Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 5 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5

Go down

Pisanie 04.10.14 23:15  •  Gabinet na dziesiątym piętrze. - Page 5 Empty Re: Gabinet na dziesiątym piętrze.
Ludzie byli nudni. Ich metody były nudne. Ich rzekomy upór był nudny. Nawet ich łby powoli rozbryzgujące się na meblach nie miały w sobie niczego ciekawego. To wyjaśniałoby, dlaczego ciemnowłosy tłukł twarzą białowłosego o biurko z miną, z jaką równie dobrze mógłby tłuc kotlety na niedzielny obiad. Łupnięcie, bryzg, łupnięcie, bryzg, krótka przerwa na ocenę stanu twarzy. Niewystarczająco przemodelowana. Znowu łupnięcie i bryzg. Siła uderzeń wskazywała na to, że może nie dotrzymać wcześniej złożonej obietnicy; że Ryan tylko czekał na dźwięk pękającej czaszki, a potem widok wypływającego z niej mózgu. Niechętnie powstrzymywał się przed wykończeniem mężczyzny tu i teraz, ale perspektywa zniszczenia jego życia wydawała się jeszcze bardziej kusząca. Srebrne tęczówki połyskiwały, lustrując powiększającą się kałużę krwi. Krwi, której krople osiadły też na jego ubraniach i ręce, niezmordowanie wykonującej ten sam ruch.
Łup, łup, łup.
Po prostu musiał się poddać.
Cienie z kolei całkiem odmówiły Ryanowi posłuszeństwa, choć miał też w tym swój wkład, gdy w ostatniej chwili zdecydował się wypuścić żołnierza ze słabnących objęć macek. Nie mógł pozwolić sobie na całkowitą utratę władzy w ręce, gdy uczucie odrętwienia już dawało mu się we znaki. Poruszył palcami, mając wrażenie, że niewidzialne mrówki przebiegają po całej jego kończynie. Kącik jego ust drgnął ledwo widocznie, ale zanim jakakolwiek oznaka niezadowolenia pojawiła się na jego twarzy, wrócił na swoje miejsce.
Łup.
Bryzg.
Ciało albinosa zwiotczało, czego Grimshaw nie omieszkał skomentować w myślach krótkim „Wreszcie”. Teraz skrzydlaty był jak szmaciana lalka w jego rękach. Stara, zniszczona; taka, którą z czystym sumieniem można było odrzucić w kąt czy rzucić nią o ścianę. Ba! Zrobić to z myślą, że na to zasługuje. Wymordowany szarpnął za włosy, odwracając ciało żołnierza w dogodną stronę, by po tym – bez wyczucia delikatności – cisnąć nim o podłogę, starając się, by nieprzytomny mężczyzna wylądował na brzuchu. Otarł skroploną szkarłatem dłoń o spodnie, jakby chciał pozbyć się z niej nie tylko śladów zbrodni, ale także niewidzialnego brudu, jaki mógł pozostać na jego skórze przez samo dotykanie tego ludzkiego ścierwa. Ale to nie był koniec. gdyby tylko mieli okazję spotkać się w innych okolicznościach, na pewno nie pozwoliłby na to, by jego przeciwnik odpłynął tak szybko. Najwidoczniej nieznajomy był typem, który lubił znęcać się nad innymi bez znieczulenia. Dlaczego miałby nie otrzymać w zamian tego samego?
Trącił go butem, jak zdechłe zwierzę. Dopiero po tym przykucnął obok, zabierając się za dokładną rewizję wojskowego. Zamierzał zostawić go z niczym. Wszystkie bronie, które trzymał przy sobie, zostały odsunięte na bok. Gdyby po przebudzeniu wciąż zamierzał się bronić, musiałby zdać się na własne pięści. Chociaż... Przynajmniej ten jeden raz ten kundel mógłby poczuć się całkowicie bezbronny. Szkoda byłoby zmarnować taką doskonałą okazję.
Zabij.
Nie.
Pewnie zacisnął palce na obu jego rękach. Gdy podnosił się na równe nogi, jego ramiona coraz bardziej wyginały się do tyłu. Podeszwa buta mocno wgryzła się w miejsce pomiędzy łopatkami psa wojska, przyciskając go do ziemi. Nie miał oporów przed pociągnięciem za obie ręce z siłą, która miała na celu wyrwanie odpowiednie kości ze stawów, choć dla jego prawego ramienia było to aktualnie nie lada wyzwanie. Mimo tego powtórzył tę czynność tyle razy, by wreszcie uzyskać pożądany rezultat. Wtedy też puścił jego ręce, by te uderzyły o podłogę z głuchym hukiem. Może kiedyś miał podziękować mu za wzbogacenie swoich doświadczeń o bycie kaleką. Jednak Ryan już wiedział, że niebawem ręce mogą mu się już do niczego nie przydać. Rozmasował odrętwiały nadgarstek, zdejmując nogę ze swojego gustownego dywanu. Kolejne krzyki na korytarzu ponagliły go do odsunięcia biurka od drzwi. Mebel zaszurał o podłogę z nieprzyjemnym skrzypnięciem, jednak sama czynność nie sprawiła Opętanemu wielkiego trudu. O wiele bardziej opornie współpracowały wygięte drzwi, które chcąc nie chcąc, musiał otworzyć szerzej, jeżeli chciał wydostać się z gabinetu ze swoim nowym bagażem. Gdy tylko utorował sobie przejście, w pierwszej kolejności podszedł do swojej ofiary. Większym ciężarem planował obarczyć lewe ramię, które w aktualnej sytuacji było sprawniejsze. Przerzucił sobie bezwiednego mężczyznę przez ramię, by zaraz po tym zgarnąć także Evendell, która wcześniej została zignorowana (teraz też mogłaby zostać). Nie przejmując się jej obecnym stanem, po prostu podniósł anielicę z ziemi. Mógłby równie dobrze złamać jej przy tym kolejne pięć żeber. Patrząc na jasnowłosą, miał wrażenie, że nie zrobiłoby jej to większej różnicy. Połamane żebra byłyby jej najmniejszym problemem.
Opuścili gabinet. Sytuacja na zewnątrz wcale nie wprawiła go w lepszy nastrój. Nie, żeby cokolwiek go w niego wprawiało. Na ziemi walały się martwe ciała, ale mimo tego zamieszania nie ubywało. Pewnie wkrótce miało zjawić się ich jeszcze więcej. Zajęte ręce zdecydowanie utrudniały mu walkę. Z tego, co zdążył zauważyć, reszta grupy też nie radziła sobie najlepiej. Zaklął pod nosem, jednak ruszył przed siebie, zdając sobie sprawę z tego, że na tę chwilę musiał porzucić zdrowy rozsądek i wpakować się w centrum zamieszania, by przedostać się na druga stronę i ruszyć schodami na dół. W kryzysowej sytuacji mógł użyć porywanego jako osobistej tarczy. Kto wie? Może ktoś z sentymentu nie chciałby zastrzelić dobrego kumpla z pracy.
Był już coraz bliżej. Wtedy też przyspieszył kroku, żeby bezczelnie przepchnąć się pomiędzy walczącymi. Gdy któryś z przeciwników znalazł się za blisko, rzeczywiście odtrącał go, posługując się żołnierzem.
Odwrót! ― krzyknął, chcąc, aby rozkaz dotarł do jego towarzyszy. To, czy zdołają uciec było już odrębną sprawą. Szarookiemu udało się dotrzeć do schodów, a wtedy też zaczął zbiegać na dół, byleby tylko jak najszybciej dostać się na plac główny i wreszcie zakończyć tę jakże bohaterską misję.
Mieli już to, czego szukali.
    z/t + Dedal & Ev, bo Gilb tak powiedział.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.10.14 11:50  •  Gabinet na dziesiątym piętrze. - Page 5 Empty Re: Gabinet na dziesiątym piętrze.
Nie no, tak to można walczyć. W sumie wyglądało to tak, jakby ktoś po drugiej stronie aktualnie grał na konsoli i randomowo wciskał wszystkie guziki na padzie w nadziei, że uda się odkryć w jakiś magiczny sposób tajne ataki. No może nie było tak do końca, aczkolwiek ruchy Nathaira coś takiego przypominały. W każdym razie nie wiedział ilu i czy w ogóle kogoś położył, aczkolwiek do tej pory udało mu się uniknąć jakichś większych i niebezpiecznych obrażeń, więc nie było aż tak źle. Można powiedzieć, że było nawet całkiem dobrze. Wszakże wciąż był w jednym kawałku. A rany, które otrzymał nie były jakieś szczególnie poważne, raczej upierdliwe.
Ponadto zaczynał powoli widzieć. Jasne, oczy nadal były opuchnięte, czerwone i zapłakane, ale powoli dostrzegał zarysy sylwetek oraz przedmiotów dookoła, tak więc jako tako mógł powoli odzyskiwać orientację w terenie. Zawsze to coś, nie ma  co wybrzydzać. Spróbował zlokalizować zarys postawniejszej sylwetki, mając nadzieję, że uda mu się dostrzec Grimshawa, bo to o niego w tym momencie najbardziej się martwił. Niestety, nic takiego nie dostrzegł, co z kolei wywołało w nim uczucie niepokoju. Oczywiście to nie tak, że nie wierzył w możliwości Wymordowanego. Doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że do najsłabszych nie należał i że potrafił sobie radzić w nawet najbardziej beznadziejnych i niebezpiecznych sytuacjach. Aczkolwiek potrzebował wręcz namacalnego dowodu, że nic mu nie jest. Nathair nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby w jego pobliżu coś się stało Ryanowi, w końcu był jego pieprzonym stróżem i do jego cholernych obowiązków należało jego strzeżenie.
W końcu o jego uszu doszedł cichy, krótki rozkaz jego podopiecznego. Nie ma co ukrywać, że anioł poczuł delikatną ulgę. Bez najmniejszego namysłu udał się za nim, choć do najłatwiejszych zadań to nie należało. Już nie tylko dlatego, że naprawdę widział jedynie zarys drogi, którą się poruszał, ale również ze względu na ranną nogę oraz wysokie zmęczenie. To i tak spore zaskoczenie, że trzymał się nieźle. Przypuszczał, że duży wpływ na to ma podniesiona adrenalina, a kiedy ta wreszcie opadnie, wraz z nią i Nathair zaliczy zgon. Oby już w swoim domu i na łóżku, z którego zapewne nie będzie wychodził przez najbliższe dni. Starał się zbiegać po schodach ostrożnie, żeby nie zaliczyć wpadki i sturlać się po nich jak kula kręglowa z zamiarem przelecenia bezbronnych kręgli. Nie chciał też dać się złapać ewentualnym wojskowym, dlatego też wspomagał się swoimi skrzydłami, by nie stracić równowagi. Choć i to było ograniczone zważywszy na wąskie korytarze. Ale końcem końców chyba mu się udało, gdyż szczęśliwie wręcz wyleciał przez okno, chcąc zgrabnie niczym baletnica z Jeziora Łabędzie wylądować tuż obok Ryana.

zt
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.10.14 13:53  •  Gabinet na dziesiątym piętrze. - Page 5 Empty Re: Gabinet na dziesiątym piętrze.
Ponad bitewną wrzawą rozległ się ryk Infa. Tak, to był ryk. Dwie kolejne rany postrzałowe jakie odniósł, były nieco groźniejsze od tych na boku, jednak nadal nie mogły go powstrzymać. Wygrzebywaniem kul, o ile takie znów zostały mu w ciele, zajmie się później. W tej chwili niestety nie miał możliwości odpoczynku, jak to było ostatnim razem.
Ale pójdźmy dalej. Inf już niemalże czuł krew Hinako na języku, kiedy znowu go raniono. Jak się okazało, tym razem był to rzucający się na wszystkie strony anioł, łopoczący skrzydłami jak popadło. Infinity warknął rozzłoszczony. A potem jeszcze raz, już rozwścieczony na maksa, bo kiedy on rozglądał się co zaatakowało go od tyłu, jego na wpół żywa ofiara została zabrana przez jednego z wojaków a kolejni zasłonili mu drogę. Niech to wszystko kurwica weźmie!
Trójka dryblasów, z czego jeden uderzony przez tego samego, tańczącego dziki taniec deszczu anioła, co Inf, i krzywiący się z bólu, tarasowała wejście na schody. Ej poważnie, jak intruzi chcieli sie przedrzeć bezpośrednio przez nich, nie usuwając najpierw przeszkody? Inf postanowił się tym zająć. Wiedział, że rzucanie się na każdego po kolei było zwyczajnie zbyt pracochłonne. Lis wycofał się więc parę metrów a potem po prostu rzucił się do przodu jak torpeda. Zepchnął całą trójkę ze schodów. A nóż widelec któryś złamie sobie kark. No i jeśli jacyś nowi wojskowi tutaj biegli, to koledzy z pewnością będą chcieli podciąć im nogi. Na zdrowie!
W każdym razie droga była wolna i ten moment intruzi wybrali na swój odwrót. Ten największy, to jest, nieznany Infowi z imienia Ryan, rzucił się pierwszy a tuż za nim anioł. A więc teraz pozostawało pytanie. Co powinien zrobić Inf?
Przez całe życie należał do S.SPECu. Znosił codzienne eksperymenty, zastrzyki, tortury. Miał w szyi chip lokalizacyjny. Gdyby mógł, sam by go sobie wyciągnął, ale nie dało rady. Wiedział doskonale, że gdyby oddalił się za bardzo od S.SPECu, zdetonowaliby ładunek umieszczony mu w ciele razem z chipem i po prostu zabili. Na dobrą sprawę, dziwne że jeszcze tego nie zrobili.
Wzruszył więc ramionami. Wyjście i tak było tylko jedno. W S.SPECu na pewno nie zostanie. Karaliby go długie miesiące za jego samowolkę. Z resztą, i tak planował czasem jak się zabić, byle tylko uciec z tego piekła. Teraz jest okazja. Albo chip go zabije, albo odzyska wolność. Gorzej już być nie może.
A więc... witaj wolności!

zt
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 5 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach