Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

Zwlekłam się mozolnie z łóżka pryczy, gdy pierwsze promienie słońca uderzyły wprost w moje ślepia. Przetarłam zmęczone powieki i mlasnęłam dokładnie dwa razy po przydługim mlaśnięciu.
" Jaki piękny dzień! Słonko świeci, ptaszki ćwierkają. Chce się żyć! " - tego właśnie nie pomyślałam. Podniosłam się do pionu i wtem odkryłam, że wstałam lewą nogą. Z moich ust poleciała wiązka przekleństw na "k", "ch", "j", a nie chodzi mi tutaj o "jasny gwint!" czy "kobyla noga!". Niestety, jako przesądna osoba byłam podłamana psychicznie. Usiadłam na krawędzi materaca i rozmasowałam skronie. Cóż by tu zrobić, nie chciałam w końcu mieć nieszczęścia. Co prawda nie było tak samo wielkie jak stłuczone lustro, ale sam fakt!
Złapałam się za głowę i myślałam, pobudzając wszystkie atomy, elektrony czy inne tałatajstwo do roboty. W pierwszej minucie nie przyszło mi nic ciekawego do głowy, jednakże w drugiej mózg zaczął pracować.
Eden!
Tak, to było miejsce, gdzie mogłam odpracować ten haniebny czyn. Co prawda mogłabym przeprowadzić starszą panie przez jezdnie, ale gdyby spostrzegła mój brak identyfikatora i zawołała gliny, musiałabym ją zabić. Eh.. pozostaje mi tylko wycieczka tam, skąd gołębie srają, czyli do góry.

Związałam włosy w kucyka, ubrałam czysty sweter i czarne spodnie, a następnie psiknęłam się perfumami pożyczonymi ze sklepu. Czułam się świeżo i swobodnie, więc zachowując ostrożność ruszyłam ku świętym miejscu. Niczym krowa z Milki miałam zamiar czynić dziś dobro. Łączyć ludzi, robić dobre uczynki i inne srata pierdata. Załóżmy, że to co uskrzydleni robią na co dzień.

W końcu udało mi się przebyć całą drogę do Edenu. Jak zawsze - lus blus. Było tu całkiem inaczej, niż w Desperacji. Coś mi mówi, że częściej muszę tu przebywać. Oplotłam wzrokiem otoczeniem i postanowiłam wbić do lasu. Nazbieram grzybów czy coś tam i rozdam przechodnią. To już mi da jakieś plusy u Boga i może nie będzie mi dane mieć złamanej giry, nosa czy tętnicy (w końcu kto wie czy się i tak nie da!).
Wolnym krokiem weszłam między drzewa, podziwiając widoki. Co prawda nie zachwycały mnie tak bardzo, ale dał je nam stwórca, a on podobno słyszał myśli, a więc zachwalałam go w niebo głosy dreptając ścieżką. Żadna jednak jadalna roślinka nie rzuciła mi się w oczy.
- Kurczę. - Powiedziałam do siebie, przygryzając wargę. - Kurczę.  - Powtórzyłam po kolejnych paru metrach trochę głośniej. - KURCZĘ. - Wręcz krzyknęłam, ale zaciskanie zębów zagłuszyło wydający się ze mnie dźwięk. Jakiś wróbelek czy inny ptaszek, przestraszony wbił się w powietrze. Ogarnęłam się trochę i głośno westchnęłam. Chyba nici z mojego arcybanalnego planu.
Wypuściłam z siebie kolejny raz powietrze, uniosłam wzrok i... i... ujrzałam blond czuprynę. O dziwo wyglądała mi dość znajomo. Uniosłam zaciekawiona wypielęgnowaną brew ku górze. Wolałam jednak nie wyjść na większego debila, niż jestem i dogoniłam przybysza, a gdy już wyrównałam się z nim - wyskoczyłam wprost pod jego nogi.
- Isao? Tak myślałam, że to ty. - Rzuciłam, gdy potwierdziło się moje przypuszczenie, że to znajomy mi anioł. - Dawno się nie widzieliśmy, pamiętasz mnie jeszcze? - Na mojej twarzy zagościł uśmiech, gdyby niczym tajemnicza siła przypięła mi kąciki ust do policzków.. spinaczem. Spotkanie z młodym mężczyzną było jedną z najszczęśliwszych rzeczy jaka mogła się zdarzyć po wstaniu lewą nogą! On musiał mieć jakieś znajomości z tym na górze.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wrócił do Edenu. Tu był jego dom, tu był dom wszystkich aniołów, tak więc wracał tutaj od czasu do czasu. Nie ważne jak bardzo chciał pomagać innym i jak bardzo był temu oddany - on także potrzebował odpoczynku. Odpoczynku od pracy, nerwów, wędrówki, wysiłku. Odpoczynku od tego, że często na swej drodze napotykał istoty, które wręcz przechodziły ludzkie pojęcie. Napotykał także wiele osób, które nie były w stosunku do niego zbyt przyjaźnie nastawione. Każdy dzień był wędrówką, każdy dzień był pracą, każdy dzień był walką o własne życie, bo niebezpieczeństwo mogło nadejść zewsząd i nagle. Jednak przede wszystkim musiał odpocząć od pobytu na Desperacji. To tam było najwięcej potrzebujących, to tam zamierzał pracować jako lekarz. Ale tam również było nagromadzenie tego, co mogło wywołać u niego bardzo groźne choroby. Promieniowanie i pozostałości wirusa X szkodziły także jemu. Modlił się do Boga przed każdą wyprawą, prosząc go o to, by czuwał nad nim, dał mu siły i nie pozwalał by choroba dotknęła także i jego, bo wtedy nie mógłby nieść pomocy innym. I póki co Bóg wysłuchiwał jego próśb. Był mu za to niezmiernie wdzięczny.
Było kilka rzeczy, które robił zawsze, gdy wracał do Edenu. Był to już jego mały rytuał, który wcale mu się nie nudził i którego wcale nie zamierzał zakończyć. Przychodził do Edenu, odwiedzał Alicję, chodził na łąkę, sprzątał w swoim mieszkaniu, rozmawiał z aniołami i ... szedł do lasu życzeń, przez niego zwanego świętym lasem. Tu się uspokajał, tutaj pozbywał się wszelkich toksyn, w co sam wierzył. Czystość i piękno tego miejsca sprawiały, że odprężał się, zapominał o wszystkim złym, co mogło krążyć po jego głowie i zbierał siły. Miał wrażenie jakby wszystkie zmartwienia go opuszczały, a organizm był oczyszczany ze szkodliwego promieniowania, które już się do niego dostało. Zawsze też modlił się w tym miejscu, prosząc Boga o to samo - o siłę, o zdrowie i o to, by z powodzeniem mógł nieść pomoc tym, którzy jej potrzebują. Teraz jednak miał także inną prośbę. Chciał prosić o to, by anioły, które zaczęły zachowywać się jak fanatycy - zaprzestali tego, przejrzeli na oczy i przestali krzywdzić niewinnych. Nie mógł zrozumieć ich zachowania i liczył, że jego modły będą wysłuchane.
Był właśnie w drodze do swojego ulubionego miejsca - źródełka pośrodku lasu, z wodą tak czystą, że można było ujrzeć dno. Uwielbiał to miejsce. Sądził też, że mało osób wiedziało o jego istnieniu. On sam specjalnie nikomu o tym nie mówił. To nadawało mu specjalności i sprawiało, że czuł się tam jeszcze lepiej.
Nie spodziewał sie jednak, że kogoś tu spotka. I na pewno nie spodziewał się, że będzie to znana mu już ludzka dziewczyna, o jakże ciekawym przezwisku - Cztery. Nie przeszło mu przez myśl, że może ona być w pobliżu. Wszak trafić do Edenu nie tak prosto, a i prawdopodobieństwo wystąpienia takiego zdarzenia było cholernie małe. Tak więc nie nasłuchiwał, a szedł, pogrążony we własnych myślach. Nie zorientował się, że ktoś za nim idzie, toteż drgnął zaskoczony, stając w pionie, gdy ktoś się nagle pojawił, wykrzykując jego imię. Potrzebował chwilki by ogarnąć, co się właściwie wydarzyło. Wszystko dotarło do niego dopiero po chwili, ale zaskoczenie wcale nie znikło. To... to była ta dziewczyna... Ta, którą spotkał w mieście i która została postrzelona. Okej, wszystko się zgadzało. Ale co do cholery ona tutaj robiła? Patrzył na nią zaskoczony, nie dowierzając własnym oczom.
- Heine? Co Ty tutaj robisz? - wydusił z siebie, szczerze zaskoczony. - Oczywiście, że pamiętam, jakże mógłbym zapomnieć. - dodał po chwili, tonem lekko przyciszonym. Widać było, że dalej jest nieco zbity z tropu. Zamrugał kilkakrotnie, przekręcił głowę nieco w bok, nachylając się nieznacznie w stronę dziewczyny. Zupełnie tak, jakby nie ufał swym oczom. Lub tak, jakby chciał się jej lepiej przyjrzeć. Jednak już po chwili wyprostował się, a na jego twarz wstąpił lekki uśmiech.
- Jak tutaj trafiłaś? Niewiele osób wie jak dostać się do Edenu. - spytał, szczerze zaciekawiony. I tym razem przekręcił głowę lekko w bok, przez co jego jasne kosmyki zadyndały wesoło w powietrzu. Robił to w sumie nieświadomie. Jednak już po chwili jego mina spoważniała. - Nie powinnaś tutaj przychodzić. Eden nie jest już przyjaznym miejscem dla ludzi, wymordowanych, a nawet dla niektórych aniołów. Złe rzeczy się tutaj dzieją. Jednak myślę, że póki jesteśmy w świętym lesie - wszystko będzie dobrze. - odparł, patrząc na nią z troską. Nie chciał, by Cztery wpadła w jakieś tarapaty przez to, że aniołom ostatnio odbijało. - To było dość dawno temu, ta nasza przygoda w mieście, ale muszę spytać - wszystko jest w porządku, prawda?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Cóż, nie spodziewałam się fan-farów, darmowego ciasta i małych, tańczących małpek, ale liczyłam na pozytywniejsze przywitanie. Wybaczam mu jednak z związku, że bądź co bądź Isao to fajny chłopak i trudno byłoby się na niego gniewać. Mały szok musiało wywołać pojawienie się mnie w Edenie. Tajemnicą było owiane moje znalezienie drogi do miejsca gdzie płynie woda z miodem. Do krainy, gdzie aniołki brykają po niebie, bawiąc się berka. Nigdy nie zapomnę jak moja sąsiadka, pani Fujimoto, mówiła, że gdy świeci słońce to skrzydlaci się cieszą, gdy pada, płaczą, a gdy są źli - skaczą po chmurkach i jebią nas piorunami. Pani od przyrody miała całkowicie inne zdanie.
Co ty tutaj robisz?
- Zdziwiłbyś się, gdybym Ci powiedziała. - Cóż, nie słyszałam, aby ktoś wstający lewą nogą, specjalnie przebiegł przez całe Miasto-3, Desperacje, aby wleźć do Edenu, a nie zgubić się podczas tej trasy też graniczy z cudem. Jako jednak, że miałam poważną sprawę do Ojca wszystkich istot... czy jak tam się go nazywa, dał mi fory i moja wycieczka przebiegła w miarę spokojnie. Bez emocji, bez walk, bez starszych, wrednych moherów. Pełen luz.
Gdy na twarzy blondyna zagościł delikatny, aczkolwiek subtelny uśmiech, poczułam ulgę, którą pokwitowałam głośnym odetchnięciem. Myślałam już, że jestem nieproszonym gościem. Poczułabym się wtedy lekko dotknięta i prawdopodobnie opuściłabym anielską miejscówkę. Posiadam jakieś szczątki, okruszki, atomy... lub jeszcze coś mniejszego czego nauka nie zna, dumy.
- Kiedyś ktoś pokazał mi drogę, przypadkowo. Mam na wasze nieszczęście dobrą pamięć. - Odruchowo puknęłam się w głowę. Sprawa ze znajomości drogi Edenu jest bardzo absurdalna i w związku, że mogą pośród czytających być dzieci, pozwolę jej sobie jej tutaj nie umieszczać. Uśmiechnęłam się jednak szeroko i zmrużyłam oczy, gdyż słońce pizgało mi akurat prosto w ryj.
- Hm... nie wiedziałam, że coś jest tu nie tak. - Odparłam. Przejrzałam w myślach całą drogę, którą przeszłam po Edenie i muszę przyznać, że nie zaobserwowałam nic podejrzanego. Niepokojący był jednak fakt, że coś niedobrego się dzieje. W mieście źle, w Desperacji źle i tu też ma być źle? Kurdę no. Moja posada krowy z Milki polegnie w gruzach.
- Ale bez obaw, spróbuje przeżyć do czasu, aż wrócę do domu. - Czyli najbliższe godziny. W końcu muszę zasnąć, obudzić się i wstać prawą nogą. Tak to chyba działa. A co jeśli jutro wstanę też lewą?! To źle brzmi, trzeba wypluć te słowa i odpukać w niemalowane.
- Tak, z ramieniem jest wszystko dobrze. - Odpowiedziałam na jego pytanie. Bądź co bądź, wtedy mnie w nie postrzelili. - Chciałabym Ci się jakoś odwdzięczyć, za wiesz... to uleczenie. Ale nie wiedziałam, że Cię spotkam i nic przy sobie nie mam. Będziesz musiał poczekać. - Gdym wiedziała, specjalnie pożyczyłabym ze sklepu ciastka, a tu klops! - A jak z Tobą? Wykurowałeś się? - Zapytałam ciepło się uśmiechając. Już dawno nie odbyłam tak sympatycznej rozmowy. Cieszyłam się, jak szczeniaczek, tyko nie siusiałam. Szczeniaczki jak się cieszą to puszczają im zwieracze.
- Może gdzieś usiądziemy? Jakiś przewalony konar albo pieniek? - Chyba, że to nie są normalne drzewa i się nie łamią, wtedy będziemy siedzieć na ziemi i złapiemy wilczka. Nie miałam jednak ochoty z nim współżyć przez jakiś czas, gdyż dawał o sobie znać w najmniej odpowiednich momentach. No nie wiem hm.. obrabowanie apteki?- Chyba, że wolisz spacer. - Zwykłe stanie i rozmawianie, szczególnie na środku drogi, nie było zbyt komfortowe. Co prawda nie widziałam tu WIELKIEGO TŁUMU. Żadnych samochodów, rowerów, lam, głównie to... staliśmy tu tylko my.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Cóż. Ostatnią rzeczą, jakiej chciał Isao było zrobienie Czwórce przykrości. Był z niego dobry chłopak i na pewno nie zrobiłby tego naumyślnie. Nic jednak nie mógł poradzić na to, że taka właśnie była jego pierwsza reakcja. Zaskoczenie było tutaj zresztą bardzo na miejscu. Bowiem nie tylko był zaskoczony faktem tak niespodziewanego spotkania z dziewczyną, z którą przeżył trochę przygód w M-3, ale głównie zaskakiwało go to, że znalazła się ona w tym miejscu - w Edenie, a właściwie w lesie, w którym główna ścieżka prowadziła do rajskiego miasta. Nie bez powodu wieść o tym jak się tu dostać nie była rozpowiadana wszystkim dookoła. Anioły były dobrymi, niosącymi pomoc istotami (a przynajmniej powinny), ale nie mogły pozwolić na to, by wszystkie stwory z Desperacji, dowiedziawszy się o tym miejscu, nagle postanowiły sobie tutaj zamieszkać. Skrzydlaci z otwartymi ramionami witali przybyszów, ale raczej nie pozwalali im na osiedlanie się i zostawanie na dłużej. Co by było gdyby wymordowani i Ci, których wirus X dotknął równie mocno nagle postanowili odbić Eden aniołom? Promieniowanie i wirus opanowałyby także to miejsce i w tym kraju nie byłoby już ani skrawka lądu, prócz miasta M-3, który byłby bezpieczny i nie skażony.
- Zapewne tak. Ale już jestem wystarczająco zdziwiony - tak więc opowiadaj. - odpowiedział na jej słowa, posyłając jej lekki uśmiech. Zdążył już zauważyć fakt, że z Heine była dość zwariowana osóbka. Choć nie miał zbyt dobrych warunków do poznania jej lepiej, bo podczas ich ostatniego spotkania byli zajęci uciekaniem przed wojskiem w mieście. Udało im się wyjść z tego cało. No... prawie cało. Ale czymże były postrzelenia i zadrapania w porównaniu do tego, że gdyby dorwali Czwórkę zapewne by ją zabili bądź torturowali, a gdyby dorwali Isao, zapewne skończyłby pod skalpelem i mikroskopem? No właśnie - niczym.
- Oj tam nasze nieszczęście. - machnął ręką i zaśmiał się. Początkowe zdziwienie powoli znikało i wracał Isao, którego Czwórka znała. Tak więc możesz odetchnąć, panno Heine, bowiem nikt nie był tutaj zły za Twą obecność. - To nie tak, że nie chcemy tutaj gości. Po prostu nie możemy rozpowiadać o tym miejscu każdemu. Cóż by było gdyby wszyscy mieszkańcy Desperacji postanowili sobie zrobić wycieczkę do Edenu, zamieszkać tu lub odbić je, bo są tu lepsze warunki, hm? Zapewne niedługo te lasy i łąki zamieniłyby się w pustynia, wycięte bory, a całe to miejsce stałoby się drugą Desperacją. No... może w trochę mniejszym stopniu. - wyjaśnił jej. Nie chciał by sądziła, że nie jest tutaj mile widziana, że robi komukolwiek problem i może sprowadzić na siebie czyjś gniew. Nie chciał by sądziła, że on jest zły za jej obecność. Jednak Eden także nie był już takim bezpiecznym miejscem.
- Bo do niedawna wszystko było w porządku. Ale to długa historia. Opowiem Ci ją, ale nie teraz i nie tutaj. - wyjaśnił, patrząc na nią z góry. Uśmiechnął się, gdy zapewniła go, że przeżyje do swojego powrotu. Miał nadzieję, że dotrzyma słowa. Choć tak właściwie to nie był pewien tego, czy coś jej groziło, czy nie. Jeszcze nie do końca był zaznajomiony z działaniami skrzydlatych.
- O to się nie martw. Nie oczekiwałem żadnej zapłaty czy wdzięczności za to, że Cię lekko podleczyłem. Nie zapominajmy, że to była poniekąd także moja wina, że Cię gonili. Plus nie wyleczyłem Cię wtedy całkiem, a uśmierzyłem ból i podleczyłem. To zupełnie inna sprawa. - wyjaśnił. Posłał jej uśmiech. Właściwie to uśmiechał się prawie nieustannie. Wyjątkami były chyba tylko momenty, gdy coś mówił. Lub gdy wchodzili na poważniejszy temat. Z uśmiechem mu było do twarzy, tak więc nikt nie narzekał.
- Tak, ze mną wszystko w porządku. Wyleczyłem się gdy tylko odzyskałem siły. Poza tym mam dość przyspieszoną regenerację. - przyznał. Nie miał świadomości tego, że łowcy także szybciej zdrowieli niż ludzie. Nie został wtedy z Heine na tyle długo, by się o tym przekonać.
- To chodźmy gdzieś w głąb lasu? Może nad jakąś polankę albo strumień? Tam będziemy mogli w spokoju porozmawiać, ale droga tam jest nieco przydługawa. - zaproponował. Patrzył na Czwórkę z góry, oczekując jej odpowiedzi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Cóż, dawno nie opowiadałam losów z swojego życia. Nie uważałam je za ciekawe, a po drugie myślałam, że nikt nie chce słuchać moich bredni. Chciałabym prowadzić normalne rozmowy, typu: "Ah! No też wiedziałam to mydło i kupiłam w płynie, ale żadna rewelacja, takie samo jak w kostkach. A? Ten Przemek? No, ja Ci mówiłam, że on umrze. W nowym wydaniu "Kogucika" pisali, że go chcą usunąć z serialu. Nie płacz... mówie Ci, nie płacz! Przyjdzie inny, ładniejszy. Takie ciacho, te pośladki...", ale nie jest mi to dane. Przysłowiowo - Co zrobisz? Nic nie zrobisz.
- Wstałam rano.. lewą nogą. - Uniosłam delikatnie oczy do góry, aby zobaczyć jego reakcje. Co prawda brzmiało to nieco absurdalnie i nie byłam pewna czy mi uwierzył. Co prawda był Aniołem, wysłannikiem Bożym, bla, bla, bla, ale mógł odebrać to jako żart. Postanowiłam ciągnąć dalej swą historie, mimo, że to było wszystko w tym temacie. - Jestem trochę przesądną. Pomyślałam, że będę mieć pecha i jakieś fatum na mnie spadnie, a bądź co bądź, niekoniecznie mam ochotę na nowe przygody. Dodatkowo w radiu mówili, że osoby z moim zodiakalnym znakiem nie powinny wychodzić z domu, gdyż nieszczęście czyha za rogiem. - Ostatnie słowa podkreśliłam basem, niczym radiowy speaker. - Dlatego pomyślałam, że przyjdę tutaj i przeczekam w bezpiecznym miejscu. Nieczęsto tu jestem, a to wyjątkowo okazja. Cieszę się, że miałam okazje Cie spotkać. - Głośno odetchnęłam, kończąc potok słów. Ponownie uniosłam łepetynę i swe słowa potwierdziłam szelmowskim uśmiechem. Nie wiem czy przesądy nie są jakimś grzechem czy zasadą wbrew skrzydlatym. Troszkę mam na bakier z wiarą, głównie objawia się, gdy mam problem. Wiecie, "jak trwoga to do Boga", czy jak to tam szło.
- Obiecuje, że nigdy nikomu nie powiem o tym miejscu. Słowo harcerza! - Powiedziałam łapiąc się, jedną z dłoni, w miejsce gdzie znajduje się serce, a drugą zaś zasalutowałam. Co prawda nigdy nie byłam w harcerstwie, ale... - Rozumiem Twoje obawy. Gdyby coś złego się działo, skontaktuj się ze mną. Może jakoś pomogę, chociaż raczej oprócz spuszczenia komuś wpi... łomotu i poprzestawianiu kilku kości, nie na wiele się przydam. - Wyznałam szczerze. Moje zdolności przywódcze były nad wyraz niskie, prawdopodobnie, gdyby dało radę - byłby na minusie. Będąc mała nawet ślimaki mi uciekały, a koniki polne zdychały same z siebie. Chociaż, teraz sobie przypomniałam, że jednym z powodem mogło być zamykanie ich w słoiku bez dostępu powietrza. Dlatego też nie sądzę, abym przekonała kogoś, aby opuścił święte miejsce.
- No, ale mi pomogło! Chociaż spróbuje... upiec ciasto. - Tak, najgłupszy pomysł jaki mógł mi przyjść do głowy. Nigdy nic nie upiekłam, ba! Nawet nie ugotowałam. Jadłam na koszt innych i raczej moje doświadczenie w zakresie astronomii było dosyć nikłe. Jeżeli anioł się nie otruje to już będzie dowód, że Bóg działa cuda! - Postanowione. I skończmy ten temat. - Uśmiechnęłam się ukazując szereg białych zębów.
- Jestem za. - Przytaknąłem, gdy usłyszałam słowa blondyna. Ostatnio rzadko ruszałam się z siedziby Łowców, a wszystko było winą wojska. Po naszych wybrykach zwiększone patrole dawały nam swe znaki i nie mogliśmy spokojnie poruszać się po mieście. Przekichana sprawa. - To może ten strumyk? Ładna pogoda i można by było się trochę potaplać. - Dodatkowo napiłabym się czegoś, droga do Edenu była męcząca, a inteligenta ja nie pomyślała o zabraniu ze sobą wody. - Jeżeli to będzie długa przechadzka to może opowiesz coś o sobie? Przedtem wyjątkowo nie mieliśmy okazji porozmawiać, w końcu goniło nas pół wojska. - Zagaiłam, gdy ruszyliśmy ku wnętrza lasu, starannie wydeptaną ścieżką. Szliśmy ramie w ramie, a promienie słońca oświetlały nam zadowolone twarze. Scena niczym z filmu o iście sielankowej fabule. Nasze pierwsze spotkanie raczej podchodziło pod część trylogii "Szklana Pułapka".
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wstałam lewą nogą... Te słowa chwilę pobrzmiewały w umyśle Iska, jednak nie potrafił nijak wyciągnąć z nich wniosku. Jak to się miało do tego, że była teraz w Edenie? Nie rozumiał czemu miało być to powodem jej pojawienia się tutaj. To nie tak, że miał coś przeciwko temu, by tu była. Prócz tego, że było tu teraz dość niebezpiecznie dla przybyszów, bowiem sam Isao nie potrafił przewidzieć zachowania nowego Archanioła i jego sługusów, to całkiem cieszył się z tego, że ją tu spotkał. Niemniej jednak nic nie rozumiał, co było dość widoczne po jego wyrazie twarzy. Zmrużył oczy, zmarszczył brwi i myślał intensywnie, by ostatecznie spojrzeć z niemym pytaniem na Czwórkę.
- Okeej... Wstałaś lewą nogą. No i? - mruknął bez przekonania, będąc wyraźnie zbitym z tropu. Nic nie rozumiał. Kompletnie. Nie śmiał się, nie nie wierzył, bo po prostu nie wiedział o co jej chodzi. Mieli widocznie nieco inny sposób myślenia, bo nie zatrybiło. Albo on był głupi? Prawda, ten jasnowłosy anioł bywał nieco głupkowaty i mało rozgarnięty, ale tym razem chyba nie o to chodziło. Tak więc czekał na odpowiedź dziewczyny, patrząc na nią wyczekująco. Czekał na dalszą historię i ją otrzymał. Słuchał więc uważnie, a powoli puzelki w jego głowie zaczynały się układać. W miarę im dłużej Czwórka mówiła, on zaczynał kleić i dostrzegać sens w tym, co powiedziała o wstawaniu lewą nogą. Ale... Nie, nie możliwe... A może jednak? Nie wierzył, że Heine mogła być tak głuptaśna. Ale okazało się, że tak - taka właśnie była! Przez chwilę próbował się powstrzymywać ale ostatecznie wybuchł głośnym śmiechem.
- Nie wierzę. - mruknął słabo, nie mogąc przestać się śmiać. I śmiał się dłuższy czas, aż w jego oczach pojawiły się łzy, a brzuch zaczął go boleć. Musiał podeprzeć się ręką o jakieś drzewo i skłaniał się ze śmiechu dalej. Nie chciał jej wyśmiewać, nie był tego typu osobą. Ale nie potrafił powstrzymać śmiechu, który sam wydobywał się z jego gardła.
- Heine jakaś Ty głuptaśna. Nie wierzę, że przyszłaś taki kawał tylko dlatego. - odezwał się w końcu, wycierając łezki z kącików jego oczu. Wyraźnie widoczne było na jego twarzy ogromne rozbawienie, które co jakiś czas powodowało nawroty śmiechu. Ale tym razem krótkie. Próbował się powstrzymywać, choć ta sytuacja była mega komiczna. Poklepał ją po głowie, śmiejąc się znów.
- Jesteś jedyna w swoim rodzaju. I też się cieszę, że Cię spotkałem. - odezwał się, uśmiechnięty od ucha do ucha. Oj... Jeszcze długo będzie się z tego wszystkiego podśmiewywać. Czwórka powinna dostać medal, bowiem od dawna nikomu nie udało się tak rozbawić Iska jak jej.
- Dzięki, zapamiętam, dzięki za propozycję. - odezwał się i puścił jej oczko. Ot tak, dla podtrzymania tej luźnej, przyjemnej atmosfery. - Jeżeli ktoś będzie w potrzebie to możesz go tutaj przyprowadzić. Ale teraz nie jest to przyjazne miejsce. Mam nadzieję, że niebawem się to uspokoi. - wyjaśnił. No tak. Wolał ją przestrzec, by uważała. Bardzo współczuł wszystkim, którzy dostali się w łapska tych fanatyków. Niestety niewiele mógł im pomóc. Ale jak to zwykle bywało - najbardziej zależało mu na bezpieczeństwie jego bliskich. Przy czym przez bliskich miał na myśli wszystkich tych, których spotkał na swojej drodze i zapałał do nich sympatią. Czwórka także się do tego grona zaliczała.
- Ciasto? - ożywił się wyraźnie, słysząc o cieście. O ile bowiem nie zamierzał od niej nic brać w zamian za to, że jej pomógł, o tyle ciasto wyraźnie go zainteresowało. - Jadłem ciasto raz, może dwa razy. Będę więc czekał aż mi jakieś upieczesz! - zawołał widocznie ożywiony. Aż mu się te szare oczy świeciły. Ciasto... Miał okazję spróbować tego kilka razy. Czasem bowiem ktoś przemycał jakieś jedzenie z M-3. I jemu się raz trafiło. Dostał kawałek w podzięce za pomoc. Bardzo dobrze wspominał ten wyjątkowy, smaczny deser.
- Okej, a więc strumyk. I tak się tam wybierałem. - Pokiwał głową, posyłając Czwórce swój charakterystyczny, naturalny uśmiech. Ruszył z miejsca. Szedł powoli, dostosowując tempo chodu do tego w jakim poruszała się Heine. Nie chciał by się zanadto zmęczyła, bądź potknęła biegnąc za nim. Gdy musieli ominąć jakąś trudniejszą przeszkodę - podawał jej dłoń i pomagał. - O sobie? Nie bardzo wiem co miałbym o sobie powiedzieć. Może masz jakieś konkretne pytania? Albo może wolisz opowiedzieć o sobie? Moje zycie nie jest zbyt ciekawe. Krążę między Edenem a Desperacją i leczę ludzi, czasem pomagam także w inny sposób. Bywa, że zajrzę do M-3, ale to tylko gdy czegoś potrzebuję. - wyjaśnił, idąc dalej. Szli, szli i szli. Trochę im się zeszło, ale w końcu dotarli do strumyka. Cóż... Było to miejsce na pewno bardzo urokliwe. Otoczone przez zieleń i drzewa. Szumiąca woda, szum drzew i wiatru. Strumyk okazał się nie być wcale malutkim strumyczkiem, a całkiem sporą rzeczą o szerokości koło 4 metrów, spływającej górą i spadającej w dół, tym samym tworząc niewielki wodospad.
- Ładnie tu, prawda? To dobre miejsce na odpoczynek. - odezwał się i usiadł na trawie.

Ja widzę to miejsce jakoś tak - > klik
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach