Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Pisanie 01.08.21 23:46  •  Kaplica - Page 2 Empty Re: Kaplica
Abraham próbował sobie to wszystko wyobrazić.
Naprawdę się starał! Ale większość z tych rzeczy brzmiała jak wyssana z palca. Nieskończony dobrobyt? Leki i technologia? Czym była ta cała „szkoła”? Czy tak nazywano lekcje Dawnych Języków i pisania i rachowania?
Niektóre wyobrażenia przychodziły łatwiej – śmiech czy wypoczynek nie były mu obce. Wystarczyło przywołać wieczory w świetlicy, gdy mógł pograć z przyjaciółmi w karty. Korytarze gór wypełniały rozmowy, zgiełk i śmiech. Tak długo póki nie schodziło się do Podziemi, póki nie przyglądano się bliżej pustym twarzom wiernych, Kościół wydawał się ich małą ostoją normalności.  Ich własnym małym światem.
Tylko, że w tym świecie istniały choroby. Za każdym rogiem czaiła się śmieć, a lęk przed niewiadomym towarzyszył im od świtu po późne godziny nocne, nie pozwalając zmrużyć oka.
I tej jednej rzeczy, jakim była błoga ignorancja, chłopak nie był w stanie pojąć.

- … Znasz to uczucie?
Pokiwał niemrawo głową, w niemej odpowiedzi, ani myśląc jednak mu przerywać. Znał to uczucie aż zbyt dobrze. Nie było dnia, żeby nie widział ludzi, z których życie sączyło się jak ropa z zainfekowanej rany. Gaśli, pokornieli, stawali się skorupami istot, którymi byli.
Aż pewnego dnia uświadomił sobie, że jest taki sam jak oni wszyscy. Nawet nie chodziło o strach przed śmiercią, bo jak bać się czegoś co otacza cię od narodzin? Bardziej chodziło o wyczekiwanie.

Wiem. Rozumiem.-
Cisnęło mu się na usta, ale zachował milczenie, pozwalając chłopakowi zanurzyć się w zapewne częściowo już wypartych wspomnieniach. Nie było nic bardziej przerażającego niż bycie przeciętnym dzieckiem w świecie o nieograniczonych możliwościach i szansach. Gdzie każdy bliski zostaje kimś podczas, gdy ciebie zabija powoli bezsilność.
Abraham dostrzegł, że dłonie chłopaka drżą, ale nie był w stanie dookreślić czy to z burzliwych emocji czy raczej braku używek. Ich dzisiejsze spotkanie było o wiele dłuższe niż ostatnie, a fragment opowieści o lekach utwierdził Aoistę w przekonaniu, że jego towarzysza może ciągnąć do narkotyków bardziej niż mu się wydawało z początku.

Nie poruszył tematu, pozwalając mu nadal mówić.
Nie próbował mu też przeszkodzić, gdy ten postanowił wylać wino.
Na Ao, to był tylko kiepskiej jakoś trunek. Nic co warto byłoby żałować.
A mimo to wpatrywał się w rosnącą kałużę czując dziwaczne ukłucie w sercu - coś w stylu zazdrości. Jakimś cudem Ego udało się odciąć. Udało mu się uciec. A on od lat tkwił w tych samych kamiennych ścianach, kryjąc się przed wielkim, złym światem. Nawet jeśli ich pozycje różniły się diametralnie – to jednak wolność Abrahama wydawała się być całkowicie pozorna.
Odetchnął głębiej, próbując pozbyć się tych irracjonalnych myśli. Ich sytuacje były kompletnie różne, nie można ich było porównywać. I mimo to… Mimo to siedział pochłonięty nagłym uczuciem, które jak zgaga paliło go w gardło.
Szczerze mówiąc Ego go zaskoczył. Abraham do tego momentu był święcie przekonany, że blondyna ktoś zza murów porwał lub został siłą wyrzucony na (nie)łaskę losu wprost w objęcia Desperacji.
Ale ucieczka?
To wymagało odwagi, której po chłopaku się nie spodziewał. Może zwyczajnie nie doceniał tego chuderlawego dzieciaka?

W między czasie wyciągnął z kieszeni płaszcza pogięte pudełko z kilkoma zmęczonymi życiem papierosami i zapalniczkę gazową. Odpalił jednego szluga przesuwając zaraz potem obie rzeczy w stronę swojego towarzysza. Jeszcze nie był takim sukinkotem, żeby mu pożałować kiepskich fajek znalezionych przy jakimś trupie na pustyni.
Zaciągnął się, wpuszczając zbawienny dym do płuc. Odchylił delikatnie głowę w tył, przymykając oczy i delektując się nim przez moment. Kilka sekund później wytchnął dym. Oblizał delikatnie dolną wargę, zbierając każdą drobinką spalonego papieru i popiołu, która na niej osiadła.

Odczekał moment na wypadek, gdyby Ego chciał jeszcze coś dopowiedzieć do swojej opowieści.
- I jak, było wystarczająco ciekawie?
Chłopak nawet nie zdał sobie jak bardzo.
- Wiesz dlaczego tak bardzo lubię obserwować Miasto nocą?- Rzucił w eter pytanie, nie patrząc nawet na swojego towarzysza. Utkwił wzrok w dziwacznej plamie na suficie. Pleśń? Krew? Może zwykły zaciek. Teraz to nie miało żadnego znaczenia. Nie czekał nawet na odpowiedź.- Gdy byłem dzieckiem dostałem od jakiegoś kapłana szklaną kulę, która miała w środku tandetny plastikowy lasek i domek z czerwonym dachem. Gdy się nią potrząsało sypały się takie drobne płatki imitujące śnieg, które pokrywały to wszystko co było w środku.  Obserwowałem ją godzinami, wyobrażając sobie, że ludzie żyją w tym małym domku, pogrążeni w wiecznej zimie.
Uśmiechnął się pod nosem i nakreślił papierosem trzymanym między palcami kształt koła w powietrzu. Zmrużył delikatnie powieki.
- A potem… Potem odkryłem, że gdzieś tam daleko jest identyczna kula do mojej, w której żyją ludzie jak ci z moich wyobrażeń. I którzy też wymyślają swoje własne historie.- Zaśmiał się, ponownie zaciągając dymem. Strzepnął popiół na podłogę, który wpadł do kałuży rozlanego przez Ego wina.- To były głębokie przemyślenia jak na dziewięcio- może dziesięciolatka.
Odetchnął na moment, przerywając swoją krótką historię i pozwalając sobie trochę zatracić się w niewyraźnych wspomnieniach z dzieciństwa.
- Jesteś jednym z takich ludzi. Ale w przeciwieństwie do innych… Ty istniejesz. Tu i teraz. I uciekłeś. To niezwykłe.
Zerknął na szluga orientując się w tak krótkim czasie wypalił już z połowę. Przekręcił głowę, spoglądając przez chwilę na blondyna z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Muszę cię przeprosić.- Powiedział w końcu.- Gdy cię po raz pierwszy spotkałem myślałem… Hm…- postukał opuszkami palców o policzek, próbując ubrać myśli w odpowiednie słowa.- Szczerze mówiąc miałem cię za kolejne porzucone w ogromnym, okrutnym świecie dziecko. Wiele tu takich, co ufają nieodpowiednim ludziom i kończą okaleczeni, martwi albo przykuci łańcuchem do kaloryfera w burdelu. Nie byłbyś pierwszy, ani pewnie ostatni.
Dopalił papierosa, zrzucając niedopałek na podłogę i przydeptując go butem. Ostatnią rzeczą, której potrzebowali był pożar.
- Ale teraz widzę jak bardzo się myliłem. Wyrwałeś się z tej absurdalnej machiny, uciekłeś i przetrwałeś. Powiedz mi jedno… Czy jesteś dzięki temu mniej samotny?
                                         
Abraham
Egzorcysta     Opętany
Abraham
Egzorcysta     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Abraham Shimizu


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.08.21 19:58  •  Kaplica - Page 2 Empty Re: Kaplica
Co było z tymi ludźmi z Desperacji i papierosami? Wszystkiego zawsze brakowało - żywności, ubrań, leków, materiałów budowlanych i absolutnie wszystkiego, ale ktokolwiek nie palił, zawsze się szlugiem potrafił podzielić. Co za kuriozum. Odmówił grzecznie ruchem głowy. Miał wystarczająco złych nawyków, żeby jeszcze do nich dokładać palenie.

Wyprostował się powoli, podświadomie próbując sobie i Abrahamowi udowodnić, że rzeczywiście nie jest kolejnym porzuconym w ogromnym, okrutnym świecie dzieckiem. Przecież nie skończył zaprzęgnięty do pracy pod groźbą śmierci, nikt go do niczego nie zmuszał. Wręcz przeciwne, dano mu wybór. Yury otworzył możliwości, ale to Ego zadecydował o sobie. W tamtej chwili, podczas ucieczki z Miasta, był w głębi duszy na niego za to wściekły. Niemal chciał, żeby Wielki Zły Biomech go porwał, zadecydował za niego o losie. Wtedy mógłby zrzucić swoje nieszczęście na kogoś innego, być dalej żałośnie smutną wersją siebie w Desperacji, w miejscu i z pracą do których go zmuszono. Ale zamiast tego podjął decyzję. On! Chłopiec bez kręgosłupa zadecydował wreszcie o swoim życiu! I zdecydował się na zmiany. Trudne, ciężkie, ale niezbędne zmiany.

Wpatrywał się w pewien... łagodnie intensywny sposób w Abrahama. Wpatrywał się w niego jakby nikogo inny na świecie poza nimi nie istniał. I być może rzeczywiście tak było. Jego głowa krystalizowała w sposób jasny i bezbolesny odpowiedź, co było nietypowym wydarzeniem. Zazwyczaj myśli, ba, całe jego wewnętrzne życie duchowe i myślowe, tkwiło gdzieś nisko w ciele, przy ściśniętym żołądku i pod zatkaną krtanią, zasnute mgłą, chmurami i smołą. To pytanie najwidoczniej aktywowało w Ego jakiś etap ciągle trwającej w nim zmiany. Mrugnął. Był miękko i cicho zaskoczony, że zna odpowiedź na to pytanie.
- Tak.

Nie była to kwestia zmiany miejsca zamieszkania, czy jednego systemu na drugi. Ale Abraham miał rację, przetrwał. Był mniej samotny nie dlatego, że poznał tu nowych ludzi i inny świat, czy że "zaczął od początku". Nie, powód był inny i to jedno ciche "tak" niosło to w sobie. Powód ucieczki był mocno powiązany i uwarunkowany osobą Yurego, tego nie dało się zaprzeczyć. Ale teraz? Kiedy Yurego nie było, nie widział go od dawna, a Ego ciągle... mógł odpowiedzieć na pytanie Abrahama "tak". I mógł to powiedzieć, bo zaczynał sobie przypominać, kawałek po kawałku, decyzja po decyzji, kim jest. To była, nie... nie była, to jest ciężka przeprawa. Odkrywanie siebie na nowo, dostrzeganie szkodliwych wzorców, leczenie ran i pozwalanie im się zabliźnić.
Był mniej samotny, bo zaczynał uczyć się, jak żyć ze sobą. Rozwarte niebo nad nieprzebranymi ziemiami Desperacji pomagały. Ale ostatecznie  masz to, co sobie sam stworzyłeś.

Ego widział Abrahama. Słyszał jego uważne milczenie, tego rodzaju słuchanie, które dawało znać, że słuchacz wiedział o czym mowa. Aż na chwilę zapomniał, że spowiadał się ze swojej historii nieznajomemu. Ale kiedy świat był tak pusty jak teraz, każdy nieznajomy stawał się kimś trochę bliższym, niezależnie czy tego chcieli czy nie.
- Umm... - odchrząknął i rozejrzał się po kaplicy. Wylane wino, zgnieciony papieros, dystans pomiędzy dwoma desperatami zmniejszony, relacja zacieśniona. Jak po nienajgorszej imprezie. Chyba można się stąd zwijać.
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.08.21 12:40  •  Kaplica - Page 2 Empty Re: Kaplica
Nie odpowiedział już na to ciche, dość jednoznaczne tak. Zamiast tego wpatrywał się w blondyna jeszcze przez chwilę, zbliżając się jeszcze troszkę, tylko odrobinkę. Ciężko powiedzieć czy zadziałał alkohol, jakiś dziwaczny impuls czy może potrzeba upewnienia się, że chłopak rzeczywiście jest tu i teraz.
Bardzo ostrożnie Abraham ułożył dłoń na policzku Ego, przesuwając po jego skórze przydługimi paznokciami (któż by się przejmował takimi pierdołami jak wydłubywanie brudu czy obcinanie pazurów na Desperacji?). Trwało to może parę sekund, ale był to chyba pierwszy raz, kiedy kapłan w ogóle wyszedł z inicjatywą jakiegokolwiek fizycznego dotyku.
Odsunął się niemal natychmiast, gdy sobie to uświadomił i podniósł z ławki. Kielich spadł z trzaskiem na podłogę i potoczył się gdzieś w stronę ławek.
- Zwijajmy się stąd. To miejsce wpędza mnie w stan depresyjny.- Rzucił tylko krótko, narzucając na ramię skórzaną torbę. Wcisnął ręce do kieszeni.
- Chcesz przegrzebać im piwnicę, zanim pożegnamy to zapomniane przez Ao miejsce?
Zapytał jeszcze grzecznie, w kilku stanowczych krokach pokonując odległość między ławką, a drzwiami. Otworzył je i przytrzymał stojąc na progu.
Ewidentnie czekał, aby przepuścić Ego pierwszego. Gentleman od siedmiu boleści się znalazł. W sumie nie wiedział, gdzie mogliby się udać dalej. Nie miał pojęcia która jest godzina, jaka pogoda czy w ogóle warunki pozwalały na dalszą podróż.
Gdzieś z tyłu głowy zaświtała mu myśl, żeby zabrać chłopaka „do siebie”, w góry Shi. Tam byłby bezpieczny… Nikt nie śmiałby go nigdy więcej skrzywdzić. Nie bardziej niż wymagałaby tego indoktrynacja, ale jeszcze nikomu mała ewangelizacja w życiu nie zaszkodziła.
                                         
Abraham
Egzorcysta     Opętany
Abraham
Egzorcysta     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Abraham Shimizu


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.09.21 17:28  •  Kaplica - Page 2 Empty Re: Kaplica
Przechylił się ciężarem na jedną stronę, ciało samo naparło delikatnie na opuszki palców Abrahama, które dotykały jego twarzy. Przymknął oczy jak kot, który z zadowolenia chciał się wtulić w wyciągniętą dłoń. Ale ta zniknęła gwałtownie, a zamieszanie wstawania wprawiło go w drobne wzdrygnięcie. Tak mało istniało teraz gestów, które miały znaczenie. To był jeden z nich, a trwał tak boleśnie krótko, że Ego musiał głośno przełknąć rozgoryczenie. Wbił wzrok w podłogę, chyba po to, żeby ukryć swój niejednoznaczny, delikatny uśmiech, który oznaczać mógł dosłownie wszystko. Jedynie przyśpieszone bicie serca (jak dobrze, że było skryte głęboko w jego ciele, uwiązane i zamknięte w klatce żeber) zdradzało jak bardzo brakowało mu fizyczności z... z kimkolwiek. Stykanie się palcami z Verity, jego jedyną przyjaciółką, kiedy podawali sobie herbatę i razem głaskali jej psa. Z siostrą, która nigdy nie żałowała mu wszelkiego radosnego i mającego pocieszyć klepania po głowie, karku, ramionach, i która otrzepywała go z piachu, kiedy się przewracał w ziemię na placu zabaw, kiedy był mały. Te delikatne i ostrożne jak ten teraz (jakim cudem te styrane Desperacją palce były tak miękkie? może nie były, może tak tylko mu się wydawało pod wpływem chwili, ale takie już miały pozostać w jego pamięci) i te twarde, głodne i okrutne jak Yurego.
Bez słowa wstał, zabrał swój łom i plecak. Niemal zapomniał, że wsunął tam makowe mleko, aż poczuł przez materiał napierające na plecy szkło. Zanim minął Abrahama w drzwiach, zerknął po raz ostatni na kaplicę, pustym spojrzeniem kogoś, kto nigdy nie miał w sobie ani odrobiny wiary w religijne coś większego.

[zt obydwoje > Inny magazyn ]
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Kaplica - Page 2 Empty Re: Kaplica
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach