Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Pisanie 01.03.15 21:35  •  Oddział "specjalny" Ronin  - Page 2 Empty Re: Oddział "specjalny" Ronin
Kwestia podzielności uwagi i rozdziału myślenia na logiczno-kontaktowe oraz logiczno-bojowe jest trudna, nawet jeśli był replikantem przerobionym na maszynę bojową. Nie mógł więc myśleć o tym, dlaczego biorą go na celownik... Ani też że w ogóle to robią, skupiając się na zaplanowanym działaniu, czyli anihilacja jak największej ilości wymordowanych istot. Spostrzegł wymierzone w jego stronę lufy, owszem, lecz zignorował je, mijając ich i atakując.
Hm... Przynajmniej nabrał morskiego zapachu, to w sumie lepsze niż nic. Nie ocierał ani stroju, ani twarzy, dalej będąc w programowanym ataku i zapętlonej sekwencji działań. Receptory zarejestrowały, iż jeden z oponentów przebił tarczę Aegis swoimi kolcami, przebijając utwardzoną, syntetyczną skórę. Nie był jednak w stanie chwilowo ocenić ran, działając dalej. Lewy rękaw i skóra były rozcięte, ale jednak raczej krwi z tego się nie dostrzeże, prawda? Heh, no tak...
Jego reakcja nie była wystarczająco szybka, by zadziałać przeciw atakowi kolejnej kolczatki. Zauważył ten atak, lecz nim by zdążył cofnąć ostrze by zatrzymać ją na niej, z pewnością by trafiła...
Gdyby nie czynnik X. Czynnik X, który był wyjątkowo widowiskowy i wybuchowy.
Receptory dotykowe zarejestrowały nietypowe drżenie pod stopami. To nie była standardowa reakcja tektoniczna, trzęsienie ziemi nie mogło się zjawić tu znikąd. Nadprzyrodzone moce? Odwrócił się, chcąc spostrzec źródło...
I szybko zauważył wyskakujące spod ziemi miny. Cholera, w sumie mógł się domyśleć tego, że nie stali by jak banda osłów na śmierć, i musieli mieć jakiś plan. Lewe ramię w zaprogramowanym odruchu zasłoniło głowę, a android odwrócił wzrok, unikając widoku eksplozji i światła, jej towarzyszącej. Może to nie był wybuch godny granatu błyskowego, ale wciąż, w takiej ilości mógł by osłabić chwilowo postrzeganie.
Zignorował trochę zagrożenie za sobą, fakt... Ale już po chwili ono zniknęło. Nim zdążył zostać zaatakowany, jego uszy wychwyciły dźwięk, jaki już od bardzo dawna nie słyszał.
Świst wystrzeliwanych rakiet. Nie słyszał tego od dawien dawna... Aż mógł by poczuć sentyment do tego, dziwnego gwizdu i tych wybuchów wokół, jakie pokryły horyzont dymem. Mógł by w sumie uciec stąd...
Ale chwilowo nawet nie miał ochoty. Spomiędzy dymu zdołał wyłuskać jedno zdanie. Znał trochę angielskiego, może nie w stopniu nader komunikatywnym, ale potrafił zrozumieć co było mówione czy pisane, może za wyjątkiem skomplikowanych lub archaicznych wyrazów. Coś w tym stylu pojął jednak dość łatwo. Hm...
Byli przygotowani. Tak. A on zareagował zbyt szybko, zbyt pochopnie...
I dopiero teraz zarejestrował fakt, że w jego prawym ramieniu, dotąd wiszącym wzdłuż ciała i ściskającym rękojeść katany, jest wbity rozpalony szrapnel, na wysokości połowy ramienia.
Analiza uszkodzeń:
Przebicie Tarczy Aegis - metalowy odłamek przebił się przez osłonę i zatopił w stalowym szkielecie. Efektywność ramienia naruszona i zmniejszona do 89%. Po wyjęciu odłamka przewidywana 92% sprawność, póki metal nie zostanie ponownie zespawany w miejscu przebicia. Rozcięta skóra na lewym przedramieniu - zarysowany szkielet. Uszkodzenia nie obniżają sprawności.

W trakcie wyprowadzania tej analizy, w której to Lentaros utkwił w pozycji zasłaniającego twarz ramieniem, dym opadł, podobnie jak i moduł ochronny, przez co z czarnej cery przeszedł niemal błyskawicznie w bladą. Dość... Szybko morf, ale przez zasłonięcie oblicza nie mogli tego dostrzec.
Dopiero obcy głos, skierowany najprawdopodobniej do niego, sprawił że zareagował. Opuścił ramię, stojąc przodem do...
Rzędu luf wycelowanego w jego kierunku. No tak... Już wcześniej do niego mierzyli. Teraz, gdy już wyszedł z trybu bojowych działań, mógł to przeanalizować.
- W praktyce nic. Moje działania były podyktowane mieszaniną troski, ciekawości i obowiązku. Byście nie odczuwali z mojej strony zagrożenia, teraz schowam swoją broń do pokrowców i podniosę dłonie. Zrobię to powoli i czytelnie. Będę zaobowiązany jeśli nie oddacie w moją stronę strzałów. - Zaraz po tych słowach - jak powiedział - powoli i nader czytelnie schował swoją broń. Najpierw obosieczny miecz za futerału pod płaszczem na plecach, potem katanę do pochwy przy pasie. Robił to na tyle czytelnie, by nie poczuli, że cokolwiek kombinuje, a jego ręce ciągle były na widoku...
I gdy skończył, podniósł je do góry, jak też powiedział.
- Jeśli pozwolicie, mam dwa pytania. Pierwsze - czy pojazd S.Spec oraz załoga, jaka została zanihilowana na wschodzie jest waszym działaniem? Oraz drugie... - Tu na moment spojrzał na wbity w prawe ramię szrapnel. - Czy uzyskam zgodę na wyjęcie metalowego odłamku z mojego ramienia?
Ktoś mógł by spytać gdzie tu są reakcje bólu i czemu po jego ramieniu nie cieknie posoka. Jednym i drugim.
Cóż. Jeśli spytają, to chętnie odpowie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.03.15 1:05  •  Oddział "specjalny" Ronin  - Page 2 Empty Re: Oddział "specjalny" Ronin
Trzeba przyznać, że stworzenie wyglądało co najmniej obrzydliwie, co mimowolnie wywołało skrzywienie pełne zniesmaczenia na twarzy anioła. Dobra, skoro teoretycznie była martwa, mógł skupić się teraz na przybitej do skały kobiecie. Wsunął broń mężczyzny za pasek swoich spodni, cóż zawsze w jakiejś ewentualności może się przydać, nie ma co gardzić znalezionymi zabawkami.
Spojrzał z lekkim zainteresowaniem na kobietę, szybko jednak przechodząc w tryb znudzenia i niecierpliwości. Spieszyło mu się, musiał znaleźć Ryana. Nie miał czasu na coś takiego. Powinien już od kilkunastu minut być w drodze, a nie stać przy truchle jakiegoś zdechłego mutanta.
Brwi mimowolnie zmarszczyły się w jedną linię, kiedy słyszał wyjaśnień nieznajomej. Coś tu śmierdziało, i to paskudnie. A smród bynajmniej nie pochodził od martwego truchła tego czegoś.
- Kłamiesz. Nie wierzę Ci. – powiedział bez mrugnięcia okiem. - Skoro rozbiliście się nad tą doliną, to gdzie jest wrak helikoptera? I czemu nie nosicie na swoich ciałach ran powypadkowych? Lecieliście tylko we dwie osoby? I dokąd zmierzaliście? – wyrzucił z siebie szereg pytań, choć domyślał się, że kobieta nie będzie w stanie odpowiedzieć na nie wszystkie. Przynajmniej nie od razu. Skrzywił się widząc jak kaszle krwią. Nie, nie dlatego, że obrzydziło go to w jakikolwiek sposób, a dlatego, że czuł wewnętrzną potrzebę pomocy jej. Mimo wszystko, mimo braku zaufania. Był aniołem i jego natura bywała jego słabością. Wsunął miecz do pochwy i zaczął rozbierać się z górnych ubrań, bacznie obserwując kobietę i nasłuchując otoczenie. Przynajmniej się starał, by móc zareagować jeżeli usłyszałby ewentualny szmer.
- Skąd mogę mieć też pewność, że i ty nie zamienisz się w podobne stworzenie... – mruknął bardziej pod nosem, kiedy po ściągniętej bluzie, zdjął również podkoszulek. Obwiązał nim sobie prawą rękę i ruszył powoli w stronę kobiety. Złapał za wbity kolec w jej ramię owiniętą ręką i jeżeli nie czuł, że kolec przecina/rozrywa materiał, zaparłszy się nogą o skałę zaczął ciągnąć do siebie to ustrojstwo, w celu wyciągnięcia go z ciała nieznajomej. Zdjęcie górnej części odzieży miało służyć nie tylko uzyskaniu materiału, którym owinąłby rękę i zabezpieczył się przed ewentualnym skaleczeniem, ale też nie chciał mieć bezpośredniego kontaktu z krwią kobiety oraz kolcem (kto wie, czy nie zaraziłby się jakimś choróbskiem) plus najważniejsze. W ten sposób mógł szybko i sprawnie wyciągnąć skrzydła i wzbić się w powietrze, unikając ewentualnego zagrożenia, na które cały czas starał się być w jakiś sposób przygotowany.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.03.15 23:37  •  Oddział "specjalny" Ronin  - Page 2 Empty Re: Oddział "specjalny" Ronin
Śmierć była blisko i nie miała twarzy, a jedynie hełm i krzyż wymalowany na czole. Szerzej otworzyła oczy, wargi również się rozchyliły, z jednej strony wyrażając zdziwienie, z drugiej akceptując los jaki ją czekał i który podzieli z młodszą akolitką. Nabrała jeszcze powietrza, widząc jak czerwony strumień światła ląduje między jej obojczykami. Lufa uśmiechała się do niej złowrogo. Czy to nie ironia, że miała zostać uśmiercona przez medyka? Zapewne, skoro ten rzekomo miał ratować. Jeśli stan jej towarzyszki był krytyczny i ciężki do odratowania, ona, cóż, wcale nie była aż tak ranna żeby stać się całkowicie bezużyteczną. Wiedziała o tym, jednak strach, zwierzęca panika, był o wiele silniejszy. Zacisnęła powieki, czekając na strzał.
Zamiast niego jednak usłyszała szumy i trzaski, pochłaniające nieznane jej słowa. Po raz kolejny rozmawiali między sobą, używając tego dziwnego języka, który równie dobrze mógł ich upodobnić w tym momencie do kosmitów. Cholera, w dodatku te dzikie hełmy, co innego mogła pomyśleć gdy pojawił się kolejny?
Kurwa.
Tak, to słowo chyba kojarzyła. Jak to oni mówili na ten język? Nagielski? Noleski? Nie. Nie miała zielonego pojęcia, ale na którymś etapie jej obowiązkowej edukacji musiała być o nim mowa. To chyba była historia świata poległego, jeśli się nie myliła. Zmarszczyła tylko nos, nieco skonsternowana. To przecież niemożliwe by niedoszły kosmita chciał się z nią teraz pieprzyć. Raczej nie znał savoir vivre Kościoła. Pokręciła jedynie głową, dając znak, że nic z tego wszystkiego nie rozumie. Nawet uniosła dłonie, poddając się, co w sumie powinna była zrobić już dawno temu.
Chyba pojęli jej gest, bo medyk, kobieta, przemówiła w końcu wyjątkowo ludzkim i zrozumiałym językiem. Tym razem pokiwała głową, pozwalając by rude kosmyki przysłoniły po części jej twarz. Może przynajmniej tak ukryje strach, mocno rozszerzone źrenice i roztrzęsione dłonie. Otarła się o śmierć. Znowu. Nigdy się nie przyzwyczai.
Grzecznie poczekała aż skończą dyskusję. Nie brzmiała zbyt przyjemnie, znów padło znajome słowo, ale nie pojęła kontekstu. Wyczuła jednak, że medyk ma władzę nad drugim osobnikiem. Nieco ją to zdziwiło, ale nie było czasu na zastanawianie się.
Ostrożnie postawiła obolałą stopę na podłodze i spróbowała się dźwignąć na równe nogi. Szybko skapitulowała, czując jak skręcona kostka odmawia obciążenia. Zagryzła policzek od środka, zmuszając się do utrzymania prostej pozycji. Przecież to nic, to nie pierwszy raz jak miała coś uszkodzonego. Da sobie radę. Utykając, przeszła półtora kroku do brzegu ciężarówki i niezwykle zgrabnym, acz ostrożnym ruchem (bo za byle gwałtowny mogli ją zdjąć) przykucnęła, oparła dłonie o tapicerkę i zsunęła nogi na ziemię, tym samym ponownie siadając.
Uniosła ręce i spojrzała na opuchniętą kostkę. No cóż, jeśli chcą żeby szła dalej to będą musieli coś z tym zrobić, bo raczej daleko nie zajdzie, a grymasu bólu z twarzy nie zmaże. Wwierciła zielone ślepia w medyka, czekając na werdykt.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.03.15 19:02  •  Oddział "specjalny" Ronin  - Page 2 Empty Re: Oddział "specjalny" Ronin
Uniosła brew, przenosząc ciężar z prawej nogi na lewą. Włożyła ręce do kieszeni i również wyciągnęła paczkę z ostatnimi, dwiema fajkami. Wsunęła jedną do ust i szybkim ruchem przysunęła do jej końca płomień, zajmując w ten sposób swoją uwagę - nie miała ochoty oglądać jego załatwianie fizycznych potrzeb. Idzie się zrzygać... W końcu mogła delektować się nikotyną, która działała niczym najlepszy afrodyzjak.
Jej spojrzenie zatrzymało się na nieznajomym - lekko kuśtykał na lewą nogę, na ramieniu zawieszoną miał strzelbę. Jego twarz była pokryta ohydnymi bliznami, które były teraz pamiątką po zapewne nieprzyjemnych wydarzeniach. Albo był masochistą. Czyżby samotny, zraniony wilk wygnany ze swojej watahy?
Splunął, a jej usta wykrzywiły się w nieprzyjemnym, lekko pogardliwym grymasie. Chwilę potem do jej nozdrzy doleciał okropny zapach dymu, którego źródłem był papieros mężczyzny. Odwróciła głowę, wbijając teraz wzrok w ścianę, o którą chętnie by się oparła. Nie widać? - syknęła, szybko dochodząc do wniosku, że z takimi typami trzeba gadać konkretnie i, nierzadko, ostro. Odwróciła się i odeszła kilka kroków, rozglądając po okolicy. Monotonna, szaro-biała równina. Co właściwie będzie tu robić? Nie przesiedzi całego dnia pod jakąś żałosną knajpą. Wiatr bijący w jej oczy i gubiący się w jej uszach. Zimno. Nieprzyjemne dreszcze przebiegły jej po plecach, mimo ciepłej bluzy i swojej sierści, która w Zimę przypomina nastroszoną, wściekłą wiewiórkę - na wiosnę zaś robi się niebywale lśniąca. Miała dużą nadzieję, że za kilka tygodni zrobi się cieplej...
Odwróciła się do mężczyzny, próbując przypomnieć sobie jego osobę. Nie miała wątpliwości, że gościu to jakiś, zapewne, obcokrajowiec... czy coś - Miękkie pizdy? Mało powiedziane. To tępe chuje... - ...które nie potrafią przegrywać.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.04.15 18:11  •  Oddział "specjalny" Ronin  - Page 2 Empty Re: Oddział "specjalny" Ronin
Taihen Shi

Wizjer medyka zabłyskał, zamigał, patrzy w dół, co u licha?!
Z ciemności paki wyłoniło się poobijane, niepozorne dziewczę. Najwidoczniej w sercu kobiety, skrytym pod stalowo-kompozytowymi płytami pancerza, obudził się jakiś głęboko uśpiony latami wojaczki, instynkt macierzyński.
Bezpłciowa, kanciasta sylweta, której jedynym charakterystycznym punktem był krzyż na czole, pochyliła się ku kapłance i przemówiła w jej języku.
Bieremy, ją! Urocza jest! Krzyknęła, najpewniej z entuzjazmem, ale brak twarzy skutecznie uniemożliwiał potwierdzenie tego. Wcisnęła swój karabin w dłonie Rombu. Ten wydawał się wyraźnie skonsternowany, było to widać w jego ruchach.

Ale, ale… Nie możesz sobie jej kurwa zabrać. Skarcił kobietę. Tym razem i on zaczął mówić ludzkim głosem. Brzmiał chujowo. Przestawiał akcenty, wymowa też siadała, koleś chyba nie bardzo ogarniał japoński.

Krzyż przyjrzała się kapłance, oceniała jej stan fachowym okiem szewca, który łatał marines na wszystkich teatrach wojennych jakie M-1 prowadziło przez ostatnie dziesięć lat, znała się na rzeczy. Chwyciła kobietę za ramię, jedną rękę wsunęła pod jej kolana i poderwała, jakby ta ważyła tyle co przeciętny worek ziemniaków. Błyszczące, idealnie okrągłe, szklane oczy, sztuczny oddech maski, zimno pancerza, tak kobieta wewnątrz kombinezonu bez wątpienia budziła zaufanie.

Miałaś zajebiste szczęście słonko. To nasze pole minowe, mieliśmy zignorować tę pojedynczą detonację, ale Pluja się uparł. Wskazała ruchem głowy Romb, ten przechylił głowę w bok jak zasmucony szczeniak, a po chwili powiedział.

Taaa, liczyłem na jakieś mutki, ale kij.

Medyk niósł Taihen, pewnie, nie obawiając się skrytych pod powierzchnią ziemi morderczych zabawek. Tamten został z tyłu, przeciągnął się i zaczął  majstrować coś przy wozie.

Pojazd, którym przybyli był zielonym jeepem, z karabinem maszynowym zamontowanym na dachu i białymi gwiazdami wymalowanymi na bokach. Niezbyt często spotykany symbol w tych stronach, gdziekolwiek teraz tak właściwie byli. Z samochodu od strony kierowcy wysiadł kolejny opancerzony jak średniowieczny rycerz człowiek. Wymienił  z panią medyk kilka niezrozumiałych zdań, po czym otworzył drzwi i pomógł zapakować Taihen na tylne siedzenie wozu, czy tego chciała czy nie.  

Wewnątrz było przyjemnie chłodno, nawiew klimatyzacji pracował na pełnej kurwie, żeby zapewnić choć tę odrobinę luksusu w upalne popołudnie. Skórzana tapicerka była jednak nagrzana od słońca i nieprzyjemnie parzyła gołą skórę, która wchodziła z nią w kontakt.

Kobieta, której serce tak rozczuliła branka, zajęła miejsce pasażera z przodu, zapięła pasy i odwróciła się w jej kierunku.

Co Wy tu właściwie robiliście? To strefa zamknięta. Z pod maski dobiegł świst wpuszczanego powietrza, medyk zamierzała chyba ściągnąć swój hełm.


Lentaros



Żołnierz, który do niego przemówił trzymał w rękach przerażająco wyglądającą strzelbę, średnica jej lufy nie pozostawiała złudzeń co do tego, że postrzał zakończyłby się dla androida tragicznie. Jego pierś zdobiła znajoma mu już biała gwiazda, symbol z transportera, a otoczona była szeregiem błyszczących srebrnych i złotych dystynkcji. Miał przed sobą wysoko postawionego oficera, chociaż brak szczegółowych oznaczeń nie pozwolił mu sklasyfikować go jako członka, którejkolwiek z istniejących jeszcze armii.
Reszta czekała, w całkowitym bezruchu, serwomotory napędzające pancerze skutecznie kamuflowały naturalne drżenie ciała, maskowały ruchy klatek piersiowych przy oddechach, miał przed sobą piętnaście uzbrojonych posągów, gotowych zamienić go w kupę pogiętej blachy.
Oficer podniósł rękę i raz poruszył dłonią. Rozeszli się, każdy zajął się czymś innym. Jedni sprawdzali stan swojej broni, inni przeczesywali pobojowisko w poszukiwaniu niedobitków, każdy zdawał się mieć swoje zadanie.

Jenkins, złóż raport do sztabu, poproś o rozszyfrowanie kolejnych wytycznych. Rzucił za siebie pozostały przy nim żołnierze po czym przemówił już do Lentarosa.

Dzieciaczku, wyjmuj sobie co chcesz z czego chcesz tylko nie właź nam w drogę, nie mamy obowiązku niańczyć przeklętych tubylców.

Szum głośnika nie ucichł, miał zamiar dodać coś jeszcze, ale podbiegnięcie kogoś trzymającego wyglądające na wojskową radiostację urządzenia, powstrzymało go przed tym.

Sejsmograf dostał pierdolca, mamy czerwia, kontakt za mniej niż pół minuty!
Oficer zastygł na chwilę, mierząc droida spojrzeniem swoich mechanicznych, nic nie wyrażających oczu. Odbezpieczył strzelbą i gwałtownie odwrócił się w kierunku ludzi krzątających się dokoła.

To była podpucha! Chuj wysłał na nas czerwia, przeładować wyrzutnie, rozproszyć się, to gówno nie może nawet tknąć ciężarówki! Ruchy kurwa!

Wiązanka bluzgów wymieszanych z rozkazami popłynęła przez głośnik, podwładni, zareagowali natychmiast, rozluźnili szyk, kilku wbiegło do pojazdu.
Jak chcesz przeżyć, to trzymaj się blisko, zaraz rozpęta się tu piekło. Te słowa były cichsze, skierowane tylko do uszu Lentarosa.
Ziemia zaczynała drżeć, ale nigdzie, gdzie okiem sięgnąć nie było widać nic, co mogłoby spowodować tak silne wstrząsy.


Nathair

Nad doliną zaszumiał wiatr, nieznośnie irytujące, przeczące naturze nasiona wzbiły się w powietrze, całymi tysiącami. Skała, która więziła kobietę, zadziałała jak falochron i masa puchatych zbitych zarodników rozbiła się o nią. Niesione powiewem, wystrzeliły do góry, niczym gejzer, by po chwili zacząć znów opadać na dno. To przedziwne zjawisko musiało rozgrywać się tu regularnie i pozwalało aniołowi wyobrazić sobie jak wyglądał wypadek latadła, którym rzekomo tu przylecieli. Musieli mieć pecha, znaleźć się nad nieodpowiednią nikomu nieznaną kotliną w nieodpowiednim, nieokreślonym przez nikogo czasie. Nasiona, rośliny, której de facto Nathair jeszcze nie widział na oczy, wkręciły się śmigła, zmieniając obciążenie, oblepiły szyby skutecznie uniemożliwiając ocenę sytuacji i ostatecznie sprowadził maszynę na ziemię, jeżeli istniała oczywiście jakakolwiek maszyna.
Kobieta zakaszlała jeszcze raz, odruch był tym razem silniejszy, ozdobiła oprószoną białym pyłem skałę, kroplami swojej spienionej krwi. Nie wyglądała dobrze, ale zaczęła mówić.

Runął po drugiej stronie doliny, mieliśmy szczęście siedzieć w kombinezonach, dlatego przeżyliśmy. A gdzie zmierzaliśmy? Mieliśmy dostarczyć tą kreaturę, jest, jest niezbędna.

Urwała, jakby pogrążyła się we własnych myślach, jej wzrok uciekł do góry, tęczówki skryły się pod powiekami, ukazując przekrwione białka, traciła przytomność.
Ból ją otrzeźwił. Krzyknęła rozpaczliwie, kiedy anioł wyrywał kolec z kruchej ściany, ten nie siedział, aż tak głęboko, wyskoczył poszerzając ranę na jej ciele, stróż runął na ziemię, ona na niego, kolec poleciał w górę i runął gdzieś w pseudo śnieg, przestał być problemem.

Była rozpalona, musiała mieć wysoką gorączkę. Są tacy ludzie, którzy w chorobie, kiedy ich ciało ma podwyższoną temperaturę, zachowują się dziwnie, nienaturalnie, zaczynają majaczyć, ona właśnie zaczynała. Przejechała delikatnie wierzchem dłoni po twarzy leżącego anioła, podciągnęła się i ułożywszy głowę na jego piersi powtarzała z początku wyraźnie, ale później coraz ciszej, aż słowa zamieniły się w pomruki.

Cieszę się, że tu jesteś, już mnie nigdy nie zostawiaj.

Nie krwawiła obficie, ale anioł mógł zacząć czuć, je jego ubranie robi się mokre w miejscu, gdzie leży jej pokaleczone ramię.


Marcelina

Splunął tuż obok niej, siarczyście, głośno i wyjątkowo nieprzyjemnie. Kropla gęstej śliny zwisała mu z dolnej wargi po podbródku i kołysała się na lekkim wietrze. Przetarł twarz rękawem płaszcza i włożył szluga między zęby.
Nie wyglądał na przyjaznego człowieka, mętne oczy, posiniaczona, rozorana twarz, nawet jego sylwetka była przez kombinezon jakaś trochę za duża, zbyt agresywna. Jednak ją zaczepił, nie kurtuazyjnie, bez dzień dobry i to czasie oddawania moczu, kto normalny ma ochotę nawiązywać znajomości z fiutem na wierzchu, pod ścianą jakieś obskurnej mordowni, gdzieś po środku niczego? Najwyraźniej ten typ.

Nie, nie widać twardziela, raczej małego, przestraszonego mutka, z paskudnym psim ryłem, którego spasiony jak dorodny tucznik ajent wyjebał z baru na zbity pysk.

Miły był, nie ma co, ale czego Marcelina mogła się spodziewać po kimś, kto wygląda jak kawał gówna wyjęty wprost z gardła jakiegoś upośledzonego kundla, zwłaszcza tutaj na stygnącym po całym dniu upałów, piasku niskiej niecki pustyni, obok pokrytej moczem ściany z pofalowanej blachy? Powinna się cieszyć, że nie trafiła na wyznawcę zasady najpierw strzelaj, potem zastanawiaj się czy warto było mówić.
Nie skiepował przez cały ten czas, popiół zbierał się na końcu papierosa, stygł i odrywał się większymi kawałkami równomiernie z falami chłodnego, suchego pustynnego wiatru.

Wlepił wzrok w horyzont, nie poza horyzont, tam gdzie nie było nic tylko piach, pustynia i śmierć z przegrzania za dnia, bądź z wychłodzenia nocą.
Twardziel czy nie, chuj mnie to obchodzi, chodź nie mamy całej nocy.

Nie przestawił się, nie powiedział o co mu chodzi i jeszcze chciał, żeby za nim podążyła, enigmatyczny człowiek. A może zwykły psychopata szaleniec, jakich wielu w Desperacji, błąkający się bez celu i podpadający coraz bardziej w obłęd, kto go tam kurwa wiedział.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.04.15 21:44  •  Oddział "specjalny" Ronin  - Page 2 Empty Re: Oddział "specjalny" Ronin
Szansa na przetrwanie jednoczesnego ognia ze wszystkich luf - bardzo niska. Zalecana ostrożność.
Krótki, analityczny komunikat, jaki pojawił się w prawym, górnym rogu jego wizjera, był wynikiem analizy sytuacji, która nie była zbyt dobra. Najpierw rzucił się by pomóc, oberwał od ukrytych ładunków wybuchowych, a teraz jest na celowniku łącznie piętnastki oponentów uzbrojonych w różnoraką broń palną - ciężkiego kalibru. Ten kaliber mógłby bez większych problemów przebić się przez jego egzoszkielet, a nawet gdyby zdołał użyć Tarczy Aegis, nie wytrzymałby równoczesnego ostrzału, co w wypadku tak zgranej grupy byłoby prawdopodobne. Stąd też był ostrożny, i starał się nie ukazywać zagrożenia.
W końcu nie stanowi takowego w tej chwili dla nich, prawda? Byle nieodpowiedni ruch wystarczyłby przerobili go na żyletki. W każdym razie - przekazał swoje komunikaty, to wszystko co było mu potrzebne w tej chwili. Teraz czekał na wyrok...
Osobnik wyższej rangi jaki przemawiał jako pierwszy (i jedyny), - przynajmniej co podejrzewał android po zdobieniu jego pancerza - uniósł dłoń w jakimś geście. Rozkaz ataku? Opuszczenia broni? Te kilka sekund powie, czy maszyna zdoła przetrwać następną minutę...
Hm, opuścili broń. A więc jednak nie mieli aż tak destrukcyjnych zamiarów, to dobry progres. Mimo to jednak - android wciąż utrzymywał ramiona w górze. Ot, na wszelki wypadek. Może jednak jeszcze nie skończyli, i zamierzał go odstrzelić samemu?
Hm, kolejne słowa jednak wskazywały na zupełnie odwrotny obieg spraw. Android został wzięty za "tubylca", czyli mieszkańca Desperacji. Intrygujące, ale odpada. Tylko czy powinien wyprowadzić go z błędu? Może później. Póki co - nie uzyskał odpowiedzi na swoje pytanie...
I gdy po uzyskaniu pozwolenia opuścił ramiona i zajął się wyjmowaniem odłamka z ramienia - co w sumie trwało krótki moment, bo wystarczyło objąć wystający fragment ramieniem i wyciągnąć jednym, szybkim ruchem, co też zrobił. Coś zaiskrzyło lekko w ramieniu, ale potem było już w miarę spokojne, więc początkowy stan alarmowy połączeń został zażegnany. Odrzucił zezłomowany kawałek i podniósł wzrok ponownie na osobę w zbroi, akurat by ujrzeć że podbiega do niego ktoś inny, z formą stacji transmisyjnej.
"Mamy czerwia, kontakt za mniej niż pół minuty!"
Ten komunikat był jednym z ważniejszych, jakie szybko maszyna wyłapała. Nie był pewien co oznacza, ale jeśli mowa jest o pustynnych robalach nawiedzających Desperację - może być nieprzyjemnie. Jeśli o czymś innym, co wywołało takie poruszenie - to również musiało być groźne. Groźniejsze od tej armii morskich poczwar.
- Piekło wymyślili ludzie. Nie znam tego pojęcia, i wciąż muszę poznać odpowiedź na pytanie co do członków S.Spec. - Wzruszył barkami bezradnie, wzdychając cicho. Mimo wszystko - to była szczera prawda. Nie znał tego pojęcia, posiadał wiadomości tylko o abstrakcyjnych opisach typu "w piekle mieszka szatan i robi z ludzi majonez"...
Choć rozumiał przenośne znaczenie tych słów, zwłaszcza gdy zatrzęsło się pod stopami. Wstrząsy były silne, rozproszone na dużym dystansie, i w żadnym punkcie okolicznego podłoża nie było widać żadnych ruchów ziemi, co oznaczało...
Że istota to tworząca była naprawdę spora, skoro sam jej ruch, głęboko pod ziemią powodował tak silne poruszenie. Zniżył lekko swoje ciało, uginając je w kolanach i opuszczając środek ciężkości, by w razie potrzeby móc szybko uskoczyć, po czym zbliżył się do ciężarówki. Około metr-dwa przed nią obrócił się doń plecami i zaczął "skanować" okolicę w poszukiwaniu źródła wstrząsów. Nie miał wiele do dyspozycji przeciw ogromnym, pustynnym owadom...
Ale ucieczka tylko zwabiła by je na jego ślad i umożliwiła im bezpardonowe pochłonięcie go. I choć przegryzienie i przetrawienie 200 kg metalu może nie byłoby proste, to jednak android nie miał ochoty na podróż przez układ trawienny pustynnego robactwa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.04.15 19:02  •  Oddział "specjalny" Ronin  - Page 2 Empty Re: Oddział "specjalny" Ronin
Tego się nie spodziewała. Mogli ją zastrzelić. Mogli ją wypuścić, ewentualnie opatrzyć. Fakt, że właśnie została przygarnięta jak bezdomne zwierzątko wyjątkowo zbiło ją z tropu. Choć rozumiała słowa pani medyk, nie odpowiedziała. Przechyliła jedynie głowę, imitując gest rombu, czy tam Plui. Spojrzała na tego człowieka i mimo podobnego kombinezonu, szczerze wątpiła, że kiedykolwiek go polubi. Zapewne pod całą tą warstwą blachy znajdował się sukinsyn, który miał gdzieś co się z nią stanie.
I miał rację.
Ale przecież najistotniejsze jest przeżyć w tej dżungli zwanej Desperacją. O ile nadal tam była. Rozejrzała się, chcąc zobaczyć owe miny, o których mówiła medyk. Pole wyglądało jak pole i pomijając wgłębienie po eksplozji, ciężko było zauważyć jedno z tych śmiercionośnych urządzeń, o których już kiedyś słyszała podczas szkolenia.
- Przepraszam. - A jednak coś powiedziała, opuszczając głowę. Jeśli kiedykolwiek przypominała urocze dziecko, to było to właśnie w tym momencie. Wyglądała jakby rzeczywiście żałowała, że nie okazała się owym mutkiem, o którym mówili. Nie rozumiała tego słowa, zapewne też musiało pochodzić z tego nagielskiego. - Czy jesteście żołnierzami S.Spec? Nie zrobiłam nic złego...
W sumie dobrze, że właśnie wtedy medyk postanowiła ją unieść i zanieść do wozu, przynajmniej uniknęła dokładniejszych wyjaśnień. Jej cudowne zniknięcie z Miasta było dość niedawno, rok, czy dwa, mogli ją jeszcze kojarzyć. Zawisła bezwładnie na rękach kobiety, jak ten worek ziemniaków i grzecznie poczekała aż ją ulokowali na tylnym siedzeniu. Chciała zaprotestować, ale wiedziała, że nie wypada. I tak ratowali jej tyłek.
Co wy tu właściwie robiliście?
Spojrzała kobiecie prosto w maskę, zastanawiając się przez chwilę. Czemu się tam znaleźli? Takie było zarządzenie Starszyzny, wyciągnąć rękę do biednych, spełnić ich zachcianki i nakłonić na ścieżkę Ao. Lecz czy ta kobieta wiedziała coś na temat Kościoła? Nie wydawała się należeć do Desperacji.
- Jechaliśmy pomóc potrzebującym. - Słowa zabrzmiały szczerze, choć umysł już ostrzył zęby, strofując dziewczę. Tak, pomóc, mieli cię wyruchać wszyscy po kolei, a później powiedzieć "nie, dziękuję, nie wierzę w żadną religię". Na końcu zrobiłby to ten paskudny kierowca. - Był obleśny. Szofer. Cały czas się na nas gapił.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.04.15 20:34  •  Oddział "specjalny" Ronin  - Page 2 Empty Re: Oddział "specjalny" Ronin
- Spierdalaj - rzuciła, krzywiąc się. Jakim prawem ten zapchlony, brudny włóczęga rzucał w nią obelgami? Bez powodu! Zobaczył wywalanego z baru wymordowanego i postanowił się na niej wyżyć? Była dość wyrozumiałą osobą i mogła zrozumieć wiele - depresja łapała mieszkańców desperacji dość szybko, ale, do cholery, takich wybryków natury widuje się rzadko... Nawet tu. - Kocim ryjem... jedzie od Ciebie jak od ruskiego po wojnie - raczej się nie polubią. Złapała się niedyskretnie za nos i ścisnęła go dwoma palcami. Szkoda, że nie nosi zapasowych spinaczy w kieszeni... Czasami bycie wymordowanym i posiadanie wyostrzonych zmysłów do przyjemnych zdecydowanie nie należało... cholera, czemu Marceliny nigdy nie łapał katar?! Przyjrzała się nieznajomemu mężczyźnie znacznie dokładniej, lustrując go nieprzyjaźnie spode łba. Właściwie, to kim on był? Nie przedstawił się, nie powiedział, czego chce. Cholera, to w dodatku ogromny człowiek. Mimo, że ranny, mógłby zaskoczyć Marcelinę serią pocisków z broni, której zapewne mu pod płaszczem nie brakowało... a może to ekshibicjonista? Może, może. Kto tam wie...
Na widok jego papierosa sama automatycznie wyciągnęła swoje. Szybko wsunęła jednego do ust, odpalając go i zaciągając się. To był bardzo ciężki dzień... oj tak.
Zirytowały ją jego słowa pełne arogancji. Twardziel, nie twardziel - oczywiście, że twardziel, cholibka! Jeszcze trochę tej twardości, a nieznajomy oglądnąłby patelnie od strony gdzie smaży się naleśniki - z bardzo bliska w dodatku. Tylko patelni brakło. Co? - zapytała szczerze zaskoczona, gdy ten kazał jej iść... za sobą. Po co? Gdzie? Spodziewała się rzucenia w siebie patykiem, kamieniem lub po prostu odejścia dziwnego człowieka w swoją stronę.
W jego planach raczej nie było morderstwo czy zaciągnięcie jej w okoliczne krzaki. Zaraz, jakie krzaki? Gdzie? Oh mean, please - w okolicy znajdziemy co najwyżej kaktusa lub samotne, łyse drzewko. Żadnych krzaków, co spowodowało znaczny spadek zboczeńców i pedofili w okolicy... To chyba nie było dobre posunięcie. Nie miała ochoty nigdzie z nim iść - nie znała go, w dodatku był, jaki był. Nie spodobałby się chyba nikomu normalnego - i nikt rozsądny nie ruszyłby się nawet z miejsca, a Ci mądrzejsi spierdoliliby stamtąd, jak najdalej od takiego ewenementu, w przeciwnym kierunku oczywiście... Nie miała ochoty wykonywać też rozkazów innych. Gdy jednak wielkolud zrobił kilka kroków, ona również ruszyła za nim. Powoli, zachowując spory dystans. Ciekawość kazała jej podążyć za nim. W razie ataku... zawsze znajdzie się jakiś sposób na wyjście z sytuacji. Zawsze... - To nie jest dobry pomysł - usłyszała w głowie głośne myśli swojego towarzysza, na które odpowiedziała krótko: wiem. Tak, to zdecydowanie NIE JEST najlepsze posunięcie.
- Kim jesteś? - zapytała w końcu, po dłuższej chwili doganiając go i dotrzymując mu kroku, zachowując jednak obowiązkowe dwa metry. Spięła mięśnie na wypadek ewentualnej ucieczki bądź wykorzystanie parapsychicznych zdolności. Kątem oka obserwowała uważnie jego niezgrabne ruchy. Włożyła dłonie gładko do przednich kieszeni spodenek, przy okazji upewniając się, że scyzoryk nadal jest na swoim miejscu, zamiatając przy tym długim ogonem podłoże. Aż się kurzyło. Prawie przez to kichnęła.
Spojrzała na krajobraz przed siebie. Po prostu sucho. I do dupy. Nic się nie zmieniło - martwa pustynia po horyzont. Niedługo nadejdzie noc - zrobi się bardzo zimno. Noc na desperacji to dla ludzi zazwyczaj wyrok śmierci. Całe szczęście ona posiadała sierść, która zwiększała szansę na przeżycie. No i swoje grube dredy, które często robiły za szal. I długi, puchaty ogon, który też pomagał zatrzymać ciepło na dłużej. Nawet nie wyobrażała sobie gorąca i duchoty, jaka zapanuje w tych okolicach latem - gdyby tu mieszkała, pewnie zmuszona byłaby ogolić się... na całym ciele. Zabawnie by to wyglądało - łysa Marcelina, bez sierści, z nietykalnym ogonem pozostawionym w nienaruszonym stanie. Na samą myśl prawie parsknęła śmiechem.
Z nieprzyjemnym dreszczem kopnęła stojący na jej drodze kamyczek, który osunął się z ich drogi dość szybko, turlając się w prawo i zostawiając za sobą smugi opadającego piasku. Miała tylko nadzieję, że cel ich podróży nie znajduje się daleko.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.04.15 16:14  •  Oddział "specjalny" Ronin  - Page 2 Empty Re: Oddział "specjalny" Ronin
Nieprzyjemne pulsowanie w okolicach skroni nasilało się. Nathair musiał walczyć sam ze sobą, by nie zacząć pocierać skóry w celu rozluźnienia narastającego bólu głowy. Nie kupował tej bajki o rozbitym śmigłowcu. Za cholerę. Nawet jeśli mówiła prawdę, to po rozbiciu powinien unosić się gęsty słup dymu, bez znaczenia, czy rozbił się po tej stronie czy po drugiej. Byłby zauważalny. Jednakże największym problemem była sama natura chłopaka. Był cholernym aniołem i nawet, jeżeli nie wierzył i nie ufał, to podświadomie wiedział, że musi udzielić pomocy kobiecie. Rozejrzał się dookoła ciężko wzdychając. Ryan będzie musiał poczekać. Był dużym chłopcem – poradzi sobie. W tym momencie najważniejsze było przetransportowanie kobiety w miarę bezpieczne miejsce i pozostawienie jej w rękach kogoś, kto się nią zajmie. Nathair nie był najlepszą osobą do udzielania medycznej pomocy, bo jego wiedza na ten temat była praktycznie zerowa. Wiedział jak zabandażować, przykleić plaster i… to wszystko.
Rozejrzał się dookoła zastanawiając co dalej, ale przemyślenia przerwała mu kobieta, która runęła na niego jednocześnie przygniatając go do ziemi. Sapnął cicho, czując jak jej krew zaczyna spływać po nim, mocząc nagą skórę. Momentalnie jego ciało przyprószyła gęsia skórka a po skórze przebiegł chłodny dreszcz. Z gardła wydobył się niezrozumiały pomruk niezadowolenia z powodu tak ostentacyjnego przekroczenia jego granicy cielesnej. Położył swoje dłonie na jej ramionach i delikatnie, acz stanowczo zepchnął kobiece ciało z siebie jednocześnie wyślizgując się spod niej. Od razu wygramoliwszy się podniósł na nogi i przetarł wierzchem dłoni krew z siebie, strzepując ręką i posyłając kilka pojedynczych kropel na ziemię.
Cholera. Źle z nią. Żeby tylko nie wyzionęła mu ducha zaraz.
Powinien się pospieszyć, ale droga będzie ciężka. I tak miał problem z poruszaniem się, a teraz dojdzie do tego dodatkowy ciężar to już całkiem ugrzęźnie w tych cholernych nasionach. A kobieta nie miała czasu. Musi spróbować inną drogę. Szybszą, ale…
Z jego pleców wysunęła się para skrzydeł, którymi machnął raz gubiąc przy tym kila piór. Zgarnął swoją bluzę, którą związał dookoła pasa, a kobietę wziął na ręce, nieco podrzucając, by upewnić się, że trzyma ją stabilnie. Podszedł pod skałę, tam, gdzie było najmniej tego białego cholerstwa i wzbił się w powietrze, mając nadzieję, że dzieki temu najszybciej trafi do jakiegoś zbawiennego punktu. Udał się w drogę powrotną, jednocześnie uważnie rozglądając się obserwując to, co było na dole. Może doleci.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.04.15 21:58  •  Oddział "specjalny" Ronin  - Page 2 Empty Re: Oddział "specjalny" Ronin
Taihen Shi
Hełm uniósł się w górę odkrywając twarz medyka, jak można było się spodziewać była kobietą. Wyglądała śmiesznie, maleńka głowa wyrastająca z zbyt dużego ciała, albo to pancerz powodował to złudzenie. Długie, gęste, błyszczące włosy spięte miała w frywolny kok na środku głowy, tylko kilka niesfornych kosmyków opadało na linię uśmiechniętych brązowych oczu. Szczękę miała solidną, a usta naturalnie czerwone. Ni to indianka, ni biała, gdzieś pomiędzy, cholerny mieszaniec i to nie stąd.
Obdarzyła dziewczynę szczerym uśmiechem, który przez lata roztapiał serca mężczyzn w każdym barze od chłodnego wschodniego wybrzeża po rozgrzaną wysoką pustynię. Nie wyglądała na wiele starszą od Taihen, dzieliło je może kilka lat.
Biedactwo. Teraz jesteś bezpieczna, nie mamy w wytycznych ewakuowania cywili, ale zabierzemy Cię do obozu dla uchodźców, stamtąd pójdziesz gdzie będziesz chciała. Tu niedługo zrobi się bardzo nieprzyjemnie. Powiedziała, a w jej głosie wyczuć się dało nuty współczucia przechodzące wraz z kolejnymi słowami w jakiś nieświadomy gorzki ton, podszyty strachem. Wskazała dłonią okno po lewej stronie kapłanki i dodała, trochę prześmiewczo.
Patrz, zaraz się zacznie.
Ten cały Pluja skończył szperać przy przewróconej ciężarówce, szedł w ich kierunku. W jednej dłoni trzymał karabin wręczony mu przez indiankę, a w drugiej..
Coś, jakiś wyglądający jak czarny plastikowy wibrator wichajster z błyszczącym, czerwonym, wyślizganym przyciskiem na górze. To był ten rodzaj wielkich, czerwonych przycisków, po których wciśnięciu ma się pewność, że coś wyleci w powietrze. Jego kciuk kokieteryjnie podrygiwał na przełączniku, w górę i w dół, on sam pokonał może połowę dystansu dzielącego go od jeepa i wtedy nacisnął mocniej, po czym odrzucił detonator, jakby był zbędnym śmieciem.
Huk i wstrząs! Fala uderzeniowa zatrzęsła pancernymi szybami wozu. Oślepiająco jasne jęzory ognia przykryły sylwetkę rombu, ale on się nie zatrzymał. Płomienie muskały i nadpalały krawędzie jego płaszcza, wyrwał się z ich objęć. Metalowe elementy jego ubrania parowały pod wpływem nagłej zmiany temperatury, ale jego pozbawiona twarzy postać nie zdradzała oznak przejmowania się tym, właściwie to jego chód sugerował srogą obojętność.
Okrążył pojazd i otworzył drzwi. Bez słowa zajął miejsce obok Taihen.
Zawsze musisz to robić? Zapytała kobieta, nie z ciekawości, tak jakby to pytanie padło z jej ust już co najmniej kilkaset razy.
Tak jest bardziej czadersko. Rzucił odgradzając się karabinem położonym między siedzeniami od dziewczyny. Również ściągnął hełm. Był prawie łysy, sterczące igiełki odrastających włosów skutecznie stapiały się z jego skórą. Z twarzy niepodobny zupełnie do nikogo. Jego jedyną charakterystyczną cechą były pozbawione ludzkiego błysku oczy, jak dwa małe czarne węgielki.
Jedziemy? Rzucił z wyrzutem wkładając do ust papierosa o filtrze w kolorze korku, odpalił i schował paczkę do wewnętrznej kieszeni płaszcza. Zreflektował się po chwili, wyciągnął fajki z powrotem i uchyliwszy tekturowe wieczko skierował dłoń w kierunku przyszłej prorokini.
Dymka księżniczko?
Silnik zaskoczył, ruszyli zostawiając za sobą płonącą ciężarówkę.


Lentaros

Wstrząsy nasilały się z każda sekundą, niewielkie otoczaki, pozostałość po rwącej rzece przepływającej niegdyś tym korytem podskakiwały. Kałuże przeźroczystej krwi wymordowanych rozchlapywały się jeszcze bardziej. Po chwili z trudem androidowi udawało się utrzymać równowagę. Żołnierze radzili sobie lepiej, hydraulika wspomaganych pół ciekłymi amortyzatorami pancerzy, dostosowywała się do zmiennych warunków, świadectwem tego były kłęby pary wystrzeliwanej pod ciśnieniem z pracujących stawów kolanowych każdego z nich. Rozbiegli się, w różnych kierunkach, broń kierowali do ziemi, szukając najmniejszych oznak ruchu.
System Lentarosa nie radził sobie z wyszukiwaniem epicentrum tych nienaturalnych podziemnych ruchów. Początkowo wskazał kierunek i dokładną lokalizację, po chwili wyznaczony punkt przeskoczył o dobre kilkadziesiąt metrów, potem pojawiły się dwa naraz, trzy cztery. Oprogramowanie się pogubiło i wywaliło mu bluescreen, musiał polegać na standardowych kamerach.
To coś musiało być ogromne, albo poruszać się wyjątkowo szybko, program nie potrafił nadążyć. I wtedy się zaczęło. W jednym momencie, tuż pod stopami stojącego nieopodal wojaka wystrzeliła do góry sierpowata włócznia, o zrogowaciałym pełnym stawów drzewcu. Zdekapitowała go nim z zdążył nacisnąć spust i schowała się z powrotem pod ziemię jeszcze zanim jego odcięta głowa upadła na piasek. Z przeciętej, nie, nie przeciętej z rozszarpanej szyi trysnęła gęsta czerwona posoka, a jego ciało opadło z hukiem na ziemię wzbijając tuman pyłu.
Skurwiel uzbrojony, patrzeć pod nogi! Rzucił oficer.
Kosa wysunęła się ponownie, tym razem przed trzema kolejnymi puszkami jednocześnie. Jeden zdążył odskoczyć i wylądował na plecach, owadzia kończyna wspięła się wyżej i zawisła na moment w bezruchu szykując się do przyszpilenia nieszczęśliwca do ziemi, ktoś zdążył zareagować celny strzał oddzielił tajemniczą mackę od tego co znajdowało się pod ziemią. Drugi nie miał tyle szczęścia, ostrze przebiło mu bok, ale zdołał uczepić się go i nie pozwolić prysnąć pod ziemię. Zrobił to wciskając całe przed ramię do powstałej dziury i blokując stworzenie.
Trzeci, albo był bardzo szybki, albo urodził się przy sprzyjającym ustawieniu gwiazd, ponieważ uderzenie kolby jego karabinu skutecznie zniechęciło stworzenie do ataku.
Lentaros nie miał czasu się zastanawiać co dzieje się naokoło, jego odbiornik dźwięku zanotowały odgłos rozsuwanej ziemi, tuż za nim, miał mniej niż dwie sekundy, żeby zareagować.
Wykurzyć skurwysyna na górę! Wrzeszczał w tle znajomy mu już głos.


Nathair

Kobieta odruchowo uczepiła się anioła, pogrążony w halucynacjach umysł rozkazał jej spleść ręce na jego karku i pozwolić się nieść jak małe dziecko. Była ciężka, ale współpracowała, co ułatwiało odrobinę sprawę. Nathair oderwał się od ziemi. Już pierwszy nadający impetu jego skrzydłom ruch, wzbił małą chmurę nasion, skąpo pokrywających przestrzeń za skałą. Przypominająca pióra powłoka puchatych skurwysynków, które go oblepiały zaczęła odpadać za sprawą ruchów powietrza, unosili się coraz wyżej.
Mógł poczuć nienaturalne ciepło jakie od niej biło, nierówny oddech i przyśpieszone tętno. Nie wiedziała co się dzieje, uchyliła powieki i widząc coraz bardziej oddalający się grunt przycisnęła się jeszcze mocnej do jego ciała, wbijając mu w skórę paznokcie.
Dolina z góry wyglądała niesamowicie, biała dziura pośrodku niczego, jakby specjalnie stworzona, żeby zatrzymać irytujące zarodniki w swoim przepastnym wnętrzu, jakby rozbestwiona apokalipsą natura stworzyła coś co chciała ukryć przed wzrokiem postronnych, zatrzymać tylko dla siebie, albo uwięzić bo było zbyt chciwe i niebezpieczne.
Poczuć chłodny wiatr na twarzy to coś wspaniałego, nawet jak niesie ze sobą charakterystyczną woń Desperacji, śmierć, paranoję i rozkład.  
Prąd powietrzny nad wyrwą był silny, skrzydła obciążone jeszcze wagą niesionej kobiety nie miały siły z nim walczyć, stróża znosiło ku niebadanej jeszcze przez niego krawędzi.
Humanoidalne ciało, nieprzystosowane do lotu szybowego męczyło w walce z turbulencjami, cóż anioły przyjmując swoje cielesne formy nie brały pod uwagę naturalnego oporu powietrza i nie zaopatrzyły swoich materialnych powłok w worki powietrzne zapewniające drugi oddech. Nathair po prostu nie mógł walczyć z wiatrem, ten zdmuchnął go z powrotem w głąb doliny.
Lądowanie nie należało do przyjemnych, tuż nad ziemią uderzyli o coś, co odwróciło spadającą parę plecami do przeszkody, która ostatecznie zniweczyła próbę wydostania się z tego zagadkowego więzienia.
Warstwa nasion przykrywająca skałą, w którą plasnął anioł, zamortyzowała upadek, ale miast tępego dźwięku uderzenia o skałę, w eter uleciał melodyjny odgłos uderzenia o blachę.
Nasiona częściowo podły ukazując fragment poszycia śmigłowca zakopanego w puchu.
Kobieta, która wypadła mu z rąk w tym całym zamieszaniu i leżała teraz nieopodal przykryta miękką pierzyną nasion nie kłamała, on cały czas tu był…
Poczuł coś chłodnego na samym środku czoła, ale tylko przez moment.
To była lufa mutancie, nawet nie próbuj się ruszyć. Odezwał się jakiś głos tuż przed nią. Brzmiał równie obco jak chora żołnierka, ale należał bez wątpienia do mężczyzny, tyle, że jego nie było.


Marcelina

Pustynia była na swój bezlitośnie monotonny sposób piękna. Powtarzające się wzory wydm i zagłębień, wyglądające wygrabione ludzką ręką, równoległe łuki wyrysowane na piasku i uspokajająca jednolitość i monolityczność pustej przestrzeni. Lekki powiew wiatru zbierał pojedyncze ziarna piasku, które szurały po jego skrystalizowanej powierzchni.
Żołnierzem. Odpowiedział wylewnie na jej ostatnie słowa. Marcelina broczyła w piasku jej stopy zapadały się, a każdy krok wyrzucał w powietrze małe pyliste chmury. Mężczyna mimo, że większy od wymordowanej i pokryty kawałkami stali, szedł praktycznie nienaruszając struktury piasku. Ślady jego ciężkich buciorów były ledwie zauważalne na powierzchnii, w przeciwieństwie do małych dołków, które pozostawiały jej łapy.
Zatrzymał się i przykucnął. Zagłębił dłoń w piach i podniósł jego garść bliżej oczu. Wyczulone zmysły kocicy zdawały się słyszeć ciche mamrotanie, jednak wielotonowe z powtarzającymi się segmentami melodycznymi, jakby mruczał sam do siebie jakąś mantrę. Trwało to chwilę, na tyle długą, że papieros w jego ustach zdążył całkowicie się wypalić, wtedy wstał i spoglądając tylko czy dziewczyna nadal tu jest ruszył dalej. Bez słowa, dziwny był ten typ, na pewno szaleniec, albo mityczny duch pustyni, którym matki straszą małych desperatów. Ten upiór, pozostałość minionych lat, który wodzi ludzi po pustyni, aż umrą z odwodnienia bądź wyczerpania.
Na horyzoncie zamajaczyło jakieś światło, na krótką chwilę, facet zastygł, pogrzebał w kieszeniach i znów wyciągnął fajki, dużo najwidoczniej palił. Błysk zapalniczki i syk spalanego papieru. Na ledwie widocznej w ciemności twarz wymalował się znajomy kocicy już wyraz twarzy, jakby typ miał zaraz dostać sraczki. Znów włożył jedną dłoń do kieszeni i wydobył w niej latarkę. Zaświecił trzy razy w horyzont.
Jedzie nasz transport, staraj się wyglądać mniej jak mutek. Odezwał po długim czasie milczenia. Światło pojawiło się znów i przybliżało do nich, po chwili dało się usłyszeć już warkot silnika wysokoprężnego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.04.15 18:55  •  Oddział "specjalny" Ronin  - Page 2 Empty Re: Oddział "specjalny" Ronin
Nawet pomimo mechanicznej hydrauliki i nie tak niskiej masie ciała jego szkielet tracił możliwość utrzymywania się, przez co chcąc nie chcąc, Len nieco rozłożył nogi, zwiększając dystans między nimi jak i środek ciężkości. Nie było się po co opierać o coś - i tak była duża szansa, że pewnie niedługo będzie musiał unikać ataków. Nie miał jeszcze pewności jakich, dlatego szukał. Wykrywanie źródła wibracji poprzez system nakierowywujący szlag trafiło już po krótkiej chwili. Źródeł było za wiele, lub było dużo za wielkie, przez co stwierdzenie gdzie jest było niemal niewykonalne... I po chwili zresztą takowoż było, bo oprogramowanie śledzące trafił szlag. Skupił więc się na obserwacji wzrokowej i słuchowej, nie będąc pewnym zagrożenia...
No, do momentu gdy w którymś momencie spod ziemi wydobyła się błyskawicznie specyficznego wyglądu włócznia, jaka zdołała przebić się przez pancerz na poziomie szyi i w estetycznie piękny sposób pozbawiła jednego z żołnierzy głowy. Wybuch krwi oznaczał sam w sobie fakt, że istoty wokół niego nie są maszynami, ani pół-maszynami, a żyjącymi ludźmi, ukrytymi we wspomaganych zbrojach. To informacja warta zainteresowania, wbrew pozorom, nie miał jednak czasu jej analizować - sporo się działo wokół. To była albo jedna, posiadająca sporo odnóży bojowych istota, albo kilka, atakujących na raz. W każdym razie, żadne z tych opisów nie było niczym dobrym, więc Len był gotowy na próbę ataku. Szybko opracował plan, jednocześnie ciągle szukając w ziemi zarówno dźwięków, jak i wyglądu pękającej ziemi i wysuwających się ostrzy, by zareagować. Plan był prosty - unik, pochwycenie macki istoty i powstrzymanie jej. Jeśli nie będzie zbyt silnie szarpać - trzymanie jedną ręką, a drugą wbicie ostrza w piasek, by sięgnąć ciała tej istoty. Taki był plan...
Tuż za nim. Mniej niż dwie sekundy. Czas reakcji był niemal liczony w nanosekundach od chwili zarejestrowania działania. Próba przeniesienia ciężaru ciała na lewą stopę, obrót przodem ku źródłu dźwięków i próba pochwycenia wyrastającej spod ziemi, ostrej macki. W razie możliwości przytrzymania jej tylko jedną dłonią - wyjęcie drugą broni i atak, jednocześnie nie pozwalając na ucieczkę. Spodziewał się że macka, tak szybko i silnie się poruszająca może być dość nieprzyjemna dla jego ramion w chwili pochwycenia, ale nie był w stanie wpaść na inny plan w tej chwili. Użyłby systemu Aegis dla uniknięcia możliwych obrażeń, lecz nie zdążył się zrestartować od ostatniego użycia, więc... Resztę musi pozostawić losowi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach