Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 27 Previous  1, 2, 3 ... 14 ... 27  Next

Go down

Pisanie 16.01.15 18:48  •  Las. - Page 2 Empty Re: Las.
Impulsy, setki impulsów docierało do jej umysłu z każdą zmianą pozycji, z każdym dotykiem, jakiego doświadczała. Masywny konar za plecami wcale nie był wygodny, wbijał się w plecy i szarpał ją za włosy, korzenie zaś nie ułatwiały wygodnego ułożenia się na ziemi, rozgrzebując ją i sprawiając, że była jeszcze bardziej nierówna niż zazwyczaj. Ściółka stawała się coraz zimniejsza, wilgotna i nieprzyjemna. Spodnie powoli zaczynały przemakać z powodu bliskiego kontaktu z ziemią, wszak peleryna robiła w tym momencie za kocyk. Najważniejsze jednak były impulsy odbierane od Wymordowanego, energia jaką wytwarzał dookoła siebie. Chłód, dezaprobata, ostre spojrzenia i jeszcze ostrzejsze paznokcie. Z drugiej strony czuła, jak przylega ciałem do jej ciała, jak układa się wygodnie, czerpiąc z tego co mu dawała, zamiast odsunąć się  możliwie jak najdalej, unikając nieszczęsnego kontaktu fizycznego. Bo czerpał z niego ciepło, bo po co sobie odmawiać czegoś, co mimo wszystko jest przyjemne. To co darmowe i bez zobowiązań powinno przyjmować się chętnie, choć niekoniecznie z wdzięcznością, co zapewne robił. Tak wnioskowała, wmawiając sobie, że także powinna zacząć w ten sposób działać. Jeśli niczego nie oczekujesz, to utrata tego nie zaboli.
Łatwo jest jednak powiedzieć, trudniej zaś zrobić. Szczególnie gdy ów dotyk tak bardzo przypomina coś, za czym szalenie się tęskni.
- Może.
Znów te półsłówka, zamyślenie, wyminięcie tematu, który może się ciągnąć latami. Czy zastanawiała się nad wstąpieniem do grona wymordowanych? Oczywiście, kiedyś, gdy jej nadzieje na ludzkie życie całkiem zatoną w rzece rzeczywistości. Na razie tworzyła własną baśń, w której starała się żyć. Bezpieczną i pełną szczęścia, gdzie wszyscy będą ją kochać, nie życząc jej cierpienia czy śmierci.
Głaszcz go, Branko, to takie przyjemne czuć dotyk włosów pod palcami. Uśmiechnęła się do siebie, ignorując całkiem jego spojrzenie. Cóż to za naburmuszone zwierzę, które okazuje swoje niezadowolenie, ale nie ucieka. Znowu, ranne. Właśnie dlatego wolała go nie płoszyć, by nie zerwało się do ucieczki i nie wykrwawiło w szaleńczym biegu. By jej nie pogryzło za bardzo. Pozostawała bierna, pozwalając mu się odwrócić, spleść jego palce ze swoimi. Skupiła się jedynie na oddawaniu mu ciepła swojego ciała, przy okazji zabawiając go tą jakże gorzką rozmową.
- Gerda zapewne coś by zauważyła, przecież nie istnieje kłamstwo doskonałe. Prawda wychodzi na jaw gdy... - przełknęła ślinę, robiąc znaczną pauzę - gdy nie jest się zaślepionym miłością.
Spojrzała na niego po raz kolejny jakoś dziwnie, jakby z dozą obrzydzenia skrytą gdzieś pod rzęsami. Grymas był krótki, acz wyraźny. Nieświadomy dla niej, lecz zapewne dostrzegalny dla wprawnego obserwatora.
- Może wiedząc co mnie czeka, będąc tą nieszczęsną Gretą zrezygnuję i przestanę obchodzić tą nieszczęsną przepaść. Może po drodze spotkam inną szczelinę, którą o wiele łatwiej będzie przeskoczyć. A może już nie mam innego wyjścia, bo rozpoczęłam podróż nie posiadając już serca do przeżucia.
Gdzieś z głębi piersi wyrwał jej się ponury śmiech. Wyswobodziła dłoń z uścisku Ryana i oparła obie na ziemi, by nieco zmienić pozycję, wyprostować się i przeciągnąć, prężąc wszystkie mięśnie pleców i ramion. Jakże to było przyjemne uczucie po długim, nieruchomym siedzeniu.
Nie był jej obojętny, tak samo jak każda owieczka, która akurat potrzebowała pomocy. Wprawdzie była kościelną kurwą w jego oczach, ale poza tym także pomagała, karmiła głodujących i opiekowała się biednymi.
- Najstraszniejszy w tym wszystkim może być brak determinacji i wiary. To zabawne, że ci najbardziej ufni są też wyjątkowo godni zaufania. Są też świadomi bólu, jaki owe zaufanie może im sprawić.
Nachyliła się nad mężczyzną, przysłaniając mu nieco widok na ognisko kaskadą rudych włosów. Jedną z dłoni ułożyła na jego szyi, tej zdrowej części, znów dzieląc się resztkami ciepła, które w niej zostały. Oczy kapłanki nie śmiały się, były wyjątkowo poważne, choć nadal przepełnione dziecięcą naiwnością i zaparciem.
Nikt nie zabrania ci wracać do siebie. Doskonale o tym wiedziała. Miał zbyt wiele cholernej dumy by poprosić o pomoc. Nikt jej też nie nakazywał go opuszczać, choć powoli tak zaczynało to brzmieć. Zerknęła mimowolnie na walecznego szczeniaka i bez ostrzeżenia parsknęła śmiechem. Był to śmiech dźwięczny, jasny i kojący. Typowa dla niej chrypka na chwilę gdzieś zniknęła, jakby wypędzona potężnym atakiem łaskotek. Śmiała się do utraty tchu, a gdy ponownie nabierała powietrza w płuca, chichot ów nadal się utrzymywał na wargach i brzmiał w uszach. Zacmokała z dezaprobatą, kręcąc przy tym głową.
- Nie wątpię, że byłbyś świetną Królową Śniegu i jeszcze lepszym, okrutnym i bezwzględnym Kajem, ale nadal nie posiadasz sań w których ta straszna bestia – tu wskazała na psiaka – mogłaby cię zaciągnąć do kryjówki, w której wylizałbyś swoje rany. Pewna różowa klucha już mi zagroziła nieziemskim cierpieniem jeśli pozwolę ci zdechnąć. Strach przed nieznanym bólem jest o wiele gorszy od tego już znajomego.
I cóż z tego, że mógł jej odgryźć palca. Bezceremonialnie pstryknęła go w nos, jak nieposłusznego zwierza. Miał jednak rację co do jednego. Mimo przyjemnej atmosfery, romantycznego ogniska pod gwiazdami i splecionych dłoni, robiło się coraz zimniej i choć on czerpał z jej ciała, Taihen nadal mogła zamarznąć. Powinna pomyśleć o sobie, ale jej ciało powoli już oddawało się przyjemnemu, sennemu uczuciu zimna. Nawet nie zauważyła gdy zwykle czerwone wargi nieco zbladły, a odkryte ramiona pokryły się gęsią skórką. Świadomość nadal nie zdawała sobie sprawy z tego, że obejmowała kostkę lodu. Podświadomość była zbyt głęboko uśpiona, by ostrzec kobietę. Morfeusz powoli rozpościerał nad nią swoje skrzydła, pewnie dlatego plotła takie głupoty.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.01.15 21:34  •  Las. - Page 2 Empty Re: Las.
Jego prowizoryczne legowisko też nie grzeszyło wygodą, ale nie wykazywał się książęcym malkontenctwem. Ktoś taki doskonale wiedział, że bywało gorzej. Teraz nie było wspaniale, ale dookoła panował spokój, choć noc potrafiła przywlec ze sobą najrozmaitsze potwory, które pewniej czuły się w ciemnościach, ale – jak każde zwierzę o zdrowych zmysłach – wolały trzymać się z dala od ognia. Rzecz w tym, że mężczyzna nawet i bez paleniska czułby się tu bezpieczny, jednak gdyby spytano go, czy woli być tu czy może w swojej rozpadającej się chacie, ale na materacu, odpowiedź byłaby z góry przesądzona.
Pomknął spojrzeniem w ciemność, gdzie dla niewyczulonego oka pnie drzew stawały się już tylko ciemniejszymi konturami, które należało omijać. Wciągnął powietrze nosem, chłonąc zapach palonego chrustu, ale także i ten, który sygnalizował, że od domu dzieliło go już tylko kilka kilometrów, ale mimo tego czas odpoczynku jeszcze nie minął, choć temperatura zdawała się podnosić, jakby niewidzialna siła ustępowała lub zwyczajnie zaczynała się wyczerpywać. Dla niego ból wcale nie był lżejszy.
Zwilżył językiem dolną wargę, na której teraz wyraźniej poczuł ciepło, bijące od ognia. Nie zamierzał drążyć tematu jej przemiany. Na wszystko miał przyjść czas, a ludzkie ciało słabło wraz z wiekiem, potem marszczyło się, jak rodzynki i wreszcie nadawało się już tylko do zakopania go w ziemi.
Kłamstwo nie musi być doskonałe ― sprecyzował od razu, choć przypominało to bardziej upomnienie. Możliwe, że dostrzegł błysk obrzydzenia w jej oczach, ale nie tyle, co ukrył ten fakt, a po prostu go nie skomentował. ― Czasami wystarczy, że ktoś z mniejszych lub większych powodów chce się nim napawać. ― A z czasem i ono staje się niebezpiecznym narkotykiem. Gdy zabrnie za daleko, można nawet wmówić sobie, że jest prawdą. Wiedział to, ale tylko z obserwacji, dlatego sam nigdy nie przekraczał granicy ufności, a i sam nie pozwalał innym dostać się na swój teren. Zamiast muru, wybudował całą fortecę z fosą, w której umieścił wszystko, co ma zęby i zeżre cię szybciej niż dopłyniesz do drugiego brzegu i spróbujesz wdrapać się na górę. Oczywiście tylko po to, by zobaczyć, że tam też nie ma dla ciebie miejsca, skoro nie zostałeś zaproszony.
Nikt nie wiedział, jak na takie zaproszenie zasłużyć.
Może. ― Tym razem to on zdobył się na podobną zdawkowość. Kaj nie przejąłby się zanadto brakiem serca Gerdy. Może bez niego zakończenie stałoby się ciekawsze? Jednak efekt ciągle byłby jednoznaczny. ― Skoro są tego świadomi, katują się na własne życzenie. Myślę, że to też jakaś forma masochizmu, gdy uganiają się za czymś, co jest dla nich nieosiągalne. Powoli sami doprowadzają się do ruiny. Niektórym udaje się wyjść z tego cało, a inni...
Ręka, która przed chwilą jeszcze spoczywała pod płaszczem, wysunęła się w stronę drugiej, by bezceremonialnie przesunąć palcem wskazującym po przegubie nadgarstka, dając jej oczywisty znak tego, co miał na myśli. Kącik jego ust ściągnął się w pogardliwym wyrazie, a ręka z powrotem runęła na mokrą ściółkę.
Cóż.
Idealne podsumowanie.
Cóż, ludzie są słabi.
Cóż, giną z własnej winy.
Cóż, jednego słabeusza mniej.
Mimo tego zmarszczył brwi, wpatrując się w tańczące płomienie, jakby właśnie coś sobie przypomniał, jednocześnie przecząc swojej teorii zawartej w krótkim „cóż”. To stało się niedawno. Do tej pory brzydził się tym marnym widokiem, ale musiał to przerwać, choć w innym przypadku chwyciłby za ostrze i uświadomił samobójcy, że najlepiej kroić się wzdłuż. Idiota nie miał pojęcia, co robi.
Śmiech.
Oderwała go od dalszego snucia teorii na ten temat. Kolejne „Dlaczego?” nie znajdowało odpowiedzi w jego własnej głowie, choć gdyby mógł wedrzeć się do świadomości innych, na pewno by to zrobił, niekoniecznie czując potrzebę dzielenia się tym, co tam znalazł. Przekręcił głowę na bok, wbijając wzrok w kobiecą twarz, a uniesione ciemne brwi zniknęły pod rozwichrzonymi włosami. Z początku nie zrozumiał powodu jej rozbawienia ani – co dało się zauważyć – go nie podzielał. Nie było w tym nic nadzwyczajnego, bo zdaniem wielu Grimshaw miał poważne problemy z mięśniami mimicznymi, a uraczenie kogoś uradowanym grymasem mogłoby pozostawić w jego ustach niesmak na długie lata.
Niezadowolony pomruk wyrwał się z jego gardła, gdy Taihen odważyła się pstryknąć go w nos. Musiała bardzo nie lubić swojej ręki, skoro jego własna jak na znak odtrąciła jej. Był to karcący gest w rodzaju tego, którym traktuje się niegrzeczne dzieci, które próbują wepchać paluchy do kontaktu. Tak samo, jak w przypadku takich dzieci – sytuacja mogła skończyć się gorzej.
Podobno chłopców, którzy mieli do czynienia z silnikami, nie bawią sanki ― mruknął, przymykając oczy, jakby za moment miał odpłynąć. Ale jego świadomość uparcie trzymała się jawy. Nie chciał tu zasypiać i nie chciał obudzić się tutaj rano, choć im dłużej leżał, ogarniało go to typowe dla każdego lenistwo, które zawsze utrudniało podniesienie się. „Jeszcze pięć minut”. ― Nathair? ― spytał, ale nie czekał na odpowiedź. Tutaj nie można było się pomylić. ― Dziwne, skoro jeszcze jakiś czas temu kazał mi iść do diabła Sama przyznałaś, że to różowa klucha. Czy to nie anioły powinny bać się ciebie?
Słaba wymówka, ale na tym poprzestał.
Ciężar na udach Shi zelżał po jakiejś minucie. Płaszcz kapłanki zsunął się na nogi Jay'a, kiedy podniósł się do siadu. Przynajmniej nie drżał już na całym ciele, choć wiedział, że wewnątrz wciąż gościł ten nieprzyjemny chłód. Potarł ręką połowę twarzy, wyglądając jak ktoś, kogo właśni wyrwano z łóżka i kazano mu przebiec tysiąc okrążeń dookoła domu. Kto tryskałby energią i entuzjazmem w tak fatalnym momencie?
Wyglądało na to, że zabrał już całe ciepło, które miała do zaoferowania, gdy jeszcze sprawdzała się w roli grzejnika. Prawie całe. W milczeniu przyjrzał się jej uważniej, wychwytując wszystkie oznaki wychłodzenia. Na jego twarzy nie mignął nawet cień przejęcia, a wyrzuty sumienia utrzymywały stosowny dystans od niego. Nie poczuł się skruszony nawet wtedy, gdy bezpardonowo pochylił się w jej stronę, by złożyć na jej ustach najzimniejszy pocałunek. Nie było to zwykłe muśnięcie. Nie był to też gest, za sprawą którego chciał jej podziękować. To była kradzież, a wymordowany nie zraził się nawet wciąż lekko wyczuwalnym posmakiem krwi.
Kły zahaczyły o jej dolną wargę jeszcze zanim odsunął się, obrzucając ją kolejnym pozbawionym aprobaty spojrzeniem. Nie podobało mu się?
Kiedyś zdechniesz od poświęcenia. ― Chwycił za brzeg materiału i niedbale zarzucił go na zmarzniętą Tai, która na pewno wiedziała, co powinna z nim zrobić.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.01.15 23:46  •  Las. - Page 2 Empty Re: Las.
Tak... Miała ochotę się zgodzić na wszystko co mówił.
Ludzie są masochistami, tak. Giną najsłabsi, oczywiście. Podcinają sobie żyły, zadręczają się wszelakimi problemami, popadają w depresję. Są to ludzie, którym najczęściej nie da się pomóc, ponieważ prędzej to oni pociągną nas za sobą na dno, niż my ich uwolnimy od smutku i bólu, który ich otacza. Cóż, z tym cóż także zgadzała się, choć zapewne gdzieś zaginęło w jej śpiącej podświadomości.
A potem zdzielił ją po dłoni i na chwilę oprzytomniała. Ziemne ślepia otworzyły się szerzej, gdy znów skupiła wzrok na twarzy wymordowanego. Zmarszczyła brwi, nie rozumiała. Dlaczego ją bił? Przecież nie próbowała mu włożyć palca do nosa, jedynie w lekko zaczepnym, pieszczotliwym geście go zaczepiała. Jedynie. Jej mentor zapewne by się nie obraził za tę odrobinę czułości. Ująłby ją pod brodę i uśmiechnął się, przekazując dziewczynie całe ciepło jakiego nie mogły jej dać jego dłonie. Ich wargi...
Oprzytomnij. To nie On. To nigdy nie był on. Biegasz za snem, za ułudą, która kusi cię marnymi wspomnieniami, ochłapami uczucia, które niegdyś się w tobie tliło, Branko. Czy pamiętasz jak obiecywałaś już nigdy więcej się nie zakochać? Nie cierpieć i być szczęśliwą w baśni bez księcia? To właśnie ten moment gdy powinnaś powiedzieć nie, zabrać swoje rzeczy i odejść. Raz na zawsze. Raz i dobrze. Teraz. Wstań.
Ciężar ciała był jednak niemiłosierny. Spojrzała po raz kolejny w twarz Ryana w poszukiwaniu tej namiastki człowieczeństwa, która podobno tam była. Jakiegoś uczucia: troski, strachu, nienawiści. Zobaczyła jedynie oczy, nieco zdziwiony wyraz twarzy, który także nie trwał zbyt długo. No tak, przecież zgrywała idiotkę, wyśmiewając jego samodzielność, młodego wilka u stóp i sytuację, która z romantycznej stawała się coraz bardziej groteskowa. Nie powinna była wspominać o Nathairze w takiej sytuacji. Nie powinna w ogóle o nim wspominać, to były bolesne słowa dla jej duszy. W innych okolicznościach moglibyśmy być przyjaciółmi. Tak. A teraz powinien się jej bać, jak sam Ryan wspomniał. Pokręciła jedynie głową, zaciskając wargi w jedną linię.
- On nigdy nie przestanie się o ciebie troszczyć. Powinieneś wiedzieć. - zgarnęła garść ziemi i zacisnęła mocno pięść. Suche igły wbiły się w dłoń, jednak nie skrzywiła się, nie wydawała też z siebie żadnego dźwięku. Musiała oprzytomnieć. - Nie chcę zabijać aniołów. W ogóle wolałabym nikogo nie pozbawiać życia. Samo tkwienie tutaj, na tym pustkowiu, jest bolesne dla każdego z nas, niezależnie od tego ile miał akurat szczęścia i czy znalazł w miarę szczelny dach. Kosa w żebra powinna być wybawieniem, ale ty pewnie też dobrze wiesz, że w najgorszych momentach włącza się instynkt przetrwania i nie chcesz. Nie pozwolisz się zabić.
Wypuściła ściółkę z dłoni, przesypując ją z namysłem między palcami. Czerwone plamki na skórze wyznaczały miejsca, w które powbijały się małe igiełki. Skwitowała to cichym prychnięciem. Nadal była taka delikatna i krucha, jak każde ludzkie życie.
Nie zauważyła ile czasu minęło odkąd ułożył się na jej nogach, ale ciężar w końcu zelżał, a w końcu zniknął. Odruchowo podkuliła nogi pod siebie, obejmując kolana ramionami. O tym właśnie instynkcie mówiła, to on nie pozwalał jej zamarznąć w takiej chwili, mimo że podjęła tę decyzję z własnej, nieprzymuszonej woli. Zadrżała, zdając sobie sprawę z tego jak bardzo była zziębnięta. Idiotka. A głos rozsądku kazał jej uciekać, miał rację. Niedługo zostanie z niej jedynie sopel lodu, gdy Wymordowany wykradnie jej ostatnie tchnienie ciepła.
Pocałunkiem.
Wargi mimowolnie się rozchyliły, przyjmując jego oddech i oddając to, czego akurat od niej chciał. To nie była kradzież. To było przywłaszczenie poparte niemą zgodą. Zacisnęła na chwilę powieki, starając się powrócić do jednej z tych chwil w grotach kościoła, gdy chowała się ze swoim Mentorem przed wścibskimi spojrzeniami i obdarowywali się miłością. Nie udało jej się. Mimo zimnych dłoni, tamten wargi miał ciepłe, teraz zaś czuła jakby całowała kostkę lodu. I nim kły Ryana zahaczyły o jej usta, ugryzła jego dolną wargę, do krwi i odsunęła się szybko, zasłaniając peleryną. Dopiero teraz mógł rzucić jej spojrzenie pełne dezaprobaty. Dopiero teraz mogło mu się nie podobać.
Ona zaś wyjrzała znad brzegu materiału, który przez chwilę jeszcze mógł ściskać w dłoni. Chciała po raz kolejny skinąć głową. Dać znać, że się z nim we wszystkim zgadza, mimo że wcale tak nie było. Jego przecież nie obchodziło jej zdanie, więc czemu miałaby je wyrażać? Niech nadal prawi swoje kazania, ona zaś zniknie, zamknie się w sobie i zaśnie. Raczej nie zasłużyła na choć jedną łzę Grimshawa.
- Dopiero mówiłeś, że wszyscy mnie wykorzystują. Że jestem kurewką Kościoła, która idzie do łoża z każdym, nawet najgorszym, najohydniejszym, najgrubszym wiernym, który sobie tego zażyczy. - Głos jej drżał. Nie wiedziała, czy te słowa poruszą mężczyznę, zapewne nie. Równie dobrze mogła mówić do ściany, ściana przynajmniej nie odda ciosu. - Teraz mówisz mi, że zdechnę z poświęcenia. Owszem, na to wygląda. Ale będzie to godna śmierć. Piękna. Nie będzie wynikała z mojej upartości czy hipokryzji.
Opatuliła się szczelniej peleryną,zarzucając ją na ramiona i nogi. Nadal siedziała skulona, jednak jakieś rumieńce powoli napływały na twarz. To zapewne przez nerwy, które nagle ją ogarnęły. Cholera, ile może zdziałać jeden skradziony całus.
- Nazwałeś mnie kurewką Kościoła. - Czyżby aż tak ubodło to dziewczynę? - A teraz robisz to samo co oni, także bierzesz coś, co wcale nie należy do ciebie. To ja skaczę przez cholerne przeszkody i domyślam się co możesz mieć na myśli. To ja jestem poniewierana przez kłody, które sam rzucasz mi pod nogi. To ja powinnam mieć prawo pocałować ciebie chociażby po to by nadal naiwnie brnąć w to bagno, które zaczyna mnie otaczać. – W końcu tembr głosu, do tej pory wzrastający, opadł, przeradzając się w szept. - Od tej pory nikt nie będzie miał prawa mnie dotknąć jeśli ja się na to nie zgodzę. Nikt. Mam dość podchodzenia do ciebie jak do zgniłego jajka, bo może tak akurat będzie najlepiej.
Wargi odzyskały swój dawny kolor, zaś oczy miotały iskrami. Nie miała ochoty na niego dłużej patrzeć. Spodziewała się w jego spojrzeniu co najwyżej dezaprobaty, którą ciągle wyrażał względem jej postanowień. Przeszła na czworaka kilka kroków w stronę ogniska i kawałkiem gałęzi zaczęła w nim uparcie dłubać, chcąc podsycić ogień. Równie dobrze mogła tym sposobem zasypać popiołem żar, ale wcale się tym nie przejmowała. Jemu najwyraźniej było lepiej i zaraz odejdzie i zostawi ją samą. Będzie wracała do świątyni sama, z żółcią na języku, ale dotrze, wyklinając świat na którym stoi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.01.15 11:32  •  Las. - Page 2 Empty Re: Las.
Nie prosiłem o jego anielskie usługi. Powinien zająć się kimś, kto ledwo wiąże koniec z końcem, codziennie klęcząc i błagając swojego Boga o pomoc. Jego łaska ma mi zmiękczyć serce? ― spytał bez cienia ironii w głosie, ale pewnie oboje wiedzieli, że gdzieś tam kryła się jej szczypta. Tam już nic nie było, żadnego serca do zmiękczania. Może ktoś je wyrwał, a może po prostu zgniło i obróciło się w proch, co całe ciało powinno zrobić już dawno temu. Żywym czynił go sam umysł. ― Miałaś wybór. ― Aż ciężko zaprzeczyć. ― Nie urodziłaś się tutaj, prawda? Przypuszczam, że nie. Może byłaś jak ta dziewczynka, Verne. Któregoś dnia Kurt przyprowadził ją do mnie, chciała zwiedzić Desperację, ponieważ była przekonana, że za murami świat jest kolorowy, a wszyscy wymordowani przypominają niegroźnego Ailena ― prychnął, jakby nawet teraz to było dla niego największą głupotą, jaką słyszał. Dzieci bywają takie naiwne. ― Trudno się dziwić, że była rozczarowana, że zamiast zieleni, tęczy i kolorowych kucyków, dostała syf i krwiożercze bestie. Chciała wrócić do domu, ale uciekając, trafiła na skażony teren. Nie mogła już wrócić do domu, chyba że odpowiadała jej rola żywego celu albo królika doświadczalnego. Na tę chwilę pewnie już jest martwa. Dosłownie. ― Wzruszył lekceważąco ramionami. Cóż. Nie wróżył jej świetlanej przyszłości. Była za młoda i za głupia. ― Może ty miałaś świadomość tego, w co się pakujesz. Może nie chcesz ich zabijać, ale nie wierzę, że nie są ci obojętne. Może musiałaś poświęcić znacznie więcej, dlatego obcy anioł jest niczym. To jak odcinanie łba kurze – nie żałujesz jej, bo to tylko mięso.
„Niektórzy mieli gorzej” – chciałoby się dodać. Nie mieli wyboru pomiędzy wyruszeniem do Desperacji a wygodnym mieszkaniem w przepełnionym luksusem mieście, w którym nie trzeba się martwić o to, że któregoś dnia skończy się bez kawałka chleba czy wody pitnej. Gdyby jednak teraz kazano wybierać jemu, pozostałby tutaj, ale w jego przypadku to tylko kwestia przyzwyczajenia. Nigdy też nie twierdził, że jest zmuszony zabijać dla przetrwania. Nie robiło mu to większej różnicy. Po prostu.
Wiedział, że nie powinien jej ufać – może dlatego zaskoczenie nie zagościło na jego twarzy, gdy zdobyła się na brutalność poprzedzoną swoją niemą zgodą. Jeżeli brutalnością nazwać coś, co nie wywołało w nawet bolesnego skrzywienia, chociaż nowo powstała rana zdawała się pulsować tam, gdzie ulokowana była cała masa receptorów. Powinien złapać ją za twarz, tak jak łapie się za pysk nieposłusznego kundla, a potem cisnąć jej głową o pień, ale z jakiegoś powodu nie poczuł zawodu ani ukłucia irytacji. Zamiast tego przesunął językiem po dolnej wardze, ścierając z niej krew, ale nie tylko. Jak za dotknięciem magicznej różdżki, przestrzeń między brzegami niewielkich ran po zębach, zamknęła się, jakby okaleczenie go nigdy nie miało miejsca, choć jeszcze odczuwał lekkie odrętwienie na ustach. Nie chciał dawać jej ani odrobiny satysfakcji z postawienia odważniejszego kroku. Próbuj dalej – mówił błysk w szarych oczach, choć nie miała okazji długo go oglądać. Chwila wystarczyła, by zrozumieć, że nie dostał nauczki. Możliwe, że nawet gorsza kara nie skłoniłaby go do innego zachowania. Był tylko cholernym potworem, ale nigdy nie obiecywał, że obędzie się bez ran.
Ryan był teraz jej doskonałym przeciwieństwem. Kiedy Kapłankę ponosiły nerwy, on siedział nieruchomo, przyglądając się jej bez wyrazu. Można byłoby przysiąc, że nie do końca rozumiał, co w tej całej sytuacji ją zraniło, mimo że słowa dość jasno to przekazywały.
Może ― skwitował wreszcie po chwili ciszy. Nie wiadomo, czego tyczyło się to krótkie przytaknięcie. Nie zatrzymywał jej, gdy odsunęła się od niego. ― Może powinnaś. Skoro uważasz, że masz takie prawo, nie wiń mnie za to, że z niego nie korzystasz. ― Chrust zaszeleścił pod nim, gdy ostrożnie podciągnął się wyżej. Musiał oprzeć się wygodniej, choć i tak niewiele na tym zyskał. ― Nie porównuj mnie do nich. Nie zamierzałem wziąć od ciebie nic więcej ― bardziej dobitny ton sprawił, że w jego wypowiedzi brakowało już tylko słowa „nigdy”. Szczęki zderzyły się ze sobą, pełniąc rolę kropki stawianej na końcu zdania.
Postanowione.
„ Od tej pory nikt nie będzie miał prawa mnie dotknąć...”
Dobrze.
Tak po prostu?
„... jeśli ja się na to nie zgodzę.”
A wiedział, że w większości przypadków zamierzała się zgadzać. Sama to przyznała – robiła to z własnych chęci. Ale kto wie? Może w przyszłości miał być mile zaskoczony, o ile miłe zaskoczenia w ogóle targały tą chodzącą bryłą lodu.
Nie jestem idiotą, Taihen. Nie patrz na mnie, jak na kogoś, kogo tutaj nie ma. ― Ściągnął brwi. Może popełniał ten sam błąd?
Nie.
Gałęzie trzasnęły, a ubranie zaszurało o chropowatą korę, gdy Opętany ociężale zaczął podnosić się z miejsca. Zaczepił paznokcie o pień, walcząc z protestującym ciałem. Musiał tylko stanąć na równe nogi, by potem poszło już z górki. Odetchnął głęboko, zakończywszy całą tę farsę i niechętnie odsunął się od swojej podpory, choć udało mu się utrzymać w pionie. Wsunął zziębnięte ręce do kieszeni, wbijając wzrok w czubek głowy Shi.
Szczeniak od razu zwrócił łeb ku właścicielowi, tracąc zainteresowanie ogniskiem. Błyskawicznie zerwał się z ziemi i zaczął wymachiwać ogonem na boki. Był bardziej gotowy do zabrania się stąd niż sam Ryan.
Wstawaj.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.02.15 17:43  •  Las. - Page 2 Empty Re: Las.
Modlą się do swojego Boga. Kolejny cios, tym razem prosto w brzuch. Panie, czy mnie słyszysz? Podobno wszystkich słyszysz, a ja myślę, że to bzdura, wiesz? Jaki byłbyś nieludzki gdybyś słyszał każdego. A może słyszysz tylko jak się klęczy? Albo tylko w kościele? Wtedy zapewne otwiera ci się wybiórcze ucho.
Bo nim poznała Ao nigdy nie poszła do kościoła. Nie uklęknęła. Była tylko niewinnym dzieckiem, które miało przeżyć w tym nieszczęsnym świecie. W utopii, którą stworzył dla nich S.Spec. Miała dorosnąć, zakochać się, założyć rodzinę i pracować by przysłużyć się Miastu. Niczego więcej od niej nie wymagano. Życie było takie proste gdy miała jeszcze naście lat. Coś się niestety zmieniło. Wymordowany o tym doskonale wiedział, bezczelnie odgadując jej przeszłość, okrutnie porównując ją do słabszych, którzy nie podołali i zginęli. Lecz nadal na nią patrzył, nadal tylko snuł domysły. Teraz to ona była górą, na tą krótką chwilę mogła poczuć w głębi duszy satysfakcję, że się mylił. A ona nie wyprowadzi go z tego błędu, jak i on to wcześniej robił. Jedynie westchnęła, przymykając ślepia.
Powoli zaczynała się uczyć żyć na tych wrogich ziemiach. Akceptowała to, co do tej pory wydawało się jej niemożliwe, zdziwienie ustępowało miejsca spokojowi, pogodzeniu się z losem jaki ją czekał. Po który wystarczyło sięgnąć by przetrwać i nie dać się rozszarpać silniejszym. Sama musiała wznieść się na wyżyny by tego dokonać. By wypełnić swoje postanowienie, którego świadkiem był Ryan. Jej pierwszego buntu, który mógł zmienić bieg historii młodej Taihen.
- Może to i lepiej. - Dłoń zawędrowała do warg, odzyskujących swój kolor i temperaturę. - I tak nie mam już nic do zaoferowania.
Popiół wydał się jej jeszcze bardziej interesujący. Tyle niedopowiedzianych słów zawisło między nimi. Setki domysłów i interpretacji jakich mogła dokonać ot tak, słuchając jedynie jego wypowiedzi, zawieszonych w eterze, nie wyrażających niczego konkretnego. Określających wszystko.
Gdyby znów po nią sięgnął pewnie też by się zgodziła. Uległaby miażdżącemu spojrzeniu i agresji w gestach, ruchach, życiu. A jeśli zamiast niego ktoś inny wyciągnąłby do niej łapy? Odpowiedzią znów był grymas pełen obrzydzenia, który przemknął przez jej twarz. Nie chciała tego, monotonia stosunków płciowych z obowiązku mierziła ją już niesamowicie. Była zmęczona pustymi oczami kochanków, których twarze zawisały nad jej. Była zmęczona posapywaniem i gwałtownymi ruchami w swoim ciele. Męczył ją wszechobecny egoizm, który ogarniał każdego kto się pojawiał w jej komnatach tylko po to by zaspokoić swoje żądze. Zawsze tak samo. Szybko i bezdźwięcznie, by po chwili wrócić do swoich obowiązków. Później pozostawały tylko dwuznaczne spojrzenia, konspiracyjne uśmieszki, zaczepne komentarze i kolejne spotkanie kilka dni, bądź tygodni, później. Najwyraźniej zgoda nie miała już zaistnieć na jej ustach, lecz skąd on miał o tym wiedzieć.
Ognisko chyba dogasa. Powinna dorzucić drew.
Nie ma chrustu.
Nie patrz na mnie, jak na kogoś, kogo tutaj nie ma.
Może jednak znajdzie się jakaś gałązka pod ręką żeby drewno znów zajęło się ogniem? Jedną trzymała w dłoni i to ona została ulokowana w popiele. Na marne. Nie poddawała się jednak, uparcie ignorując wysiłki Wymordowanego, jego tłumiony wysiłek i szelest liści pod stopami. Nie spojrzy na niego, będzie jak ta przeklęta baba i najzwyczajniej w świecie nie spojrzy. Obrazi się, nie będzie posłuszna. Nie stanie się kolejnym psiakiem skaczącym dookoła niego, czekając aż zdecyduje w którą stronę teraz iść. To ona miała stać się samicą alfa i decydować o swoim losie, wcale nie potrzebowała przewodnika.
Wstawaj.
Trochę za późno znalazłeś się w moich myślach, Ryan, wiesz? Chciałam wstać gdy jeszcze przy mnie leżałeś. Wtedy miałam szansę uciec nim byś powstał.
Zacisnęła szczęki, unosząc głowę i patrząc na niego. Wyzywająco. Przecież się buntowała, nie miał prawa wydawać jej rozkazów w takim momencie, to był szczyt bezczelności. Niemal jak ta gałąź, która wcale nie chciała się palić, odbierając jej ostatnią wymówkę zostania na swoim miejscu i poczekania, aż Wymordowany się oddali. Nadal parzyła mu w oczy. Ile już minęło? Trzy sekundy? Dwie? Nie wiedziała, ale jej ciało owszem. Odpowiedziało na polecenie. Skapitulowało. Opuściła wzrok i wstała niczym skarcony pies. Jedynie brakowało jej położenia po sobie uszu i ogona.
Jeszcze trąciła niewdzięczną gałąź, posyłając ją poza teren popiołu.
- Zgaduję, że już sam dasz sobie radę i dotrzesz do domu. - Zmarszczyła brwi, nieco uniosła głowę, zahaczając spojrzeniem o jego usta. Dłonie majstrowały przy klamrze, która miała utrzymać pelerynę na swoim miejscu. Przynajmniej miały co robić. - Mam nadzieję. Psiak raczej nie będzie pocieszony jeśli będzie musiał cię tam ciągnąć za nogawkę. Tak sądzę.


Ostatnio zmieniony przez Taihen Shi dnia 06.02.15 21:07, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.02.15 17:48  •  Las. - Page 2 Empty Re: Las.
„I tak nie mam już nic do zaoferowania.”
Ciężko zaprzeczyć.
Wymordowany miał do zaoferowania o wiele więcej. Cały arsenał, który pakował w nią, jakby to wszystkie bolesne lekcje miały ją ukształtować. Nie musiał mieć racji. Wystarczyło, że ta szpetna masa, która nie miała jeszcze odpowiedniej formy, zaczynała wreszcie podnosić się spod naporu wyimaginowanego żelastwa.
Naprawdę?
Nie zamierzał pytać o to na głos. Wszystko ulokowało się w pozbawionym emocji spojrzeniu, które tylko uświadamiało jej, jak niepotrzebny był ten bunt. To tylko spojrzenie, które w starciu z grubą, lodową ścianą było tylko malutką igiełką, niezdolną do wywołania nawet pęknięcia. Nieważne ile siły włożyłaby w ciśnięcie nią o śliską powierzchnię – i tak za każdym razem odbijałaby się od niej i upadała smętnie na ziemię. Kobieta nadal była dla niego jak ta gałąź, która właśnie złamała się pod naporem buta, gdy tylko wysunął jedną nogę do przodu w oczywistej gotowości do ruszenia.
Nie idę do domu. ― Strzelanie nie było mocną stroną Tai, skoro odpowiedział na jej słowa równie mechanicznie, jakby jego głos miał być nowym sygnałem złej odpowiedzi w „Jednym z dziesięciu”. Mogła domyślić się, że jej odpowiedź była zła, ale nie wiedziała, co uczyniłoby ją prawidłową. ― Możesz iść za mną, przede mną albo obok. Możesz też zostać tutaj albo odejść w inną i dalej twierdzić, że bunt robi na mnie wrażenie, zastanawiając się, co zrobię, gdy dotrę już na miejsce. ― Dogasające płomienie słabo rozświetliły wyzywające spojrzenie. Ostatnie, którym obrzucił ją, zanim odwrócił się do niej plecami. Kierunek, który obrał miał się nijak do centrum Apogeum Desperacji. Ktoś mniej obeznany nieprędko domyśliłby się, do czego ciemnowłosy zmierzał, ale nie Shi, która już nieraz podążała w tamtą stronę. Drzewa przesłaniały widok, ale kiedy mieli już wyjść z lasu, blada tarcza księżyca rzuciłaby mleczne światło na wierzchołki gór. ― Nie chcę, żeby kiedykolwiek przyszło ci do głowy, że jestem ci coś winien.
Było ciemno, z daleka od czasu do czasu dało się słyszeć odgłosy bestii wyruszających na polowanie. Gdyby nie jej nieplanowany postój, szybciej znalazłaby się w bezpiecznym miejscu, choć jej bezpieczeństwo bez wątpienia było ostatnim, na czym jakoś szczególnie mu zależało. Nie potrzeba było żadnych słów potwierdzenia tego, ale za to znowu pod znakiem zapytania stały wszystkie myśli, które snuły się mu po głowie. Może mieli być jak ta głupia para nastolatków? Odprowadzanie dziewczyny pod dom, a potem ukrywanie się przed ostrzałem spojrzeń domowników, byleby przypadkiem nie zaczęli zadawać tych krępujących pytań. Ale to znowu nie był ten scenariusz. Nie, gdy chłopak nawet nie wyciągnął ręki w stronę dziewczyny, by potraktować ją z należytym szacunkiem. Nawet nie obejrzał się, by sprawdzić, czy postanowiła ruszyć się z miejsca. Dał jej wybór, ale coś zimnego, a jednocześnie delikatnego prześlizgnęło się po jej karku, dając złudzenie przestrogi przed tym, co może ją czekać, jeżeli dokona złego wyboru. Potem tajemnicze coś znów zlało się z mrokiem.
    z/t. Prawdopodobnie podwójne.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.03.15 15:57  •  Las. - Page 2 Empty Re: Las.
To bez sensu, to miejsce z każdej strony wygląda tak samo.
Ta myśl wprawiała ją w jeszcze gorszy humor niż zazwyczaj. Desperacje tolerowała, tak najtrafniej można było określić jej podejście do tego miejsca. Jeżeli nie było takiej potrzeby, to po prostu nie przebywała na jej terenach, ale bywało też tak, że po prostu musiała. Jeszcze niedawno przechadzała się spokojnie po cudownych ogrodach w Edenie, a teraz mówiąc bez ogródek zgubiła się. Szła już tak po lesie dobre kilka godzin i nawet nie potrafiła określić, czy nadal jest dzień. Wszystko tu było takie mroczne i spowite mgłą, że równie dobrze mogło by świecić słońce, a różnica byłaby niedostrzegalna. Od czasu do czasu jakiś wredny liść spadał sobie spokojnie przed jej nosem, a zaraz potem przypadkowo trącona gałązka wywoływała efekt domina w lesie i wszystko na kilka sekund ożywało, grzmiało i syczało niczym stado rozwścieczonych węży mutantów. Z jednej strony dobrze, że był sama, nie musiała na siłę udawać bardzo pewnej siebie, ale teraz nie pogardziła by, gdyby towarzyszyła jej jakaś dobra duszyczka mogąca skierować ją do wyjścia z tego okropnego miejsca. Tyle szczęścia, że nie doskwierał jej głód, a manierka z wodą nadal była pełna drogocennego napoju.
Mrucząc pod nosem wędrowała dalej, ścieżką, która wydawała się być ta właściwą, a w praktyce wyglądającą jak sto innych przez nią mijanych. Czerwone oko poruszało się na boki rytmicznie z przerwą na dokładne obejrzenie gruntu pod nogami. Wydawało się, że chwilowo nie ma się czego obawiać. Ale skoro nawet zwierzęta nie zapuszczały się w tą okolicę, to ni było się z czego cieszyć.
Westchnęła głośno i postawiła kolejny krok w przód.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.03.15 16:34  •  Las. - Page 2 Empty Re: Las.
Nie tak dawno opuścił towarzystwo Isao, by zaraz znaleźć się w nieznanym mu dotąd miejscu. Las był pełen rozmaitych zapachów, które oszałamiały go i były czymś nowym. Mimo wszystko życie na pustyni nie zapewniało mu takich atrakcji i teraz nadrabiał to wyjątkowo mocnymi doznaniami. Prawdopodobnie rudzielec cieszyłby się z tego wszystkiego w pełni gdyby nie fakt, że przez to kompletnie tracił orientację w terenie. Jeszcze tego brakowało, by teraz zgubił się w jakimś parszywym lesie na kolejne pięć lat. Jeszcze czego! Ku przezorności postanowił zrobić mały rekonesans terenu pod wilczą postacią. Zostawił swój lichy dobrobyt pod jakimś drzewem po czym na czterech już łapach pognał przed siebie. Wydawało mu się, że jest to plan niemal perfekcyjny, a przynajmniej do momentu w którym chciał się cofnąć. Problem objawił się natychmiast - nie potrafił wytropić ścieżki, którą podążał. W pewnym momencie wyczuł kilkakrotnie czyjąś obecność. Był niemal przy tym święcie przekonany, że za każdym razem była to ta sama osoba, postać, czy też potwór. Ciężko mu było to dokładnie stwierdzić. Budziło w nim to nie mały niepokój, lecz nie zaniechał swoich poszukiwań.
W pewnym momencie zmęczony takim krążeniem postanowił odpocząć. Właściwie była to idealna sytuacja by ulżyć swojemu pęcherzowi. Nie utrudniał sobie życia i po prostu pod wilczą postacią podszedł pod jakieś najbliższe drzewo, podniósł tylną łapę ku górze i zabrał się za konkrety gdy...naprzeciwko niego, zza krzaków wyłoniła się kobieta. Nie wiedział, jak zareagować. Zastygł spłoszony z wystawioną ku górze łapą i patrzył na nią. Niestety nie potrafił już zatrzymać procesu, który rozpoczął toteż wśród ciszy lasu, wśród dźwięków naturalnej fontanny ich spojrzenia się spotkały. Na pewno Spad doceniłby ulotność tej romantycznej chwili gdyby nie znajdował się w tak krępującej dla niego sytuacji, która zapewne dla czerwonookiej wydawała się czymś naturalnym dla dzikiego stworzenia. Tyle dobrego.
Gdy Spad skończył oddawać się naturze, stanął i uważnie obserwował. Nie bardzo wiedział co powinien zrobić. Czy uciekać, czy zostać. Z drugiej strony dobrze by było się spytać o drogę, lecz to oznaczało powrót do ludzkiej formy, a ta sytuacja...Jego uszy przyległy do czaszki, a łapy niepewnie posuwały go na przód, jakby nie był pewien co robić. Bo nie był. W pewnym sensie zachowywał się, jak przyłapany na gorącym uczynku złodziej cukierków po 20 yenów, który chciał się oddalić nim pan policjant naskarży mamie. Przypał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.03.15 17:02  •  Las. - Page 2 Empty Re: Las.
Rozpostarła ręce szeroko na boki w niemej bezsilności, taki przynajmniej był zamiar, bo organizm wykorzystał sytuacją do nabrania większej ilości powietrza i dominującą ciszę otoczenia przerwało cicho ziewniecie. Zgubiona, a do tego jeszcze śpiąca, na dodatek pogodzona z losem, obojętna na to, czy przyjdzie jej paść tutaj i umrzeć, czy może da radę trafić na właściwą drogę. Była wyraźnie przygaszona co miało ścisły związek z jej stanem, oczy były mniej błyszczące niż zwykle, a oddech płytszy i przyśpieszony. Zimna temperatura powietrza gryzła się z ciepłem organizmu tworząc nieprzyjemne uczucie rozleniwienia. Gdyby jeszcze jakiś promień słońca napatoczył się nagle przebijając spomiędzy drzew pewnie zastygła by zapatrzona na niego zasypiając na stojąco. Gdyby ktoś odkrył teraz łowczynię prezentująca poziom energii porównywalny do leniwca na pewno uznał by ją za dziesięciolatkę, którą ominęło obowiązkowe leżakowanie w klasie podstawówki.
Tępym wzrokiem analizowała otoczenie. Po lewej było drzewo, po prawej drzewo a metr dalej ku wszelkiemu zaskoczeniu drzewo leniwie oparte o inny konar, pewnie powalone silnym wiatrem. Może gdyby było przechylone jeszcze bardziej dało by się na nim położyć. Krajobraz nie zmieniał się prawie w ogóle prezentując na okrągło te same okazy drzew liściastych, błotnistego poszycia z pojedynczymi roślinami z trudem przebijającymi się przez grubą pokrywę brudu. Drzewo dużo, drzewo małe, drzewo średnie, drzewo duże, wilk, drzewo małe, drze-... chwila chwila, wilk?
Zatrzymała się w pół kroku na jednej nodze, balansując tak przez dłuższą chwilę gracją dorównując zwierzęciu, które bez większego skrępowania załatwiało swoje potrzeby. Dziwne, że w ogóle jej nie wyczuło, zawsze sądziła, że spotkać wilka można tylko wtedy, kiedy jest ranny albo uwięziony, inaczej te ciche i majestatyczne stworzenia raczej unikają kontaktu z człowiekiem. Szkarłatna tęczówka zajaśniała dla odmiany, a wyraz twarzy zmienił się szybko ze skrajnego przymulenia na radość fanki, która spotkała swojego idola. Postawiła ostrożnie nogę na gładki odcinek podszycia z zamiarem zachowania się możliwie najciszej.
Nie uciekaj futrzaku, nie uciekaj.
Wpatrywała się w niego z nieopanowaną ciekawością wyrażającą się w lekkim drżeniu rąk. O panie, jak bardzo chciał w tej chwili móc podejść i zatopić swoje dłonie w jego futrze, nawet gdyby miało to się skończyć utartą drogocennych palców. Wyglądał tak cudnie, a do tego spojrzał w jej stronę. O ile w towarzystwie ludzi Yuu czuła się okropnie, tyle przy zwierzętach mogła zachowywać się wreszcie swobodnie.
Panie wilku, nie uciekaj, błagam cię.
Piszczący głosik pojawił się w jej głowie, kiedy powstrzymywała się od gadania do czworonożnego stworzenia. I tak by przecież nic nie zrozumiał, co nie? Tylko by go wystraszyła. Wykonała jeden niepewny krok, a potem kolejny poruszając się tak wolno jak tylko potrafiła.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.03.15 18:10  •  Las. - Page 2 Empty Re: Las.
Na początku chciał czmychnąć przez świadomość wstydu, który z tej dwójki dotknął szczególnie wyłącznie Spada. Wszak wszystko wszystkim, lecz nie był zwierzęciem, a rodzice dobrze go wychowywali toteż w jakiś sposób wewnętrznie cierpiał. Tak. Chciał. Nieco z tropu zbiła go bowiem reakcja dziewczyny. Sposób w jaki zaczęła się zbliżać oraz te misternie poruszające się w powietrzu palce uzewnętrzniające jakąś chęć...To wszystko było jednak niczym w porównaniu do jej spojrzenia. Sprawiło, że znieruchomiał, a jego ogon wbrew jego własnej woli zakołysał się pociesznie.
- Kurcze...- Zaskomlał do siebie, lecz dźwięk ten był słyszalny na forum całego lasu. Tak, pewnie w tym momencie okoliczne wiewiórki przyglądały się całemu widowisku, organizując przy tym jakiś szemrane zakłady. Nie było to jednak specjalnie ważne, grunt, że Spad opanował jakieś podejrzane odruchy swej wilczej postaci. Nie było już żadnego kołyszącego się ogona. Sierść za to na kłębie mu się zjeżyła i nastroszyła gdy kobieta zaczęła wykonywać ruchy w jego kierunku. W panice na każdy jej krok do przodu on robił krok do tyłu, jednocześnie zastanawiając się czy jednooka ma go za jakiegoś upośledzonego. Dziewczyna bowiem wyglądała komicznie gdy stawiał kroki z niebywałą ostrożnością, tak by były ciche, tak, jakby dzięki temu miał ich nie zauważyć. W pewien sposób to go rozbawiło. Na krótko, bowiem z każdą chwilą sytuacja zaczęła robić się poważniejsza.
Jeśli niewiasta niespodziewanie przyśpieszyła, również uczynił to samo. Ścigany biegałby pewnie w kółko, czekając aż ta się zmęczy. Miał nadzieję, że miała słabą kondycję. W pewnym sensie, absurdalność całej tej sytuacji zaczęła go bardziej bawić niż przerażać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.03.15 19:53  •  Las. - Page 2 Empty Re: Las.
To dziwne, że nadal nie uciekł. Może to wcale nie był wilk, a tylko jakiś mieszaniec przypominający swoim wyglądem dzikiego kuzyna?
Kami wstrzymała się w swoich podchodach widząc, że w ten sposób nic nie wskóra. Odległość nadal była taka sama, ani ona ani czworonóg nie wyglądali na takich, co mają zamiar zaraz zwiać. Powoli opadła na jeden z leżących konarów i westchnęła. Teraz kiedyś już siedziała czuła podwójnie ból ogarniający całe jej ciało. Marsz przez las był wyczerpujący, a ona nie trudziła się zanadto nad zachowaniem podstawowych reguł maszerowania. Oparła łokieć na kolanie, a podbródek na dłoni. To w sumie dobrze, że napotkała jakieś żywe zwierze, tam gdzie zwierzęta tam jest i woda, a tam gdzie woda są także drogi i ścieżki prowadzące do cywilizacji. Spojrzała na rudzielca i utkwiła w nim zmęczone spojrzenie.
- Ech, pewnie znasz drogę do ludzi. Szkoda, że nie potrafisz mówić. A może też się zgubiłeś? - Przemówiła, ciszej niż zwykle nadal nie zamierzając specjalnie straszyć psowatego, ale jednak na głos. Poprawiła czarną chustkę obwiązując ją ciaśniej wokół szyi i uspokoiła oddech. Śmiesznie zaczęło by się robić, gdyby nawet teraz nie uciekł, albo jakby nagle rzucił się na nią z paszczą pełną ostrych zębów. Kątem oka wynalazła drzewo, na które w razie czego mogła by się wspiąć. Jakby nie patrzeć, zwierzęta w Desperacji były zazwyczaj dosyć agresywne, a znając jej szczęście, ten pewnie zaraz się wycofa, by wrócić z całą watahą z zamiarem zapolowania na łatwą zdobycz.
- Może jesteś głodny, co? - Sięgnęła do swojej torby, pogrzebała w niej chwilę przebijając się przez luźno wrzucone przedmioty, aż w końcu dotarła do tego, czego szukała. Czerwone jabłko spoczęło w jej dłoni. W otoczeniu szarych drzew i mglistego powietrza lasu był to chyba najjaśniejszy element obecnego widoku. - Chociaż pewnie i tak nie jesz jabłek...
Spojrzała nieco znudzona i nadgryzła owoc. Żuła go leniwie obserwując zwierzę.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Las. - Page 2 Empty Re: Las.
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 27 Previous  1, 2, 3 ... 14 ... 27  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach