Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 12 z 16 Previous  1 ... 7 ... 11, 12, 13, 14, 15, 16  Next

Go down

Pisanie 19.06.18 23:53  •  Placyk - Page 12 Empty Re: Placyk
Ospała od duszącego, letniego powietrza, leniwie przeżuwała kolejne kęsy suszonego mięsa. Już zaczynała żałować, że poczęstowała głupie zwierzę tak cennym w ostatnich czasach jedzeniem. Westchnęła ciężko, ocierając przedramieniem lśniące krople potu. Czuła, że pod czapką resztki włosów, których jeszcze nie zdążyła obciąć, już dawno nasiąknęły potem; cała zresztą już śmierdziała, siedząc na środku otwartego placu. Specjalnie zajęła jednak takie miejsce pod zdegradowanym do części pierwszych pomnikiem, by jego cień padał właśnie na nią. Spod przymrużonych powiek obserwowała uważnie otoczenie, chociaż niewidzące powoli oczy nie pozwalały jej przyjąć do wiadomości nic z tego, co się dookoła działo.
Muszę sobie sprawić okulary.
Pokiwała w zamyśleniu głową, jakby przytakując samej sobie. Rzeczywiście, rozsądnym dla jej zdrowia i życia byłoby zdobyć w końcu coś, co pozwoli jej widzieć na odległość większą niż trzy metry. Znudzonym, niewidzącym wzrokiem wodziła dookoła siebie, podczas gdy wiatr przeganiał powoli chmury tworzące atmosferę duchoty, ciemności i ogólnego zmęczenia. Duszne powietrze nigdzie się jednak nie wybierało, oblepiając wszystkich zgromadzonych lepkim potem i przyczepiającym się do potu pyłem. Renshi podrapała się nerwowo po ramieniu, ale to nie tu leżał problem – całe ciało swędziało niemiłosiernie i o niczym nie marzyła w tym momencie tak, jak o kąpieli. Westchnęła na wspomnienie prysznica, już ledwo pamiętała, jak to wygląda.
A skoro o przeszłości mowa…
W zmętniałym polu widzenia ukazała się dziwna sylwetka, a dziwne było w niej to, że okrążały ją ogromne wilczury. Renshi mimowolnie ściągnęła czoło, zazgrzytała zębami i wytężyła wszystkie swoje siły, by rozpoznać zbliżającą się do niej osobę. Jedna z wielu rzeczy, których nauczyła jej Desperacja, to mieć oczy na twarzy, na plecach i na dupie, bo w coś zawsze możesz dostać. Szczególnie jeśli z pleców nie wyrastają ci skrzydła, nie jesteś nadprzyrodzenie szybki i właściwie gdyby nie to, że nie umrzesz w wieku 80 lat, niczym nie różnisz się od człowieka. Nieznajoma ostatecznie zbliżyła się na odległość, w której była wyraźnie dostrzegalna dla Renshi, ale nie stanowiła jeszcze zagrożenia. Jej wilki to co innego. Podciągnęła jedną nogę, przyginając kolano, gotowa w każdym momencie zerwać się z do pozycji pionowej i, najprawdopodobniej, bezczelnie uciec. Coś jej jednak mówiło, że to nie będzie konieczne.
Serce drgnęło jej nieznacznie na widok dziewczyny. Czarne włosy, czerwone ślepie i opaska na oku od razu przywołały wspomnienia, niemożliwe do zatarcia nawet po tych… ile to już minęło? Sama nie widziała, czy cieszy się na widok Yū, czy też wolałaby wstać i się zmyć. Po jej twarzy przebiegł raczej wyraz zdziwienia, zaraz jednak zreflektowała się i ściskając w spoconej dłoni nadgryziony kawałek mięsa, powróciła do nijakiej miny.
Tak – odparła, opierając ramię na zgiętym kolanie. Jej wzrok na chwilę uciekł w stronę mijającej je grupki mężczyzn, którzy wydawali z siebie odgłosy różnej maści i upierzenia – od gwizdów, przez miałczenie, na westchnieniach kończąc. Westchnęła krótko i powróciła wzrokiem do rozmówczyni. Jej czujny wzrok doskwierał Renshi, która nie była pewna, czy przywódczyni Łowców dzieli z nią wspomnienia ucieczki, czy też postać medyczki zdążyła już dawno zniknąć z jej pamięci. Tak czy inaczej, nie omieszkała ona jej przypomnieć.
Pamiętam Cię – zaczęła, celując w nią palcem. – Pomogłaś mi uciec z M-3 jakieś czterdzieści lat temu. – Skrzywiła się na samą myśl o tym okropnym epizodzie. – Dostarczałam wtedy zapasy dla Łowców, nie wiem, czy to w ogóle pamiętasz. W każdym razie jestem Ci bardzo wdzięczna – zakończyła skinieniem głowy i krótkim przymknięciem oczu. Wciąż nie czuła się do końca pewnie w obecności stojącej obok dziewczyny, a już na pewno nie w obecności ogromnych wilczurów. Odgryzła kolejny kawałek mięsa, wpijając w nią czujne spojrzenie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.06.18 10:04  •  Placyk - Page 12 Empty Re: Placyk
 Przystanęła w bezpiecznej odległości łapiąc skraj cienia rzucanego przez monumentalny pomnik. Kiedyś być może przedstawiał oblicze jakiegoś wielkiego bohatera, ale teraz nie wyróżniał się niczym od ruin otoczenia. Coś, co być może było kiedyś wygiętym artystycznie korpusem teraz przypominało ociosany przez ręce amatora kamień, potraktowany dodatkowo zębem czasu. Mech i ptasie odchody uwieńczały dzieła destrukcji.
 Nikt już nie zawieszał wzroku na konstrukcji, teraz służyła jedynie jako jeden z wielu wyznaczników, punkt orientacyjnych dla tych, którzy próbowali odszukać się na rozległych połaciach nowej desperacji, jednego z niewielu względnie cywilizowanych miejsc tego końca świata. Jednooka również nie czuła potrzeby odchamienia się przyglądając się wytartym napisom głoszącym legendę pomnika, które zabrudziły gołębie, zbliżyła się, bo bardziej od historii interesowała ją obecnie teraźniejszość.
 Miała właśnie nabrać powietrza i zabrać głos, ale kolejne słowa kobiety, oddzielone od przytaknięcia krótką chwilą zastanowienia zamieszały jej w zdaniu ułożonym już na języku.
A więc jednak. Chociaż wspomnienie jest dosyć zamglone.
 — Przypomnij mi swoje imię, proszę. — Opuściła skrzyżowane pod piersiami ręce i zachęciła jednego z wilków do wsunięcia szerokiego pyska pod zwisające bez zajęcia palce. Pieszczony były zbędne jeżeli brać pod uwagę samo zapewnienie zwierzęciu odrobiny przyjemności, ale w tym momencie pojawiły się nieco w innym celu. Czujny węch stworzeń został pobudzony przez delikatną woń suszonego mięsa, którą bezbłędnie wyczuły. Piątka złotych oczu skierowała się na kobietę i wszystkie one w oczekiwaniu obserwowały każdy gest ręki kierujący pożywienie do ust. Piątka, bo jeden z wilków tak jak kobieta był jednooki. Nie przeszkadzało mu to jednak, czy może wręcz pomagało w odnajdywaniu kuszących kąsków w bliskiej odległości. Musiała dać im wyraźny sygnał, że nie miały zgody na przekraczanie linii ciała kobiety, miały trzymać się z tyłu.
 — Takich przypadków przez lata były wiele, a bez nacisku przyznaję, że nie mam pamięci do twarzy, szczególnie, jeżeli od ostatniego spotkania minęło tak wiele czasu. — powiedziała spokojnie, bo tego wymagała od niej opieka nad zwierzętami. Bez możliwości rozumienia treści słów reagowały na ton jej głosu. Ostrożnym, przejrzystym gestem sięgnęła ku bezdence i wyłowiła z jej bezkresnego wnętrza kilka małych, śmierdzących kulek. Dla człowieka były być może odrażające, ale czworonogi natychmiast zmieniły punkt swoje zainteresowania właśnie na nie, utoczone z tłuszczu i chrząstek przekąski.  — W każdym razie cieszy mnie twoja wdzięczność. — odniosła się jeszcze do słów kobiety. Nie mogłaby kłamać mówiąc, że to spotkanie wywołuje u niej jakieś szczególnie ciepłe emocje, na ten moment nadal miała problemy z wyróżnieniem postaci tej konkretnej kobiety z dziesiątek, czy może nawet setek innych, jakim pomogła ewakuować się poza mury. Każda w jakiś sposób była dla niej specjalna, ale przez to jednostki gubiły się w tłumie indywidualności. — Dobry wybór. — Oznajmiła i kiwnęła głową w stronę chusty przewiązanej na ramieniu kobiety. — Mam na myśli DOGS. Jak się miewa Wilczur?
 Z wielką chęcią usiadłaby obok, dałaby wytchnienie zmęczonym nogom i odetchnęła trochę od ciągłego marszu w upale, ale wiedziała, że wtedy tym trudniej byłoby opanować jej psiska. Nie każdy drżał ze strachu przed jej osobą, ale mało kto nie robił tego na widok zżytego ze sobą stada. Nawet jeżeli mogła przysiąc, że cała trójka czworonogów w pierwszej kolejności zawsze szuka pieszczot, a dopiero później bada zagrożenie.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.06.18 21:04  •  Placyk - Page 12 Empty Re: Placyk
Powolna degradacja otoczenia dołowała Renshi i nieustannie przywoływała na myśl kontrast między życiem, które niegdyś wiodła – można powiedzieć, życiem przed śmiercią. Przecież zarazić się tym mikroskopijnym monstrum krążącym w żyłach większości [s]degeneratów[/s] Wymordowanych to właściwie jak umrzeć. Może w jej wypadku umrzeć śmiercią kompletną i nieodwołalną (aż do czasu swoistego zmartwychwstania) byłoby lepszym wyjściem niż być zawieszonym między przeciętnością a nadprzyrodzonym światem, z jakim miała do czynienia od trzydziestu lat. Zawiesiła zmęczony, niedowidzący wzrok na przestrzeni pomiędzy kobietami, przymrużając oczy w zamyśleniu. Z gardła wyrwało jej się mimowolne „hm” jakby nad czymś intensywnie myślała.
Postać Yuu, która wyrosła przed nią właściwie znikąd pozwoliła przykrytym już kurzem czasu na nowo wypłynąć na powierzchnię. Sama nie sądziła, że kiedykolwiek będzie zmuszona to wspominać, w końcu od tamtego czasu jej życie było całkiem w porządku i całe delirium ucieczki i krycia się przed władzami odeszło dawno temu w niepamięć. Szare oczy świdrowały Yuu, ale twarz Renshi wyglądała na cokolwiek obojętną – jakby nikogo przed nią nie było. Westchnęła ciężko, słysząc postawione jej pytanie. Domyślała się zresztą, że mogła łatwo umknąć w tłumie – w końcu bycie przywódcą Łowców wymaga wielu znajomości, przelotnie widziane twarze nie odciskają się wyraźnie w pamięci.
Renshi Haruka – odpowiedziała krótko, robiąc chwilową pauzę po wypowiedzeniu swojego imienia. Zastanowiła się chwilę, ale zdecydowała się nic nie dodawać. Nie miałoby to i tak większego znaczenia. Włożyła sobie do ust ostatni kawałek mięsa i żując je powoli, wpatrywała się w wilczury, starając się unikać kontaktu wzrokowego. Jakoś nie miała nastroju na masowy atak zwierząt. Odchrząknęła, przyciskając zaciśniętą dłoń do ust, po czym podparła się o pomnik i powoli wstała, by mieć rozmówczynię na tej samej wysokości. Wątły uśmiech uniósł kąciki jej ust do góry.
Oczywiście, że nie pamięta.
Domyślam się, że ciężko zapamiętać każdego. Ja na szczęście ciągle pamiętam, może bez twojej pomocy od dawna wąchałabym kwiatki od tej mniej urodziwej strony. – Skrzywiła się nieznacznie. – S.SPEC już i tak zaczynało wtedy dookoła mnie węszyć.
Pokręciła głową, wywołując z pamięci wspomnienia, które wciąż przyprawiały ją o mdłości. Mniej więcej tak samo jak jedzenie, którym Yuu zaczęła obdarowywać wilczury. Twarz Renshi wykrzywił lekki grymas, jednak po trzech sekundach nie było już po nim śladu.
Dobrze, że nie mam wyostrzonego węchu. I tak jebie jak skurwysyn.
– Dobry wybór.
Renshi powiodła za wzrokiem kobiety, zupełnie zapomniała, że nosi żółtą chustę. I że żywi ku niej mieszane uczucia. Wróciła wzrokiem do twarzy dziewczyny, patrząc prosto w jej jedno, zdrowe oko.
Czy ja wiem, czy dobry – mruknęła, zaraz jednak reflektując się. – Najlepszy, jaki mogłam wtedy podjąć. Psy objęły mnie opieką pomimo, że żadna ze mnie bojowa jednostka. Jestem Nosicielką. – Przyzwyczaiła się, że jej Nosicielstwo traktowane było raczej jako defekt, pozbawienie jej jakichkolwiek zdolności, które pomogłyby jej przetrwać. Jedyne, czym mogła się zająć to pomoc medyczna, właściwie była wszystkim kulą u nogi (a przynajmniej takie miała przez większość czasu wrażenie) i nie dodawała nic od siebie poza drobną pomocą. Nie dostała nawet rangi Bernardyna. Była zwykłym kundlem.
„Wilczur”. Wilczur odbijał jej się jak bardzo niestrawne jedzenie. Wilczur był dla niej jak zgniłe jajko, które kwoka wyrzuca z gniazda. Cień zniesmaczenia i bólu przebiegł po jej twarzy, zaraz jednak znów zobojętniała.
Myślę, że ma się dobrze. – Jej twarz wyrażała jeszcze więcej niż pudełko czekoladek Merci. Szczerze nie cierpiała tego człowieka (zwierzęcia – pomyślała) i gdyby nie jej bezsilność w starciach 1:1 z innymi Wymodrowanymi, nigdy nie przystałaby do DOGS. Lojalność i względna wdzięczność wobec Growlithe’a nie pozwalała jej jednak zawinąć dupy w troki po zyskaniu przydatnych umiejętności. Była skazana na los kundla. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się chwilę.
Właściwie… często odwiedzasz miasto i Desperację? Bo widzisz, słabo widzę. Bardzo słabo. Zastanawiam się, czy może nie znasz kogoś, kto mógłby mi pomóc zdobyć okulary. Może to głupia prośba, ale ostatnio wzrok mi się coraz bardziej pogarsza. – Słowa wychodziły z jej ust jakieś pokraczne, charakter prośby ją krępował i nie była pewna, czy takie pytanie powinno paść. Ale właściwie druga okazja spotkania Yuu może się nie zdarzyć. Renshi wpiła w nią uważne spojrzenie, będąc przygotowaną na jakąkolwiek odpowiedź. Jeśli tu odrzucą jej wniosek, to znajdzie sobie inne okienko.

// Przepraszam, że tyle mi to zajęło...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.06.18 22:24  •  Placyk - Page 12 Empty Re: Placyk
  Podrapała się po uchu odwodząc zakłopotany wzrok gdzieś na bok. Bezwzględna szczerość z jaką dziewczyna przedstawiła się ponownie dodała jednookiej wyrzutów sumienia. Nie raz i nie dwa zdarzyło się, że sama musiała przypominać komuś swoją godność, chociaż zakładała, że imienia tak krótkiego z gębą tak charakterystycznie oszpeconą jak jej własna nie da się zapomnieć. Czuła się wtedy jak dźgnięta w bok ostrym nożem, ale wrażenie umykało równie szybko co skrytobójcze podcięcie dumy. Z czasem wiedziała tyle, że w życiu warto zapamiętać tylko kilka najważniejszych imion, całą resztę można po prostu ponownie o nie zapytać.
  Wydarzenie, które dla jednego przedstawia wartość ponownych urodzin dla innych jest tylko fragmentem małego rozdziału ich życiorysu. A mimo to, gdy w powietrzu rozbrzmiało imię wymordowanej, odniosła wrażenie lekkiego déjà vu. Tak jakby głowa sugerując się opisem sytuacji zmusiła ją do myślenia, że pamięta. Tam ten dzień, tamte działania, przerzut zarażonych poza mury.
Na wirusa jest tylko jeden lek. Równie niepewny co odrodzenie po ostatnim stadium zarażenia, ale jedyny, które może pozostawić człowieka blisko jego pierwotnej formy. Ten lek płynie w moich żyłach. Zaczepiła niby przypadkiem o swój nadgarstek, czubkiem kciuka przesuwając po odcinającej się na skórze żyłce. A mimo to, większość decyduje się umrzeć lub odrzucić człowieczeństwo na wieczność.
 — Wykonywali swoje obowiązki — odparła z goryczą, bo popieranie działania wojska nigdy nie przychodziło jej łatwo. Nie była na tyle głupia, by ignorować pozytywy, jakie przynosiły niektóre z ich działań, a mimo to musiała poczuć niesmak na języku, tak dla zasady. — Ludzie mają takie samo prawo żyć, co kilka innych ras zza murów.
 W którym momencie od zarażenia człowiek przestaje być człowiekiem?
 Spojrzała badawczo w twarz kobiety. Desperacja jej nie oszczędzała, ale zachowała delikatną, kobiecą urodę jaka wyłaniała się nawet spod poszarpanych ciuchów. Nie szata zdobi człowieka i chociaż przysłowie wiąże się bardziej z ukrytym w każdym ciele charakterze, teraz sprawdzało się równie dobrze w przypadku lekarki schowanej za wizerunkiem wychowanka beznadziei. Pierwsze wrażenie, opierane wyłącznie na odczuciach wizualnych dawało mylne wrażenie. Jednooka sądziła, że chociaż kobieta dała radę po ucieczce z miasta przeżyć tak wiele lat, to wewnątrz nadal ma w sobie dużo z mieszkańca. Nawet obojętność z jaką odpowiadała na zadanie pytania brzmiała dla Kami jak pogodzenie się z niechcianym losem.
 Jakby mówiła, że nie było innego wyjścia.
 — Kobieta za murami kończy najczęściej jako prostytutka, zakładając, że ktoś w ogóle będzie brał pod uwagę jej zdanie odnośnie chęci do odbycia dobrowolnego stosunku. — Kiwnęła głową ostrożnie, bo chociaż los tego pokroju nie był najgorszym z możliwych, dla kobiet przerzucanych za mury jawił się jako pierwszy, najgorszy i namacalny koszmar. — Chociażby z takiego powodu lepiej skończyć w grupie, która ma odwagę bezwarunkowo bronić swoich ludzi w miejscu takim jak Desperacja.
 Minęła się spojrzeniem z Renshi, bo kiedy ta wstała, jednooka zatoczyła się na miękkich, zmęczonych z marszu w upale nogach i usiadła z westchnieniem na fragmencie pomnika, na poziomie idealnym, by nogi mogły swobodnie dotykać ziemi. Rozstawiła je po męsku, na boki, zbyt zniechęcona beznadzieją Desperacji, by martwić się o własną prezencję. Tak było po prostu wygodniej.
 — Ciesze się, że jeszcze nie zdechł — rzuciła obojętnie, przecząc niejako pozorowanej w słowach radości. Prawdę mówiąc, gdyby umarł, to ona miałaby sporo kłopotów. Martwiła się o własne cztery litery grając jednocześnie dobrego sąsiada i sojusznika. Jeżeli psom się nic nie dzieje, to Desperacja pozostanie względnie oswojona.
 Zgarnęła włosy z twarzy i zaczesała je do tyłu. Zazwyczaj część kosmyków opadała swobodnie na opaskę kryjąc ją przed wzrokiem nadmiernie ciekawych gapiów, ale teraz upał dawał wyraźnie w kość, a szukanie każdego sposobu na ochłodę ciała było priorytetem. Starła pot z czoła rękawem i zamyśliła się na krótką chwilę zaraz po słowach wymordowanej.
 — W tym pierwszym niewątpliwie częściej, ale przekazanie paczki poza mur to najmniejszy z możliwych problemów. — Mówiła to ze swobodą, bo prośba chociaż nieoczekiwana nie należała do zanadto kłopotliwych. W końcu sojusz niejako wiązał ich grupy zakładając pomoc materialną, z naciskiem na przekaz niezbędnych do funkcjonowania towarów. Okulary być może nie należały do tej grupy, ale równocześnie nie należało ich klasyfikować w kategorii niemożliwych do zdobycia. Nie, jednooka była pewna, że bez problemu mogłaby to załatwić. — Przykra sprawa z takim nosicielem. Natura tylko odbiera, czerpie i podcina skrzydła, a nie daje niczego w zamian. Nawet te cholerne zwierzęce zmysły wymordowanych to już coś. Dostaniesz te okulary. Możesz sobie nawet wybrać kolor — kontynuowała żarliwie i chociaż ostatnie zdanie brzmiało jak żart, wcale nie musiało nim być. — Mi także przydałoby się coś z tej okolicy. Woda, mocno skażona wirusem. Myślisz, że dałabyś radę taką gdzieś zdobyć?
Szklane butelki dało się znaleźć nawet tutaj, a woda niemal w każdym bajorze była struta do granic możliwości. Mimo to, kiedy Kami zaproponowała taki układ wydawało jej się to co najmniej sprawiedliwe. Nikt nie lubił być dłużnikiem, dlatego wyprzedzając niezręczne fakty zasugerowała, co mogłaby dostać w zamian za taką przysługę.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.07.18 16:31  •  Placyk - Page 12 Empty Re: Placyk
Renshi ściągnęła w zamyśleniu usta, marszcząc przy tym czoło. Nie dziwiła się, a tym bardziej nie złościła, że Yuu nie pamięta jej imienia – w końcu sama często zapomniała godności kumpli z DOGS, ale tu nikogo to nie dziwiło. Każdy miał głowę zaprzątniętą ratowaniem własnej dupy i utrzymywaniem jej na jednym, stabilnym miejscu (tu: nogach), nikt nie zajmował się uprzejmościami. Przywódczyni stanowiła jednak dla niej na tyle ważny element w życiu, że nie sposób było jej zapomnieć. Szare oczy dziewczyny znów zlustrowały rozmówczynię, usta wykrzywiły się w parodii uśmiechu. To wszystko były stare dzieje, nie warto było wracać do bolesnej przeszłości.
Aha. Jasne, że mają. Problem polega na tym, że w ich mniemaniu my nie powinniśmy stąpać po tej zakurzonej, skażonej ziemi. – Wykonała głową nieokreślony ruch w stronę ziemi. Wypuściła ciężko powietrze. – Wybacz. Chyba jestem rozgoryczona, miałam przed sobą karierę, możliwości, gdyby nie wojsko, mogłabym przerzucić się z chirurgii na lekarza rodzinnego i nie byłoby pewnie nawet ryzyka, że komuś zaszkodzę. Ale wolałam nie ryzykować.I jak skończyłaś?
Nosicielstwo było jej przekleństwem i błogosławieństwem zarazem – nie mogła przewidzieć, czy skończyłaby jako istota przy zdrowych zmysłach, gdyby zginęła i odrodziła się na nowo jako Wymordowana. Możliwe, że nigdy nie miałaby możliwości pomyśleć już trzeźwo o przeszłości lub przyszłości. Z drugiej strony była zdana na łaskę i niełaskę innych, gdyby nie te kilka umiejętności, które nabyła u Psów, leżałaby już dawno jako ochłapy skóry na psujących się kościach. Powoli rozpadałaby się w pył i zapadała w niepamięć.
Słysząc kolejne słowa Yuu, Haruka uniosła głowę (przez cały czas uważnie przypatrywała się ziemi, rozgarniając piach czubkiem buta), mrużąc oczy, a grymas niechęci wykrzywił jej twarz. Już samo poruszanie tematu Wilczura przywołało nieprzyjemne wspomnienia, a rozmowy o niechcianych stosunkach tylko podsycały gorycz. Domyślała się, że nie była pierwszą i ostatnią, nie mogła jednak, z czystej lojalności, poruszać tego tematu. Co nie znaczyło, że nie mogła o nim napomknąć.
Masz rację, kobiety nie mają tu łatwo. – Podchwyciła na chwilę spojrzenie jednego oka rozmówczyni, by zaraz potem, chodząc niespokojnie w tę i z powrotem naprzeciwko niej, kontynuować wątek, patrząc tylko pod swoje stopy. – Zresztą, nikt nie ma łatwo. Rozumny czy nierozumny, większość Wymordowanych to i tak mentalne zwierzęta, które albo cię zgwałcą, albo zjedzą. – Znów ściągnęła usta w wąska kreskę. Spojrzała na siedzącą Yuu, na jej wilczury i przykucnęła naprzeciwko niej, podpierając ramiona na kolanach. – Chciałabym wierzyć, że te rozumne istoty, które mieszkają tutaj… – Zrobiła dziwny gest dłonią. – … będą się zachowywać jak ludzie. Może niepotrzebnie myślę kategoriami M3, a potem ostatecznie się zawodzę. Tu nikt nie ma w sobie nic z człowieka, choćbym sama też chciała zachować pozory, że jestem taka jak kiedyś. Nie jestem i tyle. – Skrzywiła się, odwracając wzrok. Rozpięła nerkę przytroczoną do pasa i wysunęła z niej metalową papierośnicę. Metal szczęknął zimno i ponuro, Renshi wyciągnęła z pudełeczka krzywo skręconego papierosa i zapalniczkę. Przytrzymując peta między wargami, odpaliła go bez słowa i zaciągnęła się mocno. Gryzący dym wypełnił jej płuca.
– Cieszę się, że jeszcze nie zdechł.
Uśmiechnęła się pod nosem na słowa dziewczyny. Jakże bym chciała, żeby było inaczej. Tego jednak nikt nie musiał wiedzieć. Wypuściła dym przez nozdrza, nie wyjmując nawet na chwilę papierosa z ust. Zamknęła pudełko i schowała ekwipunek z powrotem do nerki. Zaciągnęła się ponownie i chwyciła skręta między dwa palce.
Super. Potrzebuję soczewek minus trzy na lewe i minus 4 i pół na prawe, jeśli można to czarne na łańcuszku. Pewnie i tak zaraz się w tych apokaliptycznych warunkach połamią, ale może przez tydzień będę coś widzieć. – Odpowiedziała, wypuszczając przy okazji dym z płuc. Uśmiechnęła się nieznacznie, ucieszona pomocą ze strony Yuu. – Jeśli wrócisz do Desperacji, wpadnij po prostu do DOGS, zazwyczaj i tak przesiaduję w siedzibie. Będę bardzo wdzięczna i oczywiście w zamian zdobędę dla ciebie wodę. Potrzebujesz jej w miarę szybko czy może być po prostu przy najbliższje okazji? – Nie żeby Yuu nie mogła jej sama zdobyć, ale skoro tak niewiele chciała w zamian, Renshi spokojnie przystała na propozycję. Ponownie wciągnęła dym do płuc, mierząc dziewczynę wzrokiem.
Niedługo muszę wracać do siedziby, ale jeśli chcesz, możemy teraz przejść się po wodę. Mogę skoczyć po butelkę do baru, jest niedaleko. Jeśli w ogóle możesz wchodzić na skażone tereny. – Powiedziała z tą samą co zwykle obojętnością w głosie, podnosząc się z kucek i powoli dopalając papierosa wypełnionego suchym i dawno już przeterminowanym tytoniem.

// Ja bym siebie nienawidziła za tak wolne odpisy, dziękuję za wytrwałość...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.07.18 11:38  •  Placyk - Page 12 Empty Re: Placyk
  Wbrew temu co pokazywała swoją mimiką jednooka, potrafiła bardzo dobrze wczuć się w słowa drugiej kobiety. Czy to nie przez skrajne zabarwienie konfliktów i przede wszystkim za sprawą wirusa musiała zapomnieć o swoim dawnym życiu? Jeżeli przed Renshi otwierały się progi wielkiej kariery, to Yu za życia w mieście miała stąpać po czerwonym dywanie prosto na sam szczyt. Zabawne, że przez przypadek skończyła po drugiej stronie barykady, na skrajnie odległym stanowisku.
 — Wielkie ryzyko niesie ze sobą również wielkie możliwości. Żałujesz, że wybrałaś wtedy taką drogę? — zapytała bernardynkę, lecz w duchu sobie również powtórzyła to pytanie. Czy żałowała, że za sprawą jednej złej decyzji całe życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni? Kliknęła językiem. Właśnie dlatego nigdy nad tym nie myślała, odpowiedzi które zagęszczały się z płynnych myśli nigdy nie prowadziły w stronę dobrego. Zmusiła się więc do skupienia na rozmowie, jak i na samej rozmówczyni. — Psom na pewno przydaje się każda uzdolniona para rąk, a w mieście kolejki do lekarzy wcale nie rosną. — Dodała, jakby w jakiś cudowny sposób mogła tym poprawić humor kobiety.
  Może patrzyła na sprawę przez uszkodzony pryzmat. W jej mniemaniu każdy, kogo los potoczył się w kierunku sprzyjającym jednej stronie konfliktu miał szczęście. Ograniczona - nie tylko murami - społeczność miasta nie miała przed sobą przyszłości. Co im pozostało poza gniciem w zamknięciu, powolnym zatracaniem w przemijającej egzystencji? Takie rozważania leżały już niebezpiecznie blisko myślenia życzeniowego, ale jednooka spodziewała się, że ludzka rasa nie przetrwa już zbyt długo. Może jeszcze za swojego życia doczeka się całkowitego upadku człowieczeństwa. W takim wypadku dobrze było należeń do tych poza murem.
 — Im też nie jest łatwo. Jeżeli w jakimś pozostało dostatecznie dużo pomyślunku, by w chwilach refleksji pamiętał każde zło jakiego dokonał za sprawę zwierzęcych instynktów. Jakaś religia nazwałaby to pewnie opętaniem przez demona. — Śledziła ruchy jej dłoni i zmieniającą się mimikę. Powodu rozgoryczenia szukania w całokształcie Desperackiej beznadziejności. Każdy miał swoje powody do gorszego samopoczucie, ale osobistych żalów wolała nie tykać. Poruszanie ich mało kiedy wychodziło komukolwiek na dobre. — Zmiana na lepsze? Na gorsze? Jeżeli tego chcesz, wcale nie musisz się do nich dopasowywać. — Mówiła tak, jakby zaprzeczenie zachodzącym naturalnie zmianom było łatwe i przyjemne. — Oczywiście, że łatwiej jest się zatracić i wpasować. Indywidualność cechuje silne jednostki, ale nie ma ważniejszych od tych, którzy trzymają życie innych w garści. Z takimi możliwościami osobiście rozpoznaje tylko dwa fachy. Morderców i lekarzy. Jesteś lekarzem, prawda?
  Odwróciła głowę od przelatującego przed jej twarzą papierosowego dymu. Zazwyczaj unikała palących, ale teraz brakowało jej motywacji, żeby przesunąć się na drugą stronę pomnika. Rozleniwienie sprawiło, że organizm nie zareagował natychmiastowym kichnięciem, skończyło się na denerwującym swędzeniu w nosie.
Palący lekarz. No ładnie. Uśmiechnęła się w myślach. Adam również nie szczędził sobie na uzależnieniu, a przecież był ich najlepszym medykiem. Nie mogła narzekać, chociaż obraz osoby zajmującej się zdrowiem innych, która sama kaleczyła własne tanimi sposobami nigdy nie umykał jej uwadze. Gładko przeszły do rozmów o okularach, co z kolei sprawiło, że uśmiechnęła się jeszcze bardziej. Zagwizdała z uprzejmym zaskoczeniem.
 — Spora wada. Dziwie się, że dotychczas jakichś nie miałaś. — Strzeliła oczami gdzieś na bok. Jak łatwo było sprawić, by doceniła swój cholernie dobry wzrok. — Łowcy nie mają zazwyczaj problemów z widzeniem. Mutacja nieznacznie koryguje takie wady, a potem wzrok się nie psuje, chyba że całkowicie i na dobre.
Dotknęła czubkiem palca wierzch opaski w ramach niewypowiedzianej anegdoty o ślepych. W tym wypadku sytuacja wychodziła poza ramy wadliwego zdrowia. Pod przykryciem nie było w ogóle gałki ocznej, które mogłaby działać lepiej albo gorzej. Zanim jednak zebrała w myślach kolejne słowa, uniosła brwi ku górze delikatnie zdezorientowana propozycją kobiety.
 — Obawiam się, że kryjówka pozostaje poza moim zasięgiem. Nie wszystkie psy powitałyby mnie radośnie na swoich terenach, o ile w ogóle wiedziałabym, gdzie szukać waszych legowisk. — Rozejrzała się na boki. Niebezpiecznie było poruszać takie tematy. Póki nie padły miejsca i kierunki było względnie bezpiecznie, ale Renshi zdawała się nie wiedzieć, że położenie jam DOGS pozostaje nieznane, nawet dla sojuszników. Zamknęła oko i uniosła twarz do słońca pozornie niezainteresowana tym, o czym mówiły. — Teraz, później, w każdym ilościach. Wirus już na mnie nie działa, tak samo jak na moje dzieciaki. — Wskazała kiwnięciem głowy na pochłonięte toczeniem w brudzie tłuszczowych kulek wilki. — Tak samo one jak i ja jesteśmy już od dawna mutantami.


//Ważne, że nie zniknęłaś całkowicie ᕦ⁞ ✿ ᵒ̌ ᴥ ᵒ̌ ✿ ⁞ᕤ
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.08.18 19:19  •  Placyk - Page 12 Empty Re: Placyk
Na czole Renshi pojawiły się bruzdy, wyrażające głębokie zamyślenie. Z gardła wyrwał jej się pomruk. Czy żałowała? Raczej nie miała już czasu i możliwości, by żałować decyzji, które podjęła tak dawno temu – żyła i to wydawało się być teraz najważniejsze. Jedna i druga opcja niosła ze sobą ryzyko, a teraz…
… nie mam czasu żałować. Tutaj, po przejściu tego całego trudu, przynajmniej jakoś żyję, nie boję się o swoje życie tak, jak bałabym się tam. A gdybym została, zżerałaby mnie paranoja, że któregoś dnia zarażę pacjenta lub zamiast kolejnej staruszki odwiedzi mnie wojsko i bezceremonialnie wpakuje mi kulkę w czoło. – Skwitowała oświadczenie skrzywieniem. Na chwilę przerwała, robiąc raczej mało efektowną pauzę, a potem, niby nieśmiało, zadała nurtujące ją pytanie. – A ty? Dlaczego zdecydowałaś się, by stanąć po stronie Łowców? – Spojrzała na jednooką z twarzą niewyrażającą najmniejszego zainteresowania, chociaż chętnie poznałaby odpowiedź. Właściwie co skłania żyjącego zwyczajnie, nie szukającego swady człowieka do przystąpienia do Łowców? Odrzucenie dóbr i kłamstewek rozsiewanych przez władze M3 na rzecz życia rebeliantów i odludków? Nie brzmiało to w żaden sposób zachęcająco, zwłaszcza że będąc nieświadomym iluzji, w jakiej zostało się mimowolnie zanurzonym, nie żyło się wcale źle. Ba! Gdyby teraz Ren miała cofnąć się do czasów zanim poznała Wymordowanego, który sprowadził na nią to całe nieszczęście, z przyjemnością zapomniałaby o Desperacji, półżywych trupach, które się tu pałętały (i do których to należała), a najchętniej nie pamiętałaby, jak pachnie rozkładające się mięso. Ludzkie mięso.
Zmrużyła oczy, lustrując Łowczynię i znów zaciągając się mocno papierosem. Et tu? Odrzucasz to wszystko dla dobra jakiejś sprawy, której nigdy nie wygrasz? Poświęcasz życie walce o ideały, które nigdy nie pokonają masy?
Wzruszyła ramionami w odpowiedzi na słowa Yu. – W M3 też bym się przydała. Nie żeby ktokolwiek tam chorował, ale nogi lubią łamać. – Uśmiechnęła się pod nosem.
Upadek człowieczeństwa w obrębie murów? Renshi nie wiedziała, co musiałoby się stać, by ktokolwiek osiągnął dno niższe niż Desperacja. Zresztą, definicja człowieczeństwa jest kwestią sporną. Ci, co chlubili się swoim „człowieczeństwem” poza murami, czasem tak czy inaczej pozostawali zwierzętami. Zwierzętami z przebłyskami człowieczeństwa. Rzadko kiedy na odwrót.
Na kolejne słowa Yu ogarnął ją pusty śmiech. Nie dała jednak po sobie nic poznać, może tyko zmarszczyła brwi.
Nikomu nie jest tu łatwo. Ale nie mam za grosz współczucia dla tych zwierząt. – Zacisnęła żuchwę, a rysy jej twarzy wyraźnie drgnęły pod skórą. Nie cierpiała tego miejsca, co Łowczyni mogła wiedzieć o życiu tutaj, skoro miała dostępne podziemia M3, a nawet to musiało być lepsze niż ziemie Desperacji, pełne degeneratów, pełne pyłu i błota, odoru zgniłego mięsa, gryzącego zapachu rozsianego wszędzie wirusa. – Może i pamiętają, co zrobili w szale. Co więcej, myślę, że dużo z tych, którzy pozostali przy zdrowych zmysłach, doskonale wie, co robiła w wolnych chwilach – gwałty, morderstwa, rabunki. Definicja zła już dawno uległa tu zmianie i jestem prawie pewna, że większości delikwentów nie przechodzi nawet przez myśl, że zrobili coś nie w porządku. – Spojrzała na nią rozgoryczona. W jej głosie nie było słychać burzących krew w żyłach emocji, raczej stwierdzanie faktów – czegoś, na co nikt nie ma wpływu.
Słońce przesłonięte skłębionymi falami chmur powoli kładło się ku horyzontowi, czerwonymi jęzorami gładząc dachy otaczających kobiety budynków. Renshi uniosła głowę, wzdychając ciężko. Pozostałość po papierosie wylądowała na ziemi, a ciężki but rozmasował w kłębach piachu tlący się niedopałek. Na pytanie Yuu odpowiedziała skinieniem głowy. Jeśli prowizoryczne łatanie Psów można było nazwać byciem lekarzem.
Robię co mogę, żeby utrzymać się na powierzchni. Ja zszywam i zalepiam, oni wkładają mi jedzenie do buzi. – Przesunęła wzrokiem po wilczurach otaczających Łowczynię. Ciekawe, gdzie jest Kiseki. Jej garra jak zwykle bujała gdzieś w obłokach, zupełnie nie przejmując się właścicielką. A Renshi zawsze marzył się jakiś sympatyczny pupil. Ściągnęła czapkę z głowy i zwinąwszy ją w pięści, wolną dłonią rozgarnęła włosy, pociągając przeciągle nosem.
Miałam, kiedy tu dotarłam, ale szybko znalazł się na nie jakiś amator. – Zaśmiała się krótko, wzruszając ramionami. – Zazdroszczę. Też bym może tak miała, gdyby nie to cholerne nosicielstwo. – Na gest dotknięcia opaski przez Yuu, Haruka lekko się uśmiechnęła. Racja, lepiej chyba słabiej widzieć niż nie mieć oka.
Och, no tak. – Zaśmiała się nerwowo. – Zupełnie mi to nie przyszło do głowy. W takim razie znajdę inny sposób, żeby się z tobą skontaktować i dopełnić barteru. – Kolejne słowa dziewczyny zainteresowały ją dużo bardziej. – Doprawdy? W jaki sposób są zmutowane? – Wskazała krótkim ruchem głowy na zwierzęta eskortujące swoją panią.
Języki słońca ostatni dziś raz muskały ziemię ognistymi palcami. Zapadał zmrok.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.09.18 23:14  •  Placyk - Page 12 Empty Re: Placyk
 Bez cienia drwiny na obliczu trawiła górnolotne tłumaczenia kobiety. Może było dokładnie tak jak mówiła, nie chciała roznosić choroby po mieście i samodzielnie podjęła decyzję każdego przykładnego obywatela, ale jednooka nie potrafiła przyjąć do wiadomości, że ktoś mógłby na wieść o swojej nieuchronnej tragedii godzić się z nią tak beztrosko. Dlaczego właśnie ja? Co zrobiłam nie tak, że los mnie ukarał? Żal istniał, tylko w ludziach siedziała tendencja, by ignorować jego egzystencję i żyć dalej bez zwracania uwagi na przeszłość. Oczywiście, że masz żal, bo gdybyś wiedziała jak to wszystko się potoczy...
 — Tutaj kulka w łeb byłaby humanitarnym powiedzeniem komuś "dobranoc na wieki" — zakpiła, ale nie z Renshi, tylko otaczającej ich rzeczywistości. Nie miała porównania do 'lepszych' czasów, bo te nigdy nie zaistniały w okresie jej krótkiego życia, od zawsze funkcjonowała w systemie, który polegał na staczaniu się ze schodka na schodek, aż osiągnie się dno. Tam przynajmniej nie ma już skrupułów, łatwiej jest przetrwać. — To nie twoja wina, że się zaraziłaś, ale nie w takich kategoriach patrzy się w mieście na jego mieszkańców. Dziękuję za lata służby, ale teraz jesteś już przeszkodą, więc masz tutaj pistolet i jeden nabój, miło było poznać. Szkoda, że nikt nie wspomina o alternatywie, o Desperacji. — Prychnęła na bok podpierając podbródek na ręce, która to z kolei oparta była na kolanie. Łatwo było modelować wszystko po swojemu z szerokiej perspektywy, bo latach doświadczeń. A co jeżeli sama padłaby ofiarą przypadkowego zarażenia i musiała pogodzić się z przedwczesną śmiercią? Czy uwierzyłaby, gdyby ktoś szepnął jej do ucha, że uciekając poza mury może nadal żyć? Nie było jej teraz łatwo mówić o tym, że kiedy ją postawili przez wyborem jednej z dwóch odpowiedzi, w których tylko jedna sugerowała możliwość przetrwania, wybrała trzecią. — Nie byłam taka jak ty. Chciałam zostać w mieście i móc zarazić swoim niepowodzeniem jak największa liczbę osób. — Przyznała okrężnie. — Nie każdy rodzi się przykładowym mieszkańcem miasta.
 Schowała usta za palcami. Powodów było wiele, każdemu podawała zupełnie inny, ale nadal prawdziwy. To zależało od sytuacji. Co dana osoba chciała, a co mogła usłyszeć? Yu była ostrożna, chociaż emanowała rozluźnieniem. Mówiła ogólnikami, unikała angażowania swoich uczuć w wypowiedzi, chciała by ta rozmowa pozostała niezobowiązującą wymianą zdań. Wiedza ściąga na ludzi kłopoty, a te jak nic innego uwielbiało podążać śladem łowczyni.
 — Mogą wszyscy zdechnąć — wymamrotała przez palce. Nie chmura burzowa, ale jakiś cień zbierał się nad nią, kiedy to mówiła. Nie żartowała, nawet jeśli rzucona niby przypadkiem słowa mogły tak z początku brzmieć. Ktoś mógłby powiedzieć: "A co jeżeli w mieście znajduje się ktoś ważny, tylko jeszcze o tym nie wiemy?" — Nie będzie miasta, nie będzie problemu. Ktokolwiek jeszcze łudzi się, że ludziom uda się przeżyć wystarczająco długo, by odepchnąć od siebie wirusa?
 Wyprostowała się i wbiła spojrzenie w grupkę mężczyzn zajętych grą w kapsle po przeciwnej stronie placu. Dobrze się bawili, od czasu do czasu wybuchali śmiechem. Wymordowany, desperat, maszyna. Wszystkim żyło się lepiej, kiedy nie było muru, tylko proste, zwierzęce zasady. Mówiła to może także dlatego, że nie spodobało jej się znaczenie słów Renshi, które wypowiadała z taką beztroską, jakby wcale nie żyła na łasce tych zwierząt.
 — Nadal nie należysz do żadnego z tych światów. — Stwierdziła obojętnie. — Szukasz miasta tam, gdzie go nie ma. Jesteś pewna, że kulka nie byłaby dla ciebie prostszym rozwiązaniem?
 Podniosła się z siadu i otrzepała pośladki pozbywając się piachu z powierzchni spodni. Nie próbowała zamydlić jej oczu, nie ukrywała ile goryczy sączyło się w tych słowach, które powiedziała z taką beztroską. Prawda była jednak taka, że Desperacja faworyzowała bezwzględną siłę i karała za posiadanie sumienia. Nie mogłaby inaczej uformować swojej wypowiedzi, by ta brzmiała tak dobitnie. Dla kogoś, w kogo żyłach płynęła czysta, miastowa krew najlepiej byłoby zginąć w imię miasta i jego zasad. I to nie tak, że Kami nie podzielała jej goryczy, po prostu walczyła z tym, co jej się nie podobało.
 Zatrzymała ją jeszcze tylko na moment, wprawnie łagodząc kipiącą w łowczyni irytację pytaniem o trójkę jej czworonożnych towarzyszy, z których jeden na dźwięk słów bernardynki uniósł łeb z nad ziemi, ale nie przestawał żuć.
 — Są większe od zwykłych wilków i proporcjonalnie silniejsze. Też nie mają łatwo, watahy są brutalne, odrzucają osobniki, które przestają być użyteczne. A ja je przygarniam. Prawie tak jak Desperacja, prawda? — Wykrzywiła kącik ust w parodii uśmiechu, który z trudem pojawiał się na jej ustach. Wilki wschodnie miały wiele pożytecznych cech, ale dopiero w walce pokazywały jak bardzo użyteczne może być 'bezużyteczne'. Nie chciała jednak spędzić kolejnej godziny opowiadając o historii każdej z bestii, a na pewno byłaby w stanie. Czas naglił, słońca wcale nie chciało znikać za horyzontem i nadal paliło nieokrytą skórę. Westchnęła i wyprostowała plecy z trzaśnięciem zasiedziałych kości. — Z okularami, zobaczę co da się zrobić. Może uda mi się je przekazać przez Javiera, kundla Growa. Miłe bydle. I on i pies, chociaż tylko jedno daje się pogłaskać. Do zobaczenia.
Podniosła dłoń tylko na wysokość twarzy, a potem zagwizdała na palcach przywołując do siebie obstawę futrzanych rycerzy.

z/t
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.11.18 17:39  •  Placyk - Page 12 Empty Re: Placyk
 Słońce ledwie wschodziło, gdy w końcu znalazł leniwy kąt. Resztą sił wlazł na zdezelowane zwłoki autobusu, wystawiając odziane w czarne materiały, chude ciało na ciepło zaglądających spomiędzy budynków promieni. Od razu odetchnął pomrukiem zadowolonego kocura.
 Wszystko byłoby jeszcze cudowniejsze, gdyby odjąć drapiący w gardło kaszel i rumiane od gorączki policzki. Młodzieniec szybko przerwał panująca dookoła ciszę niegłośnym kichnięciem.
 Niby czuł się już lepiej, niby przeziębienie odpuszczało i niby leki oraz zalecenia wlepione przez pielęgniarkę z burdelu działały. Z drugiej strony choroba wciąż nie odpuściła i to zaczynało go drażnić.
 Postanowił posiedzieć, poczekać. Może na polepszenie staniu, może na cud, który pozwoliłby wrócić do codzienności. Nie mogąc biegać do utraty tchu, doprowadzać okradzionych do szału i — głównie — wpadać w kłopoty zaczynał się zwyczajnie nudzić.

___
*za każdym razem pisząc zaczynającego posta* Why has god forsaken me.
(シಥ﹏ಥ)シ
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.11.18 22:56  •  Placyk - Page 12 Empty Re: Placyk
Podobno stereotypowy nastolatek nie śpi po nocach, a rano odmawia wyjścia z łóżka aż do godzin okołopołudniowych. Cóż, może w mieście miewali takie kaprysy, bo Nayami jako żywo nie wpasowywała się w ów opis. Ledwie słońce pokazało się nad horyzontem, ta zmora już była na nogach, emanując swoją niespożytą energią w każdym możliwym kierunku. Jako że mało kto o tej barbarzyńskiej porze byłby w stanie znieść radosne trajkotanie młodej Leather, wyjątkowo nikt nie czepiał się jej pomysłu wyjścia na spacer. Chyba byli w stanie zgodzić się na wszystko, byle tylko jakoś pozbyć się emitowanego przez nią hałasu.
Paradoksalnie kiedy już opuściła kryjówkę, zamilkła jak zaklęta. Wbrew pozorom miała w sobie jakieś minimum odpowiedzialności, stąd kiedy już udało jej się wyrwać na samotną wędrówkę, wolała pozostać czujna. Wystarczyłyby najmniejsze kłopoty, żeby się potem zdrowo nasłuchała od co poniektórych nadgorliwych. Matka już co prawda nie żyła, ale jej surowy duch nadal chyba nawiedzał kilka osób i ich ustami co rusz przekazywał Ins najnowsze zakazy.
A kij im wszystkim w oko. Metaforyczne oczywiście.
Byłaby pewnie przeszła tak spory kawał Desperacji, podskakując przy każdym kroku i rozglądając się z zaciekawieniem, gdyby jej uważne obserwacje nie przyniosły w pewnym momencie ciekawego rezultatu. W tym samym momencie, w którym wzrok padł na ludzką sylwetkę usadzoną na resztkach autobusu. Nim chłopak byłby w ogóle w stanie usłyszeć, że ktoś się zbliżał, rozpoznała go bezbłędnie. To pewnie z sentymentu.
- Renny! - Głos odbił się echem od okolicznych budynków, pewnie płosząc kilka skrytych w cieniu, wyrośniętych szczurów. Nayami tymczasem podbiegła truchtem do zdezelowanej ramy pojazdu, zadzierając głowę do góry i szczerząc zęby w firmowym uśmiechu. No kto by pomyślał - takie niespodziewane spotkanie!
                                         
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nayami Leather


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.11.18 16:40  •  Placyk - Page 12 Empty Re: Placyk
 Był już na granicy jawy i snu, gdy echo czyjegoś głosu przecięło powietrze niczym piorun. Odbite od budynków trafiło prosto do zwierzęcych uszu, podrywając w górę wpierw głowę, później resztę ciała do siadu. Szczeniak rozejrzał się dookoła, mrużąc nieco ślepia pod atakiem porannych promieni. Szybko wyhaczył zaistniałą różnicę w otoczeniu, wyłapując spojrzenie znajomej dziewczyny.
 — Nayami! — sam nie wiedział skąd dokładnie ta cała energia, w końcu jeszcze chwilę temu nie miał jej wcale. Teraz poczuł pod skóra znajome, elektryzujące uczucie, jak gdyby ktoś podpiął żyły do pełnego adrenaliny kanistra. Ogon świsnął po zadrapanej powierzchni autobusu. — Już myślałem, że ten dzień będzie beznadziejny, co za wyczucie — mruknął zaraz z jakimś osobistym błyskiem w oku. Kolorowe tęczówki błyszczały i już sam nie wiedział czyja to zasługa — słońca, gorączki czy może przybyłej z odsieczą brunetki.
 Przewiesił przody przez krawędź pojazdu, wyciągając do dziewczyny obie ręce. Wiedział, że nie potrzebowała żadnej pomocy do wejścia na szczyt. Mimo tego poczuł się zobowiązany ze względu na kulturę osobistą i małą słabość, jaką miał do Nayami.
 Gdy już znalazła się na górze, opadł znów na plecy, przy okazji opierając głowę na jej udach. Nos schował w materiale zbyt dużej bluzy, mamrocząc coś niewyraźnego.
 — Znów miałem pecha. Złapała mnie tak wielka burza, że nawet sobie nie wyobrażasz — wyrzucił ręce w górę, nie będąc w stanie powstrzymać drżących od ekscytacji mięśnie. Nie w towarzystwie tej konkretnej wymordowanej. — No i jestem chory. Byłem u twojego ojca, ale jego samego nie było więc... khm. Chyba zatrudnił nową pielęgniarkę, bo wcześniej jej nie widziałem, ale mi pomogła i teraz czuję się trochę lepiej — streścił pokrótce jedną z ciekawszych historii z ostatniego czasu, przy okazji pociągając kilka razy nosem. Kichnął tylko pod sam koniec, wykrzywiając usta w niezadowoleniu.
 Unosząc wzrok na twarz dziewczyny musiał dmuchnąć w ciemne kosmyki wpadające do oczu. Nagle wygiął wargi w uśmiechu i zamachał ogonem. — Opowiadaj co się u ciebie działo.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Placyk - Page 12 Empty Re: Placyk
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 12 z 16 Previous  1 ... 7 ... 11, 12, 13, 14, 15, 16  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach