Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Pisanie 24.12.14 16:29  •  Zaginiony wspólnik - Page 2 Empty Re: Zaginiony wspólnik
Hm... Czyli jednak perswazja fizyczna nie zostanie pominięta. Szkoda... Miał nadzieje tego uniknąć, lecz cóż zrobić, tacy ludzie, prawda?
Z zupełnie neutralnym wyrazem twarzy wpatrywał się w mężczyznę, który dokładnie postępował wedle jego, poprzednio przeanalizowanego planu działania. Próba podniesienia, początkowo nieudana. Druga się udała, choć Len już mu nieco w tym pomógł, przy okazji samemu się nieco podnosząc z krzesła. Cios pięścią. Wszystko wyliczone co do sekundy - czarna skaza systemu Aegis pojawiła się na krótki moment na policzku, kompletnie uniemożliwiając uszkodzenie tego punktu ciała poprzez takie uderzenie, jakie wystosował Garry. Cóż za szkoda...
Android wyprostował się, przemieszczając ukradkiem skazę (nim ktokolwiek zauważył) z policzka na tors, pokrywając go tarczą. Przydał się idealnie w tym miejscu, tego nie da się zaprzeczyć. Nie przeszkodził im w ataku na siebie pod postacią teoretycznego unieszkodliwienia jego rąk. Hm... Podobnej postury, ciekawe czy zdoła ich ruszyć przy pomocy samych, metalowych mięśni ramion, czy będzie się musiał zaprzeć...
Nie przewidział jednak ataku zza pleców. Kufel, ciśnięty w tył jego głowy rozbił się z łoskotem, sprawiając że szkło rozleciało się we wszystkich kierunkach, w tym w jego włosy, jakie utonęły w resztkach piwa z kufla. Ysh... Będzie musiał je umyć po tym. Płaszcz zresztą też się przyda wyczyścić z brudów tych karaluchów.
Och, a jednak typowa zagrywka barowa, nóż między żebra. Lekkie ukłucie zaskoczenia pojawiło się w systemie Lena, gdy ten zauważył iż ostrze nie pękło pod wpływem zderzenia się z tarczą. Czyżby jednak Garry nie był taki silny? Ech... Może to już efekt tego stresu i niepewności, jaki wywołał pierwszy atak? Może uszkodził sobie ramię tym uderzeniem? Ciężko stwierdzić. Na jego nagły okrzyk zaskoczenia uśmiechnął się subtelnie, przechylając głowę na lewo i spoglądając jednym okiem na "agresora", gdyż pod wpływem zalania go tym piwskiem włosy zakryły jego lewe oko. - Och? Ty mi powiedz. - Machną nieznacznie głową w jego stronę, spoglądając na broń trzymaną w rękach. - W końcu to ty to zacząłeś, prawda? - Spojrzał najpierw w lewo, a potem w prawo, na trzymających go osobników, po czym z westchnięciem powrócił wzrokiem na dryblasa przed nim, wzruszając nieznacznie barkami. - Wygląda jednak na to że ja to skończę. Szkoda jednak że podarłeś mi płaszcz i wylałeś trochę z tego cennego alkoholu. Szkoda... Mógłby wystarczyć byś skończył w rynsztoku. - Zwrócił swoją głowę na osobnika po lewo i lekko szarpną ramieniem, sprawdzając czy ten sam nie puści ze strachu wobec Lena. W wypadku gdyby okazał się jednak "twardy i mężny", android wyprowadziłby bez żadnej zmiany mimiki czy emocji kopnięcie w piszczel z odpowiednio dużą siłą, by odpuścił dalszego trzymania. Mógł jej nieco nie wyważyć i przy okazji złamać mu takowy w wypadku trafienia, lecz cóż...
Kości twardnieją pod wpływem wytrzymywania obciążenia i uderzeń. Jeśli nigdy nie oberwał tam - pewnie kość pęknie. Szkoda, prawda?
W każdym razie - gdyby zdołał tym ruchem oswobodzić swoje lewe ramię, skorzystałby z niego natychmiast by (o ile dalej był trzymany z prawej strony) wyprowadzić jeden, silny cios w brzuch. Nie chciał łamać mu żeber i uszkadzać przy okazji witalnych organów - ale ten cios, w wypadku trafienia z pewnością wystarczyłby do wykręcenia jego żołądka z bólu w drugą stronę.
Kończąc swój ruch, o ile w ogóle udało mu się którykolwiek z założonych efektów uzyskać, zwróciłby się w stronę Garry'ego ze spojrzeniem mówiącym dość wyraźnie "odejdź i nigdy tu więcej nie wracaj". Zakładając że którykolwiek z tych, poprzednich ruchów by mu się udał - jeśli nie, stałby dalej w bezruchu, unieruchomiony i oczekujący kolejnych ataków.

System Aegis - Drugi post z czterech możliwych. Pokrycie torsu.

Nie szkodzi. Ty mi lepiej mów czy nie jestem zbyt inwazyjny w opisach na to, co planujesz. Nie chcę ci psuć zamysłu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.12.14 12:22  •  Zaginiony wspólnik - Page 2 Empty Re: Zaginiony wspólnik
Słowa Lentarosa zdenerwowały mężczyznę, który zebrał w sobie resztki odwagi. Była ona raczej podyktowana głupotą, więc nie było o godne pogratulowania.
Mężczyzna po lej, także stracił resztki pewności, ale trzymał ramię androida z całej siły. Był gotowy zrobić unik, w razie ataku na głowę lub tors, ewentualnie na bardzo wrażliwą część ciała. Nie był jednak przygotowany na atak nogi. Ludzie jego pokroju woleli lać się na pięści, niż myśleć o czułych punktach u przeciwnika. Zawył z bólu i osunął się nieco na ziemię, podtrzymując się na trzymanej ręce. Noga nie została złamana, ale dojście do siebie mogło mu dużo zająć.
Jego towarzysz po drugiej stronie, widząc jak kolega zwija się z bólu, natychmiast puścił Lentarosa. Zamiast tego, chwycił krzesło, które roztrzaskał na głowie i plecach androida.
Garry widząc, że jego przeciwnik jest zajęty, wyciągnął zza paska pistolet (AIJT: ZN-7) i strzelił w jego kierunku. (Przewrócił się i siedzi podparty ręką jakieś dwa metry przed Lentarosem.)
Mężczyzna trzymający kelnerkę, postanowił się ewakuować. Przerzucił sobie Marry przez ramię i skierował się szybkim krokiem do wyjścia. Dziewczyna udaremniła jednak jego plan. Po nieudanej szamotaninie i kopaniu, zgarnęła ciężki kufel z mijanego stołu i z całej siły rozbiła go na głowie porywacza. Mężczyzna upadł na podłogę nieprzytomny, a kobieta poprawiła ubrania i odwróciła się w stronę bijących się mężczyzn. Przestraszył ją dźwięk wystrzału.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.12.14 16:40  •  Zaginiony wspólnik - Page 2 Empty Re: Zaginiony wspólnik
Odwaga teoretycznie jest godna pochwały bez względu na powód...
Ale chyba z tym jednym wyjątkiem, czyli głupotą. Czemu wciąż tak uparcie atakował? Gdyby odpuścił, to pewnie nie osiągnąłby gorszych ran które MOGĄ się zdarzyć wkrótce, no ale cóż... To chyba kwestia bycia człowiekiem i nielogiczności działań, prawda?
No... Zapewne coś w tym stylu.
Len nie przewidział iż mężczyzna będzie tak uparcie się trzymać, ale można z tego jeszcze skorzystać. Nie zaatakował osobnika obok, który wydał się puścić go, stąd też priorytet zagrożenia z jego strony android obniżył, a zwiększył osobnika przed nim, który wciąż mógł zaatakować. Nie spoglądając za nadto na Garry'ego, pociągną ramieniem osobnika który osuną się po kopnięciu w piszczel i posłał własnym kopnięciem w tors mężczyzny na prowidera ataku, jednocześnie używając go w formie osłony przed potencjalnym atakiem. Kopnięcie było dość silne, ale nie było skoncentrowane w jednym miejscu, przez co łamanie żeber czy mostka nie powinno zaistnieć. To bardziej było silne pchnięcie, jakie i tak z pewnością zostawi odcisk buta na koszuli jednego z agresorów...
Obniżenie priorytetu zagrożenia osobnikowi po prawo jednak nie było tak dobrym pomysłem jak sądził. Silne uderzenie drewnianego krzesła które aż połamało się na jego plecach i głowie trochę wytrąciło go z równowagi i wprawiło, że przesuną się do przodu, łapiąc z tyłu głowy prawą dłonią. System aegis oszczędził obrażeń pleców, lecz szokujące uderzenie wprawiło androida w bardziej "domyślny" nastrój, gdzie zamiast oszczędzić im ran...
Cóż, postanowił ich przyprawić. Jego prawa dłoń sięgnęła do rękojeści którą skrywał na plecach i jednym, szybkim ruchem wydobyła z metalicznym brzdękiem ostrze, po czym android postawił lewą nogę w tył i schylił się prędko, wykonując głębokie cięcie na prawej łydce mężczyzny jaki go zaatakował, atakując cięciem od góry na ukos, a następnie wybył w przód, szybkim susem znajdując się przy leżącym Garry'm. Starał się ominąć wystrzał jak się da, o ile strzał nie skończył na ciele jego kolegi, a żeby nie pozwolić na kolejny strzał, wbił ostrze katany w przedramię trzymające pistolet, przyszpilając je do podłogi. Przynajmniej w założeniu że nie został trafiony w trakcie podejścia a także ataku na drugiej osobie, i manewr odpychający i tworzący chwilową tarczę był wystarczająco długi, by zapewnić sobie osłonę. Jeśli wszystko się udało, wyrwał broń z dłoni mężczyzny, rozbrajając go dzięki przeważającej sile maszyny i wymierzył między jego oczy lewą dłonią, prawą wyrywając ostrze z jego przedramienia, podnosząc się przy tym na równe nogi. - Masz ostatnią szansę. 20 sekund byście wynieśli się z tego baru i nigdy tu nie wracali, oraz nie zaczepiali Pani Merry. Zgarnij swoich koleżków i wynoś się. - Stwierdził dość chłodno. Maszyna była skupiona tylko na tych kilku oponentach, nie obserwowała reakcji tłumu wokół, ani też tego, co było poza jego zasięgiem, w tym także tego, co się działo z Merry i osobnikiem jaki ją trzymał. Był skupiony, chłodny... I tylko faktem iż byłoby to "nieetyczne" w oczach innych powstrzymywał się by nie wystosować bardziej morderczych taktyk i nie zabić ich.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.12.14 21:09  •  Zaginiony wspólnik - Page 2 Empty Re: Zaginiony wspólnik
Pocisk ledwie minął ramię androida, rozrywając płaszcz w okolicy ramienia i trafiając w ścianę.
Wszystko działo się bardzo szybko, a mężczyźni w mgnieniu oka nabawili dość poważnych obrażeń. Najlepiej z nich wyszedł chyba porywacz panny Merry, który obudzi się jedynie z mocnym bólem głowy i kilkoma lekkimi ranami od potłuczonego szkła. W wypadku ich przeciwnika, ucierpiały jedynie ubrania.
Garry czmychnął z baru, aż się za nim kurzyło. Gorzej było z jego kolegami. Im musieli pomóc klienci, ale nie wyglądali na zbyt zmartwionych tym faktem. Każdy z nich w duchu cieszył się, że ta banda się tu więcej nie pokaże.
Gdy wszystko się już uspokoiło, do Lentarosa podszedł barman.

- No ho ho. Od dawna mieliśmy problem z tą czwórką. Nikt ich tu ie chciał, ale nie miał kto ich stąd wyrzucić. No popatrz na mnie. Czy ja ci wyglądam na kogoś, kto nadaje się na bójki z awanturnikami? -mężczyzna wyglądał na jakieś sześćdziesiąt lat, miał metr osiemdziesiąt wzrostu i był dość chudy. Po zarysie mięśni, było widać, że niegdyś sporo ćwiczył, jednak teraz prowadził już inny tryb życia. - Z resztą, nie ważne -spoważniał - Merry wspominała mi, że szukasz Mai Kashe. To mój stary znajomy. Nadal grywam z nim w karty. Poznaliśmy się na jednej z misji na terenach należących do Drug-on. Jego kariera, w wojsku nie trwała już długo po tym zdarzeniu. Podobno miał kłopoty z lojalnością. Zawsze był z niego drań bez zasad, więc nie dziwię się, że ktoś go szuka... Zwykle nie zdradzam informacji o moich stałych klientach i kolegach, ale... ty chyba na to zasługujesz. Mai mieszka w domu na terenie gangu DOGS. Teraz jest jednym z nich. To mapa, która pokaże ci, jak tam dotrzeć. Radzę ci jednak uważać. Nie sądzę, by ucieszył się na twój widok -mężczyzna włożył Lentarosowi poskładaną kartkę do ręki i wrócił na zaplecze.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.12.14 1:02  •  Zaginiony wspólnik - Page 2 Empty Re: Zaginiony wspólnik
No proszę, sytuacja poszła dużo lepiej i mniej boleśnie od przewidywań systemu. Jedyne co ucierpiało, to ubranie, które jednak nie było niczym ważniejszym, jak zakamuflowaniem się między ludźmi.
Reakcja Garry'ego była dość do przewidzenia. Gdy odczuł że zaczyna mu grozić utrata życia - postanowił wziąć swoje nogi za pas, szkoda jednak że nie zabrał ze sobą znajomych. Gdy android uznał, że zagrożenie przeminęło, jednym, szybkim ruchem nadgarstka strząsnął te pomyje które można nazwać krwią tego osobnika na podłogę, po czym skrył ostrze ponownie za plecami, wzdychając głęboko. Wciąż w dłoni pozostał mu gnat mężczyzny, ale osobiście - nie miał pomysłu co z nim zrobić. Dosłownie - żadnego pomysłu. Stąd też, najpierw go zabezpieczył a potem schował do kieszeni, przyglądając się jak klienci pomagają poranionym bandziorom wyjść. Nawet miał ochotę pomachać lekko do wychodzących osób... I ledwie się powstrzymał od zrobienia tego. Dosłownie, ledwo. Jego dłonie wbiły się w kieszenie płaszcza, a sam android oparł się nieznacznie tyłem o jeden ze stołów, czekając aż w końcu tamci sobie pójdą.
Kiedy już zniknęli a Len chciał wracać do swojego stolika, barman wychylił się zza swojej lady i podszedł do maszyny, który najwidoczniej na swój sposób wyraził swoją wdzięczność Lenowi. Przysługa za przysługę, ręka rękę myje, czy jak to ma to. Przysłuchał się uważnie historyjce na temat kogoś, kto może wiedzieć coś o miejscu, gdzie ukrywa się wspólnik jego zleceniodawcy, lecz przetwarzał większość danych, by nie zaśmiecać sobie dysku niepotrzebnymi danymi. Wojskowy, brak lojalności... Hm... Możliwe iż nawet jeśli Len go znajdzie, to wojskowy(były) będzie chciał go oszukać. Uch...
Nigdy nie był dobry w rozgryzaniu kłamców i oszustów. Skłonił głowę w ramach podziękowania za mapę jaką dostał, po czym jednak, zanim jeszcze wyszedł z baru, wrócił się do lady i zostawił na niej pistolet który wyrwał z rąk Garry'ego, uśmiechając się subtelnie do barmana. - Na następnych jego gatunku. - Stwierdził krótko, mając na myśli tych bandziorów. Może i facet wyglądał na starego - ale raczej będzie umiał się posługiwać tym gnatem, nie trzeba dużej filozofii. Odbezpieczasz - naciskasz spust - paf, kula leci.
Gdy więc się wydostał z baru, zajął się mapą, którą przez kilka chwil trzymał w dłoni. Rozwiną ją, kierując się chodnikiem na prawo, w kierunku jednego ze znanych sobie wyjść na tereny Desperacji. DOGS... Ciekawe czy znów zajdzie za skórę Growlithe'owi.
Studiując mapę, starał się wymijać większość zbliżających się ludzi i przeszkód, jednocześnie nakładając obraz mapy na swoją znajomość terenu Desperacji. Hm...
Barman zalecał ostrożność, grożąc że ten Mai Kashe może nie być zadowolony z wizyty Lena tam. Dlaczego? Czyżby już ktoś na niego dybał?
Hm...
Dowie się kiedy dotrze, prawda?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.12.14 21:45  •  Zaginiony wspólnik - Page 2 Empty Re: Zaginiony wspólnik
Cóż, aby dotrzeć do siedliska gangu, trzeba było najpierw przebyć pustynię.
Z horyzontu powoli znikały ostatnie rozlatujące się zabudowania. Trasa androida miała tylko kilka-kilkanaście kilometrów, więc nie musiał martwić się o transport. Jego własne nogi powinny wystarczyć tym bardziej, że nie potrzebował przerwy na sen ani ekwipunku takiego jak jedzenie czy środki higieniczne. Jedyne czego mógł czasem potrzebować, to może jakieś doładowanie... Ale kto by się tym przejmował? Na pewno to kontrolował i nie pozwalał sobie na nagłe wyłączenie się systemu.
Zrobiło się już zupełnie ciemno i nigdzie nie było widać żywej duszy. Księżyc akurat był w nowiu, więc nawet on nie oświetlał drogi przed Lentarosem.
Świetnie sobie radził. Szedł prosto do celu, mijając wszystkie przeszkody. Przebył już większość trasy i od celu dzieliła go jeszcze może jedna godzina marszu. Niestety, pech chciał, że w jednym z niewielu mijanych zgliszczy, postanowiła zaczaić się mantykora. Android nie był w stanie odnotować jej obecności, do puki sama nie postanowiła rozprostować kości. Wyszła z budynku, prosto przed niego, stając mu na drodze. Zatrzymała się jakieś sto metrów przed nim i zaczęła się rozglądać. Jeszcze go nie zauważyła, ale jeśli Len nic nie zrobi, to za moment go zauważy.
Jakieś dwa metry od Lentarosa (na prawo) znajduje się duży kamień, znacznie większy od niego. W oddali widać już jakieś zabudowania, ale w najbliższej okolicy nie ma jeszcze nic ciekawszego. Sam piach i kamienie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.12.14 22:34  •  Zaginiony wspólnik - Page 2 Empty Re: Zaginiony wspólnik
Jakby już tego nie robił. Android znał już trasę przez pustynię, jednak mapa kazała mu kierować się w sposób, w jaki zazwyczaj średnio - lub bardziej nawet - wymijał, bo trochę nadkładało to właściwej drogi... Ale biorąc pod uwagę że kieruje się nie do Desperacji, a do domku jakiegoś typa z DOGS'owej chałastry, to w sumie nie sposób się dziwić, prawda?
Bateria jak bateria - zwyczajny marsz nie zużywał dużo energii, więc nie musiał się zatrzymywać by "nabrać sił" w podobny sposób jak ludzie - czytaj - odpoczynkiem, przerwą, zmniejszonym natężeniem działań. Baterie regenerowały się samoczynnie, ale nie potrzebował chwilowo tego - nie robił nic więcej poza marszem, prawda? Właśnie. A to nie jest zbyt wymagające.
No, marszem po linii mapy. Miłym zaskoczeniem był fakt, że nie napotkał żadnych, negatywnie nastawionych do istot nie-do-końca żywych pokroju Lena po drodze. Jeszcze by wpadł na kij wie co i jakie, i byłby wtedy problem. Byłby? Byłby. Marnowanie energii, możliwe uszkodzenia, a przede wszystkim - strata czasu. Zupełnie niepotrzebna strata czasu.
Panie Kapitanie, ciemno jest.
Jak ciemno?
A zamknij oczy, to będziesz widzieć tak samo dobrze.

Tak, można ująć że właśnie tak w tej chwili wyglądała wizja Lena. Tylko dzięki "nawigacji", czy tam mapie którą nałożył na własną znajomość Desperacji, i przystosowaniu się receptorów do mroku radził sobie z kroczeniem po właściwej ścieżce. Zagrożeń w okolicy - nie stwierdzono. Problemów z rdzennymi mieszkaniami - brak. To chyba szczęśliwy dzień...
Konkluzja została wyciągnięta zbyt wcześnie. Reformowanie danych - plan szlag trafił. Ni z tego ni z owego, jak spod ziemi postanowiła sobie wyrosnąć Mantykora, podobna do tej, z jaką walczył z Mashiro. Kiedy jednak wtedy bestia walczyła przeciw dwóm wrogom, którzy najpierw osłabili jej atrybuty a potem ją wykończyli - tu Len był sam. Nie znaczy to że był na przegranej pozycji, ale walka nie wchodziła w tej chwili w grę. Za dużo do stracenia. Prosta kalkulacja systemu znalazła fakt obrażeń i utraty energii na zbyt wysoki, by walczyć...
Stąd też miast tego, trzeba się ukryć. Gdy tylko Mantykora się zjawiła, Len się zatrzymał, i rozejrzał wokół (ta analiza sprzed chwili nie trwała dłużej niż ułamek sekundy), szukając bezpiecznego punktu do ukrycia się... Problemem było to, że wszędzie dostrzegał małe kamyczki i piach, jedyną, jako taką kryjówką którą dostrzegał była ta po prawo, całkiem spory kamień, za którym mógłby się schować i wyciszyć wszystkie elementy jego mechanicznego organizmu, przez co nie różniłby się niczym od skały. Dosłownie - niczym, przynajmniej pod względem dźwięków i zapachu.
Stąd też, bez większych namysłów, cichym(na ile umiał) susem czmychnął za skałę, skulając się za nią. Broń była w pogotowiu...
Ale nie chciał jej użyć. Miał nadzieje że chociaż w tym wypadku uniknie walki...
Wyciszył swoje reakcje na tyle, na ile mógł. Dodatkowe chłodzenie pod postacią oddechu zostało całkowicie zatrzymane, a mechaniczny szkielet zatrzymał się w kompletnym bezruchu, skulony za skałą. Energia została przeniesiona głównie do receptorów dźwiękowych, starając się wykryć czy zwierzę odeszło, poszło sobie lub znów usnęło. Cokolwiek, byleby sobie zniknęła. Out there, go somewhere.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.12.14 22:39  •  Zaginiony wspólnik - Page 2 Empty Re: Zaginiony wspólnik
Mantykora nagle odwróciła głowę w stronę Lentarosa, jakby usłyszała jakiś szelest lub zauważyła ruch. Długo wpatrywała się w kamień i jego okolice, cicho sycząc. Nie postanowiła jednak podejść bliżej. Zamiast tego, odwróciła głowę i pognała w sobie tylko znanym kierunku. Widocznie android nie był dla niej dobrym towarzyszem do "zabawy", a posiłek byłby z niego raczej marny.
Len mógł opuścić swoją kryjówkę i iść dalej. Przeczekanie spotkania ze zwierzęciem z pewnością zaoszczędziło mu czasu. Walka trwałaby znacznie dłużej, a i jemu mogło się w niej oberwać.
Gdy androida na nowo otoczyły zabudowania. Miejsce to wyglądało, jak opuszczone miasto i tylko w nielicznych domach można się było na kogoś natknąć. Zwykle byli to wymordowani, uciekinierzy lub sami członkowie gangu, którzy woleli zaszyć się gdzieś z dala od głównej siedziby.
Lentaros dotarł do domu Mai Kashe, gdy zaczynało świtać. Budynek się nie wyróżniał. Był to rozlatujący się, zbudowany z cegły magazyn. Jedynie uważne oko mogło dostrzec, że niedawno główne drzwi były otwierane.
Drzwi były zabezpieczone solidną kłódką, na parterze było kilka wybitych szyb, a po prawej stronie gmachu (na wysokości niecałych trzech metrów), wisiały schody przeciwpożarowe, które po dosięgnięciu, można było "ściągnąć" prawie do ziemi.
Jak na razie albo nikt nie odnotował obecności androida, albo się nią po prostu nie przejął.


Wygląd magazynu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.12.14 23:32  •  Zaginiony wspólnik - Page 2 Empty Re: Zaginiony wspólnik
Nie jakby. Teoretycznie nie dało się nie usłyszeć jak ciężkie buty Lena wzburzyły nieco piasek wokół miejsca, na którym staną. Nie zapominajmy że to coś blisko 0.2 tony, więc postawienie ciężaru tego na dwóch stopach z pewnością nie mogło być aż tak ciche.
Wyciszony system dokładnie analizował, zarówno dźwięki jak i nawet wibracje terenu wokół siebie, mając na uwadze też ruchy pustynnych robali, co by nagle nie wybuchł taki swoją szczęką tuż pod jego stopami i nie odgryzł mu nieco kończyn, lub nie pochłoną go w całości. Nie byłoby to przydatne, gdyby tak się stało, czyż nie?
Syk... Czyżby jednak go zauważono? Nie słyszał jednak dźwięków kroków, a zatem Mantykora wydawała się nie zbliżać, jakby chcąc wymusić swoim posykiwaniem, by, cokolwiek tam było, wyłoniło się. Na szczęście - nie pachniał jak zwierzyna, a odór alkoholu z włosów (tak, zapomniał ich umyć w jakimś kranie i to był problem) mógł dodatkowo ją odstraszyć, drażniąc jej nozdrza.
... Przyznać trzeba było że kalkulacje systemu powoli obniżały wartość prawdopodobieństwa tego, że stwór jednak odejdzie, bo niemiłosiernie długo wgapywała się w ten kamień. Co ona, chciała tym wzrokiem zamordować czy jak? Na szczęście jednak, z prawdopodobieństwem odejścia około 5%... Stwór sobie poszedł. Halle-fuckin-lujah, jeden problem z głowy. Odczekał jeszcze kilka chwil, a gdy miał pewność, że maszkara zniknęła na dobre, przywrócił do życia swoje systemy i podniósł się, wzdychając cicho. Ysh... Choć mógł się tego spodziewać, mimo wszystko. Nie był jednak nawet gotów do walki - jego broń była w kiepskim położeniu, co też postanowił niezwłocznie zmienić, wyciągając ją zza pleców razem z pochwą i przypinając do pasa, zaś pochwę sztyletu, czy ostrza transformacji, którego wciąż nie umiał używać, razem z nim schował za plecy, za pas spodni. Tak, teraz miał znacznie przyjemniejszy i milszy dostęp do broni, w razie potrzeby...
Mapa, już, tak. Rozwiną ją ponownie, choć widział na niej niemal czarną dziurę, to jednak to, co zainstalował sobie w pamięci powinno mu wystarczyć do odpowiedniego kierunku, jaki ponownie obrał. Schował więc mapę i ruszył w stronę, jaką miał w swojej pamięci. Hm... Znajomość okolic gdzie są DOGS też się przyda. Może wpadnie do Growlithe'a na herbatkę i kopa w tyłek ciasteczka? A, no tak, to raczej by graniczyło z cudem z tutejszym zaopatrzeniem. Hm... Przegniły chleb lub jakieś ludzkie mięcho i nieco stęchła woda też byłyby dobrym ugoszczeniem, prawda?
Szedł przed siebie, spokojnie, nie zważając za nadto na okolice, w jakich się znalazł. Widział co prawda jakiś ludzi i nie-do-końca takowych, ale nie byli warci jego zainteresowania w tej chwili. Mapa kierowała go do jednego miejsca - i dotarł do niego, gdy zaczynało powoli świtać. Nie wyglądało na nic niezwykłego - ot, rozwalający się magazyn, ceglany. Hm... W tej chwili warto było się zapoznać z budynkiem, stąd też, rzucił okiem na niego z pozycji do której doń dotarł, a potem zbliżył się, trochę wyglądając przy tym na ciekawskiego, tudzież poszukującego swojego kącika i zerknął przez rozbite szyby do środka. Nie, nie wsadził łba, bez przesady. Wychylił się zza framugi, wglądając w ciemne (zapewne) pomieszczenie, poszukując czegokolwiek, co by mogło się okazać przydatne w rozpoznaniu terenu. Na razie nie myślał jeszcze o wejściu - najpierw warto się przekonać, co jest na parterze... Choć i tak jeśli już, analizowanie biegu zdarzeń kręciło się głównie wokół skorzystania z drabiny na trzecie piętro. Z drugiej strony...
Czy to nie byłoby zbyt inwazyjne wtedy? Mógłby go uznać za wroga, jakim przecież nie jest. Jedyne co jest potrzebne - to informacje. Nie ma przecież nic do niego, jest tylko środkiem do osiągnięcia celu... Get in, get out. Więc może nieco kulturalnego wejścia wystarczy?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.01.15 20:59  •  Zaginiony wspólnik - Page 2 Empty Re: Zaginiony wspólnik
Magazyn nie wyglądał w środku jakoś wyjątkowo. Ot kilka stołów warsztatowych, jakieś bliżej nie określone maszyny, dużo półek, na których walał się, pewnie nie do końca sprawny, sprzęt. W pomieszczeniu było na razie dość ciemno i nie było widać nic szczególnego. Wszystko pokrywała gruba warstwa kurzu.. no może nie wszystko... Słabe promienie, wpadające przez okna pozwalały dostrzec ślady dużych, wojskowych butów. Niektóre blaty nie były całkiem pokryte brudem. Ktoś widocznie coś na nich robił. Warsztat wyglądał na pusty. W środku było całkiem cicho.
Android, podczas sprawdzania terenu z zewnątrz, zauważył ślady opon. Prowadziły one od zamkniętej bramy segmentowej na wschód. Ślady prowadziły kilkaset metrów w tamtym kierunku, a później się zacierały.
Brama była niedomknięta, jakby osoba, która ją zamykała, zrobiła to niedbale i "wyskoczyła tylko na moment".
Choć czy to takie dziwne, że gość chodzący nocą po barach i zajmujący się "nie do końca czystymi" sprawami, znika z domu na całą noc? Było jeszcze wcześnie. Ludzi jego pokroju najwidoczniej wracają do domu dopiero nad ranem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.01.15 22:56  •  Zaginiony wspólnik - Page 2 Empty Re: Zaginiony wspólnik
Bardziej niż wyjątkowości, szukał śladów ewentualnej bytości kogoś w tym miejscu. Gdyby informacje okazały by się błędne - nie dość że straciłby czas przechodzenia tutaj, musiałby zapętlić kółko powracając do miasta i szukając znów wskazówek na temat Mai Keshe. Na szczęście - ślady istniały, i to nawet wyraźne. Teraz... Teraz system opracowywał sposób wejścia do środka bez pozostawienia zbyt wyraźnych śladów swojej bytności. Wejście przez okno wydawało się być niezłym pomysłem... Ale jeśli ta osoba była tak uważna za jaką ją brał - a pewnie takowa jest, gdyż w tym miejscu każdy musi uważać na siebie - zauważyłby ślady pozostawione nie przez jego obuwie.
Oprócz tego, na ziemi dało się zauważyć, zacierające po jakimś czasie ślady opon. Brama wyglądała na niezbyt zadbale zamkniętą, co oznaczało że prawdopodobnie osobnik może szybko wrócić. Obserwowanie nie jest więc dobrym planem - należy wybrać odpowiednią drogę. Rzucił jeszcze raz spojrzeniem po wnętrzu, po czym na drabinę, która wisiała trochę nad nim, z prawej strony całego magazynu. Hm... Wybite okna i tak zostawią ślady - nie przejdzie idealnie przez to szkło, a schody? Wisiały trochę nad ziemią, ale...
Ale były możliwe do wykorzystania. Android więc zatrzymał się z prawej strony gmachu i szybko obliczył ścieżkę ruchu. Jeśli wszystko pójdzie dobrze - jego umiejętności dość zgrabnego poruszania tym androidzim ciałem, które zazwyczaj stosował do uników i odskoków, mogłyby mu teraz pomóc po raz kolejny. Odszedł kilka kroków od ściany przy której były schody, tworząc sobie rozbieg, po czym ruszył w stronę gmachu. Kilka, szybkich kroków i... Zrezygnował, tuż przed ścianą. Wyhamował swój bieg, cofając się i wykonując kolejną, szybką analizę. Stan budowli nie pozwalał raczej na takie akrobacje i prędzej cegły by odleciały ze ściany do środka, niż odbiłby się od nich... Poza tym - siła pochwycenia schodów mogłaby je nie tylko sprowadzić na dół, ale wprost zerwać pordzewiałą(zapewne) konstrukcje, więc...
Ostatecznie wrócił do planu A, i wykruszył ostrożnie łokciem szyby od strony gmachu, która wydawała się być oddalona najbardziej od głównych, zamkniętych drzwi i ostrożnie wszedł do środka, rozglądając się przy tym uważnie, poszukując schodów lub drogi na górę. W razie znalezienia takowej - z dłonią na rękojeści swojego ostrza, ruszyłby ku niej, rozglądając się za ewentualnymi pułapkami na gości i będąc przygotowanym na przypadkową aktywację jednej z takich, oraz do szybkiego uniku. Innymi słowy - systemy ostrzegawcze, bojowe, postrzegawcze i reakcyjne miały podniesione priorytety działania do maksimum, w trakcie poszukiwania (i wchodzenia, być może) na piętro. Fakt, zostawił odciski stóp - ale Mai Keshe, jak zjawi się tutaj, może wziąć je za odciski równie dobrze ukrywającego się tutaj wymordowanego, który nic nie wiedział o tym, że to miejsce jest "zamieszkane", co może dać androidowi przewagę zaskoczenia w razie walki...
Lub może nieświadomie wchodzić w pułapkę...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach