Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Go down

Pisanie 28.06.16 7:34  •  [I piętro] Sala chorych Empty [I piętro] Sala chorych
Dość czysto, tynki w miarę się trzymają, no i stoi tych sześć łóżek na krzyż. Chorzy mają do dyspozycji niewiele luksusów poza łóżkiem i pościelą - niektórzy mają obok stojaki na kroplówkę, ona sama jest jednak nieobecna. W rogu stoi szafa, w niej znajdują się proste sprzęty medyczne.

Legenda głosiła, że w normalnych, cywilizowanych szpitalach panował porządny podział tematyczny. Placówka miała w sobie oddziały wewnętrzne, gdzie zajmowano się bardziej ogólnymi schorzeniami, chirurgiczne, przeznaczone dla osób szykujących się do operacji, czy bardziej specjalistyczne, jak ortopedyczny, psychiatryczny, neurologiczny, czy onkologiczny. Wszystkie te słowa brzmiały trochę śmiesznie w takim miejscu. Tutaj, jeśli coś „wydzielono”, to oddział intensywnej terapii.
Bywały takie sale, do których wpadała jak burza. Tu poprawić poduszeczkę, tam zagaić o dobry dzień, dać kolejną dawkę witaminek (wbrew pozorom witaminy bardzo pomagały pacjentom wyjść z drobniejszych obrażeń), zmienić pościel – innymi słowy, zachowywać się tak, jak normalna pielęgniarka w zwyczajnym szpitalu! Ponoć. Tak słyszała. Tajemnicą poliszynela było, że nie miała kwalifikacji i nigdy nie widziała takiego zupełnie prawdziwego szpitala na oczy. Chociaż, może… może widziała. Te wspomnienia jednak za bardzo się rozmyły, aby o nie dbała.
No ale, że ta placówka była prymitywna, to lekarze się umawiali na podział chorych na tych rokujących, i nierokujących, także był oddział normalny, no i była mordownia.
Przez mordownię trochę głupio jej było przechodzić. Pierwszy obchód obejmował sprawdzenie, czy najgorsi gangreniarze wyzionęli wreszcie ducha, potem dawała jakieś końskie dawki morfiny innym ciężko rannym, komuś, kto już nie odzyska przytomności, należało odciąć leki, bo i tak ich brakowało. Niektórym otwierały się spontanicznie rany – opatrywała je na miejscu, bandażami z drugiej ręki, które tego samego dnia wyprała. Głupio je było tak przenosić przez oddział. Kiedy pytano ją o te żółte odbarwienia, mówiła więc, że to środek dezynfekujący.
Woda z mydłem nie dopierała krwi.
Ten dzień był w sumie w porządku, bo po pierwszym obchodzie nikogo nie musiała wysyłać na kostnicę – pomieszczenie, które różniło się od pozostałych tylko tym, że drzwi do niego istniały i były z reguły zamknięte. Nawet za drugim razem, gdy zdążyła już zsyntetyzować odpowiednie medykamenty, nikt jej nie umarł! Mogła nawet sobie stanąć w sali chorych i obserwować te wszystkie zdrowiejące twarze…
...ponure, wykrzywione w grymasie bólu najczęściej, ale rokujące na to, że przeżyją, no i z dobrze ułożonymi poduszkami. Po drugiej rundce po szpitalu przysiadła sobie więc, z podłączoną glukozą, w rozpiętym frywolnie kitelku, po czym odetchnęła głęboko, patrząc na pustą salkę na pierwszym piętrze. Nie pamiętała już w zasadzie, czy pacjentów wyczyściło, czy przeniesiono ich w inne miejsce, czy po prostu już wyrzucono na śmietnik – nie nie było zbyt ważne. Ważniejszy chwilowo był fakt, że po dwóch, czy trzech obchodach, kilku zastrzykach, jednym nastawianiu złamanej nogi, asyście przy amputacji, podawaniu narkozy, wybudzaniu z narkozy, rundzie syntezy leków, kolejnej serii zastrzyków i podaniu, ekhm, posiłków, zakręciło jej się w głowie. Niemalże się położyła na tym marnym krzesełku. Próbowała się oprzeć głową o ścianę, ale przez rogi było to okrutnie niewygodne. No więc podparła ścianą plecy, przygarbiła się i odetchnęła głęboko, gapiąc się tępo na podłogę. Za godzinę wyprać kolejne opatrunki… w wodzie i szarym mydle… na ewno zmyją się wszystkie bakterie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.06.16 11:49  •  [I piętro] Sala chorych Empty Re: [I piętro] Sala chorych
Ryk silnika zwiastował nowego gościa w szpitalu. Co żywsi podeszli do okien żeby zobaczyć kto tym razem się pojawił pod wejściem do budynku, lecz większości z nich nic nie mówiła twarz przybysza, głównie dlatego że ponad połowę zasłaniał kask. Zdjął go z siebie i schował do schowka, po czym podpiął granat, rutynowe zabezpieczenie.
Wszedł do środka, mając na plecach AA-12 oraz AK-74M. Zerknął kątem oka na obserwujący go personel. Część nawet nie raczyła grymasić na jego widok, przywykli do tego, że goście i pacjenci obecnego przybytku nie są spod jasnej gwiazdy. Położył karabin i dwa magazynki do niego na ladzie i przesunął w stronę jednego z medyków.
- Prezent za opiekę nad jednym z Łowców. Którędy do niego trafię?
Lekko podstarzały i pokryty tu i tam łuskami lekarz wskazał ruchem dłoni, w której znajdował się pet drogę po schodach.
Zastępca kiwnął głową w ramach podziękowań i ruszył na górę.
Mijając pokoje wypełnione pacjentami zerkał do każdego, szukając wzrokiem członka swojej organizacji.
Beznadziejny przypadek, pomyślał. W pewnym momencie wyhaczył wzrokiem kogoś na wzór desperackiej pielęgniarki. Pełen nadziei wszedł do środka.
- Dzień dobry, szukam jedynego Łowcy, którego macie w swoim przybytku, może mnie pani do niego zaprowadzić? Będę zobligowany. - Ciepły ton wylał się z jego ust i rozszedł po pokoju, kiedy zauważył jak wyczerpana jest jego rozmówczyni.
Podszedł do niej bliżej i przykucnął przy niej żeby byli na równi wzrokiem.
- Pomóc pani?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.06.16 13:14  •  [I piętro] Sala chorych Empty Re: [I piętro] Sala chorych
Być może, gdyby należała do kasty nałogowych palaczy, którzy pomimo skrajnej biedy panującej w Desperacji jakimś cudem zdobywali fajki, właśnie by wyszła sobie skarmić raczka, żeby odświeżyć nieco umysł. W myślach jednak liczyła minuty. W takim szpitalu jak ten, zawsze było coś do zrobienia, zwłaszcza dla pielęgniarki - pranie pościeli, pieluszek, opatrunków, przewijanie pacjentów, obracanie, robienie zastrzyków, przygotowywanie zastrzyków, dawkowanie leków według zaleceń, mogłaby w sumie też odciążyć pozostałe dziewczyny, które jeszcze pozajmowane był robieniem tych wszystkich badań, kiedy ona siedziała w laboratorium, podłączona do jakiejś kolby, czy probówki.
W normalnej sytuacji po prostu podłączyłaby się pod cukier, ale została jej ostatnia kroplówka, to ją postanowiła zostawić na później, na gorsze czasy. Dała sobie pięć minut na dojście do siebie, potem jakąś kolejną godzinę pracy, potem coś zje i wreszcie przejdzie do dziennej sesji syntetyzowania, powiedzmy, płynnego złota. Uśmiechnęła się do siebie. Byłaby najlepszym dilerem na świecie! Mogłaby sprzedawać kwas, żeby ludzie sobie wyobrazili, że to nie Desperacja, a M-3. Imo średnio znała miasto, tylko tyle, co za oknem i w trakcie brawurowej ucieczki z krainy cudzej szczęśliwości, więc wyobrażała je sobie jako zakazaną strefę szczęścia, jakiś niedozwolony Eden dla lepszych, zdyscyplinowanych ludzi.
Takich, którym nikt rogów nie przyprawiał! Cichutko parsknęła, chociaż żart był marny, no, ale czymś się trzeba cieszyć! Kurczę, jak tak sobie siedziała i się biedziła nad swoim stanem, to pewnie strasznie pobladła. Potwierdziły to zresztą wydarzenia, odbywające się za trzy... dwa... jeden...
Ktoś wszedł do środka męskim, prężnym krokiem. Istny samiec alfa! Duży, taki postawny, że mógłby nosić te wielkie, stalowe szafy w drugiej sali chorych, ale pewnie miał ważniejsze rzeczy na głowie - był tak poważny i czysty, że na pewno musiał być z M-3. Spojrzała na niego najpierw wzrokiem człowieka zmęczonego życiem, a potem dopiero zanotowała, jaki był zadbany. Aż jej się głupio zrobiło. Taki stary sweter... a on szukał łowcy, przepraszam - Łowcy, który tu leżał. Momentalnie się wyprostowała, przynajmniej tyle, następnie postanowiła wstać, ale ją uprzedził. Po chwili jego wzrok był na poziomie jej i to już była kompletnie niezręczna sytuacja.
- Och, ależ nie! - Uśmiechnęła się promiennie do mężczyzny. - Rany, nikt pana nie poprowadził?
Oj, pewnie wszyscy byli zajęci. Ktoś inny prał za Imo pieluszki lub "jałową” gazę. Jej pięć minut przerwy skróciło się więc do trzech, co przyjęła z radością i dużym wysiłkiem, żeby zmusić mięśnie do racy i wstać. Nie chodziło nawet o to, że było z nią źle. Po prostu jej się nie chciało... No, ale po chwili stała wyprostowana, zapinając guziki kitla, żeby nie było widać, jak marnie jest przy nim ubrana. Kurczę, ależ ten mężczyzna był postawny i elegancko ubrany. Kobieta dawno nie czuła się przy nikim tak mała – w tym szpitalu nawet lekarze byli zasuszeni.
- Proszę za mną – powiedziała, starając się w swoim głosie zawrzeć chociaż trochę energii. Wyszło jej dość wesoło, zanotowała, poprawiając jeszcze klapy od kitla.
- Wszyscy muszą być naprawdę zajęci, że pana nie obsłużyli – powiedziała jeszcze. - Łowca powinien być… ojejku…
Podrapała się po brodzie.
- Zbliża się jego godzina wymiany opatrunku, więc, jeśli to panu nie przeszkodzi…
Zanim zdążył na cokolwiek się zgodzić, zniknęła za drzwiami. Wróciła po chwili, z kompletem czegoś w rodzaju szmat. W miarę białych, chociaż w sumie trochę szarych, miejscami żółtawych – niezbyt publicznych. Zwinęła je tak, aby to było mało widoczne, cokolwiek zawstydzona, co zresztą się objawiło w postaci nieszczególnie estetycznych wypieków.
- ...proszę za mną – Uśmiechnęła się mimo wszystko, co już wyglądało jak parodia. Gdzieś wewnątrz własnej głowy właśnie płonęła.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.06.16 22:41  •  [I piętro] Sala chorych Empty Re: [I piętro] Sala chorych
Widząc mierzący wzrok pielęgniarki odruchowo się wyprostował niczym na komisji wojskowej i pozwolił jej najpierw obejrzeć swojego rozmówcę. Sam zresztą skorzystał z tej chwili. Powiódł wzrokiem po jej ciele, skupiając większą uwagę na rogach, których zapach przyjemnie drażnił nozdrza.
- Niestety nikt, będzie pani na tyle miła? - Zapytał, zupełnie zapominając gdzie się znajdują. Przecież to jest Desperacja, tutaj nie ma czegoś takiego jak miła obsługa, zadbane stanowiska pracy, każdy członek personelu ma przynajmniej status magistra, czy też doktora. A mimo to w tym świecie pełnym brudu, agresji, wojny i czystego armagedonu, znalazła się jedna rogata osóbka, która jest uczynna i miła wobec nieznajomych, niczym perełka w stosie pomyj.
Widząc jej wysiłek przy podnoszeniu się odruchowo wyciągnął rękę w jej stronę żeby pomóc, czy skorzystała to już jej wybór. Słysząc jej słowa, posłusznie ruszył za nią, dotrzymując jej kroku po jej prawicy, pamiętając o tym, że z dziwnych powodów to właśnie kobiety wolą iść po lewej stronie. To była jedna z tych rzeczy o których wiedział od zawsze, ale nigdy się w nie nie zagłębiał. Pozwolił jej też zniknąć na parę chwil i nie śledził jej kroków do jednego z pomieszczeń, zamiast tego sprawdził zawartość przypiętej do paska apteczki, którą zdobył na poprzednim "postoju".
Kilka paczek bandaży, gazy, buteleczka do dezynfekcji, morfina, kilka środków przeciwbólowych, szyny na usztywnienie złamań itp. itd. Typowy skład ratownika medycznego, który wyrusza na dłuższą trasę i wie, że nie będzie miał jak uzupełnić zapasów. Akurat kiedy skończył przeliczać i badać ekwipunek, pielęgniarka postanowiła wrócić do niego, na dodatek z bandażem dla jednego z katów organizacji.
Widząc jakość i czystość jej ekwipunku, bez słowa odpiął apteczkę od swojego paska i wręczył ją czarnowłosej pielęgniarce.
- Niech ci służy..Nieznajomo.
W tym momencie stwierdził, że jednak wypada się przedstawić bo, bądź co bądź, najwyraźniej porozmawia z nią dłużej niż sądził.
- Marcus Sleipnir, miło mi.
Wyciągnął przed siebie bladą dłoń i uśmiechnął się nieznacznie i lekko sztucznie, patrząc jej w oczy. Były zapewne równie przekrwione co jego, na dodatek z tego samego powodu - nakładu pracy i braku snu.
- Co do obecnego tutaj, proszę się nie przejmować, jeszcze dziś przybędą nasi ludzie żeby go stąd zabrać.
Po tych słowach usiadł bokiem na wolnym łóżku i pozwolił jej zająć się swoją pracą, uważnie przy tym obserwując. W końcu kto wie, może coś z tego wyciągnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.06.16 23:21  •  [I piętro] Sala chorych Empty Re: [I piętro] Sala chorych
Wyglądał jak przybysz z innego świata. Kiedyś, w bardziej turbulentnych dla niej czasach, Nikita jej objaśnił fenomen niewymuszonej kurtuazji, zaczynając następującymi słowami: To jest osoba, która ma zaspokojone najważniejsze potrzeby. Wtedy jeszcze nie znała takich słów, jak "fenomen", czy "kurtuazja". Rozpromieniła się. Jego zachowanie ładowało energetycznie, tak niesamowicie się wyróżniając. Nie przyznać racji jego myślom, gdyby jednak je usłyszała, z całą pewnością by przytaknęła, że w Desperacji bycie uprzejmym nie istnieje. Są priorytety, takie jak uniknięcie śmierci i podniesienie standardu życia na tyle, aby mieć zaspokojone podstawowe potrzeby.
To, że masz zaspokojone najważniejsze potrzeby, nie znaczy, że przeżyjesz, czy możesz czuć się bezpiecznie, dodawał później.
- Oczywiście - odparła miękko, czując jak lekkie zawroty głowy wypierane są przez wewnętrzne ciepło. Być może na tym polegało bycie istotą z innego świata, pełnego świeżych towarów, które rozróżniało się po smaku, zapachu, może trochę wybrzydzało od czasu do czasu... na pewno mógł sobie dobierać ubrania według gustu! A gust miał, oj, zdecydowanie.
Ale zazwyczaj właśnie o to chodzi. Nie doświadczysz raczej fajnych ludzi w Desperacji.
Pozwoliła ująć swoją dłoń, lekko zdziwiona, a potem pomóc sobie wstać. Postarała się jednak nie wypaść z pantałyku, a zamiast tego po prostu, zupełnie bezsensownie, się zaśmiała. Być może w ten sposób zasłaniała lekkie zdenerwowanie? Powinna znać odpowiedź na to pytanie... owszem, ludzie śmiali się ze zdenerwowania, nawet czasem wybuchali śmiechem, kiedy się okazało, że ich ukochanych pochłonęła gangrena. Śmiech to taka dziwna, nieprzenikniona funkcja organizmu. Może służył po prostu do ćwiczenia mięśni brzucha.
Czasem odwiedzą cię za to szumowiny z M-3. Ludzie mają to skurwielstwo, że nawet z zaspokojonymi potrzebami zachowują się gorzej niż tutejsi. Nie pytaj o pozostałe rasy, to po prostu przykre pochodne ludzkiej logiki i zezwierzęcenia.
Naprawdę szukała czystych opatrunków. Myślami przeczesywała umysł w poszukiwaniu momentu, w którym mogła przetransportować morfinę do sali, w której leżał ten Łowca, a może ktoś inny to zrobił? W składziku bowiem nie było praktycznie nic, poza materiałem. Jeśli tam nie będzie przeciwbóli, to Łowca ich nie dostanie - Imo na razie nic nie zsyntetyzuje. Glukoza jej się kończyła. Wkrótce po prostu będzie musiała robić przerwy na posiłki.
Wyszła z tą szmatą nieszczególnie z siebie dumna. Szare mydło dawało szary opatrunek, stearynian sodu nie należał jednak niefortunnie do najbardziej antybakteryjnych. Może powinna porozmawiać z którymś z lekarzy, żeby zacząć pędzić spirytus. Nie mieliby problemu z dezynfekcją! Uśmiechnęła się do niego na wstępie przepraszająco, a potem spojrzała tępo na apteczkę.
- Czy to jest to, o czym...
Chwyciła, rozpięła i otworzyła. Przez chwilę milczała, patrząc na to, co było w środku. Podniosła zapakowaną starannie gazę, żeby sprawdzić, czy pod spodem nie było bomby, ujęła delikatnie w palce białe, lateksowe rękawiczki, miała ochotę jeszcze ukłuć się nożyczkami, żeby zobaczyć, czy są prawdziwe, czy to może sen lub jakiś żart...
- Dziękuję! - Rozpromieniła się na wszystkie strony świata. Stary bandaż przewiesiła sobie przez ramię i niemalże w podskokach ruszyła do przodu, potem się zatrzymała, trzepnęła w czoło, obróciła i uścisnęła ochoczo jego dłoń.
- Imo Gutture! - zakrzyknęła wesoło i wróciła do poprzedniej czynności. - Nawet pan nie wie, jak mi jest miło. Proszę mi uwierzyć, pierwszy raz od dawna oglądam jałową gazę. Są inne sposoby na założenie opatrunku, przecież w warunkach polowych stosuje się byle szmaty...
Odchrząknęła.
- Ale wie pan, dobrze, jeśli macie inne miejsce, żeby go leczyć - rzekła z uśmiechem, wkraczając do jednej z sal.
Nie oszukuj się, że poznasz kogoś wartościowego. Nie szukaj w ludzi dobra i przyjmuj najgorsze założenia. Nie sądzę, że będziesz się często zaskakiwać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.06.16 11:56  •  [I piętro] Sala chorych Empty Re: [I piętro] Sala chorych
Obdarował ją bardziej szczerym i promiennym uśmiechem widząc jej ożywienie i radość malującą na twarzy po, jak widać, udanym prezencie. Sam nie posiadał praktycznie żadnej wiedzy z zakresu medycznego, a posiadane zasoby Łowców są większe od obecnych tutaj więc mógł sobie pozwolić na utratę części świeżo zdobytego asortymentu. Plus posiadanie przyjaciela w takim miejscu może okazać się kiedyś kluczowe.
Przytaknął słysząc jej dane osobowe i postarał się je zapamiętać. Nie będzie zresztą trudno, w kraju kwitnącej wiśni rzadko spotyka się takie personalia jak jego czy też jej, dzięki czemu stają się bardziej charakterystyczni. Czy to dobrze, nie mu już oceniać, przynajmniej nie teraz.
Wyrwał się jednak z zamyślenia, w końcu głównym celem, jaki posiada tutaj to ocena stanu zdrowia jednego z Łowców, dosyć wiekowego zresztą.
- Jak długo jest nieprzytomny? Chciałbym z nim porozmawiać zanim go przetransportujemy.
Po tych słowach postanowił dokarmić jeden ze swoich nałogów, z którymi ostatnimi czasy usilnie walczył. Spojrzał jednak na pielęgniarkę pytającym wzrokiem i postanowił odstawić wątpliwą przyjemność na później, chowając papierosa z powrotem do paczki.
Spojrzał na lico swojej rozmówczyni, która wyraźnie z jakiegoś powodu straciła uśmiech sprzed chwili.
Wstał i podszedł bliżej żeby zaobserwować dokładniej jej pracę i ocenić rany pacjenta.
- Widzę, że nie jest tak źle z nim. Proszę się nie kłopotać zmianą bandaży i zostawić je na bardziej potrzebujących pacjentów. Postanowiłem, że sam go przewiozę do naszej placówki, więc za kilka godzin będzie już pod naszą opieką. Plus, wyszedł z gorszych rzeczy przy mniejszej opiece medycznej, jestem pewien, że i tym razem mu się uda.
Uśmiechnął się ciepło, choć sztucznie. Robił to od lat więc naprawdę ciężko było to odróżnić od naturalnego uśmiechu.
Postanowił wyjść z sali razem ze swoim nowym kompanem i ocenić stan szpitala, miał bowiem w głowie pewien pomysł.
- Nie potrzebują państwo może większej ilości takich zasobów medycznych? Zajmuję się głównie handlem militariami, ale jeśli odświeżyłbym kilka starych kontaktów to z pewnością byłbym w stanie dostarczyć wam od czasu do czasu skrzynię lub dwie niezbędnych do pomocy poszkodowanym medykamentów.
Nie zwalniał tempa podczas rozmowy, wolał obadać stan budynku i pacjentów, którzy się tu znajdują, choć to oczywiście, z czystej ciekawości.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.06.16 17:29  •  [I piętro] Sala chorych Empty Re: [I piętro] Sala chorych
Szpital miewał takie rzuty sprzętu. Ktoś był miły lub bardzo miły i coś przyniósł, albo, co bardziej prawdopodobne, ktoś z S.SPEC został ranny i zostały jakieś sprzęty z jego apteczki wojskowej. Imo wiedziała, że wielmożny pan dyrektor musiał mieć jakieś dojścia, mało kto jednak mógłby zasilić w odpowiednim stopniu jedyny szpital na terenie takiej wielkości! I to jeszcze z taką ilością Wymordowanych i w ogóle, którzy non stop się bili, co powodowało, że miewali chorych i rannych wyjątkowo problematycznych.
Można się domyślić, że śmiertelność w szpitalu była wysoka.
- Oj, jest przytomny. Dlatego jest w rokującej sali - Mrugnęła wesoło do swojego rozmówcy. - Oj, raka nikt nie... chociaż. Lepiej nie, ma pan rację.
Pielęgniarka wiedziała o czymś takim tylko dlatego, że Nikita jej kiedyś o tym opowiedział. Lubiła te historyjki, te wszystkie skomplikowane schorzenia, jakich można było dostać kiedyś - osteoporoza, choroba wieńcowa, otłuszczenie wątroby, nowotwory najróżniejszego typu... Znaczy, pomyślała "kiedyś"? Miała na myśli "gdzie indziej".
Zaprosiła Łowcę gestem do środka, aby sobie obejrzał tych rokujących. Większość pozawijana była w te stare bandaże dość starannie, niektórzy jęczeli z bólu, inni leżeli nieruchomo, bladzi jak ściana, z wpół przymkniętymi powiekami. W szpitalu brakowało krwi. Jeśli ktoś stracił jej dużo, to albo umierał, albo nie.
Czasem lądował u rokujących, żeby było mu lepiej na duszy.
- I jak tam, proszę pana! - zagadnęła na powitanie radośnie pacjenta-Łowcę. - Lepiej? Pacjent obok przypadkiem nie zmarł, było z kim porozmawiać? Ma pan gościa!
To słowa, które rzadko wypowiadała, spojrzała więc z nieukrywanym szczęściem na, hm, na pana Marcusa, aby mu ustąpić nieco miejsca. Przez chwilę stała tak nieruchomo, a potem jej przyszło do głowy, że może nie powinna sobie w ogóle nimi zaprzątać uwagi i zająć się pacjentem. Właśnie.
- Ból się nasilił, osłabł? - zapytała na wstępie już spokojniej. - Zawroty głowy, problemy ze snem?
Odwinęła bandaż, aby obejrzeć ranę w boku mężczyzny.
- Zapiecze - rzekła cicho i skupiła się na etanolu.
Etanol należał do najprostszych, niestety dość kalorycznych związków organicznych, łatwo dających się przetworzyć z cukrów prostych. W związku z tym używała go dość często do oczyszczania ran - najpierw (co zaprezentowała) nasączała od dłoni kawałek...
- ...hm? Och - Przerwała pracę, zdziwiona. - Tak, zdecydowanie. Dostanie tam lepszą opiekę. W takim razie tylko oczyszczę i zawinę z powrotem... wie pan, żeby gangrena nie weszła.
Uwinęła się z tym dość szybko. Wystarczyło oczyścić ranę watką, dostępną w apteczce, potem nałożyć jałową gazę i wszystko z powrotem zawinąć.
- No! Rana jak nowa, bym powiedziała - rzekła, wycierając dłonie w świeży bandaż. - Wybaczy pan, że teraz ręki nie podam.
Następna deklaracja wprawiła ją w osłupienie i naprawdę odebrała mowę. Takich gestów nie doświadcza się, nie tu, w Desperacji. Szpital rzeczywiście przypominał ostatnią placówkę na świecie, w której działy się rzeczy naprawdę cywilizowane, podczas gdy reszta świata była coraz gorszą burzą. Przyszłość wydawała się nie tyle niepewna, co nieistniejąca, tymczasem... ktoś oferował im, tak z własnej, nieprzymuszonej woli, rzeczy. Wnętrze jej głowy eksplodowało już euforią, od której oczy jej zabłyszczały, ale logika nakazała być sceptycznym.
Świat szpitala ostatniej nadziei znajdował się w stałej, chwiejnej równowadze, nakazującej pomoc wszystkim, konkurującym ze sobą grupom, których strefy wpływów krzyżowały się na terenie Desperacji. Imo nie wątpiła, że każda z nich miała własnych medyków, może u nich anioły służyły jako maszyny produkujące zdrowie, skąpiąc swoich świątobliwych umiejętności tutaj... zaczynała myśleć jak Nikita. Bądź co bądź, szpital mógł być pierwszym miejscem, w którym doszłoby do wymiany ognia. To się zdarzało. No i moment, w którym zawiśnie na którejś ze stron... Spojrzała gdzieś w bok.
- Będziemy zaszczyceni i bardzo szczęśliwi - powiedziała z lekkim wahaniem. - Tak. Brakuje nam opatrunków, przede wszystkim jałowych opatrunków, rękawiczek i strzykawek, ale i diabelnie, diabelnie potrzebujemy kroplówek.
Ja potrzebuję kroplówek. Do produkcji leków, poprawiła się w myślach. W lekkim podenerwowaniu przestąpiła z nogi na nogę.
- Ale trudno mi w to uwierzyć, proszę pana. My nie określamy się za żadną stron. I, co by się nie działo, nie będziemy.
Te słowa wydawały się takie puste z jej strony. Skarciła się za nie w myślach. Co za pusta deklaracja! I jeszcze pewnie kompletnie go odstraszyła, a był tak miły i uprzejmy! Może Łowców było stać, mogli mieć skrzydlatych, przecież ludzie mają aniołów stróży, czasami... zacisnęła usta i już milczała.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.06.16 21:29  •  [I piętro] Sala chorych Empty Re: [I piętro] Sala chorych
Widząc Łowcę w łóżku, stanął po przeciwnej stronie do jego obecnej widoczności, choć ten i tak był zbyt przytłumiony i ospały żeby najwyraźniej zwrócić uwagę, że ktoś jest w pokoju. Przysiadł na łóżku obok widząc jak pielęgniarka mimo jego słów postanowiła sprawdzić stan pacjenta. Przypatrywał się niczym adept widzący swojego mentora w pracy, choć z bezpiecznej odległości.
Gdy wyszła razem z nim z pokoju, pozwolił jej iść przed nią. Wysłuchał jej słów i pozwolił przetrawić swoje, dając sobie dzięki temu czas na jej. Słuchał uważnie dumnego wywodu rogatej rozmówczyni. Zrobił listę w głowie z rzeczy, które wymieniła i nie przerywał jej nawet na chwilę. Słysząc ostatnią kwestię uśmiechnął się ponownie w jej stronę.
Tym razem jednak szczerze i naturalnie.
- Cieszy mnie fakt, że istnieją jeszcze ludzie, którzy nie opowiadają się za żadną ze stron, to doprawdy unikatowe podejście. Szybko zanikające zresztą.
Poklepał ją przy swoich słowach po barku i ruszył przed siebie powolnym krokiem.
- Nie wie pani najwyraźniej paru faktów, chociażby tego, że Łowcy już - Wyraźnie podkreślił te słowo w swojej wypowiedzi, podkreślając każdą literę - dostarczają wam ekwipunku medycznego w postaci ziół, którymi chociażby tak pięknie pani teraz pachnie? Bez rebelianckiego wsparcia, ta placówka nie posiadałaby nic poza górą szmat, choć dobrze wiemy, że posiadacie niewiele więcej ponad to. Na pewno pani rozumie, mamy też swoich ludzi i swój szpital, ale po pertraktacjach z niejakim Ikedo Isao ustaliliśmy dopływ również dla waszej placówki. Ja po prostu, z czystej życzliwości i niewielkiego zysku dla mnie, chce zwiększyć dostawę tychże medykamentów.
Nie odwrócił się do niej aż do momentu kiedy zaczął wypowiadać ostatnie zdanie, najzwyczajniej w świecie chciał widzieć jej reakcję.
W tym momencie ktoś pojawił się po jego prawicy. Rozpoznał obie osoby z miejsca dzięki kolorze tęczówek. Machnął dłonią wskazując na pokój. W tym momencie podszedł do Imo.
- Chce upiększyć twój świat za cenę, której nawet nie poczujesz.
Zdanie to wypowiedział tak blisko jej twarzy i tak cicho, że gdyby ktokolwiek ich właśnie obserwował to spodziewałby się po zakończeniu tejże sentencji namiętnego pocałunku. Niestety, na Desperacji nie ma czasu na takie czułości. Zerknął na szamoczącego się Łowcę z bandażem na jego boku.
Kiedy znajdował się metr od niego, obrócił się w jego stronę i spojrzał w przerażone i wypełnione furią oczy.
- Ishida Shinobi, za dezercję zostajesz skazany na śmierć z mojej ręki. Ito, Kato, dwa kilometry na północ od szpitala będzie pień starego drzewa, tam się zatrzymajcie. Niedługo do was dołączę.
Sztuczny uśmiech numer trzy zawitał na jego twarzy i pozwolił iść wykonać zadanie swoim ludziom.
- Panienko Imo Gutture, tutaj ma pani mój numer. Przepraszam za kłopot i mam nadzieję, że Ci dane odwiedzić cię w moim lokalu po uprzednim odzyskaniu go. Jeśli nie, to zapraszam do "Przyszłości", na pewno dam pani znać kiedy. Czy chciałaby pani coś ze mną jeszcze omówić?
Jeżeli jego przesłodka rozmówczyni nie miała nic do powiedzenia, ukłonił się nisko i pocałował ją w dłoń, po czym ruszył w stronę wyjścia.

// ewentualne [z/t]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.06.16 22:26  •  [I piętro] Sala chorych Empty Re: [I piętro] Sala chorych
Wykonywała swoje obowiązki grzecznie i uprzejmie, ze szczęściem osoby nowo narodzonej. Tyle sprzętu! Przez moment miała wrażenie, że świat to kraina mlekiem i miodem płynąca, naprawdę, przecież miała rękawiczki, nożyczki, maskę, jeszcze jedną gazę, opaskę elastyczną... w tak niewielkim pakunku mieściło się więcej szczęścia, niż mogłaby oczekiwać. Po zrobieniu wszystkiego, co chciała, wszak nie powinna pozwolić pacjentowi na to, żeby się wykrwawił, zanim trafi w bezpieczne miejsce, a rana była naprawdę paskudna, była prawie, że gotowa do ciężaru rozmowy, jaka na nią czekała, zawieszona w niedalekiej przyszłości.
Wyszli z pomieszczenia. W trójkę. Potem, nagle, w więcej osób. Przytrzymywali rannego, słaniającego się nieco i powłóczącego nienaturalnie nogami. Prawie zerknęła w tamtą stronę, kiedy usłyszała takie ładne zdanie, że aż się lekko zarumieniła. Wszyscy mogą chwalić wygląd u kobiety, ale wygląd to żadna zasługa. To loteria. Tymczasem zasady, które się wyznaje, to odznaka, którą przypiąć sobie można samodzielnie, zupełnie poza własnym DNA i domem, który ofiarował dzieciństwo lub jego substytut. Dla Imo taka uwaga była wręcz wzruszająca.
Więc od razu spotkała się z tłuczonym szkłem.
Nie licz na to, że ci wszyscy ludzie z zaspokojonymi najważniejszymi potrzebami będą wykazywali jakikolwiek altruizm. Bądź czujna. Ale nie łudź się, że przeszkodzisz jakkolwiek w ich interesach, jesteś tylko pielęgniarką.
- Dziękuję - Uśmiechnęła się jednak jak najbardziej szczerze. Głównie do siebie, bo nie chciała, żeby ta jej deklaracja była taka pusta i pozbawiona znaczenia. Ona będzie walczyć o to, żeby ten szpital nie zszedł na psy! Żeby przyjmował wszystkich, żeby lekarze mieli się po co uwijać, żeby nie zostawiali nikogo krwawiącego na ulicy tylko dlatego, że nie jest taki, jak trzeba!
Krzyczała to do siebie w myślach jak bezsensowną mantrę. Przestała się przy okazji uśmiechać, kiedy usłyszała jego następną wypowiedź.
- Nie wiem, jak pan dyrektor państwu płaci - odpowiedziała potulnie. - Ja nie płacę tej ceny. Każdy pacjent jest równy. A nie możemy wiele więcej dać.
Nie bardzo zauważyła, że już coś dała. Skorzystał z tego, kiedy przełamał jej przestrzeń osobistą - dawno nie poczuła takiego gorąca. Tak w ogóle to głupia sprawa z tymi, rogami, bo...
Spoiler:
Uff, ale odpłynęła! To powyżej to tylko głupia fantazja, nic takiego by nie powiedziała. Przez to jednak zacięła się kompletnie i spoglądała na niego jak przez mgłę, zdziwiona i, zdaje się, troszkę przestraszona. Minęło sporo czasu, ale wciąż nie lubiła takiego pokazu siły. Był samczy, władczy, nieprzyjemny i swego czasu boleśnie rutynowy. Lekko drgnęła, strząsając z siebie zdenerwowanie. U pana to było przez pomyłkę, po prostu nie wiedział, jak to działa.
Zupełnie nieprzypadkowo tymczasem skazał tego biednego pana pacjenta na śmierć. Dlatego próbował ją powstrzymać! Przecież nie powinna marnować opatrunku na zwłoki w przygotowaniu, prawda? To była przedostatnia gaza jaką ten szpital posiadał, jeśli nie dostaną tego sprzętu od takiego pana, który prowadził jakąś wojnę z kimś, jak porządny generał więc karał skutecznie dezerterów! Parsknęła do swojej myśli i uśmiechnęła się do niego blado.
- Już poczułam - powiedziała zaskakująco pogodnie, kiedy ponownie się do niej odwrócił. Uśmiech, choć trochę smutny, nie zszedł jej twarzy w trakcie jego ostatniej przemowy choćby na moment. Po prostu grzecznie czekała, aż skończy. Miała od niego apteczkę! Dawno nie poczuła, żeby ktoś był taki miły, kiedy obarczał ją takimi wyrzutami sumienia!
Aż chciało się krzyczeć, prawda?
- Numer? - Zaśmiała się serdecznie. - Pan oczekuje tutaj telefonów?
Pozwoliła się ucałować w dłoń.
- Następnym razem poczekam z opatrunkiem.
No i poszedł. Nie głowiła się nad tym, czy pojął dość ciężką ironię, kryjącą się w ostatnim zdaniu - bardziej zastanawiało ją, czy zauważył, że jedna dłoń, zaciśnięta na apteczce, lekko dygotała. Każdy dzień był jakąś małą przegraną, a życie nie udowadniało, że jest czymkolwiek więcej aniżeli ich serią. Imo dała więc apteczkę innej pani pielęgniarce, rzucając radośnie przy tym:
- Patrz, Gwiazdka przyszła wcześnie.
Tego stwierdzenia nauczył jej Nikita. Obie się do siebie uśmiechnęły - jedna bardziej, druga mniej wątle, po czym poszły w swoją stronę. Imo - po prostu ruszyła po kroplówkę. I tak przez pana Marcusa była do tyłu z harmonogramem, a jeszcze przez ten etanol na pewno brakowało jej kalorii. Tymczasem dezynfekcja była szalenie ważna w szpitalu!
Powinni zrobić kiedyś kolumnę i produkować etanol. Powinna o tym porozmawiać z dyrektorem...

[zt, dziękuję!]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach