Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 4 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Go down

Pisanie 16.09.18 2:20  •  Burdel - Page 4 Empty Re: Burdel
Słusznie myślał, nie był kompletnie potrzebny. Nie było pożytku z kogoś, kto tylko stał i przepytywał ledwo żywych, potencjalnych klientów, a może - kto wie? - i bliskich znajomych Jinxa. Brak reakcji z jego strony przywitała niemalże z ulgą. Sama była zmęczona, choć nie pomaganiem pracującym w burdelu ludziom, a tym wymuszonym towarzystwem. Miau nie chciała by jej pacjent - Renard został nim mianowany, kiedy tylko zarejestrowała jego obrażenia - czuł się niekomfortowo. Nier kompletnie nie potrafił obcować z innymi, było to widoczne gołym okiem. Zdążyła na niego jeszcze łypnąć spod łba zanim zamknęła drzwi. Krzyżyk na drogę. Takie produkty należało niezwłocznie wyrzucić a oczy przemyć by nie było żadnych powikłań.  Nawet za darmo by po takie proszki nie sięgnęła, nie od takiego sprzedawcy, który zdążył wylądować na czarnej liście jako numer jeden. Pewnie czuł się zaszczycony, takich bandytów tylko to zachęcało, dlatego też Miau obiecała sobie, że będzie milczeć i nie da mu powodu do satysfakcji, przynajmniej na tyle na ile będzie mogła.
Potencjalne przeziębienie? Zdecydowanie nie mogła do tego dopuścić, ale to i tak wyjdzie podczas badań, które zamierzała przeprowadzić. Najpierw jednak należało skupić się na najpoważniejszych obrażeniach. Gdzie ten chłopak się kręcił, na co konkretnie wpadł? To tylko świadczyło o tym jak Miau mało wiedziała o otaczającym ją świecie, przynajmniej jeśli chodziło o zagrożenia, bo o potworach o ludzkich twarzach, wiedziała całkiem sporo.  Wnętrze gabinetu Miau było dość przeciętne. Herbaciana farba przerywana białymi paskami była pęknięta i schodziła bardzo szybko. Meble, wyraźnie mające lata świetności za sobą, trzymały się całkiem nieźle, choć nie było ich za wiele. Był bardzo długi kredens w którym czaiły się leki, stoliczek bez jednej nogi z pufami, wieszak w rogu, kozetka z dziurami do której go zaprowadziła, gdy wszedł głębiej do pomieszczenia i popisane biurko z drewnianym krzesłem na którym najczęściej siedziała.  Dla niektórych musiał to być prawdziwy luksus, cóż, Jinx się postarał albo jego poprzednik, o ile jakiś poprzednik był. Miau zadbała by nieco wnętrze ocieplić pomimo braku okien, więc wstawiła duży dziki kwiat w doniczce przy wejściu.  Nadal nie była zadowolona, ale nic więcej nie była w stanie wymyślić. Jej wyostrzony słuch wyłapał kichnięcia. Zanotowała. O nie, ten pan stanowczo dostanie od niej zakaz wychodzenia z łóżka przynajmniej przez jeden dzień. Miała tylko nadzieję, że da się przekonać bez sznurków, którymi musiałby obwiązać go jeden z ochroniarzy, bo sama najpewniej nie dałaby sobie rady. Miała już do czynienia  z takimi buntownikami.
Prychnęła, odrobinę rozdrażniona.
- Nie, gorzej - odpowiedziała ponuro. 'Były chłopak' nie przeszło jej przez gardło, utknęło i zamieniło się w gulę, którą musiała przełknąć. Pogrzebała i znalazły się też liście, których używała jako chusteczek. Na dnie szuflady był stetoskop. Gdyby tylko miała termometr... marzenia. No nic, bez niego też sobie poradzi. Zignorowała jego grymas, nie było zmiłuj. Widziała w swoim życiu sporo nagich torsów, więc nie musiał się obawiać, że zemdleje, chociaż rzadko miała do czynienia z kimś, komu by się nie podobało ściąganie ciuchów. Może to kwestia tego, że najczęściej opatrywała prostytutki? Zlustrowała go od stóp do czubka głowy i wypuściła powietrze ze świstem.
- Musisz wiedzieć, że jestem tego świadoma, Renardzie. Wyglądasz okropnie, zupełnie jak zwierzątko, które ktoś porzucił, ale nie martw się, zrobię co w mojej mocy - odpowiedziała mu z mocą, zakładając stetoskop. - Po sprawdzeniu jak oddychasz, twojej temperatury i tak dalej, pójdziemy do łazienki. Kąpiel będziesz mógł wziąć dopiero wtedy jak cię opatrzę i nakarmię. Od razu ci mówię, że lekarstwa będą paskudne. Gorzkie. Potem się położysz. Powinniśmy mieć jakiś wolny pokój a jeśli nie to hm... coś wymyślę.
Podeszła do niego, włożyła oliwki do uszu i przyłożyła głowicę do jego klatki piersiowej, w miejsce, gdzie powinno znajdować się serce.
- Wdech, wydech. Głośno i wyraźnie - poinstruowała go, sprawdzając jak pracuje najważniejszy organ w jego ciele. Słuchała go sobie tak chwilę. - Bije bardzo ładnie.
Posłała mu uśmiech, po czym jedną swoją dłoń przyłożyła do swojego czoła, a drugą do jego. Zmarszczyła ze skupieniem czoło. Był rozpalony jak nic!
- Masz gorączkę - podsumowała z pewnym niepokojem. - Chce ci się wymiotować? Zawroty głowy? Straciłeś dużo krwi, prawda?
Jej wzrok skupił się na rannej ręce i ściągnęła mu ten paskudny opatrunek, jeśli jeszcze tego nie zrobił.
- Cholera! - podniosła nieco głos, bo wyglądało to obrzydliwie. Pojawiła się nawet ropa, pewnie bakterie miały prawdziwą ucztę. Im dłużej się jej przypatrywała tym bardziej miała wrażenie, że ta rana się rusza.
- Idziemy to obmyć, bez gadania - powiedziała stanowczo i złapała go za zdrową rękę by przypadkiem jej nie uciekł i wyszła z nim gabinetu. Przeszli kawałek zanim trafili do łazienki. - Sam sobie to opatrzyłeś? Powinnam coś wiedzieć?
Weszła z nim do środka i stanęła z nim przy zardzewiałym kranie. Przynajmniej umywalka była czysta, w końcu wszyscy musieli dbać o to miejsce. Odkręciła wodę, puściła jego jedną rękę by złapać  tę chorą i przyciągnęła go pod kran.
- To dopiero początek. W międzyczasie możesz mi powiedzieć czy jesteś na coś uczulony.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.09.18 14:19  •  Burdel - Page 4 Empty Re: Burdel
 — Nie, gorzej.
 Zadumał się wyraźnie, zdziwiony jej ponury tonem. Już na korytarzu między tą dwójką zgrzytało i był gotów zaryzykować stwierdzenie, że gdyby wytężyć słuch, to dźwięk skrzypiącego metalu odbiłby się echem w uszach. Z początku potraktował to wzruszeniem ramiona. Teraz jednak — gdy Nier bezpowrotnie przepadł za zamkniętymi z trzaskiem drzwiami — umysł zaczynała trawić ciekawość. Jej gruby supeł oplótł swobodne dotąd myśli i chwycił pod gardło duszącym uściskiem.
 — Chłopak? — zaryzykował stwierdzenie, spoglądając na Miau z pytaniem wypisanym na licu. Jednocześnie coś w wyrazie jego twarzy podpowiadało, że gdyby nie udzieliła odpowiedzi, nie miałby jej tego za złe. Wystarczyło pokręcić głową, machnąć ręką, zignorować. Nie drążyłby tematu.
 Obserwował ją zakładającą stetoskop i słuchał każdego słowa jak przepisowy, grzeczny pacjent. Brakowało mu tylko naklejki z epitetem "dzielny" przyklejonej do koszulki. Problem w tym, że na Desperacji raczej ciężko o naklejki, a on siedział nagi od góry. Ta myśl zacisnęła szczęki i niemal wykrzywiła usta w kolejnym grymasie. Przed napięciem powstrzymał mięśnie resztką energii — jej dotychczasowy ubytek przyprawiał o drżenie kończyn. Miał wrażenie, że gdyby teraz nie siedział, to padłby twarzą w podłogę już kilka kroków temu.
 — Nie musisz mi dawać niczego do jedzenia — zaprzeczył w końcu, unosząc wzrok barwnych oczu na jej twarz. — Już i tak nadużywam gościnności, nie chcę robić tego jeszcze bardziej. A jeśli chodzi o pokój... mogę pójść po prostu do Jinxa. To nie pierwszy raz, gdy u niego nocuję. Jakoś mu się odwdzięczę — zapewnił, mając wielką nadzieję, że pewny głos i zacięcie widoczne w ślepiach wystarczy, by ją przekonać. Odpowiadała za zdrowie innych, stąd od razu wiedział, że ta bitwa nie będzie należała do łatwych. Lekarze potrafili być najbardziej upartą grupą ze wszystkich.
 Posłuchał polecenia, zaczynając głęboko oddychać. Zimno stetoskopu w pierwszej chwili szarpnęło wnętrzem, ale zdołał opanować odruch i pozostać w miejscu. Wiadomość o gorączce nie szokowała. Kichnął jakby w odpowiedzi, tym razem już nie powstrzymując grymasu wpływającego na usta.
 — Nie, nie i tak — odpowiedział gładko na serię pytań, wlepiając pusty wzrok w ścianę za plecami dziewczyny. Ożywił się, dopiero gdy odrywała stary opatrunek od rany — przyklejony do zaschniętej krwi materiał bandaża wyrwał syknięcie z głębi gardła i zacisnął szczęki. I nim zdążył cokolwiek powiedzieć, czy choćby marudnie fuknąć, pielęgniarka już ciągnęła go do całkiem innego pomieszczenia. Będąc zmuszonym do pokonania korytarza bez koszulki, czuł się... jeszcze gorzej. Zwierzęce uszy automatycznie przylgnęły do czaszki, a wiecznie żywy ogon zamarł między nogami jak sparaliżowany. Zdecydowanie nie chciał teraz spotkać żadnego z klientów tego przybytku.
 — Sam sobie to opatrzyłeś?
 Pokręcił głową.
 — Nie, spotkałem tam medyka. Zajął się tym i przestało krwawić, ale była wielka burza i dużo błota więc to może nie wyglądać najlepiej — pociągnięty do kranu musiał się pochylić, by w ogóle wsunąć rozszarpane ramię pod strumień wody. Wolną ręką wsparł się brzegu umywalki. — Nie jestem na nic uczulony — mruknął, pozwalając jej na wszystkie zabiegi. W międzyczasie kichnął jeszcze ze dwa razy i oparł rozgrzane gorączką czoło o chłodną powierzchnię umywalki. Zimno bijące od metalu dawało chwilowe poczucie ulgi, ale zaraz dreszcze szarpnęły ciałem i cały się wzdrygnął.
 — Od dawna tu pracujesz? — zapytał po chwili ciszy zapełnianej jedynie szumem wody. — Bywam tu często i to pierwszy raz, gdy cię spotykam.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.09.18 2:04  •  Burdel - Page 4 Empty Re: Burdel
Gdyby miała określić ten dźwięk będący między nią a tym dupkiem, wybrałaby dźwięk odpalanej zapalniczki, zapętlonej, bo nie byłaby w stanie wytworzyć wystarczającego płomienia. Nowo poznany chłopak był bardzo ciekawski albo starał się podtrzymać rozmowę i coś w jego wyrazie twarzy sprawiło, że Miau bardziej obstawiała tę drugą opcję. Pewnie musiało go strasznie boleć, aż dziw że nadal trzymał się na nogach, właściwie, że w ogóle dotarł do burdelu. Zmrużyła nieco podejrzliwie oczy, ale tylko na chwilę, trawiąc to pytanie, czując... sama nie wiedziała czy czuła bardziej złość, strach czy obrzydzenie, możliwe że wszystko naraz. W końcu słowo 'chłopak' zdawało się być teraz dla Miau niczym trucizna, której słodycz już dawno minęła. Nier skutecznie obrzydził jej głębsze relacje z kimkolwiek. Ale skąd o tym miał wiedzieć nieznajomy? Nie wiadomo czy kiedykolwiek się jeszcze spotkają, czy w ogóle uzna tę informację za przydatną na tyle by ją zapamiętać. Do tego w tym stanie? Wątpliwe szanse. Coś w Renardzie sprawiło, że zechciała to sprostować, nie zostawiać pytania bez odpowiedzi, nawet jeśli gotów był odpuścić po jakimkolwiek geście protestu.
- Były - odparła krótko, kierując oczy na sufit jakby miała tam coś ujrzeć. Chyba była odrobinę zdenerwowana. Przeszedł ją dreszcz. Potarła swoje odsłonięte ramiona. Takich pacjentów, aż miło u siebie witać. W swoim gabinecie dziewczyna, a właściwie młoda kobieta, miała całe spektrum zachowań i zmian. Rzadko komu udawało się usiedzieć spokojnie. Gdyby nie miała ograniczonej liczby naklejek, z chęcią by mu jedną dała a może nawet gdzieś nakleiła. Mógłby wtedy udawać, że ma kolejny tatuaż. Niestety miała ubogie zbiory, które uzupełniała podczas wypadów do M3, po cichu, bez żadnych śladów, a już dawno nie miała szansy by taki wypad urządzić. U profesjonalnych lekarzy zresztą niepraktykowano tej metody, więc naklejki leżały i się kurzyły, albo lądowały w śmieciach. Nie żeby coś, ale grzebanie w śmieciach miała już opanowane. Jej nos nigdy ją nie zawodził pod względem znajdywania skarbów zakopanych pod stertami zepsutych maszyn, nieświeżego jedzenia czy nieograniczonej ilości plastików. Musiała zignorować grymas, zwłaszcza że nie był to grymas bólu. W mokrym ubraniu badania byłyby niekompletne. Zresztą mogło być gorzej, mogła mu też kazać ściągnąć spodnie, co w sumie powinien zrobić dla swojego zdrowia, ale już dała mu spokój.
- Jesteś teraz moim pacjentem, Renardzie. Nie wyzdrowiejesz gdy będziesz głodny - odpowiedziała mu stanowczo, na chwilę łapiąc się za boki i lustrując jego twarz. - Jesteś niezdrowo chudy, praktycznie sama skóra i kości. Zjesz coś, choćbym miała wpychać to coś w ciebie siłą. Ostrzegam, kilka osób próbowało głodówki i nie wyszło na tym dobrze. Zjesz, wykąpiesz się i pójdziesz spać. Niech będzie i w pokoju Jinxa.
W jej brązowych oczach minęła niepewność, bo mało kto miał dostęp do tego pokoju, ale skoro powiedział to tak pewnie... musiał dobrze go znać. No nic, chyba Jinx się nie wkurzy... prawda? Chrząknęła i kiwnęła głową. Kwestię noclegu załatwi z panem burdelu. Dziwił się? Gdyby nie potrafili postawić na swoim to już dawno niektórzy skończyliby pod ziemią! Miau niemniej była tylko zwykłą pielęgniarką, nie mogła się równać z lekarzami. Starała się jednak na tyle na ile mogła. Zupełnie zapomniała, że głowica była zimna, ale w nagrodę może mu zrobić herbatę. I otrzyma od niej dużą ilość liści do smarkania.
Odpowiadał rzeczowo, pewnie też nie było mu łatwo mówić w takim stanie, niemniej Miau doceniła, że z nią współpracował. To było istotne. Gdyby jeszcze miała się z nim szarpać... nawet te 2 centymetry przewagi by jej nie pomogły. Na co dzień była bardziej delikatna, ale kompletnie wyleciało jej z rozczochranej głowy, że powinna uważać. Wizyta Niera skutecznie wybiła ją z rytmu. Z tego kawałka bandaża z pewnością nie będzie już korzyści. Szkoda. Opatrunek wylądował na ziemi. Jak już go wsadzi do łóżka to posprząta. Zdecydowanie. Jinx pewnie wróci dopiero rano, o ile w ogóle wróci.
Sprawnie wykorzystała moment, była z siebie bardzo zadowolona. Nikogo nie było, większość rozeszło się wykorzystać swój 'czas wolny', reszta pewnie spędzała czas z klientami.
- Chociaż tyle dobrze... - mruknęła bardziej do siebie niż do niego. Przy 'może nie wyglądać najlepiej' prychnęła, ale nie skomentowała. Poprawiła mu rękę na tej umywalce by trzymał ją pewniej. Jeszcze tego by brakowało by się przewrócił i uderzył. Śmierć na miejscu. Dla obojgu. A jeśli nie umarłaby od razu to po powrocie Jinxa i zarejestrowaniu przez niego śmierci Renarda na pewno.
- Doskonale, nie powinno być więc problemu z lekarstwami.
Czuwała nad nim, obracając chorą rękę po kilka razy i dobrze obmyć paskudną ranę. Starała się by jej palce nie miały z nią styczności.
- Zależy jak liczysz. Całkiem długo, ale miałam... hm... kilka przerw. Dlatego pewnie mnie nie widziałeś. Poza tym dużo siedzę w swoim gabinecie. Jak często tutaj bywasz? - jak już zauważyła że rana była wystarczająco czysta, zakręciła kran i bardzo powoli odsunęła jego rękę.
- Możemy iść. Teraz zajmę się oczyszczeniem rany, a potem nałożę świeży opatrunek. To na razie tyle, co mogę zrobić, wolałabym nie poprawiać szwów, o ile tamten lekarz je założył. Założył je, prawda? - spytała odrobinę zaniepokojona. - Na to mi wygląda... ale może to kwestia szybkiej regeneracji. Hm. No nic.
Nie złapała go tym razem za rękę, licząc że wróci z nią do gabinetu grzecznie, bez słowa sprzeciwu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.09.18 18:03  •  Burdel - Page 4 Empty Re: Burdel
 Porzucił temat Niera bezpowrotnie. Niezadowolony ton głosu i grymas wymalowany na twarzy dziewczyny wyrzuciły z głowy chęć kontynuacji rozmowy. Tyle, dosyć. Zamiast słów, usta opuściło ziewnięcie i tylko dzięki ostatnim kropelkom energii zdołał skryć je za wierzchem zdrowej dłoni.
 — Jesteś moim pacjentem.
 Mruknął grymaśnie, już teraz wiedząc, że to będzie ciężka walka.
 — Jestem też mieszkańcem Desperacji i nie należę do żadnej grupy. Gdy jesteś sama, to przyzwyczajasz się do głodu — kolejny raz wzruszył ramionami w bezwiednym geście, a patrząc na cały ten felerny dzień — nie ostatni. I byłby gotów sprzeczać się dalej, gdyby nie przyjęła tej-matczynej-pozy. Cisza od razu związała dzieciakowi usta w ciasny, niemożliwy do rozplątania supeł. Przypominała mu teraz Rakshę i zwyczajnie nie był w stanie wydusić z siebie choćby marudnego fuknięcia. Czuł się jak rugany szczeniak, który odmówił zjedzenia warzywek z talerza, albo wyjadł swój kawałek ciasta przed obiadem, czym zapełnił całe miejsce w żołądku. Niech to szlag z tymi kobietami.
 Pod ostrzałem zarzutów odwrócił wzrok, wlepiając oczy w podłogę. No już, wystarczy — niema prośba była niemal widoczna na zmęczonej buźce. Prawie jakby miał te słowa wypisane na czole czarnym, niezmywalnym markerem.
 Trzymając rękę na umywalce, czoło na jej chłodnym metalu i ramię pod wodą, miał już serdecznie dość. Milczał ze świadomością, że medyków nie należy pospieszać (chyba że chciało się ozdobić gardło igłą), ale wymęczona twarz mówiła sama za siebie. Powieki co chwila opadały, mięśnie zaś drżały od nadmiaru wysiłku. Przez gorączkę było mu już ciężko ustać na własnych nogach, o trzeźwym myśleniu nie było już mowy, choć niewątpliwie do prób dokładał wszelkich sił. Głowę w większości wypełniał tępy ból i dudnienie brzmiące jak podkręcona na maksa głośniki basowe.
 Gdy się odezwała, ponownie przyległ uszami do czaszki. Głos Miau — w normalnych okolicznościach bardzo miły — zdawał się potwornie głośny. Drażnił brzmieniem i potęgował migrenę. W końcu odetchnął z wysiłku.
 — Często — zaczął, krzywiąc usta pod dotykiem pielęgniarki. Poszarpana ręka odzywała się bólem zarzynanego zwierzęcia nawet przy delikatnym muśnięciu opuszków. — Czasami raz a czasami kilka w ciągu tygodnia. Odwiedzam Rakshę albo samego szefa nad szefami. To psychol jakich mało, ale bywa, że dobrze z nim posiedzieć. Swoją drogą... — kichnął. — Jakbyś ją spotkała, Rakshę, to wspomnij, że jej szukałem — nie wyobrażał sobie dnia, w którym blondynki miałoby zabraknąć. Widział ją jako nieodłączną część tego przybytku i serce wszystkich pracowników. W końcu troszczyła się nie tylko o niego. Nie mogła przecież od tak rozpłynąć się w powietrzu.
 — Nie zakładał szwów. Nie było ani czasu, ani miejsca, ani warunków. Nawet nie wiem, kiedy ta wielka burza zdążyła się rozpętać. W jednej chwili jej nie było. W następnej wielki piorun grzmotnął w ziemię, a z nieba leciało jak z kranu — bez słowa sprzeciwu dał się zaprowadzić do wybranego przez dziewczynę celu. Myślami był już w łóżku, świadomością w snach. Rozkojarzone spojrzenie tylko to potwierdzało. Idąc koryatrzem patrzył w plecy dziewczyny i nigdzie indziej. Dopiero przed kolejnymi drzwiami w głowę strzeliła myśl, przeszywając kość czaszki niczym celna strzała jabłko.
 — Jesteś taka ładna. Nie daj się tutaj zaciągnąć do żadnych dziwnych zadań — patrząc na właściciela burdelu, prawdopodobnie był w stanie bez problemu zaproponować pielęgniarce inną rolę. O ile już tego nie zrobił.





// KISS ALREADY! <3 ~ Nathair.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.09.18 2:29  •  Burdel - Page 4 Empty Re: Burdel
W sumie chyba nie było jak tego kontynuować, bo o co mógłby jeszcze spytać? Czy rozstali się w zgodzie? Widział to, co się stało i pewnie się domyślił, że nie. Po prostu pewien rozdział został zamknięty. Jeśli będzie na tyle niemądry by zadawać się z tym gnojem to może dowie się więcej. Nie zdziwiłaby się, gdyby Nier rozpowiadał różne głupoty na jej temat. Był niepoczytalny.
Zmęczony.
Lista w jej głowie się powiększała, powinna się pospieszyć. Rannemu było ciężej oponować, co przyjęła z zadowoleniem. Nikt nie powiedział, że walka będzie równa, choć gdyby był zdrowy z pewnością miałby nad nią zdecydowaną przewagę.
- Też nie należę do żadnej grupy... jedynie jestem tutaj - nie chciała dodawać, że w istocie bywały momenty że i ona czuła się samotna i kiedy realizowała swoje cele to raczej robiła na własną rękę. - Ale to niczego nie tłumaczy. Najgłupszy powód niejedzenia jaki usłyszałam w przeciągu tego miesiąca.
Cóż, Miau daleko było do matki zarówno w wyglądzie jak i zachowaniu. Prędzej była wyrośniętym dzieckiem, które przez większość czasu pakowało się w kłopoty i poświęcało czas  na nieważne rzeczy, chcąc się bawić i poznawać świat. Może by się z nią dogadała, kto wie, gdyby tylko ją znała albo byłoby wręcz przeciwnie i by ją unikała, obawiając się próby dominacji. Miała do tego awersję. Warzywa były zdrowe, talerz powinien lśnić więc czystością, a ciasto było  tylko na deser. Teraz trzeba płacić.  Rysy twarzy złagodniały, westchnęła cicho. Ile on ma lat? Nie chciała go męczyć, jeszcze trochę i będzie mógł zasnąć niczym się nie przejmując. Jeszcze trochę. Wytrzyma.
Co do igieł... prędzej ukłułaby siebie niżeli niego, ale o tym nie musiał wiedzieć. Niech ma odrobinę mylną wizję burdelowej pielęgniarki. Jej samej ten dzień dał we znaki, znając życie pojawiło się kilka małych wyprysków i potówek na jej twarz. Masakra. Przejechała dłonią po krótkich włosach tworząc na głowie jeszcze większy nieład. Przyglądała mu się ukradkowo, mając nadzieję, że zaraz jej nie zemdleje. No halo, nie teraz, nie zajęła się jeszcze jego raną! Zaniepokojenie ponownie błysnęło w jej brązowych oczach. Temperatura mogła mu podskoczyć, chociaż i tak była już dość wysoka, Miau strzelała na jakieś 38 stopni Celsjusza. Mała migrena, której dostała, była przy tym niczym.
Jego uszy były fascynujące, ale też oklapły, zupełnie jakby starał się je zatkać.
Wyostrzony słuch. Ściszyć głos. Coś na zmniejszenie odczuwanego bólu.
- To sporo wyjaśnia - kiwnęła powoli głową, mając nadzieję że teraz jej głos, kiedy stał się cichszy, był dla niego bardziej znośny. Na uwagę o Jinxie chrząknęła, starając się nie uśmiechnąć głupio. Cholera, było blisko.
- Możliwe, że pracuje w innej części albo Jinx ją przeniósł... wiesz nie mam pojęcia. Nigdy nie miałam z nią styczności, ale jeśli na nią wpadnę to przekażę - musiało mu naprawdę zależeć na niej. Miły chłopak. Skoro zajmowała się leczeniem, pewnie nie stało jej się nic złego. A może uciekła?
Cholera, cholera, cholera. Zagryzła nerwowo dolną wargę. Tylko spokojnie. To tylko drobny zabieg, coraz lepiej jej wychodziło zszywanie, przecież nieraz ćwiczyła na ubraniach, które były w takim stanie  w jakim były. To nie zajmie długo. Tylko spokojnie.
- W takim razie mała zmiana planu. Założę ci je, nie będą najpiękniejsze na świecie, ale powinno to wspomóc proces regeneracji i łatwiej będziesz mógł sam je ściągnąć w razie gdyby żadnego lekarza nie było w pobliżu. Staraj się trzymać też z dala od burz, a najlepiej w ogóle od kłopotów. Przynajmniej przez jakiś czas dopóki nie wrócisz do normy, dobrze? - dodała jeszcze szybko, zdecydowanie idąc przed nim, co jakiś czas jednak odwracając głowę w jego stronę. Gdyby miał się gorzej poczuć lub stracić przytomność. Tak w razie czego.
- Mówiłeś o tym jak doszło do tego, że zostałeś ranny? Wybacz, nie słuchałam zbyt uważnie jak mu tłumaczyłeś, a z chęcią bym się dowiedziała - zachęcała go do opowieści, chcąc jak najdłużej zatrzymać jego uwagę by przypadkiem całkiem nie odleciał przed leczeniem. Otworzyła przed nim drzwi, chcąc wpuścić go pierwszego do środka. Wyprostowała się nagle zakłopotana i uciekła spojrzeniem, kompletnie nie wiedząc co powiedzieć.
- Ja... cóż. Dziękuję? - mało brakowało a by się roześmiała z tego zdenerwowania. Nie była zła, to nie tak!, tylko kompletnie się tego nie spodziewała. Ale w końcu miał gorączkę, a gdy miało się gorączkę mówiło się różne rzeczy. - Nie martw się, Jinx nie traktuje mnie źle. I nie daje mi żadnych dziwnych zadań. Tak mi się wydaje.
Podrapała się po karku i wyszczerzyła się głupio do niego. Cóż. Zakłopotanie zawsze ciągnęło ze sobą szereg dziwnych reakcji. Gdy wszedł do środka, zamknęła za nim drzwi i pomogła mu posadzić tyłek na kozetce. Sięgnęła po sporą buteleczkę zamiennika wody utlenionej, ręcznik i liście do smarkania. Naturalne chusteczki dała mu niemalże od razu na kolana.
- Śmiało, trochę łaskoczą, ale przynajmniej nie są ostre. Jak je zużyjesz, kładź je z lewej strony. I uwaga, będzie szczypać, nawet mocno - ręcznik położyła na kolanie, który był od strony rannej ręki i ustawiła Renarda tak by mógł ją na nim położyć. Buteleczkę odkręciła, potrząsnęła nieco głową bo zapach był mocny, dało się wyczuć spirytus wymieszany z ziołami, i bardzo powoli polała ranę, sama się krzywiąc, gdy ta zaskwierczała jak mięso na grillu. No nic, musiało boleć by działało. I musiało dać znać. Polała w razie czego jeszcze raz i zakręciła buteleczkę. - Odetchnij, pomyśl o czymś przyjemnym.
Odłożyła zamiennik na biurko i zaczęła szukać nitki i igły, bo rękawiczek nie miała, skończyły się. No nic jakoś sobie poradzą. Znalazła jeszcze zapalniczkę by wyparzyć swoje profesjonalne narzędzie, po czym jak już z ulgą odkryła, że nie musiała bawić się z nawlekaniem nici na igłę, ruszyła w jego stronę.
- Możesz zamknąć oczy, by poczuć się bardziej komfortowo - zaproponowała wcale się nie bojąc, wcale a wcale. Igła prawie jej wypadła, ale w samą porę udało jej się ją złapać przez co się ukłuła. Ale to nic takiego, przyzwyczaiła się. Wzięła głęboki wdech, krople potu wstąpiły na jej czoło i przestąpiła do nakładania mu tych szwów. Wbijała igłę powoli, wykorzystując metodę węzełkową i pomagając sobie drugą ręką by nieznacznie przybliżać do siebie brzegi rany. Zajęło jej to trochę czasu, zdążyła się nieźle spocić, a na dodatek nie wyglądało to wyjątkowo estetycznie, prawdę powiedziawszy widać było, że szwy zostały nałożone przez niewyćwiczoną rękę, ale się trzymały. Jakoś. I co najważniejsze, jego skóra mogła oddychać. Nie miała czym przeciąć nitki więc użyła zębów. Delikatnie, bez zostawienia śliny. Dobrze że zęby były ostre. Odłożyła igłę na biurko i szybko wytarła czoło chusteczką, którą znalazła w szufladzie. Znalazła owocowy syrop na ból i od razu dała chłopakowi.
- Pij na zdrowie, a najlepiej to trzy małe łyczki - wróciła teraz po liście mające stanowić jego opatrunek. Kawałek bandażu powinna znaleźć by rękę obwiązać. Nałożyła na siebie duże liście na wysokości rany, sprawdzając czy to wystarczy. - Jak się czujesz? Jesteś gotowy by przyjąć teraz dawkę lekarstw? A może najpierw coś zjesz? Kanapki i herbata wystarczą? I jeszcze nie zasypiaj, jeszcze trochę. Dać ci coś mocnego do powąchania byś się nieco rozbudził, a może chcesz usłyszeć jakiś żart?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.09.18 17:47  •  Burdel - Page 4 Empty Re: Burdel
 — W takim razie mała zmiana planu.
 Skinął powoli głową, już bez wiedzy, czy gest przepełniało zmęczenie, czy czysty mechanizm (ktoś mówił, więc mięśnie reagowały, poruszając daną partią ciała, nic poza tym). Miau jednak walczyła dzielnie. Stale dokładała nowych porcji słów, zadawała kolejne pytania wymagające odpowiedzi. Sprytne, musiał przyznać, bo sam już dawno odepchnął chęci do pojedynku z otępieniem.
 — Hmm — mruknął pokrótce, chcąc całą historię uwieńczyć w tym jednym, krótkim odgłosie. Gardło zaczynało powoli drapać, odmawiając posłuszeństwa przy próbie użycia głosu. Żeby powiedzieć cokolwiek bez grubej naleciałości chrypy, musiał porządnie odchrząknąć. — Nie jestem do końca pewny. Szukałem owoców i chyba wszedłem na terytorium jakiegoś... zwierzęcia, kto wie. Było wielkie na dwa metry i zajadłe jak sam diabeł — zmarszczył nos na samo wspomnienie rozwartej szeroko paszczy i lśniących w leśnym kroku ślepi. W tamtym momencie ich spojrzenia skrzyżowały się na krótką chwilę, ledwie ułamek sekundy, może nawet mniej, ale był przekonany, że tylko wystarczyło, by oboje zapisali swoje oblicza na kartach pamięci. Biorąc nogi za pas, poprzysiągł sobie, że kiedyś wróci i zrobi z potwora cholerną poszewkę oraz koc do kompletu. Gdyby nie chwilowo wątpliwe zdrowie, już dawno gotowałby się do roboty z podwinięciem rękawów.
 Wszedł znów do wnętrza jej małego imperium. Nie tłumaczył się z komplementu, nie było potrzeby. Zamiast słów posłał jej szeroki, szczenięcy uśmiech. W normalnych okolicznościach ogon już dawno poszedłby w ruch. Zrezygnował tylko na rzecz oszczędzania sił, w końcu musiał jeszcze dojść do pokoju burdel mamy. Później usiadł z buchnięciem na miejscu pacjenta i nie chciał robić ani mówić już zupełnie nic. Jednocześnie nad głową lawirowała myśl, zupełnie jak natrętna mucha bzyczeniem przypominająca, że ona przecież nie odpuści tak łatwo.
 Kontakt środka odkażającego z raną nie był niczym przyjemnym. Zwykle zaciskał zęby i pozostawał we względnej ciszy, ale tym razem rozproszony własnymi myślami odpowiedział niezadowolonym warknięciem. Zreflektował się w czasie nie dłuższym niż oddech. Przez chwilę burczał coś niezrozumiałego pod nosem, zachowując się jak kłótliwe szczenię, któremu stawiano ludzkie argumenty, a ono ich naturalnie nie rozumiało.
 — Możesz zamknąć oczy, by poczuć się bardziej komfortowo
 Prawie się zaśmiał.
 — To nie pierwsze i nie ostatnie szwy w moim życiu — odparł jakimś takim życzliwym tonem, posyłając jej całkiem wesołe jak na stan zdrowia spojrzenie. Oczy błyszczały od gorączki, natomiast zwykle blade policzki przyprószyła delikatna czerwień.
 Podczas zabiegu siedział nieruchomo. Nie skrzywił się ani razu, jakby przebijająca tkanki igła w ogóle nie istniała, a towarzyszący dotykanej ranie ból odpłynął gdzieś daleko wraz z myślami. Wydawał się wtedy krążyć świadomością wokół czegoś całkiem innego. Próżno było doszukiwać się wskazówek na licu młodzieńca, gdyż to pozostawało niewzruszone, wykute w marmurze na amen. Drgnął, dopiero gdy butelka z lekarstwem wtargnęła w pole widzenia, ściągając go z powrotem na ziemię. Sprawnie przechwycił naczynie i zgodnie z zaleceniem upił kilka niewielkich łyków. Lekarstwo było mdłe i pozostawiało w ustach dziwny posmak, którego nie potrafił do niczego przyporządkować, nic więc dziwnego, że wysunął język z niesmakiem. Wzmianka dziewczyny o kolejnych medykamentach wzniosła oczy wymordowanego ku niebu. W końcu przyszedł tu odpocząć, a nie wykorzystywać zasoby burdelu. Tym sposobem każda kolejna sekunda owocowała w plan ucieczki. Wiedział jak zniknąć, nie był tylko pewien obecnych zasobów sił.
 — No daj spokój, o leki teraz ciężko, a ze mną nie jest aż tak źle — postąpił profilaktyczny krok w tył, napinając mięśnie w gotowości do nagłego uniku przed chwytem Miau. — Herbata w zupełności wystarczy, bardzo dziękuję — skinął też głową, gdy pytała o walkę z sennością. Tak mamo, dam radę, jestem już dużym chłopcem i nie kładę się po wieczorynce! Zaprzeczył przy pytaniu o żart, choć przy tej propozycji wargi samoistnie zadrgały.
 — Nie trzeba. Za to bardzo chętnie dowiem się czegoś o tobie. Skoro już wiem, że tu pracujesz, to będziemy na siebie częściej wpadać.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.09.18 3:21  •  Burdel - Page 4 Empty Re: Burdel
Zrozumiała, to był prosty przekaz, a ona nie oczekiwała pełnych odpowiedzi, ruchy ciała wystarczały, mówiły jej wszystko. Nie bała się walki ani tym bardziej wyzwań, po prostu w większości przypadków łatwiej i korzystniej było uciekać. Tutaj nie miała jak walczyć, po prostu korzystała z pierwszych lepszych pomysłów. Niedobrze, ale równie dobrze mógł po prostu mieć dość rozmowy. W sumie to nie sprawdziła mu gardła. Szlag. Jeszcze to zrobi, jeszcze przed podaniem lekarstw.
- Miałeś wyjątkowego pecha... próbowałeś z nim walczyć? Jeśli tak, to postąpiłeś głupio - skomentowała krótko, nie mając jednak zamiaru prawić mu morałów. Chyba po prostu trochę ją to zmartwiło. Szybko, trzeba to zamaskować, jeszcze pomyśli sobie że można łatwo grać jej na emocjach. Sama Miau pewnie by uciekła, gdzie pieprz rośnie, szukając sobie innego miejsca do zdobycia owoców niż zostałaby po ujrzeniu takiego monstrum. O ile szukanie owoców w ogóle nie wyleciałoby jej z głowy. No w gorącej wodzie kąpany! Ależ ma szczęście, że nie powiedział nic o swoich przyszłych planach.
Co za nierozsądny, chory pacjent. Gdyby miała maseczki, założyłaby mu jedną. Uśmiech w takim momencie? Samobójca. Jeszcze nadejdzie czas by sobie pomachał ogonem, powinien to lepiej zostawić na Jinxa jak ten odkryje go w swoim pokoju. Tak w razie czego, by go udobruchać. Wystarczyło współpracować, być grzecznym pacjentem. Takie to trudne?
Oczywiście, że bolało, bazą był spirytus. Starała się na Renarda nie patrzeć by nie przybrać jednej z tych współczujących min, których w takich momentach nieraz nie potrafiła powstrzymać. Zignorowała te odgłosy, głowę wypełniając tekstem szybkiej, skocznej piosenki. Tytuł kompletnie wyleciał jej z głowy. Chyba był to jeden ze starych hitów z miejsca, które zwało się kiedyś Koreą Południową. Szczenięta były bardziej przytulne, to przynajmniej roczne psy zaczynały się buntować. Pomimo bycia kotem przepadała za psami.
- Może i tak, ale założę się, że osoby, które ci je zakładały wcześniej, lepiej się na tym znały - burknęła pod nosem, zrezygnowana. Kątem oka wyłapała to spojrzenie. Aj, rozpalony jak piecyk. Wystawiła mu jak dzieciak język. - Oszczędzaj się, słyszysz mnie? I nawet nie próbuj mi tu zemdleć.
Albo był niesamowicie wytrzymany na ból albo nie czuł tej ręki kompletnie. Pomimo prób bycia delikatną, nie udało jej się wbijać igły precyzyjnie, nie miała też czucia, chociaż większość najcięższych ukłuć przyjęły jej palce. Kilka razy ugryzła się w język i aż poczuła krew, którą rozmazała sobie na zębach.  Chyba udało mu się skupić na czymś przyjemnym. Jaka ulga. Była zbyt skupiona i zmęczona by sprawdzać jego twarz, także w spokoju mógł myśleć sobie o czym tylko chciał. Potem przyglądała się jak pije. Syrop może nie był najsmaczniejszy, zawierał w sobie sporo goryczy, bo cukru nikt do niego nie dodał, ale ważne że działał. Prawie się roześmiała, widząc jak wywala język.
- To dopiero początek - oświadczyła uroczyście i następnie  odstawiła buteleczkę koło nogi kozetki. Jedno z drugim miało sporo wspólnego, czy tego chciał czy nie. Niech lepiej uważa, w przeciwieństwie do niego była zdrowa. I szybka.
- Nie gadaj głupot, dużo robimy sami, poza tym Jinx o wszystko dba - najpewniej oparł się teraz o ścianę, bo przecież nadal siedział na kozetce. Uniosła sceptycznie jedną brew do góry. - Serio, Renardzie? Lepiej wysmarkaj nos, zwisają ci smarki.
Prychnęła krótko, rozbawiona swoimi własnymi słowami, chociaż mówiła szczerze. Dobra, trzeba było obwiązać rękę. Z kieszeni fartuszka wyciągnęła kawałek bandażu i poprawiła liście. - Nie ruszaj się przez chwilę.
Obwiązała tą resztką, którą posiadała i zapięła zapinką. Poobracała trochę jego rękę ze zmarszczonym czołem, zagryzając górną wargę.
- Hmmm, chyba wygląda dobrze. No to najważniejszy punkt za nami, teraz czas na resztę. Teraz szybko sprawdzę ci gardło - i znienacka przesunęła się i kucnęła by być z nim twarzą w twarz.
- Otwórz buzię, pokaż język - zarządziła. - Tylko grzeczni pacjenci dostają to, czego chcą. Ale na zachętę coś ci powiem. Tak ogólnie nie wiem czego chciałbyś się o mnie dowiedzieć, raczej żadna ze mnie podróżniczka i zdobywczyni nowych terenów. Ale uczę się gotować, coraz lepiej kroję chleb. Kromki już nie są takie grube jak na początku. Zamierzasz mnie odwiedzać, Renardzie?
Drgnęły jej z rozbawienia usta, trochę się w sumie z nim drażniła. Wszystko w celu stłumienia jego buntu. Po sprawdzeniu jego gardła, podniosła się i podeszła do kredensu z którego wyciągnęła tabletki, słoik niekoniecznie wyglądających apetycznie kulek i buteleczkę z kolejnym syropem.
- Zamierzasz często chorować? - podeszła do niego szybko, ignorując zmęczenie, spływający pot i zarumienione policzki. Musiały być przecież zarumienione od tego całego działania. - Najpierw syrop. Pociągnij zdrowego łyka, pomoże na gardło. Następnie zjesz sobie jeden z moich specjałów, to powinno opanować gorączkę. Tabletki są na odporność. O to byś wszystko brał regularnie zadbam sama, bo wątpię byś sam chętnie po to sięgnął.
Syrop miał kwaśny posmak, mógł głównie poczuć cytryny i tymianek, reszta składników była bliżej niesprecyzowana. Odebrała od niego buteleczkę, zgarnęła też tą, którą podała mu wcześniej i wyciągnęła mu ze słoika, który postawiła na kozetce obok chłopaka, jedną kulkę.
- Gryź szybko i jeszcze szybciej połknij - poradziła zanim wylądowała w jego jamie ustnej. Była zrobiona z czarnego bzu, liści maliny, kwiatu lipy, kory wierzbowej i z odrobiny miodu.  W tym czasie zdążyła większość rzeczy odłożyć na swoje miejsce. - Tabletka będzie do herbaty. Zaraz ją przyniosę. A spróbuj uciec to...
Pogroziła mu palcem zanim pospiesznie opuściła swój gabinet i udała się do jadalni, która miała połączenie z kuchnią. Na szczęście nie znajdowała się daleko. Przywitała się z kilkoma chłopakami, którzy najwyraźniej wykorzystali swoją przerwę na posiłek i wbiegła do kuchni. Nastawiła mocno zardzewiały czajnik, wyciągnęła szczerbaty kubek i nasypała do niego zwykłej herbaty. Miodu i cukru nie było, więc miała nadzieję, że to wystarczy. Znalazła kawałek chleba, schowany, o dziwo, w szufladzie, sięgnęła po nóż i wzięła się do dzieła. Ukroiła dwie, bo sama też była głodna. Po chwili namysłu wyciągnęła również drugie naczynie, z większą usterką, ale nadal dało się z niego pić i nie oparzyć przy okazji palców, i również nasypała herbaty, dla siebie zielonej.
Kromki były krzywe, jedną część miały wyraźnie grubszą, ale cóż, nie potrafiła inaczej. Przynajmniej na razie. Smarowideł też nie mieli, więc od razu sięgnęła po szynkę schowaną w małej lodówce, która chodziła na baterie.  To było dobre rozwiązanie. Zdecydowanie.
Ukroiła po dwa plasterki na jedną kromkę, po czym jak zalała wodę i trochę posprzątała, a jedzenie znalazło się na małym talerzyku, pospiesznie opuściła kuchnię, licząc że po drodze się nie wywali, a Renard nie wykorzystał okazji i nie postanowił uciec. Część drogi pokonała bez biegu i kiedy otworzyła sobie drzwi łokciem lewej ręki, trochę rozlała ciepłego napoju na swoją rękę.
- Au! - syknęła Miau, ale weszła do gabinetu, starając się nie zacząć narzekać, że herbata była gorąca. Postawiła wszystko na biurku, jeszcze nie patrząc w stronę kozetki.
- A jeśli okaże się, że cię tutaj nie ma, Renardzie, to przysięgam że skopię ci dupsko.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.09.18 15:04  •  Burdel - Page 4 Empty Re: Burdel
 — Oczywiście, że nie — zaprzeczył od razu, posyłając jej pełne niedowierzania spojrzenie. — Od razu się zwinąłem. Bestia po prostu była terytorialna — zacisnął usta w wąską linię. Wyjaśnienia wymagały od niego wiele wysiłku nie ze względu na suche drapanie w gardle, ale rozstrzelone po wszystkich kątach pokoju myśli. Gorączka rozkojarzyła umysł jak nigdy w życiu, znacznie komplikując procesy zachodzące pod czaszką. Powodowała wrażenie, jakby ktoś oplótł gruby sznur wokół mózgu i z każdą próbą skupienia zaciskał więzy mocniej. W końcu chłopak odetchnął, trochę ze zrezygnowaniem, trochę ze złością powoli rozkwitająca pod skórą.
 — Lepiej wysmarkaj nos, zwisają ci smarki.
 — Wcale, że nie! — zaparł się słowami jak tarczą. I mimo pewności co do własnych słów, pochwycił zieloną, roślinną chusteczkę i przetarł nos, dopiero wtedy ze spokojem ducha potwierdzając, że wyszło na jego. Był skory do dalszego buntu, ale kazała się nie ruszać, więc znów zamarł. Idealnie wytresowany kundel.
 Owinięta bandażem ręka ciążyła mu zbędnymi kilogramami. Sprawiała wrażenie oderwanej połączeniami od mózgu, całkowicie niezależnej. Jednocześnie pozbawionej własnej woli, przez co zwisała bezwiednie, niegotowa do wykonania żadnego ruchu ani polecenia. Choćby warczał, krzyczał i zastraszał, to wiedział, że palce nie drgną, póki regeneracja nie zrobi swojego. Słabość wykrzywiała wargi młodzieńca w niezadowoleniu. Znalazł w sobie na tyle rozumu, by odwrócić wtedy twarz od czujnego wzroku Miau, nie chcąc dodawać jej kolejnych zmartwień. To minie, był pewien jak tego, że oboje oddychają.
 Mruknął zniecierpliwiony, idąc za lekarskim "otwórz buzię, pokaż język". No to otworzył. Gardło nie piekło, nie odzywało się też bólem, gdy przełykał lub mówił. Nie wspomniał o tym wcześniej i teraz musiał ponosić konsekwencje. A gdyby posłuchał prośby i od razu powiedział o wszystkich dolegliwościach oraz tych, których nie było, obyłoby się bez dodatkowych badań. Ale trzymał język za zębami i wizja łóżka oddalała się o kolejne długie minuty.
 — Jasne, nie widzę przeszkód — odparł, przebiegając językiem po podniebieniu. Wciąż nie pozbył się ostatnich wspomnień smaku po syropie. Pokręcił głową w odpowiedzi na kolejne pytanie. Już wspomniał, że stał u niego na liście częstych odwiedzin. Nie widział powodu do powtarzania tego samego po raz kolejny.
 Stosował się do kolejnych zaleceń. Upił znów następnego syropu (ten również nie smakował cukierkami), przełknął tabletkę (jeszcze gorszą niż oba syropy razem wzięte) bez czekania na herbatę. Wsparł plecy o ścianę, wzrok wbijając w sufit. Zrezygnował z planu ucieczki sekundę temu, nie chcąc przysparzać kłopotów ani sobie, ani pielęgniarce, która przecież stawała teraz na głowie, byleby tylko zbić gorączkę i przegnać całe przeziębienie. Zapisał ją w niewidocznej liście, żeby na przyszłość pamiętać. Nie mógł pozostawić jej pomocy bez echa. Przymknął powieki, chcąc choć na chwilę zwolnić oczy z obowiązku. Zaczynały go powoli piec i już sam nie wiedział, czy ze zmęczenia, czy z choroby.
 Musiał odpłynąć. Tak mu się przynajmniej wydawało, bo gdy otwierał ponownie ślepia, Miau już wchodziła do gabinetu, cała obładowana rzeczami. Wypowiedziane przez dziewczynę słowa sprawiły, że parsknął rozbawiony, przykładając zaraz dłoń do twarzy. Przemknął opuszkami po skórze, ścierając zeń niewidoczne ślady skonania.
 — Jak chciałabyś to zrobić, skoro by mnie tu już nie było? — podjął temat, sięgając po zdezelowany kubek z herbatą. Ciepło naczynia od razu buchnęło w dłonie, tak samo, jak para otulająca zwieszoną nad napojem twarz. Dmuchnął, nie chcąc poparzyć języka. Na kanapki nawet nie spojrzał, w duchu licząc, że przez te kilka minut cały świat zdążył o nich zapomnieć. — Chcesz coś jeszcze sprawdzić? Nie ukrywam, że marzę o odrobinie snu... — mruknął, może nieco niewyraźnie, bo i w herbatę. Mimo braku jakiegokolwiek słodzika smakowała lepiej niż kiedykolwiek indziej w życiu.

Niesprawność ręki 1/5

---
Kajam się za tego posta. Nie umiem dziś w sens.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.09.18 19:41  •  Burdel - Page 4 Empty Re: Burdel
- Musiała być więc niewiarygodnie szybka, skoro zdążyła zadać ci tak poważne obrażenia - uniosła sceptycznie brew do góry, ale westchnęła i machnęła ręką, dając tym samym znać, że nie musi próbować jej przekonywać, bo mu wierzy. Przynajmniej na razie, w końcu by nie próbował się jej tak tłumaczyć, gdyby tak nie było, nie? Była przecież dla niego osobą obcą. Poza tym był chory, lepiej było nie nadwerężać jego gardła i sił. Może i wyglądał odrobinę lepiej, ale nadal był przemęczony i targany gorączką. Po posiłku, wyśle go do wanny a następnie do łóżka. Mało brakowało a na tę gwałtowną reakcję wybuchnęłaby śmiechem. W życiu by nie przypuszczała, że trafi jej się taki wybuchowy rodzynek i to na koniec męczącego i stresującego dnia.
- Grzeczny chłopiec - skomentowała tylko, dziwnie wesoło, widząc jak wyciera nos. Niech myśli swoje, Miau już czuła że wygrała. Teraz wystarczyło zmusić go do jedzenia...
Jak wypocznie to doceni ten "balast" na swojej ręce. Zresztą liście nie były takie ciężkie, a w porównaniu do tamtego opatrunku, na samą myśl burdelowa pielęgniarka jak po jej karku przebiegają ciarki, wyglądał jak marzenie. Oby obyło się bez żadnych powikłań, nadal miała za małą wiedzę i za małą ilość specjalistycznych przyrządów by coś więcej powiedzieć. Poza tym musiała naraz ogarniać dużo różnych specjalizacji, a do niektórych nie miała nawet książek lub ludzi, którzy mogliby co nieco jej wyjaśnić, by móc coś więcej powiedzieć! Ciężka sprawa. Tylko czas mógł mu pomóc. I odpoczynek, o ile nie będzie takim upartym pacjentem, ale jak na razie wykonywał grzecznie jej polecenia. Miłe zaskoczenie. Zdążyła odpłynąć myślami do jedzenia i załatwienia sprawy gorącej wody, by Renard miał szansę uniknąć tego czujnego kociego wzroku. Nie musiało, jeszcze, ale to mogła być kwestia czasu skoro był przemoczony i na dodatek w stanie dalekim od poprawnego. Lepiej było dmuchać na zimne i załatwić wszystko za jednym zamachem. Teraz było za późno, na pierwszy rzut oka było widać, że potrzebuje solidnej diagnozy. Sama Miau zdołała sporo wyłapać, więc lista zadań zdążyła się skrócić.
Burdel sam w sobie może tak, pytanie czy powinna traktować go jako stałego pacjenta w swoim gabinecie. To stanowiło już odrębną kwestię. No bo przecież na przyjmowanie takich gości należało solidnie się przygotować, a tak jeśli zamierzał tylko zaglądać do Jinxa lub pokoi dla klientów to mogła sobie pozwolić na rozrzucanie rzeczy gdzie popadnie i słodkie lenistwo. Naprawdę to nie, chyba że chciałaby zdenerwować pana.
- Wyglądasz na takiego, co nigdy nie widzi żadnych przeszkód - odpowiedziała, nie zastanawiając się nad tymi słowami. Zwykły, najbanalniejszy impuls pod słońcem. Ach, gdyby wszyscy pacjenci tak łatwo łykali wszystko, co podsunęłaby im pod nos! Najczęściej zadawali mnóstwo pytań, zupełnie jakby mieli do czynienia z kimś, kto nie wiedział co robił. Jasne, może wyglądała mało poważnie, ale robiła to tyle czasu, że powinni jej odpuścić. Choć trochę. Oby się tylko nie zakrztusił od tego połykania bez popijania. Posłała mu zaniepokojone spojrzenie, po czym westchnęła i pokręciła głową. No nic, zostało parę rzeczy do zrobienia zanim sama będzie miała okazję się umyć. W końcu by się przydało, już dłuższy czas nie zaznała mydła, a głowa zaczynała ją swędzieć. Miała tylko nadzieję, że nie złapała żadnego świństwa. Uśmiechnęła się krótko do siebie, przecierając ciepłą od kubków dłonią twarz zanim się zwróciła w stronę chłopaka, przyjmując nieco psotny wyraz twarzy.
- Znalazłabym cię i wtedy byś oberwał - odpowiedziała pewnie, po czym zaniosła jego kubek, biorąc ze sobą talerz. Usiadła na kozetce obok niego, kawałek dalej by nie naruszać jego przestrzeni. Swojej herbacie postanowiła dać czas by nieco ostygła.
- Nie, to wszystko. Zostaje kąpiel, przebranie się i zapakowanie cię do łóżka. Myślę, że zaśniesz od razu, więc powstrzymam się od przeczytania ci bajki na dobranoc - wypowiedziała to z bardzo poważną miną, ale jej oczy same zaczęły się śmiać, dziko błyszcząc wśród rzadkiej pary, która wydobywała się z jego kubka. - Wreszcie ściągniesz te ohydne, mokre spodnie. Ale spokojnie, jak je jedna z dziewczyn wypierze i wyschną to ci je oddam, choć nie ukrywam jak dla mnie powinieneś je wywalić. A teraz zjedz ładnie kanapkę.
Świat może i zapomni, ale Miau niekoniecznie. Sama sięgnęła po jedną, którą zrobiła dla siebie i zaczęła jeść i przeżuwać. Co za przyjemność, chyba nawet tymczasowo się rozpłynęła, doceniając każdy kęs.
-Ymęszybcjejzjesz... - zrobiła przerwę w wypowiedzi by przełknąć zrobioną w jamie ustnej papkę. - Tym szybciej popływasz.
Podsunęła mu talerz, kładąc go obok na kozetce i się podniosła idąc do biurka by napić się herbaty. Oparła się o nie i schowała na chwilę twarz w parze. Jeśli w końcu zjadł to pewnie zdążyła wypić prawie całą herbatę i oboje opuścili jej gabinet by udać się do łazienki. Wzięła ze sobą ręcznik.
- Wejdziesz do łazienki, wanna powinna być czysta, jak nie to trochę ją obmyjesz. Ściągniesz resztę ciuchów, a w tym czasie powinnam wrócić z gorącą wodą. Jak się będziesz wstydzić to możesz owinąć się ręcznikiem, proszę - wręczyła mu ciepły, miękki materiał, który wcześniej miał na kolanie. - Mydło też powinno być. Musisz porządnie się wyszorować, ale uważaj na rękę, dobrze?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.09.18 20:49  •  Burdel - Page 4 Empty Re: Burdel
 — Grzeczny chłopiec.
 Nic dziwnego, że już wcześniej poczuł się przy dziewczynie jak tresowany piesek. Brakowało tylko, by zmierzwiła mu włosy i poklepała w nagrodę po głowie. Ale wtedy uniósłby się już dumą (wcale nie), nie pozwalając na tak dziecinne traktowanie (bzdura).
 Trochę przypominała mu Ourella. Oboje byli równie uparci i zdeterminowani do osiągnięcia celu, jakim było dobro pacjenta. Gdyby pomyśleć nad tym dłużej, ta cecha nie ograniczała się jedynie do wspomnianej dwójki, a do całego grona lekarskiego. Nie mówił tego na głos, ale zawsze był pod ogromnym wrażeniem ich medycznego światka. To, co dla niego pozostawało treścią zakazanej księgi, dla nich było chlebem powszednim. Gdyby nie pozostałe dziwy świata, w którym przyszło im wszystkim żyć, nazwałby to magią.
 Podciągnął kolana pod pierś, wspierając na nich ramiona. Nieco zamknięta pozycja mogła wydawać się podejrzana, ale jemu zależało jedynie na zachowaniu ciepła. To natomiast stale uciekało z organizmu choćby ze względu na brak koszulki, czy przemoczone spodnie. Temperatura bijąca od herbacianego kubka była chwilowo jedynym źródłem gorąca. Miał jednak świadomość, że i ono z czasem się skończy.
 — Znalazłabym cię i wtedy byś oberwał.
 Znów się zaśmiał. Tym razem bardziej mrukliwie, trochę ochryple. Musiał odchrząknąć, by oczyścić głos.
 — No wiesz? Już się zdążyłem nastawić na tę bajkę — spojrzał na nią ukradkiem z jakimś dziwnym, rozbawionym błyskiem w głębi oka. — Liczę, że następnym razem się zrekompensujesz. Najbardziej lubię te o smokach. To tak swoją drogą — nie odpuścił sobie porozumiewawczego mrugnięcia. Zaraz po tym zamknął usta, przytykając do wargi brzeg kubka. Durne pytanie cisnęło się na język, dlatego przełknął je wraz z gorzkawą herbatą.
 — Nie są ohydne! — najczystsza forma zaskoczeniu odbiła się na jego licu, gdy podnosił wzrok na Miau. Od razu oderwał jedną z dłoni od kubka, przemykając opuszkami po wysłużonym materiale. Czując pod pacami podniszczoną fakturę oraz przetarcia zamknął usta z niesłyszalnym trzaskiem. — No dobra, może trochę są — przyznał dość niechętnie. Ciężko było o ostatni krzyk mody. Zadowalał się przypadkowymi znaleziskami bądź opierał swój dobytek na handlu. Jeszcze chwilę burczał pod nosem. Nie o spodniach, a jedzeniu, ale im dalej walczył, tym mniej sensu w tym było. Dziewczyna była tak zawzięta, że pozostało mu jedynie spuścić wzrok i raz jeszcze tego dnia wykonać pielęgniarskie polecenie. Z lekkim ociąganiem chwycił kanapkę.
 Głodne zwierzęta miały w zwyczaju rzucać się na podstawione jedzenie, jakby miało im zostać odebrane. Marshall — mimo pustki w żołądku — jadł powoli i spokojne. Nie mówił w trakcie, zachowując zasady kultury osobistej i dobrego wychowania. Ładny obrazek psuł jedynie drobny grymas błądzący w kąciku ust — wciąż nie wierzył, że zdołała wmusić w niego posiłek.
 Wstając z kozetki, pomyślał, że po całym dniu w lodowatym deszczu gorąca kąpiel będzie naprawdę miłą odmianą. Od razu czuł się zdrowszy i bardziej wypoczęty. Może właśnie dlatego szedł do łazienki z całkiem sporym entuzjazm. Gdyby nie strach przed spotkaniem burdelowego klienta, to pewnie machałaby ogonem.
 Odebrał od niej ręcznik i zasalutował.
 — Tak jest, dobra Pani — i zniknął za drzwiami. Nie rozglądał się dookoła, od razu lokalizując wannę. Zajrzał do jej wnętrza. Oceniwszy, że nie wymagała przepłukania, usiadł na brzegu. Zawahał się, sięgając zapięcia spodni. Myśl o ciepłej wodzie pchnęła go do działania i już po chwili okrywał się wielkim jak koc ręcznikiem, czekając na dziewczynę.

Niesprawność ręki 2/5
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.09.18 1:16  •  Burdel - Page 4 Empty Re: Burdel
Miał same niepoprawne skojarzenia, co ona biedna mogła na to poradzić? Dobrze, że przynajmniej nie poczuł się urażony, nie wszyscy zareagowaliby tak spokojnie na jej komendy, znała nawet wybuchy złości i przekleństwa posyłane pod jej adresem. Czasem i prostytutki potrzebowały ujścia dla swojej frustracji. Miau nauczyła się więc nie posyłać dobrych słów w każdą stronę, naklejek tym bardziej. Renard był miłą odmianą i poniekąd uratował ją przed niechcianym towarzystwem Niera - kto wie, ile czasu by jej jeszcze zawracał głowę, gdyby nie nieznajomy? A Miau kompletnie nie miała ochoty by go widzieć. Nigdy. Nie po tym wszystkim. Blizny i "N" na jej ciele mówiły same za siebie. Drgnęła niezauważalnie i poruszyła dłonią nad swoją głową, próbując odgonić niechciane myśli. Wracały jak wstrętne końskie muchy. Obrzydlistwo. Przy któreś wizycie może go nawet podrapać za uszami jak jej pozwoli, czemu by nie, skoro taki był chętny. Był trochę jak nieporadne dziecko, ale w oczach dziewczyny było to raczej zaletą niżeli wadą. Mało kogo znała na Desperacji, rzadko pytała o imiona, prawie w ogóle, jeszcze rzadziej ktoś jej się przedstawiał choćby ksywką. Znała za to twarze. Burdel. Przyszłość. Inne knajpki. Mnóstwo twarzy w M3, które najczęściej się jej rozmazywały. Łatwo się też rozpraszała, gdy łapały ją w sidła emocje, ta niezdrowa kocia ekscytacja. Była młoda. Spytaj kim jest Jinx, wskaże ci, spytaj o większość prostytutek, również. Część kelnerek i pracowników, oraz szef Przyszłości? Nie będzie raczej problemu. Ale inni... łapała informacje i większość z nich wypuszczała, albo dobrze udawała, jeśli mogły okazać się przydatne. Musiała spadać na cztery łapy.
W niektórych miejscach medycznego światka mogłaby zostać uznana za heretyczkę, a jej metody leczenia mogłyby się spotkać z wyraźnym sprzeciwem. Pomagała po swojemu, uczyła się na swoich błędach i rzadko, o zgrozo dla niektórych, sięgała po książki. Zresztą nie było tak łatwo je dostać.
Zupełnie o tym zapomniała zbyt skupiona na innych kwestiach. Mogła mu przynieść swój koc, no ale trudno i tak zaraz się porządnie rozgrzeje.
- Wytrzymasz, drogę do burdelu pewnie znasz - drgnęły jej popękane usta. Powinna sobie zrobić jakiś balsam albo jakiś zdobyć. Tylko jak? - O smokach? Czujesz się jakoś powiązany?
Jej oczy strzeliły w stronę ogona Renarda. Nie mogła się powstrzymać, żeby trochę się z nim podroczyć. Teraz nie powstrzymała chichotu, który wydostał się na zewnątrz. Na duszę babuni, jak on łatwo dawał się podejść! Nawet zaczął sprawdzać te nieszczęsne brudne i przemoczone spodnie.
- Chyba znajdę rozmiar dla ciebie, jak nie to zostają spódniczki - udała pełną powagę, blokując dalsze chichotanie. - Masz ogolone nogi? Jak nie to do kąpieli mogę dołączyć żyletkę i trochę bitej śmietany. Dobry zamiennik pianki. Zapasów Jinxa wolę nie sprawdzać, sam rozumiesz.
I puściła mu oczko, upijając kolejny łyk swojego gorącego napoju. Potrafiła postawić na swoim, przynajmniej w takich sytuacjach. Zadziałało, co przyjęła z wyraźnym zadowoleniem, zapamiętując by następnym razem przykleić mu tę naklejkę, która gdzieś się przewinęła. Dzielny pacjent. Przyglądała się mu, sprawdzając czy zje całą kanapkę. To i tak było za mało, powinien zjadać więcej. Matko Desperatko, pewnie był chudszy od niej. Wciśnie mu zalecenie pielęgniarskie na drogę. No, wreszcie zniknął grymas, co również zarejestrowała.
- Poczekaj na gorącą wodę! - zawołała za nim, licząc że dotarło to do jego uszu. Z takim to nigdy nie wiadomo, czy nie zrobi przypadkiem na opak, poza tym nadal miał gorączkę. Głupek. W tym czasie poleciała do kuchni nastawiła wielki garnek gorącej wody i zaczęła szukać w szufladach jakichś przydatnych składników, którymi mogłaby sprawić, że ta kąpiel stałaby się bardziej zdrowotna. Znalazła zmutowaną cytrynę, więc postanowiła ją wykorzystać. Pokroiła ją, przy okazji się kalecząc, na szczęście delikatnie, w środkowy palec. Zaczęła go ssać.
- Yyyych! - wymsknęło się jej i wrzuciła cytryny do garnka. Musiała jeszcze zdobyć czyste ubrania i poprosić jednego z chłopaków o pomoc by przytargał garnek chociaż pod drzwi łazienki. Possała przez minutę, a potem zostawiła ten nieszczęsny palec i pobiegła do pomieszczenia robiącego za magazyn. Tutaj powinno coś być. Znalazła mocno spraną czerwoną koszulkę, która teraz była raczej różowa i szare robocze upaprane farbą na wysokości ud spodnie. Idealnie. Ale zaraz, jeszcze bielizna... ale czy potrzebował bielizny? I męskiej chyba już nie było, same jakieś fikuśne sztuki dla dziewcząt. Wsadziła sobie pięść w usta by nie zacząć się śmiać i zrobiła się przez to cała czerwona na twarzy. Byleby się nie udusić! No nic, Renard raczej nie włoży niebieskich fig z wycięciem na tyłku, ale może doceni żart. Wzięła serię wdechów i wydechów, gdy już odsunęła obślinioną pięść i wytarła ją o swój fartuszek. Porwała majtki i schowała pod spodniami. Teraz musiała tylko przekonać jednego z ochroniarzy do pomocy.
Zarumieniona od wysiłku i od niedawnego duszenia się ze śmiechu, stanęła przed umięśnionymi ochroniarzami.
- Cześć chłopaki - wyszczerzyła się do nich i kiedy jej odpowiedzieli, skupiła się na Genie. Zrobiła proszące oczy i po obiecaniu mu ciasteczka porwała go za sobą do kuchni. Woda się gotowała, więc Miau szybko zgasiła ogień. Gen posłusznie chwycił za uchwyty garnka, nie przejmując się gorącem - był odporny, więc nie robiło to na nim wrażenia. Poprowadziła go pod drzwi łazienki w której przebywał Renard, po czym podziękowała ochroniarzowi uściskiem i całusem w policzek.
- Jesteś najlepszy Gen. Wracaj szybko na swoje stanowisko - pomachała mu na odchodne, po czym zapukała do łazienki. - Uwaga, nadchodzę!
I nie czekając na odpowiedź, otworzyła drzwi, po czym robiąc z przygotowanych spodni i koszuli rękawice ochronne zaczęła powoli przesuwać garnek do przodu. Oczywiście uważała przy tym na swoje odsłonięte nogi i robiła sobie przerwy by nie przesadzić.
- Jesteś silny, odporny na gorąc? - spytała, czując jak jej oddech przyspiesza. Rzuciła mu szybkie spojrzenie. - Albo wiesz co, ściągaj ręcznik i właź do wanny. Odkręć kran, będzie leciała lodowata woda, ale nie ma co, będziemy mieszać.
Na szczęście w łazience była mała miska, więc nada się idealnie do przelewania. W połowie drogi, otarła sobie czoło i zamknęła drzwi.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Burdel - Page 4 Empty Re: Burdel
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 4 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach