Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Karty Postaci


Go down

Pisanie 02.10.13 22:55  •  Ślepy potrafi widzieć więcej... Empty Ślepy potrafi widzieć więcej...
Godność: Imię? Zaiste, imię. Sposób identyfikacji, szufladkowanie osób za pomocą zlepku liter które brzmią na tyle dźwięcznie, by nazywać tak skomplikowaną istotę, jak człowiek... A czasem też i nie-człowieka. Czy jednak imię w pełni oddaje to, kim jest dana osoba? Rzadko. Imię tego osobnika brzmiało Ezechiel, nazwisko zaś jakie nosił to Duval. Czemu czas przeszły? Czy one umarły razem z nim? Ciężko powiedzieć... Wciąż ich używa, lecz pewnie nie będzie tego robić nader długo jeszcze. Nie chce by jego rodzina go znała już więcej... Nie jako potwora...

Płeć: Hm, pomyślmy. Wygląda jak mężczyzna. Posiada męski głos. Po zdjęciu spodni raczej też by się bez problemu uznało, że to mężczyzna. Mężczyzna, and that's the end of topic.

Wiek: Miał jeszcze tyle życia przed sobą... Tyle go czekało... Rodzina... Miłość... Dzieci... Przyjaciele... Wszystko przepadło w tak młodym wieku dwudziestu dwóch lat. Wszystko... Umarło razem z nim...

Orientacja: Czy powinniście się czepiać tego, że sypia z kim prawdziwie zapragnie? Bez znaczenia czy to mężczyzna czy kobieta? Czy to faktycznie tak straszny fakt iż nie jest monogamistą i woli móc zażyć rozkoszy z innym, kochać i być kochanym... Bez względu na to, czy są z tej samej płci, czy z odmiennych? Biseksualista, wasz wybór jak go osądzicie.

Zawód: Dotychczas był żołnierzem w służbie mieście i lepszemu jutru... Przynajmniej tak sądził, lecz z każdym dniem służby był co raz bardziej świadom tego, że robią źle, a teraz? Teraz sam trafił na drugą stronę barykady, to też chwilowo jest... Hm... Cóż. Bezrobotny? Poszukuje w tej chwili swojego miejsca... Życia dla siebie. Życia po śmierci, khu.

Miejsce zamieszkania: Desperacja stała się jego domem, choć sam by tego nie wybrał, tak innego wyjścia nie ma. Musi się jakoś wałęsać po tym miejscu i żyć... Bo może nowe jutro nastanie lepsze?

Organizacja: Pośmiertnie wypisany z wojska. Chwilowo brak.

Rasa: Potwór... Nigdy nie sądził że stanie się takim potworem, jakim teraz jest. Potwór, potwór, potwór... Żądny krwi i rzezi... Potwór o oczach jastrzębia, skrytych pod hustą. Potwór o szponach jastrzębia, splamionych krwią osób, będących jego towarzyszami broni. Potwór o bestii w swoim umyśle, jaka przejmuje nad nim kontrolę... Potwór... Bestia... Zabity... Przywrócony do życia, żywy i martwy zarazem. Potwór... Wymordowany potwór... Demon...

Ranga: Bywają chwile gdy posiada kontrolę nad swoimi zdolnościami i ciałem, lecz gdy jego "druga strona" nagle uzna że chce dominować, to zrobi to. Przejmie nad nim kontrolę, rzuci swoje zwierzęce instynkty ku górze, spychając samego Ezechiela do roli obserwatora działań, jakie wykonywane są jego rękoma, acz nie przez niego. Level E, początki życia... Nowego życia? Tak. Życia, drugiego życia, nowego życia... Kiepskiego raczej życia.

Moce:
Szybkość węża - Zdarza się iż ludzie chcieliby móc być na tyle szybcy, by zdążyć wszędzie i wszystko załatwić, nie? Cóż, Ezechiel może nie załatwi wszystkiego, ale faktycznie jest szybki. Gdy Wymordowani jako rasa jest szybka sama w sobie, lub anioły też, tak ten mężczyzna jest jeszcze szybszy bez większego wysiłku w miejscu, gdzie inni by już mieli niezłą zadyszkę. Acz to nie wszystko. Gdy potrzebuje, potrafi być na tyle szybki, iż faktycznie posiada niemal wężową prędkość, gdzie w mrugnięciu oka nie zauważa się, jak takowy z jednego miejsca wgryza się w gardło komuś kawałek dalej. Pomimo iż Wymordowany nie uniknie dzięki temu kuli z bliskiej odległości, wciąż walka z kimś tak szybkim jest piekielnie trudna... Acz większa szybkość znaczy większy wysiłek, dużo większy.
Mechanicznie wygląda to tak iż postać posiada dużo większą szybkość niż normalne osoby, lecz dodatkowo może osiągnąć poziom "pełnej prędkości", gdzie ruchy potrafią przypominać teleportację dla istot bez rozwiniętego wzroku. Prędkość takowa męczy blisko trzykrotnie bardziej, i każda akcja z użyciem "pełnej prędkości" będzie oznaczana tym kolorem. Nie ma to konkretnego limitu, acz używanie więcej niż w przeciągu dwóch postów działań z tą pełną prędkością jest już silnie wyczerpujące. Równowagę oddechową i działaniową by móc wtedy znów użyć tych "zdolności" Ezi odzyska po kolejnych dwóch postach. A więc użycie-przerwa: 2/2.

Sokoli wzrok - Oczy Ezechiela nie bez powodu skryte są pod materiałem, który działa na nie jak silne okulary przeciwsłoneczno-rozmazujące. Wzrok sokolich oczu Ezechiela jest tak ostry, iż widzi nawet najdrobniejsze detale i ruchy, dojrzy bez problemu oddalonego nawet setki metrów, skrytego i zamaskowanego człowieka, a na bliskim dystanie dojrzy nawet najdrobniejszą zmianę emocji w oczach czy choćby najdelikatniejszy ruch pod ubraniem, lub naciskanie spustu, co daje mu pewną przewagę nad oponentami, gdyż nie przewiduje tego, co zrobią... Lecz widzi co robią, dużo wcześniej niż normalna istota.
Ma to jednak swoje wady. Ostry wzrok jest również wyjątkowo wrażliwy na światło i jakiekolwiek efekty działalne, co powoduje iż Ezechiel z własnego wyboru woli pozostać na wpół-ślepym, niż żeby mieć ochotę wydrapać swoje oczy z oczodołów. Jedynie nocą może obserwować i patrzeć normalnie (choć nawet widok ogniska czy lampy potrafi być dla niego wprost torturą). Potrafi jednak znosić ból przez jakiś czas, jeśli potrzebuje, najczęściej w trakcie walki, gdzie w połączeniu z jego prędkością, tworzy to z niego osobnika, jaki potrafi uniknąć ciosu zanim ten zostanie jeszcze wyprowadzony.

Zwiększona tężyzna - Szybko odkrył, iż jest dużo... Lepszy niż wcześniej był? Silniejszy, szybszy, wytrzymalszy, zręczniejszy... Lepszy? Nie, jednak nie. Po prostu, stał się taki, jaki jest.

Wyostrzone zmysły - Tą zmianę zauważył najszybciej, choćby dlatego że miał już po kilku minutach ochotę wydrapać sobie oczy. Najlepiej rozwinięty u niego jest właśnie ten przeklęty wzrok, za nim uplasował swoje miejsce słuch, którego używa jako dodatek, gdy jest na wpół ślepy przez opaskę, dalej jest węch, który jednak odczuwa dziwnie... Inaczej. Jakby... Czuł jego smak... Cóż, wężowe geny. Potem zaś już dotyk i smak.

Zwiększona czujność - Ciężko powiedzieć czy faktycznie to czujność, czy po prostu jego zwierzęce instynkty bardziej się ujawniły... Co by to nie było, potrafi jednak zareagować na zagrożenie, nawet nie wiedząc iż takowe istnieje. Potrafi, ale czy to zrobi, to inna kwestia. Intuicja wszak nie zawsze jest trafna, prawda?

Biokineza na niezaawansowanym poziomie, umożliwiająca niewielkie zmiany w kodzie DNA - No cóż... Dosyć niezłym zaskoczeniem było to, gdy spoglądając na swoje dłonie zauważył miast paznokci, ostre, twarde, czarne szpony, podobne do tych jastrzębich. Dodajmy też oczka od jakiegoś drapieżnego ptaka, czarne pióra między włosami, rozdwojony, gadzi język, charakterystyczne syczenie, zaostrzone, lekko zakrzywione w tył kły... I już wiemy z jakimi zwierzakami miał do czynienia Ezi. Sokół i wąż. Ciekawe, ni? A skąd fioletowe oczy? Cóż... Soczewki. Soczewki które się dosłownie stopiły z jego oczyma podczas mutacji... Tia, przynajmniej w końcu ma je fioletowe jak chciał, nie? Próba chowania tych elementów raczej idzie mu średnio, ale hej! Stara się!... Jako tako.

Umiejętności:
Walka wręcz - Już jako żołnierz był wprawionym wojakiem za pomocą broni białej i wręcz, teraz może być tylko lepiej. Najpewniej i najlepiej czuł się z dwoma, bliźniaczymi ostrzami, acz musi sobie radzić z tym, co ma. Walka jedną bronią, a nawet bez niej też idzie mu nienajgorzej, acz nie zna jeszcze swoich zdolności dosyć dobrze, więc czasem wychodzą mu... A raczej, nie wychodzą mu działania, hm.

Akrobatyka - Rozwijając zdolności walki wręcz nie mógł pozostawić swojej kordynacji ruchowej i ruchów do sztywnego stania lub chodzenia, prawda? Rozwijał więc również zmyślne sposoby poruszania się i uników. Skoki, przewroty, salta, obroty, ślizgi... Wszystko. Wszak jeśli ma kogoś pokonać, to czasem musi użyć ku temu WSZYSTKICH dostępnych metod, prawda?

Gra na gitarze - Stara magia nigdy nie umiera! Możliwe iż Ezechiel jest członkiem gatunku na wyginięciu, gatunku osób jakie potrafią grać muzykę, a on zdecydowanie potrafi... Gitarą! Preferuje gitary akustyczne, z których jednak jeśli chce, umie wydobyć całkiem konkretne, basowe dźwięki... Tylko gdzie tu teraz znajdziesz gitarę, hm?

Słabości:
Przeczulony wzrok - Wielokrotnie wspominany fakt iż wzrok Ezechiela jest zdecydowanie przeczulony. Rozbłysk światła może go nie oślepi trwale, acz z pewnością długo będzie widział mroczki przed oczyma.

Częściowa ślepota - Jak nie urok, to... No właśnie. Albo ma do dyspozycji przeczulony wzrok, albo bycie częściowo ślepym, gdyż zasłonięcie oczu hustą sprawia, że ledwie rozpoznaje kontury, co w gruncie rzeczy bardziej przyprawia o wrażenie, że jest zupełnie ślepy... I sam się czasem tak czuje, ale co poradzić? Słuch jednak ma dobry, więc może sobie jakoś poradzi.

Brak kontroli - Pierwsze dni bycia Wymordowanym, posiada iście szczątkową kontrolę nad sobą i swoimi zachowaniami, acz... Stara się. Stara się nie pozwalać bestii opuścić jego ciało, nie... Zwariować... Zdziczeć? Kij wie. Nie pozwala! I tyle.

Arsonfobia - Pod tym względem niesamowicie się raduje z bycia na wpoły ślepym, ale czując silne ciepło i słysząc trzaski płomieni, od razu dostaje dreszczy i nie jest zbyt, hm... Pewny swoich działań. Najchętniej wtedy by odszedł parę... Parenaście... Paredziesiąt metrów dalej?

Wygląd zewnętrzny:

Czy nie powinno się zapamiętywać kogoś z charakteru, aniżeli z tego, jak ładnie i dobrze się prezentuje? Pod względem wyglądu, raczej Ezechiel w tej chwili by nie zostawił na nikim dobrego wrażenia, wprost przeciwnie. Wygląda na tą sekundę jak siedem nieszczęść i chodzący obraz nędzy oraz rozpaczy, ale to raczej niewiele mówi, prawda? Więc opiszmy go nieco.
Z dołu prezentuje się dosyć dobrze... W ubraniu. Gdyby się je z niego zdjęło, ujrzałoby się niemal szkielet powleczony skórą. Przynajmniej plus taki że skóra ta nie jest tak potwornie blada, ma raczej standardowy odcień cery, co jest na plus, ale co to daje, kiedy jest potwornie wychudzony? Toż to chodzący szkielet, przy wzroście 179 centymetrów waży ledwie 46 kilogramów, co jest porządna anoreksją, albo i gorzej, ale co ma zrobić? Tak jakoś wyszło, musi nabrać tej masy jakoś. Ma słabo rozwiniętą muskulaturę, a raczej, rzeźba jaką wypracował jakiś czas temu mu em... Opadła, czy coś? Ciężko stwierdzić co mutacja z nim zrobiła, ale wychudniał i stracił ładnie wyrzeźbione ciało na rzecz dosyć patyczowatych kończyn i żeber blisko na wierzchu. Zostawmy jednak to już w spokoju, hm. Ważnym elementem w jego ciele są czarne szpony w miejscu paznokci. Grube i ostre, raczej utrudniające porządne zaciśnięcie dłoni bez poranienia się, choć stara się to czasem chować... Rzadko mu się udaje. Idąc wyżej, w końcu trafimy na głowę, pokrytą u góry krótkimi, acz gęstymi, czarnymi włosami między którymi posiada czarne pióra w niewielkich ilościach wprawione między włosy. Co z twarzą? Raczej nie jest ona nader odrzucająca, mogłaby być nawet miła przy uśmiechu i przyjemna. Ma raczej delikatne rysy twarzy aniżeli ostrych i wyraźnych, co świadczy o niezbyt dużym wieku wizualnym. Oczy często zasłonięte opaską z ciemnego materiału, są zdecydowanie ciekawe. Fioletowe, poziome tęczówki, przypominające sokole, a ich spojrzenie jest ostre i przenikliwe, acz nie zimne. Wbrew pozorom... Nie jest i nie będzie zimnym człowiekiem, a nawet wprost przeciwnie, jest dosyć emocjonalny. Prosty nos i wargi, w których można by było zatopić własne usta nie raz, nie dwa... Na lewym policzku posiada bliznę w kształcie krzyża, acz spytany o jej twórcę wzruszy najwyżej ramionami. Heh, może go sokół drapnął? Ciężko powiedzieć. Jest również posiadaczem rozdwojonego na końcówce języka w stylu przypominającym węże. Tak... Czuje smaki zapachów, jakkolwiek to nie brzmi. Z węża jakiego trochę w sobie ma posiada jeszcze ostre, lekko zakrzywione w tył kły. Spokojnie, nie otruje nimi nikogo, ale gryznąć... Mmm...
Stara się nosić w tym, co wygodne i akurat mu potrzebne, lecz nie zawsze może... Więc nosi to, co może w tej chwili.
Charakter:

Ciężko jest opisać kogoś, kto dopiero od nowa uczy się życia, nie sądzicie? Ja też tak myślę, ale spróbuję.
Ezechiel zawsze był dosyć miłą i uprzejmą osobą, to się nie zmieniło. Dalej potrafi być miły i uprzejmy, kulturalny, elokwencji też mu nie braknie i ogłady tonu jeśli trzeba i ma powód. Jest dosyć emocjonalnym facetem, starając się często uśmiechać... No, a przynajmniej próbuje takowoż. Stara się... Stara wierzyć w innych, lecz ostatnio ta wiara w ludzi (i nie ludzi też) go opuszcza. Jaki jest na pierwszy rzut oka? Owszem, miły i uprzejmy, acz również nieufny i niezbyt przekonany do kontaktu. Nie, nie jest niechętny, jest po prostu zbyt... Wystraszony. Wystraszony samego siebie i tego, że mógłby zrobić coś złego innym. Gdy jednak nie wybrana osoba nie zrazi się zbytnio tym faktem, potrafi być naprawdę oddanym przyjacielem, który zawsze postara się wysłuchać i pomóc.
Bywa do bólu altruistyczny i pomocny czasami, co nieco powoduje skojarzeń jego osoby z aniołem, ale do takowego mu daleko. Jego dusza jest spaczona złem i krwią niestety... Stąd wciąż panuje nad nim strach. Bywa uparty, zdecydowanie bywa uparty, tego mu się nie da odpuścić.
Ma dosyć pogodny nastrój, mimo swojej patowej, a nawet i beznadziejnej sytuacji. Stara się optymistycznie myśleć o jutrze, nawet jeśli jest bestią żądną krwi i śmierci, wygłodzonym, zmartwychwstałym... Hm... Sam nie wie nawet czym w tej chwili teraz jest. Człowiekiem? Zwierzęciem?
Co jednak gdy jego przyjemna postawa zawiedzie i musi użyć argumentów ręcznych? Zachowuje zimną krew. Umie być naprawdę zimnokrwisty (czy to nie cecha gadów?) i zimno ocenić przeciwnika, a potem znaleźć lukę w jego zachowaniu i zaatakować, z możliwe morderczym skutkiem.
Pomimo iż jest szybki, rzadko zdarza mu się pośpiech, będąc szczerym. Jest to swego rodzaju sprzeczność, ale taki typ, co poradzić?
Bywa dosyć niepewny w kontaktach z osobnikami, jacy mu się podobają... Żeby nie powiedzieć że nawet nieśmiały.
Reszta cech charakteru, cóż... Wszystko się zmienia. Wszak dopiero co "żyje" od niedawna i próbuje być... I żyć od nowa. Próbuje, to dobre określenie.

Historia:
Odgłosy chrzęstu uderzanej o siebie stali rozbrzmiewały pośrodku nicości i pustki, w ciszy, przerywanej tylko cichym wiatrem. Dwójka wojowników, walczących na ubitej ziemi, zacięty pojedynek. Jeden przeciw drugiemu, życie przeciw życiu... Lecz jedno życie było już dużo słabsze od początku.
Czarnowłosy mężczyzna atakował zajadle swego oponenta, choć wiedział że jego sytuacja jest fatalna. Czuł swoją słabość, czuł jak choroba go wyniszczyła, ale spełni swój obowiązek, tak długo jak ustanie na nogach.
Kolejny chrzęst stali ocierającej się o siebie. Oponent przeszedł do kontry. Nienaturalnie szybki doskok i silne cięcie sprawiło, iż broń czarnowłosego wypadła mu z dłoni. Tuż po tym, bez żadnego słowa, przeciwnik przeszył wojownika jednym, celnym pchnięciem na wylot...


Obudził się nader nagle, odczuwając w tej chwili samego siebie wyjątkowo... Dziwnie. Przede wszystkim czuł, że jest czymś przysypany, czymś sypkim, granulkowatym... Nie otwierał oczu, gdyż czuł iż po otwarciu ich by było dosyć fatalnie. Ledwie mógł oddychać, więc powoli podniósł się do góry, a przynajmniej początkowo próbował, lecz jego plecy napotkały przeszkodę. Twardą, kształtu z deczkę kwadratowego. Próbując unieść głowę, poczuł jak uderza, choć niezbyt silnie, to jednak o coś, co przypomniało odgłosem uderzenia drewno. Moment... Jak on tak to rozpoznaje? Uchylił oczy tak, jak tylko mógł, i dzięki Bogu, nie nasypało mu piasku do oczu. Właśnie, piasek... Nie rozumiał tego w tej chwili. Widział go... Widział go jakby był złożony z pojedyńczym granulek. Nie widział całej "masy" piaskowej, acz dostrzegał każde, pojedyńcze ziarenko... To było nader dziwne.
- Cholera... Gdzie ja jestem...
Mruknął cicho, próbując cokolwiek zdziałać. Powoli i ostrożnie przewrócił się na plecy, przy okazji parukrotnie uderzając swoimi barkami o, jak się okazało, gruz i kawałki domostwa, albo przynajmniej jakiegoś budynku. Gorszym faktem było to, że widział... I nie cieszyło go to w tej chwili tak, jak powinno. Widział każdy, nawet drobny element tego, co ma przed oczyma. Widział dosłownie drzazgi wystające z belki nad nim, czy każdy szczególik cegieł... I... Widział że jedna z nich leci w stronę jego twarzy?
- Wahoa!
Wysunął się nader szybko z tej dziury, unikając czołowego spotkania z lecącą cegłą, lecz to co ujrzał po wyjściu z tego gruzu... Jeszcze gorzej. Poczuł jak ostro zaczynają go boleć oczy od każdego elementu, który widział. Nie rozumiał... Nie rozumiał... Czuł się nieznośnie dziwnie. Ten wzrok... Nader czuły słuch... Zapach wokół. Czuł zapach piasku, ostro i mocno. To było tak... Ale dlaczego? Tamta sytuacja która mu się... Śniła? Zasłonił dłońmi twarz, przyciskając je do niej... I to cholernie bolało, gdyż poczuł jak jakieś twarde, nieco zakrzywione kształty wbijają mu się w skórę i czaszkę. Natychmiast cofną dłonie i spojrzał na nie, choć ból głowy i oczu poczynał mu się od słońca nieźle dawać w znaki. Otworzył szerzej oczy w zdziwieniu i... Przerażeniu.
- Sz... Sz... Szpony?!
Krzykną zaskoczony, widząc jak w miejscu paznokci posiadał grube, ostre, czarne szpony, przypominające mu jakieś z tych ptaków drapieżnych. Sokoły, jastrzębie, orły...
- Moje oczy... Cholera...
Podniósł się do góry... I było to złą decyzją, gdyż nogi pod nim nieco nie wytrzymały i jak leżał przed chwilą na plecach, tak teraz wylądował twarzą w piachu. Super. Stękną cicho, próbując się podnieść, i nawet mu się udało. Podpierając się dłońmi, dotarł do pozycji "na czworaka"... I z jego ust nagle wypłynęła krew, zmieszana z kwasem żołądkowym, gdy zwymiotował, samemu nie rozumiejąc nawet czemu. Było to tak nagłe, że nawet nie zdołał poczuć (a może nie mógł się skupić na tym uczuciu?) jak cofa mu się z żołądka.
- Cholera... Czuję się jakbym nie jadł kilka tygodni... I te dziwne uczucie... Chęć mordu... Co się ze mną dzieje? Gdzie ja do cholery jestem?!
Udało mu się dźwignąć jego słabe ciało do pionu, acz ostre światło, przynajmniej w jego mniemaniu ostre, choć było to zwykłe światło dzienne, sprawiało że miał ochotę wydrapać własne oczy. Obrócił się, szukając czegokolwiek w formie zasłony, czegokolwiek. Dopadł prędko do jakiegoś fragmentu materiału i urwał go spod gruzu, po czym obwiązał sobie wokół głowy, zasłaniając oczy... Teraz w praktyce widział dużo gorzej, ale wciąż potrafił rozpoznawać kontury i kształty... Przynajmniej to kłucie ustało, z czego się cieszył. Teraz... Co teraz? Zgarną jeszcze jeden pasek materiału, tak na wszelki wypadek, po czym spojrzał na siebie. Cholera! Wyglądał jak trup wyjęty z grobu... Mógł chyba policzyć wszystkie swoje żebra, które wystawały z materiału munduru wojskowego nader wyraźnie. Rozejrzał się wokół, opierając swoją dłoń o lekko podniszczoną ścianę. Dokąd iść?
Nie miał pojęcia co ma zrobić i gdzie iść. Powinien wrócić do miasta, zdać raport oficerowi, i zjeść coś! Zjeść coś, cokolwiek! Miał nawet ochotę pochłaniać ten piach i kamienie wokół, czy te belki...
Odepchnął się od ściany i ruszył przed siebie, w praktyce nawet nie wiedząc, w jaką stronę idzie... I gdzie. I co. Próbował zrozumieć to, co go otacza i to, co z nim się dzieje.
O dziwo, dosyć zaskoczony był faktem, że nader szybko natkną się na ludzi, patrol wojskowy, jeśli dobrze widział. Co za cywile noszą katany czy miecze no-dachi jak ci dwaj tam? Pomachał słabo dłonią w ich stronę i ruszył niemal na połamanie karku ku nim.
- Hej! Pomóżcie mi... Nie wiem gdzie jestem, co się stało! Ezechiel Duval, oddział...
Nagle się zatrzymał, widząc jak obaj łapią za rękojeście swoich broni. Uniósł dłonie na wysokość barków, sygnalizując poddanie się, lub chociaż gest w stylu "nie chcę kłopotów!"
- C-co się stało? Patrzycie na mnie jakbym był...
I wtedy do niego dotarło. Lepiej późno niż wcale... Te szpony, wyostrzony wzrok i zmysły, ta krew... Wygląd jak zmarły...
On już umarł... Opuścił dłonie i z pewnym strachem w oczach (czego oni dwaj nie widzieli, bo miał je zasłonięte) począł się cofać w tył, krok za krokiem. Oni go za moment zabiją... Cholera! Nie obroni się w takim stanie... Żołnierze milcząco wydobyli swoje bronie, ruszając w stronę wymordowanego z jednym celem widocznym w oczach. Zabić...
"Nie mogę zabić swoich byłych towarzyszy... Nie moge, cholera... To nieznośne uczucie... Puls w głowie i pragnienie... Widzę przed oczyma... Krew... Krew... Oni... Oni są mięsem... Krwią... Zgaszą moje pragnienie i głód... Nie mogę!" - Nie mogę, nie mogę, nie mogę... Naaaaaaaach!
Obrócił się na pięcie i ruszył biegiem, acz bez problemu słyszał ich kroki za sobą, choć był szybszy, tak przynajmniej sądził... Lecz zmęczenie dało się w znaki. Upadł, potykając się o jeden z kamieni i lądując twarzą w piachu, znowu... Nim się pozbierał, słyszał już kroki dosyć blisko.
- Nie... To nie może się tak... Ghaaaa... Ten nieznośny puls, ta... Podświadomość...
Z jego ust wydobyło się nieświadomie mu przeciągłe, groźne syknięcie, a sam Ezechiel stał się nagle biernym obserwatorem własnego ciała. Zdjął opaskę z oczu, zsuwając ją na szyję, po czym podniósł się szybko i obrócił w stronę oprawców, przykucając i rozpozcierając ramiona na boki z długim, groźnym sykiem. Teraz począł rozumieć samego siebie... Stał się zwierzęciem, połowicznie... I to był jego instynkt drapieżcy... Ale... Czemu nie ma kontroli?
- Śmieć! Nie powinieneś nawet uciekać! Wrócisz do piachu z którego się podniosłeś!
Mężczyzna który się odezwał dzierżył w swoich dłoniach katanę, szarżując jako pierwszy. Wyglądał na młodego, nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia trzy lata i był nieco niższy od samego wymordowanego. Jego towarzysz, który biegł tuż za nim, dzierżył w obu dłoniach No-Dachi, a sam nie należał do niskich, przewyższał wyraźnie wymordowanego. Obaj byli zdeterminowani by wyeliminować natychmiast wymordowanego...
Zwierzę przejęło kontrolę, acz nie był to durny instynkt, który nie rozumiał zagrożenia. Wydawało się, że instynkt i podświadomość złączyły się wzajemnie, działając jak forma intuicji. Pierwsze cięcie nadeszło ze strony posiadacza katany. Górne, znad lewego barku po skosie do prawego uda, chcąc po prostu ściąć głowę Ezechiela. Oparł dłoń o ziemię, po czym wyrzucił swoje ciało w przód, prześlizgując się obok nóg żołnierza, drugą dłonią łapiąc za jego kostkę i przewracając go silnym pociągnięciem, by następnie pociągnąć ku sobie, co sprawiło iż No-Dachi "partnera" mężczyzny werżnęło się miast w ciało Wymordowanego, to w szyję jego towarzysza, nie mal odcinając głowę. Odrzucił ciało na bok gdy żołnierz wyjmował miecz z szyi swojego towarzysza który wyraźnie krwawił, samemu odskakując w tył i sycząc donośnie wpatrując się w "groźnego" na ten moment oponenta.
- Sukinsynu! Zapierdolę cię! Przez ciebie go zabiłem! ROZJEBIĘ CIĘ!!
Och... Wkurzył żołnierza?
"To... Niezwykłe... Muszę się nauczyć być... Wymordowanym, zrozumieć siebie. Ale najpierw przeżyć... Jeść... Cholera, czuję się jak więzień własnego ciała, nic nie mogę nawet zrobić."
W trakcie tych myśli ciało jednak nie próżnowało i zręcznie unikało każdego, szaleńczego cięcia ogromnego ostrza No-Dachi, aż w końcu znalazło swoją chwilę. Gdy kolejne cięcie zostało wykonane na poziomie pasa a ostrze odsunięte zostało dosyć daleko, zaś Ezi unikną cięcia skłonem, jego ciało wyskoczyło ku mężczyźnie, powalając go na ziemię i... Wgryzając się w jego szyję!
"Co?!"
Co prawda rozumiał... Krew w charakterze wody... Mięso... Ale zjeść? Nie potrafił nawet tego wstrzymać i sam pewnie by się również nie powstrzymał... Dłonie przytrzymywały mężczyznę, gdy Ezechiel brutalnie i dziko odgryzał kolejne kawałki skóry i mięśni z jego szyi, szybko przeżuwając i połykając. Odczuwał mdławo-słodki smak mięsa, które teraz było dla niego wybawieniem... Gryzł, odgryzał, chciwie pożerając mężczyznę, by zapełnić pustkę w swoim żołądku. Krew bryzgała na jego mundur jaki miał na sobie, jego twarz ociekała krwią, a szpony, gdy upewnił się że mężczyzna nie żyje, poczęły odszarpywać kolejne kawałki mięsa. Szybko dotarł przy szyi do kości, to też zsuną się niżej i rozszarpał koszulę, odrywając fragment piersi mężczyzny od jego torsu i z miejsca wsadzając ją do ust, całkiem sprawnie żując i połykając. Czuł nieugaszony głód i pragnienie... Jeszcze... Jeszcze... Kolejne kawałki mięsa, kolejne fragmenty ciała mężczyzny zanikały, aż w pewnym momencie Ezechiel postanowił spróbować najważniejszego organu. Rozłamał na pół klatkę piersiową raczej już martwego mężczyzny, a widząc jego zastałe, nie bijące już serce, złapał za nie dłonią i jednym, zdecydowanym ruchem wyrwał je z piersi, by następnie przystawić je do ust, które rozchylił, by z uwielbieniem wgryźć się w ciepłe mięso, z którego trysnęła rozgrzana krew. Zacisną zęby, odgryzając kawałek, jaki z dłuższą chwilą przeżuwał. W tej chwili ciężko stwierdzić, czy nadal to bestia kierowała Ezechielem, czy on sam.
Gdy tylko ostatnie kawałki serca zostały połknięte, najwidoczniej "bestia" wycofała się, a Ezechiel odzyskał kontrolę nad sobą... I odskoczył jak poparzony od ciała, będąc bliski wymiotów. Spoglądał na swoje dzieło, na szpony w szkarłatnej cieczy... Czuł ciepłą ciecz na swojej twarzy, czuł jej smak w swoich ustach...
Opadł na tyłek, kładąc dłonie na twarzy, jaką zasłonił nimi... Rozpłakując się. Po prostu się rozpłakał, nie mógł nic więcej zrobić. Zabił dwójkę ludzi, którzy mogliby być jego współtowarzyszami broni. Słone łzy mieszały się z schnącą na jego policzkach posoką, a on sam miał ochotę żałośnie jęczeć.
- Zabawne... Ja... Miałem bronić świata przed tym... Kim się stałem... Żałosne... Żałosne... Jestem potworem...
Odsunął dłonie od twarzy i ujrzawszy krew na swoim mundurze, zrywał go po kawałkach z pomocą szponów z zamkniętymi oczyma, aż w końcu został w samym, nie przyozdobionym płaszczu, a jego dłonie znów zakryły mu twarz... Twarz potwora...
- Potwór... Tylko nim jestem... Potworem... I tylko nim już mogę pozostać... Muszę to przyjąć... Zaakceptować... Jedną śmierć przeżyłem już... Drugiej nie zamierzam.
Westchnął z rezygnacją, podciągając opaskę na oczy, po czym podniósł się do pionu, starając się jak najmocniej odsunąć swój wzrok od rozszarpanego trupa. Powinien wziąć ich broń... To zawsze lepsza forma ochrony od tych, nieco nieznanych mu w tej chwili, szponów. Wyrwał z dłoni rozszarpanego żołnierza jego No-Dachi i zdjął z niego pochwę do takowego, po czym założył na swoje plecy, zapinając pas i chowając miecz do takowej pochwy. Hm... Spodziewał się że będzie ciężki, a tymczasem, nadzwyczaj lekkie, choć możliwe iż to przez jego nowe możliwości... Ruszył do drugiego mężczyzny, wokół którego powstało już małe jeziorko krwi z jego tętnicy... Ale jego katana wciąż pozostanie dobra do użycia. Zabrał mu ją, podobnie jak i pochwę, którą przypiął do pasa z ostrzem weń. Teraz... Gdzie teraz?
Nie wiedział... Ruszył więc. Przed siebie, bo nie miał innego wyjścia, jak tylko przed siebie...

Dodatkowe:

- Pióra na jego glowie są wyjątkowo wrażliwe na dotyk, może nawet potrafiłyby znaleźć zastosowanie jako kolejny punkt erotyczny na jego ciele?

- Wciąż ciężko mu się jest pogodzić z byciem Wymordowanym.

- Często udaje ślepego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down


    Umarł w wieku dwudziestu dwóch lat... a i tak wygląda starzej od Jonathana (który, notabene, umarł w wieku lat dwudziestu czterech, żeby było zabawniej). Jedno co mnie w oczy kuje to ten wzrost i waga. Tsh. Ale skoro zaznaczyłeś, że jest anorektykiem, to nie mam się do czego przyczepić. W przypadku, gdy zdajesz sobie sprawę, że postać jest osłabiona, ja nie mam prawa (i ochoty) aby ci truć wywody na ten temat. Zwyczajnie jednak musisz się liczyć z tym, że ze względu na taką, a nie inną postać rzeczy — bohater będzie w pewien sposób osłabiony, dlatego jego ogólna fizyczność nie jest na tak wygórowanym poziomie. Nie wyobrażam sobie, aby zaczął podnosić „bez wysiłku” paru(nastu?)kilogramowe pakunki, jakby był osobą o odpowiedniej wadze, w dodatku wyćwiczoną i z fenomenalną kondycją. Rozumiesz o co mi chodzi. Wymordowany Wymordowanym. Żyć nie umierać. Ale jakiś realizm zachować trzeba. A, co do samej postaci: jak mam być szczery, to spodziewałem się czegoś innego. Jakiegoś chama spod bloku, wielkiej mendy, jakiej Ziemia nie widziała. A dostałem miłego gościa, który zna definicję altruizmu. W sumie fajnie. Nie ocenia się książki po okładce, co? Przyznam, że historii nie przeczytałem, ale... nosz cholera. Jest po północy, a ja miałem ciężki dzień. Jeżeli jutro zawalę historię, to pewnie już mnie nie zobaczycie (moje pozostałości pewnie znajdą się gdzieś na terenach Tajlandii, Honolulu, Alaski...). Ale przeczytam. Ja zawsze czytam, więc nie ma się co martwić. Miłej gry i mam nadzieję, że rozruszasz towarzystwo postacią.
    Ślepy potrafi widzieć więcej... Ds39
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach