończył swój własny napój. Właściwie to miała już dość, w końcu ile jest w stanie pomieścić na raz jeden pokurczony głodówkami żołądek. Wyłożyła łokcie na blacie i na dłoniach podparła głowę, którą przekrzywiwszy wpatrzyła się w przeciwległy kąt sali. Nie wiedzieć czy ze zmęczenia czy z jakiegoś innego powodu, ale gdy nie przyglądała się żadnemu konkretnemu obiektowi, to świat stawał się odrobinkę chwiejny. Gdy jednak skoncentrowała się na danej osobie czy przedmiocie, wszystko po chwili wracało do normy. Niby mało szkodliwe zjawisko, ale raczej nieprzyjemne. Przymrużyła oczy, chcąc trochę zniwelować ten efekt i móc w spokoju oddawać się czczej kontemplacji byle czego.
Nie poświęciła siedzącemu obok mężczyźnie ani ułamka uwagi przez dłuższy czas i najwyraźniej to był błąd. Z przyjemnego odrętwienia z nagła wyrwało ją dopiero niespodziewane przysunięcie się wymordowanego, na które zdjęła ręce ze stołu i wyprostowała się, zerkając nań ze szczerym zdezorientowaniem. Co mu się tak teraz uwidziało? Zmarszczyła brwi, próbując doszukać się jakiegoś logicznego wytłumaczenia, ale zanim zdążyła cokolwiek wymyślić, kolejny element tej przedziwnej sytuacji zbił ją z tropu.
Co. Że co. ŻE CO?
Dosłownie zbaraniała. Przeniosła wzrok na swoją nogę, chociaż w tej chwili jej uwagę zajął inny obiekt - ręka, która zdecydowanie nie powinna się tam znajdować. To miał być jakiś żart? Nie mogła się zdobyć na żadną reakcję, ni werbalną ni fizyczną, po prostu wpatrując się tępo w intruza i nie mogąc wydobyć z siebie dźwięku. Cofnęła się odruchowo, gdy tylko jeszcze się przybliżył, próbując sygnałami myślowymi zmusić swój organizm do jakiegoś przeciwdziałania. Na próżno. Tylko serce waliło jej jak młot i miała wrażenie, że jest to jedyny dźwięk wypełniający pomieszczenie. Rozmowy znikły gdzieś w tle, śmiechy rozentuzjazmowanych klientów i brzęk stawianego na stolikach szkła rozpłynęły się w niewiele znaczący wobec tego łomotania szum.
Łup. Łup. Łup. Łup łup. Łupłupłupłupłup...
- C-co... c-c-co t-ty... - - ledwie udało jej się wyszeptać, ale chwilę później ogarnięte stresem ciało po raz kolejny odmówiło anielicy posłuszeństwa. Z nagła zrobiła głęboki wdech, ale żadne słowa nie padły, choć bardzo chciała mówić dalej. Ba, że mówić. W duszy brzmiał jej paniczny krzyk, rwący wręcz do wyrwania się na zewnątrz i wyrażenia tego wszystkiego, co się w niej teraz kotłowało. Była po prostu cholernie przerażona.
Tu nawet nie chodziło do końca o to, co się działo. Wiedziała, że całkiem spora ilość osób byłaby w stanie zachować się wobec niej w podobny sposób, ale z grona możliwości zawsze, ale to zawsze wykluczała tego, który cały czas siedział obok niej. To się jej po prostu nie mieściło w głowie, że jedyny facet w tym pomieszczeniu, którego uważała za nieszkodliwego wobec swojej osoby okazał się być tym, który jako pierwszy wdarł się z butami w przestrzeń osobistą albinoski. Każdemu innemu zapewne od razu dałaby w twarz, odepchnęła czy cokolwiek, ale teraz nie umiała się na to zdobyć. Najzwyczajniej w świecie była w szoku i nie wiedziała co robić.
A sprawy toczyły się dalej.
Dotyk zimnej dłoni na jej talii był kolejnym bodźcem, który wywołał przedziwne i nieoczekiwane reakcje. Drgnęła gwałtownie, zaciskając na chwilę powieki i zagryzając zęby, o mało nie dostając przy tym szczękościsku. Wystarczyłoby jej już chłodu na dziś, szczególnie że dopiero co odzyskała całkiem normalną temperaturę ciała, stąd też kontrast był całkiem spory. Mimo woli zaczęła się lekko trząść, zupełnie jak gdyby miała zaraz po raz kolejny wybuchnąć płaczem, umrzeć z zimna albo chociażby porządnie się zezłościć. Dowolnie do interpretacji, bo żadna z tych opcji nie była do końca prawdziwa. A serce waliło nadal.
Łupłupłupłupłup.
- P-prze-estań - zająknęła się, jeszcze bardziej wciskając się w ścianę. Wredna istota, odciął jej wszystkie możliwe drogi ucieczki. Z trudem zmusiła się do poruszenia sparaliżowanymi rękami, które skierowały się ku ciemnej męskiej dłoni, starając się ją odsunąć od bladej skóry anielicy. W tym też momencie na powrót otworzyła oczy, tym razem już nie wbijając ich w podłogę, ale poszukując spojrzenia wymordowanego. Bała się tego, co może tam ujrzeć i kiedy ostatecznie zdobyła się na podniesienie głowy, spotkała chyba najgorsze, co mogło jej się przydarzyć.
Bo nie wyglądał, jakby żartował.
Łup. Łup. Łup.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Bar - Page 2 Empty Re: Bar
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach