Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Pisanie 29.03.21 21:32  •  Kaplica Empty Kaplica
Było to bardzo szczególne przejście przez próg, a chwila ta zdawała się trwać nieskończenie długo. Matt przepuścił przodem Abrahama, obydwoje zostawili za sobą cichy i spokojny świat starego ogrodu na tyłach szpitala na rzecz jego jeszcze cichszych korytarzy. Zdawali się ruszać w naturalnym dla siebie tempie, a jednak ten moment, ta ulotna chwila nad progiem, zmieszanie się świata zewnętrznego z wewnętrznym, spowolniła ich w niewytłumaczalny sposób. Dopiero gdy ich stopy stanęły pewnie i w całości na brudnych kafelkach, a Ego przymknął za sobą drzwi, coś znów zaskoczyło w powietrzu, jakby wrócili na tory swojej przygody. Ego nie miał żadnych planów - a właściwie miał, jeden, i rodził on się nieśpiesznie i poniekąd nieświadomie w jego zachowaniu. Niewątpliwie stojący koło niego intrygujący osobnik miał tu szczególne znaczenie.

Wzniósł brwi na pustkę labiryntu korytarzy i klatek chodowych. Zerknął pytająco na Abrahama. Zawsze to tak wyglądało? Cisza, odległe stukania, szelesty i przeciągi jakie zazwyczaj towarzyszyły dużym pustym budynkom, ale można by pomyśleć, że jak szpital, to może jakiś personel szurający kapciami, chorzy stękając wracający do zdrowia albo gwałtownie umierający? A tu kompletny marazm obsypany kurzem i pyłem z sufitów. Ruszyli przed siebie, wymieniając niezobowiązujący dialog o pogodzie, bezruchu tego miejsca i potencjalnego miejsca gdzie jeszcze mogliby znaleźć nieokradzione szafki a w nich jakieś prezenty. Jednak ich myśli błądziły w tej rozmowie na boki. Każdy zdawał się mieć własny zestaw wspomnień. Neurony mknęły, odświeżając powiązania myśli w ich głowach, a oni starali się je mniej czy bardziej ignorować, bo szpitale... cóż, każdy miał coś do powiedzenia o szpitalu i tego co w nim widział. Bez szczególnego zaangażowania Ego pchał lub podważał łomem beznadziejne zamki do pokoi, w których co najwyżej mogli ukraść parę pająków i ułamaną nogę łóżka. Wtem, drzwi! Schowane trochę dalej, trochę jakby głębiej, za winklem, tabliczka do nich była pęknięta a litery zadrapane, jakby intencjonalnie ktoś nie chciał widzieć tego co opisywały. Pchnął więc drzwi i weszli do kaplicy.

Nie był w stanie stwierdzić, kaplica jakiego wyznania to była. Może było to ogólne miejsce kultu? Ostatecznie sam nie była zainteresowany żadną religią i chyba można to było poznać po braku jakiegokolwiek uniżenia i szacunku do miejsca. Uznał je za interesujące o tyle, że wydawało się być przytulniejsze od całej reszty pomieszczeń, które do tej pory widział. Tutaj niektóre okna były przysłonięte ciemnymi firanami, ach, prawdziwy boski cud!, że jeszcze się uchowały, coś w rodzaju ołtarzyka w głębi, trochę siedzeń, misy i podstawki na kadzidła, w których resztki paprochów i popiołów przykleiło się do dna. Opar dłoń na biodrze, cmoknął z zadumą i odwrócił się do Abrahama.
- T-to z-z-zdecydowanie nie jest magazyn z-ziół - stwierdził oczywistość, ale jakoś zagadać musiał.
- M-myślę, że powinniśmy wrócić na dół i popatrzeć w piwnicach. Albo prywatnych pokoi personelu czy coś?
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.03.21 14:22  •  Kaplica Empty Re: Kaplica
Czuł się spokojniej. Trochę jak dziecko, które ostatecznie zajrzało pod łóżko i odkryło, że nigdy nie czaił się pod nim żaden potwór.
Rzeczywiście – ta krótka chwila na progu zdawała się trwać wieki. Mimo to sam powrót do normalności i ich małej przygody był absurdalnie wręcz prosty. Wystarczyło zrobić jeden krok do przodu, by wyrwać się z uścisku marazmu.

Gdzieś w powietrzu zawisło niezadane pytanie: „myślisz, że ktokolwiek tu w ogóle bywa? Jacyś lekarze? Pacjenci?”
Szczerze mówiąc, Abraham nie wiedział jak i czy w ogóle szpital funkcjonował przez ostatnie lata.
Słyszał tylko legendy, opowieści szeptane mu za plecami przez kapłanów, którzy pamiętali stare czasy, zazwyczaj kończone smutnym westchnieniem i komentarzem typu „taka młoda, nie była gotowa na taką odpowiedzialność” albo „biedny dzieciak…”. Chłopak nauczył się, żeby nie pytać – historia szpitala powinna umrzeć śmiercią naturalną.
Wiedział, że na pewnym etapie budynek spłonął i prawdopodobnie od tego czasu nie był zdatny do użytku. Miejsce stało się zbyt niebezpieczne nawet dla aniołów czy wymordowanych – cóż dopiero dla zwykłych, błąkających się po pustyni Desperatów.
Przez większość część ich podróży, brunet dreptał sobie spokojnie z rękami w kieszeni, pozwalając Ego odwalać całą robotę z wyważaniem zamków i wyłamywaniem zbutwiałych desek uniemożliwiających im wejście do niektórych sal. Cóż… Abraham nie miał łomu, którym mógłby to zrobić, więc czuł się całkowicie usprawiedliwiony.
W między czasie rzeczywiście toczyli jakąś niezobowiązującą rozmowę – w odczuciu chłopaka, robili to tylko po to żeby zabić nieznośną ciszę ponurych korytarzy. Żadne z nich zdawało się przy tym nie zwracać uwagi na słowa drugiego, które wpadały jednym uchem, a wypadały drugim. Każdy pogrążony był we własnych myślach.
Tak było przynajmniej do czasu, gdy Ego odkrył dość sprawnie ukryte za winklem i do tego przysłonięte na wpół rozwaloną szafą drzwi. W czasie gdy blondyn usiłował dostać się do środka kapłan próbował odczytać wyryte ręcznie znaki na tabliczce obok.
Kostnica? Ewentualnie Kap... li… Kaplica?

Przerdzewiały zamek przegrał natychmiast walkę z łomem, pozwalając im zajrzeć do środka.
Abraham zatrzymał się w drzwiach, lustrując spojrzeniem niewielkie pomieszczenie. To nie było miejsce stworzone przez anioły. Brakowało krzyży i innych symboli, którymi skrzydlaci lubili się otaczać.
Co gorsza, to miejsce wydawało się znajome. Nie wiedział o co chodziło – może o unoszący się w powietrzu zapach kadzideł, może o samą atmosferę, może o porozrzucane gdzieniegdzie podstawki na kadzidełka i ciężkie zasłony w oknach. Ktoś naprawdę nie chciał, by ktokolwiek wiedział o tym pomieszczeniu.
Ale kto zechciałby budować miejsce kultu w tym zapomnianym przez Boga i Ao miejscu?
Skinął lekko głową na pomysł z piwnicą i pomieszczeniami w podziemiach. To był całkiem niezły pomysł.
- Yep. Z pewnością nie magazyn, ale...- uniósł palec wskazujący do góry w geście „czekaj, czekaj, wymyśliłem coś niegłupiego i zaraz ci powiem co”. Uniósł przy tym lekko brwi następnie wskazując na ołtarzyk. – to miejsce nie wygląda na jakoś specjalnie przetrzepane. A to oznacza tylko jedno. Ktoś tu bywał. Więc może zostawił po sobie coś przydatniejszego niż kadzidełka.
Rozejrzał się jeszcze raz na wypadek, gdyby jednak prawowity mieszkaniec miał wyskoczyć zza firanki i się na nich rzucić, po czym wszedł głębiej.
Przeciągnął rękawem płaszcza po grubej warstwie kurzu pokrywającej kamienny blat, odsłaniając przy tym wyryte w kamieniu symbole i znaki.
Na wiele lat przed Apokalipsą pewien filozof stwierdził, że gdy spoglądasz w otchłań ona również patrzy na ciebie. Metafizycznie Abraham właśnie spojrzał w otchłań. Nieco bardziej przyziemnie – wpatrywał się w znajomy symbol KNW – oko Ao. A oko, jak to oko, wpatrywało się w niego.

Powinien być spokojny, prawda? W końcu taka kaplica to prawie jak dom. Tylko że… Abraham wiedział o wszystkich pomysłach członków Kościoła. Wiedział o nich prawdopodobnie jeszcze przed prorokiem, na wypadek, gdyby któryś z nich okazał się niebezpieczny, sprzeczny z zasadami lub po prostu debilny.
„Zaanektowanie” pomieszczenia na kaplicę w miejscu, które niegdyś należało do aniołów, a przy tym dla wielu Aoistów niosło za sobą przykre wspomnienia – było właśnie tego typu pomysłem. Ktokolwiek postanowił urządzić sobie tu kaplicę, z pewnością nie miał na to zgody Gór Shi. A to już samo w sobie było niepokojące. Mimo wszystko…
- Mogło być gorzej.- Odezwał się w końcu.- Jeśli się nie mylę i jesteśmy w kaplicy KNW, to szansa, że dorwie nas jakiś fanatyk-kanibal jest praktycznie zerowa.- Kucnął za ołtarzem szukając jakiejkolwiek skrytki czy ukrytej szafki na przybory do mszy. Wychylił się jeszcze na moment – tylko na tyle, żeby spojrzeć na Ego, więc blondyn nie widział nic poza ciemnobrązową czupryną Abrahama, jasnymi oczami i połową zsuniętych na nos ciemnych okularów nie widział.- No chyba, że jesteś aniołem.
Zmierzył go uważnym spojrzeniem, od utytłanych błotem butów aż po czubek blond głowy.
- W sumie… Na twoim miejscu bym się obawiał.- Rzucił pół-żartem, pół… flirtem? Najwyraźniej nawdychał się zbyt dużej ilości kurzu.
- Aha. Mam.- Wymacał całkiem sporą szparę biegnącą wzdłuż całego ołtarza, kilka centymetrów pod blatem. Podniósł się, wbijając w nią palce. Kamienna pokrywa poruszyła się z nieprzyjemnym zgrzytem. Naparł na nią ramieniem, ostatecznie odsuwając cały blat.

W środku poza nożem ofiarnym i kilkoma metalowymi kielichami nie było zbyt wiele rzeczy – Abraham wyciągnął na blat kilka torebek z czymś co przypominało sproszkowane zioła do kadzidła, niewielką butelkę wypełnioną białym płynem i większą, prawdopodobnie z gęstym, czerwonym winem mszalnym.
                                         
Abraham
Egzorcysta     Opętany
Abraham
Egzorcysta     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Abraham Shimizu


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.04.21 15:22  •  Kaplica Empty Re: Kaplica
- Kaplica KNW... - powtórzył, obracając słowa w ustach jak orzeszek w skorupce, próbując rozgryźć je i dojść z czym mu się to kojarzyło. Patrzył za tym co robił Abraham mrużąc oczy i zaciskając usta w dziubek, ciągle w zastanowieniu.
- Kościół... Kościół Nowej Wiary - powtórzył znów ciszej i parsknął do siebie, przypominając sobie cichą kaplicę w M3, koło której przechodził tyle razy, a do której zerknął tylko raz, mimochodem. Chciał coś powiedzieć, ale widok czubka głowy Abrahama, z jego tiarą, okularami i aurą osobliwości, której nie potrafił na razie sprecyzować, zatrzymał go w pół oddechu.
- No chyba, że jesteś aniołem.
Ego podniósł brew do góry i przekrzywił głowę w uniwersalnym geście lekkiego nie zrozumienia dla słów rozmówcy.
- W sumie… Na twoim miejscu bym się obawiał.
Stłumił uśmiech, który zdołał jednak dojść do kącików zanim znów zniknął, stłumił też śmiech, który zdołał przekształcić w parsknięcie. Musiał przyznać, że samo przywoływanie idei aniołów było dla niego poniekąd zabawne, ale też zastanawiające w kontekście przeprowadzki na Desperację, więc wzniósł oczy w zastanowieniu. Zaraz jednak Abraham przywołał jego uwagę swoim odkryciem. Podszedł więc bliżej.
- Ooooo, no proszę - powiedział, z uznaniem oglądając skarby. Uniósł nóż, oglądając go z bliska. Z pewnym dyskomfortem zdał sobie sprawę, że ostrze było bardzo ostre. Odłożył przedmiot ostrożnie. Na widok wina drgnął zaskoczony i przez moment musiał wyglądać jak przestraszony gimnazjalista, którego koleżkowie z klasy przynieśli butelkę mocniejszego do łazienki i próbowali skusić kolegę drwinami z wyzwaniami do pierwszego alkoholu w życiu. Rozgonił od siebie uczucie dyskomfortu, bo zdążył nauczyć się, że niczego na Desperacji nie wolno było marnować. Była to ciężka lekcja dla kogoś, kto swojego czasu wszystko miał pod ręką. M3 było pełne, pełne wszystkiego, i sklepów z jeszcze większą ilością wszystkiego. A on miał pieniądze. I oddalił się od tego dobrobytu, żeby teraz zdać sobie sprawę jak cenne były te kilka śrubek, które miał przy sobie. W mieszkaniu w M3 nie zawróciłby sobie tym ani myśli - jeśli brakowało mu jakiegokolwiek komponentu, po prosu je zamawiał z dostawą pod drzwi. Musnął teraz palcami śrubę w kieszeni flanelowej koszuli, którą znalazł podczas spaceru, tego właśnie to spaceru, podczas którego poznał Abrahama. Ego podrapał się po głowie. No tak, Abraham.... Abraham wyglądał tak... swobodnie wokół tego wszystkiego, palcami przebierając wśród wyjętych rzeczy, jego czerwona szarfa i tiara utwierdzały jego cichą, choć dominującą pozycję za ołtarzem. Nie wspominając już, że bez problemu znalazł skrytkę. Cóż, może to popularna wiedza na temat ołtarzy i skrytek, której Ego nigdy nie zdobył, nie będąc szczególnym bywalcem Desperackich salonów i kaplic. Mrugnął i dziwne wrażenie, którego doznał patrząc na Abrahama odpłynęło gdzieś dalej.
- Hm, w-więc..., skąd wiedziałeś, ż-że to tu będzie? Chadzasz często do kaplic KWN? - spytał, nie patrząc na niego, tylko biorąc i oglądając z bliska mniejszą butelkę z jasnym płynem. Zmarszczył brwi, jakby ten kolor przypomniał mu o białych skrzydłach aniołów i dlatego o nie zagadnął. - O co ch-chodzi z tymi aniołami? - spytał. Zawahał się na moment wyraźnie, chyba nie chcąc się narażać na konsekwencje reakcji Abrahama na to jedno pytanie, które cisnęło mu się na usta. Czy anioły naprawdę istniały? Czasem słyszał to słowo wśród rozmów Smoków. Czy to była tylko nazwa na jakąś kolejną frakcję? Jak anioły były związane z... och, chwila zaraz, no tak, Ego przypomniał sobie, że Yury użył bardzo konkretnego słowa na KNW. Sekta. Sekta KWN. Zerknął podejrzliwie jeszcze raz na wnętrze kaplicy wiedziony niewidzialnym dreszczem niepokoju. Potrząsnął białą butelką w powietrzu.
- W-wiesz, c-co to jest?
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.04.21 11:43  •  Kaplica Empty Re: Kaplica
Abraham zastanowił się chwilę nad pytaniem. Weszli na bardzo niebezpieczny grunt rozmowy – opowiedzenie się po stronie KNW nigdy nie należało do rozważnych posunięć, ale wyrzeknięcie się go? Nie. To w ogóle nie wchodziło w grę.
- Powiedzmy…?- Stwierdził wreszcie. Jego ton uderzył w bardziej pytające nuty.- KNW było bardzo bliskie sercu mojej matki. Wychowałem się w Górach Shi, więc chcąc nie chcąc znam trochę ich „sekretów”.
Trzymał się wystarczająco daleko blondyna, by ten nie czuł jakiegokolwiek irracjonalnego zagrożenia z jego strony na taką, mniej lub bardziej oczywistą odpowiedź. Abraham nie wiedział co Ego konkretnie słyszał o sekcie i o samym Ao, trochę licząc, że jego wiedza będzie zupełnie znikoma. Skinął głową w stronę trzymanej przez chłopaka buteleczki.
- To mleko makowe. Takie tutejsze opium i lek przeciwbólowy.

Odkorkował większą butelkę, nalewając alkohol do dwóch kielichów ofiarnych. Tuż przed tym przetarł ich wnętrze swoją szarfą, tak na wypadek gdyby pozostały w nich jakieś resztki czy kurz. Przez moment nawet przeszło mu przez myśl, żeby przysiąść na ołtarzu i zachować swoją otoczkę „cool dzieciaka znikąd”, udając, że zupełnie nie ma nic wspólnego z sektą – ale nie mógłby.
Nawet Abraham nie zdobyłby się na tak bezwstydny i obrazoburczy akt. Dlatego nonszalancko zabrał z blatu swój kieliszek i obszedł ołtarz, ostatecznie siadając na jednej z ławek. Założył wygodnie nogę na nogę, opierając łokieć o kolano.
Co prawda każdy mebel w pomieszczeniu sprawiał wrażenie jakby miał się zaraz zawalić, ale… welp, daleko do szpitala nie miał.
- Anioły… Jakby ci to wyjaśnić…
Upił wina. Bleh.
Oczywiście. Ten smak rozpoznałby wszędzie. Nie było mowy o pomyłce – w butelce znajdowało się czerwone, cierpkie wino mszalne, często używane podczas kazań jako zamiennik krwi ofiarnej.
- Okej, może tak. Anioły to stworzenia, które… uważają, że pochodzą od samego Boga.- Uniósł dłoń do góry w geście „moment daj mi wyjaśnić” na wypadek, gdyby Ego postanowił się naraz wtrącić.- Czekaj, wiem, że to brzmi jak głupi żart. I masz rację. To głupie. Ale to nie żart.

Odchylił się wygodnie na ławce, nerwowo poruszając kieliszkiem. Zupełnie jakby miało mu to pomóc zebrać myśli.
- Żyjesz na Desperacji już jakiś czas, prawda? Musiałeś widzieć różne zwierzęce mutacje. Nie wiem o nich zbyt wiele, jak mam być szczery – w powietrzu jest coś, jakiś wirus czy inny pasożyt, który zabija. Jeśli masz szczęście w nieszczęściu – wracasz. Niektórzy są bardziej ludzcy, w innych nie pozostało nic poza instynktem przetrwania i bestialstwem. Ale każdy wie, że musi przetrwać. Tak to działa.

Zamilkł na moment, pozwalając Ego przetrawić tą dawkę informacji. Ewidentnie próbował wyjaśnić cały ten proces w najprostszy znany sobie sposób, jednocześnie unikając aoistycznej propagandy. Na nią przyjdzie jeszcze czas. Poza tym Ego sprawiał wrażenie kogoś, kogo kapłani określali mianem „człowieka nauki”. Opowieść o biblijnych kreaturach, które przyjęły ludzkie ciało by walczyć w świętej wojnie – Abraham doskonale rozumiał, że ten język nie zadziała w przypadku blondyna.
Ponadto nie zamierzał się zagłębiać jakoś głęboko w moralne dywagacje o wirusie. Abraham miał bardzo ambiwalentny stosunek do swojego statusu wymordowanego i unikał tematu tylko jak mógł.
- Skrzydlaci, czy też anioły jak ich potocznie nazywamy, są jednym z gatunków ożywieńców. Są cholernie niebezpieczni, bo żerują na słabości innych istot. Taka ich natura. Ewolucja nauczyła ich, że Desperaci to wciąż ludzie – o ludzkich potrzebach i instynktach. Są złaknieni poczucia bezpieczeństwa, troski i miłości. W świecie, w którym otacza cię tylko śmierć, ból i nienawiść – anioły są „chodzącym dobrem”. Otoczą cię opieką, nakarmią, napoją, będą obiecywać, że już nigdy nie stanie ci się krzywda. Uzależnią cię od siebie, sprawią, poczujesz się przy nich bezpiecznie… A potem, gdy będziesz już zupełnie uległy – zabiorą cię do miejsca zwanego Edenem.
Spuścił wzrok.
- To piekielne miejsce Ego.- Wyszeptał wreszcie.- Mało kto wrócił stamtąd żywy, by dać świadectwo. Ponoć anioły odprawiają coś co określa się mianem „sądu” – jeśli go przegrasz i uznają cię za grzesznika – zostajesz pożarty. Jeśli uznają cię za godnego – trafiasz do ich roju.
Upił spory łyk wina, starając się zmyć nieprzyjemne wyobrażenia.
- To anioły zbudowały ten szpital. „Leczyły” w nim Desperatów, którzy z czasem stawali się ich ofiarami. Trochę jak pajęcza sieć. Każdy pacjent był kiedyś jedną, naiwną muchą.
Rozejrzał się po pomieszczeniu z lekkim uśmiechem  wymalowanym na obliczu. Kaplica była bezpieczna… Kaplica nie niosła za sobą strasznych wspomnień czy okrutnych historii sprzed lat.
- Strzeż się aniołów, Ego. Strzeż się każdego, kto na Desperacji ofiarowuje ci bezinteresowną pomoc. Dobroć jest głupotą, a za głupotę płaci się tutaj głową. Albo i innymi uciętymi kończynami.
                                         
Abraham
Egzorcysta     Opętany
Abraham
Egzorcysta     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Abraham Shimizu


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.05.21 23:54  •  Kaplica Empty Re: Kaplica
Odkąd tylko w jego umyśle padło słowo sekta, nie mógł się wyzbyć ze swojego wnętrza poczucia coś-jest-nie-tak. Jakby słowo to było mocnym alergenem, na które zaczynał coraz bardziej rozwijać mimochodem alergię. Plus, łatwo się bać nieznanego, a o Kościele Nowej Wiary wiedział przecież tyle co nic. Dlatego zmarszczył jedynie nos do własnych myśli i skupił się na płynących słowach Abrahama. Kiedy tenże zaczął nalewać wino, mleko makowe zniknęło w plecaku Ego, który najwidoczniej nie widział potrzeby konsultacji ze swoim towarzyszem sposoby podziału znalezionych dóbr. Skoro Abraham zajął się czerwonym płynem i zdecydował wspólny poczęstunek, to on zajął się białym i wybrał przygarnięcie dla siebie.

Ego słuchał. Ego słuchał, choć czasami zdawał się wyglądać jakby nie słuchał. Ale słuchał. W pewnym momencie opowieści przestał się kręcić po kaplicy, oderwał wzrok od sklepienia i ciemnych kątów. Z wahaniem wziął zostawiony na ołtarzu drugi kieliszek i usiadł dwie ławki przed Abrahamem, plecami do ołtarza. Słuchając wpatrywał się gdzieś w bok. Na co bardziej dziwną lub niepokojącą w swoim mniemaniu rzecz marszczył brwi, próbując zachować resztki rozsądku w wyciąganiu wniosków z tego wykładu. Pod koniec jednak wpatrywał się w Abrahama nieruchomym spojrzeniem, łapiąc się na tym, że czekał na więcej. Przywołał się do porządku, aż było widać wzdrygnięcie się, kiedy wyrywał się z objęć opowiadanej historii.
- To... - zaczął ostrożnie, ale przerwał. Nie otrząsnął się jeszcze od nawołującego od przezorności, choć złowieszczego napomnienia. "Strzeż się aniołów, Ego." Było coś nie tak w tej sentencji, chociażby sam fakt, że zawierała jego imię i słowo anioły. I że wypowiedziana została w kaplicy, nad dwoma kieliszkami wina, w budynku opustoszałego szpitala, na Desperacji, przez tego dziwacznego nastolatka, który jak zdążył Ego zadecydować, nastolatkiem prawdopodobnie nie był. Nie z tym tonem głosu, nie z tymi ruchami dłoni, i nie z tymi słowami.
- Ż-że-żerują na s-słabości i-i-innych, mówisz. Czy to n-nie cały sens D-desperacji? Czym różnią się w-wszyscy inni od tych s-skrzydlatych... - mruknął spuszczając głowę, wpatrując się w taflę czerwonego, ciągle nie tkniętego przez niego wina. Odłożył je na ławkę. Gdziekolwiek człowiek nie polazł, zawsze się toczyła walka o przetrwanie, dominację, o władzę.

- Hmm, w-więc trochę s-się znasz na ech..., na aniołach i tym całym Kościele - powiedział, w sposób sugerujący, że zaraz miało do tego stwierdzenia dołączyć jakieś pytanie. Podrapał się niepewnie w dłoń. Zerknął na nią niemal z żalem w oczach, jakby trzymał kiedyś w niej coś cennego, co bezpowrotnie utracił.
- Jakieś wieści o Apokalipsie? - padło wreszcie pytanie, zadane tonem, jakby pytał o pogodę. Proces myślowy był prosty. Weszli do kaplicy, w kaplicy opowiedziano mu o skrzydlatych, którzy choć zostali opisani jako efekt wirusowych mutacji "gatunek ożywieńców", cokolwiek to miało znaczyć, jak Abraham powiedział sami twierdzili, że pochodza od Boga. Skrzydlaci czyli anioły, czyli konotacja z religią, czyli kościoły, więc Kościół Nowej Wiary, nie ważne czy sekta czy nie, w kościołach mówi się o Apokalipsach, tak? Nie wiedział dokładnie jak szeroki był zakres działań Jeźdźców, ale z tego co wiedział, zarówno on jak i Yury mieli z nimi kontakt. Był wtedy jeszcze w M3, nie miał pojęcia czy za murami było to większe poruszenie czy nie. Anioły, potwory, mutacje, wirusy, on, Abraham, wino... Ech, a ten spacer zaczął się tak spokojnie...
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.05.21 14:01  •  Kaplica Empty Re: Kaplica
Nawet nie zauważył kiedy chłopak schował mleko makowe do torby, więc nawet nie miał jak go ostrzec przed absurdalnie uzależniającym charakterem napoju. Zresztą… Spójrzmy prawdzie w oczy. Abraham prawdopodobnie nie pisnąłby o tym słowem. Mało go to obchodziło.

Zamiast tego opowiadał mu o skrzydlatych. A Ego o dziwo słuchał. Był trochę jak dziecko, któremu opowiada się bajki o złym wilku polującym na małe dzieci w czerwonych kapturkach, które zbłądziły w ciemnym lesie.
Tylko że tym razem wilk istniał naprawdę – przyozdobiony w aureole i śnieżnobiałe skrzydła.
- Czy to nie cały sens Desperacji?
Potrząsnął głową.
- Nie. Widzisz, Desperacja to wyjątkowo parszywe miejsce, ale rządzi się swoimi własnymi, bardzo uczciwymi prawami. Każdy dzień to walka o wodę, schronienie, marną namiastkę życia – nie ma wyjątków od tej reguły. Jeśli jesteś wystarczająco silny, cwany lub znasz odpowiednich ludzi – wygrywasz. Jeśli nie – umierasz. W tej całej podłości, która nas otacza - Anioły grają wyjątkowo nie fair. Omamią Cię, wykorzystają twoją bezradność, dopadną, gdy będziesz najsłabszy.  – Mówił coraz bardziej nerwowo, z każdym słowem głos Abrahama drżał coraz mocniej, zupełnie jakby z trudem kontrolował emocje. - Dlatego są tak cholernie niebezpieczne, dlatego Cię przed nimi przestrzegam. Bo może dzięki temu nie podzielisz losu mojej matki…
Zamilkł raptownie, zaciskając mocno usta. Powiedział za dużo. Milczał wystarczająco długo, żeby zapanowała między nimi dość niezręczna cisza, ale na tyle krótko, by Ego nie zdążył się wtrącić czy zmienić temat.
Upił wina, zaciskając nieco mocniej palce na nóżce kielicha. Cierpki smak, choć mocno drażnił jego kubki smakowe miał w sobie coś niemal kojącego. Przypominał dom.
Dom do którego powinien niedługo wracać. Nawet jeśli nie było w nim nikogo, kto by się przejął jego zniknięciem – ta myśl bolała zawsze tak samo.
Żałosne.
- Moja matka chciała zmienić Kościół. Naprawdę chciała sprawić, żeby przynajmniej w Górach Shi dało się żyć.- Potarł twarz dłonią. Nie wiedział dlaczego w ogóle opowiada o tym blondynowi. Tu już dawno przestało chodzić o Aoistyczną propagandę, wszystko stało się dużo bardziej personalne.- A potem przybyła tu – położył mocny nacisk na ostatnie słowo, jasno dając do zrozumienia, że mówi konkretnie o Szpitalu.-… I już nie wróciła.

Parsknął bezgłośnie pod nosem, wpijając wzrok w wydrapane na ścianach napisy. Pomimo masy błędów ortograficznych i gramatycznych dało się odczytać pojedyncze słowa modlitw Aoistów. Dalej go to nurtowało – choć na tym etapie był chyba gotowy na wszystko. Równie dobrze mógł się tu rozgościć jakiś obłąkany wierny, którego wyrzucono siłą z Gór Shi, co jego zaginiony dziadek. Odwrócił nerwowo głowę w stronę drzwi zupełnie jakby spodziewał się, że zobaczy w nich ciemną, masywną postać Aequalisa. Ile to już lat minęło?

Nawet nie zauważył, że odpłynął w swoich rozmyślaniach. Ostatnimi czasy łapał się na tym, że powoli wszelkie wspomnienia się zacierały, daty przestawały mieć jakiekolwiek znaczenia, a twarze niegdyś najbliższych mu osób zlewały się w jedną niewyraźną masę. Jak długo zanim zacznie zapominać imiona?
Wiedział, że to naturalna kolej rzeczy, której wcale nie pomagał fakt, że Desperacja tak raptownie opustoszała – widząc pojedyncze jednostki snujące się wzdłuż Apogeum, te same mniej lub bardziej znajome istoty, momentami czuł zwykły ludzki strach. Co jeśli i oni znikną? Coraz częściej pojawiała się dziwna, nurtująca go myśl…
Może umarłem lata temu i znajduję się w jakimś pokracznym limbo? Może to wszystko nie jest prawdziwe? Może ja nie jestem prawdziwy? Może nawet Ego nie jest?

Zacisnął palce na ławce, czując pod palcami chłodne drewno. Jednocześnie spojrzał na blondyna, zupełnie jakby próbował ocenić czy przypadkiem nie jest kolejną marą.
Masz na imię Abraham Shimizu, jesteś najwyższym kapłanem Kościoła Nowej Wiary.
Mamy 996 rok. Zbliża się lato.
Jesteś w Szpitalu na Desperacji.
Istniejesz.

Zamrugał gwałtownie, widząc, że Ego  najwyraźniej oczekuje odpowiedzi na jakieś pytanie.
- Przepraszam, zamyśliłem się. To wino jest trochę za mocne.- Kłamstwo przyszło mu z łatwością. Podobnie jak udawany, nonszalancki śmiech, który mu towarzyszył. Odstawił kieliszek na ławkę, nieco mocniej wpijając palce w drewno.- Apokalipsa?- Uniósł lekko jedną brew. Chyba naprawdę nie dosłyszał albo po prostu nie rozumiał pytania.
                                         
Abraham
Egzorcysta     Opętany
Abraham
Egzorcysta     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Abraham Shimizu


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.05.21 18:41  •  Kaplica Empty Re: Kaplica
Na moment wokół nich zaległa cisza. Każdy w swojej głowie przechodził przez różne chciane i niechciane myśli. Ale w tych drugich to wyjątkowo nie Ego się zanurzył na dłużej. Pstryknął palcami kilka razy przed Abrahamem, próbując przywołać go do chwili rzeczywistej, realnego świata, w którym wydawało się im, że żyją. Wszystko w porządku?, zdawało się pytać spojrzenie Matta. Nie pytał na głos i nie oczekiwał żadnej odpowiedzi. Ale kto jak kto, Ego najlepiej znał wszystkie te spojrzenia i ruchy, nie ważne jak dyskretne Abraham myślał, że były. Poza swój swego.

- Apokalipsa - powiedział, tym razem pewniej niż wcześniej. - Och, Apokalipsa - powtórzył miękkim tonem, niemal uśmiechając się jakby był Prorokiem Nadchodzącej Zagłady, ale takim początkującym, potrzebował jeszcze dowiedzieć się paru rzeczy zanim zacznie cokolwiek głosić. Spuścił wzrok i złączył palce razem, próbując powstrzymać się od zatopienia paznokci w dłoń. Swędziała, głęboko pod skórą, fantomowym bólem. Wypalony przez Jeźdźca znad jeziora znak mógł zniknąć ze skóry, ale z pewnością nie z pamięci. Zamiast tego wsiąknął głęboko w mięśnie, we wszystkie kości dłoni, zasiał ziarno gdzieś w jego duszy. Och, zagłada gdzieś na nich czekała, powolna, rozdzierająca, nieunikniona. Może już się zaczęła, i nawet o tym nie wiedzieli. Może ich zagładą miała być cisza, pustka i samotność.
- Mówisz, że twoja matka pochodziła z Gór... Gór Shi, tak? I sekt-- Kościół Nowej Wiary był jej umm.. bliski. Więc z-zakładam, że tobie też - wymamrotał, rozglądając się po ścianach kaplicy, potykając się wzrokiem na ołtarzu. - W kościołach mówi się o apokalipsach, prawda? Jeźdźcy na koniach, koniec wszystkiego i takie tam. - Zawiesił wreszcie wzrok na Abrahamie, odrobinę wyzywająco, chcać dać znać, że nie wierzy we wszystko co zostało mu powiedziane, a może po prostu nie chciał wierzyć. Ciężko wyzbyć się ostatnich desperackich nadziei, że życie tutaj nie jest jedną wieczną walką na śmierć i życie, pełną podstępów i zakłamań. A jednak... Czy nie siedzieli teraz razem, nad winem, rozmawiając? Czy może to też było pułapką i kłamstwem?
Myśl ta odbiła się w oczach Matta słodką goryczą - nawet jeśli była to manipulacja, nawet jeśli dawał się robić, przynajmniej miał z kim porozmawiać. Musiało to wystarczyć.
- O-o-okej, chwila - mruknął, marszcząc nos - więc twoja matka wiedziała kim są anioły, tak? Więc jak skończyła tutaj, skoro to, jak samo powiedziałeś, "pajęcza sieć"?
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.05.21 20:50  •  Kaplica Empty Re: Kaplica
Jedno spojrzenie w oczy blondyna wystarczyło, by dostał gęsiej skórki. Czasem zapominał, że nie wszyscy byli naćpanymi wiernymi z papką zamiast mózgu. Nie odpowiedział na to niemo rzucone w przestrzeń pytanie.
Czy wszystko było w porządku?
Czy kiedykolwiek było tu cokolwiek w porządku? Wolne żarty.

Zamiast tego rzeczywiście skupił się na kwestiach teologiczno-religijnych. Zabawna sprawa, uciekał z Gór Shi żeby od nich uciec. Może gdyby rynek pracy na Desperacji nie był na tyle wąski, że Abraham stał przed faktycznym wyborem między tanią dziwką, a kaznodzieją, może w jego życiu byłoby mniej filozofii. Tymczasem najwyraźniej wszyscy w okolicy mieli ochotę rozmawiać o problemach świata. Jasne, czemu nie. Nie po to spędzał lata na nauce pism i tekstów religijnych, żeby teraz odpuścić sobie dyskusje o końcu świata.
- W kościołach mówi się o Apokalipsie.
Jasne, że tak. Tylko że… W tym przypadku w czasie przeszłym.
- Ego… Nie wydaje mi się, że świat zawsze wyglądał w ten sposób.- Powiedział spokojnie, z łagodnym, choć nieco protekcjonalnym uśmieszkiem na twarzy. Trochę jak nauczyciel, któremu uczeń zadał debilne pytanie, ale nie chce obrazić inteligencji dziecka. Ale może tylko dla Abrahama oczywistym było, że żyli w czymś co określano mianem Apokalipsy spełnionej?
- Jeźdźcy?- Powtórzył, unosząc delikatnie brwi. Klasyczny anielski koncept – jeden z wielu praktykowanych przez wyznawców Starego Boga. Zaraz obok syna Bożego, świętych, wiary w piekło czy niebo.- I dano im władzę nad czwartą częścią ziemi, by zabijali mieczem i głodem, i morem, i przez dzikie zwierzęta.- Wyrecytował na jednym wydechu.- Jak dla mnie… Typowy czwartkowy poranek w Apogeum.

Zapewne gdyby blondyn podzielił się swoimi przemyśleniami o wizji małej apokalipsy, w której jedyne co ich czekało to samotność i cisza… Abraham zgodziłby się z nim bez sekundy zawahania. To co się działo wokół nich było wyjątkowo dziwne. Zupełnie jakby trwali w absurdalnym limbo, opuszczonym przez wszelkich Bogów i ludzi. Dlaczego wylądowali w nim wspólnie? Ciężko powiedzieć, jeszcze ciężej znaleźć kogoś, kto mógłby znać odpowiedź.
Przewrócił oczami, gdy tylko padło pytanie o jego matkę. Nie było głupie - oczywiście, że nie. Ale przez lata zbierania informacji i słuchania opowieści Abraham nauczył się, że gdy Ao tworzył tą kobietę zapomniał o tak nieistotnych cechach jak zdrowy rozsądek czy instynkt samozachowawczy.  
- Jasne, że wiedziała. Ale… Cóż. Była po prostu głupia.- Odparł, zdobywając się na krótkie parsknięcie śmiechem.- Wierzyła, że uda jej się cokolwiek tu zmienić. Wiesz, zaprowadzić pokój w imię pomagania zwykłym Desperatom i inne tego typu bzdury. Wiara szybko umarła, gdy jej poderżnęli gardło podczas pokojowej krucjaty.
Abraham zamilkł raptownie, zupełnie jakby go olśniło. No przecież!

Wyciągnął z kieszonki torby coś co szybko okazało się bardzo starym zdjęciem. Kolory wyblakły, w miejscach zgięć całkiem się wytarło, niemal wszystkie rogi zostały naddarte zupełnie jakby ktoś brutalnie wyrwał je z albumu. Cóż, najprawdopodobniej ten ktoś siedział właśnie w drewnianej ławce w jakiejś szpitalnej kapliczce, starając się rozprostować fotografię.
Podał ją Ego z miną jasno mówiącą: ale to ma do mnie wrócić w jednym kawałku.
Na pierwszy rzut oka zdjęcie zrobiono na zewnątrz, w dość słoneczny zimowy dzień i przedstawiało tylko jedną osobę: drobną kobietę w grubej, ciemnoczerwonej pelerynie, sporo zresztą na nią za dużej, przez co nie dało się zobaczyć dokładniej w co była ubrana. Ciemnobrązowe włosy opadały jej na ramiona, a prosto ścięta grzywka przysłaniała brwi. Z twarzy – kalka Abrahama. Jedyną różniącą ich cechą był kolor oczu – w przeciwieństwie do chłopaka tęczówki kobiety miały ciepłą, piwną barwę. Siedziała na schodkach kamiennej altanki, a fotograf ewidentnie złapał ją w momencie gdy próbowała się ogrzać, dmuchając w złączone dłonie. I to właśnie w tych dłoniach było coś niepokojącego, coś co burzyło całą sielankową scenerię zimowych Gór Shi – całe ręce aż po przedramiona znikające pod materiałem wełnianego płaszcza miała obandażowane. Gdyby się dobrze przyjrzeć na wysokości nadgarstków, zarówno z wewnętrznej jak i zewnętrznej strony, można było zauważyć niewielkie, ciemne plamy krwi.
W dolnym rogu zapisano jedynie słowa „Prorokini Echotale” i datę, której nie dało się już odczytać.
- Znam ją tylko z opowieści i mglistych wspomnień.- Przyznał po chwili nieco zrezygnowanym głosem.- Była naiwna i głupia, ale nie… sam nie wiem. Po prostu nie była zła?
Wzruszył delikatnie ramionami, zupełnie jakby spodziewał się jakiegoś "przykro mi" rzuconego z litości czy fałszywego współczucia. Minęło tak wiele lat, że chyba przestało go to zupełnie ruszać. Ciężko tęsknić za czymś czego się tak naprawdę nie miało i kimś o kim słyszało się tylko legendy, prawda? A mimo to czasem łapał się na siedzeniu godzinami przed obrazem Prorokini zastanawiając się czy w ogóle byłaby zadowolona z tego kim się stał. Czy można spełniać oczekiwania, których nigdy nikt przed tobą nie postawił? Wiedział, że to nie ma znaczenia, ale właśnie to obsesyjne dążenie do stania się godnym miłości martwej matki ciążyło mu na ramionach każdego dnia.
- Starczy o mnie.- Jednym zdaniem uciął wszelkie możliwe pytania o bardziej prywatne sprawy.- Powiedz mi coś ciekawego o sobie.
To nie była prośba. Ale w sumie też nie rozkaz czy polecenie. Był ciekaw. Traktował to bardziej jako handel wymienny. Smutna historia za dwie radosne, trzy jeśli ta pierwsza była nudna. Przygryzł delikatnie dolną wargę.
- Byłeś kiedyś tam… No wiesz… Za murami?- Zniżył nagle głos do scenicznego szeptu, zupełnie jakby mieli rozmawiać o niemoralnych czy zakazanych rzeczach.
                                         
Abraham
Egzorcysta     Opętany
Abraham
Egzorcysta     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Abraham Shimizu


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.07.21 21:05  •  Kaplica Empty Re: Kaplica
Trzymał w dłoni podane mu zdjęcie. Przyglądał mu się ostrożnie, słuchając miękkiego głosu Abrahama. Raz czy dwa pomknął wzrokiem pomiędzy nim a twarzą kobiety z fotografii. Uśmiechnął się na podobieństwo matki z synem. A jednak zdjęcie było odrobine... niepokojące. Podpis, bandaże na rękach kobiety, starość fotografii i historia z nim powiązana, i myśli, które potrafiło zdjęcie wyłonić. To wszystko było niepokojące i nieprzeniknione dla Ego, który nie znał ani ułamka tej historii. Przez moment, przez krótki moment, gdzieś pomiędzy jednym a drugim zamyślonym słowem Abrahama, miał ochotę wstać i objąć go. Bez powodu. A może z wielu powodów. Może dlatego, że wydawał się tak odległy myślą, że chciał go przywrócić dotykiem do tego świata, aby nie pozostać samemu. Może dlatego, że i on nie chciał rozmawiać o swojej matce, czując teraz coś w rodzaju sympatii i empatii do historii Abrahama i chciał uczynić gest komfortu. Może wymieszane wspomnienia na temat obydwu matek jak były jak stukniecie młoteczk w porcelanę, w której otworzyła się drobna szczelina. I może Ego poczuł się właśnie bardzo samotny uświadamiając sobie, że od bardzo bardzo dawna nie obejmował nikogo delikatnie, ani nikt delikatnie nie dotykał jego. Nie mógł sobie przypomnieć jak brzmiał głos jego mamy. Czuł jak jakaś emocja próbowała przedostać się na wierzch, ale zadusiła się sama w mgnieniu oka.

Wbił wzrok w chłodną scenerię zdjęcia i osobę, która ten chłód ocieplała.
- Jesteście bardzo podobni - powiedział tylko cicho, oddając fotografie, uważając bardzo, żeby ich dłonie przez przypadek nie dotknęły się. Nie zdążył zapytać o podpis Prorokini, choć wydawał mu się dosyć ważnym elementem tej historii, kiedy Abraham oznajmił, że skończył ten temat. Ego mruknął niezadowolony, robiąc mentalną notatkę na temat tego wszystkiego, na temat Proroków, apokalips, szpitalów, aniołów którym nie można ufać, na temat Yurego mówiącego na Kościół sekta, i na temat Abrahama, który na ten temat wiedział wiecej niż mówił. A potem mruknął z niechęcią, kiedy miał powiedzieć coś o sobie.
- Z-z-za... za m-murami? - Zdziwił się marszcząc brwi, burząc teatralność Abrahama swoim mocnym zdezorientowanym pytaniem, które miało wypisane wokół siebie wszędzie vibe pytania "czo???".
- Och, za murami, w sensie... wewnątrz murów? Że... w Mieście? J-jeśli t-tylko to uznasz za ciekawe, to jasne, jestem zza, a raczej z wnętrza, murów. Chyba, że chodzi ci o jakieś inne mury.
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.07.21 17:26  •  Kaplica Empty Re: Kaplica

Chłopak zawiesił na chwilę jeszcze wzrok na fotografii, przesuwając opuszkami palca po wyblakłym papierze.
Uśmiechnął się blado na słowa blondyna.
- Tiaa…- Przeciągnął trochę, drapiąc się dość nerwowo po karku.- To dość dziwne biorąc pod uwagę fakt, że słynęła z przestrzegania wszelkich tradycji Kościoła.
Nie dookreślił o co konkretnie mu chodziło, pozostawiając Ego decyzję czy chce ciągnąć temat dziwnych zwyczajów sekty, czy może woli żyć w błogiej nieświadomości.
Zamiast tego złożył zdjęcie i schował z powrotem do kieszonki w torbie. Tam było najbezpieczniejsze.

Abrahamowi na ten moment zależało głównie na pociągnięciu tematu Miasta - jednego z najbardziej fascynującego i nieznanego mu miejsca. Może to było powodem jego dość teatralnego zachowania? Cały koncept społeczności odciętej od Desperacji i wirusa wydawał się trochę jak wyjęty z jednej z tych starych książek science fiction.
Podczas gdy cały świat walczył każdego dnia o przetrwanie zwykli, wciąż żywi ludzie tkwili zamknięci i całkiem nieświadomi wszystkiego co ich otacza.
Dlatego właśnie pokiwał szybko głową, dając znak, że dokładnie o tych murach mówi. Słynnych murach za którymi krył się magiczny, nieznany mu świat.
- Wiedziałeś, że z Gór Shi widać Miasto?- Dodał jeszcze, opierając podbródek o dłonie z lekko rozmarzoną miną.- Co prawda tylko w nocy, gdy mury i kopuła są oświetlone, ale… To i tak niesamowity widok. Nasza katedra nie jest tak oświetlana nawet na Aaoh Nekhlomoun.
I znów to samo.
Kolejna dziwna nazwa, trochę jak haczyk, na który próbował złapać ciekawość swojego towarzysza. Im więcej spędzali ze sobą czasu, próbując choć trochę zrozumieć swoje historie i motywy – tym łatwiejsza mogłaby być przyszła indoktrynacja.
Tylko czy… Czy on na pewno chciał Ego wciągać w to wszystko?
Zwłaszcza teraz, gdy korytarze Gór Shi wydawały się puste, pozbawione wszelkich znajomych twarzy. Mijał mizerne, zapadłe w dziwacznym marazmie istoty, którym bliżej było do figur- bez imion, bez osobowości, bez historii – wrzuconych do ich świata tylko po to by wypełnić pustkę.

Przerażająca myśl o limbo powróciła z gwałtowną siłą, gdy uświadomił sobie, że od tygodni nie miał kontaktu z Delilah, nie mówiąc już o Sukui’m czy innych. Zrzucał winę na wieczne wyprawy inkwizycji, ale… Poczuł jak oblewa go lodowaty pot.
Kiedy był ostatni czas, gdy widział Akelę?

Ze stresu przygryzł wargę, przysuwając się nieświadomie nieco bliżej Ego, jakby ten był ostatnim stabilnym elementem na Desperacji.
- Nigdy nie udało mi się podejść bliżej… Słyszałem różne historie o tych co przedostali się do środka, wiem, że był nawet czas, gdy Kościół krzewił wiarę wśród mieszkańców zza Murów, ale… Ty tam byłeś naprawdę. Opowiedz mi o tym… proszę.- Dodał ostatecznie, siląc się nawet na wyjątkowo spolegliwy ton. Głos mu nieco drżał, ale tym razem nie stała za tym sztuka manipulacji czy genialna gra aktorska.
Po prostu Abraham rozpaczliwie potrzebował czegokolwiek co oderwałoby go od przerażających wizji kształtujących się w jego umyśle.

                                         
Abraham
Egzorcysta     Opętany
Abraham
Egzorcysta     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Abraham Shimizu


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.07.21 15:51  •  Kaplica Empty Re: Kaplica
- Jak tam jest?... - zawahał się wyraźnie, czując muśnięcie jedwabnej wstążki na gardle. Delikatna w dotyku, drogocenna, szykowna, ale jednak zaciskająca się coraz mocniej i dotkliwej na krtani. Tak właśnie czuł się w Mieście. Miał wszystko czego dusza zapragnie, ale to wszystko okręcało mu się wokół szyi jak piękny, wykonany z kosztownych materiałów stryczek. Nowy ton w głosie Abrahama dodatkowo wytrącił Matta z równowagi. Oblizał z nerwowym zamyśleniem wargi i zaczął mówić.

- W-wyobraź s-sobie, że m-możesz mieć wszystko co chcesz. Najróżniejsze je-jedzenie, materiały, leki, satysfakcjonującą pracę, hobby, p-przyjaciół, perspektywy na p-przyszłość. Niemal nieskończony dobrobyt. Że jest bezpiecznie, i jedyne czym się martwisz to ocena w szkole..... Wyobraź sobie... - snuł dalej, uśmiechając się miękko, ale jego oczy pozostały puste. - ...że nie musisz walczyć o p-przetrwanie, a każdy dzień to piękna szansa na nowe doświadczenia, śmiech, wypoczynek i rozwój. Bezpieczna p-przystań na morzu wysiłku, strachu, nieszczęścia, biedy i chorób wyjałowionego katastrofami świata. I wewnątrz tych murów..., pomimo tego wspaniałego dobra, jest, cóż, jest zimno. Jest... samotnie. Bardzo, bardzo samotnie.

Wziął swoje nie ruszone dotąd wino.
- W-wiesz, kiedy ostatni raz piłem czerwone wino? Kiedy chciałem umrzeć. Znasz to uczucie? Tę nieustanną, codzienną potrzebę skończenia z tym wszystkim, z sobą? Tę gigantyczną ciemną chmurę, która wysysa z całego świata każdą emocję i kolor. I jesteś tylko ty, jeden, żałosny, niechciany, niepotrzebny. - Nie patrzył na Abrahama, patrzył w ciemną otchłań kieliszka. - Bo w Mieście możesz uzbierać tyle silnych leków i tyle wina, żeby próbować się nim zabić.
Jak przez mgłę pamiętał tylko gorzki smak medykamentów i alkoholu. I zapach szpitala kiedy płukali mu później żołądek. Jak przez mgłę pamiętał dni, tygodnie i lata, które zlewały się w jedną długą niekończącą się szarość bezsensowności istnienia. Jałowego, bo cała reszta świata miała się dobrze za niewidzialną barierą, której nie potrafił przejść. Uniósł dłoń i przechylił kieliszek, w niemal rytualnym geście, patrząc jak bordowe krople tworzą plamę na posadzce. Zmarnował kieliszek wina w świecie, gdzie liczyła się każda kropla i każdy okruch. I zdawał sobie z tego sprawę. Ale poza tym, że jesteśmy materią, jesteśmy też świadomością. I świadomość tego czynu niemal usprawiedliwiała go.

- W-wyobraź sobie... wyobraź sobie wolność rozwijania swoich pasji. Wyobraź sobie odgórną kontrolę i inwigilację każdego twojego ruchu. I świętowanie Nocy Spadających Gwiazd z przyjaciółką. Półki w sklepach pełnych kolorowych paczek jedzenia, słodyczy i technologii. Wyobraź sobie dławiący niepokój, fałszywie beztroskie popołudnia nad czystymi jeziorami, albo ciemny zaułek koło sklepu, w którym pojawił się ktoś, ktoś zza Muru, i w tym zaułku wydarzyły się rzeczy, które na zawsze odmieniły twoje życie, wprowadzając do niego jeszcze więcej strachu, niepokoju i rozpaczy, i emocji, których nie możesz rozwikłać i relacji, których się boisz, ale których tak bardzo pragniesz, bo myślałeś, że jesteś absolutnie niczym, kiedy jesteś sam... - Schował dłoń w dłoń, próbując ukryć ich drżenie. Popatrzył na Abrahama, dopiero teraz zauważając, że ten jest bliżej niego niż poprzednio. Chciał go przeprosić za rozgadanie się, za emocje, za zajmowanie jego czasu. Ale zacisnął zęby i usta mocno, przypominając sobie, że nie musi już tego robić. Przepraszać za swoją egzystencję. Czy to Desperacja usztywniła odrobinę jego zrobiony z plastikowej słomki kręgosłup? Któreś z licznych przemyśleń w Warsztacie Smolistej Hydry? Lub któryś z rozpościerających się nad Desperacją wschodów słońca, które oglądał ze szczytu Smoczej Wieży? Wschody słońca były przerażająco jasne i przejrzyste. Bardzo chciał zobaczyć Miasto, albo zachód słońca, z Gór Shi. Tak, Abrahamie, może zaryzykuję wejście tylnymi drzwiami do sekty pomyleńców niecierpiących aniołów, tylko po to, żeby zobaczyć zachód słońca z innej perspektywy…
- P-pomyśl... Pomyśl sobie o miejscu pełnym ludzi i o latach życia, które nie było warte życia, i którego próbowałeś pozbyć się zbyt wiele razy w najgorszych swoich momentach... ... ...a teraz? Teraz sam nie wiem. Ale przynajmniej mogę oddychać.

Jego głos ucichł, a wino niesione nierówną posadzką sączyło się nieśpiesznie ku ołtarzowi. Zawsze będzie za mało właściwych słów, żeby opisać uczucia. Które z tych rzeczy Abraham rozumiał lepiej, niż się Mattowi mogło wydawać? A których nie rozumiał wcale? Jak bardzo było różne, w swojej samej istocie kontroli i hierarchii, wnętrze murów od wnętrza Gór Shi? Westchnął i założył kosmyki włosów za uszy.

- Ale to tylko moja historia. Historia mojego umierania. Co, zdaję sobie sprawę, jest całkiem ironiczne, zważywszy na to, że teraz jestem całkiem żywy w miejscu, gdzie ludzie umierają, i czasem nawet wracają znów do, hm, żywych. - Zrobił pauzę, żeby zastanowić się na tym co powiedział. Potrząsnął głową. - Jestem pewien, że każdy powie ci coś innego. Większość po prostu tam żyje, w wygodzie, bez zastrzeżeń, szczęśliwie. Da się. Są tacy, który będą chronić Miasto przed światem zewnętrznym do ostatniej kropli krwi. Są też tacy, którzy widzą w nim... jak to powiedziałeś? Miasto może być jak pajęcza sieć, a każdy mieszkaniec to jedna, naiwna mucha. Ale są też tacy, którzy nie są muchami, tylko hmmm… wielkimi żukami, modliszkami i jadowitymi owadami, którzy wyrywają się i walczą o wolność i wyswobodzenie Miasta od... od Miasta, od jego władzy, potajemnych układów, przemocy i wątpliwego przywództwa. I tacy, którzy z Miasta  u c i e k a j ą. Tak jak ja.
Najgorsze było to, że nie znał Miasta w ogóle, a miał tyle do powiedzenia. Nie znał jego sekretów, ani tego co się działo w S.SPEC, a Łowców znał tylko z plotek i wiadomości. Ale chciał mówić więcej, i dłużej, o różnych rzeczach, ale podświadomie podobał mu się układ „historia za historię”.  Obydwoje poddali się ciszy kapliczki, która zaczęła wyciągnąć z nich rzeczy. Abraham opowiedział o swojej matce i wspomnieniach, Ego pokazał kawałek swojej poszarpanej duszy „zdrajcy Miasta”. Patrząc czasem w Warsztacie na swoją wyłączoną przepustkę zastanawiał się, czy teoretycznie mógłby tam wrócić.
- I jak, było wystarczająco ciekawie?
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Kaplica Empty Re: Kaplica
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach