Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Pisanie 08.09.14 19:59  •  Niewielki park. - Page 3 Empty Re: Niewielki park.
Słuchając podsumowania Ryuu na temat rodziny, Natalie zaczęła chichotać. - Nie mówi się "napoczynają" dziecko - jej śmiech się nasilił. Poprawianie ludzi mogło być przez nich często odczytane, jako nieuprzejme, a śmiech z ich pomyłki niestosowny lub niemiły, ale dziewczyna na prawdę nie miała na myśli nic złego. Po prostu musiała, to zrobić i nie była w stanie tego powstrzymać. W wypadku androida było to dodatkowo przydatne, gdyż korygowało błędy w kwestii mowy. - Para może począć dziecko, tak nazywa się zmieszanie genów ojca z genami matki i stworzenie w jej łonie zarodka ludzkiego - bardziej okrężnie się tego już chyba ująć nie dało... - Za to, napoczyna się na przykład jedzenie - uśmiechnęła się pod nosem, gdyż oczami wyobraźni, ujrzała rodzinny obiad, na którym rolę głównego dania odgrywa noworodek. Czarny humor zdecydowanie nie był jej obcy. - Popełniasz też czasem błędy w budowie zdania. Zauważyłeś, że mówiąc o tworzeniu dziecka, zmieniłeś rodzaj czasowników?- pokręciła głową, by odsunąć swoje myśli od stylu wymowy i skupić się na treści. - Ale masz rację. Ludzie w teorii żyją w związkach monogamicznych, których celem jest budowa nowych pokoleń. Twojego twórcę też możemy nazwać twoim ojcem. Często oni sami mówią o swoich dziełach jako o "dzieciach". Tym razem odniosła się do innego tematu. - To właśnie miałam na myśli, przez powiedzenie, że z własnej woli. Był to twój wybór. Nie zostałeś stworzony z tą wiedzą, nikt ci jej nie wgrał ani nie kazał jej opanować. Zrobiłeś to, bo tego chciałeś - uśmiechnęła się. Ta rozmowa tylko utwierdzała ją w przekonaniu, że jest jeszcze nadzieja, iż ludzie będą dobrze traktować maszyny. Mimo że były tworzone głównie do służenia im, to programowano je też tak, by mogły żyć same i poniekąd "dla siebie".
Usatysfakcjonowało ją przyjęcie przez Hisagi jej propozycji. Prawdopodobnie nie miała być dla niego złym "właścicielem", dla którego jest zwykłą rzeczą. Może życie z nią bywało dziwne i trudne, ale na pewno bywało ciekawe.
Uśmiechnęła się. - Cieszę się, że się zgadzasz.. - chciała kontynuować, ale w tej chwili głośno zaburczało jej w brzuchu. Spojrzała na niego i zaśmiała się. - Wybacz, od wczorajszego obiadu, nic nie jadłam. Miałam zjeść w domu jakąś kolację, ale wychodząc z pracy, pokłóciłam się z jednym z lekarz, przez co całą noc spędziłam pod murem. Brak snu i jedzenia daje mi się już trochę we znaki... - uśmiechnęła się przepraszająco. Był to raczej gest wyuczony. Oczywiście, że nie przeszkadzały mu reakcje ludzkiego organizmu. Prawdopodobnie były jednym z działów jego badań. Zamyśliła się.
- Co ty na to, by przenieść naszą rozmowę do mojego domu? Muszę coś zjeść i położyć się na kilka godzin spać, ale będziesz mógł w tym czasie poczytać literaturę zgromadzoną w biblioteczce. Mam całkiem sporo książek o tematyce psychologicznej.
Wstała z ławki i skierowała się w stronę mieszkania.

[z/t] /chwilowo muszę zrobić sobie przerwę, bo mam dużo rzeczy na głowie...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.10.14 4:20  •  Niewielki park. - Page 3 Empty Re: Niewielki park.
Zgodnie z dalszym planem na dzień, białogłowa podreptała do apteki ze swoimi papierami. Dostała kilka pudełek medykamentów, starannie pakowanych w schludnych kartonikach i ostrożnie wsadzonych do foliówki. Grzecznie dziękując, opuściła przybytek i skierowała się wreszcie w stronę upragnionego domostwa.
Nastolatka już na korytarzu, stojąc przed drzwiami i szukając kluczy o odpowiednim upierzeniu, słyszała desperackie dobijanie się Rayu do wyjścia. Biedak, siedział niemal pół dnia sam w domu. Wprawdzie jeszcze zimą był do tego przyzwyczajony, ale jak Ren towarzyszyła mu przez ponad dwa tygodnie, to się pupil nieco odzwyczaił.
Białowłosa otworzyła drzwi i weszła do środka, okrążana dookoła przez albinosa. Umyła ręce, przebrała się, przyjęła zadane leki i zabrała się za odrabianie zaległości. Wieczorem dopiero rozprostowała kości i poszła z psem na spacer. Wróciwszy zabrała się do niewielkiej reszty zadań, a potem powędrowała ku łazience. Dopiero przed prysznicem zorientowała się o swojej wymalowanej ręce. Na wpół naga wróciła do głównej izby i zaczęła szybko spisywać ciąg cyfr, znany jako telefon alarmowy do Luki.
Minęło parę dni, kiedy spróbowała rozpocząć terapię, jaką zaleciła jej kobieta - udawać wymyśloną siebie. Wprawdzie od swojego wzorca odbiegała w znacznym stopniu (no cóż, to dopiero początki), ale i tak w jej zachowaniu zmieniły się niektóre rzeczy. No właśnie. Spróbowała się postawić dwóm uczniom ze swojej klasy, którzy często naigrywali się z jej nietypowego wyglądu i koloru włosów. Zapłaciła za to wylądowaniem w komórce woźnego, a nadto z wymalowaną jodyną twarzą, która zmieniła się w jedną wielką pomarańczę, bądź połówkę dyni. Mogłaby z tego pękać w szwach ze śmiechu, ale wcale nie widziała ani grama śmieszności w tej sytuacji. Znowu poczuła gorzki smak i zimny dotyk upokorzenia. Wróciła stara Ren. Przeżywająca wszystko bardzo dotkliwie, jakby każda zaistniała sytuacja ryła w niej jakąś grządkę do sadzenia marchwi czy buraków.
Księżniczka z zamkowej wieży została wypuszczona dopiero trzy godziny po swoich zajęciach. Trzeba było widzieć minę zszokowanego woźnego, któremu okulary omal nie spadły z nosa. Całe szczęście, że zapomniał schować swój wózek, bo inaczej Ren przesiedziałaby całą noc w pomieszczeniu gospodarczym. Zapłakana pomarańczowogłowa, widząc mężczyznę, rzuciła mu się pod nogi, dziękując za przybycie. Niezwykle przypadkowe przybycie. Biedny pan w nie wiedział, co ma teraz zrobić. Zdarzały mu się już wcześniej takie przypadki, ale no.. nie spodziewał się tego. Podniósł nastolatkę i jedyne, co mógł zrobić, to zaprowadzić ją do siedzącej po godzinach kolejnej sprzątaczki. Kobieta, widząc pomarańczową twarz dziewczyny, ledwo stłumiła śmiech, zakrywając się czytaną przed chwilą gazetą. Próbowała kilku specyfików, by zmyć pomarańczowe odbarwienie, ale nic to nie dawało. Ren będzie z tym chodzić ładnych parę dni. Najlepiej, jakby zmieniła styl ubioru. Przyszła w szerokiej bluzie, głębokim kapturze, arafatce pod linię oczu i ciemnych okularach, jak Charlie Scene. (~Pozdrawiamy Charliego Scena.) Niestety szczęśliwy plan pewnie się nie uda, zważywszy na to, że uczniowie powinni ubierać się raczej schludnie, a Ren także nie wytrzymałaby takiej kompromitacji przed całą klasą, jak pomarańczowa buzia. Już i tak jest wystarczająco nietypowa.
Tak czy siak, po dłuższej próbie wyzwolenia nastolatki z koloru dojrzałej marchewki, która nie dała żadnych rezultatów, dziewczyna została puszczona do domu. Ozdobne, schludne alejki przed szkołą pokonała powoli z powagą, idąc z miną, jakby dostała wyrok śmierci do egzekucji za trzy tygodnie, czy wyrzucenia ze szkoły. Kiedy doszła do chodnika, zarzuciła gwałtownie torbę na plecy i pobiegła czym prędzej do domu.
Po powrocie, głodna, zdruzgotana, cała trzęsąca się, zamiast wpierw umyć ręce, wpakowała się pod kołdrę w łóżku. Biedny Rayu, był kompletnie zdezorientowany. Jego pani przemknęła tak nagle, nie zważywszy na niego w ogóle. Może poza spojrzeniem, by uniknąć z nim kolizji. Pies nie był głupi. Po kilku minutach wszedł do pokoju nastolatki, gdzie w czterech ścianach wydobywały się jęki i łkania, tłumione pod warstwą pierzyny. Czworonóg wskoczył na łóżko i powalił się nieopodal białogłowej na tyle blisko, by wyczuła jego obecność. Nie sposób nie poczuć kilkudziesięciokilogramowego cielska na sprężynowym materacu. Ren ucichła. Odczekała około piętnastu minut. Łącznie od przybycia upłynęło pół godziny. Przekręciła się jakoś pod kołdrą, po czym wyszła rozczochrana ze spuchniętymi oczyma i cieknącą wydzieliną z nosa. Wstała, pogłaskała psa za uchem i poszła do łazienki trochę się oporządzić. Potencjalnie nic się nie działo. Popatrzyła w lustro, na nieregularne szlaczki na swojej twarzy i jedną wielką plamę, łączącą się z nimi. Wciągnęła nos, po czym sięgnęła po rolkę papieru. Wytarła twarz i opierając się o krawędzie umywalki, patrzyła na swoje lustrzane odbicie.
Jaka naprawdę jestem. A jaka chciałabym być. Kim jest ta Ren, którą sobie wymyśliłam? Czy na prawdę mam się w nią wcielić i ją udawać? - Medytowała w ciszy, cały czas przypatrując się swojemu odbiciu.
- Nie! To wszystko brednie! Całe to gadanie Luki to jakieś banialuki! - lol. Człowiek nie czuje, kiedy mu się rymuje xD Gwałtownym ruchem odepchnęła się od umywalki i szybkim krokiem poszła do kuchni, krzycząc po drodze -  jak ja mogłam być taka naiwna? Przecież jestem wiecznie uciekającym tchórzem. Czego ja od siebie wymagam?! Co może zrobić takie zero? Jakie ty masz w ogóle ambicje?! Czego ty chcesz w życiu? - Spuściła głowę, będąc już w kuchennej zabudowie. Tym razem oparła się o zlewozmywak.
- Jestem zerem...
Czuła dobitne bicie swojego serca. Zerknęła ze zwieszonej głowy lekko na prawo, na suszarkę do naczyń. Widniał w niej duży nóż o czarnej rękojeści. Patrzyła na niego przez kilka sekund. Czuła dziwne uczucie, jakby motyle w brzuchu, jakby głód, strach i niepewność. Serce w połowie drogi do gardła, lekki odruch wymiotny, napinane mięśnie na ciele, adrenalina, uderzenie gorąca, zacisk na szyi. Wszystko takie podniecające, takie nieznane, wszystko takie zakazane. Takie pochłaniające, zatracające. Takie intensywne, takie skrajne.
Jej oddech był dziwny, ciężki i pulsujący. Robiła dłuższe wydechy niż wdechy. Sięgnęła po srebrne, takie lśniące, uśmiechające się do niej niewidocznie ostrze. Poobracała je kilkakrotnie w dłoniach, przechadzając się po głównym, kiedyś rodzinnym pokoju. Dopiero w swoich czterech ścianach zdecydowała się na ten ruch. Obróciła prawą rękę wewnętrzną stroną ku górze. W jednej trzeciej długości przedramienia, znalazł się przytknięty do nieco rozgrzanej skóry srebrny metal. Pamiętała, jak jeszcze na początku swojego kalectwa, obierając trochę kartofli i marchwi, przecięła się nim do krwi. Nabrała głęboki wdech, po czym wraz z wypuszczanym powietrzem w oka mgnieniu na ręce pojawił się cienki, czerwony ślad. Był słaby. Widać nie przyłożyła się do tego. Naprawiła swój błąd nieco głębszym cięciem, bliżej nadgarstka. Potem jeszcze jednym i jeszcze jednym. Za każdym razem, gdy rozcinała sobie skórę, schodziła coraz niżej. Przeszła do siadu. Za siódmym razem, kiedy to szlachetna - mniej lub bardziej - stal nierdzewna przecięła najbliżej położony dłoni fragment tętnic i żył, Ren poczuła się na prawdę jak w jakimś wulkanie. Ociekająca krew na jej ręce, wyglądała jak szkarłatne łzy. Nie wiadomo czyje, ale niezwykle piękne. Zaczarowane, intensywne, nawet posiadające woń. Ren była w takim stanie wzbudzenia, jak dziecko otrzymujące balonik. Miała szeroko otwarte oczy, jak postacie z bajek, dowiadujące się jakiejś przełomowej, niejednokrotnie brutalnej, czy też niewiarygodnej informacji. Zrobiła to. Teraz czuła się niemal jak wróżka, która odparła jakąś milionową armię wroga, albo zwróciła komuś życie. Jak bohaterka.. ale nie jak swoja wymyślona Ren.
Widok krwi, jakby uspokajał białowłosą, która wpatrzona w stróżki na swojej ręce, powoli odchodziła od zmysłów. Zrobiło jej się słabo i duszno. Czuła ubytek, wilgoć, utratę, słabość. W końcu z siadu, skończyła leżąc na prawym boku, z wyciągniętą nędznie kończyną do przodu. Widząc rękę w takim stanie, nastolatka zaczęła żałować. W życiu nie widziała, aby lało się z jej ciała tyle krwi. Znowu rozległo się łkanie. Patrząc na swoją bezsilność, Ren znowu dawała sobie do zrozumienia, że jest niczym, że nie potrafi nawet porządnie się pociąć, że jest beznadziejna.
- Jestem zerem.. - Zacisnęła mocno powieki. - Jestem niczym... - Łamał jej się głos. - Jestem idiotką... Ray, przestań... - Rzekła niemal bezsilnie, kiedy to albinos postanowił wylizywać jej rękę. Mimo słabego odpychania psa od siebie, samiec nie przerywał swojego dotychczasowego działania.
Wstydź się! To ty sama powinnaś to zlizywać! Szanujesz wszystko aż nadto, tylko nie siebie samą!
Utrzymując swoją niską wartość, nie chciała już nic robić, ale jednak strach przed utratą życia cały czas jej nie opuszczał. Widząc starania psa, coś się w niej ruszyło, jak płód w łonie. Wprawdzie zlizywanie, czy obmywanie krwi nie jest dobrym pomysłem, bo z reguły krew sama zaczęłaby wreszcie schnąć, ale przy tego typu ranach, kto wie, co jest możliwe. Otumaniona wstała ciężko, podpierając się lewą ręką, co było nie lada wysiłkiem, gdyż to leżała na przeciwnej stronie. Dźwignęła się i powoli zmierzała ku apteczce. Wyrzuciła z niej cały dostępny bandaż, którego prawdę mówiąc miała sporo w zapasie. Zmyła krew pod kranem, spryskała nieco rękę wodą utlenioną, po czym po oczyszczeniu zaczęła sobie owijać ranę jałowym opatrunkiem. Następnie nałożyła do tego gazę, watę, co tylko było, a potem bardzo mocno zaczęła przewiązywać dookoła kolejnym okładem. Za którymś powtórzeniem ręka zaczęła ją boleć. Nie od ran, a od ściskanych kurczowo bandaży. Obwiązała cały, dwumetrowy opatrunek elastyczny, a na koniec jeszcze naładowała na niego ten jałowy. Ręka wyglądała w tym odcinku jak w gipsie. Przez chwilę cieszyła się, że chociaż trochę wyniosła z tych nudnych lekcji Edukacji dla bezpieczeństwa.
Podniesiona nieco na duchu stwierdziła, że powinna najlepiej wyjść na spacer z psem. Rayu na pewno będzie chciał oczyścić sobie żołądek po tym desperackim ratowaniu swojej opiekunki. Kami natomiast przyda się nieco rześkiego, wieczornego powietrza - drugiej narkotyzującej ją rzeczy.

Nie wiedzieć czemu, coś przytargało ją tutaj - do Północnej części miasta. Wzdrygała się, wspominając, kto stoi za morderstwem jej rodziców. W zasadzie, jakby kto chciał mógłby ją aresztować za samo pochodzenie, ale... S.SPEC ma chyba poważniejsze problemy, jak na chwilę obecną.
Wkroczyła na teren niewielkiego parku. Był to bardzo prosty obiekt, bowiem już z początku alei było widać stojącą w centrum fontannę w kolorze piaskowca. Ren chodziła powoli, trzymając poranioną rękę w objęciach lewej dłoni. Spoglądała co jakiś czas, gdzie czai się Rayu. Ten jak zwykle biegał po - niestety - mało rozległych trawnikach, strasząc jakiegoś zagubionego kreta.
Okolicę spowiła już noc. Latarnie dostały już za zadanie rozświetlać ciemne zakamarki miasta, by to było jak zwykle bezpieczne.
Ren usiadła na ławce, wpatrując się i wsłuchując w odgłos spływającej po rzeźbie wody. Oparła się o drewniane oparcie, jednocześnie kładąc na nim po obu stronach wyciągnięte ręce i odchyliła na chwilę głowę w tył, by zimny powiew otulił jej szyję i poukładał nieco w głowie. W zasadzie, nawet zapomniała o swojej pomarańczowej jak marchew twarzy. Wypełnione świeżym powietrzem płuca wydęły mocno klatkę piersiową. Nastolatka po chwili ukojenia, z powrotem postawiła głowę do pionu i odruchowo zerknęła na zabandażowaną rękę. Co się okazało, jej opatrunek był za słaby, a rany zbyt głębokie. Zbyt mocno się postarała z tym cięciem. Opatrunki stosunkowo szybko zaczęły przesiąkać, a jedynym wyjściem w tej sytuacji, jest jeszcze większa ich ilość. Ren spanikowała. Zapomniała gdzie jest i jak się nazywa. Zapomniała nawet o psie. Zerwała się z ławki, ale nie wiedziała dokąd ma zmierzać. Wiedziała, że w szpitalu nasłuchałaby się wykładów o tym, że takie postępowanie jest głupotą i do niczego nie prowadzi, ale w tej sytuacji była w stanie to przetrawić, byleby tylko zatamowali ten potok. Problem w tym, że stres, nagły przypływ adrenaliny i nieznajomość okolicy skutecznie skracały kończący się jej czas.

<--
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.10.14 0:15  •  Niewielki park. - Page 3 Empty Re: Niewielki park.
Biegła niemal całą drogę, a nawet się specjalnie nie zdyszała. Co też hormony robią z ludźmi... Chociaż przymusowy przystanek w postaci magazynu pod miastem też pomógł jej odpocząć. Musiała się przebrać z ubrań na Desperację, żeby wyglądać chociaż trochę bardziej ludzko. Nawet nie chciała sobie wyobrażać, co by się stało, gdyby wparowała do miasta w poplamionym krwią kombinezonie.

Od kiedy weszła do M3 (znowu załatali jej ulubioną dziurę w murze! SPEC robił się uważniejszy) pozwoliła sobie tylko na szybki krok. Było już na tyle późno, że służby porządkowe mogłyby nabrać ochoty do wylegitymowania biegnących ludzi, a tego wolała uniknąć.
Mapa w telefonie podpowiedziała jej, że dobrze idzie. Przekroczyć park, przejść parę przecznic, skręcić w lewo... Strasznie daleko mieszkała ta Ren.

Drgnęła, słysząc szczeknięcie. Naprężone do granic możliwości nerwy zaczęły reagować nawet na tak prozaiczne dźwięki. Odwróciła głowę, patrząc w kierunku energetycznego, białego psa i jego właścicielki, równie białowłosej co Husky. Niemożliwe.

- Niemożliwe - powtórzyła, tym razem na głos, podchodząc do dziewczyny, oświetlanej z góry miękkim światłem latarni. - Ren?
Teraz z bliska była całkowicie pewna, że to nikt inny niż Ren Yamasaki. Coś musiało się stać; szesnastolatka miała całkowicie pomarańczową twarz, o ile to nie światło latarni tak zwodziło oczy. Wyglądała na dość przestraszoną, co natychmiast zmieniło uczucie ulgi, które zdążyła poczuć Luka, w czujność. Rozejrzała się.
- Czy coś się stało? - zapytała cicho, niby bez powodu dociskając przez materiał sukienki magiczny nóż do skóry uda. Nawet taki kontakt pozwalał na teleportację, a jeśli SPEC dotarł tu przed nią mogła okazać się ona konieczna dla zachowania jej życia.
Ona sama niczego nie dostrzegła, ale w obecnym stanie dziewczyna mogła być uważniejsza od niej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.11.14 11:09  •  Niewielki park. - Page 3 Empty Re: Niewielki park.
Pies na samym początku dał sygnał, że ktoś się zbliża, ale Ren miała w głowie istną tokijską ulicę. Przerażona nastolatka przyglądała się koronom drzew i latarniom, by chociaż spróbować zlokalizować swoje położenie i ścieżkę, którą tutaj przyszła. Do idącej ku niej Luki była zwrócona tyłem. Gdy wśród tego harmidru w głowie udało jej się usłyszeć ten głos, wiedziała, że nie spotka ją nic przyjemnego. Odwróciła się do znajomej z jeszcze bardziej spotęgowanym strachem na twarzy. Już nie sam krwotok, ale świadomość kolejnych, zadawanych jak ciosy reprymend Luki ją przerażało. Wiedziała, że kobieta ma swoje granice, a sądząc po ostatnim spotkaniu, teraz mogły się one naderwać, jak szarpane szwy.
Nic nie mówiła. Zamiast tego słychać było wydobywające się z jej ust ciche łkanie.
Luka coś wyczuła. Nie sposób się dziwić, jeśli spojrzymy na jej profesję. Musiała być niezwykle czujna, niczym pies tropiący. Wyczuć każde potencjalne niebezpieczeństwo i mieć zawsze plan B. No w najgorszym wypadku C. Że też Ren nie jest tak chłonna i wszechstronna. Nic tylko użala się nad sobą. Może jakaż motywacja by ją wsparła, jakiś cel. Chociażby hodowanie roślin, czy odstawiony w kąt rysunek. Ktoś musiałby jej o tym wszystkim przypomnieć.
Znajoma spytała cicho i podejrzliwie, czy wszystko w porządku.
Nie. Nic nie było w porządku. Ren umierała ze strachu, ale sama nie wiedziała przed czym. Czy przed tym, że zaraz będzie potrzebowała kilku torebek z krwią do przetoczenia, czy przed wybuchem wściekłości Luki. Wygląda na to, że jej prawienia poszły na marne.
Białogłowa zaczęła znowu żałować swojego występku. Na jej oczach pojawiła się warstwa szkła. Niespiesznie wyciągnęła zza siebie prawą rękę z przesiąkniętym po wewnętrznej części opatrunkiem. Wyczuwając w niej słabość, przytrzymała obolałą kończynę lewą. Spuściła głowę, czemu towarzyszył wydźwięk jęku.
Ten widok sam mówił za siebie. Ren bała się jakkolwiek odezwać, bo co niby miałaby powiedzieć. Sama już nie pamiętała, czy obiecała, że już tego nie zrobi, czy co.
W tym czasie do dwójki podbiegł pies. Początkowo obwąchiwał Lukę przez chwilę, po czym podszedł, obkręcił się i usiadł po lewicy Ren ze zwróconym pyskiem w stronę przybyłej kobiety.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.11.14 15:10  •  Niewielki park. - Page 3 Empty Re: Niewielki park.
Dziewczyna była ewidentnie sparaliżowana strachem. Coś musiało się stać. Luka odwróciła się, jeszcze raz upewniając się, czy w okolicy nikogo nie ma. Jednak tak jak wcześniej, dostrzegła tylko park pogrążony w miękkiej ciemności, gdzieniegdzie przerywanej światłem latarni. Ich żarówki cicho szumiały, łącząc się z dźwiękami wody z fontanny.
Zerknęła na psa, który nie przejmując się niczym podszedł ją obwąchać. Wydawał się być spokojny, co trochę zmniejszyło poddenerwowanie Luki. Zwierzęta szybko wyczuwają ewentualne niebezpieczeństwo.

- Słuchaj, wiem, że specjalnie nie budzę zaufania, ale jeśli w okolicy jest cokolwiek niebezpiecznego powiedz mi o tym, nie spałam od ponad doby i jestem na skraju przytomności - ponownie zwróciła się do Ren, wciąż wbijając wzrok w puste alejki. - Czy ktoś cię skrzywdził? Groził ci? Jesteś ranna?
Zaczęła zastanawiać się, czy nie wyciągnąć noży spod sukienki, ale odrzuciła tę możliwość. Dziewczyna już i tak wydawała się być na skraju wytrzymałości, a widok broni mógłby tylko pogorszyć jej stan. W razie ataku teleportacja powinna zapewnić jej czas potrzebny na uzbrojenie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.11.14 20:07  •  Niewielki park. - Page 3 Empty Re: Niewielki park.
Czyli jest przemęczona i nie zdążyła zauważyć gestu, jakim Kami się przed chwilą posłużyła. To nawet dobrze. Ren trochę ulżyło. Tak, jakoś. Może oszczędzi to wrzasku i krzyku.
Ciekawe, gdzie Luka tak ambitnie pracuje, że jest taka chłonna na bodźce, czujna i zwinna? A, i jeszcze jaka to niby robota mogła nadwyrężyć jej nerwy? Co  wymaga takiego poświęcenia czasu, by nie spać prawie dwudziestu czterech godzin? Ciekawe, ciekawe, ale tymi rozważaniami zająć należało by się później.
Obserwowała skoncentrowanie i czujność kobiety. Narzucone jak płaszcz na wieszak pytanie trochę zdekoncentrowało nastolatkę. Aż tak źle nie było, by miał na nią ktoś napadać. Bo i po co? Takie chuchro tylko rozleciałoby się przy pierwszym lepszym tknięciu. Jak wieża z puszek.
Rozglądnęła się w stronę, w którą zrobiła to Luka. Mimo latarni, w parku odczuwało się wrażenie swego rodzaju mroku. Także chłód otulał nogi, ręce i szyję. Muskał po twarzy i oziębiał płuca. Wróciła i wylądowała wzrokiem na powściągliwej, zmęczonej twarzy szanownej pani.
- Zgubiłam się. Będę pani ogromnie wdzięczna, jeśli zaprowadzi mnie pani teraz zaraz do szpitala. - Odetchnęła mimo wszystko. Ciekawe, co odpowie, jeśli Luka zaczęłaby się o cokolwiek wypytywać. Ale to nie czas ani miejsce, aby myśleć o tym.
- Obiecuję, że już więcej nie wejdę pani w drogę.
Oby.
Zacisnęła mocniej lewą dłoń na prawej ręce, w miejscu, w którym najprawdopodobniej najwięcej się lało. Pod samym nadgarstkiem. Może chociaż trochę spowolni ten potok śmierci.
Opatrunek był na tyle gruby, że może Luka wzięłaby go za gips. Przecież niezdarność Kami mogła się ujawnić chociażby po spotkaniu. Dobra wymówka, ale czy skuteczna? A potok? Z tym już będzie gorzej. Ale coś się na pewno wymyśli.
Tak czy inaczej, stanie tu nie jest dobrym pomysłem, zarówno dla cały czas słabnącej w żyłach Ren, jak i poszukiwanej za swe wybryki Luki. Czas goni, a Rayu grzecznie się przygląda.


Ostatnio zmieniony przez Kamikaze dnia 01.11.14 21:35, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.11.14 21:31  •  Niewielki park. - Page 3 Empty Re: Niewielki park.
- Do szpitala? - powtórzyła, może nieco zbyt ostro, całkowicie ignorując ostatnie słowa dziewczyny. - Czemu do szpitala?
Paranoiczność wywołana ogólnym wyczerpaniem spowodowała, że Luka zaczęła snuć najbardziej wybujałe przypuszczenia. Ale... Park nadal był cichy i pusty. Gdyby ktoś kręcił się w pobliżu, powinien ujawnić się do tej pory. Zwłaszcza ktoś z zabójczymi zamiarami. Zwłaszcza SPEC.
Zmusiła się do spokoju.

- Czemu do szpitala? - zapytała ponownie, delikatniejszym tonem. Jej tajemniczy informator wspomniał coś o złamanej nodze - co potwierdzał ten nieszczęsny papierek, przez który Ren wpędziła się w niechcianą znajomość - ale to zdarzyło się na tyle dawno, że w tej chwili nie powinno mieć żadnego wpływu na stan zdrowia dziewczyny. Poza tym, kto chodzi w środku nocy do szpitala? I to z psem?

Luka skupiła wzrok na Ren. Zdecydowane zdenerwowanie, chociaż głos miała spokojniejszy niż wcześniej. Tylko poza nadal pełna niezdecydowania... Poza?
Dziewczyna stała niemal bez ruchu, trzymając obie ręce sztywno za plecami. Mogło to być wyrazem nieśmiałości, ale mogło też sugerować coś zupełnie innego. Lukę znowu zalała fala podejrzeń, tym razem o wiele bliższych prawdy.
- Czy jesteś ranna? - Jej głos był teraz całkowicie spokojny i dziwnie miękki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.11.14 11:51  •  Niewielki park. - Page 3 Empty Re: Niewielki park.
Stwierdzenie ranna kojarzyło jej się z tym, że to osoba trzecia była odpowiedzialna za uszkodzenie ciała. Jednak nie jest to prawdą. Tak czy siak, Ren była okaleczona, przez co z każdą sekundą traciła coraz więcej płynów, sił i zdrowia.
Przełknęła ślinę. Czuła, jak w gardle robi jej się sucho, a jednocześnie na szyi zawiązuje się nieprzyjemny węzeł. Bała się przyznać do tego, co zrobiła. Wtedy Luka nie byle jak by się wściekła.
Spokojniejszy i cieplejszy ton jednak nieco uspokoił białogłową. Wzięła głęboki oddech. Ścisnęła mocniej prawy nadgarstek za sobą. Może to nieco spowolni proces tracenia krwi?
- Tak. - Powiedziała ze skruchą w głosie. Podniosła głowę i proszącym wzrokiem nakazywała, by najlepiej już stąd iść. Jak najszybciej, zanim straci siły by ustać na nogach.
- I jeżeli zaraz się tam nie znajdę, to będzie ze mną krucho. Chyba, że mam umrzeć tutaj. - Tego ostatniego nie miała zamiaru powiedzieć, jednak szybsze myślenie niż mówienie ma swoje skutki. Wyprodukowała się aż nadto. Odruchowo zakryła sobie usta lewą ręką. Ta jednak będąc nieco namaszczona nieskutecznością opatrunku, zostawiła na twarzy kilka ciemnych śladów. Ren dopiero teraz poczuła wilgoć z tym związaną. W tym momencie musiałaby iść z ręką zasłaniającą usta do szpitala przez całą drogę. To już w ogóle było by dziwaczne.
Mogłaby się wytrzeć rękawem, ale szkoda jej tego jasnego swetra. Co robić, co robić?
Białowłosej zrobiło się niesamowicie głupio. Uderzyła w nią fala gorąca, rozpływająca się po ciele jak kręgi na wodzie.
- Mogę pani zaufać? Niech mnie pani wyprowadzi tylko z tej części miasta, i jeśli będzie pani na tyle łaskawa, to odprowadzi mojego psa do mieszkania. Dam pani klucze, a ja sama już dotrę do tego szpitala. Łeh, zapomniałam... Nie wie pani gdzie ja mieszkam... - Wspaniały plan właśnie legł w gruzach. Wprawdzie Kami domyślała się, że Luka ma jakiś dość poważny i dość niebezpieczny zawód, ale nie wiedziała, że ma informatorów.
- Ma może pani chusteczkę higieniczną? - Spuściła głowę, by nie było widać czerwonych śladów na twarzy. Trzeba działać. Szybciej, szybciej...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.11.14 16:42  •  Niewielki park. - Page 3 Empty Re: Niewielki park.
- Umrzeć? - powtórzyła wolno, podchodząc bliżej do dziewczyny. Z jakiegoś powodu ta przyłożyła dłoń do twarzy i uparcie ją przy niej trzymała. Mdłości? Być może. Albo...
Luka złapała dziewczynę za brodę, kierując jej twarz w górę, do światła. Jednocześnie delikatnie złapała jej rękę, szybko rzucając na nią spojrzenie.
Krew.  Świeża, patrząc po kolorze i konsystencji. Lewa ręka wydawała się być nienaruszona, pozostawała więc tylko jedna opcja.
- Pokaż rękę - rzuciła, puszczając dziewczynę i lekko się cofając. To nie była prośba, tylko rozkaz, ale wypowiedziała go tym samym, ciepłym tonem, co wcześniejsze słowa. - Prawą - doprecyzowała.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.11.14 18:50  •  Niewielki park. - Page 3 Empty Re: Niewielki park.
Białogłowa wpadła we własne sidła. Jak na chuchro ma zbyt długi jęzor. Zaraz po tym twarz szesnastolatki powędrowała wbrew swojej woli pod światło latarni, a lewa dłoń została otwarta. Teraz było ewidentnie widać, że jest upaprana krwią. Mogłaby się upierać, iż to farba, ale czy to coś by dało? Przecież jeszcze przed chwilą była tylko pomarańczowa, a teraz była i marchewkowa, i wiśniowa.
Westchnęła. Spuściła głowę i wyciągnęła zza siebie z wolna prawą, zmasakrowaną rękę. Usadowiła ją w poziomie, na wysokości swojej brody.
Opatrunek pochłonął jeszcze więcej cieczy, zważywszy na powiększający się obszar czerwonej plamy na śnieżnobiałym okładzie. Nie było jeszcze tak źle, żeby krew sączyła się ciurkiem, jak kaskada z bambusowych elementów, ale mimo to sytuacja była podbramkowa. Jeszcze chwila tego bezczynnego stania, a Kami zapewne osunie się z nóg i padnie blada jak ściana, nie odbiegając daleko walorem od swoich włosów i sierści swojego psa.
Mogłaby zacząć znowu ronić łzy, ale jakoś nie miała na to ochoty. W zasadzie nawet chciała się śmiać. Może to przez dużą utratę krwi miała wrażenie, że traci świadomość i że jest naćpana? Uśmiechnęła się szeroko, wpatrując się w bandaże. Z jej strun głosowych wydobył się chrobotliwy, dziwny śmiech. Znowu te wahania nastrojów, jaźni i to udawanie.
Oczy po płaczu sprzed kilku minut zaczęły ją piec. Zamrugała kilkakrotnie. Potrząsnęła głową opamiętując się. Dopiero teraz przypomniała sobie o stojącej na przeciw Luce. Spojrzała na kobietę żywymi oczami.
Nic nie mówiła, bo i co miała jej powiedzieć. Nastała krępująca chwila ciszy. Ren przez ten moment zaczęła wstydzić się i żałować swojego występku, ale za Chiny nie mogła tego odwrócić.
Rayu ziewnął, wydając z siebie dziwny dźwięk, jakby przypominający skomlenie.
Westchnęła, spuszczając nieco wzrok.
- Gomen ne. Nie wiedziałam, że to się tak skończy. - Spuściła w końcu głowę, pogłaskała wierzchem lewej dłoni siedzącego po lewicy pupila, po czym znów zacisnęła sobie szczypcowo prawą rękę w miejscu najgłębszych cięć.
Istna głupota. Ciekawe, czy jeśli uda się ją uratować, to powróci do dawnej sprawności. Czy będzie na tyle sprawna i na tyle staranna, by znów powrócić do rysunku? A szkoda byłoby zatracić ten jeden z dwóch sensów w życiu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.11.14 21:47  •  Niewielki park. - Page 3 Empty Re: Niewielki park.
Syknęła na widok przesiąkniętego opatrunku. Ren z pewnością się dzisiaj nie powstrzymywała, cud, że nie przecięła sobie ścięgien.
- Trzymaj ją tak jak trzymasz - rzuciła, schylając się, by oderwać kawałek materiału od sukienki. Akurat w takim dniu nie wzięła ze sobą żadnej chusty! Cienki poliester rozszedł się z cichym dźwiękiem, zostawiając z jednej strony pas materiału w ręce Luki, a z drugiej poszarpany brzeg sukienki. Nie zwróciła na to większej uwagi, w niezwykle szybkim tempie zrzucając but i jedną z pończoch. Zwinęła ją ciasno i przerzuciła wzrok z powrotem na dziewczynę, która wydawała się być pogrążona w dziwnym transie. Jeśli gardłowy śmiech Ren zrobił na niej jakiekolwiek wrażenie, to nie dała tego po sobie poznać, całkowicie skupiona na działaniu.
- Puść to - powiedziała, wskazując brodą na rany.
- I nadstaw ramię - dodała, po czym zaczęła mocno wiązać Ren prowizoryczną opaskę uciskową powyżej łokcia. Jeden z końców materiału sukienki przypadkiem opadł na splamiony krwią bandaż; pachnące metalicznie, szkarłatne kwiaty wykwitły obok swoich różowych kuzynów fabrycznego pochodzenia.
- Nie mnie powinnaś przepraszać, tylko samą siebie. To w końcu twoje ciało jest poranione. - Twarz Luki wydawała się nieprzenikniona, ale ton głosu nadal był miły - jak na nią oczywiście.

- Jak dawno to zrobiłaś? - zapytała, odstępując od dziewczyny i szukając czegoś energicznie w plecaku. Oczywiście; środki regeneracyjne zmarnowała na tego wojskowego trupa. Mogła być jednak pewna, że w mieszkaniu ma nieruszony zapas medykamentów pierwszej pomocy. Jej... zajęcie sprawiało, że nigdy nie wiedziała, kiedy przyjdzie jej doczołgać się do domu potrzebując poskładania. A na pomoc któregokolwiek z lokatorów nie mogła liczyć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach