Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 13 z 18 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14 ... 18  Next

Go down

Pisanie 26.11.18 17:46  •  Zrujnowana wioska. - Page 13 Empty Re: Zrujnowana wioska.
 — Kojarzę już, to to dziecko jakie postanowiło popodgryzać mi połowę połowu.
 Pokiwał głową, jakby nagle ponad trzymetrowy rubolud stał się starym dobrym kumplem od piwa. Teraz nie miał już żadnych wątpliwości, że mówili o tej samej dziewczynie. Zaczynał utwierdzać się w przekonaniu, że gówniara była w stanie wyjść połowę zapasów całej Desperacji i wciąż słuchać wołającego o posiłek żołądka.
 Chwilę później westchnął, odpinając pasek pokrowca swojej broni od spodni. Chwycił pewniej pokrowiec i jego końcem zaczął kreślić coś na piachu. Jak się chwilę później okazało — nie byle co, bo litery. Trochę grube i odrobinę rozmazane ze względu na nietrwały grunt, ale wciąż zdatne do odczytania.
 "Wada wymowy. Wątpię, by gadanie do siebie pomogło." — głosił napis.
 Nie spodziewał się po wielkiej bestii takiej otwartości. Ani tym bardziej rad. Nie podejrzewał również, że ryba nagle postanowi podzielić się tajemnicą, jaką skrywała siatka przerzucona przez ramię. Papież cofnął się o krok, nie chcąc ryzykować, że czystym przypadkiem i na skutek zbyt wielkiego rozmachu dostane toną śliskich trucheł przez łeb. I rzeczywiście, połowę z nich pierwszy raz w życiu widział na oczy. Zapach nie do końca zachęcał, z drugiej strony lawirowała myśl, że po upieczeniu na ogniu ryby byłyby dobre.
 Problem powstał, gdy Welker pomyślał o swoim marnych kilku plastrach suszonego mięsa. Wątpliwe było, by wartością dorównywały tak ekskluzywnemu towarowi. Zastanawiał się kilka chwil, wspierając część ciężaru ciała na pokrowcu. Po chwili przystąpił do pisania.
 "Nie mam nic wartego wymiany, ale mogę rozpalić dla ciebie ognisko, wtedy je upieczesz. Brzmi wystarczająco dobrze, by odstąpić sztukę lub dwie?"
 Palenisko wydawało się dobrym pomysłem ze względu na zachodzące słońce. Faux nie pomyślał jedynie, że stwór przypominający rybę niekoniecznie pałał sympatią do ognia i jego gorących płomieni.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.11.18 20:17  •  Zrujnowana wioska. - Page 13 Empty Re: Zrujnowana wioska.
Yup, to dokładnie ta sama osoba o której mówią. Dobrze wiedzieć że w takim razie nic jej nie jest, chyba że osoba przed nią ją zabiła i zjadła czy coś. Z drugiej strony, skoro wspominał ją w jakże bogatym języku, stworzenie musiało być na tyle wkurzające że raczej przeżyło. To w pewnym sensie logika - jeśli ktoś jest na coś wkurzony, to znaczy że to coś wciąż istnieje. W mniejszym lub większym stopniu. Jak Amep i końskie muchy oraz komary. Nie cierpiał tego tałatajstwa, a odgonić się nie był w stanie.
Ściągnął brwi, początkowo zastanawiając się co też koleś może chcieć w kwestii zrzucania spodni. Potem jednak, widząc że nie zrzuca gaci tylko rysuje symbole na ziemi, ryba przyjrzała się im dokładniej. Pokiwał głową, potwierdzając że rozumie.
- To nie zmienia faktu że ta rada wciąż jest lepsza niż nic. Długotrwałe ćwiczenie poprzez nawet mielenie ozorem samemu do siebie jest lepsze niż zwyczajne stwierdzenie "mam problem i tyle". - Pobrzmiało w nim nieco doświadczenia i powagi, bo jednak sam byłby prawdopodobnie w podobnym położeniu do mężczyzny przed nim, gdyby nie mówił do siebie. Powoli zapomniałby w jaki sposób ludzie wydają dźwięki i artykulują słowa, kończąc jako bestia jaka jest zdolna do pomruków i warknięć.
Starał się być ostrożny przy zarzucaniu siecią w stronę ziemi by jednak nie zdzielić gościa stosem ryb, ale dobrze że podjął środki ostrożności ze swojej strony. Kto wie czy by mu się nie wyślizgnęła z rąk.
Rybolud dał czas mężczyźnie by się zastanowić nad ewentualną wymianą, i nawet gdyby ten powiedział że nie ma jak, to by pewnie dał mu jedną lub dwie "na koszt firmy". Ech, twoje dobre serce cię kiedyś zgubi, Amep.
Na szczęście jednak, osoba przed nim nie chciała pozostać zupełnie niewdzięczna i zaproponowała dość prostą wymianę. Ogień za jedzenie. Uniósł głowę, spoglądając na niebo. Fakt, zapadała powoli noc i o ile poruszanie się po Desperacji dla normalnych wymordowanych byłoby niebezpieczne, on pewnie dałby radę się obronić.
Co nie zmienia faktu że postanowił przystać na propozycje, ot, dla towarzystwa i by osoba przed nim nie czuła się aż tak dłużna za pół darmo ryby.
- Brzmi jak dobra transakcja. Zapewne nie masz żadnych przypraw zgaduję? O ile jestem samoukiem, to nie jestem taki zły w przygotowywaniu jedzenia. - Ściągnął siatkę i wrócił się po kotwicę, chcąc przenieść ją nieco bliżej paleniska. Ot, bo zapomni, albo się potknie o nią po ciemku i przewróci na swojego towarzysza. Nieważne kim był, nie przeżyłby upadku blisko tony na siebie. Z kotwicą w dłoni, wskazał na budynki. - Zdemolować je dla drewna, czy ewentualnie wolisz poszukać mniejszych kawałków?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.11.18 21:31  •  Zrujnowana wioska. - Page 13 Empty Re: Zrujnowana wioska.
 Bardziej był zadowolony z tego, że nowa forma komunikacji dawała radę, niż z odpowiedzi ryboluda. Nie miał zamiaru siedzieć przed lustrem i mielić językiem trzy po trzy. Jeszcze nie daj Boże zobaczyłby swój ponury pysk i zamienił w kamień.
 Pytanie o przyprawy wprawiło mięśnie w ruch. Pokręcił głową w przeczącym geście, bo nie dość, że nie miał nawet grama pojęcia o przyprawach, to i nie sądził, by na znawcę wyglądał. Z drugiej strony ponoć dzięki pytaniom istniało mniejsze ryzyko zabłądzenia, więc był w stanie zrozumieć motyw.
 Amep na swój sposób był dość imponujący, Papież musiał mu to przyznać. Handlował, posługiwał się mową ludzi i jeszcze wychodziło na to, że całkiem nieźle gotował, jeśli wierzyć słowom. Teraz jeszcze chciał powalić cały cholerny budynek. Niby konstrukcja sama w sobie była licha po tylu latach i grabieżach, lecz wciąż — nie każdy był w stanie zrównać chatkę razem z ziemią przy użyciu tonowej kotwicy. Fauxowi przyszło jedynie wzruszyć ramionami.
 W czasie, gdy drugi wymordowany robił swoje, Welker zajął się znajdowaniem podpałki. Zgniecione pozostałości po gazetach, cieńsze gałązki, innymi słowy wszystko, co łatwo ulegało atakowi ognia.
 Gdy powstał pokaźny stos drewna, szatyn cofnął się na dwa kroki i krytycznym okiem obejrzał całość. I mimo iż z początku wyglądał jak pies po zjedzeniu cytryny, to w końcu rozluźnił mięśnie twarzy i uniósł kciuk w górę. Dobra robota.
 Później wszystko poszło już z górki. Wpierw wyciągnął dłoń i dotknął jej wnętrzem jednej z grubych desek. Żar szybko znalazł ujście i trzasnął jak z procy, nacierając na palenisko z agresją wściekłego byka. Dzięki suchym częściom oboje szybko uzyskali pokaźne ognisko.
 Mężczyzna pokiwał głową zadowolony ze wspólnej pracy. Szybko przeniósł wzrok na stertę ryb, szukając co ciekawszego kąska. Zerknął nawet ku Amepowi, szukając w jego rybiej paszczy jakiejś rady. W końcu to on był ekspertem.

[pirokineza — 0/3 odpoczynek]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.11.18 23:05  •  Zrujnowana wioska. - Page 13 Empty Re: Zrujnowana wioska.
Kwestia podejścia. Gdyby z takim podejściem Amep podchodził do siebie, schowałby się pod jakiś kamień blisko dna oceanu i nie wychodził, poza przekąską od czasu do czasu, by następnie znów ukryć się w ciemnościach. Więcej wiary, nawet jak ma się brzydki i tępy ryj.
Może i osoba przed nim nie wyglądała na kogoś kto w ogóle wie czym jest przyprawa, ale zawsze mógł spytać. Kto wie, może przypadkiem nosił ze sobą kryształ soli, albo saszetkę z dziwną substancją jaka nei wydawała się jadalna, a Amep mógłby jej użyć w celu udoskonalenia smaku jego potraw? Niemniej jednak, odpowiedź przecząca wzbudziła u Amepa wzruszenie barków jako odpowiedź. Powoli zaczyna przejmować i dostosowywać sie do małomówności jego przypadkowego towarzystwa. Może by nie czuł się zbyt przytłoczony gadatliwością ryby?
Niestety, imponujące gabaryty, waga i siła wiązały się w jego wypadku z tym, że był zwyczajnie niezdolny do robienia czegokolwiek co wymagało od niego bardziej precyzyjnych działań motorycznych czy większej szybkości. Ot, tak to wygląda. Niestety.
Ale rąbnięcie płazem kotwicy w jeden z mniejszych budynków, całkowicie zrównując go z gruntem to coś, co mógł zrobić, i co zresztą zrobił. Deski w jednej chwili puściły od ogromnego impetu uderzenia, z wyraźnymi trzaskami ladujac wraz z cała konstrukcją w piachu. Amepowi nie było trudno wydobyć z małego gruzowiska kilka, sporszych kawałków desek jakie powinny dać całkiem solidny płomień, jeśli tylko jego rozmówca będzie w stanie faktycznie go wykreować.
- W jaki sposób mam się do Ciebie zwracać w sumie? - Spytał w którymś momencie, przypominając sobie że nie spytał o imię. Oczywiście, to mogło być skomplikowane w wypadku problemów z mową mężczyzny, ale miał nadzieję że wysili się chociaż na tyle, by nie nazywać go "generic szatyn numer 42" czy coś innego.
Całkiem spore ognisko z tego wyszło jakby tak spojrzeć. A potem czary mary, hokus pokus i bum, nagle znikąd powstał ogień. Ogieeeń!
- Niezły trik przyznam. - Ryba złapała pobliski, dość spory kamień i wzięła z niego "gryza", jak z mięciutkiej bułeczki. Chrzest pękającej skały był nieprzyjemny, podobnie jak odgłos jego zębów rozcinających kamień w miejscu ugryzienia. - Ja tylko tyle potrafię. - Stwierdził, odkładając nadgryziony kamień na ziemię. Niemniej, teraz pora na jego wkład w sytuacje. A zatem, podciągnął siatkę nieco bliżej i rozchylił ją, spoglądając to na ryby, to na osobnika po drugiej stronie ogniska. Hmmm...
- Myślę, że ta będzie w porządku. Nie jestem pewien rasy tej ryby, ale ma słodkawe, przyjemne w smaku mięso. - Złapał końcami pazurów swoich łap za płetwę ogonową, wyciągając tłuściutką sztukę ryby o rozmiarach mniejwięcej do połowy ramienia jego rozmówcy. Waga to koło 8, może 9 kilogramów. Typowo szarawe łuski, przypominał dość sporego pstrąga, jedyną różnicą od standardowych ryb była mięsna, różowa narośl wyrastająca blisko ogona i pod skrzelami. Być może coś było jeszcze w bebechach, ale ciężko powiedzieć bez rozcięcia ich. - Niektórzy twierdzą że ryba najszybciej psuje się od ogona, inni że od głowy. Ja wolę spreparować ją w całości i przygotowywać na miejscu. - Stwierdził, uchylając paszczę i bez najmniejszego zająknięcia wyrywając z niej lekko pożółkły ząb, który spokojnie mógłby robić za ostrze solidnego noża. Następnie odciął zarówno ogon, jak i głowę tej ryby za jego pomocą, te dwie części kładąc w pobliżu ogniska. Najwyżej je zje. Właściwy tułów ryby nabił na lekko szpikulcowaty kawałek deski z rozwalonego budynku, dość wytrzymały by utrzymał ciężar mięsa, a następnie zaczął go obracać nad ogniskiem, pilnując by jak najdokładniej całe mięso się zagrzało. - Mam nadzieję że łuski nie będą problemu, trochę kiepskie warunki na odłuszczanie i filetowanie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.12.18 13:00  •  Zrujnowana wioska. - Page 13 Empty Re: Zrujnowana wioska.
 — W jaki sposób mam się do Ciebie zwracać w sumie?
 Zamarł w połowie ruchu — zginał się akurat po mniejszy badyl. Kamienny pysk nabrał nuty konsternacji, a ręka zawisła w powietrzu centymetr od celu. Nawet nie zauważył, kiedy przegapił moment, w którym sam powinien się przedstawić. Wyprostował plecy, dłoń automatycznie kierując do twarzy. Przemknął nią po zmęczonym licu, ścierając ślady drobnego faux-pas razem z kurzem. Znów chwycił za pokrowiec.
 "Christopher Hyde Welker", napisał na piachu. Okrycie miecza na dwie sekundy stanęło w miejscu, później postanowił dodać coś jeszcze. "Wystarczy Faux. Miło cię poznać, Amepie."
 Skąd w nim tyle kultury? Pod tą parszywą mordą miał maniery, to mogło dziwić.
 Pod ognisko przytaszczył sobie zdezelowany pień — najnowszy model Desperackiego mebla w roli krzesła. Zanim usiadł, rybolud znów przykuł uwagę mężczyzny. Podniesienie głazu po raz kolejny zmarszczyło brwi. Wprawiałoby w niepokój, gdyby nie to, że przez te kilkanaście minut Papież zdążył przyswoić pewne fakty. Wymordowani zaskakiwali na każdym kroku.
 Dźwięk chrupania poruszył głową w wyrazie uznania. Cmoknął nawet w powietrze, studiując zniszczenia, jakie Theodore bezproblemowo spowodował. Skoro tak łatwo radził sobie z głazem, to w obronie własnej prawdopodobnie mógłby przepołowić kilku wściekłych mutantów.
 Amep szokował na każdym kroku. Z jego słów i wiedzy wynikało, że był z niego niezgorszy kucharz. Również sposób, w jaki używał ostrza (zęba) budził podziw, choć w niektórych pewnie również obrzydzenie. Wszak nie każdy mógł sobie życzyć gęstego sosu wydobytego z czyjejś paszczy. Papieżowi to nie przeszkadzało. W końcu niepoprawnym było narzekać na Desperacji.
 Skwiercząca ponad ogniem ryba skręcała żołądek. Mimo braku przypraw i innych dodatków, mięso robiło swoją robotę, odznaczając się nadzwyczaj miłym dla wyczulonego nosa zapachem. Faux wyprostował plecy i odchrząknął, czując się w obowiązku, by wyrazić aprobatę na głos.
 — Jestem... — zaczął, znów chrypiąc. — Pod wrażeniem — komplement zakończył niskim mruknięciem. Na razie dłuższe zdania nie wchodziły w grę, tyle musiało ryboludowi wystarczyć.
 Po chwili namysłu wyciągnął z kieszeni cztery wysuszone plastry mięsa. Dwa z nich podał nowemu znajomemu. W oczach migotało pytanie. Może Amep był w stanie zrobić z nimi coś więcej?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.12.18 13:03  •  Zrujnowana wioska. - Page 13 Empty Re: Zrujnowana wioska.
W zasadzie to Amep sobie ten ząb urwał, więc nie zaślinił całej ryby... Ale csi.

Rybolud w sumie z początku zapomniał że ewentualnej odpowiedzi słownej może się nie spodziewać, stąd też dopiero gdy do jego dziur usznych dotarło że coś skrobie na ziemi, ryba zwróciła uwagę na jej towarzysza. Dotarł dopiero na moment gdy już kończył, więc przeczytał całość. Skinął głową po przeczytaniu.
- Mi również miło, Faux. - Zapomniał o kwestii napomnienia że jest mu miło, ale ech, chyba można to mu wybaczyć. Skoro jego rozmówca zapomniał w ogóle o przedstawieniu się, to Theo można wybaczyć brak małego dopowiedzenia, ne?
Ciężko powiedzieć by Amep był znowu tak szokującą osobą. Sporo z tego co z niego szokuje to fakt, jak wielu ludzi zapomniało już o tym, co było i jest w wodzie. Rekiny, wieloryby, orki, płaszczki, to tylko kilka przykładów drapieżnych ryb jakie dla istot lądowych mogłoby być zabójcze, gdyby postanowiły wyjść do nich i je przywitać, a szczury lądowe nawet by nie wiedziały z której strony to "ugryźć".
Niespodziewanie, został obdarowany przez swojego towarzysza SŁOWNYM komplementem. Aż uniósł brwi i złożył usta w rybkę (ironia jak nagrzane żelazko) słysząc to, ale po chwili ten wyraz przeszedł w uśmiech, a gdy tylko ryba skończyła (w oczach jej kucharza) się przygotowywać nad ładnie płonącym ogniskiem, Amep podniósł się i podał całość swojemu towarzyszowi.
- Nie ma potrzeby, to wszystko fakt długiego życia. Musiałem nauczyć się radzić sobie sam, przez praktycznie całe życie jako wymordowany byłem sam, stosunkowo niedawno zacząłem wracać do społeczności. Pewnie wyglądam, ale jestem jedną z pierwszych osób zarażonych, nim pandemia rozeszła się na cały świat. I wkurzone piranie odgryzły mi pięty. - Buchnął ni z tego ni z owego szczerym śmiechem posadzając swoje siedzenie na ziemi i pokazując jego towarzyszowi jedną z jego "stóp". Faktycznie brakowało czegoś na styl uwypuklenia przy końcu stopy, przez co jego "łapa" była praktycznie płaska.
Gdy jednak został obdarowany mięskiem z początku myślał że ma od razu zjeść to, ale pytające spojrzenie jego towarzysza odwiodło go od tego pomysłu. Hmmmm...
Wolną dłonią wrócił do nadgryzionego kamienia, łapiąc go i przyglądając się mu. Postanowił postawić go na ziemi tą ugryzioną stroną i położyć na gołej skale oba te kawałki, a następnie popchnąć ten kamień w stronę ogniska za pomocą jednego z odłamków dech.
- Daj mi znak że myślisz iż są wystarczająco usmażone dla ciebie, lub jakoś mi powiedz że wolisz bym sam to dopilnował. - W tej chwili ten nadgryziony kamień był czymś ala prowizoryczną patelnią. Po kilku chwilach można było ujrzeć nawet, jak z plasterków mięsa zaczyna uwalniać się tłuszcz, wyzwolony przez płomienie paleniska w procesie smażenia, a sam plasterek nabiera bardziej brązowych barw. Powoli, nie była to kuchnia gazowa niestety.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.12.18 18:32  •  Zrujnowana wioska. - Page 13 Empty Re: Zrujnowana wioska.
 Wyglądał na zainteresowanego historią Amepa. Może niekoniecznie wzmianką o piraniach zjadających pięty, ale część z pandemią odcisnęła na mężczyźnie piętno zainteresowania. Długo myślał nad pytaniem błądzącym po głowie. Wpierw, czy jest odpowiednie, później, jak je odpowiednie uformować. Mielił je na języku jak plaster cytryny, choć jednocześnie ani jeden mięsień nie drgnął na kamiennej twarzy.
 W końcu przerwał stukanie palcami w rękojeść miecza. Znów chwycił za pokrowiec i przesunął się na kraniec pnia. "Jak to wtedy wszystko wyglądało?" Naskrobał nieco niewyraźnie, ale wciąż zdatnie do rozczytania.
 Widząc poczynania ryboluda Faux zaczął się zastanawiać, co on mógł wymyślić z dwoma miniaturowymi ( przynajmniej porównując do Amepa) plastrami mięsa. Wyglądały na idealne do roli nitki do zębów tego wielkoluda, ale czy czegoś jeszcze? Nie miał pojęcia.
 Kolejne pytanie zbiło go z tropu i to na tyle, by zamarł w bezruchu na dobrych kilkanaście sekund. W końcu drgnął, uniósł dłonie, skrzyżował je w nadgarstkach i pokręcił przecząco głową.
 "Źle mnie zrozumiałeś. To dla ciebie." Końcówka pokrowca po raz kolejny poszła w ruch. Zaczynał się zastanawiać, czy nie zacząć szkolenia w rysunku tym sposobem. Skoro pisanie już opanował, to czemu nie pójść krok dalej?
 "Byłem tylko ciekawy, czy jako nie najgorszy kucharz jesteś w stanie coś z tego wyczarować."
 W końcu zabrał się do jedzenia. Nie patrzył na upieczoną rybę ani sceptycznie, ani oceniająco. Po prostu ją ugryzł i wtedy został zmuszony do przyznania racji Amepowi. Zdecydowanie znał się na gotowaniu. Jedyna obawa Fauxa leżała w kuszącej woni, która mogła im tu sprowadzić zagłodzonych desperatów. Wszak zaczynało się robić ciemno, a wszystkie dziecięce opowiastki głosiły, że to właśnie nocą na świat wyłaziły największe potwory.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.12.18 21:07  •  Zrujnowana wioska. - Page 13 Empty Re: Zrujnowana wioska.
Zafrasowany rybą, Amep z początku nie zauważył zainteresowania w w jego krótkiej, niezbyt szczegółowej historyjce o początkach epidemii wirusa X. Dopiero gdy znowu do jego dziur usznych dotarł dźwięk szurania po ziemi, wychylił swój kapucyn nieco w bok, by przeczytać co tam jego towarzysz mu skrobie.
Wydał z siebie krótkie "och?" z dość pytającym pobrzmieniem w tonie, ale widząc faktycznie zainteresowanie ze strony jego rozmówcy o tym "jak to wyglądało" wrócił do swojej pozycji, powoli obracając rybę nad płomieniem.
- Jak widzisz, sporo czasu spędziłem w wodzie, stąd też może nie opiszę dokładnie jak to wyglądało na lądzie, ale... Jakby to ująć. Wiesz jakie jest mniejwięcej M-3 teraz, prawda? - Puścił jedną z dłoni decho-kołek i wskazał gdzieś w powietrze, mając w domyśle kierunek M-3, a że nie miał dokładnie pojęcia z tego punktu gdzie to jest to wskazał zupełnie losowo. Liczy się gest.
- Nim powstały takie miasta, mury, a ziemia poza nimi stała się żywą pustynią, nie było tak źle. Świat był zielony, pełen życia, zarówno ludzkiego jak i zwierzęcego. Miasta i miejsca gdzie mieszkali ludzie nie były odległe od siebie, wielkie metropolie pełne życia. Ach, czasem tęsknię za tym światem. - Przez chwilę ryba zamilkła, najwidoczniej odpływając myślami do czasów sprzed epidemii. Zanim stał się ryboludem jakiego każdy człowiek by zabił za samą próbę zbliżenia się. - Ale potem pandemia się zaczęła. Miejsca zapalne zarażeń wirusem X zamykano i otaczano kwarantanną, badano, próbowano znaleźć lekarstwo. Bezskutecznie, zarażeni wydzierali się z kordonów obronnych, uciekali, rozprzestrzeniali zarazę, co powodowało panikę u ludzi. Czasami widziałem do czego posuwali się ludzie w panice przed możliwością zarażenia gdy wynurzałem się z rzek czy morza... Bo każdy zarażony często nie był już traktowany jak człowiek. Nic dziwnego - spójrz po mnie. - Ryba, jak na początku ich spotkania ukazała swój szeroki uśmiech, pełen morderczych, rekinich kłów. Bez tego jednego jaki urwał, Faux mógł dojrzeć że za jednym "pasmem" takowych znajduje się kolejne, lecz bez otwarcia paszczy Amepa ciężko było stwierdzić jak wiele takich tam chował. Szybko jednak skrył ten uśmiech, wracając do opowieści. - Może nie było to tak ekstremalne, ale wirus X powodował naprawdę szybkie mutacje, zazwyczaj z ulubionymi pupilami. Psy, koty, króliki, czasami jaszczurki czy kameleony, pająki, co ludzie lubili hodować. Przywróceni do życia, pierwsi wymordowani nie wiedzieli co się dzieli. Nie rozumieli skąd to życie, czemu obrastają w futro, skąd ich zdolności. Chcieli znaleźć pomoc w rządach, w bliskich, w tym w czym dotąd ufali. Lecz oni w nich widzieli już tylko potwory. Zabijali, kaleczyli, czasem łapali i kroili w celu zrozumienia co jest nie tak. Nie widzieli w nich już swoich bliskich, krewnych, rodziny. Tylko potwory. Więc potwory zaczęły akceptować siebie i walczyć o swoje życie, szybko przerastając siłowo i liczebnie ludzi. - Westchnął, kręcac nieznacznie głową na boki. Ludzie próbowali walczyć z epidemią, lecz ona ostatecznie wygrała. Jak widać.
- Wojsko nie było w stanie bronić cywili, ba, nawet siebie. Wirus X nie oszczędzał nikogo ani niczego, a każdy wymordowany zasilał armię mutantów. Zaczęto więc wznosić takie miasta jak M-3, w celu odcięcia się od panującej epidemii. Nie wiem jak wiele z nich przetrwało, ale to tutaj nie jest jedynym. Jest ich więcej, są jak kiedyś były kraje. Nie wiem jak tam jest, co tam jest, ale znając ludzi i jak rządzili się kiedyś, pewnie panują tam jakieś zupełnie totalitarne rządy żelaznej pięści. Jakiekolwiek wykroczenie, lądujesz na zewnątrz, żywy lub w plastikowym worku. - Wzruszył bezwiednie barkami, nie wiedząc co więcej dodać. Tak było.
Kolejne dziuganie w ziemi ze strony jego towarzysza, rybolud znowu się wychylił by poczytać co tam ma. Spojrzał na napis, przeczytał. Potem na Fauxa. Potem znów na napis, tak samo i kolejny jaki dokreślił. Znów na Fauxa. Znów na napis. Z szerokim uśmiechem i powstrzymując śmiech pokręcił głową, oddychając głębiej. Rozumiał zamysł jego towarzysza, ale nie było potrzeby na to.
- Daj spokój, Faux. Prawdopodobnie nawet nie poczuje ich smaku. Jeśli masz przy sobie więcej ewentualnie, daj je. Usmażone wytrzymają dłużej i będą smaczniejsze niż na surowo, nawet zimne. Jestem zdolny zjeść i najeść się każdą rzeczą jaką pogryzę i przełknę, od trującego jedzenia, po żelazne rury czy kamienie. Nie przejmuj się, umiem o siebie zadbać. - Na dowód swoich "umiejętności" poklepał swój bebech, jaki zafalował niemal identycznie jak woda faluje od wrzucenia dość sporego kamienia od jeziora. I równie długo, póki sama ryba tego nie powstrzymała.
Niemniej, chwila prawdy. Jego "klient" właśnie bierze pierwszy kęs z przygotowanego przez Amepa posiłku. Ryba aż nachyliła się do przodu (ledwie się nie przypalając sama o ognisko) w wyraźnym napięciu i niepewności. - I... Jak? - Spytał dość niepewnie, zawsze wszak obawiał się oceny publicznej jego... Wybryków kulinarnych.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.12.18 20:24  •  Zrujnowana wioska. - Page 13 Empty Re: Zrujnowana wioska.
 Podczas historii opisującej początki walki świata z epidemią, Papież siedział na kawałku pnia niczym uczniak podstawówki przed nauczycielem opowiadającym nową, super fascynująca bajkę — niemal nieruchomo. Od zafascynowanego dziesięciolatka różnił go tylko wyraz twarzy, bo o ile przez dziecięcą twarz przebiegałoby milion emocji, tak u niego widniał jeden i ten sam wyraz.
 Rękę cały czas trzymał, gdyby nagle poczuł potrzebę rzucenia... napisania komentarza. Takowa nie zaszła. Słowa Amepa wciągnęły go na tyle, by nie przerwał ciągłości wypowiedzi ani razu. Słuchał, przyswajał wiadomości i od czasu do czasu kiwał głową.
 "Wychodzi na to, że jesteś starszy, niż połowa Desperatów razem wzięta. To czyni cię doświadczonym przeciwnikiem dla wielu."
 Nieśmiertelniki zabrzęczały, gdy mężczyzna pochylał się w przód. Łokcie wsparł na kolanach, dłoni oplótł wokół broni. Długo wpatrywał się w ogień, nie do końca pewien, co mógłby jeszcze od siebie dodać. Każde słowa wydawały się bezsensowne i banalne, więc ostatecznie mielił je na języku wraz ze śliną. Czuł się trochę jak licealistka przed pierwszą poważną randką, gdzie największym dylematem było wybranie pomiędzy dwiema ulubionymi sukienkami. Niby obie idealne, a jednak do każdej miała drobne ale. Koniec końców nie wybrał żadnej kreacji i nie zadał pytania, zamiast tego mrucząc niewyraźnie pod nosem coś, co nigdy nie miało być słowami.
 — Daj spokój, Faux.
 Uniósł wzrok na ryboluda, marszcząc brwi z każdym kolejnym zdaniem. No tak, nie przemyślał tego. Dopiero po dodatkowej ocenie sytuacji i ponownym obejrzeniem postury rozmówcy doszedł do wniosku, że mimo usilnych starań palnął głupstwo i to nawet nie zdając sobie z niego sprawy.
 Podumał chwilę, wyciągnął pozostałe plastry suszonego mięsa i podał ryboludowi. Poczuł, że chociaż odrobinę spłacił dług za rybę, która jemu samemu w zupełności wystarczała na kolejne dwa dni. Nie pamiętał, kiedy ostatnio miał tak pełny żołądek.
 — Pyszna — wydukał, jakimś niezrozumiałym dla samego siebie sposobem. W razie, gdyby rybolud nie był w stanie go zrozumieć (choćby ze względu na pełny żarcia pysk), uniósł kciuk w górę. Wolną ręką chwycił znów za rękojeść, bo nagle nawiedziła go myśl.
 "Nie myślałeś nigdy o zaopatrywaniu większych grup w pożywienie?"

---
No więc generalnie kajam się za tego posta. Niech mi nikt nigdy nie przypomina, że w ogóle powstał...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.12.18 21:53  •  Zrujnowana wioska. - Page 13 Empty Re: Zrujnowana wioska.
Cała ta historia mogła być skwitowana krótko - świat nie dał sobie rady. Próbował, nie wyszło, wszystko się zjebało. Theodore nie był jednak w stanie nigdy zrozumieć, dlaczego dotąd zielona ziemia stała się taka... Taka. Wirus nie mógł zabić roślin, nie aż tak. Więc co się stało? Jakie kataklizmy musiały spaść gdy on był na dnie mórz i oceanów, zapychając mordę każdą, mniejszą rybą jaka się zjawiła? Tego nie wiedział. Może kiedyś będzie miał okazje spytać o to kogoś innego, tak samo długowiecznego jak on. Może nie i na zawsze pozostanie w błogiej niewiedzy. Czas pokaże.
Bazgroły Fauxa nie mogły wytworzyć w ryboludzie innej reakcji, jak rozbawienia. Tłumiąc buchnięcie śmiechem, pokręcił głową na boki z uśmiechem na obliczu. On, przeciwnikiem?
- Nie jestem przeciwnikiem, Faux. Jestem za stary na grzebanie się w konflikty i zabawy w wojne o terytoria. Nie chcę walczyć, walczyłem o przeżycie w morzach i oceanach przez prawie całe swoje życie jako ryba. Mam już jej dość. Chcę jedynie towarzystwa innych. Ironicznie, to jest trudniejsze do zdobycia niż się wydaje. - Kto by pomyślał że w tym świecie trudniejsze od przeżycia jest znalezienie towarzystwa dla kogokolwiek? A jednak. Dla istoty jak Amep, która kwestię przeżywalności ma już w genach znalezienie właśnie towarzystwa jest... Trudne. Nie wygląda na zachęcającego do rozmowy, bez względu na to jak złote ma intencje. Faux też z początku zareagował prawidłowo w obliczu monstrum jakim Amep jest - gotowy do wyciągnięcia broni i walki o swoje życie. I nie jest jedynym jaki tak reaguje.
Nie chodziło tu o głupstwo, ale zwyczajnie cokolwiek trzymał dla siebie w zapasach żywności, było zwyczajnie za mało by choćby zabić mały głód zielonoskórego. Stąd też, gdy dostał pozostałe dwa kawałki, wpakował je obok tych, które już zaczynały całkiem solidnie skwierczeć. - Jeśli naprawdę chcesz się odwdzięczyć - to weź to, co ci daje i najedz się tym gdy poczujesz głód. Kucharz nie potrzebuje większej nagrody niż uznania klienta... - Ryba podrapała się po podbródku jednym z pazurów, dodając do wypowiedzi jeszcze jedną rzecz. - I ewentualnie jak kiedyś znowu się spotkamy i będziesz miał na zbyciu jakiekolwiek naczynia, przyprawy lub cokolwiek związanego z kuchnią, to chętnie to przyjmę. - Będąc szczerym, dla Amepa największą nagrodą nie było gotowanie czy widok zadowolonej osoby zajadającej posiłek od niego, lecz fakt... Że mógł spędzić czas z kimś innym. Z człowiekiem, bądź i nie. Małomównym lub niezdolnym do takowej mowy, ale to nieważne. Ważne że tu był.
Pokiwał głową z uśmiechem, słysząc zarówno zabulgocony paszczą komplement, jak i kciuk w górę. A zatem była w porządku. To go cieszyło. To było wszystko czego oczekiwał - by smakowało. Nic więcej.
W między czasie kolejnego skrobania Fauxa, Amep wyciągnął patelnio-skałę z ogniska. Wcześniej już obracał poprzednie dwa plastry, i teraz uznał że one dwa były już gotowe. - Weź je. Te dwa usmażone, pozostałe dwa jeszcze leca z powrotem. Uważaj, gorące. Polecam zawinąć w jakikolwiek materiał by nie zabrudziły się bardziej niż już są. - Kilka typowych zaleceń co do tego jak poradzić sobie z tym i jak sie nim zająć. Nie było potrzeby zalecać czegokolwiek w kwestii konserwacji - te plastry wytrzymają w takim stanie dużo dłużej niż surowe.
Akurat gdy skończył wyjaśnienia, jego towarzysz skończył bazgranie po piachu. W ciemności powoli już co raz ciężej było mu to odczytać, ale jeszcze dał radę. Jeszcze.
- Myślałem, ale jak mówiłem - wyglądam jak wyglądam. Powiedz sobie, tak szczerze - czy gdybyś widział mnie rozdającego lub sprzedającego ryby przed tym jak mnie poznałeś, byłbyś na tyle odważny by spróbować i podejść? Jeśli tak, byłbyś odważniejszy niż wielu wymordowanych z Apogeum. - Kto wszak oprze się temu powalającemu uśmiechowi Oliviera?

Oj marudzisz, jest spoko : D
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.12.18 17:10  •  Zrujnowana wioska. - Page 13 Empty Re: Zrujnowana wioska.
 Jadł w spokoju. Chwilowo zrezygnował tez z rozmowy, bo trzymając w dłoniach dwa końce kija, na który nabita była upieczona ryba, nie miał możliwości chwycenia dodatkowo rękojeści miecza i skrobania po ziemi. O chrypieniu słów nawet nie było mowy, więc po prostu skapitulował, niespiesznie zapełniając żołądek.
 Pokiwał jedynie głową na wzmiankę o przyprawach. Nie znał się na tym kompletnie. Ogólnie rzecz biorąc miał zerowe pojęcia na temat gotowania. Problemu nie miał tylko ze wbiciem sztućców w posiłek. Mimo tego postanowił zapytać o zdanie największego znawcę od jedzenia (a raczej jego pochłaniania) i następnym razem przynieść cos Amepowi w ramach podzięki.
 — Myślałem, ale jak mówiłem — wyglądam jak wyglądam.
 Wzruszył tylko ramionami, nie dodając nic więcej od siebie. Według Papieża prezentacja wielkiej, zmutowanej ryby o paszczy uzbrojonej w kilka szeregów ostrych zębów nie był problemem. Po Desperacji chodziły większe i mniejsze dziwy, Amep na pewno nie zaliczał się do tych drugich, ale w przypadku pierwszych Faux też nie miał pewności. Desperaci przywykli do odchyłów. Niemniej nie miał zamiaru nagabywać ani przekonywać ryboluda do zmiany zdania. Już wcześniej postanowił uszanować tę decyzję.
 Po skończonym posiłku rzucił kij w wielkie ognisko. Drewno trzasnęło przyjemnym dla ucha dźwiękiem, na krótką chwilę powiększając płomień z jedne strony.
 Między dwoma budynkami mignął cień. Papież nie zauważył ruchu wśród zdezelowanych ścian, bo bardziej zainteresował go szelest krzaków za plecami.
__
Aehh...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 13 z 18 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14 ... 18  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach