Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 10 z 16 Previous  1 ... 6 ... 9, 10, 11 ... 16  Next

Go down

Pisanie 20.09.16 19:08  •  Placyk - Page 10 Empty Re: Placyk
Za kogo ty mnie uważasz? Nie jestem aż tak żądny krwi, a twojej to już w szczególności – zaśmiał się. Nie miał powodów, żeby atakować Amoka, nawet nie chciałby tego robić. Lubił go, chociaż zapewne nigdy nie będzie mu dane tego przyznać. Spojrzał na mężczyznę. – Nie zrobiłbym ci nic. No może stałbyś się panem przynieś, podaj, pozamiataj i to wszystko. Nie lubię wykorzystywać ludzi do jakichś większych spraw – powiedział. Z drugiej strony Bast mógłby zrobić sobie takiego jednego niewolnika. Wizja ta wcale nie była zła lecz bardzo kusząca. Gdyby wymordowany nie musiał tak często i długo podróżować, to pewnie zgarnąłby kogoś, za kim nikt by nie tęsknił.
Gdy Amok wyjął artefakt, oczy Bast się zaświeciły. Dziwnym trafem ta lewitująca, czerwona kuleczka bardzo mu się podobała. Nie musiała dla niego nic robić, ważne że wizualnie prezentowała się świetnie i do tego unosiła się w powietrzu. Z ciekawością równą trzyletniemu dziecku zaczął wpatrywać się w przedmiot. Zastanawiał się, do czego może służyć, bo na pewno coś robiło. Mógł się założyć, że odpowiedź była prosta, a sposób użycia łatwy, wystarczyło tylko ogarnąć ja ko uruchomić.
Nie próbowałeś czegoś z tym zrobić? Rzucić w kogoś i zobaczyć co się stanie? Może to działa na komendy i czego częścią to może być? Nie znam się na takich cudnościach, ale nie ukrywam, że jestem ciekawy – mruknął.
Powoli zbliżali się już do miejscówki Bast. Noc rozgościła się już na dobre i nie było sensu chodzić po okolicy. Po kilku krokach stanęli przed drzwiami, które Bast szybko otworzył.

zt x2
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.01.17 12:29  •  Placyk - Page 10 Empty Re: Placyk
Kiedyś trzeba wyrwać się z samotności i odwiedzić cywilizację, prawda? Zwłaszcza, jeśli chłód zaczynał kąsać tyłek, a zwierzyna czmychała daleko lub zapadała w zimowy sen głęboko w podziemnych jamach. Gdy coraz trudniej o pożywienie, na myśl przychodzi tylko próba dogadania się z kimś żyjącym na tym terenie nieco dłużej, ewentualna wymiana towarów. A Rathal miała się czym wymieniać.
Przemierzająca ulice postać od razu rzucała się w oczy - ciemna karnacja, twarz pokryta białymi znakami malunków, wysoka sylwetka ubrana szczelnie w futra i skóry, podpierająca się drewnianym kosturem z licznymi runami wyrytymi na całej powierzchni. Na wolne ramię zarzucony miała woreczek pobrzękujący od czasu do czasu, zupełnie jakby w środku znajdowały się szklane pojemniki. Charakterystyczna była również towarzyszka szamanki. Ogromna, kolorowa papuga śmigała ponad głowami przechodniów, leniwie machając od czasu do czasu skrzydłami. Zaczęła obniżać swój lot, gdy Tougea przysiadła na podwyższeniu placyku. Kobieta rozłożyła swój dobytek przy stopach. Wśród wielu przedmiotów znalazły się fiolki z kolorowymi płynami, małe puszeczki maści, barwne pióra, drobne i ostre kości, zioła. Mieszkańcy po dwóch latach zdążyli już przyzwyczaić się do obecności tego indywiduum i wiedzieli, że mogą coś kupić od ciemnoskórej.
Rathal owinęła się szczelniej ubraniem i oparła o kostur. Shedris tymczasem wylądowała nieopodal i czujnie obserwowała otoczenie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.01.17 19:30  •  Placyk - Page 10 Empty Re: Placyk
  Pożywienia było pod dostatkiem, ale trzeba było umieć zapasy sobie załatwić. Jednak od czasu do czasu nadchodził ten dzień; ten dzień, kiedy wyjście ze swojej jamy było potrzebne aby coś złowić albo kogoś okraść. Akane była w podobnej sytuacji. Jedzenia jeszcze trochę miała, mogła wytrzymać parę dni dłużej z kawałkiem chleba lub czegoś, co miało go przypominać, ale postanowiła wyruszyć przed siebie z misją poszukiwania prowiantu. Słońce było obecne, nie świeciło może strasznie - dziewczyna ciągle nie czuła się komfortowo z Tym faktem. Lekko odetchnęła do siebie samej, nałożyła kaptur na głowę i ruszyła przed siebie.
  Nie minęło parę minut, a czarnowłosa dziewczyna dotarła do placu. Wychudzeni mężczyźni bez koszulek (lub nawet jakichkolwiek ubrań) siedzieli na zimnej ziemi, para dzieci biegająca wokół zdechłego psa; taki akurat widok na Desperacji nikogo by nie zdziwił. Ale i zdarzały się osoby, które wyłaniały się z tłumu przez swój wygląd; Akane, akurat, w swoim podartym płaszczu przypominała nikogo innego, jak jakiegoś mieszczanina Desperacji. I wolała tak zostać. Jej oczy powoli mrugnęły, spojrzała ona w prawo - ktoś siedział na podwyższeniu. To wcale nie bycie wyżej od innych przykuło uwagę dziewczyny, ale ekscentryczny wygląd osoby. Bardzo rzadki kolor skóry, no i papuga siedząca obok; co jak co, ale to był dość oryginalny widok. Zamiast podejść bliżej, Wymordowana postanowiła oglądać nieznajomą z daleka - może akurat coś się wydarzy?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.03.17 17:13  •  Placyk - Page 10 Empty Re: Placyk
Balansując pomiędzy jawą, a snem jej papuga zaczęła wydawać niepokojące dźwięki. Ledwo co otwierając oko Rathal zdążyła zauważyć aparycję humanoidalnej istoty. Mlasnęła powolnie, niby oaza spokoju ukrywając wodospad niepokoju. Łapiąc kostur mocniej poprawiła się do pozycji siedzącej. Bacznie obserwowała nieznajomą osobę kiedy Shedris poszybowała bliżej niej lądując na jej ramieniu. Przetarła flegmatycznie swe lewe, czekoladowe oko, kiedy ptak skakał w miejscu zaniepokojony. Myśli bojowały same ze sobą:
Stać w miejscu czy uciekać? Oto jest pytanie!
Serce rozrywało się na widok kobieto-podobnego stworzenia. Brak człowieka u boku był jej tak bliski jak nikomu żywemu na świecie. Wziąwszy kostur w dwa łapska podniosła się na stopy lekko się chwiejąc. Nie była przyzwyczajona do takich klimatów przez co kości trochę zawodziły. Podniosła niedostrzegalnie górną wargę stopniowo wydając gardłowe, poszarpane pomruki. Instynkt mówił jedno: Zabij albo bądź zabitym.
Dzicz chlastała rozum jak bicz, jednak ptaszyna na ramieniu coś jej przypomniała - ona nie jest do końca zwierzem, acz człowiekiem. Jednym z tych, do których, prawdopodobnie, należy obca. Szurnęła nogą do przodu delikatnie przesuwając się w przód. Niestety jej zgrabność w tym momencie równała się zeru. Gdyby nie jej tyka obaliła by się bezproblemowo.
Brzdęk!
Natychmiast jej głowa powędrowała za nieznośnym dla nadwrażliwych uszu hałasem. Wszelkie fiolki, nie-fiolki, zioła, nie-zioła - legło. Wszystko znajdowało się na ziemi tuż obok Rathal. Niepewna stała. Przybrała zgarbioną posturę rozpościerając palce u rąk. Nie wiedziała co zrobić. Podnieść czy nie podnieść? To jest dopiero dramat, być obrabowanym przez nieznajomego, bądź być przez niego zaatakowanym. Jednak pozostawiła swe dosyć przyjazne zamiary na chwilę obecną, a ptaszysko od razu rzuciło się na korzonki i roślinki by je jak najszybciej pozbierać.

Edit: Wreszcie stwierdziła, iż nie ma sensu siedzieć dłużej w jednym miejscu. Część swoich zapasów wymieniła na potrzebne jej towary, ale sporo wciąż zostawało do sprzedania. Zgarnęła więc cały majdan, który miała ze sobą i udała się w inną część Apogeum, podpierając się kosturem, na którego czubku próbowała utrzymać się wielka, kolorowa papuga.

[zt]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.01.18 18:57  •  Placyk - Page 10 Empty Re: Placyk
Zanim zdążyło dotrzeć do tych kilku osób znajdujących się na placyku, że przed ich oczami szarpanina nagle zmieni się w bijatykę, było już po wszystkim.
Ale spokojnie, po kolei.
Realia mamy takie, że więcej wala nam się pod nogami zamiast dumnie stać. Na około nas są smutne ruiny, a wszędzie leży gruz, szkło, druty i inne śmieci. Niestety, te właśnie śmieci upodobały sobie zaczepianie się o zamyślonych wymordowanych i targanie im ciuchów. Arisu miała jeszcze gorzej, ponieważ dodatkowo jej pokryte łuskami ciało średnio dwa razy w tygodniu chamsko rozcinało lewy rękaw wzdłuż. Jakby tego było mało, często wdawała się w szarpaniny z dusigroszami którym cenniejsze było omijanie zapłat Drug-Onom niż własne życie, to także nie pomagało jej ubraniom. Rezultat? Ari wolne wieczory (wszystkie wieczory) poświęcała na łatanie dziur w ciuchach wyprutymi nićmi lub kawałkami szmat, a każde ubranie, które posiadała, było podszyte przynajmniej podwójną warstwą ciągle rosnącej ilości łatek. Było to na pewno tańsze rozwiązanie od kupowania nowych ciuchów za każdym razem, kiedy te stare ze zniszczenia przypominały bardziej frędzlowate firanki niż koszulkę czy spodnie.
Nawet kiedy jest się oszczędnym, używa się małych kawałków materiału i wykorzystuje elementy ze starych, zniszczonych ciuchów, prędzej czy później musi czegoś zabraknąć do tego typu napraw. W taki właśnie sposób Ari przywiało do Apogeum Desperacji. Chodziła uliczkami, szukając kogokolwiek, kto by miał na sprzedaż stary, tani materiał. Skupiona była na pamiętaniu wszystkich czegokolwiek wartych stoisk i handlarzy, żeby potem przejść się po nich, nakupić towaru i schować go gdzie nie zostanie znalezionym, by następnego dnia zabrać go i wyruszyć w drogę powrotną do Smoczej Góry.
Zakupy zrobiła, zdobycze schowała.
Mając to z głowy, postanowiła przejść się po Nowej Desperacji, licząc na spotkanie paru znajomych i ewentualnym postraszeniu dłużnych zleceniodawców samą jej obecnością w mieście. Ów spacerek zaprowadził ją w końcu na placyk, w mniej-więcej tym samym momencie w którym ktoś zaczął drzeć ryja na... Hm. Renard, w co tyś się znowu wplątał...
Jeśli ktoś miał tendencję do pakowania się w tarapaty, to był to właśnie on. Arisu powoli zaczynała się czuć jak jego osobisty anioł stróż, jakimś cudem potrafiła go znaleźć właśnie wtedy, kiedy zaczynał mu się tracić grunt pod nogami. A może po prostu miał kłopoty 24/7 a Ari ratowała go z miernej ich garstki. Tak czy siak, dopóki nie wdeptywał w naprawdę głębokie szambo i ratowanie lisowatego było stosunkowo proste, nie przeszkadzało jej to - chłopaka lubiła, pomóc zawsze mogła.
Podeszła do nich od boku, niby to udając przechodnia, a w momencie kiedy facet przygotował się do wymierzenia w trzymanego za kołnierz Renarda, Ari oddała dwa szybkie ciosy, zanim gość miał szansę zareagować - pierwszy w grdykę, drugi w krocze. Jej ofiarę poskładało w 3 sekundy. Krav Maga, bitches.
- Wszystko w porządku? - zapytała Renarda. Machnęła ręką na znak, by poszedł za nią, po czym podążyła w stronę jednej z ulic, by nie stać na środku placyku obok stadka gapiów i jęczącego z bólu mężczyzny. Mimo udawania, że nie widzi ich zdumionych spojrzeń, była świadom, że jest aktualnie w centrum uwagi i przyjemnie łaskotało to jej ego.
- W co Ty się znowu wpakowałeś, Ren?! Kim był ten facet?
Omiotła wzrokiem budynki, które ostatnimi siłami stały wzdłuż ulicy. W przeciwieństwie do placu, z którego właśnie zeszli, ulica była kompletnie pusta. Kiedy nikt już nie zwracał na nich uwagi, zaczęła czuć się bardziej swobodnie.
- Jesteś magnesem na kłopoty, młody. - Była starsza o dwa lata i mylnie uznała, że ma przywilej nazywania go "młodym." - Jak Ty to robisz? Nie pamiętam ostatniego razu, kiedy nie byłeś w tarapatach.
Nie była na niego zła, wręcz przeciwnie, nawet dostarczało jej to rozrywki. Chociaż gdyby coś mu się stało, wtedy czułaby się urażona, że ktoś śmiał skrzywdzić jej przyjaciela. Karą: śmierć.
Stanęła w miejscu, stąd jeszcze było widać placyk. Zwróciła się w stronę chłopaka.
- Znalazłam coś i pomyślałam o Tobie. Łap! - Wyjęła z kieszeni stary zegarek i rzuciła w jego stronę. Zegarek był analogowy, mimo uszkodzonej szybki i porysowanego łańcucha, chodził. Myślała, że jest kompletnie sprawny, ale dopiero dużo później chłopak dojdzie do wniosku, że z każdym dniem spóźnia się o kolejne trzy minuty. Pomyślała o nim, bo wiedziała, że Renard lubi świecidełka, a w tym zegarku jeszcze zdarzał się błysnąć promień słońca albo dwa. Ona z niego nie miała pożytku, więc liczyła, że chociaż jemu się spodoba. Obserwowała go, ciekawa jego reakcji.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.01.18 22:57  •  Placyk - Page 10 Empty Re: Placyk
- Wypadki chodzą po ludziach.
- Jakie wypadki?! To nie był wypadek!
Głośny, wyraźnie rozdrażniony okrzyk przedarł się ponad pozostałymi dźwiękami desperacji, zwracając oczy wielu przechodniów ku młodej parze. Niska dziewczyna - zapewne w wieku nastoletnim, na to wskazywałby młodzieńczy wyraz jej gładkiej jak porcelana twarzy - wsparta dłońmi pod boki stała na środku drogi, wiernie towarzysząc swemu rudowłosemu towarzyszowi. Wyglądała na całkowicie opanowaną, a jednak odrobinę podrygująca powieka mogła okazać się pierwszym i ostatnim znakiem szybko wyczerpujących się pokładów cierpliwości.
- Chodźmy już, robisz przedstawienie.
- Ktoś mi podpierdolił szal!
- I tak był paskudny...
Wciągane nosem powietrze zabrzmiało jak wyjątkowo rozjuszony byk, gdy chłopak prostował plecy, piorunując spojrzeniem. Kilka krótkich sekund później apogeum znów rozbrzmiało oburzonymi krzykami.
Końcówka skradzionego szala powiewała na lekkim wietrze kilkaset metrów dalej, a jego brudnoszary kolor okazał się na tyle wtapiający na tle równie szarych budynków, by absolutnie nikt nie zwrócił na niego uwagi. Materiał w istocie nie wygrałby pierwszej nagrody za piękno, ciężko również było określić go mianem nowego. Okazał się jednak wyjątkowo miły w dotyku i ciepły, dzięki temu zaskarbiając sobie czyjeś zainteresowanie. Zmiana właściciela stała się więc tylko krótką formalnością, nawet niewymagającą jakichkolwiek słów, czy warunków wymiany. Jak do tej pory dzień okazał się całkiem udany. Jeden z niewielu, gdyby spojrzeć na te wszystkie niespokojne godziny, które zdążyły już przeminąć.
Wykraczesz.
Zwięzła reprymenda zwarła jasnowłosemu usta w wąską linię, naraz ucinając szereg następujących po sobie myśli na temat tego cudownego dnia. Upomnienie mimo wszystko nie odebrało mu dobrego nastroju, nawet jeśli miało okazać się najprawdziwszą prawdą w świecie. Sam Renard przekonał się o tym w ciągu kilkunastu kolejnych minut. Lekkie niczym muśnięcie kobiecej dłoni zderzenie z czyimś ramieniem skutecznie sprowadziło rozhulałe myśli na ziemię i uniosło dwubarwne spojrzenie w górę. Tuż przed nim wyrósł ogromny na co najmniej dwa metry mężczyzna, ziejący z malutkich oczek czystą furią. Aparycja zagorzałego boksera nie zwiastowała niczego dobrego i nim wymordowany zdążył zrobić choć drobny krok w tył, ręka przerośniętego agresora wystrzeliła ku niemu, podnosząc go zdecydowanie zbyt wysoko jak na standardy.
- Ty mały gówniarzu, nikt cię nie nauczył kultury?
Przez pierwszych kilka chwil chciał nawet odpowiedzieć. Zaproponować jakąś opłacalną ugodę, porozmawiać na świeżym powietrzu i rozejść się każdy w swoją stronę. Już nawet otwierał usta, chcąc rzucić kilka słów, które nie byłyby szczeniacką odzywką. Mężczyzna poskładał się jednak tak szybko, by wprawić wymordowanego niemal w zakłopotanie. Dopiero znajoma sylwetka i tak mocno odbijające się od burego otoczenia zielone oczy odwiodły naiwną myśl o poważnej chorobie.
Nakopała mu, zuch dziewczyna.
"Wszystko w porządku?"
- Przepraszam bardzo, jeszcze chwila i położyłbym go jedną ręką. Oczywiście, że w porządku - upchnął dłonie w kieszenie bluzy jak ten nadąsany dzieciak, któremu odmówiono bajki na dobranoc. Mimo podobnej postawy kroki samoistnie skierował za dziewczyną ani razu nie spoglądając przez ramię na ogłuszonego boksera. Szczelniej owinął szyję szalem, zaraz chowając usta w miękkim materiale. Brwi ściągnęły się ku sobie w reakcji na wyrzuty opętanej. Nie od razu jej odpowiedział, sprawiając wrażenie, jakby mamrał niezrozumiale pod nosem w celu sparodiowania tonu jej głosu. Nic takiego nie miało oczywiście miejsca. A przynajmniej nie tym razem.
- W nic! I nie mam pojęcia! Wyobraź sobie, że spędzałem ten dzień całkowicie spokojnie i niepodważalnie grzecznie aż tu nagle wyskakuje zza rogu ogromny typ. Jako całkiem kulturalny człowiek chcesz go ominąć i idźcie oboje w swoją stronę, ale nie! Jemu zamarzyło się zmasakrować cię w biały dzień - fuknął pod koniec, a nakrapiany ogon świsnął przez powietrze, podsumowując całe rozeźlenie chłopaka. Gdy stanęła, zrobił dokładnie to samo. Krótkie spojrzenie w kierunku większego odłamka głazu - zapewne kiedyś będącego fragmentem ściany - wystarczyło, by zniknął z poprzedniego miejsca w iście kreskówkowym stylu i zasiadł na chropowatej powierzchni.
- Tak, tak, mamo. Kłopoty to moje hobby - wypowiedź zwieńczyła prawie miła dla ucha nuta sarkazmu. I kiedy już zdawało się, że podrzucony zegarek, zamiast wylądować w dłoni, huknie go w sam środek łba, został sprawnie przechwycony w ostatniej chwili. Badawcze spojrzenie osiadło na nadszarpniętej czasem miedzianej powierzchni, prześwietlając ją cal po calu. Kilka razy zakręcił przedmiotem na palcu, sprawdzając stan paska. Ten dzielnie wytrzymał całą zabawę, brzęcząc jedynie, gdy metalowe części obijały się o siebie. Nie spojrzał tylko na tarczę, chwilowo odwlekając sprawdzanie godziny na dalszy plan.
- Całkiem niezły, dziękuję. Obrazisz się, jeśli go sprzedam? - spojrzał na Arisu z uwagę, ściskając w palcach zegarek. Schował go szybko do kieszeni bluzy, uprzednio upewniając się, że nic z niej nie wypadnie przy gwałtowniejszym ruchu. Nie, żeby miał przy sobie coś na tyle cennego, by później ubolewać nad stratą tygodnia. W głowie po prostu rozbrzmiały mu słowa, że "wypadki chodzą po ludziach". - Chcesz w zamian szalik?
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.01.18 19:11  •  Placyk - Page 10 Empty Re: Placyk
Na wieść, że chłopak prawie już miał swojego napastnika zareagowała chichotem, aczkolwiek nie złośliwie. Wlepiła swój wzrok w jego naprawdę niecodzienne różnokolorowe oczy i próbowała w nich dojrzeć, czy to aby na pewno był żart, czy jednak jest w tym momencie poważny. Jego oczy były absolutnie fascynujące. Tak jak zdarzało się widywać osobno turkusowe i osobno czerwone oczy, to go heterochromia obdarzyła ich połączeniem. Prawdopodobnie unikalna kombinacja czerwieni z niesamowicie kontrastującym odcieniem zielonego przyciągała wzrok każdego. Jednakże nigdy nie potrafiła z oczu Renarda wyczytać emocji, czasami miała wrażenie, że rozmawia z dwiema osobnymi personami i mieszały jej się interpretacje spojrzeń którymi ten obrzucał swoje otoczenie.
- Wiem, wiem. Dobrze, że go obezwładniłam, bo już go prawie przy wszystkich zabiłeś - odpowiedziała, przytakując mu ironicznie głową. Nie wątpiła, że chłopak by sobie nie poradził. Ba, wierzyła, że ktoś kto tak często pakował się w kłopoty, miał całe życie doświadczenia w wyślizgiwaniu się z nich. Ale też co innego wyjść z bójki w stanie nienaruszonym a z podbitym okiem.
Słuchała z uwagą wersji Renarda powoli przytakując głową i obserwując jak w złości macha swoim ogonem. Komukolwiek innemu pewnie by nie uwierzyła, że do takiego szału i chęci mordu można doprowadzić niechcący poprzez zapatrzenie się i wpadnięcie na kogoś. Jednak widziała już wielokrotnie jak przy tym chłopaku problemy wyrastały dosłownie znikąd.
Pozwoliła mu się wygadać, wyrzucić z siebie złość, szczędząc złośliwych uwag. Gdyby po każdej takiej sytuacji miała mu dogadywać, to zbyt szybko skończyłyby się jej żarty. Zanim ten zdążył jej uciec i usiąść na ostatnim wspomnieniu po stojącej kiedyś ścianie, pogłaskała go po głowie. Chłopak wydawał się lubić tą pieszczotę. Wierzyła, że to choć trochę go uspokoi. I jeszcze te miękkie włosy <3
Na nazwanie jej matką wesoło zachichotała i to jeszcze w ten uroczy sposób, gdzie przyłożyła kostkę prawej dłoni do ust, by lekko ów chichot przydusić.
- Nie pyskuj - rzuciła mu rozbawionym tonem. Podeszła bliżej i usiadła na ziemi około półtorej metra od głazu na którym usadowił się Renard. Rzuciła jeszcze ostatnie spojrzenie w stronę placyku z którego przyszli. Wydawało jej się, że tłum spowodowany zajściem sprzed kilku chwil zdążył się już rozejść. Facetowi wstać nikt nie pomógł.
Obserwowała jak analizował zegarek. Nie miała pojęcia czy się znał na tym, ale sądząc po błysku w jego oczach, najwyraźniej dojrzał faktyczną wartość przedmiotu. Pytanie, które zadał, tylko ją w tym przekonaniu utwierdziło. Ktoś inny uznałby, że oddawanie błyskotek, a szczególnie czegoś takiego jak (w miarę) działający zegarek to głupota, ale ona nie miała pojęcia jak się wycenia takie rzeczy. Tym bardziej, że ona sama należała do tego typu osób, która miała kompletnie gdzieś luksusy i nie potrafiła docenić takiego wynalazku jak zegarek, przecież porę dnia można ocenić po świetle rzucanym przez niebo lub czasem przez kąt padania słońca jeśli te cudem widać spomiędzy ołowianych chmur. Gdyby sama chciała to sprzedać, to każdy kompetentny handlarz wcisnąłby jej w zamian pomalowany farbą kamień i jeszcze by uwierzyła, że wymiana była fair.
- Zrób z nim co chcesz - powiedziała, wzruszając ramionami - mi się do niczego nie przyda.
Faktycznie nie miała temu nic przeciwko. Tym bardziej, że on zaoferował jej w zamian szalik. Z początku chciała z grzeczności odmówić, ale potem przez jej głowę przeleciały wszystkie niemiłe wspomnienia związane z zimą, szczególnie tą ostatnią, którą przeżyła tylko i wyłącznie dzięki temu, że stał się cud. Jej ciało nie trzyma ciepła, jest zmiennocieplnym gadem, musi się ogrzewać aby nie umrzeć.
Skinęła nieśmiało chłopakowi, że przyjmie od niego szalik. Ostatecznie była to dla niej dobra wymiana, miała nadzieję, że dla niego też.
- Obrazisz się, jeśli rozpruję go na nitki do szycia? - Posłała mu złośliwy uśmiech. Nie zamierzała tego zrobić, okrycie szyi i twarzy było zbyt dla niej ważne, ale była ciekawa co powie.
- Renard, mogłabym u Ciebie przenocować dzisiaj? - zapytała - norę w której się zazwyczaj zaszywam przy wizytach w ruinach przysypało gruzem.
Było to szczere pytanie. Faktycznie przy jej dotychczasowym schronieniu zawaliły się resztki po budynku, którego elementy  teraz blokowały wejście. Było to do wyczyszczenia, ale nie w jeden wieczór kiedy chce się następnego dnia już z rana ruszyć w drogę. Jednakże chciała się też dowiedzieć gdzie chłopak mieszka, przynajmniej jakby chciała go odwiedzić to go odwiedzi, nie pozostawiając niczego przypadkowi, który dotychczas był łaskawy. Poza tym, on już wiedział gdzie ona mieszka, bo w Smoczej Górze. Chociaż pewnie gdyby się tam pojawił jej szukać to od razu wpadłby w kłopoty.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.01.18 15:47  •  Placyk - Page 10 Empty Re: Placyk
Oczywiście, że żartował. Żadna broń nie wisiała przy pasku spodni, żadna nie kryła oblicza pod materiałem ubrań i żadna nie pojawiła się nagle w dłoni za sprawą magicznej sztuczki. Tymi chudymi rączkami mógł co najwyżej machać w oburzeniu, gdy ktoś następował mu butem na dumę. Ewentualnie wkładać je ludziom tam, gdzie nikt nie chciał ich widzieć. W kieszenie, rzecz jasna. Jedynym, co mógłby określić mianem broni był niezaprzeczalny urok, a niestety i to prawdopodobnie z czasem okazałoby się zwodne. Ta właśnie myśl sprawiła, że ściągnął brwi ku sobie, powoli dopuszczając do świadomości fakt, że coś w tym wszystkim było cholernie nie tak. Krótki śmiech rozbrzmiały nagle w tyle czaszki przypomniał zaraz o prawach rządzących Desperacją, wykopując poprzednią zagwozdkę z głowy. Niema wzruszył ramionami podczas powolnego wypuszczania powietrza z płuc.
"Wiem, wiem."
Uniósł na nią wzrok, przez krótką sekundę nie mogąc w ogóle skojrzyć, o czym mówiła. Dopiero ostatnie słowo wywołało impuls, całkowicie rozjaśniając umysł. Czyto na pokaz uniósł dłonie, wyłamując kostki jednej z nich. Taki był silny, o taki! Głaskanie tym razem obeszło się bez większej reakcji, choć dziewczyna mogła być pewna, że zostało zarejestrowane i przyjęte ze wcale nie takim małym zadowoleniem. Od czasu do czasu słuchał zapewne pomocnych porad dotyczących uzewnętrzniania dosłownie wszystkich emocji, przez co zdarzało się, że dawał radę powstrzymać naturalne odruchy i pozostać po prostu... spokojnym. Ni mniej, ni więcej.
Również zerknął w stronę niknącego zbiorowiska, poświęcając mu raczej mało uwagi. Chleb powszedni tego miejsca, nie było się nad czym rozwodzić. Chuchnął jeszcze w dłonie i schował je zaraz do kieszeni, naciągając znacznie ciemną bluzę. Plotki głosiły, że kiedyś cieszyła oko ładnym odcieniem granatu. Teraz pozostało po nim jedynie kilka niewielkich przebarwień, a cały materiał zajęła szarość. Liczne przetarcia również nie przywodziły na myśl niczego dobrego, właściwie pozostawało tylko kwestią czasu, aż ubranie przybierze formę sera szwajcarskiego. Sprytni wymordowani nawet z takiego kawałka śmiecia potrafili zrobić użytek.
A ty nie jesteś sprytny, więc rodzi się problem.
Dlatego tak bardzo docenił zegarek i zależało mu, by wymienić go na coś równie cennego. Raz jeszcze stulił palce na przedmiocie, uważając, by go przy tym nie uszkodzić. W głowie (choć z drobną pomocą) zdążył już ustalić niewielki plan działania i ewentualne miejsca, w których mógłby opchnąć to cacko komuś, kto z pewnością będzie nim zainteresowany.
"Obrazisz się, jeśli rozpruję go na nitki do szycia?"
- Zrób z nim co chcesz - odparł, powtarzając jej słowa sprzed momentu. Wydobył ręce z ciepłego wnętrza kieszeni, zabierając się za rozplątywanie grubego supła szala. Minęło kilka chwil, nim skończył odwijać puchaty materiał z szyi i podał go anielicy. - Niech ci służy - zasalutował nawet, wypinając pierś, jakby co najmniej dokonał bohaterskiego czynu. Jak na zawołanie odczuł panujący dookoła chłód z wielką mocą. Niemniej jednak udało mu się zapanować nad odruchem wzdrygnięcia, ograniczając go do bezgłośnego szurnięcia końcówki ogona po chropowatym kamieniu, na którym siedział. Niestety dźwięk pytania Hachurui sprawił, że jedno z lisich uszu znacznie opadło, niemal zrównując się z linią kosmyków.
- Zrobiłbym to z chęcią, niestety jest drobny problem - odchrząknął, z drobnym zdenerwowaniem stukając palcami w kolana. - Nie mam w zasadzie niczego takiego. Nigdzie nie spędzam dłużej niż jedną noc. Czasami tylko zostaję na dłużej w burdelu niedaleko stąd, ale... jego właściciel nie byłby zbyt zadowolony, gdybym przyprowadził kogokolwiek, kto nie wyraziłby chęci na sama-wiesz-co. Tak podejrzewam - zabawne, że pomimo upływu tylu lat pewne słowa wciąż nie przechodziły mu przez gardło. Nie było to jednak na tyle ważne, by zajmować myśli dłużej, niż ułamek sekundy.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.01.18 23:26  •  Placyk - Page 10 Empty Re: Placyk
Z uśmiechem przyjęła od "młodego" szary szalik. Był typowo nierzucający się w oczy ale Arisu podobał się, był wystarczająco puchaty i ciepły by jej dobrze służył zgodnie z życzeniem chłopaka.
- Dziękuję Ren. Jest fajny, będę go nosić. - Powiedziała, zarzucając dwukrotnie długi szalik na szyję. Oj tak, był ciepły.
- A Tobie nie będzie teraz zimno? - Aż sama była zdziwiona troską jaką mu okazywała. Nie było to do niej podobne, ale czuła przywiązanie do Renarda. Coś jak młodszy brat. Młodszy brat którego trzeba było non-stop pilnować, bo pozostawiony sam sobie brał brudne rączki do buzi.
Zmarszczyła brwi na wzmiance o problemie i uniosła je wysoko kiedy usłyszała słowo "burdel." Tych było kilka ale na myśl od razu przychodził ten największy, tuż poza terenem miasta. Słyszała wiele o tym budynku o jakże szlachetnym celu, głównie o usługach jakie świadczy, bo o tym najchętniej plotkują zachlaj-mordy w karczmach w których bywa. Mimo to zasłyszała parę wzmianek dotyczących innych tam dokonywanych czynności. Na przykład o odbywającym się tam handlu towarami, które nie zaznały przyjemności dotyku stempla eksportowego z urzędu celnego w M-3, zanim zostały nielegalnie sprowadzone na Desperację. O przemytach organizowanych pomiędzy normalnie skłóconymi organizacjami i mimo, że ów organizacje tego zabraniały to interes kwitł w najlepsze. O udzielanych tam pożyczkach, których celem nie było zebrania opłat a wpędzenie dłużników w te wszystkie ciemne interesy. Oraz o towarzystwie odwiedzającym taki lokal, a także o właścicielu na temat, którego także się już wystarczająco nasłuchała. Tak, ona nie miała zamiaru zapuszczać się do takiego miejsca, nie ważne w jakim celu.
Na samą myśl, że miała by tam robić ona-dokładnie-wie-co zakrztusiła się własną śliną.
- Po moim kurwa trupie - odpowiedniego słownictwa nauczyły ją Smoki. Bardzo uprzejme grono miłych ludzi swoją drogą. - Jak to burdel? Ten duży poza ruinami?
Przez moment przez głowę przeleciała jej myśl, że chłopak tam nocował, bo nocleg był teoretycznie darmowy. Jednakże bardzo szybko odrzuciła tę myśl. Renard nawet nie potrafił wypowiedzieć słowa "seks" bez zawstydzenia się na amen, nie byłby w stanie tak się utrzymywać. A przynajmniej miała taką najszczerszą nadzieję, kompletnie zniszczyłoby to jej wyobrażenie o siedzącym przed nią uroczym lisku.
- Właściciel pozwolił Ci nocować? Chyba nie za darmo? - zadała pytanie w najbardziej neutralny sposób jaki potrafiła.
Znowu rozejrzała się po ulicy. Nie było ciemno, ale za niedługo już miała zastać noc. Ona także poczuła na skórze chłodny powiew, który na nią wpływał dotkliwiej niż na niego. Zacieśniła lekko szalik, nie pozwalając mu już wolno zwisać z jej szyi. Była naprawdę wdzięczna za podarunek i postanowiła zakomunikować mu to lekkim uśmiechem, w międzyczasie bawiąc się końcówką materiału.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.01.18 13:31  •  Placyk - Page 10 Empty Re: Placyk
Zasalutował, gdy podziękowała. Wtedy też twarz rozświetlił mu szeroki uśmiech, będący wręcz absurdem na tle Desperacji. Chwycił zaraz za zamek bluzy, zasuwając ją pod sam nos. Tym zagwarantował sobie odpowiednią ilość ciepła, a przynajmniej na tę chwilę. Nikt przecież nie mógł liczyć na luksusy.
- Spokojnie. W razie czego mam grube futro - znaczące spojrzenie mogło sugerować dziewczynie jedynie tyle, że w potrzebie mógł zwyczajnie skoczyć na cztery łapy. Lisie futro było zbawienne w przypadku niskich temperatur. Głównie dzięki temu jeszcze nie zamarzł.
Zmiana w wyrazie twarzy Arisu była na tyle wyraźna, by przekrzywił głowę na bok niczym nierozumne szczenię. Niby miał świadomość (a przynajmniej jego część) tego, co wyprawia się za ścianami pokoi dziewczyn pracujących dla Jinxa. Jednocześnie jednak pozostawało to dla niego wielką zagadką, bo nigdy przecież o nic nie dopytywał. Ani samego właściciela, ani nikogo innego. Stąd całe zdziwienie reakcją siedzącej naprzeciwko dziewczyny. Zmarszczył znacznie brwi, dopiero gdy postanowiła się odezwać.
- Nie przeklinaj - skarcił, jak to dziecko, które w przeciwieństwie do dorosłych wiedziało, że wulgaryzmy są niewskazane. Podciągnął kolana pod siebie, opierając nań podbródek. Ogon świsnął znów przez powietrze, gdy prześwietlał w pamięci rozkład budynków. - No tak, chyba wszyscy go znają - skinął powoli głową. Po chwili wzruszył też ramionami, tym razem już z uwagą wpatrując się w zielone tęczówki, jakby to właśnie one miały dostarczyć mu wyjaśnień na temat podejrzliwości Hachurui. - No pozwolił. W ogóle rzadko go widuję, głównie odwiedzam Rakshę. Często się nią zajmowała, zanim cię poznałem. W zasadzie wciąż to robi, jest świetna - odparł, w całym swoim szczeniackim 'ja' nieświadom, iż usłyszane słowa niekoniecznie miały ten sam wydźwięk, z którym je wypowiadał. Znów posłał dziewczynie uśmiech, tym razem już drobniejszy, jakby ten miał uspokoić ją całkowicie. Przestał też zwracać uwagę na otoczenie, całkowicie skupiając się na rozmowie. Powoli ciemniejący zaułek właściwie nie sprawiał problemu dla przyzwyczajonych do ciemności oczu, więc akurat tą kwestią martwić się nie musiał.
- Nie macie u siebie niczego, gdzie mogłabyś przenocować? - nie miał pojęcia, jak to wszystko wygląda u Smoków. Pomyślał jedynie, że być może posiadają budynek, w którym zbłąkana duszyczka spędziłaby kilka godzin. - Jeśli nie, to możemy ci czegoś poszukać - całą gotowość do działania wyraził nagłym poderwaniem na równe nogi. Jeszcze tylko brakowało, by przytknął dłoń do czoła i zaczął rozglądać się na boki. Na szczęście to sobie już darował.
Chwilę później prowadził ją przed siebie, czasami zerkając przez ramię, chcąc się upewnić, czy przypadkiem nie zgubiła się po drodze.

z/t
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.04.18 0:10  •  Placyk - Page 10 Empty Re: Placyk
Lubił tutaj przychodzić. To miejsce, choć daleko odbiegało od ideału, stanowiło minimalną cząstkę tego, co znał. Stare budynki wyglądające, jakby miały się zawalić za sprawą silniejszego podmuchu powietrza, lokale przypominające kawiarenki i restauracje, które lata świetności miały już dawno za sobą, droga pełna dziur – to wszystko nie wyglądało jak sceneria z bajki z dobrym zakończeniem, a jednak pomagało przywołać najlepsze wspomnienia. W końcu o wiele łatwiej jest wyobrazić sobie coś, jeśli namiastkę tego miało się przed sobą.
Nie zastanawiał się długo na tym, czy powinien tutaj przychodzić; nogi same poniosły go na Placyk, gdy wyszedł z kryjówki, nie chcąc dłużej siedzieć w swojej norze. Siedzenie w ciasnym pomieszczeniu na dodatek w półmroku nie było najciekawszą opcją, dlatego z ulgą odkrył, że do zachodu pozostało parę godzin. Nie zdobyłby się na to, aby pójść samemu gdziekolwiek, gdyby słońce chyliło się ku zachodowi. Nauczył się, że wtedy ryzyko przyciągnięcia do siebie problemów wzrastało kilkukrotnie.
- Ale syf - skomentował, kopiąc puszkę leżącą na ziemi. Obserwował jak ta odbija się od krawężnika i ląduje parę centymetrów dalej. Wsunął jedną dłoń do kieszeni w spodniach, podnosząc wzrok znad popękanej płyty chodnikowej i kierując go na pierwszą lepszą osobę znajdującą się kilkanaście metrów dalej. Zmrużył oczy, widząc, jak nieznajomy pochyla się nad czymś i energicznie gestykuluje, jakby właśnie prowadził rozmowę na jakiś porywający temat, ale… nie miał jej z kim prowadzić. Wokół niego nie było nikogo, kto przejawiałby cień zainteresowania tym, co robi lub mówi wymordowany. Odwrócił wzrok od niego, czując, że samym wpatrywaniem się może przyciągnąć uwagę dziwnego typa, a konfrontacja z nim była jedną z rzeczy, których wolałby uniknąć. Nie po to ruszył swoje cztery litery i wyszedł na zewnątrz, żeby od razu wpaść w tarapaty. Ręka odruchowo sięgnęła do noża przymocowanego jakąś starą chustą do prawego uda. Paznokcie zahaczyły o rękojeść.
Oparł się o ścianę zniszczonego budynku, omiatając wzrokiem otoczenie.
Nie dostrzegł niepokojących oznak wskazujących nadejście niebezpieczeństwa; no może poza tym gadającym do siebie mężczyzną, ale ten był tak pochłonięty swoim monologiem, że zdawał się nie zwracać uwagi na nic innego.
Usiadł, zginając nogi w kolanach. Z kieszeni wyciągnął mały notatnik wraz z długopisem. Zapisywał swoje rozważania i przeżycia odkąd pamiętał, prowadząc coś na kształt pamiętnika. Przelanie myśli na papier w pewnym sensie pozwalało spojrzeć na nie w inny sposób, co niejednokrotnie pomagało w rozwiązaniu problemów, które wydawały się zbyt przytłaczające lub prawie niemożliwe do rozwikłania. Starannie strzegł swoich notatek, chociaż było to pozbawione większego sensu - i tak niewiele osób potrafiłoby się przebić przez ścianę bazgrołów, skrótów myślowych czy naprędce nabazgranych rysunków, które na pierwszy rzut oka często nie przypominały niczego konkretnego.
Otworzył notatnik, palce prawej dłoni chwyciły za długopis. Pierwsze litery zaczęły zapełniać pustą, pogniecioną stronę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Placyk - Page 10 Empty Re: Placyk
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 10 z 16 Previous  1 ... 6 ... 9, 10, 11 ... 16  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach