Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Pisanie 19.10.14 10:31  •  Grota ofiarna - Page 3 Empty Re: Grota ofiarna
Apolyon miał w głębokim poważaniu co Tai o nim myśli. Jeśli nie chciała ich oglądać i słuchać, w każdej chwili mogła się przenieść gdzie indziej, bo niby z jakiej racji musiała opatrywać jakiegoś przybysza akurat w grocie ofiarnej? Równie dobrze mogłaby go zabrać do swojej własnej celi. Tan przynajmniej mieliby spokój i ciszę, bo wbrew temu co Tai mogła sobie myśleć o kotach, Apolyon nie zniżał się do naruszania czyjejś prywatności, jakim było paskudzenie w łóżkach osób wyżej postawionych. Już zupełnie pomijając fakt, że to on był wyżej w hierarchii Kościoła niż ona.
Kotowaty mruknął cicho. W przeciwieństwie do Tai, jemu samemu podobały się jęki chłopaka. W końcu to on był sprawcą ich wszystkich. Jeszcze nie zdarzyło mu się spotkać osoby, która na wszelakie zadrapania reagowałaby aż taką ekstazą. Przyjemne dreszcze, wiadomo, sam to lubił. Ale chłopak prezentował sobą przekroczenie wszelakich granic, jeśli chodzi o przyjemność jaką idzie czerpać z bólu. No ale nie żeby mu to przeszkadzało. No właśnie wręcz przeciwnie. Przez wszystkim sam mógł się nieco wyżyć. Nie musiał się powstrzymywać. Prędko mu się taki partner nie trafi ponownie.
Dłonie zacisnął mocno na biodrach chłopaka. Czuł, jak ten ściska go wewnątrz, że aż Apolyon nie mógł się w ogóle poruszyć. Ogon kotowatego poruszył się z lekkim zniecierpliwieniem. Kiedy już odczuł tę wilgotność i ciasnotę, chciał się od razu poruszać, a tu mu chłopak zablokował tę możliwość na kilka chwil. Ale na szczęście Tiago znów się rozluźnił, więc Apolyon mógł się rozkręcić na dobre. Zarówno jeśli chodziło o pchnięcia, jak i haratanie ciała biednego chłopca. Białowłosy zacisnął mocniej pazury na biodrach chłopaka, a te z łatwością przecięły skórę Tiago i czerwona ciecz zaczęła powoli pełznąć w dół po jego nogach. Każde pchnięcie dodatkowo poszerzało te ranki na wskutek uderzeń jednego ciała o drugie. Z jego gardła zaczęły wyrywać się krótkie mruknięcia. Niby chłopak oddawał się na prawo i lewo, ale nie wydawał się aż tak rozepchany, jak by się mogło wydawać. Był całkiem przyjemny w środku. Dokładnie obejmował swoim wilgotnym wnętrzem męskość Apolyona.
Kotowaty pochylił się i wgryzł się głęboko w ramię chłopaka. Trzymał zęby w jego ciele, czując jak ciepła krew napływa mu do ust. Poruszył lekko głową na boki, by i tutaj poszerzyć szerokość rany. Jednocześnie dłonią przejechał gwałtownie po piersi chłopaka, mocno wbijając pazury i orząc jego skórę. Jucha zaczęła pokrywać ołtarz pod nimi, najpierw pojedynczymi kroplami, a później całkiem pokaźnymi kałużami.
Apolyon słyszał to co mówiła Tai oraz jej towarzysz, ale ignorował jej słowa. Wzmianka o próbach kontrolowania patologii kotów szczególnie go rozśmieszyła, ale nie okazał tego w żaden sposób. Nie interesowało go też, kim był "Ryan", o którym oboje rozmawiali. Ale po raz kolejny, jedno słowo niemal wyprowadziło kotowatego z równowagi. Wysunął kły z ramienia Tiago i odwrócił ociekającą krwią twarz w stronę kapłanki.
- Czyli naprawdę przyprowadziłaś tu anioła! Ty pierdolona zdrajczyni! Powinnaś go zabić na miejscu! - zawarczał, mocniej wbijając się w chłopaka. Teraz kierował nim gniew, jego ruchy były nieco chaotyczne, agresywne. Wcześniej, kiedy usłyszał wzmiankę o skrzydłach, mogło to oznaczać, że tai przyprowadziła do świątyni jakiegoś skrzydlatego wymordowanego. Albo anioła. A to było już grzechem przeciw Ao. I nawet gdyby Tai próbowała mu teraz wmówić, że anioł był niczego nieświadomy, i że planowała zwabić go tu pod pretekstem pomocy a tak naprawdę chciała złożyć go w ofierze, nie uwierzyłby. Anioły nie były głupie, wiedziały, że w świątyni Ao czeka je jedynie śmierć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.10.14 23:20  •  Grota ofiarna - Page 3 Empty Re: Grota ofiarna
Oj Nathair, Nathair. Ty zawsze wiesz jak wpakować się w kłopoty. Nawet, jeśli one właśnie opatrzyły Ci ranę i dzięki nim nie stracisz najprawdopodobniej swojej nogi. Chłopak nadal uparcie wpatrywał się gdzieś pod swoje stopy, nie mogąc spojrzeć na kobietę, przed którą aktualnie odczuwał tak spore zawstydzenie. Musiał się jakoś wyzbyć swojej reakcji na wspomnienie o Ryanie i tego, co mogli razem robić, bo wtedy można było czytać z niego jak z otwartej książki. Był świadomy tego, że reaguje zbyt spontanicznie, pozwalając by nieszczęsne emocje i uczucia brały nad nim górę. A to niedobrze, bo jeszcze ktoś mógłby sobie coś pomyśleć albo źle to wszystko zinterpretować. I wyciągnąć z chłopaka na wierzch jego słabości, by potem je wykorzystać na jego niekorzyść.
Na całe szczęście Taihen nie zamierzała drążyć dalej tematu, przynajmniej nie w tym momencie. Dało to chłopakowi w pewien sposób nieco pewności siebie, dzięki czemu mógł odzyskać trochę rezonu. I przestać jąkać się i wypowiadać w miarę składne zdania. Przesunął spojrzeniem po niesfornych rudych lokach, które to opadły na twarz kobiety, dodając jej tym samym nieco uroku. Parsknął cicho na jej słowa, lecz w jego śmiechu nie było nawet krzty rozbawienia, a raczej goryczy.
- Opiekuję się… Dobre. Czy Ryan wygląda Ci na kogoś, kto potrzebuje tej opieki? Nawet jeśli, to i tak nie dopuszcza mnie do siebie. Taki jego urok, czy coś. Wyobraź sobie, że przez dziesięć lat, dziesięć pieprzonych lat tak naprawdę niczego nie wiedziałem o nim. A gdy wreszcie dostałem zastrzyk informacji, to też nie wynikało z moich własnych obserwacji, tylko powiedzmy dobrej woli kogoś innego. Chociaż tamtego dnia otworzono moje oczy na pewne kwestie. – uśmiechnął się krzywo, zaciskając mocniej palce na chłodnym schodku, gdzie siedział. – To frustrujące, nawet nie wiesz jak bardzo. Bo może naiwnie i ckliwie to zabrzmi, ale naprawdę zależy mi na jego dobru. I zrobię wszystko, by tak było, ale czasami naprawdę nie wiem już co robić. Czuję się bezradny i że znowu robię coś nie tak, kiedy to któryś raz z kolei traktuje mnie jak powietrze. A jak już zwróci uwagę to jestem jak brud pod paznokciem, którego najchętniej pozbyłby się, ale tkwi zbyt głęboko, żeby go wygrzebać i z powodu zbyt wielkiego zachodu zostawia, ignorując. – słowa same z niego wychodziły, nie wiedząc czemu. Ale przy niej, pomimo różnicy poglądów i światów, które reprezentowali sobą, zaskakująco dobrze się przy niej czuł. Komfortowo. I nawet dwójka pieprzących się osób zupełnie mu nie przeszkadzała w tym momencie, zapominając w ogóle o ich istnieniu. Jego barki poruszyły się gwałtowniej w cichym śmiechu pełnym żałości.
- Nawet nie potrafię porządnie go zadowolić i sprawić, by poczuł się dobrze. Hue… samca, którego chcesz? To ustaw się w kolejce. Wbrew wszystkim prawom, jest dość rozchwytywany. – mruknął cicho, milknąc na chwilę, dopiero teraz uświadamiając sobie jak wiele powiedział, właściwie obcej kobiecie. Ale jakoś niekoniecznie źle się z tym czuł. Najwidoczniej potrzebował wyrzucić to z siebie, a Taihen, chcąc czy nie, okazała się naprawdę dobrą słuchaczką. Ale oczywiście ich rozmowa musiała zostać przerwana. Jakby inaczej…
Odwrócił głowę w stronę kotowatego posuwającego swoją małą dziwkę, a jego wargi wykrzywiły się w nieprzyjemnym grymasie.
- Czyżby mamusia nie nauczyła małego kociaka szacunku do kobiet? Zamiast kłapać gębą zajmij się swoją zabawką, bo wnet Ci uschnie. – warknął, jednocześnie łapiąc za klingę swojej broni, na której zacisnął mocniej palce. Co prawda nie sądził, że mężczyzna w tracie aktu seksualnego rzuci się na niego, ale kto go tam wiedział. Lepiej być przygotowanym na wszelakie ewentualności.

                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.10.14 17:23  •  Grota ofiarna - Page 3 Empty Re: Grota ofiarna
Ostatnio coraz częściej zdarzało mu się, że pierwsze spotkanie z „klientem” kończyło się chwilowym skurczem mięśni. Szczególnie, gdy miało ono miejsce bez wcześniejszego przygotowania. Co tu dużo kryć, kociak nie bardzo się o to zatroszczył i gdyby nie fakt, że pokaleczył go także od środka, czekałaby ich jazda „na sucho”, czego Tiago wręcz nie znosił. Mimo że bolało, to nie dawało mu to takiej przyjemności, jak tradycyjny seks. No i mężczyźni, którzy kochali się z nim w ten sposób, również nie byli zbyt zadowoleni. A ciężko było ciągle nosić przy sobie jakiś lubrykant, szczególnie, że był to towar deficytowy w Desperacji. Mężczyźnie jednak przypadkowo udało się go zastąpić, z czego chłopak był niezmiernie zadowolony.
Nigdy, ale to nigdy nie przypuszczałby, że seks z kotem może być tak przyjemny. Rozkosz rozlewała się falami po jego ciele, w miarę jak pojawiały się kolejne rany. Dłonie, na których się podpierał, zaczęły ślizgać się od krwi gromadzącej się na ołtarzu, jednak Tiago w ogóle się tym nie przejmował. Jej metaliczny zapach dodatkowo go podniecał, a coraz głośniejsze jęki niosły się echem po grocie. Czyż mogło być coś cudowniejszego niż kochanek pełen pasji?
Kotowaty najwidoczniej myślał tak samo, bo wcale nie szczędził mu kolejnych ran i zadrapań. Z szaleńczym śmiechem przyjął ugryzienie w ramię, zakrwawioną ręką sięgając do jego włosów. Przeczesał je palcami, zostawiając na nich ciemnoczerwone smugi, ale chyba nikomu to nie przeszkadzało. Jednak długo nie dane mu było pieścić go w ten sposób. Gdy mężczyzna wyszarpnął kły z jego barku, Tiago stracił równowagę i upadł twarzą na blat, lądując policzkiem w kałuży własnej krwi. Zaśmiał się jedynie, zupełnie nie przejmując kolejnymi falami bólu. Powoli znów podparł się na rękach, wyginając rozkosznie plecy, gdzieś tam rejestrując, że jego kochanek czymś się zdenerwował. Jego pchnięcia stały się bardziej chaotyczne, jeszcze mocniej krzywdząc go od wewnątrz. Fala podniecenia powoli rozchodziła się po całym jego ciele, zwiastując nadchodzący orgazm.
- Och, tak, tak...! Ngh! Mocniej~! - Jęczał, z trudem łapiąc oddech. Czuł, jak jego całe ciało przygotowuje się do tego finalnego aktu. Wiedział jednak, że jeszcze nie może skończyć, więc ze wszystkich sił starał się skupić na tyle, by nie doprowadzić do wytrysku. Całe szczęście, wielokrotny orgazm miał opanowany niemal do perfekcji.
Kolejny, przeciągły jęk rozkoszy poniósł się echem po grocie, gdy jego ciało pogrążyło się w tej ostatecznej rozkoszy. Przez krótką chwilę nie wiedział, co się dzieje, jedynie czuł, że mężczyzna wciąż był silnie wzburzony. Chłopak postanowił to zmienić. W końcu dla nich obojga miała to być przyjemność, a Tiago wciąż przecież nie był do końca zaspokojony.
Podpierając się ramionami, powoli wyprostował się, obejmując kochanka za szyję. Wtulił się w jego ciało, znacząc je krwią, ruchem swoich bioder próbując ujednolicić tempo ich ruchów. Spoglądając na niego, położył jedną dłoń na jego policzku, zmuszając go, by na niego spojrzał. Pocałował go, z lubością zlizując własną krew z jego warg.
- To chyba nie jest wszystko, na co Cię stać, prawda...? Haaa.. Pokaż.. Achm~! Pokaż im, jak powinno składać się ofiary...! - Powiedział wyjątkowo gorącym szeptem, po czym ponownie opadł na czworaka. Poruszył biodrami w rytmie ruchów mężczyzny, po czym ponownie oddał się całkowicie we władanie jego penisa i pazurów. Powoli zaczynało mu się robić słabo z powodu upływu krwi, jak i ogólnego wyczerpania organizmu (nawet nie pamiętał, kiedy ostatnio zjadł coś konkretnego), mimo to żądza, jaką w nim rozpalał, przezwyciężała wszelkie słabości. Jęki mieszały się z kolejnymi wybuchami radosnego śmiechu, a on sam czuł się kochany, tak prawdziwie i szczerze, mimo że Apolyon nawet go nie znał i nie zapowiadało się na żadną dłuższą znajomość. Chłopakowi to jednak nie przeszkadzało. Ważne, że się z nim kochał, nawet jeśli sam akt należał do gatunku czysto fizycznego zaspokajania swoich potrzeb. Bardziej liczyło się to, że tak chętnie przyjął go do siebie, oferując to, czego w danym momencie pragnął.
Zupełnie tak, jak Eveline... Ona również pojawiła się wtedy, gdy najbardziej jej potrzebowałeś, prawda?
Na samo wspomnienie dawnej opiekunki, w jego oczach pojawiły się łzy, będące zaskoczeniem nawet dla niego. Początkowo nie wiedział, jak zareagować, gdy pierwsze słone krople spadły na kamienny blat, mieszając się z jego krwią. Zaraz jednak z jego gardła wyrwał się kolejny, szaleńczy śmiech, tym razem głośniejszy niż do tej pory. On sam z wdziękiem odrzucił głowę do tyłu, ponownie kołysząc biodrami w rytm pchnięć partnera. Kolejne łzy spływały po jego policzkach, a osobowości znów rozpętały burzę w jego umyśle. Bólem i przyjemnością chciał zagłuszyć przykre wspomnienia, chciał pozbyć się wyrzutów sumienia za to, co zrobił ze swoim życiem, podarowanym mu przez ukochaną Eveline. Przecież gdyby nie ona, nie byłoby go tutaj!
Ale co z tego, skoro teraz, gdy najbardziej jej potrzebujesz, jej tak po prostu nie ma?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.10.14 19:05  •  Grota ofiarna - Page 3 Empty Re: Grota ofiarna
Słuchała Nathaira, mimo że wcale nie musiała. Czasem mówi się, że warto trzymać blisko przyjaciół, wrogów zaś jeszcze bliżej. Mogła starać się przykleić do Ryana, wpatrywać się w jego twarz i odgadywać co myśli, jednak czy najlepszym źródłem nie jest jego rozgoryczony opiekun? Fakt, że był skryty łatwo można było wywnioskować, ale co z tymi wszystkimi faktami o których teraz dowiedział się nasz różowy rangers? Pewnie byłyby jej bardzo użyteczne w przyszłych próbach zwrócenia na siebie uwagi wymordowanego. Czy coś.
Parsknęła cicho, słysząc jego żale, nie skomentowała ich jednak. Złapała za kosmyk włosów i zaczęła zaplatać sobie warkocz. Zważywszy na stopień pokręcenia psychiki włosia, było to ciężkie zadanie.
Czy potrzebował opieki? Owszem. Jak każdy. Czy prosił? Niekoniecznie. Nie można mylić dumy z samodzielnością. Ludzka rasa nigdy się do końca nie usamodzielnia, jesteśmy stworzeniami stadnymi. Żyjemy w społeczeństwach, bo zależymy jedni od drugich. Rodzina, zawód, korzyść - zawsze potrzeba drugiego człowieka by osiągnąć pełnię szczęścia oraz potrzeb. Nie wiedziała jednak jak działa psychika anielska. Być może byli samotnikami, może ich Niebo przypominało ludzkie latyfundia, gdzie na jeden dom przypadały setki hektarów ziem? Albo chmur.
- Walcz.
Lecz czy było to rozwiązanie na problemy anioła? Czy mógł walczyć z ignorancją swojego podopiecznego? Jak przebić się za zasłonę obojętności i dotrzeć do czyjegoś serca? Zazwyczaj potrzebne są do tego wspólne przejścia, tarapaty w które się wpada razem i stara się z nich razem wykaraskać. Leniwe popołudnia nad nudną planszówką, spacery, wspólne żarty oraz sekrety. Osoba, która stoi z założonymi rękami i czeka, aż ta druga podejdzie i zaproponuje wspólne spędzenie czasu nigdy niczego nie zdobędzie. Jednak jak mu to miała powiedzieć? W jednym słowie.
Walcz.
Zadowalanie samca jednak było drugim stopniem wtajemniczenia. Mimowolnie się uśmiechnęła, wskazując podbródkiem na parę na ołtarzu.
- Zawsze możesz się od nich uczyć. Mimo wszystko to sztuka, jedyna w swoim rodzaju.
Zapewne chciała powiedzieć coś jeszcze, jednak karcące spojrzenie Apolyona wybiło ją z równowagi. Jak długo słuchał i dlaczego? Głupia Taihen, równie dobrze mogła zabrać Nathaira do swojej celi i uniknąć tych wszystkich nieporozumień i starć. Teraz jednak było za późno. Młody już się odszczekiwał, już sięgał po broń... Odruchowo wcisnęła się między nich, mimo że kot nie ruszył się ze swojego miejsca. Jej twarz w jednej chwili spoważniała, oczy stały się zimne i na swój sposób okrutne. Łypnęła na członka Starszyzny.
- Działam z rozkazu Proroka, a tym samym Ao. Nie mieszaj się w to. Lepiej pomyśl o wyrwaniu serca swojemu kochankowi, bo w takim tempie zaraz tu zejdzie z wykrwawienia, a wiesz, że tego typu ofiary wcale nie podobają się Nowemu Bogowi.
W sumie nadal miała pod ręką opatrunek oraz jodynę, ale nie była pewna czy chciała się nimi dzielić z tym mężczyzną. Jakiś czas temu popierała jego kandydaturę na członka rady, teraz jednak trafiał ją szlag na sam dźwięk jego głosu. Jeden ponad wszystkimi, korzystający ze swoich przywilejów, rozkazujący wiernym.
Lecz czy nie była zdrajczynią? Skąd. Musiała mieć powody by sprowadzić tu anioła i owszem, miała je, były jednak tak dalekosiężne, że nawet ona sama ledwo widziała cel do którego zmierzała.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.10.14 22:55  •  Grota ofiarna - Page 3 Empty Re: Grota ofiarna
Apolyon był zwyczajnie zirytowany. No bo jak to w ogóle wyglądało? I mówimy tu o całokształcie. On oddaje cześć i ofiarę ich Jedynej Prawdzie, Jedynemu Bogu na ołtarzu ofiarnym i ni z tego ni z owego wpada sobie Taihen wraz z jakimś chucherkiem i zaczyna kręcić nosem. Jeszcze gdyby siedziała cicho, rozmawiała o czymkolwiek z obcym albo chociaż opowiedziałaby o tym, czemu tak naprawdę służy ta ofiara, nie miałby nic przeciwko. Ale te wszystkie komentarze pod ich adresem były już zwyczajnie zbędne. Apolyon nie miał już nawet pewności co do tego, czy ta ofiara zostanie ogółem odebrana przez Ao. I to Tai wszystko zniszczyła, bo oderwała myśli członka starszyzny od aktu. A przecież naprawdę mogła wziąć tego patyczaka gdziekolwiek indziej! Grota ofiarna to miejsce, gdzie przyprowadza sie anioła, jeśli chcesz mu wbić nóż w serce, a na to się nie zapowiadało! Kolejna hańba!
I owszem, gdyby w tej chwili robił cokolwiek innego, pewnie rzuciłby się na tego pierzastego szkodnika z pazurami i obnażonym ostrzem. Ale nie mógł, skoro już zaczął ten stosunek z Tiago, to go zakończy. Odda Ao to, co mu się należy. Tym bardziej, że chłopak pod nim już po prostu odlatywał. Pewnie zarówno z powodu utraty krwi jak i przyjemności, jaka przepływała przez jego ciało, ale to w sumie na jedno wychodziło.
- Nie mów mi, co mam robić, głupia kurwo. Podlegam bezpośrednio Prorokowi i nie ma rozkazu, który on by wydał, a o którym ja bym nie wiedział. Tym bardziej jeśli chodzi o coś takiego jak to brudne, zapchlone, skrzydlate truchło!
Jak to musiało komicznie wyglądać. Z jednej strony wygraża Taihen za przyprowadzenie do świątyni anioła a z drugiej posuwa małego chłopca. Oczywiście dał się pocałować Tiago, nawet spróbował znowu wyrównać rytm, ale wzburzenie nadal w nim pulsowało. Nie zamierzał zabijać chłopaka, ani też bardziej go kaleczyć. Oddawał Ao obfitą ofiarę, zarówno krwi jak i przyjemności dzielonej z kimś innym. Ale fakt, zdechnąć na stole nie mógł. Wyrwanie serca też by niewiele dało, Tiago nie był nikim wartościowym. Niestety.
Pora to było skończyć. Im prędzej dojdzie w chłopaku, tym prędzej dobierze się aniołowi do skóry. Bo oczywiście nie zamierzał tego tak zostawić. Nie mógł tolerować obecności pierzastego bluźniercy w samym sercu świątyni Ao. Przy jego ołtarzu. Przy stole ofiarnym. Czy można było przynieść Kościołowi Nowej Wiary większą hańbę?
- Tylko poczekaj, bluźnierco - zaczął warczeć, łapiąc mocniej chłopaka za biodra (już bez wbijania pazurów) - Niech no tylko...
W sumie zdania już nie dokończył, bo z jego gardła wydobył się długi, przeciągły jęk. Odruchowo ponownie wbił szpony w ciało Tiago, taki już miał odruch przy szczytowaniu. Wszystkie mięśnie mu się napięły. On się nie bawił w wielokrotny orgazm, jeden a dobry mu wystarczył.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.10.14 13:36  •  Grota ofiarna - Page 3 Empty Re: Grota ofiarna
Jedno słowo. Wystarczyło jedno słowo, a serce chłopaka zabiło mocniej, napełniając go dziwnym uczuciem, który motywował. Jego twarz, teraz na drobną chwilę łagodna, rozjaśniła się jeszcze bardziej, kiedy to usta drgnęły lekko i wygięły się w lekkim uśmiechu. Oczywistym było, że zamierzył walczyć. Co jak co, ale poddanie się nie wchodziło w grę. Nawet przez głowę nie przeszła mu taka myśl. Jakkolwiek Ryan nie odpychałby go i nie dopuszczał do siebie, to Nathair i tak zamierzał robić swoje. Z tą różnicą, że teraz postanowił o wiele bardziej dokładniej go obserwować i zapamiętywać wszystko. Jego przyzwyczajenia, nawyki, to, co go denerwowało i to, co lubił. Bo chciał wiedzieć o nim jeszcze więcej.
- Wiem. Będę. – powiedział cicho, spuszczając nieco wzrok i jeszcze bardziej się uśmiechając, niczym dziecko, które usłyszało słowa jakiejś długo wyczekiwanej pochwały. Nie wiedział dlaczego Taihen to powiedziała i generalnie zachowywała się tak przychylnie w stronę jego osoby, aczkolwiek był jej wdzięczny. Za wszystko dzisiaj, chociaż z pewnością słowa podziękowania łatwo mu nie przyjdą. Jak to jemu. Aczkolwiek już otwierał usta, by w jakiś tam nieporadny sposób wyrazić swoją wdzięczność, lecz słowa kobiety kompletnie zbiły go z tropu. Zerknął pobieżnie w stronę dwójki kochanków oddających się przyjemności, po czym ponownie spojrzał na kobietę z wyraźnie ciemniejszą twarzą.
- Zwariowałaś? Nie pozwalam się dotykać byle śmieciom. – warknął cicho, wyraźnie podkreślając ostatnie słowo. Nathair z natury nie przepadał za czyimś dotykiem. Naprawdę w wyjątkowych sytuacjach pozwalał na to, zwłaszcza osobom, których nie znał albo nie miał z nimi zbyt dobrego kontaktu. W ogóle nie przepadał za bliskością, wolał zachowywać stosowną odległość bez niepotrzebnego kontaktu fizycznego. Poza paroma wyjątkami, które można było zliczyć na palcach jednej dłoni.
Cały czar chwili prysł momentalnie, kiedy kotowany ponownie otworzył swoją gębę. Irytacja w Nathairze ponownie wzrosła, a oczy pociemniały nieprzyjemnie, zwiastując, że sytuacja niekoniecznie może zakończyć się w pacyfistyczny sposób. Chłodny błysk w oku jasnowłosego zakomunikował cicho, że pomimo odniesiony ran dnia wczorajszego, Nathair wciąż może się ewentualnie bronić i jego pewność siebie nie została zdeptana.
- Kurwy to szukaj w swoich spodniach, Kotku – mruknął cicho, powoli wstając z zagrzanego już schodkach i podważając kciukiem lewej ręki tsubę, wysuwając katanę na dwa milimetry z pochwy.
- Te brudne, zapchlone, skrzydlate truchło zaraz wsadzi Ci miecz w dupę i przekręci, jeśli nie przeprosisz Taihen. Chociaż z drugiej strony wyglądasz na takiego, co lubi takie atrakcje. – mruknął, a po chwili machnął swoimi skrzydłami, rozluźniając je nieco i wysuwając. Nie wiedział czego może spodziewać się po mężczyźnie, jednakże potrzebował ich do ewentualnego sprawnego poruszania się z powodu rannej nogi. Tak na wszelki wypadek.
- Czekam. Tylko zastanawiam się co możesz zrobić. Pomachać i pogrozić mi przed oczami swoim kijkiem? Ooch, przerażające. – rzucił kpiąco uśmiechając się przy tym krzywo, nawet na drobną chwilę nie spuszczając wzroku z białowłosego. Nie zamierzał pozwolić byle gnojowi ubliżać Taihen. Zawdzięczał jej sporo dzisiejszego dnia a i zapałał do niej, wbrew wszelkim prawom, sympatią. Nie ma takiego wyzywania jej, nie na jego warcie.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.10.14 14:12  •  Grota ofiarna - Page 3 Empty Re: Grota ofiarna
Czuł narastająca agresję dobitnie wyrażającą się w gwałtownych ruchach kociaka. Czuł, jak z każdym kolejnym pchnięciem coraz bardziej kaleczył jego delikatne ciało. Nie, nie przeszkadzało mu to o tyle, o ile sam czerpał z tego przyjemność. Jednak gdy osłabienie brało górę, gdy był już coraz bardziej zmęczony, miał już tego dość. I nie ukrywał tego. Jego jęki były coraz słabsze, coraz cichsze, zaczynało brakować mu tchu. Nie był w formie jeśli chodzi o dziki, chaotyczny seks. Apolyon też przestał już zwracać większą uwagę na chłopaku, skupiając się na tyle, by to wszystko szybko zakończyć, myślami będąc już przy dwójce intruzów. Cóż. Najwidoczniej jego czas już się skończył. Dosyć szybko, musiał przyznać.
Zdobył się na jeszcze jeden głośniejszy jęk, gdy sperma kochanka zalała jego wnętrze. W tym ostatnim pchnięciu mężczyzna trafił prosto w jego prostatę, wywołując niekontrolowaną falę przyjemności. Jego własne nasienie wystrzeliło na kamienny blat, mieszając się ze znajdującą się już na nim krwią chłopaka. Na tę krótką chwilę mięśnie momentalnie mu się napięły, by już po chwili zwiotczał niemalże zupełnie. Opadł bezwładnie na zimny kamień, rejestrując jeszcze brzęk medalionu uderzającego o ołtarz. Nie miał jednak siły, by martwić się, czy nic mu się nie stało. Niemalże spazmatycznie łapiąc oddech, próbował utrzymać jako taką przytomność. Nie mógł tutaj odlecieć. Nie, kiedy sytuacja robiła się naprawdę niebezpieczna. Co z tego, kiedy tak bardzo chciało mu się spać!
Serce waliło mu jak szalone nie tylko z wysiłku, ale również z utraty krwi. Było mu coraz zimniej, a w uszach szumiało, jakby ktoś postawił tuż przy jego głowie ogromny wentylator. Doskonale znał te objawy, nieraz już mu towarzyszyły, dlatego nie przejmował się nimi zbytnio. Leżąc bez ruchu czekał, aż rany zasklepią się na tyle, by nie tracić już więcej krwi, za wszelką cenę starając się nie zasnąć. To nie był czas i miejsce na kolorowe sny.
Po upływie parunastu chwil, gdy jego oddech w miarę się już uspokoił, a on sam odzyskał nieco sił, spróbował podnieść się z ołtarza. Jego ciało całe było unurzane w krwi i spermie, zarówno swojej, jak i mężczyzny, która teraz beztrosko spływała po jego udach. Podniósł się nieco na drżących ramionach, od razu odczuwając zawroty głowy. Sapnął ciężko, zamykając oczy. I tak niewiele widział ze względu na mroczki latające mu po całym polu widzenia. Próbując odetchnąć głębiej, by opanować nieszczęsne dolegliwości, dopiero po upływie kolejnych minut podejmując kolejną próbę zejścia z ołtarza. Cholera, co go podkusiło, żeby wspinać się tak wysoko? Mogli to przecież zrobić na podłodze, też byłoby dobrze!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.10.14 20:56  •  Grota ofiarna - Page 3 Empty Re: Grota ofiarna
Ciche jęknięcie wyrwało się z jej warg, gdy usłyszała obelgę z ust Apolyona. Znów to samo. Kolejny członek starszyzny, który zawsze wiedział lepiej.
- Ta... tak. Wiem.
Słowa były niesamowicie ciche. Taihen opuściła głowę, jednak nie odsunęła się, a wręcz wcisnęła między kłócących się samców. Jej skrucha wcale nie dominowała nad wolą walki, a jeśli jej przełożony miał zamiar się rzucić na Nathaira, to ona miała zostać poraniona jako pierwsza. Nie na darmo bandażowała to przeklęte kolano. Teraz jednak nie pozostało jej nic innego niż nasłuchiwanie, trzymanie ręki na pulsie i pilnowanie by wszystko przebiegło według planu Ao. Bo to ona była jego wykonawczynią, a nie ten, co uważał się za bezpośredniego podwładnego.
- Tak się jednak składa, że to JA jestem pierwszą nałożnicą Proroka. JA ocieram pot z jego czoła gdy cierpi z powodu słów Nowego Boga. JA przekazuję wam wszelkie potrzebne informacje, bo tylko JA mogę je usłyszeć. To JA łykam nasienie Proroka, a nie ty, panie.
Głowa momentalnie się uniosła, jednak niewiele. Widać było jedynie parę zielonych ślepi wpatrujących się w rozmówcę. Rude loki okrywały twarz złowrogim cieniem. Wstała jeszcze nim zrobił to anioł, a gdy ten sięgnął do broni, wyciągnęła w jego stronę dłoń, dając znak by przestał.
Teraz ostrożnie. Miała jedynie noże, miecz został pod skałą. Zrobiła krok do przodu, powolny, wprawiający w ruch wszystkie mięśnie brzucha oraz biodra. Zaznaczały się pięknie, jak przystało na młodą wysportowaną kobietę.
- Nie wtrącaj się, aniołku. Jesteś tutaj tylko gościem. Co zaś się tyczy ciebie, Apo, nie życzę sobie byś tak się do mnie zwracał. Później mnie ukarzesz jak tylko ci się spodoba, teraz jednak mam tu coś do zrobienia. Ja...
Nie dokończyła jednak. Zapomniała o rozwijających się skrzydłach, o pazurach umazanych krwią. Zapomniała o swojej misji, o tym, co miała zamiar zrobić. Rzuciła się w stronę ołtarza, na którym leżał Tiago. Nie, nie leżał, próbował zejść, a kolejna próba równała się kolejnemu upływowi krwi. Stanowczo ułożyła dłoń na jego ramieniu, nakazując mu leżeć. Wolną dłonią zaś odgarnęła włosy z jego czoła i ucałowała je. Zimne, jak ciało pozbawione życia. Krwi.
Zdjęła resztki porwanej bluzy i ułożyła ją na posadzce groty, by po chwili już trzymać chłopca w ramionach i ułożyć go na niezbyt ciepłym posłaniu. Całe szczęście, że nadal miała opatrunki, którymi mogła zatamować największe krwawienie. Tak też zrobiła, przez cały ten czas nucąc łagodnie.
W muszelkach Twoich dłoni
ocean śpi spieniony.
Więc przystaw je do ucha
i słuchaj, słuchaj.

Uśmiechnęła się delikatnie, przesuwając palcami po zadrapaniach na plecach. Te głębsze przecierała gazą zamoczoną w jodynie. Piekło, nie przestawała jednak śpiewać.
A gdy otworzysz dłonie
na każdej białej stronie
zobaczysz mapę życia.
Więc czytaj, czytaj.

Czyż nie przypominała jednego z tych okropnych, złych skrzydlatych stworzeń, których wyznawcy Ao tak nienawidzili? Nie była nim, oczywiście, że nie, teraz jednak przypominała stereotypowego anioła. Zgarnęła włosy z czoła i zapatrzyła się w Tiago z nadzieją, że jednak nie rzuci się do ucieczki i nie wykrwawi się do końca.
A dłonie tak bezbronne
unosi życia prąd
jak białe brzuchy ryb
gdy gna je wodna toń.


Głoś miała przyjemny, niski i ciepły, zabarwiony lekką chrypką, która jednak nie przeszkadzała w słuchaniu. Starła krew z wargi chłopca i opatrzyła także ramiona. Na szczęście, nie potrzebowały nadmiernej opieki, jak i większość ran. Niedługo wszystkie same powinny się zagoić, co bardzo ją cieszyło.
Ławice białych śladów.
Ktoś był i walczył z nurtem,
a teraz gna w niepamięć
wciągany w wiry kutrem.

Jeśli tylko jej pozwolił, otarła także jego uda i pośladki. Nie dobierała się tam jednak jakoś nachalnie, wiedziała, że teraz mógł oczekiwać odrobiny prywatności. Żałowała też, że nie miała przy sobie żadnych ziół, które znieczuliłyby go. Lecz czy wymagał znieczulenia? Zapewne był na tyle słaby, że nie czuł nadmiernego bólu. Dlatego też ułożyła go wygodniej i sięgnęła po katankę Tiago, by go okryć. Teraz zdecydowanie potrzebował ciepła, a ona, niestety, była już jedynie w staniku.
Więc mocno ściskaj pięści
jak gdybyś chciał na krótko
zatrzymać małe serce
co jest jak chwiejna łódka.

Po raz kolejny ucałowała go w czoło i odwróciła się do pozostałej pary. Zmarszczyła brwi i spojrzała na nich wyczekująco. Jeśli się w tym czasie nie pozabijali to mieli szczęście, bo najpewniej oczekiwała, że się przez ten czas pogodzą, bądź przynajmniej zaczną ignorować.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.10.14 22:16  •  Grota ofiarna - Page 3 Empty Re: Grota ofiarna
Apolyon zsunął się z ołtarza. Chwilowo Tiago przestał być obiektem jego zainteresowania, niemniej kotowaty miał zamiar wziąć potem chłopaka do własnych komnat i opatrzyć, a także dać się porządnie wyspać. Widział w nim potencjał, po wielkim finale chciał mu pokazać tę drugą stronę Kościoła, wspólnotę jaką tworzyli wierni, skupieni wokół nowego Boga. Liczył na to, że - jak się domyślał - samotna dziwka, zarabiająca na chleb swoim ciałem i zapewne mieszkająca w jakiejś klitce - doceni więź pomiędzy wyznającymi Ao. W końcu i tutaj chłopak mógłby oddawać się wiernym, ale nauczony szacunku do własnego ciała i przyjemności jaką dzieliły się dwa ciała podczas aktu, odnalazłby swoją ścieżkę w życiu. Tę właściwą.
- Anielskie ścierwo nie będzie mi mówić co mam robić. - odwarknął Apolyon.
Zupełnie też przestał zwracać uwagę na Taihen. Mógł zrobić tak jak mówiła, ukarać ją później. I zapewne to zrobi, bo obecność żywego, a do tego chociażby nie skutego kajdanami anioła była hańbą dla całej świątyni. A już z pewnością solą w oku Apolyona.
Ale Nathair mylił się, jeśli sądził, że Apolyon ma do dyspozycji tylko pazury. Kotowaty także był uzbrojony. Nie miał co prawda swojego miecza w dłoniach, ale kilka susów ku końcu dali nie zajęłoby mu dużo czasu. Bo Apolyon prawie nigdy nie nosił swojego oręża ze sobą. Wolał go trzymać jednak nieopodal, a więc gdzie indziej niż w grocie ofiarnej?
- Sępy będą rozdzierać twoje truchło jeszcze dzisiaj. - warknął, szykując pazury. I tak, niewiele go obchodził fakt, że był nagi. Pieprzył się przy innych to miałby się wstydzić walczyć goły? Wolne żarty.
Jego wojowniczy zapał został jednak na chwilę zastąpiony przez zdumienie. Apolyon zerknął zdziwiony na Taihen, która ni z tego ni z owego zajęła się osłabionym Tiago. Faktycznie, kiedy tak go pielęgnowała, wyglądała niczym z obrazka, który matki wbijały do głowy swoim dzieciakom - aniołka, dbającego o bliźniego. Kotowaty patrzył jak wyciera chłopaka i powstrzymuje krwawienie. A do tego jeszcze zaczęła śpiewać. Głos miała całkiem kojący, nawet Apolyon pozwolił, żeby melodia wpłynęła na jego emocje. Ehh, dobrze. Zdecydował. Może faktycznie Prorok miał jakiś plan w związku z aniołem, może tego pierzastego śmiecia czekała jakaś specjalna tortura. A może był w tym jeszcze jakiś głębszy sens, którego on nie potrafił dojrzeć?
Warknął cicho.
- Jeśli dowiem się, że sprowadziłaś go tu tylko przez wzgląd na swoje samolubne pobudki i chęć poznania tego... Ryana - tak, słyszał ich rozmowę. Może i zagłuszał ich nieco jęczący Tiago, ale ogólny sens tej konwersacji wyłapał - poniesiesz surową karę. - zapowiedział Taihen.
Zerknął jeszcze raz na  Tiago, a potem wolnym krokiem zaczął iść w stronę Natharia. Ogień w jego oczach zgasł, nie przybrał pozycji, która mogłaby zdradzić, że szykuje się do ataku. A idąc, mówił:
- Może faktycznie Nowy Bóg przemówił przez proroka i ma co do ciebie jakiś plan. Więc tym razem ci daruję. Zabiorę tę owieczkę - wskazanie głową Tiago. - do swojej celi. Ale kiedy ją opuszczę, nie chcę cię widzieć na oczy, rozumiesz? - przybliżył swoją twarz niebezpiecznie blisko anielskiej. Chciał go zastraszyć, potwierdzić jego obawy co do przybywania tutaj. To była świątynia Ao, miejsce gdzie z radością wyrywano skrzydła aniołom i patrzono, jak się wykrwawiają.
I kiedy tak patrzył w twarz Nathaira, przed oczami nagle wykwitł mu inny obraz. Apolyon zamrugał spłoszony. On znał to oblicze. Nie miał pojęcia skąd.
Odsunął się zaraz, skonsternowany. Skąd ten niepokój? Skąd ta niepewność? Apolyon zaraz odwrócił się od anioła i pospieszenie podszedł do Tiago. Narzucił na siebie swoje łachmany i wziął chłopaka na ręce. Pora była by przeszli do celi Apolyona.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.10.14 23:30  •  Grota ofiarna - Page 3 Empty Re: Grota ofiarna
Nie ma co ukrywać, że w tym momencie mało go obchodziło co mówiła Taihen. Jego całą uwagę skupił mężczyzna przed nim. Kompletnie zignorował blond truchełko, które słaniało się na ołtarzu i wyglądało na takiego, który lada moment wyzionie ducha. Nie jego sprawa. Nathair wydał z siebie ciche, nieprzyjemne dla ucha syknięcie, zaciskając mocniej palce wokół rękojeści swojego miecza, który jeszcze bardziej wysunął, gdy mężczyzna ruszył w jego stronę. W sumie nie wiedział czego może się po nim spodziewać, ale wyglądał na Wymordowanego. Czyli ewentualny atak nastąpi z bezpośredniego starcia. No chyba, że posiadał jakiś artefakt, co również było dość prawdopodobne. Że też nie potrafił utrzymać swojego języka za zębami. Zawsze, ale to zawsze musi wpakować się w jakieś bagno. Na własne, kurwa, życzenie. Doskonale wiedział, że w tym stanie nie jest w pełni sił do jakiegokolwiek starcia, ale co tam, trzeba jeszcze bardziej poszczekać i to gdzie? W gnieździe pełnym nieprzychylnych Ci istot. Brawo Nathair, brawo.
Zmarszczył delikatnie brwi, gdy białowłosy stanął tuż przy nim. Chłopak musiał nieco zadrzeć głowę do góry, by móc skonfrontować się z kocim spojrzeniem. Czekał. Co prawda najlepszą formą obrony jest atak, ale w tym momencie po prostu nie czuł się na siłach, by jako pierwszy przystąpić do ataku. Dlatego też czekał.
O dziwo mężczyzna zrezygnował. Nathair nie wiedział co za tym się kryje, być może cichy śpiew Taihen rzeczywiście miał na to jakiś wpływ, aczkolwiek koniec końców białowłosy nie zamierzał wdawać się w jakiekolwiek bijatyki z Nathairem. I bardzo dobrze. Co prawda chłopak wbrew swojemu szczekaniu nie chciał walczyć i wydobyłby miecz tylko w ostateczności, aczkolwiek nie dał po sobie poznać, że był rad z takiego obrotu sytuacji. Jednakże nie mógł siedzieć cicho, gdy ten typek tam bardzo spoufalał się z Ryanem, nawet nigdy nie widząc go na oczy.
- Dla Ciebie Pan Ryan. – syknął warkliwie, wwiercając swoje spojrzenie już w plecy mężczyzny. Na całe szczęście ugryzł się dalej w język, nie dolewając oliwy do ognia. Co było dość zaskakujące jak na niego. Gdy z jego pola widzenia zniknął mężczyzna, chłopak wreszcie schowało końca miecz i rozluźnił do tej pory spięte barki. Wzrokiem odszukał Taihen i powoli kulejąc skierował się w jej stronę. Oczywiście, że słowa mężczyzny nie wywarły na chłopaku jakiegokolwiek wrażenia, ale nie zamierzał tutaj zabawić zbyt długo. Nie czuł się byt dobrze i swobodnie w świątyni, gdzie każdego dnia zabijano jego podobnych. To tak, jakby kurczak przechadzał się w fabryce KFC. Tak to działało. Zerknął na twarz kobiety i w zamyśleniu rzucił, nim pomyślał. Ja to on.
- Połykasz nasienie? Toż to ohydne. – mruknął, drapiąc się przy tym po karku, ponownie zamyślając się nad czymś, a jego źrenice delikatnie rozszerzyły się.
- Lubi… to? – nie, żeby miał zamiar jakoś bardziej drążyć ten temat. Ale może w ten sposób mógłby pozyskać jakąś małą wskazówkę… Nie Nathair, takie rzeczy nie powinny Cię interesować. Co Ciebie to interesuje. Jakie wskazówki, po co, na kogo? Chłopak pokręcił gwałtownie głową, jakby zrzucał z niej coś nieprzyjemnego i już otwierał usta chcąc zakomunikować Taihen, że zamierza wracać do siebie, lecz ta bez zbędnego słowa złapała go za nadgarstek i pociągnęła ku wyjściu. A on biedny podreptał za nią, bo cóż innego mu pozostało.

zt + Taihen
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.10.14 15:48  •  Grota ofiarna - Page 3 Empty Re: Grota ofiarna
Zawroty głowy nie ustępowały, ale Tiago musiał podjąć próbę zejścia z ołtarza. Nie mógł tutaj pozostać ani chwili dłużej, szczególnie, że atmosfera była coraz gorętsza. To nie mogło się skończyć pokojem, o nie. Krew znów poplami kamienie groty, tyle że tym razem nie będzie to krew chłopaka.
Już miał opuścić nogi poza krawędź stołu, gdy nagle przed oczami pojawiła mu się ogniostoruda plama, a na ramieniu poczuł wręcz palący dotyk ręki. Odruchowo szarpnął się do tyłu, a z jego gardła wyrwał się zduszony krzyk. Serce zaczęło bić jeszcze szybciej, tłukąc się o żebra jak ptak uwięziony w klatce. Nie widział dokładnie sylwetki kobiety, jaka przed nim stała, więc nic dziwnego, że się przestraszył.
- Zostaw...! - Chciał krzyknąć, ale z jego ust wydobył się jedynie zachrypnięty szept. Coś jednak w postawie nieznajomej sprawiło, że mimowolnie ponownie położył się na blacie, by po chwili zostać przeniesionym na podłogę groty. Pod plecami nie poczuł jednak chłodu kamienia, a jakiś miękki, bliżej nieokreślony materiał, delikatnie pieszczący jego skórę. Przymknął oczy, oddychając przez rozchylone usta, gdy do jego uszu dobiegła cicha melodia kołysanki.
- Mamo... - Wyszeptał, uśmiechając się słabo. Był wyczerpany, wciąż kręciło mu się w głowie, a otwieranie oczu nie miało większego sensu, gdyż mroczki wciąż latające w polu widzenia i tak uniemożliwiały dojrzenie czegokolwiek. Syknął cicho, odruchowo napinając mięśnie, gdy jodyna dostała się w zadrapania na plecach. Nie utrudniał jednak niczego, całkowicie ufając sprawnym, kobiecym dłoniom. W końcu to była jego mama, prawda? Co z tego, że jej głos brzmiał zupełnie inaczej, niż zapamiętał, a kolor włosów totalnie odbiegał od rzeczywistości. Ale piosenka... Ta melodia... To było to samo, czego słuchał co noc kilkanaście lat temu. To ta sama melodia, która kołysała go do snu. Musiała to więc być jego mama, nie było innej opcji.
- Byłam trochę niegrzeczna, prawda, mamo...? Ale przecież i tak mnie kochasz...- Jego głos z każdą chwilą był coraz słabszy. Nie czuł bólu, przyzwyczajając się już do odczucia, jakie dawało przemywanie ran. Posłusznie rozchylił nogi, gdy kobieta również i tam zaczęła go pielęgnować. Rzecz jasna, nie miał nic przeciwko, wręcz przeciwnie. Sam sięgnął między swoje nogi, rozchylając nieco swoje wejście, by sperma szybciej wydostała się na zewnątrz. Nie chciał nią brudzić swojej bielizny. Nasienie mężczyzny miało wyraźnie czerwonawy kolor, wymieszane z krwią chłopaka dobywającą się z licznych skaleczeń w jego wnętrzu. Z jego ust wyrwało się kolejne westchnienie, gdy tak podrażnił swoje wnętrze.
Uśmiechnął się raz jeszcze, nieomal zasypiając, gdy kobieta ponownie pocałowała go w czoło. Upewnił się tym samym, że to musiała być jego mama. Zacisnął palce na medalionie, który wciąż wisiał na jego szyi, kuląc się pod materiałem sweterka. Nie dawał on zbyt wiele ciepła, ale wystarczająco dużo, by choć trochę przestał dygotać.
Zaraz też poczuł na nagiej skórze kolejne źródło ciepła, a silne ramiona uniosły go, niczym księżniczkę. Uchylił powieki, tym razem widząc nad sobą jedynie białą, rozmazaną plamę, po czym ponownie je zamknął, pozwalając się nieść. Gdyby mężczyzna chciał go zabić, już dawno by to zrobił. Mógł więc się czuć w miarę bezpiecznie w jego ramionach i tak też zrobił, wtulając się w niego bardziej, gdy chłodny pęd powietrza otulił jego ciało. Był przyjemnie ciepły, a tego właśnie Tiago potrzebował, szczególnie, gdy zaczęli się przemieszczać. Poddał się całkowicie woli kapłana, kuląc się w jego ramionach, by zatrzymać tę odrobinę ciepła, jaką mu dawał. W końcu tego teraz potrzebował, skoro jego własnej krwi było zbyt mało, by ogrzać zziębnięty organizm.

//zt x2
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach