Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Pisanie 05.12.14 19:48  •  Gabinet Amai Niji - Page 2 Empty Re: Gabinet Amai Niji
Może to nie zabrzmi pocieszająco...
Ale powinna. Jego szaleństwo przerasta już w całości jego samego, staje się oddzielnym tworem, niebezpiecznym dla wszystkiego wokół.
A on nie ma sił się mu przeciwstawić, już od dłuższego czasu. Korzysta ile tylko może z chwil wytchnienia między kolejnymi rozdarciami jego umysłu, a gdy takowe następują... Płynie. Płynie z prądem, pozwalając swojemu ciału działać, nigdy nie spodziewając się tego jak bardzo może się zmienić z sekundy na sekundę. Z przyjemniaczka w demona...
Demona... Może faktycznie to dobre określenie. Pionowe źrenice, złote oczy, mieniące się złowieszczo, lisi, chytry uśmiech... Tak, to faktycznie coś w tym może być.
Jakkolwiek Niji próbowała - nie był w stanie się uspokoić, ukoić swojego umysłu, wiedząc że zaraz odpłynie w sen. Sen, który może da mu chwilę wytchnienia przez godzinę czy dwie...
A potem zniszczy cały jego odpoczynek, całkowicie i na wskroś go wykrzywiając, zupełnie negując wyrażenie "wypoczęcie" w kolejną falę zmęczenia. Nie chciał tego...
Ale był już zbyt słaby, by się przeciwstawić, zarówno sile herbaty, jak i czułych gestach i słowach jego byłej Pani. Nie chciał sobie na to pozwolić... Wiedział że ciało potrzebuje snu, ale umysł nie chciał na to pozwolić, będąc świadom konsekwencji. Konsekwencji bolesnych dla wszystkiego wokół...
Ale nie zwalczył tego już. Czas powoli mijał, leniwie przekręcając sekundy i minuty. Godzina... Dwie... Wciąż wydawał się spokojny, nawet miał na ustach delikatny uśmiech, jakoby faktycznie odpoczywał, tak jak powinien...
Sielanka jednak nie mogła tak długo trwać. Gdzieś tak dwie i pół godziny po jego zaśnięciu jego ciało poczęło się niepokojąco wiercić, a z ust wydostowały się ciche westchnięcia... Bólu. Zaciskał zęby i powieki, a jego czoło zaczął zalewać zimny pot. Skręcał się, w wyraźnych konwulsjach, by w którymś momencie zlecieć z kanapy, z głuchym łoskotem uderzając o podłogę. Jego ciało nagle w chwili gdy już leżał na podłodze zatrzymało się, niemal przestało wydawać jakiekolwiek oznaki życia, poza nieznacznym ruchem klatki piersiowej, oddychaniem. Leżał na brzuchu, to też nie było to zbyt widoczne...
Tak samo jak i moment, w którym otworzył oczy. Podniósł się powoli do pionu, łapiąc jedną dłonią sztylet z podłogi i lekko zataczając, a na jego, nieco pobladłym przez utratę krwi licu zakwitł szeroki uśmiech, ukazujący rządki białych zębów. Zmrużył nieznacznie oczy, nadając swojemu spojrzeniu swoistej "ostrości", i przytknął dłoń do czoła, po czym jednym, szybkim ruchem dłoni zaciągnął włosy w tył, powodując kompletną destrukcję fryzury jaką miał przed momentem. Zignorował całkowicie Panienkę Niji na podłodze, i zaczął się kierować prosto do wyjścia... Dobra, może słowo "prosto" było trochę na wyrost, bo "znosiło" go na boki, jakby był pijany.
W sumie był...
Żądzą. Żądzą krwi, zła i zniszczenia. Rozgryzł bandaż na przedramieniu idąc ku drzwiom, po czym rozgryzł ranę jednym, silnym ugryzieniem swoich zębów, powodując krwawienie jeszcze silniejsze niż parę godzin temu. Sztylet, jaki dzierżył w dłoni, zaczął się zmieniać. Pokryła go delikatna, jaskrawo-zielona poświata, a stalowy kształt zaczął się "rozlewać", stając się dłuższy i dziwnie błotnisty, jakby zmienił całą swoją konsystencję. Trwało to krótki moment, by tuż po nim zamiast sztyletu Hex dzierżył stalową maczugę nadzianą na końcu kilkudziesięcioma gwoździami. Gdy stanął przy drzwiach, sięgnął do kieszeni i odkorkował zębami manierkę jaką wyjął z takowej, po czym rozlał substancję po głowicy maczugi. Dało się poczuć zapach stęchłej krwi i mocnego alkoholu... Lał to krótką chwilę, po czym odrzucił manierkę i jednym, szybkim pociągnięciem gwoździ po ścianie wywołał iskrę, jaka podpaliła jego broń. Gdy już dzierżył takową, stojąc przed drzwiami w kierunku gabinetu...
Wybuchł śmiechem. Wyrazistym, demonicznym, maniakalnym śmiechem, jakiego nigdy nie dałoby się usłyszeć z gardła Hexa. Prawa dłoń, trzymająca broń, zaczęła ją z dużą siłą uderzać w drzwi, rozrywając je raz po razie z każdym uderzeniem, podpalając drewno drzwi również. Uderzał szalenie, bez chwili przerwy, nie patrząc gdzie, cios za ciosem, chcąc poprostu zniszczyć te drzwi i iść dalej.
- Krew... Mord... Śmierć... Dajcie mi jej... Dajcie mi ludzi... Muszę... Nie... PRAGNĘ KRWI! Zabić! Zabić! Zabić! Zabić! Zabić! ZABIĆ! - Ten głos, choć podobny do Hexa... Był odrobinę inny, cięższy... Acz i tak wyrazisty na tyle, by zrozumieć go bez problemu. Drzwi długo nie utrzymały jego ataków... Zaraz po nich ruszył dalej, w kierunku kolejnych drzwi. - Jestem ogniem, który spali ten świat! Nhahahahahahahaha!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.12.14 7:49  •  Gabinet Amai Niji - Page 2 Empty Re: Gabinet Amai Niji
Co jakiś czas wsłuchana w odgłos śpiącego Jeneviera, pogrążyła się w lekturze do tego stopnia, że sama w pewnym momencie zasnęła, oparta o stertę książek. Cóż, również była zmęczona, a ciało pięcioletniego dziecka nie nadawało się do zarywania nocy. Po prostu nie wytrzymywało tych wszystkich emocji. Nie słyszała więc tych wszystkich jęków i westchnień i dopiero odgłos upadającego ciała wyrwał ją ze snu. Przecierając oczy szukała źródła hałasu, w pewnym momencie zauważając Jeneviera kierującego się w stronę drzwi. Jego chód był jednak jakiś dziwny, nienaturalny. Jakby był pijany...
- Jenevier...? - Spytała cicho, wciąż zaspana. Mężczyzna zdawał się jej jednak nie słyszeć.
Dopiero potem zauważyła zmieniającą się broń w jego ręku. Początkowo wydawało jej się, że śni, lecz gdy do jej nozdrzy dotarł ostry zapach alkoholu, dotarło do niej, że to wszystko jest prawdą. Zaraz też poderwała się z ziemi, gdy tylko maczuga zapłonęła jasnym płomieniem. Adrenalina uderzyła jej do głowy, a ona sama poczuła nagle potworne przerażenie. Co on zamierzał zrobić?
- Jenevier, stój! - Próbowała go powstrzymać, jednak mężczyzna jakby jej nie słyszał. Zanim zdążyła zareagować w jakikolwiek sposób, drzwi prowadzące do holu zostały roztrzaskane, a odłamki drewna w momencie zajęły się ogniem. I te słowa, wypowiedziane zupełnie innym głosem, niż znała...
Strach w momencie ją sparaliżował, nie pozwalając wykonać jakiegokolwiek ruchu i dopiero alarm przeciwpożarowy, uaktywniony dymem z palonego drewna, nieco ją otrzeźwił. Zaraz też popędziła za mężczyzną, a skrzydła znów wystrzeliły z jej pleców. Gdy tylko pojawił się w polu jej widzenia, wyciągnęła rękę w jego stronę, a jego nogi niemalże pochłonęła żelkowa masa, przytwierdzając go do podłogi. Również maczugę pokryła żelkowym kokonem, dusząc tym samym płomienie. Po pomieszczeniu rozszedł się nieprzyjemny swąd palonego cukru.
W tym samym momencie do holu wpadła Takara, zaniepokojona całym zamieszaniem. W momencie dopadła do Hexa i w mgnieniu oka rozbroiła go, wykręcając boleśnie rękę do tyłu. Maczuga upadła na ziemię z cichym plaśnięciem żelkowej masy.
- Zostaw go!
- Panienko, nie mogę wykonać tego rozkazu. Twoje życie jest w niebez..-
- Będzie, jeśli zaraz nie wyłączysz tego jebanego alarmu! Zostaw go i wynoś się stąd. I nie przychodź, dopóki Cię nie zawołam. - Jej głos był twardy, nieugięty, mimo że tak naprawdę cała była roztrzęsiona. Nie była w stanie pojąć tego, co tu się właśnie działo i kim tak naprawdę był Jenevier. Bo wyraźnie było widać, że nie jest sobą. Póki jednak był uziemiony w żelkach, wydawało się, że jest bezpieczna. Takara jeszcze przez chwilę się wahała, po czym jednak puściła ramię mężczyzny. Musiała przyznać dziewczynce rację. Trzeba było jak najszybciej wyłączyć alarm, zanim zjawią się tu niewygodni ludzie.
- Tak, pani. - Powiedziała cicho, po czym wycofała się z powrotem do gabinetu, skąd zajęła się uciszeniem alarmu i zatuszowaniem całej sprawy. Hex i Niji znów zostali sami...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.12.14 11:49  •  Gabinet Amai Niji - Page 2 Empty Re: Gabinet Amai Niji
Nie czuł chęci do zabijania kogoś, kto aż tak wiele znaczy dla Hexa. Jeszcze nie... Najpierw zaspokoi podstawowe pragnienia krwi i mordu, potem zajmie się torturami, które zniszczą umysł jego nosiciela. Niech patrzy, niech widzi, niech trawi go ból, jaki tylko zasili obłęd w jego umyśle. Niech się boi każdej nocy, gdzie ciemność wzywa go w odmęty snu. Niech boi się każdej chwili utraty świadomości, w której on może władać. Niech się boi...
Ale teraz...
Niech słodko śpi, niech jego świadomość dalej będzie w tej nirwanie snu. Dobudzi się gdy będzie na to dobry czas...
Zaskoczyło go zostanie unieruchomionym. Chcąc wejść do korytarza, w którymś momencie nie mógł poruszyć dalej stopami, jakb coś potwornie kleistego przytwierdziło go do podłogi. Alarm? Zwracał uwagę na taki bzdet? No skądże znowu. Ale to że nie mógł się ruszyć...
Zwrócił swoje spojrzenie w dół. Jego stopy uwięzły w dziwnej, płynno-stałej substancji, podobnie jak broń którą jeszcze chwilę temu trzymał. Szeroki uśmiech jednak nie opuszczał jego twarzy, a wściekle jarzące się oczy zwróciły swój wzrok na serafina, racząc ją pogardliwym spojrzeniem. - Powinnaś się cieszyć że nie zająłem się najpierw tobą, dziwko. Jak osoby którym służył, wszystkie anioły - wszystkie zasługujecie na lata płomieni w kotłach piekielnych. - Znów zaniósł się śmiechem, jaki miał w sobie czystą esensję obłędu...
I zagłuszył kroki kogoś z przodu, czego nie zauważył. Android znalazł się tuż przy nim w błyskawicznym tempie, wykręcając jego ramię dzierżące broń i wymuszające na nim wypuszczenie broni. Zamiast jednak jęków bólu...
Zamruczał z przyjemności, uśmiechając się. - Och, proszę, więcej! Łam go! Bij go! Tnij go! Duś go! Każda drobina bólu jaką odczuwa Hex tylko mnie wzmacnia... - Przytknął wolną dłoń do swojego lewego oka, zlizując uciekające z krwawiącej rany krople krwi z tym samym, szalonym uśmiechem co od momentu obudzenia się. Nie zamierzał uciekać z tego uścisku! To był zbyt przyjemny, zbyt doraźny ból! Więcej! Więcej! Więcej! Jeszcze troszkę i mu stanie!
Ysh, naprawdę go puściła? Jęknął tęskliwie, gdy android wypuścił jego ramię i poszedł sobie, zostawiając go znów z tym bachorem, z którym nie ma żadnej zabawy... Heh, no cóż. Gdy tylko android się oddalił za drzwi, Hex jakoby zupełnie bezproblemowo wysunął swoje stopy z jej mazi, stając do niej przodem. Jak? Dość prosty sposób. Fakt że żelki to pół-stały materiał pozwolił mu na stworzenie pomiędzy swoimi butami a jej mocą małej powłoki z "własnych" żelków, jaką następnie rozsuną, dając mu przestrzeń do wysunięcia stóp bez problemów. - Zwykłym glutem mnie nie zatrzymasz, bachorze. - Rzucił nieco zgryźliwie, po czym podniósł swoją broń, jaka była objęta przez materiał żelka. Mógłby tu postąpić podobnie, lecz miast tego, zwiększył objętość i pole swojej broni, powiększając ją do tego stopnia ze kokon pękł. Nie było to w sumie tak wiele, tym bardziej że z gliniastego kształtu uformował ostrza, jakie rozcięły żelki. Broń następnie w szybkim tempie uformowała się w stalowy trzonek, na którym tkwiła dość sporych rozmiarów siekiera, przypominająca raczej mniej te strażackie, a bardziej te drwali. Zacisnął obie dłonie na trzonku i z maniakalnym śmiechem rzucił się na Niji, chcąc ją zalać bezmyślnymi uderzeniami ostrza ze wszystkich możliwych kierunków, nie dając nawet moment przerwy. - Zdechniesz tu! A Hex będzie na to patrzył moimi oczyma! - Rzucił, wciąż nie mogąc opanować swojego śmiechu... I faktu że krew lała się i chlapała na boki, wyraźnie zmieniając odcień skóry na blady do tego stopnia, że powoli sięgał on bladości ścian wokół.
On nie walczy by wygrać... On walczy by zniszczyć. Hexa lub ją.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.12.14 12:39  •  Gabinet Amai Niji - Page 2 Empty Re: Gabinet Amai Niji
Musiała przyznać, że to wszystko mocno nią wstrząsnęło. Gdy Takara wykręciła rękę Jenevierowi, spodziewała się usłyszeć z jego ust skowyt bólu, a nie szaleńczy śmiech i błaganie o jeszcze. Tym bardziej skłoniło ją to do tego, by odesłać androida. Nie chciała sprawiać przyjemności czemuś, co tak wykorzystywało jego dawnego przyjaciela. Nawet nie zwróciła uwagi na to, że nazwał ją dziwką. Nie on pierwszy i, prawdopodobnie, nie ostatni. W swoim długim życiu słyszała już niejedną obelgę na swój temat.
Musiała przyznać, że nie zaskoczyła jej łatwość, z jaką wyciągnął nogi z żelków. Bardziej przeraził ją fakt, że maczuga, na jej oczach, zmieniła się w siekierę. I ta siekiera pomknęła w jej stronę.
Niemal w ostatniej chwili odskoczyła do salonu, jednocześnie zasłaniając się drugą parą skrzydeł, a siekiera prześliznęła się po nich, nie robiąc im jednak większej krzywdy. Wzmocnione pióra skutecznie zablokowały cios, jednak wiedziała, że z kolejnymi już nie będzie tak łatwo.
Wpadła do salonu, gdzie popędziła przed siebie, jednocześnie próbując ułożyć sobie w głowie jakiś plan działania. Nie mogła go zranić. Nie mogła zaatakować w jakikolwiek sposób, jednocześnie nie raniąc Jeneviera. Czy też Hexa. Czy jak on się tam teraz zwał.
- Jenevier... Jenevier, słyszysz mnie? Ocknij się, proszę! Wróć do mnie! - Próbowała jakoś wywołać swojego przyjaciela, jednocześnie broniąc się przed kolejnymi uderzeniami. Z każdym kolejnym ciosem czuła jednak, jak jej obrona słabnie, a kolejne poszatkowane pióra spadały na podłogę. Mimo to uparcie broniła się, bojąc się nawet sięgnąć po pióra z trzeciej pary.
Z jej ust wyrwał się stłumiony krzyk, gdy ostrze w końcu wbiło się w skrzydło. Krew chlapnęła na dywan, plamiąc wszystko dookoła, jednak sama Niji wciąż próbowała utrzymać się na nogach. Zresztą, siekiera nie wbiła się zbyt głęboko, więc rana nie była zbyt poważna. Czując jednak, że samą obroną nic nie zdziała, wyrwała wyjątkowo długą lotkę ze swojego trzeciego skrzydła, które w momencie stało się ostre niczym brzytwa, jak nie bardziej. Szybkim ruchem cięła po dłoni mężczyzny, tnąc wystarczająco głęboko, by zmusić go do wypuszczenia siekiery. Nie chciała go zabić, jedynie unieruchomić. Dysząc ciężko wbijała natarczywe spojrzenie w Jeneviera. A raczej w to, co z niego w tym momencie zostało.
- Nie chcę Cię zabić, Jenevier. Więc wracaj do mnie, słyszysz? - Powiedziała, a w jej głosie zabrzmiała rozpaczliwa nuta. Już miała dość, skrzydła były odrętwiałe, a z jednego z nich powoli sączyła się krew. Z pewnością długo tak nie pociągnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.12.14 13:30  •  Gabinet Amai Niji - Page 2 Empty Re: Gabinet Amai Niji
Czemuś... To dobre słowo. To coś, co stworzyło jego szaleństwa, ta... Postać, osoba, potwór... To nie powinno być nawet kojarzone z człowiekiem. To bestia... Bestia związana łańcuchami, które czasem się luzują i pozwalają jej się wysunąć z jej nory, przejmując kontrolę.
Ex. W tej chwili to była tylko jedna istota, kontrolująca to zachowanie. Ex. Dziwny twór jego zniszczonego przez poczucie zdrady ze strony aniołów i przygnębienie widokiem tego, czego nigdy się nie spodziewał ujrzeć ze strony skrzydlatych wysłańców Boga, osób... Które nad nim władały.
Nie powstrzymało go to, że ostrze nie sięgnęło krwi dziewczynki. Niemal natychmiast ciął z drugiej strony, pudłując jednak, gdyż Niji postanowiła odbiec. Z uśmiechem kroczył powoli za nią, chwiejnym krokiem, kołysząc się wyraźnie na boki. Szedł dość rozległymi krokami, jakby starał się każdy krok kończyć stojąc z rozsuniętymi nogami na boki - łapiąc równowagę. Fakt było że z każdą chwilą słabł co raz bardziej, ale nie przeszkadzało mu wściekle atakować, gdy tylko Niji była w zasięgu. Nie patrzył gdzie i jak tnie - celem było rozszarpanie ją na kawałki, jeden po drugim, więc nie powstrzymywały go niepowodzenia. Uderzał, by skruszyć obronę anielicy i w końcu się przebić. Na jej próby dotarcia głosem do Hexa odpowiedział uśmiechem pogardy, i równie pogardliwym tonem głosu odpowiadając. - Nie usłyszy cię, suko. Gdy ty sobie paradowałaś jak jakaś władczyni, on dostrzegł coś, co sprawiło że nie mógł już dłużej wierzyć w dobro aniołów. Morderstwo jednego na drugim, na zlecenie samego Boga. A teraz! Pozwól że cię odeślę do tego skurwiela który tak zniszczył Jeneviera i pozwolił mu na powstanie mnie! Ex to moje imię. Zapamiętaj je, płonąc w piekle! - Kończąc te słowa, jego siekiera w końcu sięgnęła ciała, wgryzając się w mięśnie skrzydła, co od razu sprawiło że znów zaniósł się maniakalnym śmiechem, powtarzając ciągle pod nosem jak mantrę "więcej, więcej, więcej, więcej"...
I nagle oberwał w zdrową dłoń, która trzymała najsilniej broń, przez co ta wyleciała mu z rąk przy kolejnej chęci uderzenia, lecąc gdzieś w przód, mijając anielicę dość blisko jej ciała. Pewnie nawet dało się usłyszeć świst...
A przede wszystkim dało się usłyszeć jak siekiera wbija się w szafkę aneksu kuchennego. Zamiast jednak zareagować prawidłowo, jękiem bólu...
Zaczął się krztusić, kaszleć wyraźnie. Oparł dłonie o uda, kuląc się, kaszląc duszliwie. Szlak krwi jaką zostawił za swoimi ruchami był już nader spory... Jego nogi drżały z braku krwi w żyłach, a on zaczął tracić równowagę...
Zachwiał się i wylądował na kolanach, podpierając się jeszcze prawą pieścią o ziemię, a jego spojrzenie uniosło się na Niji. Nie było tak roziskrzone, silne...
Złoto tęczówek złagodniało... Podobnie jak jego uśmiech i wyraz twarzy. Łagodny, lekko cwaniacki... Ale wciąż widać było, że to już nie to coś co było przed chwilą. Zwłaszcza z tonu głosu. - ... Sorki, Niji... Chyba nie utrzymałem go na wodzy jak powinienem... - Po tych słowach opadł na ziemię, mdląc. Stracił kontakt z rzeczywistością, a żelkowa masa trzymająca wcześniej jego stopy znów całkowicie pokryła miejsce gdzie stał, zaś siekiera zmieniła się z powrotem w sztylet, wypadając z szafki. Oczy same się mu zatrzasnęły, i tylko cichy, słaby oddech mówił, że jeszcze żyje...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.12.14 15:59  •  Gabinet Amai Niji - Page 2 Empty Re: Gabinet Amai Niji
Bała się. Cholernie się bała, tak jak jeszcze nigdy do tej pory. Ex ją przerażał, choć wtedy jeszcze nie znała jego imienia. Pocieszającym jednak było, że z każdą chwilą wydawał się być słabszy, a jego ciosy, mimo że wciąż zaskakująco celne, również nie były zbyt mocne. Może właśnie to uratowało jej skrzydło przed zupełnym odrąbaniem...
- Jeszcze zobaczymy, kto będzie się smażył w piekle! - Warknęła, po czym, bez większych skrupułów cięła piórem dłoń mężczyzny. Niemal poczuła, jak ostrze siekiery, które nagle wypadło mu z rąk, przelatuje tuż przy jej uchu. Na ziemię opadło kilka kosmyków włosów, ciętych przez broń, która następnie wbiła się gdzieś za nią.
Z przerażeniem wpatrywała się w mężczyznę, który nagle padł na kolana, zanosząc się nieprzyjemnym dla ucha kaszlem. Wyglądało na to, że Ex osiągnął swój limit, wyczerpując ostatnie siły, by rzucić w nią siekierą. Mimo to bardziej przerażało ją to, do jakiego stanu doprowadziła Jeneviera. Jej Jeneviera, powiernika tylu sekretów, którego za wszelką cenę próbował teraz chronić. Jak widać, bezskutecznie...
- Jenevier! - Z jej ust wyrwał się rozpaczliwy krzyk, gdy mężczyzna zwalił się na podłogę. W jego ostatnim spojrzeniu, uśmiechu, widziała, że wrócił do niej, tylko po to, by ponownie stracić przytomność. Dziewczyna zaraz też przypadła do niego, odwracając go na plecy. - Proszę, Jenevier, nie umieraj... - Jęknęła, a w jej głosie słychać było rozpacz. Ściągnęła swoją sukienkę przez głowę, i tak już poszarpaną i pokrwawioną w wielu miejscach. Zaraz też owinęła nią dłoń mężczyzny, próbując jakoś zatamować krwawienie.
Słysząc jej krzyk, do pomieszczenia znów weszła Takara. Widząc dziewczynkę klęczącą nad nieprzytomnym mężczyzną, bez słowa podeszła do niej, by sprawdzić, czy nic się nie stało. Jej uwadze nie uszło pokrwawione skrzydło, które Niji wyraźnie ciągnęła za sobą. Dziewczynka jednak nawet nie czuła bólu, odurzona strachem o przyjaciela.
- Panienko... - Zaczęła, jednak dziewczyna nawet na nią nie spojrzała.
- Zajmij się nim... - Powiedziała cicho, głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji. Poza jedną - ogromnym bólem, spowodowanym widokiem nieprzytomnego mężczyzny. Wiedziała bowiem, że to jest jej wina.
Takara wyraźnie zrozumiała, że ten mężczyzna jest ważny dla jej pani, toteż bez zbędnych dyskusji, podniosła jego bezwładne ciało, by przenieść je na kanapę. Jako android cechowała się siłą zdecydowanie większą niż człowiek, toteż nie stanowiło to dla niej problemu. Niji zaraz przypadła z powrotem do mężczyzny, jednocześnie próbując pomóc androidowi w opatrywaniu jego ran. Wyposażona w najnowsze moduły, miała o wiele szerszą wiedzę na temat opatrywania ran, niż dziewczyna. Z jej pomocą udało się więc zatamować krwawienie i opanować sytuację na tyle, by życiu Jeneviera nie zagrażało już bezpośrednie niebezpieczeństwo. Dopiero teraz Niji poczuła ból zranionego skrzydła. Takara, bez zbędnego gadania, natychmiast zajęła się opatrywaniem również jej rany.
- On przeżyje, prawda...? - Spytała cicho, gdy i jej skrzydło zostało opatrzone. Android pomógł jej założyć prostą sukienkę bez pleców, wiązaną na szyi, by dziewczyna nie musiała paradować w samej bieliźnie.
- Zrobiłam wszystko, co w mojej mocy. Teraz musimy czekać, panienko. To on musi zadecydować, czy chce żyć. - Domyślała się, co musiała czuć jej pani, mimo że była tylko robotem. Jej zadaniem jednak było dbanie o samopoczucie swojego właściciela, więc robiła wszystko, by tak właśnie było. A skoro zależało jej na życiu tego człowieka, który właśnie próbował ją zabić... Cóż. Najwyżej później się z nim rozmówi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.12.14 17:49  •  Gabinet Amai Niji - Page 2 Empty Re: Gabinet Amai Niji
Czas ciągnął się niemiłosiernie, a każda sekunda wydawała się zbliżać dżina do jego własnej śmierci. Nie był świadom tego co się z nim dzieje w tej chwili - w końcu nie był w tej chwili w stanie nawet poruszyć którymkolwiek z mięśni. Jego umysł utracił świadomość rzeczywistości wokół - lecz nie koszmarów wewnątrz niego samego.
? - Czemu mnie powstrzymałeś, Hex? Chciałeś tego tak samo jak ja! Chciałeś by ona cierpiała tak jak ty cierpisz każdego dnia, chciałeś ujawnić jej obłudę! - Świadomość dżina płynęła w ciemności, a on sam znajdował się na przeciw jego drugiego ja, Ex'a. Wewnątrz umysłu różnili się wyraźnie - Hex był cały ze złota, podczas gdy Ex był tym "rzeczywistym" odbiciem mężczyzny. - Dlaczego!? Przestań rżeć i gadaj! - Faktycznie, widok kogoś tak spokojnego i zarazem tak kpiąco uśmiechniętego mógł być wkurzający... Złoty osobnik jednak nie odpowiadał, podchodząc bliżej, wciąż z tym samym uśmiechem. - Dlaczego nie odpowiadasz?! Mów! Odezwij się! HEX! - Świadomość dżina znalazła się tuż przy jego "klonie", a jej dotyk był niemal jak tysiące ugryzień, odgryzających prawe ramię Ex'a. Ten sam uśmiech... Ten sam wyraz twarzy...
Ten obłęd. Nie bezmyślne, krwiste szaleństwo. Obłęd. - Nie zapominaj że jesteś tylko moim narzędziem, Ex. To ja... - Zacisnął dłoń na jego ramieniu, odrywając je od astralnego ciała bez najdrobniejszych problemów. - Jestem twoim panem, Ex. Jesteś tylko moim narzędziem, które wykorzystam jak chcę, kiedy chcę. Nie próbuj mną rządzić - to ja tobie daje siłę, i to ja mam w garści twoje życie. Zejdź mi z oczu. - Złapał za jego twarz, po czym rzucił nim w odmęty mroku, uśmiechając się szeroko, istnie psychopatycznie. Jego zęby lśniły w mroku umysłu niczym kły bestii, a dwie, ogniście płonące, złote tęczówki przypominały odrzwia piekielne. - Byłeś mi potrzebny tylko po to, by pokazać jej skalę problemu... Nic więcej...

Godzina. Dwie... Trzy... Cztery... Pięć...
Szósta godzina snu, już od jakiegoś czasu świtało zapewne... Jeszcze kilka, krótkich chwil...
W końcu. Jego powieki leniwie się podniosły, a złote spojrzenie objęło pomieszczenie wokół. Prawdopodobnie trochę trwało od kiedy zasnął... Ile minęło? Nie był pewien...
Wiedział jednak że czuł się cholernie dobrze wyspany, jak dawno nie miał. Zazwyczaj jego sen dręczyły mary, koszmary, które nie pozwalały mu się rozluźnić i wypocząć... Tym razem, poza Ex'em przez kilka chwil miał zaskakująco przyjemny sposób, który pozwolił mu zregenerować choć trochę sił.
Przesunął powoli dłońmi po meblu, na którym leżał. Delikatnie, powoli... By zatrzymać i oprzeć dłonie oń. Nacisnął nimi i próbował dźwignąć swoje ciało do góry... Centymetr... Kilka... Parę więcej...
Opadł z powrotem na kanapę, wzdychając cicho. Cholera... Chciał się zwlec nooo...
- Cholera... - Mruknął pod nosem, rozglądając się. Może będzie jakieś podparcie czy coś... Cokolwiek... Chciał się ruszyć, nie miał ochoty leżeć na jednym meblu więcej niż to było konieczne, a na tym już leżał za długo. Ysh... Ex nie musiał tak forsować jego ciała...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.12.14 18:37  •  Gabinet Amai Niji - Page 2 Empty Re: Gabinet Amai Niji
Czas wlókł się niemiłosiernie. Dziewczynka przez cały czas czuwała przy sofie, ściskając dłoń Hexa w swojej maleńkiej dłoni. Z każdą chwilą dawało się jednak odczuć zmęczenie całego dnia i powoli zaczęła przysypiać, mimo że bardzo walczyła o utrzymanie przytomności. Takara, po uprzątnięciu z grubsza mieszkania, wzięła dziewczynkę na ręce i usadowiła się razem z nią w fotelu na przeciwko kanapy. Wiedziała, że próba zaniesienia małej do łóżka skończy się tym, że i tak tutaj wróci. Tak więc, wyposażona w koc, usiadła wygodnie, z dziewczynką na kolanach, po czym otuliła ją przyniesionym kocem. Mała niemalże natychmiast zasnęła, wtulona w swojego androida.
Jednakże gdy tylko usłyszała, że Jenevier coś mówi, zerwała się z kolan swojej piastunki, niemal przewracając na ziemię. W ostatniej chwili została złapana przez czujnego androida, który postawił ją na ziemi, by mogła dopaść do Hexa. Zaraz też położyła dłonie na jego ramionach, by powstrzymać go od wstania.
- Musisz odpoczywać... Jak się czujesz? - Spytała z troską, przyglądając się jego twarzy z widocznym napięciem. Gdy tylko uzyskała odpowiedź, popędziła do kuchni, by w jednej z szafek znaleźć gorzką czekoladę. Odłamała jeden kawałek i podała go mężczyźnie, by zjadł. Coś jej mówiło, że na utratę krwi najlepsza była właśnie czekolada i odpoczynek, więc Niji zamierzała mu to zapewnić.
Nie martwiła się przy tym zupełnie o własne samopoczucie, mimo że pomiędzy tęczowymi piórami prześwitywał śnieżnobiały opatrunek. Jej rana nie była jednak tak głęboka, by utrudniała jej funkcjonowanie. Karmiła więc mężczyznę czekoladą, sama jednak nie tknęła ani odrobiny. Takara w pewnym momencie podniosła się z fotela i poszła do kuchni, by przygotować im śniadanie. Czuła, że nieznajomy pewnie zostanie na dłużej. Panienka darzyła go wyjątkowym uczuciem, którego nie dało się nie zauważyć. Musiała przyznać, że czuła się trochę zazdrosna. Niji jakoś nigdy nie traktowała jej tak, jak mężczyznę. Takara była raczej tylko środkiem do osiągnięcia celu, choć, musiała przyznać, że dbała o nią naprawdę dobrze. Nigdy niczego jej nie brakowało. No, może poza uczuciem. Choć z drugiej strony, może to był właśnie sposób Niji na okazywanie uczuć...?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.12.14 18:57  •  Gabinet Amai Niji - Page 2 Empty Re: Gabinet Amai Niji
Dość szybko poczuł jak czyjeś, drobne ramiona zmuszają go do położenia się z powrotem. Ale on nieeee chciał! Z jego ust wydał się dźwięk, który przypominał do bólu niezadowolone miauknięcie. Pewnie gdyby miał teraz siły to by się obrócił plecami do Niji i strzelił focha za to, że mu nie pozwoliła wstać. O tak! To by było dobre rozwiązanie tej sprawy! Niestety jednak, ani nie chciał tak zrobić...
Ani zresztą nie mógł, więc na jej troskliwe pytanie zwrócił wzrok ku jej twarzyczce, wesoło się uśmiechając. Mimo to jednak, w jego głosie gdy odpowiedział była spora marudność. - Jak milion dolarów... Tylko jeszcze nie pomalowanych na zielono. - Rzucił dość metaforycznie, mając na myśli że czuje się świetnie, ale bez sił, tak jak papier, który już ma wszystkie oznaczenia i w ogóle, ale nie ma tego, dlaczego mówiło się nań "kapusta" tudzież "zielone". Koloru, wypełnienia... Dokładniej ujmując w wypadku Dżina - krwi. Nim zdążył cokolwiek dopowiedzieć, Niji wywiało błyskawicznie do kuchni. Zielonowłosy bez problemów czuł na sobie uważne spojrzenie androida... No i wiedział że ma do niego wyrzuty za wczoraj i fakt uszkodzenia Niji. On też ma. Spojrzał więc w stronę, gdzie dostrzegał Takarę i zdołał wzruszyć barkami, wzdychając cicho. - Wybacz za wczoraj... Ostrzegałem ją by mnie przykuła do łóżka zanim zasnę... - Odwrócił spojrzenie, ku wracającej dziewczynce i znów przywdział na swoją twarz wesoły, radosny wyraz, byleby tylko nie ukazywać swojego zmartwienia Niji. - Ale pewnie i to by nic nie dało... - Szepnął, wystarczająco głośno by Takara to wyłapała, a zbyt cicho, by uszka serafina to wyłapały. Gdy tylko zbliżyła się do niego z czekoladą w garści, uniósł brwi w zdziwieniu. - Etto... Ale ja nie mam dziś urodzin by mnie słodyczami karmić, Niji... - Wymrukał z pewną dozą zakłopotania w tonie, albo udając niezrozumienie po co ta czekolada... Albo faktycznie nie rozumiejąc. Mimo to, nie miał nawet sił oponować, więc rozchylał usta i zęby, pozwalając jej wpychać sobie do ust czekoladę. Gorzka... Smaczna. Nim jednak zdążył się nacieszyć smakiem jednego kawałka, leciał kolejny, i tak zleciała prawie cała tabliczka, aż do momentu gdy Hex odmówił ostatniej kolumny okienek, kręcąc głową. - Naaaa, starczy, kubki smakowe już mi szlag trafił od nadmiaru tej czekolady, spokojnie... Chyba że to ma być afrodyzjak i zamierzasz wykorzystać bezbronnego mnie. - Puścił jej wesołe oczko, lekko przeciągając się. Lekko - nie mógł nawet unieść rąk za swoją głowę, więc to było bardziej rozprostowanie nóg aniżeli przeciągnięcie się. Zszedłby już noooo! ... Ale w tej chwili i tak nie da rady, więc został na kanapie, wzdychając cicho po tym "przeciągnięciu"(prawie) się. Spojrzał uważnie na skrzydło za jej plecami, biały bandaż na nim. Ex... - Panienko, nie powinnaś zadbać o swoje zdrowie również? Ex nie potraktował cię zbyt ulgowo... Też powinnaś odpocząć. Jak widzisz - jestem prawie niezniszczalny, wytrzymam bez twojej opieki kilka godzin. - Zaśmiał się wesoło... I począł kaszleć zaraz po tym, by wydać krótki, gardłowy pomruk, jakby chciał coś wykrztusić z gardła. Tylko tyle wystarczyło by oddech stracił... Tsh... - Hm... Może leżenie tutaj nie jest pomysłem gorszym od wstania...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.12.14 20:10  •  Gabinet Amai Niji - Page 2 Empty Re: Gabinet Amai Niji
Od razu zauważyła, że Jenevier był w zdecydowanie innym nastroju niż zanim kładł się spać. Rzecz jasna, troska wciąż malowała się na jej twarzy, gdy wpatrywała się w niego, a jego pełne dezaprobaty miauknięcie w ogóle nie zrobiło na niej wrażenia. Odwzajemniła jednak jego uśmiech, czując wyraźną ulgę. No tak, Hex miał się dobrze, mimo licznych ran, które odniósł. Najważniejsze jednak, że jego życiu już nie zagrażało niebezpieczeństwo.
- Tak się cieszę... Przepraszam, Jenevier... To moja wina... - Wyszeptała jeszcze, tuląc się do jego piersi, po czym pomknęła do kuchni. Chciała jak najszybciej znaleźć to, czego szukała i wrócić do starego przyjaciela.
- Cóż. Panienka jest okropnie uparta. - Odpowiedziała Takara, równie cicho, co jej rozmówca. Przymknęła oczy, gdy Niji wróciła do Jeneviera i zaczęła karmić go czekoladą. Wciąż nie potrafiła zrozumieć więzi między nimi, choć nawet nie próbowała. Była androidem, więc normalnym było, że nie rozumiała uczuć targających jej podopieczną. Mimo wgranych odpowiednich modułów, wciąż była tylko maszyną, choćby nie wiem jak podobną do człowieka.
Dziewczynka uciszyła go szybko i zaczęła karmić czekoladą. Dopiero, gdy został ostatni pasek, odpuściła, zawijając resztę w sreberko. Przez cały te czas nie spuszczała badawczego wzroku z mężczyzny. Wyglądało jednak na to, że naprawdę wraca do zdrowia. Słysząc jednak jego słowa, parsknęła oburzona, odwracając wzrok, by ukryć rumieńce, jakie wykwitły na jej policzkach.
- Głupi! Jak mogłabym Cię wykorzystać w tym ciele? - Fuknęła, wyraźnie sprawiając wrażenie oburzonej. Tak naprawdę chciała jednak ukryć rozczarowanie, gdy uświadomiła sobie pewną prostą rzecz. Pewnie nawet nie byłabym w stanie Cię przyjąć... - Dodała cichutko, bardziej do siebie, niż do mężczyzny. To było naprawdę bolesne, gdyż w jednej chwili musiała pożegnać się ze wszystkim, co dawało jej dojrzałe, kobiece ciało. Nagle straciła całą swoją osobowość, swój czar, na rzecz ciała pięcioletniego dziecka. I w mgnieniu oka musiała pożegnać się także z seksem, ze wszystkim, co dawało cielesne przyjemności. Początkowo było naprawdę trudno, jednak z czasem zaczęła się przyzwyczajać do tego, że, cóż, już nigdy więcej nie zbliży się do mężczyzny, ze względu na bariery, jakie stawiało jej własne ciało.
Chcąc zmienić temat, ujęła jego ranną dłoń i zaczęła przyglądać się opatrunkom. Wyglądało na to, że rany zasklepiły się, gdyż na bandażach nie widniały żadne ślady krwi. Tak samo wyglądała też sytuacja z nadgarstkiem, który wcześniej sam dotkliwie ranił.
- Mną się nie przejmuj. Nic mi nie będzie. - Rzuciła tylko, choć to wcale nie było prawdą. Martwiła się, że może stracić władzę w skrzydle, a przynajmniej utracić część dotychczasowej sprawności. Cięcie, mimo że nie było niebezpieczne, było jednak cholernie paskudne. Już nie wspominając o wszystkich pociętych piórach, które musiała wyrwać, by mogły na ich miejsce wyrosnąć nowe.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.12.14 11:42  •  Gabinet Amai Niji - Page 2 Empty Re: Gabinet Amai Niji
Licznych? Licznych? Etto... Rozcięte przedramię, które potem zostało przegryzione i rana na dłoni, no, może jeszcze nieco bólu od wykręcenia ramienia. Tak wiele licznych ran, że normalnie cały już jest nimi pokryty. Chociaż jak tak spojrzeć... To ran faktycznie miał sporo i licznych. Starych. Zabliźnionych. Patrząc w taki sposób - faktycznie się zgadza.
- Chyba jak świnie zaczną latać. - Rzucił jeszcze za nią, z lekka poirytowany już tym, jak ciągle uważa że to jej wina. To nie była jej wina, w żadnym wypadku. To on to zrobił, to on był temu winny, to on pozwolił na swój obłęd, to on akruat znalazł się w nieodpowiednim miejscu i czasie. On. Nikt inny.
Kiwnął przytakująco głową na słowa androida jakie posłyszał. Nie sposób się nie zgodzić - Niji była cholernie upartą bestyjką, i to był fakt oczywisty, z którym nie dało się w żaden sposób nawet konkurować. Trzeba było to poprostu zaakceptować.
Ysh, przelewała mu się już ta czekolada od tego, jak nią go karmiła. Znaczy, ok, fakt, jest pomocna na problemy kwestii utraty krwi, ale... Bez przesady. Całą tabliczkę na raz? Może i gorzka, ale i tak jego kubki smakowe trafił w tej chwili szlag, i przez dobrą godzinę pewnie nie będzie w stanie czuć żadnego innego smaku, poza tym posmakiem w ustach.
Hah, czyli dobrze trafił, skoro tak się zawstydziła tymi słowami. Kolejne słowa jednak, jej smutny szept trochę zmartwił dżina, który gdyby teraz mógł, to by machał w jej stronę intensywnie rękoma, co by na niego zwróciła uwagę. A że nie był w stanie... Cóż. Mógł tylko mówić. - Może i nie, aczkolwiek jeśli kiedykolwiek byś chciała spróbować zawsze mogę ci w tym pomóc. - Znów wykwitł na jego twarzy zawadiacki uśmiech, jakby w żaden sposób nie przejmował się tym, że proponuje kobiecie w ciele pięciolatki seks. Cóż... Powiedzmy że jego kręgosłup moralny już gdzieś dawno się odkleił od kręgosłupa fizycznego i leży gdzieś zakopany, albo robi za kostkę dla Reksia. - Poza tym... - Zaczął, zwracając jeszcze na siebie nieco uwagę. - Ta bransoletka nie będzie na twojej kostce wiecznie. Trochę więcej wiary - jesteś aniołem, nie pamiętasz? Myślałem że wiarę macie w genach. - Na jego twarzy wykwitł wesoły wyraz, chcąc w ten sposób chociaż trochę poprawić nastrój dziewczynie po tym, jak go dość solidnie zniszczył, stąd też próbował w jakiś sposób obrócić tą sytuacje w nieco lepszą... No, próbował. Dobre określenie.
Widząc jak chwyta jego dłoń, oczy jakby intuicyjnie powiodły do ukrytej pod bandażami rany. Czuł to przeklęte pieczenie w gardle... Zagryzł nerwowo wargi, próbując w jakiś sposób odciągnąć swój wzrok od obandażowanego miejsca i skupić się na Panience i jej słowach. - Będę! Jako twój były sługa mam prawo odczuwać troskę wobec swojej Pani, prawda? - Zawołał dość energicznie, chcąc w jakiś sposób dalej odciągać swoją uwagę od krwi...
Ale nie dawał rady. Próbował podźwignąć jedno ze swoich przedramion do ust, ale udało mu się jedynie nim powoli przesuwać w górę, a i to nie szło za dobrze. Zacisnął zęby z niezadowolonym warknięciem. - Cholera... Niji... Możesz mi pomóc? Podsuń do ust... Moje przedramię. Krew... - To ostatnie słowo powinno wystarczyć by zrozumiała o co chodzi. Wcześniej miał to w manierce...
Ale w tej chwili leżała zupełnie pusta na podłodze, co też nie było zbyt dobre. Cholera... Znów musi sobie urządzić włam do szpitala i kraść krew? Chyba dobry plan... Może powinien nosić przy sobie woreczek krwi na zapas? Tak, bardzo dobre rozwiązanie! Zaiste! Nikt nie zwróci uwagi na to że z kieszeni będzie mu wystawał przezroczysty woreczek wypełniony krwią. No zupełnie nikt! To całkowicie naturalne, tsh.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach