Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

 Lekarka wygadywała bzdury. Co złego było w piwnicznej randce z przykuciem się do jednego kaloryfera? Przecież to dawało tyle możliwości. U potencjalnej partnerki mógłby przez ten czas wykształcić się syndrom sztokholmski albo, och! Można by udawać, że wspólnie wpadli w jakieś bagno, co przecież musiałoby obie ofiary do siebie zbliżyć. Przecież druga osoba nigdy nie musiałaby się dowiedzieć, że to wszystko było ustawione. Pod wilczą maską pojawił się rozanielony uśmiech. Przecież to było genialne, musiał to kiedyś wykorzystać.
- Oczywiście, częstuj się - odparł, pozwalając jej sięgnąć do swojego plecaka - Ja nie jestem tak chytry, by się nie dzielić.
 Jedynym powodem, dla którego pozwolił jej się zbliżyć, mimo że przed chwilą tak bardzo tego kontaktu unikał, była pewność, że w takiej konfiguracji i w przypadku jakiegokolwiek kombinowania z jej strony, będzie na tyle blisko by móc wziąć zamach i zdzielić ją w łeb. Ku zdrowotności, by podobne pomysły jej się nie lęgły w głowie. Skontrolował czy na pewno bierze tylko to, co zapowiedziała. Cała ta sytuacja sprawiała, że raczej nie było miejsca na najmniejsze nadszarpnięcie zaufania tej drugiej osoby. Dotyczyło to ich oboje, niestety.
 Prawdę mówiąc był przekonany, że dziewczyna nie poradzi sobie z rozpaleniem ognia. Przyznała się, że była lekarzem, a Lazarus niemal od razu zakwalifikował ją jako zwykły dodatek do drużyny. Kogoś, kto się zgubił i bez reszty oddziału sobie nie poradzi. Pozytywnie go zaskoczyła.
- Marny ten ogień - stwierdził i tak na przekór swoich myśli, wzdychając ciężko - Zupełnie jak nasz los.
 Zarechotał jak głupi, wyłączając latarkę i chowając ją do swojej kieszeni. Zajął miejsce w kręgu światła, jednak nadal w bezpiecznej odległości od kobiety. Trudno powiedzieć czy oczekiwał, że wojskowa rozpali tu jakiś stos pogrzebowy czy inne festiwalowe ognisko. Zsunął plecak z ramion i dopiero wtedy położył przed sobą zawiniątko, zerkając na lekarkę. Ha? Była gotowa? Na pewno chciała wiedzieć? Odwinął szmatę, która była najpewniej kiedyś śmiała nazywać się koszulką i ujawnił kradzioną zawartość.
- Nazwałem go Fifonż - pochwalił się z dumą w głosie, prezentując jej swoją zdobycz.
 Cholerne jajo, może trochę większe od strusiego, pokryte zielonymi ciapkami i, o zgrozo, niewielkimi rysami na skorupce.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

- Oh jakiś ty hojny Wilczku.. - dodała jedynie wyjmując przedmiot ze swojego plecaka. Skoro on tak ładnie grał swoją rolę to przecież Kurayami nie będzie psuć tej ładnej szopki. Jakoś się musiała do niego zwrócić, skoro miał na sobie maskę wilka, to na dobry początek wystarczy taka ksywa. Zawsze może ją w końcu poprawić, jak mu się to nie podobało.
Siedząc na ziemi i grzebiąc w małym ognisku zerknęła na niego słysząc komentarz. - Oh nie jest tak źle.. może i mały, ale jak grzeje?! - zaśmiała się z lekkim rozbawieniem w głosie. Dorzuciła może ze dwie gałązki co by płomyczki miały co żreć. Wlepiła fioletowe ślepia w ogień nagle jakby chciała z niego wyczytać ich przyszłość. - Widzę.. świetlaną przyszłość przed nami.. - dodała grzebiąc ponownie w palenisku. - Kiedyś stąd wyjdziemy, samica w końcu odpuści.. - dodała po chwili z lekkim uśmiechem na ustach. Widząc jak ten się kręci z dziwnym zawiniątkiem, wbiła w oboje zaciekawione spojrzenie. Gdy ten odchylił nagle kawał szmaty ukazując jej sporych rozmiarów jajo o dziwnych barwach aż się pochyliła lekko do przodu. - Fi.. co? Bardziej skomplikowanej nazwy nie było? Chcesz żebym sobie język połamała na próbie wypowiedzenia tego? - w głosie dało się słyszeć rozbawienie, no przecież nazwa sama w sobie była śmieszna. - Chwila.. ale powiedz że to bydle miało więcej jaj w gnieździe.. że nie wziąłeś jedynego egzemplarzu jaki tam leżał.. - aż lekko pobladła z nadzieją że Wilczek jednak zaprzeczy. Że powie że tam był stos jaj różnego koloru a on się szarpnął akurat na to bo to jego ulubiony kolor.
                                         
Saiyuri
Saiyuri
Odrodzona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Saiyuri Kurayami


Powrót do góry Go down

 Wilczku? Brzmiało ładnie. Na pewno lepiej niż skarbie. Od razu wrażenie, że kobieta najchętniej zakopałaby go pięć metrów pod ziemią znacznie zmalało. Skinięciem głowy dał znać, że akceptuje ten pseudonim. Powinien ją w takim razie zapytać jak ma się do niej zwracać? Może to było oczywiste? Pani władzo? Pani doktor? O cholercia.
 Rzucił w kierunku ognia pełne zwątpienia spojrzenie. Jak grzało, jak nie grzało? Zbudowali zepsute ognisko, bo przecież to nie wina tego, że Azarow starał się trzymać na bezpieczny dystans, a między nim a źródłem ciepła musiało znaleźć się jeszcze miejsce na zawiniątko. Nic dziwnego, że chłód podziemnego tunelu dawał mu się we znaki nawet pomimo wszystko.
- Fifonż - powtórzył jeszcze raz, tym razem wolniej, wybitnie rozbawiony.
 To właśnie były te różnice językowe. Boris z powodzeniem mógł wymawiać tak dziwne imiona, ale większość japońskich słów w jego wykonaniu brzmiała niesamowicie twardo i jakby sztucznie. Miło było słyszeć, że w drugą stronę też wynikały z tego problemy.
- Skrótem byłoby chyba Fifi? To łatwiejsze. Póki nie urośnie może być Fifi.
 A jak już urośnie to nikt nie zdoła wymówić jego imienia i będzie posłuszny wyłącznie Lazarusowi. Plan doskonały. Łowca niemal z czułością pogłaskał swoją przyszłą bestię. Oby była wybitnie krwiożercza i przerażająca. Ciekawe czy będzie lubiła herbatniki i jakiego koloru będzie miała sierść. Może czarną? Do tego koniecznie czerwone ślepia. Borisowi nic więcej do szczęścia nie będzie już potrzebne.
- No nie miało, to było jedyne. Gdyby było więcej to zgarnąłbym ze trzy! Minimum. Albo tyle ile tylko zdołałbym unieść. A co? Też chciałaś jakieś? - zainteresował się wizją posiadania wspólnego hobby w postaci hodowli potworów, ale szybko zmrużył podejrzliwie ślepia, czego pod maską nie było jednak widać - Po co ci kradzione jajo? Jesteś samicą. Możesz znieść sobie własne.
 Wstrząsy nadal nie ustawały i co jakiś czas, regularnie kawałki sproszkowanego tynku spadały na posadzkę tunelu. Boris pocieszał się tylko tym, że bydle było spore, więc miało również spore pokłady energii. Nie mogło być niezmordowane. W końcu się zmęczy, a może nawet zupełnie odpuści, tak jak mówiła lekarka.
- Masz pewność, że da sobie spokój? Sama byś odpuściła na jej miejscu?
 Dopiero teraz, powolutku do łowcy docierało, że jego wcześniejsze rozczarowanie płcią towarzyszki było całkowicie nie na miejscu! Przecież to wręcz idealnie. Wściekła samica na górze i ta tutaj na dole musiały myśleć dokładnie tak samo. Dzięki niej zgłębi tajniki takiego sposobu myślenia i wykiwają tego bydlaka... a później nakradną więcej jaj.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Jak powtarzał w zwolnionym tempie to ona ruszała ustami zaraz za nim, próbując w myślach poprawnie powtórzyć imię nowego pupila jej obecnego sprzymierzeńca?! Chyba tak mogła go nazwać skoro nie mierzył do niej z broni palnej i nie trzymał jej noża przy gardle. - Fifi.. o wiele lepiej brzmi.. a przynajmniej łatwiej wymówić.. - nie próbowała nawet ponownie mocować się z jego bardzo pomysłową nazwą.
Wziął ją nawet z zaskoczenia tym pytaniem. Zająknęła się odruchowo, i po chwili widać było że zaczęła się nad tą opcją zastanawiać. - Nie ukrywam, że posiadanie oswojonego potwora byłoby bardzo przydatne na Desperacji.. ale takie duże to też dużo je.. więc byłoby trudne w utrzymaniu.. już wolałabym chyba płacić prywatnemu ochroniarzowi.. i to takiemu co umie się posługiwać jakąś bronią.. - wyjaśniła swój punkt widzenia odnośnie opieki nad nieznanym jajem. A gdy Laz oznajmił jej że to niestety jest jedyne jajo jakie samica zniosła to aż poczuła jak jej opadają ramiona. - Nie mam bachorów.. i nie spodziewam się mieć przez najbliższe 10 lat.. ale spodziewam się że gdybym była na jej miejscu to bym nie odpuściła dopóki bym nie dopadła złodzieja jajka.. - spodziewała się że to go nie pocieszy, ale realizm sytuacji był raczej kluczowy w tej sytuacji. Zwłaszcza że bydle co jakiś czas uporczywie skakało na wszystkich czterech, masywnych kończynach, dodatkowo łupiąc ogromnym ogonem po powierzchni. - A tak przy okazji.. ludzkie kobiety nie znoszą jaj.. rodzą dzieci.. o ile doszło do zapłodnienia z pomocą samca.. wiesz.. seks bez zabezpieczeń prowadzi do konsekwencji, jakimi jest potomstwo.. - nie nabijała się z niego! Broń boże! Bardzo ładnie mu to wyjaśniła tak jakby się pytał o to jakiś mały chłopiec w kwestii uzupełnienia wiedzy. - Więc biorąc pod uwagę wszystkie dotychczasowe zebrane przez nas informacje.. cofam co powiedziałam wcześniej.. Ona nam nie odpuści.. - westchnęła z nutką rezygnacji w głosie. - A jak nie znajdziemy stąd jakiegoś wyjścia to pewnie prędzej czy później skończy nam się tlen.. i biedne Fifi nie będzie miało nikogo, kto by się nim zaopiekował.. - dodała po chwili, rozglądając się po części tunelu w której byli póki co uwięzieni. - Masz jakiś pomysł Wilczku? - spytała z nadzieją w głosie.
                                         
Saiyuri
Saiyuri
Odrodzona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Saiyuri Kurayami


Powrót do góry Go down

Najemnika zawsze można przekupić albo zmusić do zmiany stron – zauważył na wzmiankę o ochroniarzu – Wystarczy, że pojawi się lepsza oferta, a zawsze jest szansa, że taka się pojawi. Z czymś, co oswoisz już nie pójdzie innym tak łatwo. No i nie wydasz tyle na żarcie! Co zabije to zeżre.
 Najemnika niekoniecznie skusiłoby posilanie się truchłami swoich ofiar, chyba że takim najemnikiem byłby właśnie Lazarus. On nie pogardziłby dobrze przypieczonym mięsem. Głodnemu większej różnicy nie zrobi z kogo zrobiony jest obiad, a Boris był wiecznie głodny.
To oferta, prawda? Chcesz mnie wynająć.
 Nawet nie zapytał, przyjmując to za oczywistość. Widział w tym kolejną szansę na ugranie jakichkolwiek dóbr i to bez cienia większego wysiłku. Wyjść stąd musieli, prędzej czy później. Z chęcią spróbuje wycyganić coś wartościowego za znaczne skrócenie oczekiwania na wolność. Łowcy siedzenie w półmroku, ledwo rozświetlanym przez ogień, w podejrzanych podziemiach i z dyszącym nad łbem zagrożeniem nie przeszkadzało, był do tego przyzwyczajony przez całe swoje życie. Podejrzewał jednak, że lekarka już niekoniecznie. Jak to mawiają - czas to pieniądz, a za dodatkowe wygody się dodatkowo płaci!
 Wyjaśnień co do rozmnażania się ludzi słuchał w milczeniu, choć przez maskę nie można było stwierdzić czy kryje się za nią jakiekolwiek zaciekawienie czy oburzenie co do prób tłumaczenia mu rzeczy tak oczywistych.
No właśnie, bo głupiutkie jesteście to i jaj nie znosicie – westchnął, jakby wybór jakim sposobem rodzić dzieci należał wyłącznie do kobiet i podniósł jajko nieco wyżej, by zaprezentować nakrapianą skorupkę w blasku ogniska – A zobacz na nie. Szyk, klasa, elegancja i piękny wzór. Nic ryja nie drze, jak się legowisko znudzi to przeturlasz do innego, kamufluje się w otoczeniu przez co drapieżniki tak łatwo go nie znajdą, jest grzeczne, a jak się wykluje, bo samo musi sobie z tym poradzić to już jest zahartowane na tyle, że trochę ogarnia świat i nie zastanawiasz się czy się za moment nie udławi własną śliną.
 Nie dało się ukryć i sam również się nie starał przed kobietą udawać, że jest inaczej, ale był naprawdę zachwycony swoją zdobyczą. Przyszłe potworne pisklątko wróciło na bezpieczne miejsce na jego kolanach i otrzymało nawet pełne czułości, choć niezwykle delikatne pogłaskanie.
 Skrzywił się pod maską i rzucił Saiyuri pełne rozczarowania spojrzenie, gdy ponownie pojawiło się ponaglanie do wyjścia stąd. Przez chwilę jakby się wahał czy powinien coś powiedzieć czy zwyczajnie ją zignorować.
Wyjdziemy stąd, nic się nie bój. Daj mi tylko chwilę odpocząć... Chyba za mocno się pierdolnąłem w rękę. Niech trochę mi przejdzie.
 Nie chciał jej tym wyznaniem dawać broni do ręki, ale miał nadzieję, że choć na chwilę ukróci to poganianie go. Nie chciał ryzykować, że przez coś takiego zostanie zbyt łatwym kąskiem dla bestii. Zwłaszcza, że to on będzie musiał trzymać Fifonża i jeszcze się ewentualnie bronić. Do tego potrzebował obu rąk.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Uśmiechnęła się gdy wspomniał o najemnikach. - Niby masz rację.. ale wszystko zależy od osoby, nie każdy jest tak przekupny. Ciężko znaleźć lojalnego kandydata.. ale oni gdzieś tam są.. szlajają się po tym pojebanym świecie.. A jak masz dla kogoś stałe zatrudnienie to zastanowi się raczej dwa razy zanim 'zrezygnuje'.. - wzruszyła ramionami. To nie te czasu że się spisywało umowę.. miałeś czym płacić to cię było stać. Nie miałeś grosza przy dupie to byłeś w dupie! - Poza tym.. każdego można oswoić.. w mniejszym czy tam większym stopniu.. - zaśmiała się lekko po tych słowach.
Mężczyzna do głupich nie należał, od razu wyłapał ukryte znaczenie pośród jej słów. Uśmiechnęła się uroczo w odpowiedzi na jego stwierdzenie. - Jaki bystrzak! Uznaj to za ofertę, warunki i płatność możemy negocjować.. każdy ma swoją cenę.. jaka jest twoja? - to mówiąc potarła dłonie o siebie i zbliżyła je do ognia żeby nieco je ogrzać.
Rozdziawiła usta słysząc pierwszy komentarz odnośnie wyboru kobiet co do rozmnażania. No nie miała na to odpowiedzi! Zagiął ją tym komentarzem. Kolejna część wypowiedzi sprawiła że przeniosła spojrzenie z maski łowcy na jego zdobycz. Słuchała go z uwagą. Pokiwała od czasu do czasu głową w geście zgodzenia się z jego argumentami. - Nie mogę się sprzeczać z tak dobrymi argumentami.. dzieci są kłopotliwe.. ale takie już podrośnięte mogą być przydatne.. w jakimś stopniu.. - stwierdziła z lekkim zamyśleniem wymalowanym na jej twarzy.
Próbowała przeanalizować sytuację, zastanawiając się nad opcjami jakie mieli. Z zamyślenia wyrwał ją łowca który wyjaśnił jej czemu tak szybko nigdzie się nie będą wybierać. - Oh.. - mruknęła pod nosem i spojrzała na Laza mrużąc nieco ślepia. Powoli się podniosła ze swojego miejsca i ostrożnie zaczęła się zbliżać w jego stronę. - Upadłeś na lewy bok.. dobrze pamiętam? - spytała dla upewnienia się. Uniosła dłonie na wysokości swojej klatki piersiowej w geście sugerującym że nie chce mu zrobić krzywdy. - Pokaż gdzie cię boli, może mogę ci jakoś z tym pomóc.. wiesz.. status lekarza jednak do czegoś zobowiązuje.. poza tym.. jak mamy współpracować to zależy mi na tym żebyś był w jak najlepszej kondycji.. - wyjaśniła ze spokojem w głosie i czekała na jego przyzwolenie. Nie robiła nic bez jego zgody, nawet się bardziej nie zbliżała, nie chciała go spłoszyć przecież.
                                         
Saiyuri
Saiyuri
Odrodzona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Saiyuri Kurayami


Powrót do góry Go down

 Wizja podjęcia, po raz kolejny zresztą, tej samej gadki o rzekomym nieposiadaniu przez Saiyuri niczego cennego i szczycenia się własnym plecakiem była naprawdę kusząca, ale złożona właśnie oferta kusiła jeszcze bardziej.
Jedzenie, alkohol, papierosy, leki – rzucił niemal machinalnie, jakby kobieta nie była pierwszą osobą, która negocjowała z nim jakiekolwiek warunki zapłaty – Najlepiej właśnie w tej kolejności.
 Zatarcie dłoni nad ogniem nieprzyjemnie skojarzyło mu się z wpakowaniem się w coś, co tylko dla jednej ze stron mogło być opłacalne. Sam nie wiedział skąd ten nagły pomysł. Przecież to on tu miał przewagę, prawda? Prawda...?
 Nie był pewny czy nie ma wybitego barku, bo ramię bolało całkiem podobnie do takiego stanu, ale mimo to nadal miał możliwość poruszania ręką. Na zwykłe potłuczenie też mu nie pasowało, ale medyk był z niego żaden. Może to tylko jakiś promieniujący od żeber ból, bo te po lewej stronie też dawały o sobie znać, choć już nie tak mocno. Przytaknął, gdy lekarka zapytała go o stronę i wyraźnie uspokojony jej gestem pozwolił się do siebie zbliżyć.
 Wszystko szło gładko, aż do momentu, gdy łowca zdrową dłonią przejechał po obolałym ramieniu. Szorstki materiał bluzy przesunął się po pozdzieranej skórze powodując nową falę dyskomfortu i irytującego bólu, gdy odkleił się od niewielkich ran. Nie wiedzieć czemu właśnie taka błahostka była czymś co spowodowało, że Boris spanikował. Wyobraźnia podpowiedziała mu, że jeżeli pozwoli sobie pomóc to będzie wyłącznie gorzej.
Nie... Nic mi nie jest już. Idziemy, chodź. Jak się będziesz tak guzdrać to bydle nas zeżre.
 Gwałtowne podniesienie się z ziemi wraz ze zrzuceniem na towarzyszkę całej winy za opóźnienia miało ukryć jego rosnące przerażenie. Na chwilowym stresie się bowiem nie skończyło. Lazarus czuł jak panika zaczyna chwytać go za gardło. Odchrząknął, by pozbyć się tego dziwnego uczucia, ale to nie pomogło. Nienawidził medyków, przeklęci sadyści. Za jakie grzechy musiał trafić akurat na ich przedstawicielkę?
 Zgarnął z ziemi swoje rzeczy, Fifonża schował do plecaka, opatulając go wcześniejszym zawiniątkiem i zarzucił sobie bagaż na plecy. Latarka rozświetliła mrok, a łowca ruszył szybko w stronę przeciwną do tej, którą tu weszli. Przez jedną chwilę promień światła tańczył po jednej ze ścian, a w drugiej zniknął gwałtownie wraz ze spadającą na ziemię latarką. Wszystko poprzedziło głuche uderzenie i wściekłe przekleństwo Azarowa.
 Kiedy światło ponownie rozbłysło, Saiyuri mogła podziwiać jedyny znajdujący się w tunelu filar, klęczącego przed nim najemnika, który jedną ręką trzymał plastikowy wilczy pysk, spod którego po jego szyi radośnie płynęła stróżka krwi, a drugą trzymając latarkę, z nienawiścią skierował na sprawcę całego zdarzenia - durną skórkę od banana.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Dopiero co rzuciła propozycją w eter a już uzyskała odpowiedź! Nawet nie potrzebował chwili żeby się zastanowić nad jej propozycją. Po prostu powiedział czego chce. "To było szybkie.." przemknęło jej przez myśl gdy na ustach pojawił się delikatny uśmiech. - Mówisz i masz Wilczku.. - on również nie musiał czekać długo na jej potwierdzenie. Czyżby właśnie słownie doszli do porozumienia? Nie trzeba było podpisywać cyrografu krwią, pluć sobie na dłonie i wchodzić w żelazny uścisk. Ona zaproponowała mu zatrudnienie, on podał swoją cenę, z jej ust padło potwierdzenie.
To wszystko zaczęło co raz lepiej wyglądać, nie znalazła co prawda żadnych chwastów do wytwarzania nowych leków, ale za to potencjalny pracownik który zapewne zna Desperację jak własną kieszeń. Jeszcze będzie musiała zdefiniować z czym ma do czynienia i zorganizować mu specjalną przepustkę żeby nie narobił sobie problemów. To wszystko miała w głowie już poukładane.
Gdy była już blisko, starając się nie osaczyć łowcy w żaden sposób, gotowa na opatrzenie jego ręki, ten poderwał się nagle gwałtownie w górę. Kobieta aż pacnęła na tyłek mrugając zaskoczona jego szybkością. - Ale.. - nie zdążyła dokończyć bo ten już zdążył spakować wszystko do jej plecaka i ruszyć przed siebie. - Poczekaj.. Wilku?! - zakrzyknęła za nim, podnosząc się z ziemi i jedynie otrzepując z brudu spodnie podążyła za nim. Nie zdążył jednak zbyt daleko umknąć bo po chwili usłyszała głośniejsze huknięcie i rzucanie kurwami przez mężczyznę. Od razu włączyła swoją przepustkę świecąc nikłym światłem w kierunku łowcy. Sama przeniosła spojrzenie na podgniłe resztki owocu i idąc w jego stronę kopnęła w bok skórkę po bananie. Podeszła bliżej i klęknęła przy nim. - Krwawisz.. pokaż no.. w plecaku jest wszystko do opatrywania ran.. - powiedziała bardzo łagodnym głosem. Chciała złapać go za przedramię, ale przypomniało jej się że jest po jego lewej stronie. Przyświeciła światełkiem w kierunku jego barku, dostrzegła jakieś plamy miejscami na tkaninie. Delikatnie opuszką dotknęła ubrania, czuła wilgoć. Zbliżyła palec dostrzegając na nim odrobinę krwi. Przesunęła się w bok i łapiąc za pasek od plecaka, odpięła go i ostrożnie zdjęła z jego pleców plecak. Usiadła na kolanach przed nim. - Zdejmij maskę, krew Ci spod niej cieknie.. muszę sprawdzić jak bardzo oberwałeś.. przy tym upadku.. - wyjaśniła. Dla uspokojenia go, delikatnie położyła dłoń na jego zdrowym barku. Zrobiła to tylko po to żeby dotarło do niego że umie być łagodna i tak zamierza się nim zająć. W końcu pracował dla niej, musiała się nim zająć.
                                         
Saiyuri
Saiyuri
Odrodzona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Saiyuri Kurayami


Powrót do góry Go down

 Nawet nie zdążył nacieszyć się myślą o tym jak bardzo przypadło mu do gustu nazwanie go Wilkiem, bo bliskie spotkanie jego łba z filarem szybko wybiło mu z głowy jakiekolwiek myśli. Również tą, że jeszcze przed sekundą tak ochoczo, niemal w podskokach, spieprzał przed lekarką. Nagła dezorientacja zmusiła go do pozostania w jednym miejscu i oparcia się ramieniem o zbrodniczy filar, by mieć chociaż jakiekolwiek poczucie stabilności. Na próżno przyciskał maskę do twarzy, krew nadal zalewała mu gardło.
 Zawroty głowy, które powstały na skutek uderzenia ustępowały zbyt powoli, by Lazarus był w stanie ogarnąć wszystko co działo się dookoła. Priorytet przełykania metalicznej lury, by się nią nie udławić spowodował, że najemnik pozwolił na zabranie mu plecaka i dotykanie powstałych wcześniej ran.
 Polecenie zdjęcia maski również wykonał, uświadamiając sobie, że rozmazane kształty już dawno ponabierały ostrości, tylko dojrzenie ich uniemożliwiał mu ten cholerny pysk, gdy przesunęły się jego otwory na ślepia.
Dobra, chyba żyję – stwierdził, mimo zauważenia krwi na dłoniach, która znalazła się tam po dotknięciu największego ogniska bólu, czyli najprawdopodobniej złamanego nosa.
 Łowca wytarł brudne ręce o spodnie na udach, choć za wiele to nie pomogło, a spowodowało tylko, że teraz zarówno ubranie jak i dłonie ubabrane były nie tylko posoką, ale i całym desperackim syfem z domieszką czegoś, co wyglądało na olej silnikowy. Kto wie, może te spodnie w zamierzchłych czasach wcale nie były takie ciemne.
 Przetarł nos wierzchem dłoni, jeszcze bardziej rozmazując krew na twarzy, po czym odchrząknął i splunął w bok. W międzyczasie zdążył przejechać językiem po zębach, upewniając się, że te są w całości. To wyraźnie sprawiło mu ulgę. Przytknął rękaw bluzy do nadal krwawiącego pyska i jakby dopiero zorientował się, że ktoś trzyma dłoń na jego ramieniu. Ktosia szybko namierzył, bo za wielu ktosiów w tym tunelu nie było. Posłał jej pytające spojrzenie.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach