Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 36 z 52 Previous  1 ... 19 ... 35, 36, 37 ... 44 ... 52  Next

Go down

Pisanie 10.02.17 17:16  •  Bar - Page 36 Empty Re: Bar
Sięgnął po nóż, którym parę chwil wcześniej wydłubał oko dłużnikowi, I wsunął ostrą końcówkę pod paznokieć kciuka lewej dłoni, po czym zaczął go sobie czyścić. Słuchał jej, choć pozornie na takiego nie wyglądał, aczkolwiek co chwilę kiwał głową udowadniając, że mimo wszystko jednym uchem wciąż znajduje się w środku baru.
- Bogactwa? – parsknął wyraźnie rozbawiony. To, że na Desperacji krążyły takie plotki nie oznaczało, że tak w rzeczywistości jest. Anioły wcale nie pławiły się w bogactwie. Owszem, w porównaniu do Desperatów miały o wiele lepiej, jakby na to nie patrzeć. Świeży dostęp do wody, do pożywienia, miały dach nad głową, w co się ubrać, bezproblemowy dostęp do medykamentów. Ale czy to było bogactwem? Zależy od punktu widzenia.
- Niemniej pilnuj swej tożsamości. – ostrzegł dziewczynę patrząc też poniekąd przez swój własny pryzmat. Ile to razy zaatakował kogoś tylko dlatego, że był aniołem? A ile razy zaszantażował go i niemal siłą wymusił, by przykładowo za pomocą swojej mocy uzupełnił zapasy burdelu? Byli egoistami. Wszyscy. Bez znaczenia jakiej razy byli. Nawet Jinx był egoistą. Ale w przeciwieństwie do wielu, nie wstydził się tego i nawet otwarcie potrafił się przyznać.
- Jak możesz to nie wspominaj przy mnie o kasynie. – uniósł spojrzenie znad paznokci i wbił ostry wzrok w siedzącą naprzeciwko niego dziewczynę. Od kiedy pamiętał to nie przepadał za Marceliną. Nawet mieli raz starcie. I o ile nie musiał mieć z nią nic do czynienia, o tyle dobrze. Samo jej imię potrafiło wywołać zgrzyt w przełyku wymordowanego. Na jego wargi padł krzywy uśmiech, ubarwiony o pewnego rodzaju kpinę.
- Widzę, że znalazłaś sobie pocieszenie po mnie w innym miejscu. A chciałem zaproponować ci, być spędzała ze mną każdy dzień i każdą noc, u mojego boku.. – pochylił się nieco w jej stronę, a uśmiech jeszcze bardzie się poszerzył - [color=#2D2D2DJako królowa Desperacji. [/color] – na te parę ulotnych oddechów zapadła cisza, którą przerwało dopiero skrzypnięcie krzesła, kiedy odchylił się. - No, ale skoro wolisz kasyno ode mnie… szkoda, bardzo szkoda. – mruknął, niemal z wyuczoną teatralnością. Brakowało udanego zapłakania i sztucznie uronionej łzy, by dopełnić przedstawienia, jakie prezentował w tym momencie Jinx.
Właściwie już otwierał usta, żeby coś jeszcze powiedzieć, kiedy kątem oka dostrzegł… COŚ. I to duże COŚ, co przemykało pomiędzy stolikami. A, jak wiadomo, Jinx miał kurewską słabość do wszystkiego, co wyglądało dziwnie, dlatego też nawet nie czekając dłużej, podniósł się z krzesła i przeciął odległość, jaka dzieliła go od kanapy, by wskoczyć na nią i przechylić się przez oparcie, wpatrując w dziwną bestię.
- Yo. – rzucił wesoło I położył łapę na głowie zwierzęcia. Nie głaskał go, nie klepał, po prostu trzymał łapę na jego głowie, by zwierzak zrozumiał kto tutaj ma władzę. Usta wymordowanego rozszerzyły się jeszcze bardziej. Podobał mu się. Chciał go. Musiał należeć do niego.
- Ej, ktoś to zgubił? Nie? To przygarniam. Jest moje. Ej, Bob. Przynieś miskę z wodą. – rzucił w stronę baru, choć nawet nie posłał tam spojrzenia. Dłoń z głowy przesunęła się na pysk i złapał za niego przerośniętego lisa, nakierowując jego spojrzenie na swoje. Przyglądał mu się przez moment i ciężko było wyczytać z jego twarzy jakąkolwiek konkretną emocję.
- Ktoś cię goni? – zapytał cicho. Zauważył, że zwierzak jest przerażony. Wątpił, by wynikało to z faktu przebywania w danym miejscu. Był przerażony jeszcze przed wbiegnięciem do baru. - Należysz od teraz do mnie. A ja nie pozwalam, by ktoś obcy kładł swoje łapską na rzeczach należących do mnie. – dodał przesuwając dłoń pod pysk zwierzęcia i podrapał go po nim. W tym samym momencie przyniesiono brudną miskę z wodą, która ku zaskoczeniu była dość czysta, i postawiono ją obok kanapy na podłodze.
- Pij. – polecił krótko.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.02.17 22:27  •  Bar - Page 36 Empty Re: Bar
Nie wspominaj przy mnie o kasynie.
Cud chyba tylko sprawił, że Faustine przygryzła się w język w ostatniej chwili przed odbruknięciem “bo co?”. Po kim jak po kim, ale po Marcelinie nie pozwoliłaby jeździć nikomu, nawet Jinx’owi.
- Dobrze, nie będę.- Powiedziała cichutko, nieco tracąc pogodę ducha. Nie warcz na mnie, nic ci przecież nie zrobiłam - mówiły jej wielkie zielone oczy, kiedy odwróciła wzrok.
- Nie chcę być królową desperacji tylko twoją żoną Jinx. Królowe źle kończą. Chodziłam kiedyś z jedną królową. Antosia była spoko, ale co z tego skoro jej ucięli tą śliczną główkę przy samej szyi?- Westchnęła, zapominając o wszelkich środkach ostrożności i sącząc sobie drinka. Uh. Za mocny, będzie tego jutro żałować.
Ale… kto wie co przyniesie jutro? Może wcale się nie obudzi?
Parsknęła śmiechem na samą myśl o tak tragicznym końcu. Nie miała czasu umierać, prawda?
Kto by się zajął jej myszami? I całą kolonią karaluchów? Przecież nie Ulysses. Chociaż… Może jeśli go poprosi.
Przydałyby się jej wakacje.
A najlepiej miesiąc miodowy.
Z tego wszystkiego zapadła w głęboką zadumę. Mogłaby odwiedzić rodzeństwo w Górach Shi, albo chociaż sprawdzić czy rzeczywiście istnieje coś takiego jak Ocean… Ten podróżnik, który jej o nim opowiadał takie piękne bajki powinien jeszcze siedzieć w kasynie. Zostawiła go tam… parę godzin temu?! Randka nie zakończyła się szybkim seksem z zaczarowanym księciem, ale cóż.
Mogła przewidzieć, że z takimi udkami długo się nie uchowa.
Odstawiła pustą szklankę na stół.
A kiedy podniosła głowę… Jinxa już nie było.
- Jinx to Jinx Faustynko. Przecież się nie zmienił. Wciąż lata za wszystkim co się rusza.- Mruknęła do siebie, owijając  szyję szalikiem i zbierając się do wyjścia.
Miło było go spotkać po tylu latach… Może by go zabrała nad ten ocean? Teraz gdy wiedziała, że bywa w Apogeum o wiele łatwiej będzie go złapać prawda? Nie czuła jednak już podekscytowania, a jakiś taki spokój. I lekki żal, który przykryła przeuroczym uśmiechem rzuconym w stronę barmana.
Nie trzeba się śpieszyć.
Mają przecież jeszcze tyle czasu.
- Za wieczność i jeden dzień dłużej.- Uniosła pozostawioną szklankę w geście toastu, wypiła alkohol, wzdrygnęła się raz, potem drugi… By zniknąć w tłumie oblegającym bar wieczorną porą.

[have fun guys - z/t]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.03.17 0:18  •  Bar - Page 36 Empty Re: Bar
Sofa skrzypnęła i jęknęła żałośnie pod naporem butów burdeltaty. Lis spiął na powrót zmęczone mięśnie i gotów był poderwać łeb, aby spojrzeć na mężczyznę. Nim jednak zdążył uczynić jakiś ruch, ręka Jinxa znalazła się na głowie puchatego stworzenia.
Znieruchomiał. Nienaturalne zimno chwyciło wszystkie jego kończyny, wędrując od zdartych poduszek przez pierś aż do serca. Pierwszy szok minął po pewnym czasie i wymordowany zarzucił pyskiem, otwierając go. Zamierzał ugryźć Jinxa w dłoń. Nie tyle w wyrazie agresji czy wściekłości wynikającej z prób przejęcia nad Kesilem władzy. To teraz miało najmniejsze znaczenie. Atak ten wynikał tylko i wyłącznie z zaskoczenia oraz strachu. Pierwotnego odruchu samoobrony.
Zanim jednak zmęczone ciało zdążyło wyprowadzić skuteczny atak, Jinx chwycił go za pysk. Siłą rzeczy lis patrzył teraz na burdeltatę. Długi ogon schował się pod ciało, spomiędzy zębów dobyło się kilka pisków. Z deszczu pod rynnę, co?
W ciasnej przestrzeni za sofą nie było wiele miejsca na manewry. Wymordowany mógł jedynie przylgnąć do ściany jak tylko mógł najmocniej. Nisko na łapach, z uszami leżącymi płasko i źrenicami rozlanymi niemalże na całą tęczówkę. Jedynie cienki paseczek niebieskiego świadczył o tym, że lis nie ma czarnych oczu w wyniku jakiejś mutacji. Wargi uniosły się, odsłaniając ostre zęby oraz nienaturalnie czerwone dziąsła - niechybnie wynik odwodnienia po długiej ucieczce.
Szybko jednak przestawało mu coś trybić. Zamiast skręcić kark, Jinx zaczął go drapać. Zamiast przegonić, przyniósł wodę.
Chciał się nad tym mocniej zastanowić. Ale zanim zdołał, instynkt wziął górę. Ciało działało niezależnie od umysłu, gdy podbiegł do miski i wsadził pysk w wodę. Chłeptał ją łapczywie, zaspokajając pierwsze pragnienie oraz łagodząc drapanie w gardle.
Nie miało znaczenia, że miska brudna. Na Desperacji pił cokolwiek. Najgorszą czarem breję, chrzęszczącą w zębach. To tutaj? Wręcz królewski napitek. Czysta, nieskażona woda. A nawet, jakby była zawirusowana, raczej Kesilowi różnicy wielkiej nie zrobi.
Uniósł pysk znad miski, oblizując się. Patrzył uważnie na Jinxa. Więc... Co on mówił wcześniej? Że lis należy do niego? A owego lisa ktokolwiek o zdanie zapytał?
Powiódł wzrokiem po wychodzącej kobiecie i cofnął się wolno parę kroków od miski. Ostrożnie, zdając się być mniej przerażonym niż przed momentem. Jednak nadal nie chciał robić nic, aby sprowokować kogokolwiek w tym barze. Rzucił szybkie spojrzenie po reszcie gości, zanim poczuł się nieco przytłoczony otoczeniem. W odruchu obronnym wszedł pod pierwszy lepszy, wolny stolik, kuląc się po nim. Zupełnie, jakby to miało lisa przed czymkolwiek obronić.
Spoglądał na Jinxa pomiędzy nóżkami krzeseł. W pewnym jednak momencie jego uwagę odciągnęło coś innego - samotna, senna mucha, siedząca na plamie czegoś lepkiego przy jednym z krzeseł. Owad zabzyczał, odlatując od kleistego zabrudzenia i wylądował na mokrym pysku Kesila. Wymordowany machnął głową, chcąc pozbyć się natręta. Niestety, ten uparcie wracał. Do momentu, aż mutant kłapnął pyskiem, łapiąc muchę.
Nie wiedział, czy normalnie lisy zjadają robactwo. On jednak był w połowie jaszczurką, nie czuł zatem dyskomfortu psychicznego związanego z faktem pożywiania się owadami. Po prawdzie nawet były smaczne.
Szkoda, że tylko jedna. Musiałby mieć cały rój, aby się najeść.
Wrócił do obserwowania Jinxa, przysiadając niepewnie. Po pewnym zastanowieniu położył się wolno.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.03.17 0:05  •  Bar - Page 36 Empty Re: Bar
Rozsiadł się wygodniej na kanapie nawet na moment nie spuszczając swojego spojrzenia ze swojej nowej zdobyczy. Zwierzę z pewnością nie było „zwyczajne”. Już same jego gabaryty opowiadały się o nikczemnych skutkach działania wirusa. Kąciki ust mężczyzny drgnęły, kiedy uchylił rząd ostrych, zwierzęcych kłów, co nie świadczyło o niczym dobrym, a o jego kolejnym pokręconym pomyśle.
Raptownie przechylił się i zagwizdał, przywołując do swojej nogi jednego z jego dobermanów – Furię. Pies pospiesznie przydreptał do swojego właściciela, choć mijając lisa wyszczerzył w ostrzegawczym znaku swoje zębiska. Ale oprócz tego nic więcej nie zrobił, choć z pewnością wystarczyło jedno słowo Jinxa, by zaatakować. Ciężka dłoń wymordowanego opadła na łeb psa i przesunęła się wzdłuż niej, aż palce zahaczyły o czarną obrożę, która okalała psią szyję.
- Pożyczę na trochę od ciebie. – mruknął wpatrując się w brązowe ślepia swojego zwierzaka, po czym odpiął obrożę I podniósł się z kanapy, podchodząc do lisa. Kucnął przed nim, uśmiechając się szeroko, choć w jego uśmiechu na próżno doszukiwać się jakiejś pozytywnej emocji. Nim nieznajome zwierzę zdążyłoby się ruszyć, złapał go za kark i napierając na niego, przysunął siłą bliżej siebie, po czym zaczął nakładać obrożę na jego szyję.
- Masz jakieś imię? – zapytał, kiedy powoli zapinał obrożę. - Wiem, że potrafisz się komunikować. Wiem, czym jesteś. – dodał ciszej, kiedy czarna obroża spoczywała już na karku zwierzęcia. Przyglądał mu się jeszcze przez chwilę, aż sięgnął do tylnej kieszeni, skąd wyciągnął pogniecioną przez życie paczkę papierosów.
- Teraz jesteś mój. – powtórzył, kiedy zaciskał wargi na filtrze papierosa, którego odpalił. - Zapamiętaj.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.03.17 16:38  •  Bar - Page 36 Empty Re: Bar
Cofał się. Powoli, ale nieprzerwanie brnął w głąb przestrzeni podstolikowej. Wpierw przed psem, potem zaś burdel tatą. Do tego momentu, że by chwycić lisa za kark, Jinx musiał wpełznąć pod stół. Nie dał też się całkiem spod nieco wyciągnąć, wbijając pazury w podłoże. Z gardła futrzaka dobyło się pojedyncze warknięcie, a "usta" rozciągnęły w szerokim uśmiechu. Wszystkie zęby były teraz widoczne. Uszy nadal leżały płasko, zaś nastroszona sierść dodawała Kesilowi gabarytów.
Jinx, jako wymordowany zmutowany z wilkiem, powinien wiedzieć, co ta poza oznacza. Nisko na łapach, z podkulonym ogonem i odsłoniętymi zębami. Zapewne wilczy instynkt wręcz krzyczał - lis się boi.
Taka była prawda. Kesil się obawiał, że Jinx zaraz złamie mu kark. Przyglądał mu się oczami zaciągniętymi trzecią powieką. Nie przerywał wręcz obserwowania mężczyzny - może poza krótkim momentem, w którym przelotnie zerknął na psa w tle - dając całym swoim ciałem znać, że w obronie własnej nie zawaha się zaatakować. Jego agresja w tej sytuacji wynika z obawy. Ostrzega wręcz - w każdej chwili mogę ugryźć, jeśli mnie do tego zmusisz. Akceptuję twoją wyższość, nie dotykaj mnie.
Nie chciał walczyć. Wolałby uniknąć tego. Wobec tego poczekał, aż Jinx założy mu obrożę, by po tym znów cofnąć się dwa kroki.
Czy on naprawdę wiedział? Ale skąd? To niemożliwe, by wiedział! Lis przecież niczym się nie zdradził. Był tylko zmęczonym, spragnionym zwierzakiem. Który zwierzak na widok wody by nie uległ? Zdradziłby się, jakby nie wypił z obawy przed zatruciem. Chociaż na Desperacji wszystko w zasadzie trujące...
Nie dał po sobie poznać, że zrozumiał, co doń mężczyzna powiedział. Gwałtownie zerwał się do biegu, wyskakując spod stolika. z przeciwnej strony, niż wszedł Jinx. Miał nadzieję, że uśpiona czujność mężczyzny da Kesilowi kilka cennych sekund, zanim wymordowany wykona jakiś ruch. Wszak pozwolił się ubrać i dał Jixowi zaznaczyć swoją dominację. W dodatku mężczyzna teraz tkwi pod stołem - pochylony albo siedzący, nie spojrzał, co on tam robił po założeniu obroży. Wobec tego jego refleks powinien zwolnić? Kesil chciał zyskać przewagę i skoczyć w stronę okna. Albo przynajmniej na ścianę i po tej dostać się do okna.

2x z/t


Ostatnio zmieniony przez Kesil dnia 25.03.17 22:39, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.03.17 22:30  •  Bar - Page 36 Empty Re: Bar
Czerwony Król stawiał krok za krokiem, stukot grubej podeszwy butów odbijał się echem w chwilach kiedy otoczenie było głuche, nie słychać było żadnych krzyków, płaczów, jęków i innych tego typu odgłosów codzienności życia w Desperacji. Dźwięk postawionego kroku, sprawiał wrażenie, że idzie ktoś pewny siebie, dumny i niezmiernie spokojny. Nie było słychać żadnego zawahania czy nieregularności. Wszak oczy trzeba mieć otwarte na wszystkie strony świata, to jednak kto ośmieliłby się zaczepić własnie jego... Postać o czerwono krwistych włosach. Trzymał ręce w kieszeniach swojej ulubionej bluzy, plecach w kolejności katana i plecak powieszone były. Ostrze delikatnie stukotało wraz z każdym przebytym metrem, gdyż lekko niedopasowany pokrowiec niezgrabnie zaciskał swe dłonie. Toteż do całego zespołu czasem dołączył chwiejący się lekko przyrdzewiały łańcuch, zwisający od rękojeści broni, aż po samą dupę właściciela. Całe ubranie było lekko przybrudzone, błotem, kurzem, piachem, krwią czy kto wie jakim jeszcze syfem. Wszak nie wszystko było, aż tak wyraźne, lecz gdyby dobrze się przyjrzeć, plam było całkiem sporo. Na prawym policzku miał smugę zaschniętej krwi, którą dało się zdrapać delikatnie przyciskając do niej paznokieć, co mówiło jasno, iż jego ofiara zginęła już spory czas temu. Głowa rzucała wzrok do przodu, on sam nie biegał po otoczeniu, jedynie spoglądał przed siebie, na rozcinającą cały obraz nitkę dymu, unoszącą się z papierosa, który właśnie spalony do połowy gościł się między jego wyschniętymi i lekko spękanymi wargami. Lekko zmęczone oczy, przymrużone, oddające się jakby fali własnych myśli, malowały go iście z inteligentnej kreski, a kiedy to w jego głowie nic specjalnego się przecież nie działo. Ot myślał, jakiego palącego gardło trunku przyjdzie mu dziś spróbować. Czy od jego ostatniej wizyty w tym barze znalazły się jakieś nowe butelki... Choć co dla niego może być nowe, skoro ten chory skurwysyn, nieustępliwie kroczy po świecie przed setki lat. Mając już za sobą bagaż doświadczeń w różnych dziedzinach, to by żyć jego życiem, stara się naprawdę wiele zapominać...
Mijał jaśniejsze i ciemniejsze uliczki, czując co jakiś czas na sobie czyjeś spojrzenie, niewiadomej, nieznanej postaci, która równie podobnie co on idzie przed siebie, załatwia swoje sprawy i na moment odciąga własny wzrok, by spojrzeć na przechodzącą obok niego postać Czerwonego Króla...
I tak szedł, aż wreszcie wyłaniając się zza jednego rogu, móc dostrzec w oddali malujący się pierwszymi zarysami znajomy budynek Bar „Przyszłość”. Rzucający się w oczy budynek, wyłożony od podstaw, aż po sam dach szarym kamieniem, który zdaje swój egzamin utrzymując się już spory czas w nienaruszalnym wręcz stanie. Choć pewnie nie raz był już łatany czy dach czy to jakaś dziura w ścianie, to dalej mu on imponuje. Jest miejscem, gdzie może sobie odpocząć przez kilka dobrych dni, niezbyt oddając się jakiejkolwiek czynności fizycznej, poza pójściem się wysrać, wyszczać czy przysłowiowo poruchać. Nie można też zapomnieć o jakimś jedzeniu, lecz bardziej niż jedzenie szczyci się tym wspomnianym alkoholem, pijąc niczym król wszystko co się da, nie patrząc na to czy uda mu się przeżyć noc bez pobytu w niedalekiej przyszłości w prywatnym spotkaniu z sedesem i oddaniu się rytmicznemu rzyganiu. Choć przecież, można też zwymiotować do pustej butelki i nie tracić czasu na zbędne pierdolenie się z chodzeniem w miejsce, gdzie może wyrzucić z siebie "truciznę".
Krok za krokiem, szczegóły nabierały barwy i kontrastu cały czas, a budynek rósł w oczach, aż do momentu, kiedy to zatrzymał się przed drzwiami. Te były przymknięte, wystarczyło podciągnąć za klamkę i wejść do środka. Ale stojąc tuż przed nimi słyszał dobrze ludzi będących w środku. Rozmowy, cichsze i głośniejsze... Wszystko zbierało się w jeden głos, który szumiał za murami baru. Uśmiech na moment pojawił się pod nosem Yoshiego, po czym chwycił za klamkę i otworzył je. Te przywitały go słowem skrzypnięcia i skinieniem głowy w postaci pisku drapiących się zawiasów.
Miły zapach dominującego bukietu trunków przemknął mu przez nozdrza. Oczywiście musiał zignorować wszystkie inne, te zbędne, choćby przepoconych i śmierdzących nie wiadomo czym klientów. Nie przeszkadzało mu to zbytnio, ale przecież czymże jest coś gówno w porównaniu do kwiatka, nawet jeśli to pierwsze niezbyt przeszkadza, to lepiej jest skupić się na kwiecie.
Zaraz to jego szkarłatne ślepia zaczęły się rozglądać. Wielkiej liczby osób to dzisiaj raczej nie było, choć może się mylić, a to wszystko przez to, że miejsce przy barze jest wolne. A nawet były wolne wszystkie cztery! Co było szokiem. Czym prędzej ruszył w kierunku baru, zamykając za sobą drzwi. Usadowił się wygodnie, ściągając z plecak i katanę z pleców. Kładąc torbę pod nogami, a katanę na blacie. Jego leniwe spojrzenie spotkało się z barmanem i zaraz padły jakże oczekiwane słowa.
-Lej jak zwykle to co najlepsze. Hah! Kurwa, jak ja uwielbiam to miejsce. -i rozpoczynać się zaraz miało, to co nieuniknione w przypadku Czerwonego Króla. A było to oczywiście Królewskie picie, musi tylko pamiętać by zapłacić za pokój przed tym nim upije się jak świnia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.03.17 10:23  •  Bar - Page 36 Empty Re: Bar
Dzisiejszy dzień bynajmniej nie należał do najlepszych - wszystko zaczęło się od niewielkiego spaceru po Desperacji, który zamienił się dla Okinawy w niemałe piekło. Mianowicie, tak się szwendając po tych pustkowiach (i to zupełnie bez celu), Oki zdążył już po dwóch godzinach wyjebać się o kamień, zostać prawie zjedzonym przez dzikie zwierzę i prawie zostać zabitym przez jakichś okolicznych bandytów. Z tym ostatnim to miał szczęście, bo zdążył zwiać w porę, zanim go dojrzeli. Tylko problem był taki, że tak jakby zgubił się i, pomimo licznych godzin na tym zadupiu spędzonych, nie potrafił się odnaleźć. Rozwiązanie pozostawało mu tylko jedno.
W ten właśnie sposób mężczyzna zapalił sobie fajkę, rozsiewając wokół siebie szarawy dym i ruszył w losowym kierunku, zmierzając tam, dokąd go poprowadzą nogi. Po kolejnych kilkunastu minutach dostrzegł na horyzoncie znajomy mu budynek. Był to bar, który tak często odwiedzał, że w sumie połowa dochodów właściciela pochodziła z portfela Okinawy. Wymordowany stanął w miejscu, zaglądając do portfela - ze spokojem starczyło mu jeszcze na kilka kolejnych flaszek whiskey, napoju, który tak uwielbiał, że czasem pił go zamiast wody. Może to dlatego cały zeszły weekend był tak najebany, że ledwo wstał z łóżka.
Stanowczym krokiem ruszył w stronę baru, paląc papierosa i pomrukując pod nosem jakieś szanty. O tak, szanty były zdecydowanie jego ulubionym gatunkiem muzycznym. Stare pieśni, śpiewane przez skretyniałych przyjebów, którzy wracali do domów z korozją na zębach... o ile w ogóle jeszcze jakieś mieli.
Stanął u progu baru, wyjmując z ust papierosa i zgniatając go na ścianie baru. Wyjął z paczki kolejnego, zapalił i wlazł do baru.
- Witam, szanowne panie i nieszanowni panowie! - powiedział, przekraczając próg. Najwyraźniej co niektórzy go usłyszeli, bo posłali mu nienawistne spojrzenia, na widok których smok jedynie się uśmiechnął, szczerząc zęby. Miał na nich wyjebane, szczerze mówiąc. Barmana lubił, bo ten nigdy z nim nie gadał i nie komentował tego, co robi. Chociaż może to dlatego, że za nim nie przepadał... Kto wie?
Po chwili Okinawa przyuważył jakiegoś faceta, siedzącego z kataną przy barku. Postanowił się dosiąść i zacząć rozmowę, bo co lepszego jest od rozmowy w barze, która zamienia się w gadkę po pijaku?
- Barman, to co zawsze. I cała flaszka - rzucił do mężczyzny za blatem, po czym zwrócił się do gościa od katany. - Jesteś specjalną odmianą masochisty, że potrzebujesz tak wielkiego noża do cięcia się? - wykrzywił mordę w idiotycznym uśmiechu, dając znać, że z chęcią pogada o różnych pierdołach.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.03.17 12:21  •  Bar - Page 36 Empty Re: Bar
Czekając na swoje zamówienie Czerwony Król zaczął delikatnie, wręcz głucho stukotać opuszkami palców o blat. Mający jakieś poczucie rytmu wpadł w chwilowy trans, starając się wystukać jeden z wyimaginowanych utworów jego wyobraźni. Niezbyt przejmował się otoczeniem czy po prostu nie zwracał na nie uwagi, nawet nie usłyszał, że kolejna osoba wchodzi do baru czy choćby takowa, okazuje się mężczyzną i wita się ze wszystkimi obecnymi, po czym robiąc kilka kroków niemal podsiada się do Yoshiego, który dalej bawił się w kompozytora.
Z transu został wyrwany przez zaczepiające go słowa, które miały być chyba swego rodzaju indywidualnym przywitaniem czy po prostu czymś w rodzaju rozpoczęcia rozmowy. Machinalnie, głos wpadł między uszy najemnika, a jego palce zamroziły się w powietrzu. W tym samym czasie otrzymał swoje zamówienie, naprzeciw niego tuż przed jego kataną, stała lekko przybrudzona od zewnątrz niska, lecz szeroka w postaci walca, o zgrubionym spodzie. Lekko zniekształcone i nie w pełni swej okazałości odbicie nieznajomego ukazało się w niej. Naczynie wypełnione więc do połowy, alkoholem wyglądającym na typowe whisky. Lekko złocista ciecz z procentami, przyozdobiona czy bardziej z dodatkiem kilku kostek lodu, wbiła mu się nozdrza nasuwając od razu swoją nazwę na język. Dobrze znał ten trunek i nie spodziewał się go dziś, bo kiedy ostatnio go próbował, to o ile pamięć dobrze mu podpowiada, to podawał inny barman.
Spojrzenie na moment zatrzymało się na ów odbiciu nieznajomego. Jasnobrązowe, lekko podobne do podanego alkoholu włosy, przycięte po bokach... Żółte ślepia, popadające w gasnące słońce, dobrze komponowały się całościowo. Innymi słowy, siedzący obok niego mężczyzna nie jest byle Wymordowanym i ma trochę rozumu w głowie by dbać w pewnym stopniu o siebie, co podkreślają właśnie skrócone po bokach włosy. Niezbyt zaintrygował go sam wygląd, co bardziej zwrócił na niego uwagę poprzez ciekawe dobrane słowa. Zwłaszcza, że obydwoje dobrze wiedzieli, gdzie się znajdowali i nie potrzeba w tym miejscu wiele, by komuś podpaść, ale najwyraźniej dzisiejszego dnia szczęście miało się uśmiechnąć do jednego z nich i w tym momencie za sterami potężnego ciała stał nie kto inny jak Yoshi...
Kąciki ust uniosły się do góry, lewy nieco wyżej, jak to u niego zawsze bywało, ukazywał część białych zębów. Czerwony łeb przekręcił się w stronę brązowowłosego. Krwiste ślepia mogły skonfrontować się z całym obrazem mężczyzny. A więc tuż obok niego znajdował się lekko wyższy od niego człek...
-Nie... -wydumał z siebie z nutką zastałego głosu. By to zaraz znów spojrzeć przed siebie, w stronę baru. Leniwie sięgnąć po szklankę i wziąć pierwszy większy łyk. Od razu poczuł ten przyjemny smak na języku, który zaraz wlał się do gardła przyjemnie go drapiąc i rozgrzewając. Mlasnął akcentując dobry smak, odstawiając ze stukotem naczynie na blat. Połowa trunku zniknęła, a on znów przemówił...
-Twoja matka była tak gruba, że potrzebowałem takiego miecza żeby odrąbać jej łeb. Ale i tak suka była na tyle spasiona, że musiałem ciąć dwa razy. -jego uśmiech nabrał trochę na sile, najwidoczniej jego malutki żart trochę go rozbawił.


Ostatnio zmieniony przez Ŷøshi dnia 26.03.17 12:56, w całości zmieniany 2 razy
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.03.17 12:43  •  Bar - Page 36 Empty Re: Bar
Wkrótce i przed Okinawą postawiono jego zamówienie w postaci strzelistej flaszki whiskey, która na desperacji i tak smakowała jak szczyny. Ale lepsze to niż nic, nie stać go było na luksusy mieszczuchów, więc musiał zadowolić się skażonym gównem. Mężczyzna prawie że zerwał nakrętkę z butelki, oblizując usta. Tego mu było trzeba po tak długiej wędrówce, o tak. Świeżego gówna prosto z zarażonego wirusem terenu, którego nikt inny nie śmiałby dotknąć. Upił soczysty łyk, ocierając usta i zaciągając się fajką.
Po chwili padł na niego wzrok jego sąsiada. Oki uniósł nieco brew, widząc przekrwawione ślepia nieznajomego i zastanawiając się, czy gość ćpa, czy też może nie spał za dobrze przez ostatni tydzień. Doprawdy, nawet jemu się ostatnimi razy coś takiego nie zdarzyło. Na żart towarzysza parsknął głupkowatym śmiechem; ledwo co pamiętał swoich rodziców, a i urażony się nie poczuł.
- Kurwa, stary, widzę że my to oboje takie śmieszki - wyszczerzył się, upijając kolejny łyk i zaraz potem wdmuchując do flaszki dym z papierosa. Ten zaś wypełnił ją na szaro, kręcił się po niej jeszcze chwilę... a potem zniknął.
- Jestem Okinawa, dla znajomych Oki. Proponuję się dziś upić! - powiedział mężczyzna, przypominając sobie, że wciąż nie zapłacił. Wyciągnął dwa banknoty, rzucając je na blat w kierunku barmana, który chciwie schował je pod kasę. Doprawdy, może jednak dzisiejszy dzień nie był taki zły, gdy znalazło się na tyle interesującego towarzysza do rozmów, aby zapomnieć o tym, jak się wyjebało o kamyczek.
Mogło być naprawdę śmiesznie. A potem się pójdzie na panienki, bo gorszego świństwa to tu już się nie złapie, żeby bać się dziwek na desperacji. Chociaż z drugiej strony, Okinawa nie był za bardzo w nastroju. Był za to pewien, że będzie zabawnie, jak się upiją.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.03.17 14:02  •  Bar - Page 36 Empty Re: Bar
Chamstwo w tym świecie było codziennością, gdyż wszyscy zaadaptowali się raczej do nowego brutalnego świata, w którym to nigdy nie wie się, czy dziewczynka idąca chwiejnym krokiem nie jest przypadkiem psychopatycznym chłopcem, który wabi swe ofiary przy pomocy zmiany wyglądu. Kto wie czy kobieta jest kobietą, czy co jest czym... Wszystko tłumaczone było dla siebie na bieżąco żeby nie zwariować, nie dać się pochłonąć i zdusić przez otoczenie...
Wzrok Czerwonego Króla lekko zmrużony, do granic możliwości by nieznacznie rzucić cień na obraz, wpatrywał się w szklankę. Mierzył wzrokiem dokładnie kostki lodu, które zdążyły nieznacznie stopnieć. Jakby tego było mało, te drgnęły i pękły, kiedy tylko dłużej się im przyglądał. Czyżby speszone, a może wystraszone czy to tylko taki zbieg okoliczności? Na drżącego przy obecności Yoshiego nie wyglądał raczej Okinawa, który właśnie się przedstawił, a chamski żart puścił akcentem uśmiechu, najwidoczniej też mu się spodobał. Widząc kątem oka zabawę dymem nowego znajomego, on również sięgnął po swoją paczkę papierosów. A czemu by nie, przecież dobre kilka minut temu skończył palić, lecz w myślach już korciło go do sięgnięcia po tą swoistą używkę, którą trują się ludzie od tysięcy lat.
Sięgając do prawej kieszeni bluzy, wyciągnął z niej białą pogniecioną malutką paczuszkę, którą otwiera się od góry, uchylając zawartość. Dostrzec można było, że ta pusta do połowy, tak jak i szklanka naprzeciw. Ale o nic nie musiał się martwić, bo przecież ma jeszcze spory zapas, choć w niezbyt dalekiej przyszłości przy jego rytmie będzie trzeba szukać sprzedawcy. Rzucił paczkę na blat, tuż obok alkoholu, wyciągając wcześniej jedną sztukę. Trzymając szluga między dwoma palcami, strącając uśmiech spod nosa, westchnął głęboko, czyżby jego lenistwo nawet w stosunku do relacji między ludzkich wzięło górę? Raczej nie, gdyż zaczął nawet mówić, więc po cóż było to westchnienie.
-Śmieszki? Heh... Może i masz rację. Ale powiedz mi... Czemu to akurat wybrałeś mnie, mogłeś przecież przysiąść się do innych. Znaleźć jakąś przystępną kobietę, dobrze wypić i się jeszcze zabawić. A Ty wybrałeś przysiąść się do nieznajomego, z mieczem? Którego ubranie i ryj upierdolony jest krwią... A Ty... -rzucił na moment na niego spojrzenie, jakby podkreślając to co chce powiedzieć. -Raczej jesteś z tych, którzy przychodzą do mnie dać zlecenie, a nie w poszukiwaniu towarzysza do picia. -niespecjalnie miał zamiar jeszcze się przedstawiać. Bo po co... Nie uważał w ogóle na to czy ktokolwiek będzie znał jego imię czy pseudonim. Zbędne określenia, które w tym świecie i tak nie mają większego znaczenia, poza tym by wypisać je na przyszłym grobie.
Palce, które wcześniej wystukiwały rytm, teraz trzymając papierosa, zaczęły nim zwinnie przewijać między palcami. Powoli, choć czasem przyśpieszając. Jego wzrok, znów położył się na szklance, którą zaraz uniósł i wydobył kolejny łyk, będący ostatnim. Kostki lody, postukały się kilka razy, a Czerwony Król wymruczał jeszcze spod nosa do barmana.
-Jeszcze raz to samo. Choć może... Zostaw całą butelkę. Może będzie z kim pić, heh. -odsunął kieszeń ze środka bluzy i wyciągnął pogniecione banknoty, na niektórych było nawet widać czerwone przebarwienia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.03.17 21:15  •  Bar - Page 36 Empty Re: Bar
Towarzysz najwyraźniej nie zamierzał się przedstawić, więc Okinawa, najprościej w świecie, nazwał go "Panem X". Cóż, może narobił sobie wrogów i bał się powiedzieć głośno swojego imienia, bo jeszcze ktoś by się na niego znienacka rzucił. No, ale to właśnie tak przedstawiała się rzeczywistość połowy ludzkości, zamieszkujących te obszerne zadupie. Wziął głęboki łyk dymu z papierosa, prawie się krztusząc, po czym wypuścił go znów do flaszki i upił porządnego łyka. Z butelki wciąż się dymiło.
- Gazy... heh - powiedział mężczyzna głupkowato i zupełnie bez sensu. Cóż, tak już miał. Czasem dawał wrażenie umysłowego niedorozwoja. Wypalonego papierosa wtarł w blat, zrzucając go gdzieś na ziemię.
Po części Pan X miał rację - mógł sobie poszukać jakiejś ładnej pani. Ale dnia dzisiejszego wolał się porządnie najebać. Był już wystarczająco spocony i z lekka zmęczony podróżą po pustyni, więc nie miał na razie siły rozmawiać z jakąkolwiek kobietą. Z drugiej strony, swój ciągnie do swego... Gość wyglądał na równie niedojebanego jak Oki, toteż najzwyczajniej w świecie się dosiadł. I choć nie wyglądało to normalnie - czyściutki mężczyzna rozmawiający z gościem ujebanym od krwi od stóp do głów - to co z tego? Na Desperacji takie sytuacje były w dziewięćdziesięciu procentach normalne. Pozostałe dziesięć procent było nienormalne, jeżeli była to dziwka ujebana krwią. Takiej to lepiej było nie brać, bo może wcześniej ubiła swojego klienta. Okinawa przypomniał sobie, jak raz taką spotkał. Ciarki przechodzą, brrr.
- No i co z tego? Krew to krew, nic w niej dziwnego. Jak się krwią dziwisz, to na Desperacji dłużej niż paru dni nie pożyjesz - skwitował krótko słowa swojego kumpla z baru, upijając kolejny łyk. - Dawaj, upijemy się, bo jestem w nastroju, a jutro oboje możemy nie mieć szansy. Plus, rozumiem że jesteś najemnikiem? Widzisz, jaki ten świat mały.
Mężczyzna wyjął kolejne dwa banknoty na blat i poprosił o kolejną flaszkę. Miał bardzo mocny łeb, to trzeba było przyznać. Dużo musiał wypić, aby się upić. Nagle zupełnie bez sensu naszło go na coś dziwnego, toteż upuścił pustą flachę prosto pod swoje siedzisko. Miał nastrój na harce, głupi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Bar - Page 36 Empty Re: Bar
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 36 z 52 Previous  1 ... 19 ... 35, 36, 37 ... 44 ... 52  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach