Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 9 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9

Go down

Odgłosy dolatujące z piętra świadczył o tym, że zbliżał się do nich oddział wyposażony w ciężki arsenał, ale doktor nadal nie spuszczał oczu z dinozaura, który po komendzie bruneta zamarł. Być może analizował swoją sytuację, a być może czekał na tylko sobie znany sygnał do ataku. Jekyll nie nastarczył sobie zbyt dużo trudu, by pojąć system myślowy jaszczurki. Poza tym jego myśli zaprzątało coś innego. Owe były skupione na najmłodszej istocie ludzkiej w tym pomieszczeniu. Otóż świadomość, że brunet nie może przejść obojętnie obok krzywdzonego zwierzęcia wyryła się w jego umyśle na długo przed tym, zanim w ogóle zaczęli się ze sobą dogadywać. Mając to na uwadze, miał złe przeczucia wobec biernej postawy albinosa, które - jak się okazało chwilę później – odnalazły swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości.
  Serce na ułamek sekundy zmarło mu w piersi. Miał wrażenie, że mocna szczęka albinosa zaciśnie się na jednej z rąk Renarda, a nawet jego nęcony przez strach umysł posunął się krok dalej ze swoimi makabrycznymi wyobrażeniami. Nie miał bowiem wątpliwości, że biały diabeł ze swoimi predyspozycjami siłowymi, był w stanie wyrwać człowiekowi o posturze chłopaka ramię ze stawów. Niemniej rapotr najwyraźniej nie miał takiego zamiaru. Wbrew wszelkim logicznym założeniom, które poczynił lekarz, wyprodukowana w laboratorium forma życia po ulotnym przebłysku zwątpienia wykonała polecenie właściciela dwubarwnych. Wycofał się, ale sposób jaki to zrobił, sprawił, że zabezpieczenia w oczach doktora jeszcze bardziej straciły na swojej skuteczności.  
  Odetchnął, ocierając pot z czoła, ale ulga nie trwała długo. Kolejna porcja napięcia pojawiła się po tym, jak Marshall poprosił mężczyznę o dyskrecje w kwestii identyfikacji sprawcy zmieszenia. Przez ułamek sekundy Jekyll był niemalże pewny, że się przesłyszał, ale gdy zetknął spojrzenie z obliczem Rhetta, nie miał wątpliwości, że ten za wszelką cenę chciał ratować tyłek albinosowi. Otworzył usta, aby zabrać głos w tej kwestii, ale zanim wyraził chociażby słowa sprzeciwu, takowy  zamarł mu w krtani na widok głównego zarządcy parku. Jego aparycja nie poprawiła nastroju Jekylla. I, gdyby przysługiwał mu  wyboru, cofnąłby czas o kilka minut, by wytrącić pracownikowi wybiegu telefon z ręki.
  Zrobił kilka kroków w przód, by znaleźć się jak najbliżej Renarda. O ile z wcześniejszych tarapatów wybrnęli jak kot spadający na cztery łapy, o tyle w tym przypadku tak lekko nie będzie, a przynajmniej taka obawa ukształtowała się przed lekarzem. Choć przyprowadził ich tutaj stojący nieco bliżej schodów mężczyzna, to mimo wszystko byli świadomi tego, że jego obecność w tym miejscu był niewskazana. Znajdowali się w strefie dla personelu, poza tym pracownik, wykorzystując fakt popsutych kamer, bez skrupułowi mógłby zaznać, że zastał ich tu obu podczas rutynowego sprawdzenia zabezpieczeń. Jeżeli zostaną przedstawieni w złym świetle, to lekarz nie miał wątpliwości, że ciężko będzie im z tego wybrnąć. Ponadto sposób, w jaki naukowcy odbudowali DNA prehistorycznych stworzeń nadal był trzymany w tajemnicy, a więc równie dobrze mogą zostać oskarżeni o próbę kradzieży materiałów genetycznych. Przełknął zbierającą się w ustach ślinę. Im dłużej o tym myślał, tym bardziej żałował, że jego noga powstała na tej wyspie.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

 — Znowu wy — mruknął na wstępie Hunter March, tym razem nie przyozdabiając ust w sympatyczny uśmiech. Również w głosie zabrakło przyjaznej nuty, której zwykł używać w podobnych sytuacjach. Marshallowi zanotował tę zmianę z paskudnym dreszczem przebiegającym w dół kręgosłupa. I o ile zawsze w takich sytuacjach był skory do swoich szczeniackich odzywek, tak teraz wolał zatrzymać język za zębami i stać w miejscu niczym posąg.
 — Na początku było to nawet zabawne, ale teraz? Gdy włazicie tam, gdzie nikt inny by się nie odważył? I jeszcze zmuszacie jednego z moich pracowników do wezwania uzbrojonych służb. Zdajecie sobie sprawę, jak źle coś takiego wpływa na dobre imię parku? — ciemna brew biznesmena drgała w poirytowaniu. Everett być możne uznałby to za zabawne, gdyby nie długi wywód godzący w jego szczeniacką dumę. Nagle rzucił w piach plan bycia grzecznym i zacisnął dłonie w pięści.
 — Nie sądzę, by pomoc cywilom szargała dobre imię parku bardziej, niż bezpodstawne oskarżenia — postąpił krok naprzód, konfrontując zacięte spojrzenie dwubarwnych tęczówek z piorunującym wzrokiem właściciela. — Nie wie pan, co zaszło i jednocześnie wysnuwa własne teorie, jakbyśmy co najmniej pana opluli. Nie zrobiliśmy nic złego — dzieciak zaplątał ręce na piersi, mrużąc przy tym oczu. Nie ugiął się pod ciężarem furii mężczyzny ani nie cofnął na dźwięk zgrzytania zębów. Drgnął dopiero wtedy, gdy silna doń chwyciła go za ramię i szarpnęła w stronę odzianej w garnitur sylwetki.
 — Ty mały...
 — Panie March, to prawda.
Marshall zamarł, jego oprawca również. Oboje byli tak zajęci sobą, że nawet mimo wspomnienia o pracowniku, całkowicie zapomnieli o jego obecności. Ten — widząc, w jak złym kierunku zmierza sytuacja — postanowił szczęśliwie zainterweniować. Może chciał zapobiec katastrofie.
 — Ja ich tu zabrałem. Ten młodzieniec wyglądał na tak zafascynowanego naszymi zwierzętami, że postanowiłem zabrać go tutaj. Niespodziewanie jeden z okazów obszedł zabezpieczenia i wyskoczył z klatki. Pewnie zeżarłby nas wszystkich, gdyby nie przestraszył się mundurowych. To ten szary młodzik. Pręty muszą być zbyt daleko rozstawione. Może niepotrzebnie przenieśliśmy tak młodego osobnika — facet mówił bez zająknięcia. Czasem brakowało mu fachowych słów, zamiast których używał swojego, prostego języka, lecz pewność, z jaką się wysławiał była imponująca.
 Everett był zaskakiwany z sekundy na sekundę. Do ostatniej chwili nie podejrzewał, że pracownik rzeczywiście usłucha jego prośby, tym samym narażając własną posadę.
 March wypuścił go z uścisku wyraźnie zakłopotany, cofając się na bezpieczny krok. Odchrząknął, poprawił krawat i wygładził materiał ubrania.
 — Proszę o wybaczenie. Moje oskarżenia były bezpodstawne, to prawda. Jak mogę wam wynagrodzić swoje nieprofesjonalne podejście? Jestem skory spełnić każde życzenie w zamiast za poufność.
 Brunet spojrzał na Kyle'a.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Na obliczu właścicielka parku pojawiło się jeszcze więcej zmarszczek. Halliwell rozpoznał emocje, która zakradła się do jego oczu, choć nigdy nie przemawiała za nim empatia. Po prostu był świadkiem takowych u poszczególnych członków rodzin pacjentów, którzy nie mogąc pogodzić się z ich losem, oskarżali lekarzy o ich stan zdrowia.
   Złość. Mężczyzna emanował złością. Dopiero, gdy wyrzucił z siebie krzywdzące w opinii doktora słowa, ten uzmysłowił sobie, że to nie złość. Facet balansował na pograniczu furii. Otworzył usta, aby powiedzieć coś na swoją obronę, ale Marshall go ubiegł, więc na powrót je zamknął. Relacja, która po tym nastąpiła, sprawiła, że Jekyllowi coraz trudniej było ochłonąć.
  — Więc tak chcecie dbać o wizerunek tego kompleksu? — wyrzucił z siebie, gdy obca dłoń zacisnęła się na ramieniu Rhetta, zanim padło ty mały. Chciał przemieścił się w ich kierunku, ale pracownik wybiegu sprawił, że nie był w stanie oderwać nóg od podłoża.
  Był pod wrażeniem. Do tej pory sądził, że mężczyzna  posunie się do kłamstwa, bo przecież tyle w taki sposób mógł chronić swoją pozycję zawodową. Jekyll nie sądził także, że ugnie się pod prośbą Rhetta, ale w gruncie rzeczy - skoro naprawdę nie był skory do kłamstw - to chirurg zakładał, że właśnie tak chciał się odwdzięczyć Renardowi za uratowanie mu życia. Nie miał wątpliwości, że dzięki Marshallowi nadal mogli oddychać pełną piersią.
  Na ustach ukształtował się cień uśmiech, kiedy wyłapał w tonie głosu ważniaka w garniturze zmianę. Pochwycił spojrzenie bruneta, które zostało mu wysłane, aczkolwiek kontakt wzrokowy między nimi potrwała zaledwie kilka sekund.
  — Jest pan pewny, co do swojej deklaracji? — zapytał mężczyznę, tym razem zatrzymując wzrok na jego paskudnej twarzy. Jej właściciel tylko w jeden sposób mógł zmusić Halliwella do milczenia. — Chciałbym przyjrzeć się z bliska laboratorium. Konkretnie tej części, która odpowiada za genetyczne modyfikacje — wysunął swoje życzenia, ale raczej żądanie, bo żadna inna oferta nie wchodziła w rachubę, chociaż… — Jeżeli nie jest pan skory do takiego poświecenia, w takim razie zadowolę się materiałem genetycznym kilku stworzeń. — Uśmiech na ustach się pogłębił. Co prawda to Rhettowi przysługiwał przywilej wypowiedzenia życzenia, ale, skoro mężczyzna chciał kupić ich milczenie musiał brać pod uwagę fakt, że obaj będą chcieli coś w zamian i chcąc czy nie chcąc wcielić się w rolę złotej rybki.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

 March wcale nie wyglądał na uradowanego. Cały kipiał ze złości i gdyby nie potrzeba zachowania profesjonalnej postawy, prawdopodobnie rzuciłby już wiele słów, których mówić takiemu biznesmenowi nie wypadało. Wściekłość błyszczała w jego tęczówkach niczym rozżarzony węgiel. Rzucone wymagania wcale nie poprawiły mu humoru.
 — Możemy przekazać kilka próbek materiału. Obawiam się, że wizyta w niedostępnej dla zwiedzających części laboratorium byłaby zbyt niebezpieczna dla naszego przedsięwzięcia. Wolałbym nie zdradzać naszych sekretów przywracania do życia zmarłych form — stulone w pięści dłonie wsunął do kieszeni eleganckich spodni, prawdopodobnie chcąc ukryć przed wzrokiem obcych pulsujące pod skórą żyły z płynącym wewnątrz, czystym rozdrażnieniem.
 — Dostarczymy je do pańskiego pokoju hotelowego nocą, poza zasięgiem ciekawskich oczu. Obiecuję, że każda z próbek będzie odpowiednio zabezpieczona i przygotowana do ewentualnej podróży w przypadku opuszczenia wyspy. Oczywiście rozumie pan, że wymagamy pełnej dyskrecji? Wolałbym nie żałować tej decyzji jeszcze bardziej niż obecnie.
 March zwinnym ruchem dobył nowoczesnej komórki. Numer wstukał wręcz zaskakująco szybko, od razu przechodząc do negocjacji z — jak się wydawało po charakterze wymiany zdań — naukowcem. Krzywił się dobrą chwilę, lecz po kilku krótkich minutach schował urządzenie na miejsce, tym razem nieco bardziej spokojny.
 — Ta część załatwiona — oznajmił, zaraz przemieszczając oczy na lico młodego chłopaka. — Czego ty sobie życzysz?
 Marshall nie drgnął, nie zmarszczył nawet brwi. Dzielnie skonfrontował wzrok z burzliwym spojrzeniem biznesmena, dając sobie kilka chwil na dokładne przestudiowanie tej wykrzywionej twarzy. W końcu przekrzywił głowę delikatnie na bok, sięgając dłonią do karku, chcąc go nieco rozmasować.
 — Chcę po prostu wrócić do domu — mruknął ze znikomym entuzjazmem, wyglądając na dwa razy bardziej zmęczonego niż przed momentem. Szybko rozwarł powieki, zerkając ku pracownikowi. Wskazał na niego ręką. — I żeby nikt go nie zwolnił.
 Zęby Marcha znów zdawały się zgrzytać.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zachwyt, który pojawił się na twarzy właściciela tego przybytku, sprawił, że ledwo powstrzymał się przed parsknięciem. Milczenie miało swoją cenę. I nie zawsze dało się go kupić za pieniądze.
  Spodziewał się, że jego propozycja niezbyt przypadnie mężczyźnie do gustu i w duchu żałował, że jego noga nie powstanie w laboratorium, gdzie tworzyło się takie cuda, niemniej rozumiał tę decyzję. W końcu istniała spora szansa, że wycieknął na wierzch informacje na temat ich przekrętów. Jekyll nie miał żadnych wątpliwości, że ich praktyki, w tym eksperymenty nie był ani do końca ludzkie, ani też legalne, ale i tak był zadowolony, że udało mu się cokolwiek wskórać pod tym kątem bez posuwania się do kradzieży.
  — Kilku czyli ilu? — Podchwycił. Wbił spojrzenie w obce oczy i podtrzymał kontakt wzrokowy. Nie miał najmniejszego zamiaru przegrać tej walki, więc nawet nie mrugnął, zadowolony z targających mężczyzną. — Jeżeli mogę coś zasugerować — wygiął usta w uprzejmym uśmiechu, który miał podwójne znaczenie i był niemal pewny, że został bezbłędnie odczytany — nie ukrywam, że najbardziej interesują mnie geny rapotra-albinosa, więc z nieskrywaną wręcz radością przyjrzę się im pod mikroskopem razem z tymi, które mi pan przekaże. I oczywiście, uznajmy, że ta transakcja jest objęta tajemnicą lekarską, więc jak osoba, która pracuję na takim stanowisku, zobowiązuję się do zachowania bezwzględnego. milczenia Otrzymany materiał genetyczny zniszczę po zaspokojeniu swojej ciekawości. — Uśmiech zależał. Podkreślając zajmowaną przez siebie funkcje, przyświecał mu jeszcze jeden cel, a raczej przekaz o treści bez żadnych numerów, bo prędzej czy później odkryję przekręt i gorzko tego pożałujesz.
  Potem już nic powiedział. Oddał głos Renardowi, choć nie spodziewał się, że chłopak wyrazi swoje pragnienie powrotu do domu. Rzucił mu krótkie, ulotne spojrzenie. W zasadzie nie miał nic przeciwko temu. I tak za trzy dni opuściliby te miejsce, a skoro dało się przyspieszyć ten proces, będzie mógł skupić się na pobieżnemu zbadaniu próbek, zanim wróci do szpitala. Cudownie!
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

 — Kilka. Dwunastu maksymalnie. Zakładam, że rozumiecie, iż nie chcielibyśmy zdradzać zbyt wiele, a skoro już musimy, to chciałbym przejść przez ten proces tak gładko, jak tylko się da — słowa ledwo przechodziły przez gardło Marcha. Gdyby mógł ubrać myśli w rzeczywistość, wystrzeliłby w stronę zadowolonego chirurga wyjątkowo celną serię nabojów.
 Właściciel parku skinął powoli głową, najwyraźniej nieco uspokojony zapewnieniami medyka. Nie miał co prawda stuprocentowej pewności, czy warunki niespisanej umowy zostaną dotrzymane, lecz ufał, że może zawierzyć na słowo osobie pracującej z ludzkimi życiami.
 — Niech będzie — zawyrokował. — A teraz będę ogromnie uradowany, jeśli na tym zakończymy to wątpliwej przyjemności spotkanie. Muszę zorganizować kilka rzeczy — z surowym "żegnam" wymamrotanym przez zesztywniałe wargi odwrócił się na pięcie, krótkim machnięciem ręki oddelegowując wszystkich umundurowanych ludzi.
 Gdy tylko szykowny biznesmen zniknął za zakrętem, Marshall odetchnął, witając powietrze nie tylko oddechem, ale i dozą ulgi. Nie tak wyobrażał sobie pobyt w najlepszym miejscu na świecie.
 Unosząc dłoń do twarzy, zaszczycił towarzyszy westchnieniem. Sekundę później opuszki przemknęły po zmęczonej twarzy, zmazując z niej wykończony wyraz. Kątem oka wychwycił niepewne spojrzenie wciąż stojącego nieopodal pracownika. W rękach miętolił zakurzoną czapkę — prawie jak uczeń wywołany do odpowiedzi. Gdyby nie sytuacja, Everett byłby tym rozbawiony.
 — Dziękuję — rzucił w końcu, odwracając się przodem do mężczyzny. — Nie musiał pan tego robić, a jednak stanął w naszej obronie, ryzykując własną posadą. Jeśli pana zwolnią, niech pan zadzwoni. Zrobimy skandal — mrugnął porozumiewawczo, podchodząc do mężczyzny. Wystukał na jego telefonie numer i wiadomość. Później skinął głową i postąpił kilka kroków w stronę Kyle'a na tyle szybko, by wybić z głowy pracownika pomysł kontynuacji rozmowy. Był na to zbyt zmęczony.
 — Koniec końców udało ci się zdobyć to, na co od początku miałeś chęć, nieźle — mruknął w stronę towarzysza, posyłając mu wymuszony, acz rozbawiony uśmiech. — Wychodzi na to, że wbrew początkowym założeniom bawiłeś się lepiej niż ja. Bardzo nie fair, Kyllie. Chcę za to pluszaka.
 Z energią, jakiej nie miał prawa posiadać, wymaszerował z segmentu przeznaczonego dla pracowników. Skierował się prosto do hotelu, chcąc jak najszybciej przystąpić do chaotycznego wrzucania swoich rzeczy w bagaż.
 Zamiast przystąpić do realizacji planu, pierwszym co zrobił po wejściu do pokoju, było rzucenie ciała na łóżko. Wpasował się w miękką pościel tak idealnie, że aż żal było wstawać. Ramieniem zgarnął pluszowego raptora, przyciskając zabawkę do boku.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przytaknął, ale nie odezwał się choćby słowem do odchodzącego biznesmena. Nie sądził, że pobyt w tym parku dostarczy mu tyle radości. Najwidoczniej nawet mu przysługiwała namiastka szczęścia. I dopiero słowa Renarda sprowadziły go na ziemię. Przeciwieństwie do niego, nie czuł wdzięczności względem stojącego nieopodal mężczyzny. W gruncie rzeczy to on wpakował im w kłopoty, a to, że zdobył się na odrobinę szczerość w obliczu konfrontacji z pracodawcą, dobrze o nim świadczyło. Nic poza tym, dlatego zachował milczenie, nie rezygnując z delikatnego uśmiechu ułożonego na ustach.
  — Nie przeczę, że sprawy przybrały całkiem korzystny dla mnie obrót —  przyznał Marshallowi rację i pogłębił grymas widniejący na wargach. — A niech stracę. Powiedzmy, że w drodze wyjątku mogę sfinansować ci jeden przedmiot z tego parku. Pluszówkę czy cokolwiek wpadnie ci w oko. — Wzruszył ramionami. Był tak szczęśliwy, że stan portfela w obliczu DWUNASTU różnych próbek ani trochę nie znajdował się w zasięgu jego zainteresowań.
  Pożegnał się z pracownikiem wybiegu i postąpił krok za Rhettem. Przeciwieństwie do niego, doktor aż tryskał energią i nawet patrzył dość entuzjastycznie na wydarzenia, które rozegrały się przed momentami. Nie dość, że wracają wcześniej do Londynu, to jeszcze udało mu się ugrać coś tak cennego. Po przybyciu do pokoju przeciwieństwie do towarzysza nie wyłożył się na łóżku, ale obawa o jego kiepski stan zdrowia powróciła.
  — To zmęczenie, czy powoli rozkłada cię grypa?
  Gdy otrzymał odpowiedź na te pytanie, udał się do łazienki i wziął szybki prysznic. Musiał uporać z potem, który pojawił się na jego skórze.
  — Jak myślisz, ile zajmie im zorganizowanie naszego wyjazdu? — zapytał kompana, podchodząc do swoich rzeczy. Spakował lwią ich część, choć nie sądził, że dzisiaj zostaną wymeldowani z hotelu. Prom odpływał jutro, więc pewnie tym kursem zabiorą się do domu. Nie sądził, że desperacja ich gospodarza zmusi go do użycia prywatnego środka transportu, aby jak najszybciej pozbyć się problemu.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

 — To zmęczenie, czy powoli rozkłada cię grypa?
 Odmruknął coś wymijającego. Z twarzą w poduszce wypowiadał się dość niewyraźnie, lecz ponowna analiza pozwalała na rozszyfrowanie kodu jako "zmęczenie".
 Przekręcany zamek od łazienkowych drzwi zabrzmiał dla Marshalla dźwiękiem uchylanej furtki. Od razu spojrzał w miejscu, w którym zniknął jego towarzysz. Teraz nie mógł pozwolić sobie na najmniejszy błąd. Od razu dobył schowanego w spodniach telefonu. Odszukanie odpowiedniego numeru zajęło ledwie sekundę. Kolejnych kilka trwało wystukanie wiadomości.
 W pełni zadowolony mógł w końcu przystąpić do pakowania walizki. Wbrew początkowym planom, by wrzucić wszystko do środka bez składania, zabrał się za układanie schludnych kostek wpierw na pościelonym łóżku, później przełożył je do bagażu. Dołożone starania sprawiły, że bezproblemowo upchnął pluszowego raptora i wciąż miał miejsce na kolejną zabawkę. Myślami wrócił do obietnicy Kyle'a i nie był w stanie powstrzymać zacieranych konspiracyjnie dłoni.
 — Jak myślisz, ile zajmie im zorganizowanie naszego wyjazdu?
 Spojrzał wpierw na blondyna, później na przestronne okno. Nie odpowiedział od razu. Zamiast tego sięgnął klamki i wyszedł na balkon.
 — Niewiele. Przemiły pan March wielokrotnie zaznaczył, że chce pozbyć się problemu jak najszybciej — spoglądając przez ramię, mrugnął do kompana porozumiewawczo. Tym razem również drobny uśmiech rozjaśnił lico młodzieńca.
 Wsparty przedramionami o barierkę obserwował tłoczno zebranych ludzi, którzy okupowali cały plac przed hotelem. Alejkę wypełniały stragany z pamiątkami i przekąskami, więc teoretycznie nie mógł się im dziwić. Między ciemniejszymi uliczkami był w stanie wychwycić poruszenie i ludzi odzianych w kitle. Zaśmiał się pod nosem. — Może nawet szybciej, niż nam się wydaje.
 Szybko wrócił do śledzenia budek z suwenirami. Przemykał wzrokiem po najbardziej interesujących go pluszakach, aż w końcu wychwycił jednego, który znacznie odcinał się od reszty nie tylko kolorem, ale i rozmiarem oraz realistycznymi detalami. Całkiem jak raptor, którego Everett zdążył już upchnąć w walizkę.
 — Wiem już, co chcę, Kyllie — wyprostował się nagle, z błyskiem w oku czekając na mężczyznę. Gdy ten zjawił się już obok, dzieciak wskazał na pluszowego Mozozaura. W kolejnej sekundzie podbródkiem kiwał na popychaną przez jakiegoś mężczyznę walizkę. Z pozoru wyglądała na zwykły bagaż, lecz w obcym facecie Marshall rozpoznał pracownika wybiegu, który pokazał im zwierzęta z bliska.
 — A to chyba twoja zabawka.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Po tym jak Rhett nie wyrzekł chociażby słowa, lekarz nie miał wątpliwości, ukrywa przed nim swój stan zdrowia. I wiedział, że nie ujdzie mu to na sucho. O ile teraz odczuwane przez niego dolegliwości miały dość łagodny przebieg, potem przybiorę nieznośny rozmiar.
  Westchnął, ale nic nie powiedział. Jeszcze nie. Czekał na odpowiednią okazją, a tą na pewno nie były drzwi balkonowe otworzone na oścież. Duchota w powietrzu pamiętała wilgoć poprzedniego dnia. Ponadto wiał delikatny wiatr.
  Jekyll niechętnie wyjrzał na balkon. Wcześniejsza odwaga z niego wyparowała. Przy konfrontacji z taką wysokością znowu przemienił się w kłębek nerwów. Uchwyciwszy się kurczowo poręcz, jakby w obawie, że zaraz jego ciało przeżyje bolesną konfrontacje z brukiem, spojrzał w dół. Miał dobry wzrok, ale i tak z pewnym trudem wyłapał kształt Mozozaura pośród sobie podobnych podobizn dinozaurów. Niewątpliwie była to największa maskotka. Mógł przewidzieć, że Marshall nie zainteresuje się byle czym. Uczyniwszy kilka kroków w tył, zgodnie z umową, wyciągnął portfel z kieszeni i wręczył garść banknotów chłopakowi.
  — Tyle powinno wystarczyć — ocenił. Nie miał ochoty wychodzić. Liczył, że Renard zaopatrzy się w zabawkę i prędko wróci do pokoju, chociaż może nie powinien puszczać go tam samego? Przede wszystkim powinni zjeść coś przed podróżą, poza tym… Bez ostrzeżenia skonfrontował dłoń z jego czołem. — Cholera jasna, masz lekką gorączkę — ocenił, by zaraz głosem przepełnionym ekscytacją zapytać: — Gdzie?
  Perspektywa pozyskanie materiałów badawczych przyćmiła jego strach przed upadkiem. Wychylił głowę za barierką, a na ustach wstąpił uśmiech.
  — Nie spodziewałem się, że pan  jak-mu-tam aż tak się wyślij. Naprawdę zależy mu na naszym milczeniu — przyznał, ale po chwili wrócił myślami do gorączki chłopaka, bo zanim pracownik wybiegu wtoczy na górę walizkę trochę czasu utrwa. — Kładź się do łóżka. Sam pójdę ci go kupić  — zaoferował. Nie chciał, aby Rhett przez całą podróż powrotną zwijał się z bólu.
  Jekyll wrócił do pokoju. Wyjął z plecaka nie napoczętą butelkę wody niegazowanej zakupioną w automacie dzisiejszego dnia i wraz z nią wręczył Marshallowi również białą tabletkę.
  — Musisz wypocząć, zanim pan jak-mu-tam wykombinuje nam środek transportu. I nie waż się protestować. No chyba, że chcesz wylądować na kozetce w szpitalu tuż po naszym powrocie, a dobrze wiesz, że mogę ci to zapewnić wraz z kilkoma nieprzyjemnymi badaniami. — Wysłał mu nieznoszące sprzeciwu spojrzenie. Jak mógł oderwać się od pracy, skoro takowa towarzyszyła mu na każdym kroku?
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

 Nie spodziewał się banknotów wsuniętych w dłoń. Z początku popadł w wyraźną konsternację, nie do końca pewny, co powinien w takiej sytuacji zrobić. Do samego końca myślał, że obaj potraktują jego zachciankę jako żart, zaśmieją się i zapomną. Nie wziął pod uwagę, że Kyle mógł wziąć jego słowa za czystą formę powagi.
 Banknoty szybko zniknęły spomiędzy palców. Doktor nie pozwolił młodzieńcowi wejść w słowo. W czasie sekundy dotknął czoła młodszego chłopaka i wskazał podniesioną temperaturę. Ta szybka analiza spotkała się ze ściągniętymi brwiami i drobnym niezadowoleniem wymalowanym na bladym licu.
 — Nic mi nie jest. Wpadasz w paranoję, Kyllie — odparł opanowanym tonem, mając nadzieję, że spokojny wydźwięk słów wpłynie na roztargnionego medyka i zatrzyma choć część galopujących przez niego myśli. Z drugiej strony wiedział, że gdy Halliwell podłapywał temat, to mało co było w stanie wytrącić go obranej ścieżki.
 — March — wtrącił z drobnym rozbawienie, wchodząc blondynowi w słowo tuż po "pan jak-mu-tam".
 Zaskakująco posłusznym krokiem udał się w stronę łóżka. Usiadł na jego brzegu, dłońmi raz jeszcze badając fakturę kosztownej pościeli, jaką dysponowali w każdym pokoju na wyspie. Może prócz właściciela. Marshall był przekonany, że Hunter March spał w aksamitach, o jakich innym się nie śniło.
 Westchnął, zaraz rozciągając usta w lekkim uśmiechu.
 — Daj spokój. Oboje wiemy, że po powrocie do Londynu nie nie złapiesz, jeśli nie będę tego chciał. Mało razy to przerabialiśmy? Groźbami tylko mnie zachęcasz — opadł plecami na materac. Chwilę później wzruszył ramionami. — Nie bez powodu podziwiali mnie w liceum — puścił do medyka zaczepne oczko, nie będąc w stanie powstrzymać się od tego gestu.
 Gdy drzwi zamknęły się za blondynem, młodzieniec od razu wrócił do siadu. Wlepił wzrok w drewnianą fakturę wyjścia, przewiercając je wzrokiem, póki klamka znów nie opadła. Widząc w progu znajomego strażnika nie był w stanie zapanować nad zaczepnym wyrazem przyozdabiającym twarz. Zauważył również drobny ruch warg mężczyzny, toteż od razu przytknął palec wskazujący do warg w charakterystycznym geście. Pracownik z początku stał w miejscu dość skołowany, lecz po kilku sekundach skinął głową. Walizkę odłożył — zgodnie z niemą prośbą Everetta — przy łóżku Kyle'a. Zniknął dość szybko, posyłając dzieciakowi krótkie spojrzenie.
 Brunet nie mógł być z siebie bardziej zadowolony.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Może, ale tak czy owak czuję się za ciebie odpowiedzialny. Gdybyś był lekarzem, na moim miejscu postąpiłby tak samo — zapewnił go niebezpodstawnie. Wiedział to z autopsji. Będąc dzieckiem, miał w nosie stan swojego zdrowia, ale mieszkając pod jednym dachem z dwójką ludzi, którzy z medycyną żyli za pan brat, musiał znosić ich nadopiekuńczą pod tym względem. Co prawda wtedy nie życzył nikomu takiego losu, a teraz... pewne rzeczy ulegają zmianie.
  Niepokorność Marshalla była mu dobrze znana, ale nie miał złudzeń, że prędzej czy później gorączka może przybrać na sile i wtedy skończą mu się wymówki.
  Westchnął ciężko.
  — Oboje wiemy, że nigdy nie łamię raz złożonych obietnic, więc po prostu wypocznij, by nie dać mi powodu ku zrealizowania jej— odrzekł stanowczo. Zdecydowanie dosięgnęło też jego oczu. Jasna, wręcz toksyczna zieleń przeszyła Rhetta na wylot. — Choć gorączka to nic w porównaniu do choćby bólu zęba, to podczas podróży daje mocno w kość. Co zrobisz, jeśli się wzmocni?
  W przeciwieństwie do Renarda nie dysponował żadną błyskotliwą ripostą utrzymaną w żartobliwym tonie. Nie bez powodu przyjęło się w gmachu szpitala, w którym pracował, że dr Locklear nie miał za grosz poczucia humoru. Przywdziewając kitel, porzucał życie osobiste na rzecz chłodnego profesjonalizmu. Na pierwszy plan wysuwał się perfekcjonizm, emocje grały role drugorzędną, prawie nie mającą miejsca podczas długiej dyżurów. Życie prywatne pozostawił za drzwiami samochodu. W miejscu pracy byli tylko pacjenci i jej patologiczne zmiany zachodzące w ich organizmach. Nic ponadto. Bijąca od niego stanowczość niejednokrotnie stawiła do pionu nawet najbardziej opornych, dzięki czemu zyskiwał na skuteczności, często mylonej z brakiem empatii i wyczucia.
  — Prześpij się chociaż trochę. To na pewno ci nie zaszkodzi — rzucił w formie polecenia, zalecenia medycznego.  po czym bez zbędnych zaraz wracam opuścił pokój, aby zakupić Marshallowi obiecanego pluszka.
  Do pokoju wrócił po kwadransie. Wręczył Renardowi nowy nabytek w postaci wybranej przez niego zabawki. O dziwo ten leżał w swoim łóżku. Dojrzał na jego ustach uśmiech, ale nie skomentował jego obecność. Wolał się nie wiedzieć, co rozbudziła w nim entuzjazm, choć gdyby posiadał wcześniej świadomość o tym, że Marshall umówił się z pracownikiem wybiegu, że ten przemyci na prom białego raptora, usiłowałby to odkręcić każdym możliwym sposobem, nawet jeśli w tym celu zostałby zmuszony do kontaktu z palantem w garniturze.
Niemniej, żyjąc w błogiej nieświadomości, pierwsze co rzuciło mu się w oczy po przekroczeniu progu pokoju to  dodatkowa walizka opatrzonego jego imieniem i nazwiskiem. Zajrzał do niej, tylko po to, aby się upewnić, że mężczyzna dopełnił swojej części umowy.
  Prom z nimi na pokładzie wypłynął jeszcze tego samego dnia, zanim zaszło słońca.


— Wątek zakończony —
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 9 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach