Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Karty Postaci


Go down

REALITY IS A STORY THE MIND TELLS ITSELF. AN ARTIFICIAL STRUCTURE CONJURED INTO BEING BY THE CALCIUM ION EXCHANGE OF A MILLION SYNAPTIC FIRINGS. A TRUTH SO STRANGE IT CAN ONLY BE LIED INTO EXISTENCE. AND OUR MIND CAN LIE. NEVER DOUBT IT...


GODNOŚĆ
Desmond Drake
PSEUDONIM
Kto by się przejmował imieniem w momencie, gdy czyjeś życie jest zagrożone? Wołają po prostu  doktora. Doktorze, pacjent umiera. Doktorze, ciężarna rodzi. Doktorze, ratunku. Doktorze, doktorze, doktorze... „Ishi”. „Doktor”.

MIEJSCE URODZENIA
M-1
PŁEĆ
Mężczyzna
WIEK
46 lat

ZAWÓD
Chirurg. Internista. Ginekolog. W gruncie rzeczy każdy –log, jakiego na Desperacji w danym momencie potrzeba. W skrócie: lekarz.
MIEJSCE ZAMIESZKANIA
Desperacja. Szpital Ostatniej Nadziei.

RASA
Człowiek
RANGA
Desperat



It's why you're still alive. You are not a hero. Heroes die. G3PMiXo
UMIEJĘTNOŚCI


» Wiedza medyczna
» Ziołolecznictwo – nauczył się tego na Desperacji. Zdolność robienia leków z ziół nie jest czymś, co mógłby wykorzystać w mieście, gdzie technologia stoi na tak wysokim poziomie, że nikt nawet nie myśli o bieganiu z liśćmi babki czy naparem z pokrzywy. A jakby pomyślał, zapewne zostałby wyśmiany. Dopiero na Desperacji mężczyzna mógł „rozwinąć skrzydła” w tej dziedzinie.
» Pamięć absolutna
» Jazda konna
» Znajomość wielu języków


It's why you're still alive. You are not a hero. Heroes die. JJGN3KO
SŁABOŚCI


» Wiek – nie jest już chyżym nastolatkiem, który przeżyje o paczce chipsów i zarwie trzy nocki pod rząd, by przejść ulubioną grę, a potem nie odczuje nawet skutków braku snu. Nie jest też studentem, który przetrwa na samej kawie, nie śpiąc tygodniami, byle zaliczyć wszystkie egzaminy. Tak po prawdzie, bliżej mu niż dalej do skończenia tego żywota. Potrzebuje regularnych posiłków, zdrowej diety i odpowiedniej ilości snu, by czuć się dobrze oraz nadawać do życia. Nie mówiąc już o obniżeniu sprawności fizycznej i wydolności organizmu.
» Brak zdolności bojowych
» Jedzenie – od kiedy trafił na Desperację, ma ogromne opory cokolwiek wziąć w usta.
» Anioły – nie pojmuje ich, nie rozumie, w pewien sposób obawia się wszystkiego, co z nimi związane.
» Moce i magia – jak widzi, że ktoś manipuluje wodą, zmienia się nagle w zwierzaka albo w mgnieniu oka hoduje sobie na grzbiecie metrowe kolce, dostaje spazmów.


It's why you're still alive. You are not a hero. Heroes die. EeL1eV6


M-3. Logiczny, ułożony świat, składający się z niekończących się ciągów zer z jedynkami, metrów światłowodów, gładkich ulic i kolorowych bannerów. Świat przewidywalny, jasny i prosty, gdzie 2+2 zawsze równa się 4, gdzie każda istota żyje podług tych samych reguł. Nikt nie wyłamuje się z systemu. Nie ma prawa, bowiem jeśli tylko zacznie, znika. Po cichu, bez zbędnego afiszowania się. Utopia utrzymywana splamioną krwią pięścią S.SPEC.

Żaden jednak z mieszkańców nie wie, że ręka ta pokryta jest posoką. Krew? Nie, skądże. Może dżem, może farba, może tusz. Ale krew? W tej utopii? Skąd? Bzdury opowiadasz.

Desmond nie był pod tym względem wyjątkiem. Żył w całkowitym odizolowaniu od zbyt wielu informacji na temat Miasta. Dostawał ich od mediów tylko tyle, ile potrzebował. Utrzymywany w stanie wiecznego niedoinformowania, błogostanu wynikającego z niewiedzy, uważał Miasto za idyllę i wspierał je ze wszystkich sił. Od zawsze miał powołanie, zakorzenioną głęboko w sercu potrzebę pomagania innym. Pragnął ratować życia, tworzyć nowe leki, sprawić, by i tak wspaniałe Miasto stało się jeszcze piękniejsze. Aby nikt nie cierpiał i nie musiał opłakiwać nagłej śmierci członka rodziny.

Wymordowani? Jakaś Desperacja? Nie ma na to czasu. Kiedy zaczął się okres „oświecenia” i pewne informacje wypłynęły w miejski eter, on zdążył skończyć studia i od lat pracować na pełen etat w szpitalu. Każdego dnia ścigał się z czasem, walcząc o życia pacjentów. Toczył niekończącą się walkę w białej, sterylnej sali chirurgicznej, za przeciwnika mając śmierć, za oręż – skalpel, igłę i nitkę.

Czasem zmieniał oddziały. Występował gościnnie na arenach onkologii, ginekologii, pediatrii i wielu innych. Liczne sukcesy przyćmiewały ciężkie, obciążające psychicznie porażki. Lekarze zawsze mają specyficzne poczucie humoru. Tylko oni potrafią śmiać się nad otwartym ciałem. Muszą. Inaczej zwariowaliby już dawno.

Desmond żył, by pracować, a praca była całym jego życiem. Nie chciał poznawać prawdy. To było przypadkiem... Przysięgam!

Informacje są potężne. To narzędzia do władzy nad ludźmi. Mogą ratować życia, dawać nowe szanse, oczyszczać z win... Wymierzać kary, zabijać, sprowadzać kataklizmy. Im więcej wiesz, tym bardziej zagrożony jesteś. Twoje życie zawisa na coraz cieńszym włosku wraz z każdą kolejną, posiadaną informacją. Lepiej jest nie wiedzieć nic. Ale to naprawdę był wypadek... Potknięcie. Kilka słów za dużo, nieostrożne pytania wypowiedziane w złym momencie, papiery, których nigdy na oczy nie powinien zobaczyć. Informacje, jakie tamtego dnia przybiły wiele gwoździ do jego trumny.

Kurczowo trzymał się swojej torby - jego całego świata, który właśnie kruszył się niczym rzucona na beton szklana figurka. Śmiali się, gdy poklepywali odznaczające się pod materiałem narzędzia i narzucali mu na grzbiet palto. „Niech doktor trzyma! Może się przyda. Idzie doktor w daleką podróż.” Chyba tak mówili. Nie słuchał ich. A powinien... Warto byłoby zapamiętać słowa, które były jego pożegnaniem z Miastem.

Sam nie był w stanie wydusić nawet słowa. Odszedł więc bez pożegnania, rzucony na pożarcie bestiom pustkowia.


It's why you're still alive. You are not a hero. Heroes die. TtwGvci


Desperacja. Chaotyczny, przerażający świat, składający się z niekończących się jałowych połaci, skażonych rzek, zniszczonych budynków i bielejących w Słońcu kości. Świat mroczny, niebezpieczny i skomplikowany, gdzie 2+2 może równać się śmierci w męczarniach. Gdzie każda istota myśli tylko o zaspokojeniu własnych żądz: napełnieniu żołądka i opróżnieniu jąder. System? Prawo? Porządek? Czy są jadalne?

Ten świat jest całkowitym przeciwieństwem Miasta. Jest... Ogromny. Przytłaczający. Groźny. W jednej chwili zrozumiał szyderę swoich oprawców. Na cóż mu narzędzia, na cóż fartuch i jedno palto. Desperacja to kraina pazurów, kłów i płynącej strugą juchy, na nic mądre słowa i kilka skalpeli w futerale.

”Jestem lekarzem!” krzyczał w nadziei, że którakolwiek z bestii pojmie. Pozostawiony na łaskę Desperacji mógł tylko modlić się, aby jakaś istota zdała sobie sprawę z jego użyteczności. Nie zostało mu nic poza tą szaloną myślą i przytulaną wciąż do piersi torbą. Ile szczęścia mógł mieć, że jednak zrozumiano? Zaprowadzono do bezpieczniejszej części, otoczono opieką. Opowiedziano o miejscu, które miało stać się jego nowym domem.

Co może człowiek wychowany w Mieście zdziałać na Desperacji? Pozbawiony techniki, leków, czystej wody? Czuł się, jakby wyrwano mu wszystko. Całą wiedzę i zdolności, sprowadzając do poziomu dziecka, machającego nożykiem.

Ale czy miał wybór? Kto zatroszczy się o starca na tych bezlitosnych ziemiach? Całe jego przeżycie zależy od użyteczności. Darmozjadów zabija się w pierwszej kolejności.

Z wolna wyłuskiwał z pamięci archaiczne metody, przestarzałe procedury i historyczne zabiegi. Przypominał sobie rzeczy, których uczył się tylko w ramach ciekawostek. Kto by podejrzewał, że historia medycyny na cokolwiek mu się w życiu przyda? Hahaha... Gdyby mógł, na kolanach przeprosiłby swoich wykładowców. Ucałowałby im buty za rzetelne nauczanie jednego z najnudniejszych przedmiotów na studiach. Ta zakurzona wiedza teraz pozwala mu pomagać desperatom, mutantom i aniołom.

Tej ostatniej dwójce ze szczególną ostrożnością. Nie wynika to bynajmniej z niechęci czy jakiejkolwiek formy rasizmu. Raczej ze zwykłego ludzkiego strachu.

Kiedy w szpitalu słyszał słowo „mutacja”, na myśl przychodziły choroby genetyczne, może nienaturalne tęczówki albo martwe płody. Jego własna ignorancja sprawiła, że nie był psychicznie przygotowany na to, co zobaczył po przekroczeniu murów i wkroczeniu na dzikie ostępy Desperacji.

Ze wszech miar przypominało to scenerię jakiejś marnej książki sci-fi. Zmutowane potwory, zmieniające się na życzenie w ludzi, istoty manipulujące żywiołami, wszechobecne skażenie i zniszczenie.

Bał się i boi nadal. Nie potrafi pojąć aniołów, nie umie zrozumieć magii. Jego zwierzęcy strach przed skrzydlatymi wynika z niewiedzy – osoba wychowana w Mieście nie potrafi z dnia na dzień zaakceptować istnienia czegoś... Co przeczy wszelki prawom logiki. Ich istnienie niezgodne jest z zasadami rządzącymi światem. Jedyny wyjątek, gdzie prawa fizyki mogą zostać, a wręcz muszą być złamane, to fizyka kwantowa. Czy komukolwiek anioł wygląda na przedmiot badań fizyków kwantowych? Oczywiście, gdyby dorwali takiego w swoje ręce, zapewne nie poskąpiliby swojego cennego czasu na wrzucenie go do jakiejkolwiek maszyny i sprawdzenie, co powoduje te anomalie. Ale całym sensem fizyki kwantowej jest badanie cząstek niewidocznych gołym okiem, mikroskopowych, gdzie reguły makroskopowego świata można wyrzucić przez okno. Anioł jest malutki? Nie. Anioł to kilkadziesiąt kilo przeczącego zasadom świata mięsa i kilka przyprawiających o ból głowy litrów krwi.
On nie ma prawa istnieć! A mimo to istnieje! I nie ma nawet planów przestać!

Towarzystwo wymordowanych jest nieco lepsze. Zakładając, że nagłe zmiany swojego ciała i dziwaczne hybrydy ludzko zwierzęce są czymś akceptowalnym. Często jednak czuje się względem nich zupełnie bezsilny. Jakby jego obecność w szpitalu była ledwie kpiną. Całe życie pomagał ludziom, skąd on ma wiedzieć, jak wyleczyć centaura, nagę czy wilkołaka?

Jest dobrym człowiekiem. Porządnym lekarzem. Z powołaniem, z pragnieniem niesienia pomocy innym. Jednak to... To wszystko go przerastało. Zmuszał się do pracy, chcąc odpłacić swoim wybawicielom za pomoc. Starał się zastąpić strach pracoholizmem. Oddać umysł w objęcia powołania i niech niekończąca się walka ze śmiercią rozpocznie się na nowo.

Nie powinna nikogo dziwić jego porażka. Jest na to za stary. Już nie tak plastyczny i podatny na otoczenie jak za młodu. Ukształtowana świadomość broniła się przed tanimi sztuczkami, co chwila przypominając mu, gdzie się znajduje i co go otacza.

Stał się nerwowy, nie był w stanie się wyspać. A jedzenie? Jak on mógłby cokolwiek zjeść, kiedy wokół tyle ludzi cierpiących z powodu wirusa? W każdej chwili mięso, przyniesione mu przez jakąś zatroskaną duszę, może okazać się szczątkami wymordowanego. Albo anioła. Czy co gorsza człowieka. Na Desperacji mieszkańcom jest wszystko jedno, kogo mordują. Byle tylko się najeść... Zaś mężczyznę myśl o kanibalizmie napełnia odrazą i wywołuje mdłości. Nie byłby w stanie przełknąć szczątków żadnego humanoida, nieważne, jak mocno zmutowanego. Niestety, roślin jest zbyt mało, aby przeżyć na diecie wegańskiej.

Niedożywienie oraz życie w ciągłym stresie i strachu tragicznie odbiły się na jego zdrowiu. Doktor drastycznie schudł i postarzał się na twarzy. Ten mierzący 182 cm mężczyzna waży jedynie 58 kg. Niegdyś zdrowe, czarne włosy zaczęła zdobić siwizna, na twarzy pojawiły się liczne zmarszczki do pary z ciemnymi obwódkami pod oczami. Zaniedbał się niesamowicie – za życia w Mieście gładko ogolony i zawsze schludny, teraz ze zmierzwionymi włosami, krzywo przycinaną jakimiś tępymi nożyczkami brodą oraz w podartym, znoszonym ubraniu. Szkoda mu jakichkolwiek narzędzi, w których posiadanie wejdzie. Brzytwa? Przecież można użyć jej do operacji, nie będzie tępił dobrego ostrza na brodę. Igły? Gdzież by nawet pomyślał o zacerowaniu sobie odzieży, wszystko potrzebne do zaszywania ran.

Gdyby jakikolwiek mieszkaniec Miasta go ujrzał, nie zdawałby sobie sprawy że oto widzi książkowy przykład bezdomnego menela. W prawdzie Desmond posiada jako-takie lokum... Gdzie śpi na kupie zatęchłych szmat i materacu wyciągniętym z wysypiska M-3... Ale to „mieszkanie” mocniej przyprawia go o mdłości niż pozwala wypocząć. Od zawsze przyzwyczajony do czystego, schludnego Miasta, teraz musi spać w brudnym barłogu, jeść jedzenie rękoma i pić mętną wodę z kubka, który wygląda jak utytłany w smarze. Przez pierwsze dni brzydził się cokolwiek dotknąć, a sama myśl przeprowadzania operacji w podobnych warunkach wywoływała u niego napady histerii. Gdyby Miasta były inne, może myślałby o tym jak o wojnie i szpitalu polowym? Ale tam nikt nie zna wojen... A juz na pewno nie pozwala zwykłym, szarym obywatelom wybywać poza mury. Prawdziwe zderzenie z brutalną, brudną rzeczywistością Desperacji.

Z czasem jednak zdołał się przełamać. Zmusił się do rozmów z niektórymi aniołami, którzy dostarczali mu wodę. Zaczął sprzątać, wygotowywać narzędzia. Niewiele mógł zrobić, by zachować aseptyczne warunki. Ale starał się. Wpierw z paranoi, że go zabiją, jeśli okaże się nieprzydatny. Następnie  z chęci odciągnięcia myśli od odbierającej rozum rzeczywistości. A potem już tylko z altruistycznej potrzeby pomocy cierpiącym.

Nadal jednak pobyt na Desperacji znosi źle, jeśli nie tragicznie. Nie radzi sobie psychicznie. Każde wystawienie na interakcję z jakimkolwiek mocniej zmutowanym osobnikiem czy bycie świadkiem używania mocy przez kogokolwiek, sieje istne spustoszenie w jego umyśle. Musi potem je odreagować – najczęściej byciem samemu gdzieś w ciemnym miejscu. Czasem zdarza mu się pić. Zdaje sobie jednak sprawę, że alkohol nie jest rozwiązaniem i nie może się zapijać. To sprowadzi na niego tylko większe problemy. Musi wszak dbać o umysł i ręce. Póki palce są sprawne, a uchwyt mocny i pewny. Swoje lata ma, ale operacje wciąż potrafi wykonywać tak dobrze, jak nie lepiej, niż młodzież. Doświadczenie oraz doskonała pamięć robią swoje: 6 lat studiów, rok stażu, 19 lat praktyki... Posiada szeroką wiedzę medyczną. Głównie w stronę chirurgii, zabiegów, operacji, artystycznego szycia ran wszelakich. Jednak jego umiejętności nie zamykają się w obrębie łatania rozszarpanych brzuchów czy doszywania uciętych kończyn. Zdiagnozuje większość chorób, rozpozna objawy zarażeń pasożytniczych, założy opatrunki, odbierze poród albo nastawi wybity bark. Jak na miejsce, gdzie się znalazł, jego wiedza jest nieoceniona, zaś on nie waha się jej wykorzystywać.

Gdyby nie nerwica oraz stres związane z wyrzuceniem z miasta, byłby miłym i łagodnym człowiekiem. Cierpliwym, ale też wytrwałym w dążeniu do celu. Takim, który nie boi się wyzwań i nie odpuszcza łatwo pomimo przeciwności losu. Czasem zdarza mu się wciąż być takim opiekuńczym dobrym wujkiem. Zazwyczaj względem nielicznych ludzi, których spotka na swojej drodze. Rozmowy i czas spędzony z innymi Desperatami pomaga mu zachowywać równowagę psychiczną.

Jakby tych wszystkich problemów było mało, dla większości mieszkańców Desperacji jest materiałem na łatwy obiad. Starszy, osłabiony, pozbawiony umiejętności bojowych. Jedyne, co potrafi, to machać nieskładnie rękoma albo spróbować uciekać. A nawet bieg w przeciwnym kierunku do atakującego przeciwnika mu często nie wychodzi.

Nie był typem, który cokolwiek by ćwiczył. Niezbyt też miał czas na wielogodzinne treningi. Potrzebował jednak czasem uciec ze szpitala i odpocząć. Szczególnie uwielbiał kontakt ze zwierzętami – tymi normalnymi oczywiście, jeszcze w Mieście. Wobec tego w miarę regularnie udawał się jeździć konno. Miał taką jedną, ulubioną klacz. Spokojna oraz łagodna, chętnie dawała się oporządzać i nigdy nie miewała humorków. Uwielbiał truchtać na niej po wybiegu. I on posunięty w latach, i ona dość już wiekowa. Dogadywali się zatem wspaniale, para zbliżających się ku emeryturze dorosłych.

Kolejnym hobby była nauka języków. Nie tyle z potrzeby, co dla własnej radości oraz ćwiczenia umysłu. Odnajdywał pewnego rodzaju radość oraz satysfakcję z rozumienia konstrukcji gramatycznych. Cieszył się jak dziecko, kiedy zauważał, jak podobnych rozwiązania występują czasem w zupełnie odmiennych językach. Takie małe zboczenie.

Gdyby chcieć myśleć pozytywnie, obecnie może ćwiczyć swoje umiejętności w praktyce. Wiele osobników pochodzi z różnych stron i Miast, czasem nie potrafi posługiwać się japońskim. A on, jako lekarz, powinien umieć doskonale zrozumieć swoich pacjentów. Bariera językowa nie istnieje. Pojawiła się jednak inna, dużo grubsza. Czy zdoła ze spokojem i wyrozumiałością podchodzić do mutantów, szaleńców, aniołów? Jego dziwne poczucie humoru czasem go ratuje. Jednak nie jest łatwo nawet żartować. Jasne, szaro-niebieskie oczy już dawno przygasły. Teraz ma tylko dwie drogi, którymi może pójść. Albo zaakceptuje i zrozumie otoczenie, albo oszaleje na tyle, by było mu wszystko jedno.


It's why you're still alive. You are not a hero. Heroes die. 4sGESqm
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wreszcie ją przeczytałem... to nie tak, że czytana była na raty
Świetna karta i postać. Chcę relację. Obowiązkowo. Akcept~ i miłej gry.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach