Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Go down

Pisanie 29.05.15 12:56  •  Elektryfikacja [Zombie i Crawford] Empty Elektryfikacja [Zombie i Crawford]
Narrator: Philip
Uczestnicy: Zombie i Crawford
Trudność: Średni, nie przewiduję potyczek.
Cel: Zombie pragnie zdobyć jakieś źródło zasilania, Crawford dostanie jakąś niespodziewajkę.

Elektryfikacja [Zombie i Crawford] Ka5VFL1


Kolejny niczym nie wyróżniający się dzień w Desperacji. Gęste popielne chmury sunęły leniwie po nieboskłonie izolując mordercze dla skóry i ludzi promieniowanie ultrafioletowe, którego nie potrafiły zatrzymać marne resztki warstwy ozonowej, stanowiącej niegdyś tarczę wokół planety. Powietrze stało w miejscu i zapach rozpaczy i zgnilizny jeszcze mocniej niż zwykle uderzał w nozdrza.
Gdzieś pomiędzy brunatnymi górami śmieci i złomu przebiegały stada szczurów, całe wielopokoleniowe rodziny gryzoni, nowych władców krainy człowieka.

Ten podejrzanie pozorny dzień był jednym z gorszych dla Jeana w ostatnim czasie. Obowiązki przywódcy przytłaczały go coraz bardziej, to zawał w jednym z nowo powstałych korytarzy, który przyniósł zgon dwóch robotników z drugiej strony fatalna pomyłka jednego z grabarzy, biedak w ciemności nie zauważył, że ghoul, przy którym pracował wcale nie umarł już drugi raz- trzy nowe trupy i kwarantanna całego skrzydła.  
Kolejne problemy nawarstwiały się w ciągu mijających godzin, złamania, tajemnicze zniknięcia i paranoja zaczynająca rozprzestrzeniać się wśród pracujących na niższych piętrach robotników, a ich jedynym wspólnym mianownikiem była ciemność, brak światła nie tylko skutecznie uniemożliwiał pracę, ale i zaczynał być zagrożeniem dla istnienia całej loży.
Jak na ironię ludzie oddelegowani do pozyskania odpowiedniego sprzętu już trzecią dobę nie dawali żadnego znaku życia, potrzebna była natychmiastowa interwencja, mistrz musiał zakasać rękawy i własnymi rękami zdobyć nowożytny prometejski płomień dla swoich terroryzowanych przez ciemność podwładnych.

Ale gdzie szukać elektryczności w świecie, który musiał nauczyć się żyć bez niej? Źródła prądu na całej wyspie można było policzyć na palcach jednej ręki. Było oczywiście M-3, skryte pod kopułą miasto forteca, a niechęć tamtejszych władz względem autochtonicznych mieszkańców pustyni z pewnością odstraszała od tego miejsca. Gdzieś niebezpiecznie blisko granicy Edenu, w cieniu rozerwanej agonalną erupcją góry Fugi, przez miejscowych zwanej smoczą, wznosiła się ponoć samotna wieża, z której szczytu co noc biło światło wojskowych szperaczy przeczesujących pustynię, ale czy chciwi, pokryci bliznami najemnicy chcieliby dzielić się swoim sekretem utrzymywania nieznośnych elektronów w ciągłym ruchu? To było bardzo wątpliwe.
Ostatnim zelektryfikowanym miejscem na pustyni było Apogeum, jedyna osada na tyle duża by nazywanie jej miastem nie było mało wybrednym żartem. Kilka rozklekotanych turbin wiatrowych i mała fabryka zamieniająca ekskrementy w metan i inne wybuchowe gazy zapewniała mieszkańcom niezbędne minimum luksusu jakim było światło, tak pożądane przez Zombie.

Podróż przebiegła bez rewelacji, a kilku zaczepionych na klepisku pełniącym rolę głównej ulicy mieszkańców, rozpoznało z rysopisów członków wcześniejszej ekspedycji. Wedle ich zeznań ostatnim miejscem w jakim byli widziani był dom tutejszego elektryka, blaszany barak położony trochę za miastem u stóp góry, na której wznosiły się zgrzytające przy każdym obrocie wiatraki. Wystarczyło zapukać w wykonane z dykty drzwi.

Crawford był tego dnia częścią grupy, która przybyła jak co tydzień do miasta rozdać wśród ubogich wyłowione z bezdennych kościelnych jezior, ryby i opowiadać o Ao. Schorowani desperaci ustawiali się w kolejkach jedni po jałmużnę inni by zasięgnąć porady uzdrowicieli, którzy rozłożyli na rynku swój przenośny, płócienny gabinet. To właśnie jeden z lekarz zaprosił Whitelawa na tę wyjątkowo pouczającą wycieczkę, licząc, że chłopak sprawdzi się jako pielęgniarka, mylił się okrutnie.
Wystarczyła zwykła jaszczurka, która wślizgnęła się pod poszycie namiotu, by chłopak porzucił swoje nużące zadanie podawania bandaży i ruszył za gadem w ekscytującą podróż, podróż, która powiodła go za miasto w kierunku wiatraków, tuż za plecy wspierającego się na lasce kaleki zastanawiającego się co czeka go za drzwiami domu miejscowej złotej rączki.


//Liczę, że dodacie pod postami jakiś spoiler z posiadanym ekwipunkiem.
//Kolejka dowolna.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Z racji długiego nieodpisywania zostaje nałożony deadline. Macie czas na odpis do piątku, w przeciwnym wypadku misja zostanie przeniesiona do archiwum (z możliwością wznowienia jej w późniejszym terminie). W przypadku, gdy jeden z uczestników lub Mistrz Gry zgłosił wcześniej nieobecność na forum, deadline zostanie przesunięty do czasu jego powrotu, więc spokojnie.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Spoiler:

Widocznie rozbity szatyn stał w odległości, na oko, pięciu metrów od metalowej chaty, wyglądając jak wyjątkowo sfrustrowany posąg rodem z Baudelaire'skiej nowej estetyki, gdyby jej autor kiedykolwiek przeżył bliskie spotkanie trzeciego stopnia z kilogramem lorazepamu rozpuszczonym w porcelanowej filiżance Red Bulla. Przykurzony, nieruchomy, sfrustrowany i zapewne lekko podgniwający od środka, jak sam opisywany śmiał twierdzić jakiś czas temu w oparciu o coraz częściej pojawiające się mrowienia na całym ciele.
Zazwyczaj sam początek gnicia nie doprowadzał go do niemej furii, ale zazwyczaj nie był wywieziony z dala od Nekropolii, wyposażony tylko w to, co przywiózł ze sobą w plecaku i armię umiarkowanie skorych do rozmowy wynaturzeń, które byłyby nawet fascynującym dodatkiem do wystroju wnętrza oraz wdzięcznymi obiektami badań, gdyby nie ich bieganie, drapanie i mordowanie członków jego i tak nielicznej loży. Może i miał jeszcze te dwa tygodnie, żeby znaleźć sobie miejsce do bezpiecznego przepoczwarzenia się, ale leniwe tempo prac mających na celu odbudowanie i odrobaczenie katakumb niespecjalnie napawało go dziewczęcym optymizmem. Za to było świetną wymówką do okazjonalnego przedawkowywania, gdy miał pewność, że nikt (kto powinien go uznawać za w pełni godnego zaufania) nie był w stanie go zobaczyć.
Już jakąś chwilę temu miał zapukać do drzwi elektryka, ale po kilku nieudanych próbach zmuszenia się do dotknięcia brudnej blachy musiał się oddalić i wziąć głęboki oddech.
Albo i trzynaście, byleby przestać być bliskim płaczu i histerycznego śmiechu jednocześnie.
Można powiedzieć że przechodził lekkie... załamanie nerwowe, połączone z (albo "wynikające z", choć w tej chwili nie czuł się na siłach by powiedzieć, czy przypadkiem nie było ono przypadkiem "całkowicie niezależne od") upadkiem z delikatnie ketaminowych wyżyn wypalonej dziesięć minut temu fajki z potrójnym wsadem, który był równie subtelny i nieinwazyjny, co rzucenie się z okna na dziesiątym piętrze. Połączenie sprawiło, że chwilowo czuł się jak zwymyślany przez właściciela mieszkania lokator, tyle że jednocześnie jego ciało było mieszkaniem na dziesiątym piętrze, a on w tym samym momencie leciał na spotkanie metaforycznego balkonu i stał ubrany w futro z ostatniego jednorożca ze łzami w oczach na środku swojej chwilowo rozregulowanej świadomości, wysłuchując przemowy o zaległym czynszu recytowanej mechanicznie przez sięgającego sufitu człowieka z kostką zamiast głowy i tylko jedną połową ciała.
Zazwyczaj tak kończyło się jego przyjmowanie doustne letalnych dawek samego siebie, ale miewał milsze pobudki niż udławienie się przybrudzoną krwią i włóknem oprzędowym chłonką.
Jedynym plusem całej sytuacji, jak zauważył półprzytomny między pluciem, wymiotowaniem i nerwowym wycieraniem kilku łez, było uniknięcie uklęknięcia w tym, co jego organizm właśnie z siebie wydalał. Jeśli miał wybierać między bólem fizycznym, a zranioną dumą, migrenę witał z otwartymi ramionami. Poza tym wolał nie musieć się tłumaczyć elektrykowi dlaczego jego spodnie są uwalane w czymś organicznym o zapachu nieprzyjemnie podobnym do krwi. A i nie czuł ochoty marnowania kolejnych kilku dni na powrót do katakumb tylko po to, żeby się przebrać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach