Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 5 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Go down

Głos Rhetta dochodził do niego z niezidentyfikowanej otchłani. Był zniekształcony, jakby komunikowali się ze sobą pod wodą, a nie w ograniczonej przez ludzką obecność przestrzeni. Przez chwilę - naprawdę! - wydawało mu się, że w jakimś stopniu zaczął utożsamiać się z ulokowanymi na dnie zbiornika wody nienadającymi się do konsumpcji odpadami żywnościowymi. Dłoń mocniej docisnął do ściany akwarium, jednocześnie starając się zapanować  nad przyśpieszonym oddechem, ale miał wrażenie, że stracił nad nim kontrolę. Czuł się tak jakby zamieszczone w jego organizmie płuca nie były jego płucami, a bijące w piersi serce wcale nie należało do niego. Jednocześnie wiedział, że to nie możliwe. Wiedział, że to efekt niepokoju, który przepełnił jego świadomość, bo przecież nie da się zrobić przeszczepu bez cielesnego kontaktu, na odległość. Zacisnął dłoń na połach ubrania, odrobinę powyżej lewej piersi, gdzie zlokalizował jeden ze swoich organów. Czując jego przyśpieszone bicie pod opuszkami, oprzytomniał na tyle, by wyzbyć się fałszywego wrażenia. I naprawdę poczuł się lepiej.
  Pierwszy dźwięk, jaki został przez niego zarejestrowany bez żadnych zakłóceń to śmiech. Pobrzmiewał w jego ucho jak dźwięk Big Bena, a przynajmniej takie odniósł wrażenie, przez co poczuł przeszywający ból w skroniach, ale nie miał zamiaru się na niego skarżyć. Zniósł go z pokorom, bo po chwili zniknął bez śladu. Wycofał dłonie i schował je w kieszenie, po czym jego wzrok odnalazł twarz towarzysza i na niej spoczął.
  — Marshall, daj spokój. Nie musisz za każdym razem gryźć się w język. Naprawdę myślisz, że potraktowałem twoje słowa poważnie? Nie jestem dzieckiem, do cholery  — stwierdził, ale przez wzgląd na odbijające się na jego twarzy piętno emocji i zbyt roztrzęsiony głos zabrzmiał zbyt wiarygodnie. Brakowało mu wcześniejszej stanowczości, która mogłaby uczynić te słowa bardziej dobitnymi, ale mimo wszystko na wąskich ustach ukształtował się nikły uśmiech. — Nie, nie jestem zmęczony, jestem...  — i tutaj zrobił pauzę, by to sprecyzować, ale w zasadzie żadne odpowiednie określenie nie cisnęło mu się na usta. Może właśnie dlatego powinien odpuścić, przyznać, że chwila odpoczynku nie zaszkodzi? Z drugiej strony czuł samym sobą, że w pokoju będzie myślał tylko o tym, przez co tkwiące w nim obawy się wzmogą. Wolał nie ryzykować. — Po prostu potrzebuję pooddychać świeżym powietrzem. Znajduje się tu jakaś otwarta przestrzeń? — zapytał, ale nie czekał aż pojawi się odpowiedź. Ruszył ku wyjściu, nie zaszczycając dzikich bestii chociażby pojedynczym spojrzeniem. Skontrował wzrok na  jednym punkcie, na drzwiach, z których kolejno wchodzili i wychodzili ludzie cieszący się z wakacji w tym egzotycznym miejscu. Słaby grymas zadowolenia niemal od razu wyparował z jego ust.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

 Patrzył na nietrwałą mimikę Kyle'a i nie wierzył. Zresztą jego własna mina mówiła więcej, niż słowa były w stanie wyrazić. Ostatecznie i tak zachował komentarze dla siebie, mając nadzieję, że nie będą potrzebne, a blondyn zobaczy cały przekaz w kolorowych tęczówkach.
 Skoro blondyn nie czekał na odpowiedź, to i Marshall nie spieszył z jej udzieleniem. Koniec końców wbił uważne spojrzenie w plecy towarzysza. Obserwował go aż nazbyt przenikliwie, dopóki nie zniknął za pierwszym zakrętem. Dzieciak dopiero wtedy podniósł się z miejsca. Uniósł ręce nad głowę, naciągając mięśnie dla większej wygody. Zdecydowanie potrzebował przynajmniej kilku godzin snu. Z drugiej strony wciąż było jeszcze tyle atrakcji, których nie widział, a czasu stale ubywało. Westchnął, przyspieszonym krokiem idąc drogą, którą kilkanaście sekund temu obrał długowłosy.
 Z powietrzem uciekającym z płuc przemykał między nową falą zwiedzających. Tym razem miał znacznie mniej chęci i sił, przez co kilka razy poczuł niekomfortowy dotyk obcej osoby na ramieniu czy udzie. Z krzywym grymasem niezadowolenia wymijał natarczywy tłum. Kyle był wysoki i charakterystyczny i to właśnie ta myśl napędzała Everetta. Gdyby musiał szukać statystycznego kurdupla z twarzą identyczną, jak połowa Europy... odpuściłby na starcie.
 W końcu go zobaczył. Stojącego jak wyjątkowo ciężki do przestawienia słup soli, ale znalazł go. Mięśnie automatycznie ograniczyły wysiłek, już i tak padał z nóg. Ten dzień wyczerpał zdecydowanie zbyt wiele energii młodzieńca. Mimo tego wykrzesał jej jeszcze na tyle, by przyjrzeć się licu medyka bez zdradzania swojej obecności i wymyślić plan.
 Podszedł do niego. Wpierw zwrócił na siebie uwagę lekkim dotykiem — przemknął palcami po nadgarstku towarzysza. Później wsparł czoło na jego piersi i odetchnął głęboko.
 — Kyle, możemy wrócić do pokoju? — mruknął dość cichym tonem, ale zaakcentował słowa wystarczająco, by trafiły do uszu lekarza. — Nie czuję się najlepiej.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Tym razem udało mu się przecisnąć przez tłum bez żadnych uszczerbków na zdrowiu. Czując podmuch świeżego powietrze, poczuł ulgę. Przystanął na uboczu i odetchnął. Miał wrażenie, że nieco się ochłodziło, ale nie odczuwał spadku temperatury, w zasadzie takowa była mu na rękę, bo chociaż budynek był wyposażony w klimatyzacje, to w tłumie jej działanie było niemal niewyczuwalne. Bladła na tle ciepła obcych ciał. Teraz mógł odetchnąć, uregulować oddech i przede wszystkim pomyśleć na trzeźwo o zaistniałej sytuacji. Zerknął w niebo. Słońce schowało się pod chmurami, a takowe na tle jasnego, błękitnego nieba były ciemne, deszczowe. Nie przypominał sobie, by w prognozie zapowiadali deszcz, ale najwyraźniej na takowy właśnie zbierało.
  — Chyba będzie padało, Marshall. —  Z jego ust uleciało imię towarzysza i wniosek, do którego doszedł, ale nie uzyskał w zamian żadnej odpowiedzi. Dopiero po upływie kilku minut zorientował się, że Renard nie szedł tuż za nim, chociaż wcześniej był niemal pewny jego obecności. Pozwolił sobie na niezbyt przyjemne dla uszu przekleństwo.
  Omiótł spojrzeniem najbliższą okolicę, by go zlokalizować, ale wzrok nie zatrzymał się na znajomej sylwetce i znów poczuł otulającą go falę gorąca. Jednak zanim w jego głowie ukształtował się niezbyt optymistyczny scenariusz, poczuł lekki dotyk na swoim nadgarstku. Nim zdążył odpowiednio zareagować, czoło Renernda wylądowało na poziomie jego piersi. Co jest?, chciał zapytać, ale odpowiedź nadeszła szybciej, niż zdążył otworzyć i rzec te słowa.
   „Nie czuję się najlepiej.”
  Przyjrzał mu się z góry. W jego zielonych ślepiach pojawiło się coś na wzór troski, chociaż przede wszystkim zastanawiał się, co mu dolega. Przeprowadzał w głowie analizę, rozważał wiele różnych wariantów, ale żaden go nie zadowalał; nie dostrzegł w zachowaniu Marshalla żadnych objawów.
  — Wiem, widzę. Zbladłeś — stwierdził. Jedna z dłoni powędrowała w kierunku czoła Rhetta. Zgarnął na bok niesforną grzywkę i ułożył na nim swoje palce. Przetrzymał je tam przez chwilę  w celu prowizorycznego pomiaru temperatury. Co prawda nie miał gorączki, ale i tak skóra była ciepła, więc był jej bliski. —  Dojdziesz tam o własnych siłach? – zapytał, mając cichą nadzieję, że to zwykłe osłabienie, które szybko mu przejdzie, a nie anemia czy też inna dolegliwość. W zasadzie zabrał ze sobą kilka opakowań różnych leków (z początku myślał, że to nie przejdzie i ktoś mu je w końcu skonfiskuje, jednak tak się nie stało). Wcześniej nawet nie przypuszczał, że to Everett będzie ich potrzebować. — Chodź. — Na wypadek, gdyby Rhett postanowił stracić przytomność, wziął go pod rękę i pokierował ich w stronę hotelu, chociaż przy wyborze kierunku sugerował się głównie intuicją, gdyż po opuszczeniu inkubatorium częściowo stracił orientacje w terenie.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

 Deszcz był jedynie początkiem, bo zaraz — mimo iż jeszcze ani jedna kropla nie spadła ku ziemi — zachmurzone niebo przeszyła jasna smuga. Paskudny grzmot rozbrzmiał po kilku sekundach, wyrywając z gardeł dzieci tłumione okrzyki. Marshall był w stanie to zrozumieć, mając pięć lat również bał się burz.
 — Wiem, widzę. Zbladłeś.
 Mruknął nisko, czując na sobie dotyk chłodnej dłoni medyka. Nie miał gorączki, wiedział to. Był zbyt wyhartowany na przeziębienia. Co nie zmieniło faktu, że kontakt z zimną skórą towarzysza zadziałał kojąco. Dzieciak zmrużył ślepia i uniósł nieco ręce, zaciskając palce na materiale koszulki mężczyzny. Sam już nie wiedział co i kiedy wyssało energię z jego wewnętrznych bateryjek.
 Kolejne pytanie wyrwało rozbawiony śmiech z gardła młodzieńca.
 — Oczywiście — odparł, cofając się na krok. — To tylko zmęczenie. Za dużo tu ludzi i robi się duszno. Wiesz, że nie przepadam za takimi tłumami — znów mruknął. Przesunął znużonym spojrzeniem po niebie, śledząc wzrokiem kolejną plątaninę wyładować elektrycznych. W duchu liczył sekundy dzielące błysk od grzmotu i gdy ten rozbrzmiał, Marshall doszedł do wniosku, że tym razem huknęło bliżej. Zmrużył nieco oczy, wyplątując ramię z rąk medyka.
 Szedł nieco wolniej niż zwykle. Głównie dlatego, że musiał raz za razem spoglądać na znaki wskazujące różne kierunki i korygować ich trasę. Na dodatek w połowie drogi lunęło jak z cebra. Ludzie biegali z okrzykami oburzenia, jakby zjawisko pogodowe było czymś, czego mogli uniknąć. Everett nie przyspieszył ani na sekundę, czego z drugiej strony nie bronił Kyle'owi. Sam uznał deszcz za orzeźwiający, w zasadzie odetchnął z ulgą, gdy pierwsze krople zmoczyły mu włosy.
 Do hotelowego pokoju wszedł w ciszy — bez rzucania milionem ciekawostek na lewo i prawo. Mokrą grzywkę zaczesał w tył i rozejrzał się dookoła. Z tego miejsca plan działania wydawał się aż nazbyt prosty.
 Z drobnym grymasem dotknął skroni, gdy ta odezwała się impulsem bólu. Bez zastanowienia zsunął materiał koszuli z ramion, zostawiając go na podłodze, tuż przy drzwiach łazienki — nie kłopotał się z ich zamknięciem, zostawił je tak, jak były. Wewnątrz pomieszczenia od razu sięgnął wanny, napełniając ją gorącą wodą i gęstą pianą. Wszedł do niej po kilku minutach, mokre ubrania zostawiając na wyłożonej kafelkami podłodze. Mruknął, przewieszając ręce przez brzeg pojemnej wanny. Na ramieniu wsparł policzek i przymknął jedno z oczu.
 — Widzisz — odezwał się w końcu. Może właśnie dlatego nie zamykał za sobą drzwi. — To głupia migrena. Minie, zanim się obejrzysz. Albo ja...
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Chciał mu uwierzyć, ale miał wrażenie, że nie zabrzmiał zbyt wiarygodnie, a już na pewno nie na tyle przekonywająco, by nakłonić Jekylla do zmiany wyrazu twarzy. Spoglądał na niego w tym momencie jak lekarz na pacjenta; troska gdzieś się ulotniła, na jej miejsce wstąpiła podejrzliwość. Gdyby znajdowali się w szpitalu, w którym pracował, Rhett zapewne nie wymigałby się od kilku badań, ale w takim miejscu jak to, miał związane ręce. Musiał mu zaufać. Przynajmniej na razie, dlatego nie protestował, gdy chłopak odrzucił jego asekuracje, niemniej jednak to wcale nie uśpiło zawodowej czujności; kolejny nawyk nabyty podczas swoich lekarskich praktyce, choć takowe nietrwały dłużej niż rok. Jeśli pacjenci mówią: panie doktorze, naprawdę czuję się już dobrze nie warto było im wierzyć na słowo. Poza tym wiedział, że jego towarzysz w wielu elementach życia cechował się oślim uporem i nigdy nie przyznałby się, że jest z nim źle, więc Halliwell celowo szedł kilka kroków z tytułu, a jego wzrok raz po raz prześlizgiwał się po plecach Marshall, gdyż w razie niepokojący sygnałów chciał zareagować odpowiednio szybko, zanim przewróci się lub wydarzy się coś tego typu. Z każdym kolejnym pokonanym metrem lekarz utwierdzał się w przekonaniu, że najwyraźniej organizm młodzieńca nie miał zamiaru splatać mu figla.
  Dopóki z chmur nie runął deszcz, powrót do hotelu upływał w miarę spokojnym rytmie, ale spokój wyparował wraz z jego obecnością. Otóż ludzie, ignorując pierwsze objawy zawieruchy pod postacią burzy, zareagowali dopiero wówczas, gdy zaczęło padać, czemu towarzyszyło typowo w takich chwilach zamieszanie. Wpadali na siebie w poszukiwaniu dachu nad głową i właśnie przez taki precedens doktor stracił z oczu Rhetta. Ot, po prostu weszła między nich grupa ludzi, która z zawziętością parła naprzód, porywając swoim nurtem Kyle'a. Co prawda usiłował chwycić za ramię Renarda, ale jego palce minęły materiał o milimetry.
  — Niech to szlag — warknął pod nosem. Rozpadało się na dobre. Czuł, jak przemoczone ubrania kleiły mu się do ciała, a z mokrych włosów lały się strużki wody, jednak w tym momencie jego myśli zaprzątało coś innego. Miał nadzieję, że Rhett bez problemu przedostał się do hotelu. Jekyll, nie zważając na warunki atmosferyczne, w końcu udał się w tamtym kierunku.
  Przemierzając lobby, pozostawił ślad swojej obecności w postaci mokrych plam, ale niezbyt się tym przejął. Wybierając windę jako środek transportu, szybko znalazł się na odpowiednim piętrze. Po drodze do pokoju, wyjął z kieszeni kartę magnetyczną - jedną  z dwóch i wszedł do środka.
  — Jesteś tutaj? — zapytał na wydechu, ale w zasadzie wtedy Rhett wpadł mu w słowo (— To głupia migrena. Minie, zanim się obejrzysz. Albo ja...) i pod wpływem jego paplaniny zmienił treść pytania: — Albo ty?
  Wszedł do łazienki, nie fatygując się by zapukać. Skoro Marshall zostawił je otwarte, powinien wziąć poprawkę na to, że doktor w każdej chwili może znaleźć się w pomieszczeniu. W pierwszej chwili chciał sięgnąć po ręcznik i z niej wyjść, ale słysząc plusk, mimowolnie zerknął w stronę wanny. I zrobiło mu się gorąco na całym ciele.
  — Marshall... — Ręcznik, który uchwycił w palce skonfrontował się w akompaniamencie cichego szelestu z płytkami, gdy jego właściciel zerknął w kierunku Renarda, po czym parsknął.  —  Myślałem, że zasłabłeś. — Wygiął kąciki ust ku górze, przypatrując się z rozbawieniem pozie, którą przybrał Marshall.  Najwyraźniej plusk pojawił się przy okazji zanurzenia się ciała w wodzie. Najwidoczniej popadł  w lekką paranoję.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

 Uchylił powieki, konfrontując wzrok z zaskoczoną twarzą blondyna. Nie drgnął wtedy ani o milimetr, pokładając niezwykle dużo wiary w gęstej warstwie piany. Jekyll mógł podziwiać co najwyżej zmęczone lico młodzieńca i oplecione tatuażami ręce. Dźwięk parsknięcia sprawił, że dzieciak wydął policzki i zmarszczył nos.
 — No wiesz co? — spytał szczeniackim oburzeniem. — Mówiłem, że dam sobie radę. To ty gdzieś przepadłeś. Pewnie zobaczyłeś jakąś ładną panienkę w opałach i o mnie zapomniałeś! — mimo zastałej w jednym wyrazie twarzy, nie mówił poważnie. Kyle mógł to wyczytać w lśniących tęczówkach Everetta. Chwilę później woda chlupnęła, gdy zmieniał pozycję, zanurzając się w gorącej wodzie po szyję.
 Mruknął nisko pod nosem, korzystając z ogromnej wanny, ciepła otulającego każdy centymetr ciała i miłego dla nosa zapachu brzoskwiń, który zagwarantował płyn do kąpieli. Czuł się już znacznie lepiej niż na zewnątrz — w zabitych ludźmi atrakcjach, gdzie każdy obcy oddech sięgał jego skóry w ten najbardziej nieprzyjemny sposób.
 — Ale nie spodziewałem się, że przybywanie na wycieczce może być aż tak męczące — przytknął wpierw palce do nasady nosa, zaraz sięgając po gąbkę. — Po powrocie potrzebuję wolnego od ludzi na dobry miesiąc, mówię ci.
 Siedział w łazience jeszcze kilkanaście minut. Szorował skórę do zaczerwienienia, jakby próbował się z niej pozbyć śladów obcego dotyku i może tak właśnie było. Od czasu do czasu rzucał komentarzem — dobry znak, musiało mu się polepszyć, skoro wrócił do niemal normalnej formy w wyrzucaniu z siebie słów.
 Z łazienki wyparadował jak rzymski żołnierz, nie zabrakło mu nawet powiewającej peleryny w postaci końcówki ogromnego ręcznika, którym się owinął. Stojąc przed swoim łóżkiem, cmoknął niezadowolony.
 — Kyllie? Pomożesz mi znaleźć piżamkę? — spojrzał ku mężczyźnie szczenięcym wzrokiem. Sam wolał w tym czasie odszukać coś ważniejszego, na przykład bieliznę. Zabrał się za to od razu. Ręcznika nie puścił ani na sekundę.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nawet, jeśli piana nie zakrywałaby skrawków skóry Marshalla, jego nagość nie zrobiłaby na Jekyllu żadnego wrażenia. Przywykł do takowej, w końcu przy okazji swoich studiów (w głównej mierze na zajęciach z anatomii), często z nią obcował i zdążył zobojętnieć na jej walory.
  — Strzał w dziesiątkę. - Uśmiech na ustach się pogłębił, przyglądając mu się przez chwilę z wnikliwością. — Chyba faktycznie czujesz się już lepiej — ocenił. Bladość z jego twarz znikła; pojawiły się na niej żywsze kolory. Oczywiście mogła być to zasługa ciepłej wody, niemniej coś mu podpowiadało, że po prostu Marshall poczuł się lepiej.
  Podniósł ręcznik z podłoża, po czym skierował się ku wyjściu z łazienki, jednak zanim ją opuścił, pod wpływem słów Marshalla, stanął na jej progu i zerknął w jego kierunku. Z tej perspektywy widział zaledwie jego czarne, mokre włosy. Westchnął ciężko, powstrzymując się przed a nie mówiłem, które miał na końcu języka.
  Wychodząc z pomieszczenia, przymknął drzwi w łazience, pozostawiając jedynie niewielką szparę, na wypadek nieprzewidzianych okolicznościach. Zdjął z siebie ubrania i wytarł się porządnie, po czym zarzucił na ciało słuchy komplet. Dla zabicia czasu wyjął z torby książkę (oczywiście o tematyce medycznej) i, siadając na łóżku, zagłębił się w jej treść. Tak bardzo skupił się na zamieszczonym w niej tekście (cisza w tej materii też robiła swoje), że nie dość, że zignorował wszelkie komentarze wydobywające się z pomieszczenia obok, to na dodatek nie usłyszał, kiedy jego współlokator wyszedł z wanny i znalazł się w częściej sypialnianej. Dopiero po tym, jak z jego gardła padły pierwsze dźwięki, doktor uniósł spojrzenie z nad książki i przyjrzał mu się z nieskrywanym żalem, że przez niego musi przerwać romans z lekturą.
  — Jasne — odparł krótko. Odłożył tom, po czym podszedł do łóżka Rhetta, by przeszukać w nim zguby, ale nie okazało się to takie trudne, jak się spodziewał. Znalazł ją pod kocem.  —  Tą? — zapytał, ujmując ją w dłoń, by po chwili poddać piżamę Renardowi. W zasadzie chciał się zapytać jak się czujesz?, ale wolał nie ryzykować, więc po prostu znów przysiadł na krawędzi łóżka, spojrzenie przemieszczając w kierunku do połowy zasłoniętego okna.  — Chyba przestało padać — podzielił się wynikiem swojej obserwacji.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

 — Tą?
 — Tak! — zakrzyknął uradowany, rzucając się na miękką podobiznę wilka jak kot na zdobycz. Przeturlał się po materacu razem z ręcznikiem. Bóg jeden wiedział, jakim sposobem później się z tego wyplątał i jeszcze sprawnie ubrał. Pół minuty i siedział na łóżku cały zadowolony — z szerokim uśmiechem na twarzy i wymachując pluszowym ogonem od jednoczęściowej piżamy na wzór wilka.
 Trafna obserwacja Kyle'a podniosła wzrok młodzieńca na wielkie okno. Przyjrzał się uważnie niebu z przekrzywieniem głowy. I rzeczywiście, krople nie spadały już z ciężkich chmur, a przynajmniej nie na terenie parku. Prócz tego nic się nie zmieniło. Słońce wciąż przesłaniały te same, szare kłęby. Od czasu do czasu wciąż grzmiało.
 — Jeśli chcesz jeszcze gdzieś wyjść, to śmiało — odezwał się w końcu, mnąc w palcach materiał miękkiego ogona. — Ja zostanę tutaj, nie mam już siły na bieganinę wśród tłumu, więc uważaj na znaki i nie zgub się — pokiwał głową niczym raczący dobrą radą rodzic.
 Sam w pierwszej chwili opadł plecami na materac, wzrok wbijając w kremowy sufit. Po wyjściu z przyjemnej wanny trochę oklapł, wcześniejsze osłabienie wróciło. Odetchnął powoli pełną piersią, mając w duchu nadzieję, że napełnienie płuc powietrzem pomoże. Nie pomogło. Mruknął niezadowolony, szybko powracając do pionu, gdy w głowie świat zawirował.
 — Chyba że wolisz zostać ze mną i opowiedzieć o pannie, którą uratowałeś, hm? — posłał Kyle'owi zaczepny uśmiech, na który zdobył się dzięki jakiejś boskiej ingerencji. — Najlepiej przy czymś słodkim, zjadłbym coś z chęcią. I proszę, daruj tym razem wykład — młodzieniec złożył dłonie jak do modlitwy, unosząc je ponad pochyloną głowę. Miał nadzieję, że tyle wystarczy, by powstrzymać mężczyznę przez medycznym wywodem na temat niezdrowych posiłków i okropnej — zdaniem Kyle'a — diety Everetta. Czuł gdzieś wewnętrznie, że podniesienie poziomu cukru we krwi mogło pomóc, więc postanowił spróbować. Sięgnął nawet po kartę z hotelowym menu, przeglądając oferty deserów.
 — Sobie możesz wziąć coś zdrowego. Jakiś... szpinak czy coś, blah — skrzywił się teatralnie, nie odrywając wzroku od obrazków i przypisanych im opisów dań.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie, podaruję sobie. Dzisiejszy dzień zaserwował mi odpowiednią ilość wrażeń — odparł. Do tej pory żył w przekonaniu, że tylko walka o życie pacjenta na sali operacyjnej była w stanie zafundować mu takowych, ale jednak pomylił się w swoich obliczeniach. Poza tym, dopóki przesiadywali w hotelowym pokoju, nie byli narażeni na obecność tego mężczyzny, a Jekyll czuł w kościach, że ten, zbyt zafascynowany Marshallem, mógł traktować jego osobę jako coś w rodzaju przeszkody do zdobycia chłopaka, dlatego też wolał nie kusić losu. Dzisiejszy dzień i tak był nasączony pechowymi zwrotami akcji, począwszy od niespodziewanej ucieczki rapotora, skończywszy na odwiedzeniu akwarium. — Poza tym też chcę odpocząć.
  I w zasadzie zastanawiał się, czy nie pójść w ślad za swoim współlokatorem. Co prawda dawno nie korzystał z usług wanny. Prysznic był dla niego wystarczającą formą relaksu po ciężkim dniu, ale skoro miał do dyspozycji dużą wannę i sporo wolnego czasu, mógł iść na niewielkie odstępstwa od swoich zwyczajów przyzwyczajeń.
  — Co najwyżej mogę ci opowiedzieć o stanie przedzawałowym, bo jestem niemal pewny, że uświadczyłem go dziś przynajmniej dwa razy — stwierdził na odwal się, bo nie miał o czym opowiadać. Jego ostatnie doświadczenie z turystami płci żeńskiej na tej wyspie było niezbyt przyjemne. Przy tej okazji zastanawiał się, czy resztki opuchlizny zeszły z jego policzka. By się o tym przekonać, sięgnął do niego dłonią, ale nie wyczuł nic pod opuszkami oprócz w miarę gładkiej powierzchni skóry. Westchnął ledwo słyszalnie.  — W zasadzie też jestem głodny — przyznał po chwili, przypominając sobie o potrzebie uzupełnienia wartości odżywczych. Ostatni posiłek, jaki mieli w ustach, to śniadanie, a od niego upłynęło trochę czasu.  — Dobra, zaufam ci — stwierdził po chwili, jakby właśnie rozwiązał największy, życiowy dylemat. — Przy wyborze menu zdaję się na ciebie, ale jednak wolałbym, abyś powstrzymał się przed zamówieniem bomby kalorycznej, przynajmniej w moim przypadku — stwierdził, bo dopiero, kiedy Rhett poruszył temat jedzenia, Jekyll uświadomi sobie, że faktycznie jest głodny. Z drugiej strony znał preferencje i możliwości swojego żołądka i wolał, aby ten  nie zbuntował się pod ciężarem zbyt dłużej ilości cukru. Spędzenie kilku najbliższych godzin w toalecie nie było zbyt kuszącą perspektywą. — Ja w tym czasie wezmę szybki prysznic, więc możesz przy okazji wybrać jakiś film.
  Ha, jednak prysznic!, chociaż to nie on wzbudził w nim największe zdziwienie. Zdziwił się, że zgodził się na wspólny seans. Raczej nie preferował filmów, ale cóż, mieli naprawdę dużo czasu i musieli jakoś go spędzić.
  Wyposażony w piżamę, przybory kosmetyczne i wcześniej używany ręcznik, poszedł do łazienki, pozostawiając Renarda samego z tymi dwiema poważnymi decyzjami na głowie.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

 — Możesz. Jestem za młody na zawały, a kiedyś trzeba będzie się przygotować na taką ewentualność — mruknął. Zaraz znów pomachał pluszowym ogonem — idealnym dla potrzebujących zajęcia rąk.
 Odpowiedź na temat posiłku odrobinę go ożywiła. Skoro już zyskał aprobatę dla pomysłu, to mógł wprowadzić wcześniejszy plan w życie i sprawdzić, czy dodatkowa dawka cukru rzeczywiście pomoże w walce z osłabieniem. Od razu sięgnął po telefon, układając go obok uda. Nie od razu zabrał się do zadania, bo wzmianka o filmie wywołała u niego spore zdziwienie.
 Przeglądowi dań poświęcił sporo czasu, może nawet więcej, niż powinien. Każdy opis czytał dwa razy, dokładnie przeglądając pojedyncze składniki. Gdzieś w głowie lawirowała myśl, że jeśli spartaczy, to Kyle więcej nie powierzy mu takiego zadania a w odwecie będzie zamawiał szpinak, szpinak i jeszcze raz szpinak. Czasami ewentualnie przepleciony jakimś innym, niejadalnym warzywem, na przykład... brukselką czy szparagiem. W końcu zdecydował.
 Po zakończonej rozmowie telefonicznej z obsługą hotelu znalazł sobie nowe zadanie — znalezienie pilota. Nie miał najmniejszego pojęcia, gdzie został rzucony po ostatnim razie, a mógłby przysiąc, że z rana czarny plastik mignął mu na parapecie. Teraz już go tam nie było. Urządzenie znalazł w ciągu kolejnych kilku minut. Zakopane pod leżącym na podłodze kocem.
 Nieco więcej czasu spędził na skakaniu po kanałach. Wątpił, by Kyle'a zainteresowały newsy o pogodzie, a i on sam niekoniecznie chciał słuchać dwudziestominutowego wykładu o opadach. Ostatecznie wstrzymał szukanie, stawiając na serial pod tytułem Kości. Uznał, że tym trafi idealnie w gusta zarówno swoje, jak i blondyna.
 Rozmyślania przerwało pukanie. Dzieciak dopadł drzwi nieco chwiejnym i ospałym krokiem, ale ani razu nie spadł, co uznał za osobisty sukces.
 — Mam nadzieję, że nie będziesz marudził — spojrzał nieco sceptycznie na półmisek grillowanych warzy z dodatkiem kawałków kurczaka. Dla siebie wziął miseczkę sałatki owocowej i dwa gofry z dodatkiem bitej śmietany. Był całkowicie usatysfakcjonowany, odkładając talerze na szafki nocne.
 — Jeśli nie masz nic przeciwko, chciałbym jutro zajrzeć do części z pamiątkami. Obiecałem Rose prezent, a swojego pluszaka jej nie oddam — mruknął nagle, przypominając sobie o obietnicy złożonej prawnej opiekunce. — Nie musisz iść ze mną, jeśli nie chcesz. Od razu ostrzegam, że pewnie będzie tam milion matek i kolejny milion ich wrzeszczących dzieci — zasiadł znów na łóżku, sięgając po broszurę z ofertą parku. Na szybko przeleciał wzrokiem każdą, znaną już na pamięć atrakcję.
 — No i koniecznie chcę odwiedzić wybieg raptorów, ale to nie powinno cię dziwić — parsknął nagle rozbawiony, odkładając ulotkę na miejsce. Zaraz ziewnął przeciągle i zwinął się na łóżku w kłębek, nakrywając kocem.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

W takim razie nie ominie cię ten wykład. — Usta Jekylla wykrzywiły się w paskudnym uśmiechu, ale Marshall najprawdopodobniej nie dojrzał tego grymasu. Otóż doktor podczas pojawienia się nań, był na etapie zamykania drzwi do łazienki, chociaż tym razem nie użył zatrzasku. Na wszelki wypadek.
  O ile prysznic trwał niedużej niż dziesięć minut, o tyle doprowadzenie włosów do porządku utrwało nieco dłużej. Kiedy odnalazł w jednej z szaf suszarkę, postanowił skorzystać z jej usług. Suszył kłaki kolejne dziesięć minut, chociaż i tak nie udało mu się całościowo wyplenić wilgoć. Przez głowę przeszła mu myśl, by je wreszcie obciąć, ale z drugiej strony takich myśli miał już tysiące i jak do tej pory nie zdecydował się na taki krok. Nawet nie chodziło mu o to, że było mu żal się z nim rozstawać, po prostu nie wyobrażał sobie kształtu swojej twarzy bez nich. Rozczesał je. W trakcie tej czynności usłyszał ciche puk puk, a to oznaczyło, że dostarczono im jedzenie, więc pociągnął jeszcze dwa raz szczotką po włosach i w akompaniamencie „Mam nadzieję, że nie będziesz marudził”, wyszedł z łazienki, bo chciał załapać się na w miarę ciepły obiad.
  Po jej opuszczeniu natychmiast poczuł unoszący się w powietrzu zapach posiłku. Nawet nie musiał pytać co tak pachnie?, bo odpowiedź sama cisnęła się na usta. Zresztą obawiał się po rozchyleniu ust wycieknie z nich ślinka, a to po prostu nie przystoi człowiekowi z jego wykształceniem. Żołądek najwyraźniej zdał sobie sprawy z perspektywy rychłego napełnienia, bo niemal od razu zareagował - pod wpływem woni zaburczał, przypominając swojemu właścicielowi o swoim stanie. Niemniej lekarz nie miał zamiaru rzucać się na jedzenie, jak pies na kość. Najpierw związał wilgotne włosy w kucyk, a potem wtrącił się do dyskusji, chociaż równie dobrze słowa Rhetta mógł puścić mimo uszu. Przez wzgląd na dzisiejszy niepokojący incydent nie miał pojęcia czy to dobry pomysł, by się rozdzielali, ale nie powiedział tego na głos.
  — Nie muszę, ale chcę. Dobra, sumie muszę — odparł, bo jednak istniała istotna różnica pomiędzy „chcę” a „muszę”, a jeśli miało się do czynienia z małym potworem, który kilka miesięcy temu  nauczył się składać z wyrazów zdania, a podczas nauki chodzenia niemal nie rozdeptał Jekyllowi książki, to w zasadzie miał nóż na gardle. Jego chęci w obliczu złamania danego słowa nie miały najmniejszego znaczeni. Czując na sobie spojrzenie Renarda, stwierdził, że korona z głowy mu nie spadanie, jeśli mu powie w czym rzecz, a już na pewno sam poczuje się lepiej gdy zdradzi mu tą tajemnicę. — Nie patrz tak na mnie. Po prostu obiecałem dzieciakowi mojej siostry, że coś mu przywiozę. I od razu mówię, że pomożesz mi przy wyborze. Wiem, że nie lubisz dzieci, ale śmiem twierdzić, że akurat w kwestii dinozaurów się dogadać. Ma na nich punkcie hopla porównywalnego do twojego.
  Wzruszył ramionami. Co prawda nie wiedział, kto powiedział temu małemu urwisowi o jego podróży do jurajskiego parku, ale to w tej chwili nie miało żadnego znaczenia. Raz na rok może być dobrym wujkiem i podarować siostrzeńcowi coś, co nie będzie miało wydźwięku praktyczne i użyteczne, coś, czym będzie mógł się pobawić.
  — Co do rapotorów, sam chętnie zobaczę, jak prezentują się dorośli przedstawiciele tej rasy. — Spodziewał się, że Marshall prędzej czy później tam pójdzie, a po tym, jak do ich życia wtargnął raptor-albinos, Jekyll też nabrał ochotę, by dowiedzieć trochę więcej o tych stworzeniach. Nie wątpił w wiedzę Renarda, w zasadzie, gdy już tak się tam znajdą, miał zamiaru z niej skorzystać, a poza tym kto odmówiłby sobie takiej atrakcji, będąc w tym miejscu?
  Usiadł na brzegu swojego łózka, przez kilka chwil przyglądając się zawartości talerza. Nawet uchwycił widelec między place i podłubał w kawałku kurczaka. Robił to trochę specjalnie, by potrzymać Rhetta w niepewności. Zresztą nie miał zamiaru go przesadnie chwalić, zwłaszcza po tym, co sam sobie zamówił do jedzenia, ale zgodnie z obietnicą - powstrzymał się do czynienia mu kazań.
  — Dobra, nie żałuje, że ci zaufałem — rzucił po chwili, bo taki rodzaj posiłku idealnie spełniał jego wymogi obiadu. — Smacznego — dodał i po prostu zabrał się za opróżnianie swojego talerza.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 5 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach