Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje


Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Czas: Bliżej nieznany, podczas aktywnej służby Rembrandta w SPEC
Miejsce: Ruiny nieznanej dotąd wioski
Cel: Samotny rekonesans
Warunki: Późny wieczór, robi się ciemno. Umiarkowanie ciepło.

Lewa, prawa, lewa prawda. Maska przeszkadzała w oddychaniu, ale biegłeś coraz szybciej przeskakując przez różnego rodzaju gruz i skały. Karabin nadal trzymałeś przy sobie, sprawdzając co chwila zegarek w celu zlokalizowania północy na kompasie. Wiedziałeś, że musisz zmierzać gdzieś w tamtą stronę. Dlaczego biegłeś? Sam nie miałeś pojęcia. Poczułeś dziwny niepokój, więc zacząłeś spieprzać. Jak zwierzę. W końcu poniekąd nim byłeś. Niedawno co odbyłeś trening z Letycją, aby opanować strzelanie. Potrafisz to. Jesteś w tym niezły. Ale nie chcesz do nikogo strzelać, bo wiesz, że tak, czy tak pobiegniesz mu z pomocą. Odpuściłeś więc atak, wybierając przy tym zwyczajną ucieczkę. Gdyby to coś albo ten ktoś był groźny już dawno złapałby Cię albo postrzelił. Nie ma się co bać, Arthur. Uspokój się.

Tętno powoli uspokajało się, przystosowane do biegu tak szybkiego, że mało kto dałby radę Cię przegonić. W końcu byłeś jednym z najszybszych, prawda? W końcu twoim oczom ukazały się ruiny. Niewielkie na pierwszy rzut oka. Przyspieszyłeś jeszcze bardziej w celu dostania się za jakąkolwiek osłonę. Musisz odpocząć, a ten teren byłby do tego w sam raz. Ile już tak biegniesz, co? Stanowczo za długo. Nawet Ty musisz czasami pójść spać, czy najzwyczajniej w świecie odprężyć się w tym wszystkim. Kiedy zacząłeś bieg? Tego też nie wiesz. Ile przebiegłeś? Zegarek Ci tego nie pokaże, ale lejący się pot i uczucie przyklejających się ubrań do twojego ciała dawały o sobie znać. Nie cierpiałeś tego uczucia. Czas odpocząć, Rem.

W końcu. Są. Tak. Blisko. Przeskoczyłeś murek, brawo. Jednakże nie widziałeś, że ów murek to tylko czubek góry lodowej, który wystawał znad chmurek na których sprintowałeś. Ile tam było metrów? Ze dwa? Upadek z całą pewnością musiał Cię boleć. Leżałeś więc, próbując nabrać oddechu w płuca w swojej śmiesznej bezsilności.

- Kur… Wa - wyjęczał przez maskę, czując okropny ciężar na klatce piersiowej. Po co tak właściwie ją nosisz? Zdejmij ją do jasnej cholery. Tylko Ci przeszkadza. O? Słyszysz mnie? Zdjąłeś ją od razu, jak tylko Ci o niej powiedziałem. Bardzo dobrze. Mądry chłopiec. Z pozycji w której leżał, widział dosłownie wszystko. A do tego miał gdzie uciec! Do tego jeszcze chroniony był z każdej strony. Idealne miejsce na kryjówkę, aby przeczekać noc. Cały czas był w pogotowiu, ale powieki robiły się coraz cięższe. Czuł, że zaraz nie da rady i ciężar tych dwóch zlepków skóry, nerwów i mięśni wygra z nim, zmuszając do snu.


Ostatnio zmieniony przez Rembrandt dnia 04.03.20 13:22, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Rembrandt
Mieszkaniec M-3
Rembrandt
Mieszkaniec M-3
 
 
 

GODNOŚĆ :
Arthur Rembrandt Minamino


Powrót do góry Go down

Kolejny dzień na desperacji nie różnił się zbyt wiele od pozostałych. Dokąd szła i w jakim celu? Nie miała przy sobie mapy, żadnych wytycznych. Zmierzała tam gdzie niosły ją nogi, tam gdzie ciągnął ją wzrok. Coś zabłyszczało w oddali gdy przemierzała pustkowie. I to wystarczyło żeby ją zainteresować. Przystanęła na chwilę, zamknęła oczy i nasłuchiwała. Zaciągnęła się powietrzem nieco mocniej. Nie wyłapała żadnego interesującego zapachu. Nie wyłapała żadnego niepokojącego odgłosu. Następnym celem były oddalone o kilka godzin ruiny jakiejś wioski. Nie musiała się spieszyć. Przetarła skrawkiem rękawa czoło z potu. Było gorąco za dnia, pustynia nie była miejscem dla każdego. Desperaci czuli się tu swobodnie, większość wymordowanych także.
Zaczęło się już ściemniać, jeszcze trochę i dotrze na miejsce. Udało się w samą porę żeby znaleźć jakieś schronienie przed drapieżnikami grasującymi w ciemnościach. Przed zimnem, które nie oszczędzi nikogo nocą. Okolica zdawała się być opuszczona na pierwszy rzut oka. Mimo to poruszała się ostrożnie, niemalże bezszelestnie. Musiała być czujna, nie mogła pozwolić sobie na chwilę słabość. Nie umiała walczyć, nie miała broni przy sobie. Była łatwym celem nawet dla małego drapieżnika.
Przemierzając zrujnowane miejsce usłyszała głośniejszy huk gdzieś w oddali. Aż znieruchomiała, podkulając ogonek między uda pod długim, sięgającym kostek kimonem. Zdrowy rozsądek by podpowiadał że należy się schować! A najmniejszej szczelinie przez jaką byłaby w stanie się przecisnąć. Ucieczka na otwarty teren była samobójstwem w obliczu zagrożenia ze strony jakiegoś zdziczałego wymordowanego. Przełknęła głośniej ślinę. Matka zawsze kazała jej być ostrożną, nie ufać obcym! Ale ciekawość robiła swoje.
Cichuteńko poruszała się w stronę z której usłyszała huk, jak by coś spadło z wysokości. Ale nie była w stanie określić szczegółów. Więc powoli ale skutecznie brnęła przed siebie do momentu aż nie zauważyła Go. Leżał na ziemi. Spojrzenie przeniosło się na wysoki mur tuż za nim. Nie wyglądał groźnie. Zrobiła jeszcze jeden krok w jego stronę, zafascynowana czymś ewidentnie. Dłonią musnęła fragment ściany, sprawiając że jej fragment się osuną w dół zdradzając jej pozycję jeśli młodzieniec akurat nie patrzył w jej stronę. Zatrzymała się w miejscu jakby ją sparaliżowało. Ogromne lisie uszy, porośnięte bielusieńkim futerkiem automatycznie położyły się po sobie. - Czy.. czy nic.. ci nie jest? - wydukała nie za głośno i po chwili przylgnęła do krawędzi zniszczonego muru. Nie należała do najodważniejszych istot, ale nie chciała zostawiać w potrzebie kogoś kto mógłby sam sobie w tym miejscu nie poradzić. - Czy.. czy potrzebujesz.. pomocy? - dodała po chwili czekając na odpowiedź od nieznajomego.
                                         
Seiyushi
Opętana
Seiyushi
Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Seiyushi


Powrót do góry Go down

Aktualny wygląd

Cisza… Błoga i spokojna cisza otaczała go i przytulała w swoje objęcia, niczym ta lisiczka, która zmierzała w jego stronę. Oj tak… Z całą pewnością każdy marzyłby, żeby właśnie w taki sposób go przytuliła ów dziwożonka, jak cisza Rema. Brakowało mu tego. Tego spokoju, odpoczynku i oddechu, który coraz to bardziej uspokajał się, gdy ten opadał z sił. Adrenalina powoli schodziła z jego żył, gdziekolwiek by się nie udawała nie obchodziło go to. Chciał odpocząć… Zasnąć i zatracić się w koszmarach, które witały się z nim z uśmiechem. A on… On nie potrafił się im wyrwać. Bo po co? To, co widział w rzeczywistości było o wiele, wiele gorsze niż to, co serwuje mu jego własny łeb.

I gdy już wszystko było przygotowane… Akurat teraz, gdy oddawał się pięknej królowej snów ktoś albo coś przerwał nić łączącą wejście do labiryntu wyobraźni. Arthur natychmiastowo wycelował w tamto miejsce karabinem, załączając przy tym latarkę. Hm? Co to było? Jakiś wymordowany? Kurwa. To koniec? Nie… Już dawno by zaatakowała. Sama się bała. Widział to. Zgasił więc latarkę.
- Nie dotykaj mnie, bo mnie zarazisz - wysyczał przez kominiarkę, zdejmując przy okazji słuchawki z mikrofonem, dzięki którym mógł się porozumieć z bazą. Radio padło, kiedy na nie spadł i zmiażdżył doszczętnie. Kto nosi radio na dupie do jasnej cholery? Narażasz się na takie coś, Ty idioto. Ciesz się, że w niektórych “ludziach” z desperacji są jeszcze ludzie.

Karabin nadal mierzył w jej stronę. Nie miał zamiaru ufać obcemu stworzeniu. Tym bardziej przez to, jak ich opisywali. Bezwzględnych, podstępnych morderców, którzy zrobią wszystko, żeby Cię podejść i zabić. Nie. Można. Im. Ufać.

- Co tu kurwa robisz? Śledziłaś mnie? Jest tu ktoś z Tobą? Stój i się nie ruszaj. MÓW! - z ostatnim słowem wrzasnął, zapalając znowu latarkę, aby oświetlić dziewczę. Panika powoli wdawała się w jego mózg, wgryzając się do środka. Niech wszystko pierwotne przejmie kontrolę. Nie patrz na nią. Po prostu strzel. Strzel. Strzel. Strzel. Strzel. Zabij. Zastrzel. Nie może Ci uciec. Nie dałaby rady. Przestrzeliłbyś jej nogę i po prostu przesłuchał. Musi Ci odpowiedzieć. Po prostu musi.
                                         
Rembrandt
Mieszkaniec M-3
Rembrandt
Mieszkaniec M-3
 
 
 

GODNOŚĆ :
Arthur Rembrandt Minamino


Powrót do góry Go down

Wymierzone w wymordowaną ostre światło latarki sprawiło że przycisnęła ciało mocniej do brzegu ściany. Chowając twarz z początku przed nim. Białe włosy zasłoniły wszystko, ale lisich uszu nie dało się schować. Serce zaczęło bić mocniej. Kita którą podkuliła pod siebie pod materiałem kimona aż się napuszyła. Była zdecydowanie człowiekiem. Słyszała ten syk pełen jadu. Palce zacisnęły się na zimnej ścianie po pierwszych słowach. Może gdyby nie była teraz tak bardzo przestraszona to by mu powiedziała że dotykiem go nie zarazi tak o.
Gdy światło latarki zgasło odetchnęła z ulgą, oddech miała ciężki. Odgarnęła ostrożnie białe kosmki w bok żeby przyjrzeć mu się lepiej. Złote ślepia wpatrywały się w sylwetkę uzbrojonego w karabin człowieka. Był obładowany tak wieloma rzeczami, gdzie ona miała na sobie tylko to kimono i proste, nieco wytarte na czubku balerinki.
Wzdrygnęła się gdy odezwał się głośniejszym tonem w jej stronę. Chciała mu nawet odpowiedzieć ale warknięcie i ponowne zapalenie latarki sprawiło że na dłuższą chwilę język stanął jej kołkiem. Do oczu napłynęły łzy gdy utkwiła złote ślepia w trzymanej przez niego broni. Czy to był jej koniec? Czy zaraz tu umrze bo była zbyt ciekawską istotą. Ostrożnie odsuwając drżącą prawą dłoń od muru, uniosła ją przy twarzy.
- J..ja..ja nie.. - zaczęła dukać, czując jak brakuje jej słów. Przełknęła głośniej ślinę. - To.. to przypa..dek.. usłyszałam.. huk.. i.. i ja.. - kontynuowała ani na moment nie odwracając wzroku od końcówki lufy. - Chciałam tylko.. sprawdzić.. - przycisnęła lewy policzek do zimnego muru czując jak ciepła, słona ciecz sunie po policzku w dół. Nie chciała umierać ale była zbyt przerażona żeby uciekać. Zacisnęła mocno powieki. - Proszę.. nie.. nie zabijaj mnie.. ja.. ja nie chcę umierać.. - wymamrotała czując jak przylega go muru tak bardzo jakby chciała się w niego wtopić. Gdyby to tylko było możliwe, zdecydowanie by to zrobiła..
                                         
Seiyushi
Opętana
Seiyushi
Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Seiyushi


Powrót do góry Go down

Gdy zobaczył jej reakcję, jego serce, jak i sumienie zaczęło wrzeszczeć na niego z całych sił. Poczuł żal do samego siebie, że doprowadził kogoś do takiego stanu. Rembrandt od zawsze taki był. Czuły na to, co działo się wokół niego. Czuły na wszystko, co mogłoby się stać innym osobom. Jego empatia była wysoce rozwinięta i często to odczuwał żalując, że w ogóle ma coś takiego jak sumienie. Wtedy wyłączył latarkę ponownie, zabezpieczając potężny karabin wyborowy. Postanowił też zdjąć kominiarkę, odsłaniając bardzo, ale to bardzo urodziwą twarz. W końcu przystojniak był z niego i to niemały, co powodowało niekiedy zazdrość w jego żonie, gdy inne kobiety wlepiały w niego wzrok. W końcu za mundurem panny sznurem. A do tego, gdy mundur zdobi tak piękne ciało, jak ciało Arthura, oj wtedy to można dać pod kwadrat, a nawet i szcześcian!

- Już spokojnie. Uznajmy, że to przypadek - wyszeptał cicho - Nigdy was nie rozumiałem. Łazicie tak, sami, wygłodniali… Szkoda mi was. Naprawdę - kontynuował spokojnym tonem. Jego głos był jak miód dla uszu, który delikatnie koi ból i słodzi łzy, czy smutki. Nie lubił widoku płaczących kobiet. A tym bardziej kobiet, które przypominały mu zwierzęta. Cierpienie obydwu istnień w jednym było na jego serduszko już za mocnym uczuciem.

- Podejdź trochę bliżej, nie bój się - wyciągnął rękę w miejsce obok niego. Dlaczego tak szybko jej zaufał? Bo była obrazem nędzy i rozpaczy. Zniszczone buty, brudne kimono… Ona sama brudna i wymęczona. Czysty żal nie pozwalał mu nie być miłym i dobrym. Bo taki już był.
                                         
Rembrandt
Mieszkaniec M-3
Rembrandt
Mieszkaniec M-3
 
 
 

GODNOŚĆ :
Arthur Rembrandt Minamino


Powrót do góry Go down

Jasność ściemniała równie szybko co się pojawiła za pomocą jednego małego pstryczka na latarce. Wielkie uszy wyłapały jakiś niezidentyfikowany odgłos. Przełącznik na broni który miał zabezpieczyć karabin sprawił że otworzyła ślepia z przerażeniem. Nie słyszała nigdy wystrzały pistoletu. Bała się że ten dźwięk będzie ostatnim jaki usłyszy.
Nie było błysku, nie było huku, nie było nic. Dotknęła dłonią piersi bo miała wrażenie że tam broń była wycelowana. Wstrzymała oddech. Serce nadal biło, mocniej niż kiedykolwiek. Niepewnie spojrzała w dół na swoje ciało, nie była ranna. Przełknęła głośniej ślinę i spojrzała ponownie na mężczyznę. Obserwowała jak ściąga kominiarkę, zasłaniającą całą twarz poza oczami. Buzia cholernie urodziwa, nie była tym czego się spodziewała po wcześniejszym wrzasku.
Głos też zmienił się, zupełnie jakby tamten człowiek przepadł w nicość i na jego miejsce pojawił się zupełnie ktoś inny. Powoli zsunęła się po tej części muru do którego była przyklejona. Spojrzenie przeniosło się na jego wyciągniętą rękę. Drżała. Czy to był ten moment w którym powinna się rzucić do ucieczki? Ciężki oddech zaczął przyspieszać. Zacisnęła ponownie powieki nie wiedząc co ma zrobić. "A jak to pułapka? Co jak podejdę i mi wtedy coś zrobi?" przemknęło jej przez myśl. Ponownie uniosła powieki, wracając spojrzeniem do niego. Chyba tylko jego wygląd i zmieniona barwa głosu jeszcze ją tu trzymała. W bezpiecznej odległości od uzbrojonego po zęby żołnierza. - Ja.. ja nie jestem wygłodniała.. - wydukała czując że porównuje ją do zdziczałego wymordowanego, który zatopiłby kły w pierwszym lepszym kawałku mięsa gdyby tylko miał okazję.
Lądując po chwili tyłkiem na ziemi nadal przyklejona do kawałka muru, który groził zawaleniem się od bóg jeden wie jak dawna. - Jesteś.. jesteś uzbrojony.. jesteś.. niebezpieczny.. dlaczego miałabym.. się ciebie nie bać? - widział że jej spojrzenie przeniosło się na jego karabin gdy mówiła ostatnie słowa do niego. Była ciekawska, dlatego tu wylądowała oddalona o kilka metrów od niego. Ale była też cholernie strachliwa, dlatego ten dystans się nie zmniejszył od momentu kiedy się na nią wydarł. Nogi miała jak z waty, nawet gdyby chciała ich teraz użyć to zapewne ta próba zakończyłaby się żałosną porażką.
                                         
Seiyushi
Opętana
Seiyushi
Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Seiyushi


Powrót do góry Go down

Nie jesteś? A wyglądasz mi całkiem na wygłodzoną. Rem zgodziłby się ze mną bez zastanowienia. Prawie każdy z Was zawsze tak wyglądał, gdy przyjeżdzali do laboratorium. Wychudzony, zmęczony… Ale tam przynajmniej was karmili. Przynajmniej tak sądził Rem. Naiwny dzieciak myślał, że nagradzali was jakoś za to poświęcenie. Za tkanki które dajecie sobie dobrowolnie pobierać, za użyczenie paru paznokci, włosów… Kurwa. Popieprzone to wszystko. Jak dobrze, że nie wiedział o tym, co tak naprawdę się tam działo. Inaczej już dawno zmieniłby fronty. Ale nie wiedział o tym, dlatego nadal siedział w tym właśnie miejscu. W tym właśnie mundurze z tą właśnie bronią.

- A wyobraź sobie, że wyglądasz właśnie na taką, co wygłodniale butów szuka - skierował bronią w jej nogi. Broń była zabezpieczona. Nie miała prawa wystrzelić. Tym bardziej, że zdjął palec ze spustu. Wiedział, że gapi się na każdy jego ruch. Nie miał zamiaru jej straszyć. Nie chciał już widzieć, jak płacze, błagając o życie. To nie w jego stylu.

- Gdybym chciał, żebyś umarła, już dawno byś nie żyła, głupia istotko - powiedział z pewnością siebie, bo oczywiście miał rację. To ona była tutaj na przegranej pozycji. Ale rozumiał jej obawy, rozumiał to, co mogła czuć. Żyła na Desperacji. Tutaj panowały inne zasady. Rem mógł się nią bawić, niczym mięskiem. Takie ładne dziewczyny mało kiedy zdarzały się na tych pustkowiach. A co gdyby trafiła na kogoś gorszego od niego? Nie miałaby jak uciec, a jakiś chory zboczeniec miałby okazję do zabawy. Na samą myśl aż paliło go w brzuchu. Nie znał jej, ale czuł, że musiałoby to być okropne przeżycie dla niej. Może przy odrobinie szczęścia właśnie w tamtej sytuacji trafiłby tutaj, podczas tej całej sytuacji. Wtedy byłby jej wybawcą. Ale miała szczęście. Wielkie szczęście, że był to Minamino, a nie ktoś inny.

- Pewnie chce Ci się pić. Podejdź bliżej to Ci rzucę butelkę. Nie mam już siły - machnął do niej ręką, trzymając nadal muszkę broni na jej nogach. Będzie musiał przez chwilę rozluźnić się, aby móc faktycznie wyjąć obiecaną wodę. Ale na to przyjdzie jeszcze czas...
                                         
Rembrandt
Mieszkaniec M-3
Rembrandt
Mieszkaniec M-3
 
 
 

GODNOŚĆ :
Arthur Rembrandt Minamino


Powrót do góry Go down

Słysząc dziwny komentarz i gestykulację w stronę jej balerinek, sama na nie spojrzała. Po czym przeniosła spojrzenie na jego obuwie. Ciężkie, wojskowe, z grubymi podeszwami, wysoką cholewą w której bóg jeden wiedział co się kryło. - To.. - sięgnęła opuszkami jednej dłoni do czubka swojego podniszczonego buta. - To nie jest mi takie potrzebne.. - odpowiedziała z delikatnym uśmiechem. - Póki działają, są dobre.. nie potrzebuję nowych. - wyjaśniła. Ewidentnie to nie było najważniejsze dla niej. W swojej lisiej formie nie miała na sobie nic poza bielusieńkim futrem. On był tak obładowany wszystkim że była pod wrażeniem że umiał się ruszać. No może nie w tej chwili, bo wyglądał na trochę poszkodowanego od upadku.
Kolejny komentarz sprawił że uszy położyła po sobie. Spojrzenie przemknęło po wysokim murze i wróciło do mężczyzny. - Ja przynajmniej mierzę swoje siły na zamiary.. - skomentowała palcem wskazując mu górną krawędź muru. Może nie powinna była się odzywać w tej kwestii, ale nie miał prawa jej obrażać tylko dlatego że miał przy sobie broń, która mógł z robić z niej desperacki durszlak. Póki co szczęście się do niej uśmiechało. Nadal żyła. Jak na kogoś kto nie umiał się nawet bronić. Nie wyssała z mlekiem matki drapieżności.
Przełknęła głośniej ślinę na wzmiankę o wodzie. Drgnęła w chęci zbliżenia się do niego. Trafił w sedno. Pić jej się chciało, nawet bardzo. Złote spojrzenie ani na chwilę nie odrywało się od jego sylwetki. "Powiedział że nie ma już siły.. więc.. może.. może nie jest taki straszny jak myślała.. no i mógł sobie coś zrobić tym upadkiem." przemknęło jej przez myśl. Chwilę się jeszcze wahała. Ale postanowiła zaryzykować i zbliżyć się do niego. - Naprawdę.. podzielisz się ze mną swoją wodą? - spytała z nutką niepewności w głosie. Ostrożnie na kolanach, podpierając się na rękach. Uszy miała położone po bokach, ogon którego jeszcze nie miał okazji dostrzec nadal był podkulony ze strachu. Ale zbliżyła się do niego, na tyle że gdyby wyciągnął dłoń przed siebie, to palcami by zahaczył o jej ubranie. Usiadła przed nim na kolanach. W oczach nadal czaił się strach i nieufność, ale pragnienie było większe. Naiwność była jej największą wadą.
                                         
Seiyushi
Opętana
Seiyushi
Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Seiyushi


Powrót do góry Go down

No tak… Przecież potraficie się zmieniać w zwierzęta. Jesteście odporni na niektóre wirusy, możecie robić sobie co tylko chcecie. Dlatego tak bardzo was nienawidzili. Mogliście więcej od ludzi. Tego wam zazdrościli. Ale nie było wam czego zazdrościć. Umieraliście z głodu, przemęczenia. Byliście wykorzystywani w przeróżne sposoby. Czy to w eksperymentach, burdelach, czy jako niewolnicy. Świat nigdy się nie zmieni. Zawsze znajdą się Ci gorsi. I zawsze wasza własna rasa was wyda. Bo taka jest natura ludzka. Ludzie ludziom gotują taki los.

- Za blisko, istotko - wyszeptał cicho. Nadal jej nie ufał, a czuł, że opada z sił. Musiał w coś za mocno uderzyć albo upadek faktycznie wyrobił mu takich szkód, że cała jego energia ulotniła się wraz z powietrzem z jego płuc. Dotknął jej nogi lufą broni, ale czuć było, że był coraz to słabszy i słabszy. Łba nie uszkodził. Czułby, że coś jest nie tak. Widział, że dziewczyna klęczała przed nim zaciekawiona, obserwując to, co robi. Oczy powoli odwracały się do środka czaszki, a powieki opadały coraz to mocniej i mocniej. Walczył z tym. Walczył z całych sił.

Wtedy wypuścił broń z ręki, zaczynając gwałtownie i bardzo szybko otwierać kieszenie kamizelki. W pewnym momencie chwycił za coś, co przypominało miniaturowy pistolet, przyłożył go sobie do szyi i nacisnął spust. Zaciągnął powietrze z całej siły, z jakimś dziwnym sykiem i szmerem. Jego źrenice rozszerzyły się gwałtownie, a twarz nabrała koloru. Nie ma to jak kop adrenaliny w takim momencie. Czasami myślał, że jest uzależniony od działania jakie daje ta substancja… Jakby jego ciało dawało mu jej za mało. Ale być może to tylko iluzja. To wszystko musiało być iluzją.

- Zaraz… Zaraz Ci dam. Daj mi dojść do siebie. Odsuń się, odsuń - wymamrotał, chwytając ponownie za karabin, o ile dziewczyna go nie złapała - Sięgnę Cię przecież, jak siądziesz dalej. Nie widzisz, jaki jestem wielki? Powinnaś dobrze widzieć w ciemności. Wiem, że widzisz dobrze. Nie zachowuj się jak zwierzak biegnący do nogi swojego Pana - gdy tylko skończył pierdolić swoje standardowe głupoty, zsunął jakimś cudem plecak z ramion i wyjął pełną butelkę zimnej wody z małej kieszonki. Wody i jedzenia jak zwykle miał sporo. Tak już miał. Zawsze zabierał tego jak najwięcej, bo wiedział, że mu się przyda prędzej, czy później. Rzucił nią w kierunku dziewczyny, bardzo delikatnie z wysoką parabolą lotu, aby złapanie jej było możliwie najłatwiejsze. Czuł, że siły powoli do niego wracają. Ale być może było to tylko okłamywanie się, że nie powinien odpoczywać?
                                         
Rembrandt
Mieszkaniec M-3
Rembrandt
Mieszkaniec M-3
 
 
 

GODNOŚĆ :
Arthur Rembrandt Minamino


Powrót do góry Go down

Z okolicy muru widziała że był spory, ale nie takich wielkoludów widywała na Desperacji. Była pod wrażeniem że taki człowiek się uchował gdzieś. Zaufała mu bo była naiwna. Nie ważne jak wielki był, jak powiedział że nie ma sił, to wzięła sobie to do serca. Może postanowiła zbliżyć się tak bardzo żeby nie musiał tracić resztek sił na rzucanie. Mógł jej po prostu podać butelkę.
Kolejne słowa jakie padły z jego ust były bardzo krzywdzące dla niej. Poczuła się paskudnie słuchając jego dłuższej wypowiedzi. Odczołgała się od niego. I gdy rzucił jej butelką z wodą, udało jej się złapać szybujący w powietrzu przedmiot. Czuła przyjemny chłód bijący od butelki. Wpatrywała się w nią przez dłuższy czas. Ale nie odkręciła pojemnika. Nabrała więcej powietrza w płuca i powoli wypuściła powietrze przez usta. Położyła butelkę na ziemi i popchnęła ją na tyle mocno żeby doturlała się do żołnierza. - Nie chcę już pić.. - odpowiedziała ze spokojem w głosie patrząc twarz mężczyzny. Odwróciła po chwili wzrok od niego. - Łatwo ci oceniać kogoś nie znając powodu podjętych pewnych decyzji.. - mruknęła na tyle głośno żeby usłyszał. Powoli ale skutecznie zaczęła się podnosić z klęczek. Dłońmi otrzepała kimono z kurzu. Teraz jak stała wyprostowana nieco bliżej niż wcześniej przy murze. Widziała lepiej różnicę masy jaka ich różniła. - Nie jesteś wcale takie wielki.. widziałam większych i masywniejszych od ciebie.. i nie byli obwieszeni miliardem rzeczy.. - dodała po chwili. - I może jestem zwierzakiem? Nie zauważyłeś tego? - to mówiąc złapała się za lisie ucho które było postawione w pionie. Bolały ją te słowa, z trudem przechodząc przez gardło w tej chwili. Potrafiła być bardziej ludzka niż je nie jeden człowiek. Jej zwierzęce atrybuty były czymś z czym się urodziła i była z nich dumna. Ale nigdy nie lubiła gdy ktoś porównywał ją do jakiegoś kundla. Uraził jej dumę na tyle żeby się odsunęła aż pod ścianę spod której przypełzła. Nie chciała już wody od niego. Osiadła pod ścianą i podciągnęła nogi pod siebie. - Chciałam być miła.. podeszłam bliżej tylko dlatego że mówiłeś że nie masz siły. Nie chciałam żebyś się męczył rzucając mi wodę.. - dodała po chwili patrząc gdzieś w bok.
                                         
Seiyushi
Opętana
Seiyushi
Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Seiyushi


Powrót do góry Go down

Jej reakcja nieco go zdziwiła. Uniosła się dumą? Naprawdę? Rem nie był z tego rodzaju ludzi, którzy tak robili. Gdyby najgorszy wróg dawałby mu cokolwiek, wziąłby to bez problemu. Dlaczego? To bardzo proste. To tak jakby odbierał mu ów rzecz bez żadnego wysiłku. Jednak inni mają swoje przekonania, a on ma swoje. Jego są wygodniejsze, są jakby nie patrzeć bardziej toksyczne dla środowiska. Niemal roześmiał się, gdy wspomniała o tym, że widziała już większych od niego. Skwitował to cichym śmiechem, bardzo cichym, jakby na reszcie powietrza, która znajdowała się wtedy w płucach.

- Im więksi są, tym łatwiej ich trafić - pokręcił głową. Ale fakt. Dla niej wielkość danej osoby była już jakby z góry narzuceniem tego, czy wygra pojedynek. I miała poniekąd rację. Ale po coś jest broń palna i biała. Wtedy te wielkoludy, powolne i mało zwinne, czyli totalna przeciwność Minamino, mają przesrane. Większe organy, większy cel, więcej krwi i większa panika w oczach wroga, bo Dawid powalił ich Goliata z potężnej procy jednym uderzeniem.

Dopiero teraz zwrócił uwagę, co zrobiła z wodą. Odrzuciła w jego stronę. No cóż. Nie chciała? Nie jego sprawa. Potem będzie błagać o choćby łyka, choćby kropelkę, kropelunię. I dostanie ją. Arthur nie będzie jej kazać się płaszczyć. Ma za dużo szacunku do istot myślących, żeby tak się znęcać. Zanim jeszcze powiedziała cokolwiek, gigant zaczął wstawać na nogi. Wiedział, że są zdani na siebie na całą noc, a może i dłużej, bo nie zapowiadało się na to, żeby mogli stamtąd szybko wyjść. Na szczęście ruiny były na tyle zachowane, że żadne warunki pogodowe nie mogły im tam zaszkodzić, bo wszędzie było schronienie.

- Naiwna jesteś, że podchodzisz tak blisko do nieznajomych - powiedział prostując się już i pokazując swoją prawdziwą wielkość i budowę. Był wielki. Naprawdę potężny, jak na człowieka nie dotkniętego mutacją. Przystojny, zadbany, kultur~ chwila. To nie tutaj. Stał tak przed nią, trzymając karabin w charakterystyczny sposób. Wyjął wtedy papierosy i zapalniczkę jedną ręką. Był do tego przyzwyczajony. Włożył go do ust i zapalił zaciągając się dymem. Zdarzało mu się palić co jakiś czas. Po co? Sam nie wiedział. Dla wewnętrznego wyciszenia. Otrucia się co jakiś czas.

- Mogłem nie mieć amunicji i po prostu zmusić Cię do podejścia, żeby poderżnąć Ci gardło - wycedził mocniej, zimniej, o wiele ostrzej. Rem miał dwie twarze. Może trzy. A może pięć. A może dwieście. Był mordercą i aniołem. Był zbawcą i jeźdźcem zniszczenia, goniącym Cię na polu bitwy. Może i brzmiał teraz na wściekłego. I był wściekły. Ludzie byli zbyt ufni. Nie mogli tacy być. Nie tutaj. Głupi zwierzak.
                                         
Rembrandt
Mieszkaniec M-3
Rembrandt
Mieszkaniec M-3
 
 
 

GODNOŚĆ :
Arthur Rembrandt Minamino


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach