Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 6 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Go down

- Mam nadzieję, że nie. Nie znam go też na tyle dobrze, żeby wiedzieć, ale... myślę, że twoje odwiedziny są dla niego dobre. Zwierzęta nie są w stanie do końca zastąpić towarzystwa drugiej osoby. - Każdy miał zresztą swój własny zakres potrzeb, tak względem przebywania samotnie, jak i wśród ludzi. Z żadnym z tych aspektów nie należało przesadzać, a wyczuć swoje możliwości i limity. Nie dla każdego było spędzanie całych dni w pustelni, tak samo też niejeden wzdrygał się z przestrachem na myśl o znalezieniu się w tłumie.
- Rzeczywiście, brzmi to ciekawie - przytaknęła. Sama nie umiała rozmawiać ze zwierzętami, więc opis przyjaźni międzygatunkowej wydawał jej się bardzo ciekawy. Oczywiście, też miała swoją mała pierzastą towarzyszkę, jednak ich komunikacja opierała się bardziej na gestach. Lise często prowadziła w towarzystwie tatrii monolog, którego ona zapewne nie była w stanie zrozumieć. Anielica wyobrażała sobie jednak, że rozumie i odpowiada tak, jak potrafi. Prowadzenie dysputy w ten sposób, nawet jeśli w praktyce jednostronne, pomagało często w wyłapaniu błędów w swoich przemyśleniach i pomysłach. Wypowiadanie słów na głos nadawało im realizmu i zmuszało do ponownego przemielenia przez umysł, a czasem dopiero usłyszenie ich z własnych ust pozwalało na spojrzenie na sprawę z innej strony. Gdyby jednak była w stanie rzeczywiście skomunikować się ze swoją pupilką... cóż, te rozmowy nabrałyby kompletnie nowego wymiaru.
- Ależ skąd! - odpowiedziała od razu na wątpliwości Fabiena i roześmiała się cicho. - Opowiadasz z takim entuzjazmem, że mogłabym cię słuchać cały dzień - stwierdziła zaraz potem, w dodatku całkowicie szczerze. Było coś fascynującego w tym, w jaki sposób młodszy anioł poznawał świat. Tym milej było słyszeć, jak cieszą go rzeczy, które dla wielu były nudne i trywialne. Sama pewnie nigdy nie zwróciłaby uwagi na rodzaje łusek u ryb, dopóki nie byłoby to do czegoś potrzebne. Prędzej rozróżniała kolor, rozmiar czy tego typu wizualne aspekty.
Nie zraziła się tym, że jej próby wytłumaczenia, jak działa lustro, prawdopodobnie nie przyniosła żadnego rezultatu. Tego można było się spodziewać, ale przynajmniej próbowała. W przypadku zjawisk tak ściśle związanych ze światem widzialnym, trudno było wyjaśnić cokolwiek osobie, która tego świata nie znała wcale. Podobnie nie dałoby się pewnie przybliżyć pojęcia koloru, a wszelkie próby skończyłyby się tylko frustracją i wysuszonym gardłem.
Chwilę później trafili na kolejna sakiewkę, która na szczęście nie wywołała już u Fabiena ataku strachu. Dziwny był to zbieg okoliczności, by dwukrotnie w tak krótkim czasie trafili na czyjąś zgubę w dodatku w takiej samej formie. Prędzej jednak dałoby się to uznać za przypadkowy zbieg okoliczności niż za zaplanowane przez kogoś zdarzenie. Co jednak przyczyniło się do podobnej ciekawostki - próżno się doszukiwać.
- Hm, nie myślałam o tym w ten sposób... - przyznała. - Prędzej zakładałam, że ktoś je po prostu zgubił. Mże był nieuważny, albo uciekał, albo... - urwała. Nie chciała schodzić myślami w kierunku czarnych scenariuszy, szczególnie po tym, co przeszli podczas wędrówki przez las. Samotny podróżnik z pewnością miał utrudnione zadanie i ciężko zaprzeczyć, że mógłby nawet stracić życie.
- Bądźmy dobrej myśli - uznała w końcu. Co jak co, ale gdyby ktoś zginął na ścieżce, raczej zostawiłby po sobie coś więcej niż tylko woreczek z monetami. Po zmarłym zostałyby jego ubrania i rzeczy osobiste, a także przede wszystkim - ciało. Choć tego lepiej było sobie nie wyobrażać.

formularz:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Gdyby miał bardziej rozbudowaną gestykulację, zapewne by teraz skinął głową. Niestety jako, że mimika jest czymś już wrodzonym dla ludzi, tak gesty oraz ruchy dłońmi to konspekty czysto zależny od społeczeństwa, w którym się dorasta. Fabien podświadomie uśmiecha się, gdy jest szczęśliwy oraz otwiera szerzej niewidzące oczy, kiedy coś go przerazi... Próżno jednak szukać u niego jakiejkolwiek zmiany w postawie. Jest pod tym względem niesamowicie ubogi oraz w pewien sposób sztywny, trzymając głowę zgoła nieruchomo przez większość czasu. Przekręcając ją tylko, kiedy usłyszy, że nie jest przodem do rozmówcy. Kiedyś mu powiedziano, że tak jest najbardziej kulturalnie.
- Też tak myślę. A-ale to trochę krępujące. Znaczy, ja jestem tylko służącym, a pan Akaiah to zwierzchność i... - Zmieszał się strasznie, próbując przekazać własne odczucia. Nie umiał tak płynnie mówić, co myśli, całe życie spychając własne emocje na dno umysłu, przykrywając je grubą pierzyną optymizmu. W efekcie miał spore problemy nawet określić, co tak dokładnie odczuwa. Traktował sam siebie niezwykle po macoszemu.
- Chociaż miło mi spędzać z nim czas, staram się nie marnować go za dużo, bo pan Akaiah ma wiele obowiązków. Nie wiem, czy moje towarzystwo jest tak do końca dobre... - Ostatnie zdanie wypowiedział niezwykle cicho, początkowo chcąc powiedzieć co innego. Skończył jednak łagodząc ogólny wydźwięk. Miał bardzo ambiwalentny stosunek, gdzie własne odczucia mieszały się ze świadomością, że są ważniejsze rzeczy niż pokazywanie mu rybek czy uczenie przędzenia wełny od podstaw.
Uśmiechnął się speszony, nie wyzbywając się tak całkiem zmieszania.
- Jakby panienka miała kiedyś czas i chciała, to możemy pójść nad rzekę. Albo na spacer bliżej mojego domu. Są tam takie drzewa, które najbardziej lubię dotykać, bo mają wyjątkową korę. Nie znalazłem innych wokół miasta, tylko w tym jednym miejscu. Chociaż... To musi brzmieć strasznie nudno, aby chodzić i dotykać drzewa... Ale ja to lubię. Czasem znajduję też ułamane przez burze, grubsze gałęzie i mogę je zebrać, aby potem coś w nich wyrzeźbić.
Zacisnął palce na sakiewce, za moment je rozluźniając.
- Dwie tak blisko? I lusterko...? - Powątpiewał w to, acz ciężko rzec, czy było to wynikiem strachu, logicznego myślenia czy niepewności. - Ciała mogły odciągnąć drapieżniki i rozszarpać... - Dodał cicho, jakby czytał w myślach Lise.
- Nie wiem, czy powinienem je zabierać... - Naprawdę czuł się nieswojo z myślą, że istnieje nawet niewielki cień szansy, iż należały do zmarłych. Miał od tego dziwne, zimne dreszcze wzdłuż kręgosłupa. Toż to gorsze niż kradzież. To już w pewien sposób bycie hieną cmentarną.
- Odniosę je do pani Elemis, ona będzie najlepiej wiedziała, co zrobić... - Uznał niepewne, acz lepszego pomysłu nie miał. Wyrzucać też słabo, bo jeszcze ktoś inny weźmie.

Rzut pierwszy: 5
Rzut drugi: -
Suma pierwszych rzutów: 139
Nazwa rośliny: Kaukaski granat
Ilość zebranych przez postać roślin: 70
Ilość odegranych kolejek:  19
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ścisnęła lekko dłoń Fabiena w zastępstwie pokrzepiającego uśmiechu, którego on niestety nie mógł zobaczyć. Jego sposób myślenia z jednej strony był ujmujący, z drugiej - bardzo anielicę martwił. Niedobrze było mieć aż tak niskie mniemanie o sobie. Nie chciała pozwolić na to, by wierzył w podobnie pesymistyczne wizje, nawet jeśeli sam je wypowiadał. Może nawet tym bardziej dla tego, że był ich autorem.
- Służący czy Zwierzchność, każdy ma swoja ważną rolę. Żadna z nich nie jest ani "tylko" ani "aż" - wyłożyła spokojnie. Choć w anielskiej społeczności istniała pewna hierarchia związana z organizacją i podejmowaniem decyzji, osoby zajmujące się bardziej codziennymi zadaniami nie miały podstaw do tego, by czuć się w jakikolwiek sposób gorsze.
- Twoje towarzystwo jest bardzo przyjemne, bo jesteś miłą osobą. Jestem pewna że każdy, kto ma choć trochę oleju w głowie, będzie je doceniał - stwierdziła bez cienia wahania. Każdy krok dzisiejszej wędrówki przez las utwierdzał ją w przekonaniu, że nie mogła sobie życzyć lepszej pary w tej wyprawie i niechby ją Bóg bronił, gdyby miała je z kimś wymienić. Trudno jej było wyjaśnić, skąd takie odczucie, ale była go całkowicie pewna.
- Skoro dla ciebie to ciekawe, w takim razie nie jest głupie. Chętnie się przejdę razem z tobą. Przez to, że tak długo nie byłam w Edenie, teraz trudniej jest mi się odnaleźć w niektórych jego częściach - przyznała z lekkim smutkiem. Kłamstwem byłoby powiedzieć, że nie tęskniła za domem podczas swojej pracy w podziemiach M-3. Teraz, kiedy topografia Edenu nieco zatarła się w pamięci anielicy, odnajdywanie domów starych znajomych czy ścieżek, którymi niegdyś spacerowała, sprawiało jej trudność. Musiała na nowo przyzwyczaić się do mieszkania w tym miejscu i nie pogardziłaby pomocą.
- Lepiej je zabrać i oddać Elemis. Skoro opiekuje się lasem, najlepiej zdecyduje o ich dalszym losie. I może będzie wiedziała, czy ktoś tu niedawno był i co się działo - zgodziła się. Zostawienie znalezisk na ścieżce też nie było najlepszym pomysłem, skoro żeby je odzyskać trzeba by przejść przez podobne przygody, jakich do tej pory doświadczyła dwójka aniołów. To był najlepszy plan, jaki udało im się wymyślić, więc pozostawało tylko się go trzymać.

formularz:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Mógłby naprawdę długo mówić i tłumaczyć, dlaczego uważa się za gorszego. Nie - dlaczego jest gorszy. Nie potrafił jednak tak prosto i otwarcie wyjawić własnych obaw czy złych myśli, uważając, iż żalenie się jedynie marnowało innym czas. Tkwił w błędnym kole, napędzanym przez samego siebie, uważając, że wszystkie kompleksy są w pełni uzasadnione oraz boleśnie prawdziwe. I chociaż każde słowo Lise było niezwykle miłe, tak łatwo ani szybko nie wyzbędzie się problemów, jakie chodzą za nim od wielu, wielu lat.
Chciał zaprotestować i powiedzieć, że to bardzo "aż". Im wyżej, tym poważniejsza rola. Nie wypada przeszkadzać w jej wypełnianiu, szczególnie, kiedy ta jest tak kluczowa. Bo jak ktoś przerwie mu mycie okien... To nie stanie się nic złego. To nadal istotne zadanie, acz jeśli przeszkodzi się w wykonywaniu pracy archanioła czy zwierzchności, będzie czyn ten mieć poważniejsze konsekwencje - na tyle, na ile rozumiał, to właśnie czyniło oba te stanowiska tak ważnymi. Skala konsekwencji w przypadku błędu, pomyłki, spóźnienia czy niewypełnienia obowiązku.
Nie krył, że może i na tę kwestię mieć błędne spojrzenie. Ciężko ogarnąć chóry anielskie oraz zażyłości między nimi, kiedy znasz w zasadzie tylko anioły jako istoty niemalże ludzkie. Poznawanie innych boskich stworzeń nie różni się w jego przypadku od typowej nauki dziecka na katechezie. Ale zdawał sobie sprawę, że kolejne stopnie tej drabinki zajmowały się coraz to poważniejszymi kwestiami, zatem zawracanie im przysłowiowej dupy jest bardzo niewskazane czy niekulturalne. Mają teraz ograniczony czas i ograniczone możliwości, więc nie powinno się ich rozpraszać.
Nie powiedział jednak nic, uznając, że i tak nadwyręża dziś cierpliwość Lise swoimi pytaniami. Własnym tkwieniem w błędnych przeświadczeniach. Te tematy są skomplikowane, nie chciał przekroczyć niewidzialnej linii i wyczerpać tolerancji anielicy na bezsensowne pytania. Jest aniołem, a nie przedszkolakiem. Powinien te kwestie dawno pojąć.
Przeszedł wobec tego od razu do kwestii spacerów.
- Nie zwiedziłem za wiele Edenu, mogę tylko oprowadzić po mieście i wokół niego. Bardzo dobrze poznałem szlak na Babel. I samą katedrę. Tam mogę pokazać bardzo wiele pokoi, znam wszystkie na pamięć. Jeśli by panienka potrzebowała pomocy w oprowadzeniu po budynku, służę - zaoferował się. Nie może co prawda za mocno robić za przewodnika po lesie, trzeba jednak przyznać, że na Babelu czuł się niezwykle pewnie. Nawet ilość schodów zna na pamięć. Lepiej orientuje się tylko we własnym domu.

Rzut pierwszy: 1
Rzut drugi: -
Suma pierwszych rzutów: 144
Nazwa rośliny: Kaukaski granat
Ilość zebranych przez postać roślin: 71
Ilość odegranych kolejek:  20
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Po wielu przeciwnościach losu wreszcie udało im się przedostać do miejsc, w którym rosła pożądana roślinność. Mogli otrzeć pot z twarzy i ustabilizować oddechy, ale czy na pewno nadeszła chwila upragnionego relaksu?
Otóż nie!
Na miejscu czekał ich ostateczny test odwagi w formie bestii z poziomu średniego. Groźna postawa zwierząt nie wskazywała na to, że aniołom uda się pokojowo zebrać potrzebne medykamenty i wycofać się, zanim zostanie zademonstrowany brak gościnności stworzeń.
Ich cel był jeden – pilnowanie plantacji przed intruzami. Za wszelką cenę. Wzięły te tereny we władanie bez świadomości Elemis. Gdyby anielica wiedziała, co za paskudztwa rozgościły się na polach i grządkach, nigdy nie wysłałaby tam swoich braci i sióstr. Ale teraz anioły miały inny problem niż rozważanie, czy Elemis to zaplanowała. Samozwańczy władcy plantacji nie zamierzali dopuścić do nich nikogo.



ETAP DRUGI — MIEJSCE PLANTACJI ROŚLIN LECZNICZYCH



Pary, które przeszły pozytywnie pierwszy etap rozgrywki to:
Liselotte i Fabien oraz Hanael i Faith. Gratuluję.

Drugi etap opiera się na KOSTKACH.
• W tym etapie wykonujecie dwa rzuty. W każdej następnej kolejce powtarzacie rzut pierwszy, a rzut drugi co dwie kolejki.
• Pierwsze rzuty sumujecie. Musicie uzbierać łącznie 30 pkt. Po uzbierania tej puli kończycie etap drugi.
• Drugi rzut odpowiada za ruch postaci. Przykładowo: jeśli postaci wypadł „unik”, wówczas może uniknąć ataku. W drugiej kolejce postać może odpocząć lub przygotować własny atak, a w trzeciej rzuca kolejny raz kostką. I tak dalej.
• Decyzja w jaki sposób okiełznacie bestię leży w Waszych rękach. Macie do dyspozycji dwie opcje (i alternatywne):
a). ucieczka;
b). walka;
c). inwencja własna;
Pamiętajcie, że walka nie jest równoznaczna z uśmierceniem bestii, a raczej jej unieruchomieniem. Morderstwo powinno być ostatecznością przez wzgląd na anielskość Waszych postaci.
• W kolejkach opisujcie wydarzenia z kostek – jak miało to miejsce poprzednim razem.
Termin: 12.06.
Może ulec zmianie, jeśli ktoś będzie miał wybitnego pecha (wtedy też pojawia się moja asekuracyjna ingerencja jako mg). Tradycyjnie biorę pod uwagę nieobecności.
Good luck!

Rzut na bestię (wynik rzutów):
1-2. FAROS PÓŁNOCNY
3-4. TYGRYS OGNISTY
5-6. POŻERACZ KOSZMARÓW

Rzut na ruchy postaci:
[1], [6] - Unik.
Twoja postać uniknęła konfrontacji z mocą bestii. Jest tymczasowo bezpieczna.
[2], [5] - Bezpośrednie trafienie.
Twoja postać została bezpośrednio trafiona przez bestię:

[2]:
Faros północny - ogon uderzył boleśnie w plecy, doprowadzając do utraty równowagi. Upadasz, na moment tracąc oddech, a na plecach pojawia się ogromny krwiak. W wyniku uderzenia masz podarte ubranie, a upadek zaowocował dodatkowo zdartą skórą na dłoniach/kolanach.. Masz problemy z poruszaniem się, w następnej kolejce masz mniejszą szansę na unik przed atakiem (udany unik jest tylko, jeśli wyrzucisz [6]. Jeśli wyrzucisz [1], faros kolejny raz uderza cię ogonem).
Tygrys ognisty - poparzenie skóry (fragment ciała dowolny, jednak nie mniejszy niż połowa kończyny lub ¼ tułowia). Tkanka jest tkliwa, boli przy naciąganiu skóry, pojawiają się duże, wypełnione płynem pęcherze. W drugiej kolejce pęcherze pękają, powodując dodatkowy ból. W trzeciej od tego rzutu przysychają, a ból staje się mniej dotkliwy.
Pożeracz koszmarów - znalezienie się w zasięgu trujących oparów, które wywołują osłabienie, dekoncentrację i ból głowy na okres trwania dwóch postów. W następnej kolejce postać nie może uniknąć ataku, postępuj według następujących kostek: parzysta – postać została stratowana; nieparzysta – postać została ugryziona (jak przy kostce [5]).

[5]:
Faros północny – silna szczęka zwierzęcia zakleszczyła się na dowolnej części ciała Twojej postaci, łamiąc pod zębami kość. Rany od kłów na szczęście nie są głębokie i nie krwawisz mocno. Na razie.
Tygrys ognisty – bestia z zapałem wgryzła się w dowolną część ciała Twojej postaci, odgryzając fragment skóry oraz parząc ciało dookoła. Plus? Nie krwawisz. Minus? Rana będzie się długo i powoli goić, jest bowiem przypalona. Uważaj, aby nie zaropiała.
Pożeracz koszmarów – zapach krwi sprawił, że kopytny bez zastanowienie ruszył na Twoją postać z zamiarem uśmiercenia jej i zapełnienia żołądka. Zęby konia rozszarpały skórę i mięśnie (dowolny fragment ciała). Obficie krwawisz i jeśli nie zatamujesz tego, za trzy posty stracisz przytomność.

[3], [4] - Zadrapanie.
Twoja postać została zadrapana przez bestię.
Faros północny – kiedy bestia wzbiła się w górę, jej skrzydła otarły się boleśnie o dowolną część Twojego ciała. Twarde wypustki na ich końcach zostawiły po sobie trzy, głębokie nacięcia, z jakich obficie wypływa krew.
Tygrys ognisty - pazury bestii przebiły Twoją skórę (fragment ciała dowolny). Rana, chociaż nie jest głęboka, sączy się z niej krew. Dodatkowo ciało wokół jest oparzone (nie na tyle, aby całkiem zatamować krwawienie, ale na tyle, by piekło).
Pożeracz koszmarów - zostałeś trafiony kopytem. Co prawda nie doszło do złamania żadnej kości, gdyż zdążyłeś w ostatniej chwili się uchronić przed niespodziewanym atakiem, jednakże dowolny fragment ciała jest obolały i posiniaczony. Masz problemy z poruszaniem się, w następnej kolejce masz mniejszą szansę na obronę przed atakiem (udany unik jest tylko, jeśli wyrzucisz [6]. Jeśli wyrzucisz [1], koń kolejny raz traktuje cię kopytem).


Uwaga! Osoby słabsze psychicznie w kontakcie z pożeraczem koszmarów odczuwają irracjonalny lęk. Wszystko jest w tej kwestii uzależnione od charakteru postaci, a więc niczego Wam nie narzucam.


Na koniec każdego swojego postu umieszczajcie ten formularz (oczywiście wypełniony!):
Kod:
[b]Rzut pierwszy:[/b] [ilość oczek np. 1]
[b]Rzut drugi:[/b] [ilość oczek]
[b]Suma pierwszych rzutów:[/b]


Az i Maria wyrazili gotowości do kontynuacji pierwszego etapu. Zasady nie zmieniły się w żaden sposób [kilk]. Ewentualne pytania kierujcie na PW.
Termin: 12.06. Jeśli wyrobicie się przed jego końcem, to po prostu zaczniecie wcześniej drugi etap z Farosem. Nałożę Wam wówczas drugi termin.

Wszelkie rzuty dokonujcie w tym temacie.

Przepraszam Was za zwłokę. Nieco pokąsało mnie życie i musiałem się do niego – chcąc czy nie chcąc – ustosunkować, ale teraz powinno już wszystko pójść z górki.
Let’s go.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

- W takim razie ty możesz mi pokazać katedrę i okolice góry, a ja cię zabiorę w inne części Edenu. Po kawałku, tam gdzie jeszcze nie byłeś - stwierdziła, dochodząc chwilę wcześniej do wniosku, że przynajmniej tyle mogłaby zrobić dla swego młodszego pobratymca. Była w stanie zrozumieć, jak trudne musi być poruszanie się po zalesionych terenach bez możliwości posłużenia się zmysłem wzroku, a już tym bardziej samotnie. Zapewne taki stan rzeczy przysparzał wielu trudności, skoro pozostawiał Fabienowi niewielkie pole manewru co do tego, gdzie może się bezpiecznie udać. Nie potrafiła wyobrazić sobie, by sama w podobnej sytuacji mogła zachowywać się równie spokojnie. Przecież aż by ją nosiło, żeby wyrwać się gdzieś dalej! Od najwcześniejszych lat nie potrafiła usiedzieć w jednym miejscu, stąd odebranie możliwości poruszania się po świecie byłoby dla niej jedną z najgorszych możliwych tragedii.
Choć rozmowa przebiegała w dość przyjemnej atmosferze, w serce anielicy zaczął wkradać się niepokój. Irracjonalne poczucie zagrożenia powodowało, że jeszcze uważniej rozglądała się dookoła, jakby z dowolnej strony ścieżki miało zaraz wyskoczyć kolejne zagrożenie. Nie miała oczywiście pojęcia o tym, jak bliska była prawdy ani też co czyhało na nich niedaleko - i z minuty na minutę coraz bliżej. Wiedziała, że powinni lada moment znaleźć się na plantacji, jednak nawet ta myśl nie potrafiła przegonić narastającego strachu, który jakby przysiadł w maleńkiej postaci na ramieniu Lise i rósł odrobinę za każdym razem, kiedy stawiała kolejny krok. Postanowiła jednak, by nie dać po sobie poznać zaniepokojenia. Ostatnie, czego chciała, to niepotrzebnie denerwować swojego towarzysza jakimś bezpodstawnym lękiem.

Rzut pierwszy: 4
Rzut drugi: 4
Suma pierwszych rzutów: 10
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Podobała mu się ta propozycja. Była równocenna. Coś za coś. A i Lise sobie odświeży las, którego nie pamięta już za dobrze.
- Bardzo chętnie. Kiedy by panienka chciała zacząć? - Słychać było po jego głosie, jak entuzjastycznie podszedł do nowego zadania. Zawahał się dopiero po chwili. - Jeśli to nie problem, sam wolałbym dopiero za parę dni - dodał ostrożniej. Sądził, że anielica zrozumie. Fabien nie był w danym momencie sprawny na tyle, aby urządzać plenerowe wycieczki po Edenie. Wolałby sobie z tydzień posiedzieć w domu, zebrać się psychicznie po misji, wygoić rany. Dopiero po tym mogą ruszać naprzód a nawet i od krańca do krańca, jak starczy sił, chęci czy cierpliwości do blondyna.
Z każdym kolejnym krokiem jego wątpliwości i obawy rosły. Czy on sobie poradzi? Czy w ogóle dadzą radę przeżyć tę misję? Lęk powoli napływał do jego umysłu, spowijał osobę anioła niczym kokon. Zaczynał dusić i ograniczać, odbierać dech oraz zdolność trzeźwego myślenia.
Potarł ramię, czując, jak pomimo słońca i ciepłego wiatru, zrobiło się chłopakowi zimno. Lodowate dreszcze przechodziły wzdłuż kręgosłupa Fabiena, rozsyłając po ciele drgawki. Serce przyspieszyło, obijając się o żebra, a na skórę wstąpiły kropelki potu. Bał się. Już nawet nie wiedział czego. Może obawiał się o własne życie? Może tego, że zaraz coś na nich wyskoczy i rozszarpie? On miał więcej powodów do strachu niż Lise. Szczególnie po tej podróży, w czasie której spotkało ich tyle nieszczęść. W każdej chwili mogą natrafić na kolejne, a on go nawet w porę nie dostrzeże. A co, jeśli to będzie ich ostania przygoda?
Potarł drżącą ręką policzek, starając się opanować. Zapiekły rozcięcia, acz niewiele to dało. Nie był w stanie się uspokoić. Wręcz przeciwnie, każdy kolejny krok sprawiał, że anioł coraz mocniej kulił się w przerażeniu. Zwalniał, zaczynał paranoicznie nasłuchiwać każdego szelestu, aż zatrzymał się całkiem.
Stara się być silny psychicznie, ale z natury jest płochliwy. Jego "siła" objawia się bardziej entuzjazmem, którym walczy z depresyjnymi myślami. Próżno szukać u chłopaka odwagi, a śmiechem nie zamaskuje paniki, choćby chciał. Nic więc dziwnego, że łatwo poddał się aurze, przynoszonej przez wiatr.
Kawałek od nich znajdowała się niewielka polana. Na jej środku ku ziemi chyliła się stara wieża, prawdopodobnie pamiętająca zeszłe stulecie, jak nie jeszcze poprzednie. Kamienie wygładził deszcz oraz wiatr, wiele z nich odłamało się i leżało teraz w trawie wokół budowli. W szczeliny oraz spękania swoje łodygi wciskał kaukaski granat, porastający niemal połowę baszty. Żółte grona sporymi kiśćmi zwisały z pnączy, kusząc dojrzałymi owocami.
Gęsta trawa poprzetykana była kępkami jasnych kwiatów altei, kołyszących się w rytm wiatru. Nie to jednak martwiło najbardziej. Niepokojące były plamy zwiędłych, zgniłych roślin, roznoszących wokół zapach rozkładu. Ślady wypalonej ziemi prowadziły pod fasadę wieży, gdzie stał osobliwy, czarny koń. Skóra wisiała na nim jak niedbale naciągnięty kostium; kości przebijały przez ciało, w mięśniach ziały dziury i wylewała się z nich posoka zmieszana z jadem. Skapywał na ziemię, zabijając wszelką roślinność. Trupia bestia pochylała groteskowy łeb nad leżącym w trawie truchłem. Było stare, wyschnięte i w większości obgryzione przez wilki oraz rysie. Żaden to posiłek dla cmentarnego ogiera. Niemniej stwór mozolnie gryzł kości; pękały jak szczapki w jego szczękach. Do momentu, aż nie wyczuł świeżej krwi. Wiatr wiał w przeciwną do niego stronę, tym samym opóźniając wyczucie ich przez pożeracza, aż nie pokazali mu się osobiście... I to właśnie stało się ich zgubą. Wyłonili się bowiem spomiędzy drzew w miejscu oddalonym ledwie o parę metrów od potwora, alarmując przeciwnika niemal natychmiast.
Koń upatrzył ich sobie na nowe ofiary; chrapy rozszerzyły się, wciągając powietrze przesycone wonią juchy. Był jak rekin, któremu starczy parę kropel posoki, by wpadł w szał. Porzucił wyschnięte na wiór ścierwo, z bliższej odległości przerażająco podobne do ludzkiego, zanim zaszarżował na nieświadomego jego obecności ani zamiarów Fabiena. Ziemia drżała pod kopytami ogromnego ogiera, wzbudzając tylko większy strach w sercu blondyna i dopiero tym uświadamiając go, że znajduje w niebezpieczeństwie. Cofnął się odruchowo, acz niewiele więcej mógł w tym momencie zrobić. Miał zbyt nikłą wiedzę o własnej sytuacji, aby podejmować poważniejsze kroki.

Rzut pierwszy: 6
Rzut drugi: 1 o__o
Suma pierwszych rzutów: 10
Ilość odegranych kolejek:  1
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Oczywiście, że propozycja była dobra - w końcu Lise zdarzało się mieć wyczucie od czasu do czasu i podrzucić rzeczowy pomysł. Skoro mogli pomóc sobie nawzajem i przy okazji spędzić czas w miłym towarzystwie, grzechem byłoby nie skorzystać z okazji. A ta nadarzyła się wspaniała, skoro Lotte zamierzała zostać w Edenie już na stałe, zamiast uciekać do podziemi Miasta. Tych miała dość na bardzo długi czas i nie wydawało jej się, by była tam jeszcze mile widziana. Mimo tego, że zadbała o poinformowanie Łowców o powodach swojego odejścia, nie łudziła się, że odpuszczą sobie nadanie jej miana dezertera. Może co najwyżej nie będzie priorytetowym celem na liście głów do odstrzału ze względu na niską szkodliwość... czy coś.
- Tak, za kilka dni będzie w porządku. Na pewno się jeszcze zdążymy umówić, w końcu nie ma się z czym spieszyć - przytaknęła. Po przygodach w lesie oboje będą potrzebowali czasu na wylizanie ran i ogólnie odpoczynek, tak fizyczny jak i psychiczny. Wydarzenia, które w tym krótkim czasie podróży zwaliły im się na śliczne blond główki przyniosły ze sobą taki poziom stresu, że Merricks powoli zaczynała podejrzewać u siebie zaczątki paranoi. Im dalej wchodzili w las, tym bardziej ogarniało ją poczucie strachu, choć przecież żadne zewnętrzne czynniki nie świadczyły o nadciągającym zagrożeniu. Coś jednak musiało się dziać, intuicja nie mogłaby być aż takim wierutnym kłamcą.
Sytuacja wyjaśniła się, kiedy ścieżka otworzyła się na polankę, a tuż przed twarzami dwójki aniołów wyrosła stara wieża. Spomiędzy drzew nie było jej widać wcześniej, a że znajdowała się tuż przy wylocie leśnej dróżki, nie sposób było uniknąć natychmiastowej konfrontacji z stojącym u podstaw ruin koniowatym. Wystarczyło jedno spojrzenie, by Lise rozpoznała owo tajemnicze zwierzę. Słyszała o nim mniej i bardziej fantastyczne opowieści, jednak nigdy nie spotkała żadnego z nich świadomie. Szczerze, wcale nie paliło jej się do oglądania koszmarnego wierzchowca oko w oko, tym bardziej z tak bliska i w sytuacji, w której towarzyszył jej już i tak pokrzywdzony przez naturę młodszy anioł. Znając życie, kolejne zetknięcie z bogactwem edeńskiej fauny nie mogło skończyć się dobrze.
Przeczucie nie myliło. Potworny trupi konik musiał poczuć się zagrożony pojawieniem się aniołów i kogo w pierwszej kolejności obrał sobie za cel? Oczywiście, że Fabiena, który nawet nie miał pojęcia, jakie monstrum na niego szarżuje. Bestia nie pozostawiła im ani sekundy czasu na przemyślenie planu ucieczki. Pierwszym odruchem Lis było odepchnięcie młodszego anioła sprzed końskiego pyska, jednak sama już nie zdążyła się cofnąć przed ciosem potężnego kopyta. Trafiło anielicę w bark, nim oboje przewrócili się na trawę, a zwierz przeskoczył nad nimi.
- Pożeracz koszmarów. Wielki, trupi koń. Musimy wiać - zakomunikowała krótko, ledwie łapiąc oddech, z głową wciąż na poziomie trawy. Tenże lakoniczny plan zamierzała od razu wcielić w życia, gramoląc się w pośpiechu z powrotem na nogi i starając się tez pomóc Fabienowi w powrocie do pionu.

Rzut pierwszy: 6
Rzut drugi: -
Suma pierwszych rzutów: 19
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Urijah najwidoczniej nie dał się przekonać uroczej gospodyni, ponieważ oddalił się bez słowa, jakby to, co go trapiło - cokolwiek to mogło być - przygniotło go zbyt mocno. Blondyn odprowadził go wzrokiem ze zmartwioną miną, zastanawiając się, jakież brzemię spoczywa na barkach tego cichego, ale z pewnością dobrego anioła. Kiedy barczyste plecy mężczyzny zniknęły w zaroślach, anielski lekarz zwrócił się w stronę Elemis:
- Cóż, widocznie przyszło nam wykonać to zadanie razem, skoro ani Maria, ani Urijah nie są w stanie wesprzeć planów Jahleela - mówił to z uśmiechem na twarzy, by piękna anielica nie odniosła czasem wrażenia, że świetlisty jest zmartwiony takim obrotem spraw. Nie był, absolutnie, więc dlaczegóż miałby przez niezręczność w słowach dopuścić do takiego odbioru?
- Faktycznie, Azarelu. - twarz Elemis również ozdobił delikatny uśmiech - W takim wypadku powinniśmy już ruszać, gdyż nasi towarzysze z pewnością zdążyli oddać się całkowicie radości ze zbierania plonów natury. Którą ście- w tym momencie na polanę weszła jasnowłosa istota, która mogła być tylko i wyłącznie zagubioną Marią.
- Mario! - zawołała Elemis - przybywasz w samą porę, by dołączyć do Azarela w zbiorach! Nie mitrężcie, nasz medyk z pewnością wyjaśni Ci zasady po drodze.
Azarel z promiennym, jak cała jego osoba, uśmiechem, podszedł do Marii i lekko się przed nią ukłonił.
- Witaj, droga przyjaciółko. Czy wolno mi powiedzieć, że radość na mnie spłynęła, gdy tylko się zjawiłaś? - zaczął z kalekim odpowiednikiem szarmanckości - Jak zapewne wiesz, jesteśmy tu, by pomóc Jahleelowi w organizacji ziół, niezbędnych do funkcjonowania Azylu. - wręczył jej koszyk, sam zarzucając sobie drugi na ramię - Nasi towarzysze niestety już wyruszyli, więc zostały nam jedynie dwie ścieżki do obrania - czerwona i żółta. - wskazał je po kolei. - Sugerowałbym żółtą, bo to kolor najbardziej zbliżony do barwy jasnego złota Twoich włosów, lecz pozostawię ten wybór Tobie. - zakończył, z lekkim wyczekiwaniem na twarzy.


jeszcze nie zbieramy

Rzut pierwszy: 6
Rzut drugi: 2, a potem 4
Suma pierwszych rzutów: 6
Nazwa rośliny: dyńki
Ilość zebranych przez postać roślin: 6
Ilość odegranych kolejek: 0
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Maria nie miała w zwyczaju przychodzić później, niż się zapowiadała, więc sytuacja, która zaszła tego dnia była dość niezwykła. Cóż takiego się wydarzyło? Otóż wiele rzeczy. Różnych, mniej lub bardziej dziwnych rzeczy. Anielica bowiem pomimo tego, że była już rozbudzona, z powrotem zapadła w głęboki sen, a gdy już otworzyła oczy, wpadła w panikę, tym samym doprowadzając sporą część swojego niewielkiego domku do stanu wręcz przerażającego. Wtedy jeszcze nie była spóźniona, jednak odezwało się w niej coś, co kazało jej posprzątać. Tak też zrobiła. I nawet wtedy zdążyłaby dołączyć do aniołów. A jednak, gdy już się zbliżała do miejsca spotkania, zauważyła, że zabrakło jej czegoś tak nieistotnego, jak jej robótka ręczna. Każdy inny stwierdziłby, że trudno, nie ma nad czym płakać. Każdy, ale nie Maria. I faktycznie płakać zaczęła. Wróciła się do domu, wzięła robótkę, której tego dnia i tak nie przybyłoby nawet jednego oczka. Tak bezsensowny i niezrozumiały był powód jej spóźnienia. Obawiała się, że wszyscy już poszli bez niej, jednak gdy jej oczom ukazał się, prócz Elemis, jeden anioł, który najwyraźniej pozostawał bez pary. Ulżyło jej i niesamowicie się ucieszyła. Podeszła, właściwie podskakując do aniołów, obdarzyła Elemis i Azraela szerokim uśmiechem, po czym złapała swojego potencjalnego towarzysza za obie dłonie i z wielką radością przywitała.
- Och, dzień dobry! Wybaczcie mi proszę moje spóźnienie...wydarzyło się coś strasznego! Ach, ale nie ma się już czym przejmować! - wypuściła dłonie Azraela, poprawiła spadającą opaskę, po czym znów wpadła w, typowy dla niej, słowotok - Ach, panie Azraelu, oczywiście, że wolno! Ale wie pan, ja też się bardzo ucieszyłam! Bałam się, że zostanę sama...ale na szczęście pan też tu jest! Ojej, ale nie został pan sam na zbyt długo, prawda? - na chwilę zeszła z tempa, tylko po to, żeby znów do niego powrócić -Och, żółta to dobra sugestia! Czerwony to taki straszny kolor...ach, ale nadal go lubię! Moja ulubiona opaska jest czerwona! Czerwone są też truskawki, jabłka, arbuzy, nawet zrobiłam kiedyś taki czerwony sok! Ach, ale jak coś się komuś stanie, to leci z niego czerwone... Chyba dlatego nie kojarzy mi się tak dobrze. A...a pan też ma takie ładne włosy! Dopasowaliśmy się! - zaśmiała się, poprawiła torebkę na ramieniu i kiwnęła lekko głową, jakby zgłaszając gotowość - Chodźmy żółtą!
Spoiler:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Myślał, że najgorsze już za nimi. Rozmowa zeszła na miłe tory, zrobiło się przyjemnie. Planowali spokojną wycieczkę w las... W tracie rzekomo spokojnej wycieczki w las. Prawda była taka, że jeszcze trochę i Fabien nabawi się paranoi. Będzie się bał wyjść samemu z domu albo wejść między drzewa, aby nie prześladowały go myśli o potencjalnym niebezpieczeństwie, czekającym nań na każdym kroku.
Nie spodziewał się pchnięcia i tylko dzięki zmęczeniu po poprzednich urazach nie odwołał się w panice do własnej mocy. Padł na trawę, obijając i tak bolące ciało, nie śmiał jednak protestować czy skarżyć się. Słówkiem nie pisnął na temat własnych nieprzyjemności po zderzeniu z ziemią. Fakt, że coś przeskoczyło tuż nad nimi i potem słowa Lise tuż obok ucha, skutecznie uwięziły głos w jego gardle.
Bał się. Panicznie. Oczy mu się zaszkliły, a ciało przeszły dreszcze. Ale każdy ból był lepszy od bezpośredniego zderzenia z trupim koniem. To nie był pegaz, aby spłoszony uciekł. Ten ogier zapewne nie omieszkałby jeszcze wgnieść wszystkich kości anioła w jego wnętrzności, tworząc apetyczną paćkę. Niemalże jak nieco bardziej chrupiące smoothie. Krwiożercza bestia by nie pogardziła.
Anielica uniosła się, wstając dość sprawnie i chwilę po tym pomagając podnieść się także Fabienowi. Anioł niewiele myśląc cofnął się w kierunku, z którego przyszli, trzymając kurczowo anielicę za rękę. Niestety, za mocno szarżować to on nie mógł... Sprintem się nie puści. Ale na tyle, na ile mógł, starał się uciec, czekając, aż blondynka pokieruje go we właściwą stronę.
- Możemy odlecieć? - Spytał, nie zdając sobie sprawy, że w powietrzu nie będą bezpieczniejsi. Oderwanie od podłoża nie ochroni ich przed przeciwnikiem obdarzonym skrzydłami.

Rzut pierwszy: 3
Rzut drugi: -
Suma pierwszych rzutów: 19
Ilość odegranych kolejek:  2
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 6 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach